
Anielica Śmierci
Użytkownicy-
Postów
130 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Anielica Śmierci
-
Rozgrzane Kłamstwa
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na BlackSoul utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Drastyczne i wstrzącające. Jak zwykle bardzo misie. [Oh, jak ja okropnie długo tu nie byłam!] -
Z pamiętnika z psychiatryka. Wpis drugi.
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Hahaha! Justynko, żadne oczywiście. W książkach - ogółem. -
Z pamiętnika z psychiatryka. Wpis drugi.
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Justynko, trzeba szukać: na tym forum, na innych i w książkach ;) -
Tekst w sumie chyba aż nad to poetycki, więc w pewnych miejscach niezrozumiały. A akurat nadcięty trawą, piekący dzień jak dla mnie bardzo.
-
Z pamiętnika z psychiatryka. Wpis drugi.
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Olu- staram się być mniej roztrzepana, więc pewnie to widać w pamietniku ;) Black- komantarz na komentarz: hihi :D A nad tym więcej można popracować :D Pozz, A. -
Z pamiętnika z psychiatryka. Wpis drugi.
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Zgrzyt. Chlup. Plask. Łup, łup, łup. -MATEUSZ! Jak cię dopadnę, to ci urwę głowę i utnę wszystkie wystające członki! A potem cię poćwiartuję, część zamrożę, a resztę upiekę i zjem! A potem… Nie ma to jak nagłe przebudzenie przez wiadro lodowato zimnej wody. Przysięgam, pewnego dnia zabiję to dziecko, a świat mi jeszcze podziękuje. Matko kochana. Czy jest godzina 2.22?! O, nie. Zegarek mi się przewrócił. Jest za pięć szósta. Pięknie. Teraz już nie zasnę przez tego… Tego… Eh. Gdzie są moje tabletki? Pierwszy raz od niepamiętnych czasów miałam chwilę czasu przed wyjściem do szkoły, mogłam więc oddać się chwili błogiej przyjemności ze szczotką do włosów, mascarą, pudrem i błyszczykiem. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów mam wrażenie, że wyglądam jak człowiek. Ładnie, znaczy się. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego już trzeci z kolei facet na ulicy wciska mi w rękę tulipana. Jakieś wybory są czy coś? Ten kraj zwariował. Ewentualnie moje miasto jest chore. Dopadła je zaraza. Objawy: wysypka ludzi z kwiatkami, czerwono-różowe plamy w witrynach, na bilbordach, na ulicy, miliony… Serduszek, no właśnie! Szybki rzut oka na mój niezawodny zegareczek uświadomił mi, że przecież dzisiaj walentynki. O nie, po co w ogóle wychodziłam z domu… Zaciśnięte usta, zmarszczone czoło i furia w oczach Anny uświadomiły mi, że nie jestem sama w bólu. -Walentynki. – Więcej mówić nie musiała. Dodała jednak coś na temat niemoralnego zawodu maci. - Ano. – Moja odpowiedź była jednoznaczna. Dla niej. Większość przerw spędziłyśmy wydając sobie nawzajem komendy takie jak „nie patrz w prawo!”, „zatkaj uszy!”, „ tylko nie rzygaj…”. Jednak mimo tego, czy patrzyłam w lewo, prawo, w górę czy w dół, i że z całych sił zatykałam uszy, dokoła widziałam całujące się pary i słyszałam wszędzie wyznania miłości. Była to ciężka próba dla mojej wytrzymałości i samokontroli. Nie to, żebym miała coś przeciw wymianie DNA, to bardzo pożyteczne i w ogóle. Po prostu nie musi to odbywać się publicznie. Ewka dostała dwóję. A potem zobaczyła napis wyryty na drzewie. „Nie płacz Ewka, bo tu miejsca brak na twoje gluty”. Załamało się biedactwo. Nawet moje „nie martw się, jutro będzie gorzej” nie pomogło. Dziwne, zawsze to ją śmieszyło. Hmm, może powinnam być bardziej tkliwa, rzucić się na nią, przytulić, pogłaskać, a potem zaprowadzić do sorki z zapytaniem o poprawę. Po chwili niezdecydowania tak też zrobiłam. Rękaw będę suszyć chyba do końca życia. - O, Anna! Co tam? Fce odrobiłaś? - Ha-ha. Ha. A w ogóle coś było? - Nie wiem. W sumie. A jak tam Twój Adorator? - W kopa chcesz? - Czyli świetnie. Ile esów ci przesłał wczoraj? - Jak cię walnę, to się kopytami nakryjesz. - Jednak trochę tego było… Jeszcze się nie znudziło? - Jak mu zajebię kiedyś w ten krzywy uśmiech... - Oczywiście mu odpisałaś. - Srali muchy - będzie wiosna. - No jak mogłaś! Pewnie czekał na twojego gorącego esemesa… - Anka! - Tak, Anno? - Nienawidzę cię. - Wiem. Anna przeżywa kryzys. Tak zawzięcie flirtowała z pewnym przystojniakiem, że udało jej się poderwać jego obleśnego kolegę. No i ma problem. Po jaką cholerę zakładałam dzisiaj spódnicę? Przemokły mi buty, jest zimno i wciąż podwiewa mi tyłek. I niech mi ktoś powie: jak tu nie zrzędzić?! Przechodzę właśnie koło kościoła, zza którego wylewa się mały tłumek ministrantów otoczony różnokolorowymi dzieweczkami z chóru. No tak, próby. Popatrzę sobie, może pośród rozwianych blond włosów i błyszczących, przerażająco długich paznokci zalotnie owe włosy burzących znajdę Mojego Pięknego Ministranta? Nagłe szarpniecie za szalik kończy się niemal zaryciem zębami w czoło jakiegoś ośmio, może dziesięciolatka. Mały morderczo, ale skutecznie zwraca na siebie moją uwagę. - Hej ty! – Hejty? A co to ja, jakaś wieśniara czy inna kobyła jestem, żeby do mnie jak do konia się zwracać? Ze zdziwieniem na twarzy spoglądam na pędraka przeszkadzającego mi w obserwacji. - Tamten chłopak powiedział, że jak ci nie powiem, że mu się podobasz, to mi urwie uszy, to ci mówię, że mu się podobasz. Acha, pyta się jeszcze, czy nie chciałabyś zostać jego wiolentynką. - Walentynką – poprawiam odruchowo. – Że co?! – Nagle docierają do mnie słowa małego. – Który chłopak? - Tamten duży, z czarnymi włosami. Jest ciemno. Jak na moje oko oni wszyscy mają czarne włosy. A w puchowej kurtce każdy wydaje się duży. Nagle napotykam spojrzenie Mojego Ministranta. Poprzez tłum scholistek przedziera się z powrotem chłopiec, który przyniósł mi zaskakujące wieści. Ministrant pochyla się, po chwili unosi głowę i z uśmiechem naciąga małemu czapkę na oczy. Nadal uśmiechając się patrzy na mnie. Dlaczego ja stoję w miejscu i gapię się jak nienormalna? Hmm, chyba te buty aż tak bardzo mi nie przemokły. I wiatr już nie wieje, wiec nie jest wcale tak zimno. W sumie to jest całkiem miło, jasno i przyjemnie. Świat ma swój urok. W sumie to dobrze, że założyłam dzisiaj spódnicę. -
Batalia o ... nagość
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na BlackSoul utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Okrutne, przerażające, miejscami odrażające. Interpunkcja szwankuje w kilku miejscach, dokładnie nie pamiętam, ale proponuję przeczytać jeszcze raz i się zastanowić ;) "Zacementowane szafy w których mole podgryzały wspomnienia otworzyły się z hukiem." - parełka. Bardzo! Dyg, A. -
Naga,dałam się porzreć ziemi-teraz szukam
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na BlackSoul utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
O kurczaki, Black! Chyba się boję. Co do palca w nosie... A fe! ;P -
urodziła potwora - stróżem Diabeł
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na BlackSoul utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
No widzisz? I po co Ci to było... :P -
urodziła potwora - stróżem Diabeł
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na BlackSoul utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Nic, na poczatku miałam wrażenie, że zabrakło paru przecinków, ale potem uznałam, że jednak nie ich trzeba. Bubek? Obrażam się! :P -
urodziła potwora - stróżem Diabeł
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na BlackSoul utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Teraz już nic znowu :P Buziaki, A. -
urodziła potwora - stróżem Diabeł
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na BlackSoul utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Mmm, powiało prozą... Y, grozą, znaczy się. Psychodeliczny tekścik trochę, ale mi się bardzo. Bardzo. Gwoli czepiania, interpunkcję w kilku miejscach warto by uzupełnić :P -
Płuca niech zawsze będą zielone
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na MARCEPAN 30 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Bardzo smaczne. Hmm, no, nie te papieroski, raczej liryczność ;) Bukiety śmierci może rzeczywiście trochę grafomańskie, ale jak dla mnie wpasowują się w całość idealnie. -
Dzień rozmowny.
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Olu, no widzisz, a "na żywo" nikt nie może złapać o co mi chodzi ;) -
z pamiętnika z psychiatryka
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
To jest dopiero wypowiedź! Chyba niewiele zrozumiałam X.x Najpierw zdrowy... hmm dosadne wyrażenie opinii negatywnej, a potem pochwała. Dziękuję w każdym bądź razie :D lewatywa, mam nadzieję, że doznanie lepsze niż w loginie xD Z ukłonem, A. -
Dzień rozmowny.
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Złota nasza rzeczywistość, pani Justyno ;) -
Dzień rozmowny.
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Trzeba było ją zostawić na koniec ;) -
Dzień rozmowny.
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Wstyd się przyznać, ale nie przeoczenie _-_ -
Dzień rozmowny.
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
O kurczę. Nie nadaję się do pisania, nawet Word mi nie pomaga nie robić błędów xD Panie Piotrze, nie jest pan upierdliwy, tylko pomocny :D Może smutne, ale prawdziwe, niestety. Pozz, A. -
Dzień rozmowny.
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Bo tytuł i tak wiele nie wnosi. Treść też niekoniecznie. -Jak będziesz miała tyle lat co ja, to zobaczysz dopiero, co to znaczy! -A ile ma pani lat? -Nie pyskuj mi tu smarkulo! O, jak ja strasznie zobaczę… Hm. Nie zobaczę. Jak będę miała tyle lat co tak stara krowa to już nic nie będę widzieć. -Bilety do kontroli proszę. -Proszę. -Ulgowy. -Tak jak widać. -Legitymację poproszę. -Chwilowo nie posiadam. -A co się z nią stało? -Przypadkowo i niecelowo uległa zniszczeniu. -Jest styczeń, od września było chyba trochę czasu, żeby sobie wyrobić? -Nie zniszczyła się we wrześniu. -I co teraz? -Teraz wysiądę? -Ale ja pani nie wierzę, że pani może jeździć na ulgowym. -No to może pokażę pani książki, które mam w plecaku? -A co mnie obchodzą twoje książki? -Chyba nie sądzi pani, że zbiór zadań z matematyki dla klasy pierwszej liceum noszę gwoli przyjemności i rekreacji?! -Bilety do kontroli proszę. Proszę pana, niech pan bilet pokaże! Nie ma to jak miła konwersacja w autobusie. -Witam w firmie Mip. W czym mogę pomóc? -Yyy… Eee… Ania jest? - Przy telefonie. Cześć Łukasz. Co słychać? -A nic. Tak dzwonię. Gdzie jesteś? -W domu. -Aha. -Mhm. -Kocham cię. -To miło. -Co ci jest? -Nic takiego. Znowu zły dzień. -A ty miewasz dobre? -Tak. Jak spada meteor na ziemię. -Jesteś strasznie egoistyczna, wiesz? -Wiem. -Kocham cię mimo tego. -Ja ciebie też. -No. To dobrze. Masz szczęście. -Wiem. -No to pa. -No hej. Słodki jest. Tylko dojdzie do tego, że jeszcze mi się oświadczy z tej miłości. I nas politycy pogonią. Albo mnie. Chociaż nie. Właściwie to może mi by kasę dali, jakbym się na jakąś listę wpisała. -Piszesz. -Piszę. -Daj przeczytać. -Masz. -Przeczytałem. -… -I co z tego. To jakieś rozmowy. -Wiem. Nic z tego. -To pamiętnik ma być? -Nie. -To po co marnujesz miejsce na kompie? -Nie wiem. -
z pamiętnika z psychiatryka
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Panie Cornellos, mogę spróbowac popracować nad resztą części. Dziękuję za odwiedziny i miłe słowo, pozdrawiam, A. -
z pamiętnika z psychiatryka
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Mm, dzięki za rady. Postaram się zastosować :) -
z pamiętnika z psychiatryka
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Meliso, nie, nie jest. Na forum chyba nie da się prowadzić bloga, z tego co wiem. Marcepan- tak jak wynika z tytułu. Nie sądzisz chyba jednak, że to wszytko przydarzyło sie jednej osobie jednego dnia? -
z pamiętnika z psychiatryka
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na Anielica Śmierci utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
//Hmm, to chyba mój debiut.// Baby, did you forget to take you meds? Wielce irytującym, ale niezbędnym dla anemicznego sklerotyka pytaniem obudził mnie „psychodeliczno-naćpany” głos wokalisty Placebo. Powoli zaczynam nienawidzieć tej piosenki. I jeszcze nienawidzę tych sików łosia, które muszę pić rano. I nienawidzę jeszcze… O foka! Dlaczego tak mnie boli ręka? Dopiero po kilku minutach zorientowałam się, że moja ręka ułożona jest w nienaturalny trochę kształt, a w nadgarstek wbija mi się cały zastęp metalowych pierdułek, przeczepionych do kilkunastu bransoletek, których zapomniałam zdjąć. Kiedy nareszcie uwolniłam rękę i byłam w stanie odcyfrować znaczki na wyświetlaczu telefonu, okazało się, że jest grubo po siódmej – czyli mam dziesięć minut, żeby się wyszykować. Po dobrych dwudziestu wypadłam z domu, starając się jednocześnie upchnąć ksiązki do torby, zamknąć drzwi, poklepać po głowie psa, założyć buty, włożyć słuchawki w uszy, przeżuć suchą bułkę i nie wyglądać jak połamaniec tańczący dziwną odmianę salsy. Żadna z tych rzeczy mi nie wyszła. Pies załapał się na dźgnięcie palcem w oko, a biała skarpetka przeżyła niemiłe spotkanie z ziemią. Niemiłe dla białości, oczywiście. Siedząc w autobusie, jeszcze względnie pustym, starałam się zakryć korektorem cienie pod oczami (wynik czytania Kubiaka). Skończyło się to tym, że pół drogi ryczałam jednym okiem. Kiedy dotarłam do szkoły z całą mocą uświadomiłam sobie, że mam najbardziej przypadkowy zestaw ciuchów, na jaki mogłam się zdobyć. W jego skład wchodziły: czarne adidasy, jedna getra niebieska, druga czerwona, rajstopy w zielone, czarne, fioletowe i granatowe paski, jasnożółta spódnica, jaskrawozielona bluzka, czarna bluza, wszystkie bransoletki, których nie zdjęłam wczoraj, ze trzy różne krzyże (innych zawieszek nie noszę) i czerwone korale. Hmm. To cud, że miałam też długi, czarny płaszcz, ludzie z autobusu nie musieli widzieć tej ubiorowej mieszanki wybuchowej. Zdjęłam getry, korale i bluzkę (postanawiając nie rozpinać bluzy przez cały dzień) i udałam, że to po prostu taki styl. Na szczęście w szkole panuje wolność ubiorowa. Jak się dobrze przyjrzeć, nie tylko ja mam problemy z odpowiednim doborem ciuchów rano… W czasie 8 lekcji popełniłam pięć prób samobójczych, w tym dwie udane (włączając w to próby pocięcia się otrębami, powieszenia na papierze toaletowym i nadziania na karnisz, który to wielce widokowy sposób samouśmiercenia zalecił mi sor od matematyki) zostałam trzy razy zapytana na jednej lekcji włoskiego (kiedy powiedziałam, że jak mnie sor zapyta jeszcze raz, to się powieszę, ten z dzikim uśmiechem poprosił mnie po raz czwarty), napisałam klasówkę z chemii (napisałam? ekhem, przepisałam), 52 razy odmówiłam „Ojcze Nasz” (w tym 4 razy po łacinie, gwoli edukacji), zostałam nagrodzona uwagą „za miłość do ojczyzny i cichy chód po chodniku”, zdradzono mi sekret dotyczący położenia kredy i uświadomiono moją niezdolność przewidywania numeru zadania, które mam wykonać na tablicy. Po drodze zjadłam zapiekankę w budce, gdzie sprzedawczyni po raz enty z mądrą miną zapewniła mnie, że to niezdrowe i tuczące (czyżby aluzja do moich nadprogramowych kilku kilogramów?). Udało mi się też bez większych sensacji dostać pod dom, jednak próby otwarcia drzwi spełzły na niczym, bo zostawiłam klucze w szatni, razem z siatką z ciuchami na w-f. Spędziłam więc bardzo twórczą godzinę siedząc na terasie, oparta o mojego Demona (nie, nic mu nie było, bo waży dwa razy tyle co ja. I jest psem. Oko chyba też mi wybaczył). W międzyczasie spłodziłam jakieś tam wierszydło. Do domu weszłam, znudzona czekaniem, przez balkon. Alarm postawił na nogi pół dzielnicy, a urocza pani sekretarka poinformowała mnie, że w domu na ulicy Majątkowej (moim domu) został uruchomiony alarm antywłamaniowy. Kurczaki, jakbym nie wiedziała! Godzinę później wysłuchałam standardowej przemowy na temat tego, że się włóczę, nic nie robię, niczego się nie uczę i tylko gadam przez telefon, a za to trzeba płacić. I czytam głupie książki. I piszę jakieś bzdury. I do tego… Wzięłam się za lekcje. Nic nie zrobiłam, wiec przeczytałam kilka tematów z historii. Wpadłam na komputer (dosłownie, bo byłam w skarpetkach i nie wyhamowałam na parkiecie, czego wynikiem było dosyć bolesne i kolorowe w skutkach stłuczenie piszczeli), żeby sprawdzić, czy na którymś z forów ktoś mi nawrzucał. Niestety, nic ciekawego. Znowu pouczyłam się historii, wykąpałam i wróciłam do historii. Zasnęłam słuchając Placebo i Test Icicles, opierając głowę o wielkie, zniszczone tomiszcze „starożytności” Wolskiego. Ała. Wolski wgniata mi się w plecy. Nie chce mi się wstać. Cholera, już prawie ósma. Znowu mam kilka minut na wyszykowanie się. I zaczyna się następny zwykły, nudny dzień. -
Gdzie ja miałem oczy?
Anielica Śmierci odpowiedział(a) na nija seven utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Gdzie dobry wiersz? Gdzie? przeraziło mię ah boję się co to będzie (ę?!)