miałem straszny sen przy komputerze
pan bóg zarządził gospodarkę rynkową
wybierzesz prezydenta i premiera usłyszałem w eterze
pracy i kasy będziesz miał malutko będziesz ruszał głową
pobiegłem się pomodlić pokajać wyznać szczerze
zrzucić z duszy i serca bolącego kaca
uspokoiłem się połagodniałem i oczom nie wierzę
w konfesjonale uśmiechnięta czeka pusta taca
pewnego dnia jaśnisty szlag
trafił gospodarkę rynkową
rozpieprzył banki fundusze i konsorcja
pogonił demokrację i zamknął mordę niezależnemu słowu
każdy dostał pracę dużo i po równo kasy
kartki na wódkę ogórki i kartofle
przydział na rower skierowanie na wczasy
miejsce na liście po telewizor i po nocne pantofle
natychmiast podskoczył przyrost naturalny
afery stały się dobre i niewidzialne
przybyło nienaruszalnych znikły z głów jarmułki
fajnie się porobiło tylko puste półki
gdyby pani poczytała moich wierszy
jestem tam taki nieobecny i cały
a pani jest tam taka ładna
jak słowo
wie pani że wczoraj pisałem
a pani uciekła
i zostawiła uśmiech
taki jak zawsze zadziwiony
napiszę jeszcze kiedyś
może pani odczyta
uśmiechnie
zostanie