Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Anielica Śmierci

Użytkownicy
  • Postów

    130
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Anielica Śmierci

  1. Panie Cornellosie, dziekuję za wgląd i czytanie. A.
  2. Radzę mocno zastanowić się nad interpunkcją, brak kilku niezbędnych (moim zdaniem) przecinków zmienia niektóre całkiem smaczne zdania w słowotok, a tego przecież chcemy uniknąć ;) "mnie obleciał zimny pot" - pot zazwyczaj oblewa, a nie oblatuje. "Kiedy ją otrzymał, okropnie zapaskudził, następnie oddał właścicielowi..." - coś mi tu nie brzmi, ale nie mogę się jeszcze zdecydować co. Poza tym temat jest ciekawy, proponowałabym jeszcze trochę pomyśleć nad jego ujeciem. Panie Donie, jest dobrze, ale skoro mogłoby być lepiej, to dlaczego nie spróbować? :) Dyg, A.
  3. Zimno. Zimno, zimno, zimno! W ten jakże uroczy, wietrzny październikowy poranek stoi się na przystanku, pierwszy raz od stu lat czekając na autobus, a nie biegnąc za nim. Jest ósma rano, ptaszki śpiewają, a żule jeszcze (albo już) podśpiewują coś na klatkach. Polska, ach, Polska, umiłowana nasza ojczyzna. -Aleszszsz panni wygląd jak lleczkaaa… Jak porcelanowa lleczka… Tylko obrazy malowaci… Zzara zdjencie zrobjeee… Panni poczkaaa… Uf. Zębów to pan nie mył z miesiąc, miły pannie. -Nie, dziękuję -Ale panni lleczka poczka ja zdjenciee zrobjeee… -Panie, odwal się pan. -Alll tyko jednno… -Nie. Nie, nie, nie dotykaj mnie! – Panie, zabierz pan tę rękę! -Mge panniom poossałowaććć? -Panie, spieprzaj pan! Aaa! Odejdź ode mnie, skunksie! -Panie! Jest, jest! Jedzie trójka, nareszcie! Borze zielony. Skąd się biorą tacy ludzie? Siedzę sobie w autobusie, słucham muzyki, odrabiam pracę domową z matmy (hmm, czy to piątka, czy to trójka? Ale trzęsie), lekturę doczytuję, uczę się łaciny, o borze, jak mi niedobrze. Nagle wchodzi Moje Ciacho. Odrzuca czerwono-czarny szaliczek na plecy odziane w smolistą marynarkę, rozsiada się naprzeciwko mnie (czy on wie, że mi się podoba?!), niedbałym gestem odrzuca ciemne włosky z czoła, zdejmuje lanserskie okularki, z torby wyciąga jakąś uczoną księgę i zaczyna czytać. Ja nadal udaję, przecież wcale mnie nie obchodzi, że dotyka swoją łydką mojej, lalala, czytam sobie Konrada Wallenroda, LaLaLa, przestań rozpychać się z tymi syrami, LALALA, przecież wiem, że masz zgrabne nogi, widziałam w sierpniu, L-A-L-A-L-A, wcale mnie nie obchodzi, że się na mnie gapisz! Czerwona jak jego szaliczek zanurzam nos w zbiór zadań, wcale a wcale nie widzę tego, jak się do mnie uśmiecha sponad tego opasłego tomiszcza. Zabierzcie mnie stąd, zabierzcie, niech on się przestanie patrzeć, zaraz nie wytrzymam i zrobię coś głupiego; rzucę się na niego albo, co gorsza, zapytam o coś tak trywialnego jak godzina. Autobus jedzie z prędkością sto metrów na godzinę, ale w końcu, cudem, udaje mu się dotrzeć na plac teatralny. Moje Ciacho wysiada, a ja wypuszczam powietrze (ooo… pewnie dlatego zrobiłam się czerwona). Przyglądam się jego plecom, patrzę, jak odchodzi w kierunku szkoły. Tak jest od miesiąca. Co poniedziałek wsiada do tego samego autobusu, siada przede mną i wpatrujemy się w siebie. Co poniedziałek mam nadzieję, że się odezwie. Ale nic, dupa, dupa, dupa. Jedyne, na co mogę liczyć, to guma do żucia przyklejona pod siedzeniem (czy uda mi się zajść w ciążę jeśli zdobędę trochę jego DNA?!). Ano i tak. A potem ląduję w szkole, przykuta łańcuchem do ławki na dziewięć godzin, w czasie których jestem zmuszana do mówienia (borze zielony, i to mówienia sensownie!), pisania (aua), czytania (czy ktoś widział moje okulary) i liczenia (hańba! Liczenie na humanie?!). Przy okazji mogę na przykład dowiedzieć się, że z dziewięćdziesięciu zapytanych osób sto odpowiedziało tak, a reszta inaczej, że wahadło generalne się waha, że miłość romantyczna jest romantyczna i że młodzieniec śmiał niepokoić jezioro. A potem wracam do domu, opowiadam psu jak było w szkole, zjadam dwie kanapki z cebulą i solą, siedzę, nic nie robię, myję siebie i zęby, idę spać. Czasami najdzie mnie ochota i poczytam sobie książkę. A czasami włączę muzykę i płaczę, aż oczy nie wyschną mi na wiór. Generalnie jednak udaje mi się zasnąć.
  4. Waldemarze, dziękuję. Nareszcie mi się coś udało ;) Agato-tak, chyba bez "naszych" jest lepiej.
  5. Wciągnęło mnie i szkoda było, kiedy się skończyło. Nad pierwszym akapitem jeszcze bym pomyślała, ale potem... Całkiem smakowite. Brakowało mi Twojej prozy, Black ;P Dlaczego mnie tu tyle nie było?
  6. nie muszę rozumieć wystarczy że wiem śmiejąc się i klaszcząc w technikolorze mrugające światła wymazują z naszych twarzy sen udajemy troszeczkę bojąc się prostoty w codziennych formularzach nie chcemy być banalni mętną żółć tęczówek zakrywamy plastikiem w kolorze baby blue czujemy się pewniej lepiej doroślej zakładam szpilki bo chcę wiedzieć więcej to nic że nadal kocham twoje oczy
  7. Jak zwykle kilka perełek, które warto zachować, a do tego piękny, poetycki i barwny jezyk. Czyli stara dobra Black, ale... Troszkę za bardzo pogmatwane. Tak naprawdę nie wiem, co chciałaś przez to powiedzieć. Za dużo naraz, tak mi się wydaje. Eloszka ;D
  8. Kasiu, po prostu: dziękuję ;) Dyg, A.
  9. Właśnie miałam problem, bo tekst wydaje mi się trochę za bardzo prozowaty jak na poezję. A może poszatkować i przenieść? A Black znowu słodzi :P A.
  10. O, Black w odsłonie słodkiej. Hmm, może gorzko-słodkiej. Bardzo delikatny tekst, chociaż widać w nim Ciebie, że tak powiem ;) Hmm, tę odsłonę też lubię. A.
  11. Zamiast patrzeć sobie w oczy, patrzyli przed siebie. Z tej przyszłości wspólnej zrobiło się wczoraj, bo w sumie nie mieli żadnych chwil teraźniejszych. Przed pierwszym spotkaniem zaplanowali ślub (żeby potem było mniej kłopotu). Zamiast skupić się na czerwonym winie, które przed nią stało, albo chociaż na jego ciepłych, twardych dłoniach, myślała jaki kolor ścian będzie miało ich mieszkanie. Nie kochali się wcale, bo nie było po co. Nie planowali dziecka na przyszłość. Bali się wspólnych wyjść do klubu, bo kac to nic przyjemnego. Sukienka i garnitur też nie były wyszukane: przecież i tak odda się je dla ubogich i potrzebujących. Po wielu latach zrozumieli, że nie ma dla nich wspólnej przyszłości. Papiery rozwodowe już dawno były przygotowane. Zawsze razem patrzyli na jutro. Teraz oboje są samotni i szukają miłości w gazetach. Wciąż nie umieją cieszyć się z dnia dzisiejszego, bo nie mogą go kupić nawet na Allegro.
  12. Pierwsza i trzecia prawie nie do przebrnięcia. Drugą i czwartą czyta się łatwiej, lepiej. Na początek proponuję okroić i zawrzeć konkretniejszy sens. Rzadko kiedy chce się czytać takie zawiłosłowne tasiemce. Pozdrówki, A.
  13. Rzeczywiście wtedy jest niezaciekawie. Mam nadzieję, że mój nie męczy ;P A.
  14. Kasiu - najgorsze co może byc to trudności w czytaniu, bo to klęska autora ;) Don- dzięki, że ktoś zauważył dwuznaczność :D Z ukłonikiem, A.
  15. Pancolek, dziękuję :) Poz, A.
  16. przeżyję moje życie kilkoma błahymi chwilami drobnymi kroczkami dziecka czy starca przejdę swoją drogę klucząc własnymi ścieżkami wydeptanymi przez tysiące stóp nie jestem pierwsza nie będę ostatnia a potem będę umierać pod kołem nożem gorączką czy czasem nie umrę uśmiechnięta śmierć to naprawdę nic zabawnego
  17. Jeśli dobrze zrozumiałam zasady to to jest haiku ;) Dzięki za wgląd. Pozdrówki, A.
  18. Olu, czasem trzeba spróbować czegoś innego. A pamietnik znów kiedys się pojawi ;) Pozz, A.
  19. Justynko, Black - proszę mi tu nie popadać w słodko-smutno-melancholijne nastroje ;) Co do pytania Justyny - część moich tekstów to wymysł, część absolutna rzeczywistość, a reszta: wesoły misz-masz. Od ciebie zalezy jak czujesz to, co tworzysz, i co zawrzesz w swoim dziele - doświadczdnia czy fantazję. W każdym bądź razie - życzę powodenia na drodze pisarskiej :D Dyg, A.
  20. trójnóg się cieszy krzesło złamała nogę będzie miał żonę
  21. Lenistwo i do tego brak odpowiedniego sprzętu _-_ Za mokro! Przydalaby się witamina C. Dyngusa ;) :P :*
  22. U mnie było gorzej: niestety nikt niczego nie obiecywał. A pamiętnik-dobra rzecz. Za każdym razem, kiedy czytam stare zapiski dochodzę do wniosku, że okropny ze mnie dzieciak ;) Z ukłonikiem, A.
  23. Śniłeś mi się wczoraj. Nie wiem, czy to był skutek czyszczenia komputera ze starych zdjęć, czy po prostu za dużo tortu malinowego jak na jeden dzień. Swoją drogą, tort był pyszny, sama robiłam. Chociaż może dałam za dużo polewy czekoladowej… No, nieważne. Nie to chciałam napisać. Wszystkie wspomnienia wydają się dobre z perspektywy miesięcy. Zaraz, ile to już? Prawie półtora roku. To zabawne, uświadomić sobie jak niewiele tak naprawdę pamiętam. Czytałam niedawno mój wpis, ten z datą 22 stycznia. Nie tego roku, oczywiście. Myślałam, że umrę ze śmiechu. Tak bardzo się zmieniłam, że to wydaje się prawie niemożliwe. Zaraz, zaraz, jak to było? „Ten pączek może przerodzić się w kwiat. (…) Niedługo się spotkamy, prawda?”. O słodka naiwności głupiutkiego dziecka! Nie mam żalu, jasne, że nie. Było - minęło. W końcu jakaś pierwsza poważna stymulacja. To się zawsze przydaje. No a przecież „ten świat jest zły i okrutny”, bla, bla, bla. Mieliśmy zostać przyjaciółmi. Nie zostaliśmy – to chyba nawet lepiej. Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt długo. Widziałam cię kilka razy, ale mnie nie poznałeś. Nawet nie wymieniliśmy życzeń wielkanocnych. Wiem, to wszystko nie miało prawa bytu. Proszę, tylko nie myśl sobie, że tak zawróciłeś mi w głowie, że cierpiałam niewiadomo ile. Nie obraź się, ale stosunkowo szybko mi przeszło. Wiem, że ty też zapomniałeś po kilku dniach. W końcu nie zależało ci na mnie zbytnio: "przepraszam, ale nie kochałem cię, nie kocham i chyba raczej nie pokocham". Nawet nie jestem obrażona. Swoją drogą, z nią też nie mam kontaktu, chociaż przyrzekałyśmy sobie wrócić tam za rok. Przyjechała z wakacji i więcej się nie odezwała. Teraz chodzi po mieście udając, że „nie, nie znam jej zbyt dobrze”. Tak do twojej wiadomości dostałam się do tej szkoły, do której chciałam. Ale porzuciłam myśl o fizyce jądrowej, bo marzenia są głupie. I tak tego nie przeczytasz, ale wiesz, śniłeś mi się wczoraj. To przykre. W tym śnie w ogóle się nie znaliśmy.
  24. Jakoś tak sie zimno zrobiło wokół. Znam dziewczynę, która chce usilnie być chłopcem. Podobno czasem po prostu nie można zaakceptować siebie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...