Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Monika_Gromala

Użytkownicy
  • Postów

    304
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Monika_Gromala

  1. Prawdopodobieństwo wynosi 1:5 To nawet nie jedna trzecia! A nieumiejętne załadowanie naboju w efekcie prowadzi do zatkania lufy i rewolwer może w ogóle nie wystrzelić. Jeżeli już - to od drugiej strony. Wiem, oglądałam Sherlocka.
  2. Bardzo niewielu. To może tak 6 marca - w sobotę. Każdy by sobie czas zorganizował. Na przykład w prowincji (nowej - w dużej sali), albo w alchemii, bo tam można palić! Jacek, Michał, cały Orgu - co wy na to?
  3. "wolę dystans oceanu do idiotek" - ja także, ja także. Gdybym mogła głosować, to dałabym plusa, a że nie mogę, bo wiersze się nie trzymały na orgu, to daję uśmiech - pasuje?
  4. Oxy, chodzi o to, żeby nie było aż tak poetycko! Bądźmy ludźmi renesansu (:
  5. Idea zlotów - które nie polegają na opiewaniu jednego twórcy - nie jest specjalnie kultywowana na tym forum. Może warto by się spotkać w Krakowie na wiosnę: w większym gronie posiedzieć i podyskutować. Zloty to świetna sprawa, konwenty też! Zainteresowanych proszę o podanie jakiegoś terminu. Z uszanowaniem największym M.
  6. Dawno nie widziałam tekstu tak niezgranie napisanego, wpisującego się w sztandary poezji młodych-cierpiących, pozbawionego klasy i - co najważniejsze - sensu. Pozdrawiam Monika
  7. Wydaje się, że czasy eksponowania brzydoty mamy za sobą - egzystujemy w rzeczywistości byle jakiej - zatem jej pogłębianie jest z goła bezsensowe. Pański wiersz wywołał u mnie mdłości. Ile bym dała, żeby to były mdłości egzystencjalne - ale nie. Mój żołądek się z pańskim testem nie chce zgodzić.
  8. Proszę spróbować w "początkujących", wierzę, że pomyliły się jedynie grupy.
  9. "panie rawiński" bo baby - właśnie baby - potrzebują chłopa. A baby, które na wieczory poetycki chodzą, potrzebują chłopa ja ta lala!
  10. Bardzo płytka ta aktualność Kochanowskiego. Ile można pisać o Smoleńsku.
  11. Przepraszam, jak to zrobić? Muszę łopatologicznie usuwać wszystkie teksty?
  12. "Nie mogę uwierzyć w Boga, ponieważ jestem sam, a nie mogę uwolnić się od samotności, bo nie wierzę w Boga." Orhan Pamuk - "Śnieg" Kościół wyglądał na solidny. I nawet nie dlatego, że został wybudowany w czasach, kiedy kościołom wiodło się najlepiej. Wydawał się solidny, bo tak widział go G. Właściwie nikt nie wie, czy G. znał w swoim życiu jakiś inny kościół, a nawet jeśli, to nie pisnąłby o tym słówka. Trzeba przy tym wyjaśnić, że G. nie odszedł młodo i, boże broń, nie nosił się nigdy z takim zamiarem. W gruncie rzeczy miał sporo czasu, żeby poznać inne kościoły, kościółki i przydrożne kaplice, ale o tym mowa będzie kiedy indziej. Teraz cofnijmy się wstecz. G. nie od razu zapałał miłością do kościoła, na początku nie chciał nawet wejść do środka, bo wyglądał na solidny, a jeśli solidny, to też przytłaczający i wielki, i ponury, i już sam nie wiedział, co jeszcze powiedzieć. Tak, G. był nazbyt podejrzliwym dzieckiem i żaden dorosły nie mógł odgadnąć dlaczego. Niewątpliwie miało to związek z jego maleńkim wzrostem, który powodował, że każdy problem wyrastał do rangi Olimpu. I na dodatek ten kościół. Nikt też dokładnie nie pamięta, kiedy G. pierwszy raz zabawił w nim dłużej. Było to prawdopodobnie związane z dziadkiem, pogrzebem i dużą ilością ludzi, ale o tym G. nie chciał pamiętać. Wolał pozostawić w pamięci ściany, piętrzące się ponad jego głową tak wysoko, że można było ich dotknąć tylko z góry. W ten sposób G. uwierzył w Boga, o czym też niebawem zapomniał. Nie, nie myślicie źle o G. Należał przecież do całkiem normalnej rodziny, składającej się z rodziców, pobożnej staruszki, którą nazywał babcią i dwóch wyjątkowo głośnych, czworonożnych stworzeń, mających, wedle rodowodu, coś z psa. To babcia przejęła kontrolę nad duchowym życiem G., prowadzając go co tydzień na mszę, dokładnie o godzinie jedenastej dwadzieścia jeden, do czwartego rzędu głównej nawy. O jedenastej trzydzieści, może z drobnym opóźnieniem, rozpoczynała się wielka obserwacja. Drogi czytelniku! Pamiętaj, że mamy do czynienia z małym chłopcem, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jeśli myślisz, że mali chłopcy zainteresowani są poczynaniami księdza, to grubo się mylisz, a przynajmniej G. podtrzymywał tę tradycje. Szczególnym powodzeniem cieszyła się u niego ciągle zakurzona posadzka, ułożona w formie mozaiki z czarno-białych płyt - coś na kształt urokliwej, bardzo oryginalnej, szachownicy albo takiej, kładzionej niezbyt trzeźwą ręką. Ile razy nasz biedny G. żałował, że nie może jej przeskoczyć! Gdyby tak jeden raz, kiedy nikt nie widzi? Ale kończyło się na tym, że widzieli. Może by nawet udawali, że tego nie robią, ale obrazy – obrazów nie oszukasz. G. lubił obrazy. Podejrzewam, że wyobrażał sobie jak siedzi obok Jezusa, jeździ na baranku i ma coś wspólnego z gorejącym mieczem. Właściwie G. przestawał istnieć i nie wiedział już, czy jego ręka jest naprawdę jego, czy może świętego Tomasza. Nawet kurz osiadał na nim częściej. Kościół i G. żyli w doskonałej jedności, jeden uzależniony od drugiego, a przynajmniej G. miał taką nadzieję. Zdążył poznać każdy zakątek, każdą szparę, najmniejszą rysę, najcichszy nawet fałsz organów i wiedział, że należą one do niego. I te ściany, i ta wielkość, i cała ta samotność, perfekcyjnie ukrywana. No tak. G. zlewał się z otoczeniem, ale z biegiem lat wszystko zaczęło się zmieniać. Rodzicie , staruszka, którą nazywał babcią i czworonogi nie stanowiły już części życia G. Jego kościół też zaczął się zmieniać – znaczy – poszedł z biegiem czasu. Projektor, który uwielbiał zacinać slajdy z pieśniami, zamieniano na nowoczesny-cyfrowy. Posadzę wyłożono marmurem i każdy zakątek, każdą szparę, najmniejszą rysę i ten najcichszy fałsz organów: zlikwidowano. Tylko G. został ten sam, w czwartym rzędzie, gdzieś w głównej nawie i nawet nie widział, że został sam, że został sam naprawdę.
  13. Serwus, pani Jolu! Ten wiersz ma swoje wzloty i upadki. Nie, inaczej - zaczyna się od upadków, a kończy na pięknym wzlocie. I znów nie jest moje zdanie adekwatne. Rozpoczęcie to wzlocik, połączony z pewnym naturalizmem, następnie mamy upadek formy w postaci "żywego pluszaka", zaraz po nim zaczyna się piękny lot. Po tak zagmatwanym wstępnie, widzę ten wiersz, pani Jolu, tak: językiem zlizuje resztki z życia ziemi słony smak a później męczy pragnienie więc dalej pisze wiersze kiedy nadejdzie godzina skończą się zakręty i dziwki się skończą zwyczajnie – odejdzie wpatrzona w słońce nie oślepnie dłonią zamkniesz powieki Bo to naprawdę dobra próba śmierci, gdzie tytuł cały czas wodzi mnie na pokuszeniem Celanowską "fugą"! (No, ale to tylko luźne skojarzenie) Pozdrówka. M.
  14. Takie to hm, lapidarne. I proszę nie odczytywać tego jako pochwałę, lecz jako zwrócenie uwagi na ubogi stan wiersza. "kac rozmiękczony wspomnieniem" przywodzi na myśl jakąś papkę, mamałygę, coś gąbczastego, fuj!
  15. Nie taka znowu straszna śmierć (zakończenie Literatów) Glory, glory. Halleluja… Mój drogi G., wygląda, że zostałem sam. To znaczy blisko mi do rzeczy ważnych, cichej śmiertelnej niezborności, przed którą trzeba będzie uciec. Przed którą trudno jest uciekać, przed którą nie da rady uciec. Do której można tylko tęsknić, ale w niej tęsknić nie ma jak. Czuję się lekko, jakbym wracał. Jakbym pamiętał i zapomniał o jakiejś nieistotnej dacie. Jakbym miał wrócić i nie chciał wracać, i musiał wrócić jeszcze raz. Jakbym pożegnał przyjaciela, choć nie pamiętam skąd go znam. Jakbym tłumaczył sobie twardo, że to przez mróz i roztargnienie. Jakbym miał umrzeć, drogi G., już drugi raz, bez ciebie.
  16. I tam. Ja zastanawiałam się tylko ile żeber będę miała wgniecionych. Obyło się bez lekarza, ale jaki on był seksowny!
  17. Warto uciułać 50 zł więcej i kupić bilet ze strefy Golden Circle. Na Rammstein byłam zaraz pod sceną i przeżycie było niezapomniane ;]
  18. Wybiera się ktoś 18 lub 19 kwietnia? ^^
  19. img714.imageshack.us/img714/9061/spotkanie.jpg dorzucam plakat
  20. pewno, zapraszam serdecznie. Mam nadzieję, że chociaż połowa sali zostanie zapełniona.
  21. Serdecznie zapraszam na wieczór autorski (Monika Gromala) 19.XI.2010, o godz. 18 w zabytkowych piwnicach Sądeckiej Biblioteki Publicznej. Nowy Sącz, ulica Franciszkańska 11.
  22. [quote]a język otulony wokół ciebie tylko nie to!
  23. Wzruszający tekst, a ponadto uważam, że Kartagina musi zostać zburzona i kilka czasowników również. M.
  24. - ja na kolana padłem. Ale niestety nie padłam, bo padać nie wypada, kiedy banał wyłazi przez strzępki wyrazów. Puenta ma w cobie coś z książeczki aforyzmów. Przykro mi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...