
Don_Cornellos
Użytkownicy-
Postów
513 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Don_Cornellos
-
Doktor Nobody cz. V
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
"jednak przesunięcie go przekraczało nasze możliwości fizyczne" - może "było ponad nasze siły" - to opowiadanie jest przecież pełne grozy, więc opowiadający jak wyobrażam sobie musi wyrażać się ekspresyjnie i w sposób zwięzły. "zdjęła ze ściany pomalowany na czerwono topór strażacki" - opowiadający jak wyobrażam sobie musi wyrażać się ekspresyjnie i w sposób zwięzły - więc może bez "pomalowany na czerwono"? "drzwi otworzyły się bezszelestnie" - opowiadający jest podniecony swoją opowieścią, a słuchacze chcą wiedzieć co zdarzyło się dalej - więc opowiadający pomija nie znaczący fakt tamtejszego bezszelestnego otwierania się drzwi. Ja proponowałbym autorowi przejrzenie całego tekstu pod takim właśnie kątem. Jeśli autor lubi szczegółowe komentarze, to chętnie na to przystanę, ale pod warunkiem, że równie dokładnie Pan Leszek przejrzy, przeanalizuje moje teksty. Pozdrawiam :) -
Dziennik Nieco Rubaszny, część 03
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Don_Cornellos utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Asher, co twoim zdaniem tu było natchnionym kawałkiem? Chyba nie to gówno, nad którym zechciałeś się pochylić? :)) -
Czekając na przeznaczenie
Don_Cornellos odpowiedział(a) na macia miszka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Tekst ów jako, że króciutki aczkolwiek pełniutki w wieloznaczne treści i sprzeczności - napawa prozatorską interklasę olbrzymiastym strachem przed próbą jego interpretacji i oceny. Don Cornellos na ten przykład nie może zrozumieć, że bohater niniejszej opowieści posiadając niespotykaną intelihencję (staropolszczyzna dawnej intelihencji?) jak również ujmującą wrażliwość - rzucał ołówkiem w paplającą nauczycielkę. Nic to jednak, i Don Cornellos jednego jest pewien - autorowi należy się szóstka za niebywałą skrótowość, co niechybnie świadczy o niebywałej intelihencji autora. Przede wszystkim / przede wszystkim / przede wszystkim - najlepiejx100 :) Pozdrawiam -
Ja mieszkam nad morzem, ponadto lubię jeść świeże ryby, i może stąd lepiej wiem, że nie piszemy "kótra", tylko kutra :)) - Tekst krótki, a w nim błędów, literówek, że - Hoho! Przebłyskują myśli, więc jak najbardziej mogą przebłyskiwać pewne frazy melodii. "Co moze zrobić taka osóbka jak ja, przeciwko całemu światu?? " - Co to za zdanie? Zastanów się nad jego sensem. Pozdrawiam, ale pod warunkiem, że zaprzestaniesz niechlujstwa.
-
Dziennik Nieco Rubaszny, część 03
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Don_Cornellos utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
18 lutego 1989 roku Wczoraj z biblioteki wypożyczyłem dzienniki dwóch powieściopisarzy. Przewertowawszy je stwierdziłem, że można dowiedzieć się z nich wiele o sytuacji politycznej kraju, w którym żyli. Moje kompleksy w stosunku do tych, którzy wydali choćby jedną książkę, każą mi coś z tym fantem zrobić.. Co słychać w kraju nad Wisłą w lutym 1989 roku? 6 lutego w Warszawie odbyła się pierwsza rozmowa przy „okrągłym stole” między stroną rządową a opozycją, której przewodzi Lech Wałęsa. Celem rozmów jest uzdrowienie gospodarki. Zdaje się, że jesteśmy obecnie świadkami wydarzenia nie mającego swojego odpowiednika w historii jakiegokolwiek z komunistycznych państw. Nie jestem jeszcze wtajemniczony, i nie rozumiem, dlaczego Rosja pozwala naszym komunistom na zmianę dotychczasowego sposobu rządzenia – innymi słowy, dlaczego zamiast wypełniania więzień politycznymi wrogami, pozwala się na konstruktywne z nimi rozmowy. Z drugiej strony mam przeświadczenie, że rozmowy te są pokłosiem przeprowadzonej pod koniec listopada telewizyjnej debaty między Miodowiczem a Wałęsą, w której to Wałęsa na oczach całego narodu zmiażdżył argumentami swego komunistycznego rywala. Cały naród nieźle się wówczas ubawił. Pamiętam, że następnego dnia wszędzie mówiło się tylko o tym. Panowało wśród zwykłych ludzi swoiste poczucie triumfu, jakie mogłoby się przydarzyć nam Polakom jedynie wtedy, gdybyśmy zdobyli mistrzostwo świata w piłce nożnej. 19 lutego 1989 roku Jest czwarta w nocy, ale świat, który upił się wraz ze mną - jeszcze nie śpi. Powiedział, że nie będzie pogrążać się w nicości, póki ja na dobre nie utonę w swojej kołdrze. No to musi trochę poczekać, bo ja tu przy tej lampce z ulubionym kubkiem herbaty w ręce - muszę jeszcze parę słów o tych baletach, z których dopiero co wróciłem, i po których nie zmyłem jeszcze potu: bal co się zowie kolory w czerni bal barw wyblakłych, od potu sczerniałych bal hałasu, zawirowań dźwięków i wiatrów gnanych stopami a ja siedzę w tym rozgwarze z nutką tęskną do światła tego okna z naprzeciwka które pociąga swym ciepłem nakłaniając do ucieczki lecz nie wybiegam, i nie odchodzę - czuję swój pot na którymś z kobiecych ubrań i zostaję by wytrwać do końca w rytualnym wyciu głośników by upajać się krwią kolorów wypluwaną ze symulowanych świateł zostaję by po bitwie policzyć trupy 20 lutego 1989 roku Szlag mnie trafia. - Na niczym nie potrafię się skupić. Napisanie jednego zdania wymaga tyle wysiłku... – a tu zamęt - zniecierpliwienie, wiatr we wnętrznościach, któremu towarzyszy przykurcz gardła i coś jakby mrowienie w środku głowy – wszystko z ciągłej podniety, z niezaspokojonej żądzy posiadania ciała jakiejś panienki. Co rusz wstaję od biurka, podchodzę do okna i patrzę czy coś zobaczę. Za chwilę siadam, znów wstaję – znów podchodzę. Po godzinie takiej męki wychodzę na niby spacer. Moim priorytetem jest ujrzenie czegoś zgrabnego z długimi nogami. Ale ujrzenie czegoś zgrabnego z długimi nogami, do tego w kurtce nie przykrywającej amortyzatorów wprawia mnie w jeszcze większą rozpacz. Ratunek widzę w powrocie do mojego pokoju. Tam po półgodzinnym uspokajaniu się – na dziesięć minut panuje spokój – po czym wstawanie od biurka i zaglądanie przez okno zaczyna się od nowa. Tak jest każdego dnia. Każdy dzień wypełniony jest żądzą seksu. To mnie… – wypala! 20 lutego 1989 roku Kobiety najwyraźniej podnieca typ przywódcy. Karolinie dałem do przeczytania tych kilka zapisków by powiedziała co o nich myśli. Nie zwróciła większej uwagi ani na filozofię wrażenia, ani nawet na nasze nocne przeistaczanie się w potwory. Zarzuciła mi natomiast, że nic nie napisałem o wyglądzie mojego przyjaciela. Prawie że wykrzyczała do mojego ucha: Czytelniczka chce wiedzieć jak wygląda Bogdan? Jak wygląda Bogdan? Bogdan zawsze chodzi albo w skórzanej albo w dżinsowej kurtce. Ma kasztanowe, proste włosy do ramion. Wzrostu około metra osiemdziesiąt, sylwetce potężnej, ale nie otyłej. Twarz? Twarz, to istny orzech do zgryzienia. Sam nie wiem jak opisać twarz, w której można znaleźć wszystko!? Najlepiej po prostu jakbym zadzwonił do niego i zapytał, bo całkiem możliwe, zważywszy, ile wystaje przed lustrem, że posiada jakąś teorię co do swojej facjaty. Nos? - rzymski, który jakoś wkomponowuje się w pozostałe rysy. Co ja mówię „jakoś” - Jego rysy są właśnie italskie - to czysty Włoch. Oczy? Drogie dziewczęta, wreszcie trafiłyście z pytaniem w dziesiątkę! O nich – o Bogdana oczach skoro tylko zechcecie opowiem wam historię. Warto posłuchać, bo to rzeczywiście chłopak za którym oglądają się dziewczyny w Szczecinie. Otóż wyobraźcie sobie technikum, jeden ogromny gmach szkolny z tabunami tysięcy w czasie przerwy przewijających się po korytarzach uczniów. A teraz wyobraźcie sobie jak zaludniona musi być tam jedna i malusieńka stołówka, do której wszyscy się zlatują by kupić sobie pączka. Otóż pewnego dnia, idę ja ci po tym korytarzu, co rusz obijając się o czyjeś ramię... dochodzę do tych niezamykających się nigdy drzwi od stołówki, gdzie już kątem oka widzę jedną i w sobie poruszającą się ludzką masę. I tak nie mając ochoty stać w tej kolejce przechodzę obok tych drzwi, by już bodajże po dwóch krokach zatrzymać się... - Otóż wówczas coś jakby uświadomiłem sobie, że z tej ogromnej masy ludzkiej, którą ledwie liznąłem kątem oka, spozierała, przeszyła mnie - jedna para smoliście czarnych oczu - para oczu spozierająca niebywale mocno i tęsknie w DAL - w BYT - a może w samego BOGA -. Poruszony czymś tak zdumiewającym, postanowiłem cofnąć się – zrobić te dwa kroki do tyłu i przyjrzeć się właścicielowi tych oczu. kiedy stanąłem naprzeciw drzwi - jak się zapewne domyślacie, przyszło mi pośród ogromnego tłumu ujrzeć siedzącego pod oknem Bogdana, który tkwił sobie dalej z tym przenikającym wszelki byt spojrzeniem! Oto Bogdan. Dobra, wszyściuchno cacy, tylko pamiętaj, że trzeba jeszcze popracować nad tym powtórnym ujrzeniem Bogdana, gdyż jak na razie jest ono zbytnio uproszczone, no bo skoro masa ludzka, to jak poprzez nią żeś dojrzał siedzącego pod samymi oknami Bogdana, przecież ktoś czytając powyższe zdanie, pomyśli sobie: A co, wzrok twój autorze - przez ciała, przez materię przenika, by ujrzeć to, co chce ujrzeć! – I żeby uniknąć tego typu uwag – przypomnij czytelnikom, na podstawie ich własnego doświadczenia, że to będące w ciągłym ruchu kłębowisko ludzkie musiało posiadać w sobie - właśnie dla umożliwienia tego ruchu - choćby niewielkie przestrzenne szpary, i że po chwili twojej cierpliwości, one połączyły się ze sobą, pozwalając ci ujrzeć jużci z samego końca kłębowiska - tego twojego Bogdana, ten wzrok głęboki spod okien! - Kumasz? - Coś takiego! 21 lutego 1989 roku I bądź tu pisarzem lub poetą. - Jak? - Pytam jak?! – Skoro plemniki wciąż wyganiają na chodniki! 21 lutego 1989 roku Seks! Seks! Seks 21 lutego 1989 roku Seks! Seks! Seks Mam prawie dwadzieścia lat, i czuję, że beze mnie dokonała się moja inicjacja seksualna. Dokonała „gdzieś” w mojej biologii, psychologii, socjologii, duchologii. Lecz, nie dokonała się fizycznie! 21 lutego 1989 roku Seks! Seks! Seks Mam prawie dwadzieścia lat, i jedyne moje doświadczenia z kobietą to pocałunki, to zapuszczanie rąk pod bluzeczkę. Moja inicjacja dokonała się beze mnie! Dniem i nocą, w gorączce zmysłów uzmysławia ręka Że rozkosz jest tam, gdzie między udami wnęka! 21 lutego 1989 roku Seks! Seks! Seks Moja inicjacja dokonała się beze mnie! Bo dorosłem do tego, a nawet na pewno mam już za sobą dany mi czas na spróbowanie pierwszego razu, lecz nie było żadnego pierwszego razu! 21 lutego 1989 roku Seks! Seks! Seks Patrzę jak całują się młode pary, i czuję, że wszystko wiem, że doświadczyłem... Moja inicjacja dokonała się beze mnie! 22 lutego 1989 roku Myślę, że gdybym dał do poczytania swoje zapiski innym koleżankom, to podobnie jak Karolina pytałyby jak wygląda Bogdan. Pozwólcie łudzić się, że istnieją takie dziewczyny, które z kolei znając Bogdana ciekawe są mojego wyglądu. Może o włosach – bo na pewno oprócz dosyć pokaźnego wzrostu (194cm), to one w pierwszym rzędzie ludziskom rzucają się w oczyska. Sam je strzygę. Lewą stronę niemal do łysiny, zaś po prawej zostawiam lekuchną grzywiznę. Te włosy to nie tylko część wizerunku, to swego rodzaju papierek lakmusowy do pomiaru tolerancji tych, z którymi mijam się na ulicaszyskach. To jest to coś, co zaostrza relację. I na tym w zasadzie cały wagon ekstrawagancji mojego wyglądactwa się kończy, czasami może dodaję sobie odrobinę romantycznej nonszalancji rozpiętymi mankietami przy rękawach oraz trzema nie dopiętymi guzikami przy kołnierzu - coś a’la popiersia Słowackiego jaki znamy z obrazów. Spodnie, buty, i kurtkę noszę takie, jakie mamie uda się kupić w sklepie. – Nie mam i nigdy nie miałem pod tym względem wymagań. Zresztą śmieszą mnie te wszystkie zbuntowane indywidua - te punki, ci nowofalowcy, rastamani, skinheadzi, hipisi, którzy wyśmiewają się z tzw. drobnomieszczaństwa zabiegającego o modne ciuchy i rzeczy na „topie”. - Śmieszą mnie, ponieważ sami są dokładnie takimi samymi. Taki punk dajmy na to – ileż on musi wykazać energii, zasięgnąć informacji na temat tego, gdzie można nabyć punkowskie buty, a gdzie punkowskie spodnie, kurtkę, ćwieki, pas – ileż on za tym musi się nachodzić, ileż napracować, przez ileż czasu wrzucać monety do skarbonki. Przecież jest zwyczajnie nieszczęśliwy jeżeli nie zarobi pieniędzy lub nie wyłudzi ich od rodziców. – I do momentu póki w jakiejś przyszłości nie zdobędzie tych potrzebnych akcesoriów - nie będzie miał odwagi wydać z siebie tego przerażającego okrzyku: No future! To ma być nonkonformista?! – Rodzice - nie wierzcie, że mając przed sobą „porządnie” ubranego punka, czy kogoś tam innego - macie tym samym do czynienia z buntownikiem zagrażającym porządkowi waszego świata. Prawdziwy buntownik, wierzcie mi albo nie – ale przeważnie, jest jak terrorysta, który musi zdawać sobie sprawę, że jeśli chce z powodzeniem podłożyć bombę pod supermarket, to nie może rzucać się w oczy! Hm... - Miało się zachęcać dziewczyny do bezpośredniego poznania mnie, a ja tymczasem o punkach. Ale pal licho z wyglądem... – Co innego mnie teraz trapi. Czy ja jestem takim buntownikiem z gatunku terrorystów? Pytanie, które może komuś się przypadkiem nasunąć. Otóż, myślę, że nie. Zbyt dużo przyjemności sprawia mi jednak błądzenie nożyczkami po własnej łepetynie. Ale może kiedyś się wkurzę i wyrzucę nożyczki, a wtedy... 23 lutego 1989 roku Pracy jeszcze jakoś nie znalazłem. Dzisiaj z przychodni lekarskiej ktoś mnie wygonił, bo jakiś ktoś inny - kiedyś, gdzieś, jakichś moich papierów nie podstemplował. Jakoś tak nawet, ani nie próbowałem prosić, ani wyjaśniać, ani w ogóle nic. Jedynie może jakieś trzy lub cztery przekleństwa pod nosem wykonałem, a potem spływ szybki w dół rzeki po jakiejś poręczy biegnącej nad falami schodów - ku ujściu! ku oceanowi powietrza! Przez tę przychodnię zmarnowałem trzy i pół godziny, które mogłem po prostu przespać. Ostatnio jakoś dużo śpię. Dużo - to jakoś tak słabo powiedziane – bo ja jakoś śpię ile się da, ponieważ, jakoś postanowiłem maksimum swego czasu poświęcać polowaniom na ulubione i najpożywniejsze dla mojej jawy sny o lataniu. A to zajęcie należy naprawdę do zajęć iście myśliwskich, wymagających ode mnie może nie tyle jakiegoś specjalnego skupienia, co kilku godzin cierpliwego wylegiwania w pozycji horyzontalnej. - I podejrzewam, jakoś w zaufaniu Wam mówiąc, że jest wielką szkodą dla duchowego mojego rozwoju - marnowanie ich na bezproduktywnym wyczekiwaniu w jakiejś zapyziałej poczekalni, której ściany jak na ironię - zalepione są jakimiś plakatami zachęcającymi do przestrzegania jakichś zasad higieny! 24 lutego 1989 roku Czuję się jak gówno nasrane na niewiarygodną wysokość! Wciąż się myję i szoruję. Wydaje mi się, że śmierdzę, ulegam rozkładowi! Do tego jeszcze ta osłabiająca ducha i ciało masturbacja, która dokonuje się wszędzie, w każdym pomieszczeniu w którym jest okno... – okno z widokiem na pomykające chodnikami panienki! Marazm całkowity! Nic absolutnie mi się nie chce! Nie chce mi się wciąż udawać jakiegoś tam Kornela! Czuję się zupełnie jak wtedy, kiedy to na oczach Ignasia waliłem głową w ścianę, bo nie mogłem znieść siebie we własnej głowie, miałem dosyć mojego „ja”, dosyć tego, że gdzie się nie obróciłem, gdzie kroku nie postąpiłem – moje „JA” było ze mną – bez przerwy ze mną, w kółko odczuwające to samo i tak samo, nie dające chwili, chwili spokoju! Dodatek do zdania, w którym wspomniałem o Ignasiu: Ignaś to Artur Izdebski, kolega klasowy z technikum, z którym przez jakiś czas dzieliłem również pokój w internacie na Wielkopolskiej. Na hasło „Ignaś” kojarzą mi się dwie historie. Pierwsza, to szalona miłość Ignasia. Pamiętam, jak to pewnego dnia przyjechał do internatu cały w skowronkach i ogłosił, że jest zakochany. W porządku, mówimy. Ale nic nie było w porządku, bo miłość Ignasia okazała się uczuciem nie tylko nieodwzajemnionym, ale nawet w tym nie odwzajemnieniu zupełnie niepodobnym do tego co przeżywało wielu z nas. – Jego uczucie przejawiało się dużo bardziej drastycznie. Zaczęło się od tego, że ten zawsze schludnie noszący się chłopak, nie mający w sobie nic z ekstrawagancji, zaczął ni stąd ni zowąd zawieszać na swojej szyi jakieś wisiorki. Po kilku dniach kupił od kogoś bardzo dziwnie skrojoną skórzaną kurtkę, a jeszcze po kilku dniach zaczął tapirować włosy. Twierdził, że to po to, by wszystkie elementy nowego wyglądu jak najlepiej współgrały. Tak zmieniony, gdzie bogiem a prawdą, jakoś nic do niczego nie pasowało chodził po mieście i do szkoły. Najgorsza była jednak zmiana w jego zachowaniu. Stał się zupełnie nie komunikatywny. Wciąż mamrotał coś pod nosem. Człowiek miał zwyczajną ochotę wziąć go za karby i mocno potrząsnąć, by jak ze skarbonki wydobyć z Ignasia tego Ignasia, którego się zna i lubi. Nasze próby dotarcia do niego i wykazania narastającej nieracjonalności jego poczynań nie zdawały rezultatu. Brnął w tą swoją miłość niczym wyścigowa łódka, dla której zamazany widok brzegu ślizga się zupełnie jak woda. Jego zachowanie zamiast z upływem czasu powracać do normy, ku naszemu zdumieniu wciąż podążało w tym nieznanym nikomu kierunku. W końcu doszedł do stanu, że wyrwany na lekcji do odpowiedzi, wstawał i z wyrazem cierpienia na twarzy oświadczał pytającemu profesorowi, że nie może odpowiadać ponieważ jest zakochany i zbyt mocno bije mu serce. Niestety, rzadko który nauczyciel brał to za dobry żart, i niestety prawie wszyscy po usłyszeniu takiej odpowiedzi wlepiali mu pały. A co na to Ignaś? Ignaś nie przejmując się źle rokującym wydarzeniom w szkole, po lekcjach na ruchliwym placu Grunwaldzkim, jako że była to jesień - zbierał opadnięte z drzew liście, a później wręczał je nieznajomym przechodniom, życząc im wszystkiego najlepszego. Nie mogliśmy na to spokojnie patrzeć. W obawie o jego psychiczne zdrowie, i oceny, postanowiliśmy porozmawiać o nim z naszą wychowawczynią. Ta wysłała go na rozmowę z psychologiem, której to Pani psycholog Ignaś również oświadczył, że nie może rozmawiać, ponieważ jest zakochany. Na szczęście gdzieś, w którymś momencie zaczął się w nim odwrót. Miłość stopniowo zwracała go nam takim, jakiego najbardziej lubiliśmy. Inna rzecz, która mi się kojarzy z nim i jeszcze z dwoma Darkami z mojej klasy, to wspólne zamieszkiwanie w jednym z pokojów na Wielkopolskiej. Bardzo miło wspominam ten okres. Śmiesznie, bo przeniesiono mnie do tych jegomości za karę, krótko mówiąc za to, że w internacie przy ulicy Niegolewskiego przed wyjściem na miasto nie stosowałem się do nakazu wpisywania wyjść w zeszyt, oraz za przewinienia inne - równie nieistotne. W pokoju na Wielkopolskiej wytworzyło się między nami coś co w świecie chłopaków nie zdarza się w ogóle. Wszystko zaczęło się ode mnie, konkretnie od tego, iż chodząc z przeświadczeniem, że jestem NIKIM, ja uczeń trzeciej klasy wdrożyłem w swój obyczaj kłanianie się w pas pierwszoklasistom – co nawiasem mówiąc nie było - choć z początku myślałem, że jest - li tylko błazenadą, bo jak się szybko przekonałem, dzięki takiemu zachowaniu uzyskiwałem rzadką skądinąd sposobność spoglądania na wiele spraw z dystansu, zwłaszcza na te, które dotyczyły mechanizmów międzyludzkich, jak i własnej osoby. Otóż na Wielkopolskiej postanowiłem, że wobec trzech moich rówieśników zachowywać się będę podobnie jak wobec pierwszoklasistów. Wynik takiego zachowania był zaskakujący. Cała trójka przyjęła to z całkowitą aprobatą, co więcej uznali, że sami będą postępować tak samo. W praktyce wyglądało to tak, że kiedy poprosiłem któregoś z Darków, czy też Ignasia aby zrobił mi herbatę, ten zamiast posłać mi bluzgi, bym sam sobie zrobił, co z pewnością stałoby się w każdym innym pokoju każdego internatu świata – on kłaniał się w pas, i mówił: Tak Panie już robię, a z ilu łyżeczek itd. po czym naprawdę robił herbatę, a nawet przynosił do łóżka na którym leżałem i dajmy na to gapiłem się w sufit. Wiem, że to nieprawdopodobne, ale tak było. Cała nasza czwórka przyjęła ten styl bycia polegający na kłanianiu się, a następnie spełnianiu wyrażonego życzenia kolegi. W tym pokoju nie istniała zawiść, ani ukryte osobiste żale, tylko sympatia i życzliwość. I to wszystko, to całe i wydawałoby się niemożliwe w realnym życiu spełnienie idei chrześcijańskiej odbywało się między osiemnastolatkami – ot tak, tylko dla żartu, dla dobrego samopoczucia! To tyle a propos tego co przypomniało mi się w związku z Ignasiem. -
Opowiadanie zainspirowane mitem.
Don_Cornellos odpowiedział(a) na smutny-usmiech utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
"tej której miłość prawdziwa nic nie stanie na przeszkodzie by wytrwać do końca" - jakieś nieudaczne zdanie - wybrać tą, której miłość pozwoli mimo przeszkód wytrwać przy mnie do końca. - ja bym to tak napisał. Generalnie dużo błędów jak na krótki tekst. -
Podejrzewam, że pani piórem obecnie kieruje miłość, a? - Zgadłem? :)
-
Gdzieś rozłazi się całościowe ogarnianie tekstu, bo mamy oto zdjęcie, na którym... a później co ty często robiłaś w tym miejscu... i takie zdanie: "W tym miejscu rzeka rozchodziła się dwiema odnogami ,obejmując z obu stron niewielką wyspę porośniętą wierzbiną,na brzegu której siedział jakiś rybak. " Po pierwsze czytelnik może wywnioskować, że zawsze kiedy tam przebywałaś - rzeka jakby jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności rozchodziła się dwiema odnogami - ponadto, zawsze siedział tam jakiś rybak Podejrzewam, że zdanie to miało opisywać dzień, w którym powstało zdjęcie. Trzeba to zaznaczyć w tekście, można np: w tym miejscu rzeka rozwidla się na dwie odnogi, obejmując z obu stron niewielką wyspę porośniętą wierzbiną. Tamtego dnia na jej brzegu siedział jakiś rybak" - albo coś w tym stylu. "...wyciągane na brzeg, mieniły się w słońcu srebrnymi łuskami." - niepotrzebny przecinek Nie spuszczałam wzroku ze spławika,wszystkie latające i brzęczące owady gdzieś się pochowały tylko wiatr gwałtownie zaczął targać gałązkami wierzby i szarpiąc trzciny,przyginał je do ziemi to w jedną to w drugą stronę, a silne podmuchy wiatru marszczyły wodę. - powinien chyba być przecinek po "pochowały", natomiast nie powinno go być po słowie "trzciny". "Ciemną wschodnią stronę nieba ozdobiła półkolem tęcza, zamykając w swoich ramionach przeciwległą wyspę" - Oczarowało mnie to zdanie, coś zobaczyłem... - jakąś tęczę i jakąś wyspę, naprawdę piękne. Generalnie cały opis jest bardzo sympatyczny. Pozdrawiam
-
Kiedy oglądam filmy w których pokazuje się straszne czyny hitlerowców, czy amerykanów w Wietnamie - nigdy nie myślę, do czego byli zdolni hitlerowcy, czy amerykanie - myślę o tym do czego zdolny jest człowiek jako istota. Historia innych narodów jest dla nas Polaków przestrogą, mówi, że w pewnych sprzyjających okolicznościach my również moglibyśmy mordować w taki sam bestialski sposób. Przykładem niech będzie to co zrobiliśmy z Żydami w jednym z naszych miast. Czy myslicie, że miasto to - dziwnym trafem zamieszkiwane było wyłącznie przez złych polaków - z pewnością nie. W tym mieście mieszkały wasze odpowiedniki. A więc poniekąd wy sami. W tamtym czasie zadziałały okoliczności. Ruszył łańcuch przyczynowo - skutkowy, machina zbiorowego szaleństwa. Tak samo może się stać, w każdym miejscu i w każdym czasie. Mordercami możemy być my. A nauka z historii? - Niech nauki nie biorą narody, tylko poszczególne jednostki. Każdy z nas powinien wiedzieć, że nie należy zbyt szybko podążać za ludzką masą. Poddawać się jej hasłom itd. Inny wniosek, to taki, że należy uważnie przypatrywać się temu co ogólnie uważane jest za słuszne. Wątpić! Wątpić! Badać! badać!. Być zbuntowanym wobec swoich.
-
opowieści z jajami - 01. pilot jakby
Don_Cornellos odpowiedział(a) na 51fu utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Potrafisz ładnie pisać. Twój tekst kojarzy mi się z moim, który wlepiłem do kategorii dobrze władających piórem. Różnica jest taka, że ja jestem toporny w swoich zdaniach, Ty zaś lekki. Pozdrawiam. -
Zapytaj mnie proszę..., cz. IV
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Barbara_Pięta utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Jeszcze raz Wita Don Cornellos. Pani Basiu kiedy przeczytała Pani mój tekst, napisała w komentarzu, że udało mi się zakręcić - tyle, że ja nie rozumiem - co Pani miała na myśli, czy to samo co inni komentatorzy? - Co ja mam przez to rozumieć? - Że jest do kitu. Bo w sumie nie chodziło mi tylko o to, żeby zakręcić tak czytelnikiem - by nic z tego nie zrozumiał? Nie wiem, czy zbytnio nie narzucam się ze swoją prośbą - ale prosiłbym o szczerą odpowiedź. Jeśli mogłaby Pani poświęcić mi jeszcze trochę czasu analizując tekst - byłbym bardzo wdzięczny. Chcę znać prawdę, czy tekst mam przerabiać całkowicie, czy tylko wyrzucić pewne fragmenty - a jeśli , to które? Pozdrawiam serdecznie -
Ca capo al segno
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Bartosz_Cybula utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Ja mam pytanie natury technicznej: jak udało Ci się zrobić kursywę? W moim tekście, w wersji oryginalnej, niektóre fragmenty są pisane kursywą, ale po wklejeniu całego tekstu, niestety prostują się. Co zrobić, aby cały czas udawały, że się po coś schylają? - Pytam poważnie Tekst Twój przeczytam uważniej później. Teraz walą garami w kuchni i nie idzie się skupić :) -
Koło ratunkowe
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Opowiadanie generalnie napisane sprawnie, choć przyznajmy, że oryginalnością nie grzeszy. Tyle razy widzieliśmy już w filmach, że ktoś kogoś odciąga od zamachu na własne życie, a później niedoszły samobójca dziękował lub chcąc podziękować znajdował wiadomość przeznaczoną tylko dla niego. Ale powtórzę, że napisane sprawnie. Mam jednak zastrzeżenia co do końcówki, mianowicie, że pisarz przyjechał ponownie pod most zaledwie po dwóch miesiącach. Ja się nie znam, ale wydaje mi się, że to trochę za szybko. W ogóle ta końcówka trochę za krótka, za szybka. Pozdrawiam -
(To, co w nawiasie)
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Mateusz Kulesza utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
"To Tu jest ciemność. Gdzie oczy sklejone kosmosem. To Tu jest jasność. Gdzie otwarte oczy- nie chcą widzieć." - w drugim wersie wyrzuciłbym "oczy", bo to, że o nie chodzi jest bardzo czytelne i bez tego słowa. To Tu jest ciemność. Gdzie oczy sklejone kosmosem. To Tu jest jasność. Gdzie otwarte - nie chcą widzieć "Nie chciałaś jeść. Pić. Mówić." - najgorsze to być upartym jak osioł. Dlaczego uparłeś się by nie stawiać przecinków. Ten wers, przez zamianę przecinków na kropki wydaje mi się wręcz śmieszny. "Twoja twarz była pełna od łez" - lepiej chyba: Twoja twarz była pełna łez Chyba, że chciałeś powiedzieć coś innego, jeśli tak, moim zdaniem jest to nie czytelne. Faktycznie, wiersz ma w sobie coś szczerego. I podpiszę się pod ostatnim członem zdania komentarza Małgosi, cyt "by czytelnik czuł, bądź rozszyfrował to, co Ty czułeś, gdy pisałeś daną pracę." Natomiast nie koniecznie musisz trzymać się kanonów, możesz przecież je łamać itd itp, chodzi o to abyś był przekonywujący, a czytelnik tak był zachwycony aby kiedyś jeszcze raz zapragnął przeczytać twój utwór. Może nie pisz z siebie, ale tak jakby ktoś obcy pisał, o tym co w Tobie. - dzięki tej metodzie wielu już uniknęło całkowitej niejasności swoich metafor. Pozdrawiam -
Dzienniki Radiowe (cz I)
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Halibal utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Bardzo mi się podoba, choć zauważyłem w tekście kilka wystających kamieni, o które czytelnik może się potknąć. Jeśli doszlifuje się je, ewentualnie młotem wbije wyrównując do poziomu pozostałych, to moim zdaniem będziemy mieli do czynienia z bardzo dobrym tekstem. Co ważne, jest tu ciągłość wątków, a to świadczy o tym, że Twój dziennik z powodzeniem może być postrzegany jako literatura. Pozdrawiam. Jeśli pozwolisz to zajrzę tu później, i spróbuję wskazać Ci owe kamienie, przez które zdarłem sobie nos i łokcie :) -
"Przyjęcie rozpoczęło się w akademiku, ale potem całą ekipą wyruszyli... " - tutaj może zamiast "całą ekipą" lepiej byłoby napisać "wszyscy" - tym bardziej, że słowo ekipa powtarza się w następnym zdaniu. "się wybierał się" - tu zapomniałeś wyrzucić jedno "się" "...bez wyraźnego kierunku i celu..." - ten kierunek, to wględna i wątpliwa sprawa, więc żeby tego uniknąć, wystarczy usunąć "kierunku i" "...ilekroć los ześle mu złą chwilę..." - gramatycznie poprawne, ale w życiu mówimy, że mamy złe chwile. "...ale teraz w końcu temu zaprzeczył" - napisałbym "teraz temu zaprzeczył" - bez "w końcu", a to, ponieważ obiecywał sobie, że będzie jeździć na Słowację, kiedy będzie mu źle w życiu. Wyrażenia "w końcu" używamy wówczas, gdy na pewne wydarzenie czekaliśmy, a teraz nam się ziszcza. W twoim tekście nie było czekania na wyjazd do Słowacji z kobietą. Zbyt szybkie przejście do dialogu, może warto choć w kilku słowach napisać gdzie para się na tej Słowacji zatrzymała, co robili itd, itp. ? "Feralnego dnia i przez następny tydzień chlał jak wariat..." - dlaczego feralnego, gdzie feralne wydarzenia, może lepiej napisać "od tego dnia, przez następny tydzień chlał jak wariat" Później jest dygresja o alkoholizmie bohatera, ja przynajmniej nie wiem po co? Mam wrażenie, że jest niepotrzebna. "Pozycja firmy, zyski brutto, perspektywy kolejnych sukcesów. Tak, po raz pierwszy od bardzo dawna czuł się szczęśliwym człowiekiem" - lepiej chyba zdanie brzmiałoby "Pozycja firmy, zyski brutto, perspektywy kolejnych sukcesów - to wszystko sprawiało, że po raz pierwszy od bardzo dawna czuł się szczęśliwym człowiekiem" "...generowała długi..." - przekombinowane, napisz "robiła długi" "Mógłby z powodzeniem nawiązać nowe znajomości wśród ludzi interesu" - można obracać się wśród ludzi interesu, a nawiązywać znajomości z ludźmi interesu. Wydaje mi się, że warto byłoby popracować jeszcze nad tym tekstem. Zwłaszcza nad Słowacją. Ciekaw jestem jak tam jest. :)
-
Azbestowi chłopcy
Don_Cornellos odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Ok, zostawmy już siniaki i bruzdy, a zajmijmy się może topornymi chwilami w moim tekście. Rad byłbym gdybyś jak najwięcej takich miejsc wskazał. Możesz czepiać się wszystkiego. Ja Ci tylko grzecznie podziękuję, bo nie jestem z tych co to się obrażają, i za wszelką cenę bronią się swojej wizji. Pozdrawiam -
Zapytaj mnie proszę..., cz. IV
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Barbara_Pięta utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
"Wydaje mi się jednak, że mój koń chyba jeszcze trochę wierzga" - Tak mówi prawdziwy artysta! Mówi Pani, że dziękuje za wejście w jej skromne progi. Nie dość tego, jest tu jeszcze po to by się uczyć. Dlaczego inni nie mają tyle pokory? Szczerze przyznam, że niektóre odpowiedzi autorów tekstów na moje komentarze przyprawiają mnie do szału. Za nic w świecie nie chcą przyznać się do oczywistych błędów. (Właśnie przed chwilą jedna z autorek doprowadziła mnie do takiego szału) Jak ktoś może zostać pisarzem, skoro nie ma w nim minimalnych pokładów szczerości i uczciwości? Ja przepraszam, że się tutaj wyżalam, bardzo przepraszam, ale podejrzewam, że Pani mnie rozumie. - No dobra, już idę. Dobranoc :) -
Zapach gruszek
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
"Zwykle z marzeniami jest tak, że nie da się ich wcisnąć w zaciasny uniform przeróżnych patentów" - A nie da się Małgosiu z tej to chociażby przyczyny, że się nie umie, o tym nie pomyślałaś? "Sen nie jest rzeczywistością, dlatego brak tam jakichkolwiek reguł" - Ach tak, więc jesteś Małgosiu surrealistką, że też nie zauważyłem. - No tak surrealiści łamią reguły, zgadza się. "Szczególnie moje marzenia są wyjątkowo buntownicze :)" - Tak, tak - przypominam sobie, surrealiści to grupa walcząca. - O ja głupi! "Choć nie jest to arcydzieło, traktuję je jako nieznaczny krok w stronę jakiegoś przełomu." - Kto powiedział, że to nie arcydzieło, skoro nie trzeba nic poprawiać to może właśnie nim jest. I jak czytam, będzie jeszcze przełom! - Gratuluję. Nic tak dobrze nie robi, jak myślenie o sobie, że się jest wybitnym! - Prawda Małgosiu? Pozdrawiam i całuję damie rączki. -
Azbestowi chłopcy
Don_Cornellos odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
JA: Najpierw piszesz, cyt. "Jego twarz często zdobiły siniaki..." a później kontynuując myśl, coś takiego "Dotykanie i oglądanie tych bruzd " - pytam: były to tylko siniaki, czy bruzdy? Ty: zalozmy, ze to i to. zalozmy ze to nie ksiazka medyczna :) troche zbyt doslownie wszystko traktujesz:) JA: "Żadnych kontrastów, żadnej czerwieni lub choćby czerni" - nie wiem o co w tym zdaniu chodzi, o jaką czerwień? Ty: moja tajemnica:) nie obraz sie Ja myślę, że ty trochę za mało dosłownie wszystko traktujesz. A jak masz takie tajemnice, to wiedz, że tajemnice chowa się głęboko do szuflady :) Starałaś się odpowiedzieć w sposób kulturalny na mój komentarz, lecz ja wyczuwam w tej odpowiedzi wiele zwyczajnej arogancji, i też Ci powiem: nie obraź się za szufladę :) Pozdrawiam -
Zapytaj mnie proszę..., cz. IV
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Barbara_Pięta utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Pani jeździ po kartce, niczym komwboj! Mam jednakowoż pretensje, że nie za bardzo wytyka Pani błędy innym. Mając tak profesjonalny warsztat - to wręcz grzech. Chwali Pani niemalże wszystko co przeczyta. Dlaczego? Prowadzenie tekstu,i dialogi - wspaniałe! Pozdrawiam -
Zapach gruszek
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
"Tam gdzie szum w głowie wydaje się być muzyką, gdzie spokojny sen stał się codziennością, gdzie nad moją głową unoszą się przyjazne duchy. Tam gdzie stoi mój dom otoczony starymi gruszami i gdzie na zielonym ganku, w jesiennym słońcu wygrzewa się kot" - Skoro czas teraźniejszy, to i również lepiej byłoby: "gdzie spokojny sen jest codziennością" "Gdzieś gdzie moja mama ćwiczy jogę i parzy zieloną herbatę. W miejscu, w którym wsłuchuję się w bezgłośne stąpanie Szamana i czuję zapach gruszek, a przed snem rozmawiam z cieniami." - wczesniej było, że w w słońcu wygrzewa się kot, później o gimnastyce mamy, a potem znów o kocie. Jak się zaczęło o kocie, to od razu trzeba było się rozmarzyć, a dopiero poźniej opowiadać co też to mama wyprawiała ze swoim ciałem i duchem. Ja napisałbym coś takiego: "Tam gdzie szum w głowie wydaje się być muzyką, gdzie spokojny sen jest codziennością, gdzie nad moją głową unoszą się przyjazne duchy. Tam gdzie stoi mój dom otoczony starymi gruszami i gdzie na zielonym ganku, w jesiennym słońcu wygrzewa się kot, (o, a teraz podnosi się, idzie - a ja wsłuchana w bezgłośne jego stąpanie czuję słodki zapach gruszek), a przed snem romawiam z cieniami" - coś takiego choćby w nawiasie (a nawias to patent Gałczyńskiego dla rozmarzeń ) Mimo pewnych niedoskonałości (moim zdaniem) to bardziej podoba mi się pierwsza połowa tekstu. Druga robi na mnie wrażenie, jakby pisała ją Pani na kolanach w tramwaju. Tekst się ładnie rozleniwiał, by nagle skoczyć z pazurami nie wiadomo na co, i po co? Czytelnik to nie mysz. Pozdrawiam i całuję rączki -
Historia kilku imion
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Krzysztof Pieczarko utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Najpierw piszesz, że był mały człowiek - następnie o jego ojcu, a później znów ni z gruchy, że ten mały rzeczywiście był niewielki. Ja bym poprawił to tak: "Żył razu pewnego mały człowiek, którego wszystko przerastało. Był dorosły ale razem z rodzeństwem mieszkał u mamy. Ojca nie było" - tak jest przynajmniej jakaś ciągłość. "Wszystko go przerastało. A już w zupełności to ciągłe wyśmiewanie. Zyskał już na stałe etykietkę Maminsynek. Nie podobało mu się to oczywiście, ale wiedział, że nic nie jest w stanie zrobić. Nie przejmował się nazbyt tym." - Zdecyduj się autorze czy go przerastało, czy nie. W tym zdaniu są wykluczające się zaprzeczenia i jedno powtórzenie. Niepotrzebnie napisałeś, cyt "Nie podobało mu sie to oczywiście" skoro wers wyżej poiformowałeś czytelnika, że wyśmiewanie go przerastało. "Mimo swego wzrostu był ponad tym wszystkim" - to samo. Przeleciałem dalej tekst i zauważyłem kilka podobnych błędów. Cóż samodyscyplina to ważna rzecz. Pozdrawiam -
Rozmyślania na trawniku (rzecz o butach) [felieton]
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Wuren utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
"Jako że głowę trzymałem już dość nisko.." - moim zdaniem lepiej byłoby bez "już" Co do przekazu... - Hmm - jest mi on bardzo bliski. Najbardziej demaskuje poetów pisanie prozy. Jakże często okazuje się wówczas, że ten współczesny wieszcz nie potrafi poprawnie napisać jednego złożonego zdania. Pozdrawiam towarzysza broni. -
Ja też napiszę felieton, czyli "Wszystko źle..."
Don_Cornellos odpowiedział(a) na Małgorzata Bryl utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
"Ruch uliczny chyba zapchał się na amen..." - droga się chyba wtedy zapchała, tak jak zapychają się żyły, którymi płynie krew. Ruch uliczny może być bardzo ograniczony, słaby, mógł też osłabnąć całkowicie itd. "...wzdycha męczennik z przeciwka..." - tutaj rzadkie użycie równoznacznego określenia "z naprzeciwka", ale oczywiście poprawne (sprawdziłem :) " Właśnie, właśnie nam to dopiero źle… - jęczą inni pasażerowie." - chóralnie jęczeli? Nie wierzę! Za to fajna jest teczka prawdziwych kłopotów. "Oddalają się szybko z wykrzywionymi fizysami, klnąc pod nosem. „Do diabła jedź, ty cholero jasna!” - O, to chyba ten chór wysiadł, skąd wnioskuję, że to był najbliższy przystanek do, dajmy na to - filharmonii. "Wyminęłam przystanek i weszłam do parku" - okazuje się, że wysiadłaś na tym samym przystanku co chórzyści, szkoda tylko, że kilka wersów wcześniej, o tym nie wspomniałaś . Ten brak burzy tworzący się w czytelniku obraz wydarzeń. "Czas trochę zwolnił i tykał w rytm szelestu stóp na liściach." - Nie wiedziałem że stopy szeleszczą, kiedy znajdą się na liściach. Do tej pory żyłem w przeświadczeniu, że to liście szeleszczą. Ale cóż, człowiek wciąż się uczy. Dialogi podobają mi się. Końcówka jednak jest nie wiedzieć o czym, tzn. ja nie wiem o czym. Ten patos - nie możnaby jakoś zwyczajniej. Pozdrawiam