Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

teraa

Użytkownicy
  • Postów

    115
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez teraa

  1. "Henryk_Bukowski - Mnie też się podoba. Nie owijasz sprawy w bawełnę." - własnie Panie owijasz jak najbardziej. dwie pierwsze dają początek pięknej/brzydkiej historii, ale mam nadzieje, że nieświadoma dalsza wersyfikacja dająca się czytać jak piosenka szymona wydry to tylko przypadek.
  2. gdyby było to forum o czarnym humorze uznałbym to za suchar i namacalny koniec internetu. a żeby być rzeczowym: logika jak u rosyjskiego mechanika; dewocjonalia i naokoło tematyczne pewne przywary to sprawa autora . forma: gdzie Pan czytał tak fatalnie rozpisane wiersze (zresztą szkopuł). skąd i co oznaczają te mini znicze? (.)=Amen?
  3. najbiedniejsza końcówka jaka mogła być. kompletnie nie w moim stylu (zresztą mam nadzieje, że 'bukowski' to nie pseudonim, bo by obrażał tą grzeczną formą), ale jakoś chyba rozumiem zastosowaną formę i dziwacznie urzekło: "nim zegary staną nim wywrócą stoły" mimo tych ckliwości kiedyś lądowały takie teksty w warsztacie.
  4. teraa

    zerowanie.

    byłem gdzieś między socjopatą, a przewrażliwionym gnuśnym nowotworem na piersi własnej matki. czyniłem jej pokarm trującym i zbędnym. gnił naskórek i cały system limfatyczny był jak łódzki burdel w którym ukradli nam zegarki o ile łatwiej byłoby pozbyć się człowieczeństwa niż go szukać w beznadziejnych miejscach. oszukiwać się szczególnie kiedy emocji i ludzi tu w chuj. każdy trzyma zwłoki w tapczanie. śmierdzące historie śmierdzących wiecznie ludzi. podludzi. kochanków pewnego schematu przy zbliżającej się jesieni i ogólnospołecznym dole listopada wierzę, że uda mi się zniknąć w tłumie. odnaleźć kobiecą stronę która wzgardzi tym roszczeniowym i pogardliwym tonem. obudzi się na nowy początek, nie budząc padliny leżącej obok.
  5. nie ma chyba nic lepszego od bukowskiego (ostatnio czytałem listonosza) ale ostatnio za grosze kupiłem: ramsey cambell - najciemniejsza część lasu pilch - miasto utrapienia jakis czas temu, klawo napisana stasiuk - dzienniki pisane później zappa frank - takiego mnie nie znacie
  6. teraa

    prowadzenie.

    ku zbiornikom pustym i suchym od ewaporacji poprzednich lat, parła naprzód ta czerwonogłowa diecezja. mułowate i lepkie oczodoły kawałka tutejszej ziemi wzywały śpiewem marynarzy kutra, jak gdyby dawne odnogi dawnego jeziora miały łuski jak feministyczna syrena. z zarośli, całkiem nagi patrząc, spod łun i hostii wdrapywałem się na obrośnięty ptakami zegar tego miejsca. ludzie przybyli do miejsc niby bożych, niby świętych jak piasek z klepsydry rozsypani po błogosławionym polu, po napiętnowanym bagnie. z wysokości, bliżej brudnego nieba, słyszę jako pierwszy przybijany gwóźdź i jako pierwszy rozrywam pęcherz płodowy.
  7. teraa

    kierowanie

    z zarośli patrząc na tę rudą orędowniczkę nieprzemakalnych ideałów, odnoszę wrażenie jakby wiatr miał porwać wszystkie niewypowiedziane słowa. to bóg gra na skrzypcach i wszystkie zarezerwowane dla mnie przekleństwa migoczą w mojej głowie, dają o sobie znać krwią tętniczą, płyną mi po wargach, są tymczasowym makijażem. w lewo, w prawo, w lewo, w prawo, las targany totalitarną siłą, która zetrze z ciebie nawet moje odciski palców. ludzie na tej mokrej polanie, boso stąpając po morzu rosy płyną swoim orszakiem, kutrem. kutrem z rudym masztem.
  8. teraa

    licencjat.

    no muszę. i jeszcze taki zryty temat, ale juz nie miałem pomysłu. ty się nie śmiej, ty kibicuj.
  9. teraa

    licencjat.

    temat już był ale się zmył. potem najwyżej zostanie usunięty. prace licencjacką mam do napisania i temat z jakim mogłem się przebić to mniej więcej "pisma literackie i fora literackie od 2000 roku w polsce". sens to nie krytyka, ani recenzja współczesnej kondycji piśmiennictwa, a jakiś wgląd w medialność tej tematyki. nie proszę tu także o jakieś materiały, cytaty i źródła, ale nie powiem, że oprócz książki "2008" przydałaby się jakaś literatura traktująca o temacie wyżej rzuconym. i to pisałem wczesniej. zaproponowano mi słusznie coś Dunina-Wąsowicza. Usłyszałem też o książce 'Pedagogika mas mediów". Kojarzy ktoś coś może jeszcze. Cos takiego na start, jakies pojęcia pisma literackiego, różnice miecy pismem i magazynem (to znajde z jakis gatunków dziennikarskich). No, ale może ktoś coś. z góry dziękuje
  10. to czytaj lżejszą prozę.
  11. słońce tego dnia zadziałało na mnie jak latarka na śpiącego gdzieś pod wiatą bezdomnego. co jest panie, kurwa?. pan każe, trzeba wstać. mleko wylał czy w latawce dmuchał, niczego nie mogę ujrzeć przez okno. i teraz ten nieszczęśliwy dzwonek jeszcze, do drzwi. odbieram, sądząc, że reklamy. mirra, kadzidło i złoto. takie reklamy powinny odpowiadać kobitce, której płace za to osrane mieszkanie. oto moje pożyczone dary, proszę pani. przeczekam kilka kwadransów uzbrajając się w motywacje, testosteron, czyste majtki i wysterylizowane do czasu sumienie. tak leniwy facet rzadko kiedy otwiera komuś drzwi, macha przez drzwi, wiedząc, że nikt go nie widzi, odsyła ohydne uśmiechy. kopie w drzwi. jest bandytą, tak jakby. dzień za dniem sam wykopany z tego gadającego do mnie mieszkania wypierdalam na chodnik, biały, śliski i pozbawiony piasku. dzielnicowego mijałem na półpiętrze. przyszła jego żona ciągnęła filtr peta na parterze. - dzień dobry biała damo kamienicy. - zimę mamy srogą, aż papierosy w rękawiczkach albo przez rękaw trzeba palić. - to kopć w domu moja droga. łokcie pani oprze o blat stołu, pięści wbije w podbródek. tak papierosy smakują lepiej, w ciepłym pomieszczeniu, śmierdzących czterech ścianach - jestem zdezorientowany - my się chyba nie znamy. - twoje oczy są czarne. ta biała kokieteryjna otoczka ma swoje własne żyły i pływa w nich medycyna. brzydka, stara morda z niekończącym się filtrem w ustach jest moim sumieniem. uśmiecha się, kurwa ona uśmiecha się do mnie. w powietrzu czuć listopad poprzednich lat, mimo spokoju chmur kieruje mną zapach ozonu. niebo spokojne, idealne na nalot powietrzny, błyskawice to tylko kserokopiarka jakiś książek, które komuś gdzieś, kiedyś pożyczyłem. bo nie szanuje swoich rzeczy. wychowany zostałem na skakaniu po samochodach, rozbitych szybach, a teraz piękne te karoce pod blokiem onieśmielają mnie, nie mam na nie prawa jazdy, lejce wciskam w cudze dłonie. wole być wożonym. wolę patrzeć przez okno na ciągnący się ze mną czas. taxa, pięć dych, burdel choćby z rana. na północną proszę, a pan niech nie czeka. i tak jak sądziłem, kolejka. nawet przed południem. walentynki, więc i kurwy powiedzą, że kochają, że jestem jedynym. pozwolą się pocałować jeśli zechcę. nie jestem pierwszy, ale nie odmawiam, bo podobno jestem wyjątkowy. chcę w to wierzyć, dotykając piersi chcę wierzyć, że jestem pierwszym, który wbija w nie flagę. tak szczerze, to daj mi kurwo haloperidol, bo pragnę być jedynie spokojnym.
  12. Tera tu jest moja poezja
  13. proste gitary i prosty tok myślenia. wróc do domu. chciałbym na swój pogrzeb patrzeć z boku. być w tanim worku na śmieci, bez żadnej subskrypcji czy taniego epitafium. skoro sprzedałem się za darmo, pochówek też powinien być darmowy. gdzieś pod dębem, gdzieś pod bełchatowem, gdzieś pod ziemią. płytki grób na płytkie zwłoki. kolejna osobowość, która nie dożyła ćwierćwiecza. może także zasłużyłem sobie na to wszystko. brak rodziny, brak talentu, brak trzeźwości i deptanie każdych postanowień. wspominanie mnie mogłoby być lepsze od patrzenia na mnie. żal, brud, wstyd. cipa. cały świat kręci się wokół niej, w odwrotną stronę. odwrotność progresji, degradacja, chodzenie tyłem. diabeł w moich butach, niesmak w mojej mordzie. zdradzę każdego. daj mi piwo będę twój. zdejmij majtki będę twój. daj mi pieniądze to się oświadczę. wyprostuj sobie włosy, umaluj oczy, będę twoją kurwą. przejdę do rzeczy, nie założę prezerwatywy, nie zdejmę nawet spodni. ta bliskość będzie chwilowym szczęściem, nierozsądnym uśmiechem na tej martwej twarzy. potem będzie kąpiel, mineta, być może nie udana, pożegnanie się, rozstanie, wychodzenie, odpadanie. pójście do innego pokoju. wchodzenie i dochodzenie. ześlizgując się z jakiejkolwiek wysokości, równowagi. dookoła książki pijaków, muzyka pijaków, filmy chorych ludzi. tomiki przepełnione neurotyzmem, strachem, osobliwą budową zdań. w tym otoczeniu i w tych czterech ścianach czuję, że zrezygnował ze mnie każdy. matka, ojciec, babka, znajomi, nauczyciele, pani bibliotekarka, pani ze sklepu. moja własna kobieta. to jest śmierć. 16 czerwca 2002 roku, czerwone niebo, black market music. sam na sam z płytami. nikt mi nie da tego co to właśnie da mi. i na tym to polega? żeby się kręcić, słuchać, znosić. znaleźć receptę na parę jąder. przedawkować coś.
  14. promotor urwie mi głowę i rozpocznie proces wydalania się do środka jak do piątku nie zaniosę paru stron
  15. prace licencjacką mam do napisania i temat z jakim mogłem się przebić to mniej więcej "pisma literackie i fora literackie od '90 roku w polsce". sens to nie krytyka, ani recenzja współczesnej kondycji piśmiennictwa, a jakiś wgląd w medialność tej tematyki. nie proszę tu także o jakieś materiały, cytaty i źródła, ale nie powiem, że oprócz książki "2008" przydałaby się jakaś literatura traktująca o temacie wyżej rzuconym.
  16. lewa ręka postanowiła być pisarzem, prawa postanowiła masturbować mojego członka. członek postanowił być papieżem, papież postanowił być moim członkiem. w lewym uchu manchester lat osiemdziesiątych, w prawym tętent diecezji dookoła bloku. jesteśmy tak piękni jak ciche są nasze sny. ja jestem głośny. ohydny w takim razie. boję się. aż wszedłem do kościoła boję się tak, że aż krzyczę i kopię jak przy porodzie. z pępowiną wokół szyi, sterylnością w nozdrzach i małżowinach. soon will be home again. na koniec dnia portfelem w dół, krew ścierając z dywanu, by móc się niego w zawinąć. na sen, na spoczynek, kwatera z comiesięcznym czynszem. a kiedyś wystarczał tylko prąd, parę chwytów i ten bas wykańczający nasze kolana. gdzie jest kurwa moja samoocena. pluralizm. godność w każdej kałuży, którą depczesz któregoś tam listopada. w każdym słoiku, konserwie, w każdym wygazowanym piwie. samobójstwo to całowanie dziecka na dobranoc. i tak właśnie bezwzględnie, egoistycznie dbam już o wszystko oprócz swoich własnych kości. transkrypcja, worek po ziemniakach, głęboka na sześć stóp szuflada. samotność, dławienie, przegrywanie, padanie, śmierdzenie. ten klej między naszymi oczami to poxipol. ta czystość to syf przez moje brudne okulary. ojciec wygraża palcem, wyzywa matkę. nauczył mnie tylko by pilnować piwa, bo napluć ktoś może, zabrać może ktoś. jest w moich rękach, tam gdzie widzę już tatuaże, które wygryzę, wypluję, którymi nie będę się chwalił. przez to ciało płynie saletra a twój cukier, nasz ogień, działa niestety typowo. ten facet po czterdziestce, który przyszedł naprawiać mi kran, co mu dupe było widać, co śmierdział śmietaną. krzywo się patrzył skurwysyn. jak to lustro co odbija. kiedyś lustra odbijały lepiej. gdzie jest kurwa mój egoizm i megalomania. motyle z brzucha dewastują jelita, śmieją się na głos zupełnie jak ja. dokładnie to mam w głowie kiedy mówisz, że bredzę i majaczę. patrzę się w telewizor, jest aura. zamykam oczy, jest aura. jest epilepsja. to ze strachu ciągnę swoje jaja po ziemi, pozwalając je deptać, chodzić po nich, pluć, drwić z nich. spokój tylko w krawędziach tego chodnika, piotrek ma tam swoje miejsce. pływa w nich, spływa, a dla mnie, dzisiaj, teraz, sznury jakoś same z siebie, rozplątały się. nikt nigdy nie czytał bajek, nie wiem co to ciepło domowego ogniska. ojciec zawsze mówił, że nie ma nic, a jeśli już coś jest, zawsze można przeliczyć to na benzynę. teraz na papierosy. mama nie wie kim jestem, ale daję mi pieniądze, poświęca swoje życie w zasadzie. krwawi, tamuje, krwawi, znosi ojca, płacze, krwawi, tamuje. daje pieniądze. kanapa w samobójstwie ćwierćwiecza oderwała sobie obie nogi. nie wynikało z tego nic, nie pamiętam faktu, zapachu, wrażenia. nie pamiętam dokładnie kobiety, która mogłaby być za to skazana. tato ja już nie kocham siebie, nie doceniam niczego, śniadanie w siebie wmuszam, soczyste, pyszne kanapki, śledzie, pomidory, ssanie, pretensje. pasażer, który nie może wysiąść, pasażer krytykowany na każdym przystanku o brak jebanego biletu. udusiłem się tymi wszystkimi kartkami, listami miłosnymi, ogłuchłem tymi obietnicami, wyżarły mnie do miejsca z którego płynie tętno do martwej, okręconej pępowiną szyi. nie pamiętam nic. zdjęcia mogłem znaleźć w internecie, w albumie swojego sąsiada. to nie jestem ja, nigdy nie pozowałem do zdjęć. podobno został jeszcze rok, a tak jakby już minął. jest już tylko stygnięcie, parowanie, odpadanie. nie ma po co drapać się po głowie i wmawiać, że z nowym początkiem przybędzie nowa nadzieja. brodząc w wodzie z przewróconego kibla - będę kłamał. idąc po ziemniaki, idąc zdobyć tytuł, idąc do nich opowiadać o sobie - będę kłamał. prawa ręka zawsze kłamała. lewa jest w błędzie, nie ona pisała.
  17. przekombinowane i nie znalazłem nawet jednego fajnego fragmentu. no nie tym razem. pozdro
  18. To porządny aktor młodego pokolenia, zgadza się. Ja jednak wolę Ryana Goslinga. Polecam do obejrzenia świetny Lars and the real girl. Poruszający do głębi. i half nelson. gosling jest klawy
  19. teraa

    leżakowanie

    mmm dawno cie nie czytałem. gdzieś ty była?
  20. "wieczność spiralnie skręcamy do centrum ze środka wychodzą palce świętych piszą że jesteś zimna i brudna nawet gdy nosisz warkocze z lodowca ściekają strumienie widoków przyszłe światy wciąż są martwe umysł płynie w krze kosmosu" to jest genialne
  21. http://www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=46962
  22. teraa

    Bajka o sedesie

    wybitne poczucie humoru
×
×
  • Dodaj nową pozycję...