Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tali Maciej

Użytkownicy
  • Postów

    5 134
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Tali Maciej

  1. kurcze czytałem już kiedyś podobne opowiadanko, z jedną różnicą, że tam zamiast fotografa był malarz. I pierwsze moje odczucia były krytyczne, lecz przeczytałem sobie tekst jeszcze drugi raz i stwierdzam, iż sam bym chciał pooglądać te zdjęcia (-: (faceci =esteci tylko by się gapili na płeć piękną, ale cóż zrobić, taka jest już nasza natura) co do samego tekstu to jest w nim coś takiego co sprawia, że zostaje w pamięci. Więc czekam na c.d mam nadzieje ,że będzie równie wciągający nisko się kłaniam i pozdrawiam
  2. lekko się czyta, ma Pan podobny styl do Andrzeja Stasiuka, taka dojrzała proza z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, nisko się kłaniam i pozdrawiam
  3. "Na ziemie Bożą wielki upadł cień Widma rozpaczy po jej ścieżkach suną Powietrze pełne ich wymownych drżeń Że mrok się rozlał nad zgasłą łuną Że na tę ziemię wielki upadł cień” Jan Kasprowicz fragment wiersza ”Modlitwo moja cicha i bez słów „ Umarł Papież- Jan Paweł II Świat pogrążył się w smutku Wszechogarniająca żałoba Dudnią dzwony Zygmunta Oblężone kościoły Zamknięte opustoszałe Hipermarkety Płonący trawnik rozświetla aurę nocy W epicentrum centrum Krakowskich Błoni Świecący krzyż, wokół śpiewy, modlitwy Promyczki nadziei tańczą na świecach W milczeniu z przekrwionymi oczami Wracają do domów trzymając za ręce Małe nieświadome dzieci. -Mamusiu dlaczego płaczesz Pytają Słuchaj uważnie synu Poranek jest jak narodziny Życie jest jak dzień Śmierć jest jak ciemna noc Świat pędzi nieuchronnie przed siebie Poranek za porankiem, Zmierzch za zmierzchem Wiekuisty zegar kręci się Nieprzerwanie w kółko Jak niestrudzona kula ziemska Gdzieś zapala się płomień życia, A gdzie indziej przygasa świeca Jego świeca... Krakowskie Błonia 03.04.05
  4. "babskie łzy" a to dobre, pozdrawiam i nisko się kłaniam
  5. Tali Maciej

    "Grant"

    obok Jankowic jest bardzo duża dyskoteka można tam spotkać najróżniejszego człowieka są lalki barbi, pospolite tapeciary są i sterydziarze, co mają tęgie bary a na parkiecie lansuje się człek obok człeka wczorajsze wrażenia z imprezy...żałuje, że byłem prawie się w tym labiryncie całkiem zagubiłem lecz ma koleżanka o imieniu Roksanka dzięki jej obecności dobrze się bawiłem
  6. poloecam Idiote Dostojewskiego, ciekawie rozstrzygnięta kwestia idiotyzmu jakotakiego oraz krótki cytat z jednej z książek Coehla "Bądźcie szaleni, ale zachowujcie się jak normalni ludzie. Podejmijcie ryzyko bycia odmiennymi, ale nauczcie się to robić tak,aby nie zwracać na siebie uwagi. A teraz skupcie się na tej róży i pozwólcie by objawiło się wasze prawdziwe ja. A co to jest prawdziwe ja......To, to kim jesteśmy. A nie to co z nas uczyniono" pojęcie głupoty hmmm......Mój trener, wykładowcy, rodzice, teściowie uważają mnie za bardzo mądrego wyważonego człowieka, a koledzy za totalnego debila, więc wszystko zależy od punktu odniesienia od wizerunku jaki malujemy pędzlem zachowań w społecznościach zbiorowych. Na koniec prosta sentencja "Jak se pościelisz tak się wyśpisz"
  7. "CZŁOWIEKU ROBISZ TRAGICZNE BŁĘDY"- jakbym słyszał swoją polonistkę, ona też nie nazywała mnie po imieniu, no cóż taki już mój los, z dyslekcją i dysortografią walcze od 10 roku życia, widać nic nie dały ćwiczenia, pozostaje mi spuścić głowę i poprawiać to co "PANIE POLONISTKI" znajdą, ale chyba o to chodzi, choć z drugiej strony jakbym tekst dał wcześniej komuś do sprawdzenia to może wyeliminowane karygodne błędy by skierowały oczy na inne aspekty.... "NIE szata zdobi człowieka" cytował mój katecheta, piękne zdanie choć wiem, że w literaturze się nie sprawdza dzięki za komentarz nisko się kłaniam i pozdrawiam
  8. A więc tak najpierw gotujemy 4 portery, tak aby się wygazowały ale żeby nie przesadzić i nie doprowadzić do stanu wrzenia, następnie dodajemy kilogram cukru oraz jedno małe opakowanie cukru waniloiowego, gdy już uzyskamy tak stworzoną konsystencję dolewamy spirytusu 0,5 litra, następnie całość mieszamy i chłodzimy. Jedyne co pozostaje to zaproszenie gości .....Czego się można spodziewać po tym wykwintnym likierze o nazwie kukułka, napewno- rubaszne śmiechy gwarantowane oraz stonogi dialogi w puźniejszej fazie może się wkraść bełkot informacji polecam napuj jest słodki i nie trzeba używać przepitki glukoza nakręca serduszko do pracy więc człowiek nie czuje jako tako upojenia ,lecz trza uważać gdyż jest granica jak się ją przekroczy to pozostaje tylko zgon jak dzwon i ten nieszczęsny poranek żywych trupów pozdrawiam nisko się kłaniam i rzyczę smacznego (-:
  9. inspiracją do napisania była książka SAMOTNOŚĆ DŁUGODYSTANSOWCA oraz przymus porannego osamotnionego biegania
  10. tekst był pisany na totalnej gumie zaraz z rana po urodzinach i nie chciałbym go zmieniać, gdyż właśnie te rubaszne śmiechy, ten bełkot informacji towarzyszył imprezie nieustannie, treść- kawa na ławe w tytule, a forma miała tylko ukazać kilka obrazów które mi zostały w głowie po imprezie, nie ma to jakiegokolwiek przesłania, ot tak napisane aby kiedyś wspominać czasy akademika i różnych dziwnych wymysłów studenckich w tym wypadku kleistych eliksirów(-: dzięki za komentarz nisko się kłaniam i pozdrawiam
  11. pośród mlecznej mgły wieczne odpoczywanie wskoczył pod maskę
  12. przesycony naznaczony - zbieg tych słów jakoś mi nie pasujem, łamie się troszkę tempo w wierszu który jest jak jedwab muskający ramiona, oplatający subtelnością także nie zgodzę się z pojęciem lukru, moje oczo-języki tu go nie wyczuły pozdrawiam i nisko się kłaniam
  13. słuchając "CZtery pory roku" Vivaldiego możnaby się rozpływać w tym tekście, podoba mi się opis matki natury, pobudza wizualizacje pozdrawiam słonecznie
  14. Dziękiuję wszystkim za komentarze i trafne spostrzeżenia, co do błędów to jest mi strasznie z tego powodu głupio lecz czego word nie wychwyci tego moje dyslektyczno-dysortogrficzne oko nie wyłapie jeszcze raz dziękuję nisko się kłaniam i pozdrawiam
  15. Dwie zbłądzone dusze pałętały się po sklepie W poszukiwaniu miłości Błądząc znalazły Zapełniły swoje kosze stanęły w kolejce Długiej do nieskończoności Cierpiąc niewytrzymywały Pierwsza z dusz straciła połowę serca Kolejną oddała Pusta wewnętrznie Uciekła przed życiem W świat samotności Druga, naznaczona przeżyciami tragicznej nocy Gorliwie składała ręce do sklepikarza niebieskiego Przemywając krwawiące rany Podążyła w kierunku Duchowej jasności Był sierpień deszczowo-upalny. Jednego dnia potrafiło tak padać, iż wydawało się, że chyba cały ocean atlantycki wylewał się z tym deszczem. A z kolei następnego , było tak nieskazitelne czyste niebo i taki gorąc, że każdy z chęcią wolałby tonąć w tym oceanie Atlantyckim. A zdarzały się i takie dni gdy naprzemiennie żar lał się z nieba a zaraz po nim nadciągała burza pozostawiając po sobie przyjemną świeżość i bajeczne tęcze. Było bardzo późno, wieczór zastał wszystkich bardzo niespodziewanie, ponieważ wielkie chmury przysłoniły niebo zabijając zachód słońca. Marika stała przed otwartą szafą i nie mogła się zdecydować co zapakować do swojego małego plecaczka. Raz za razem wsadzała jakieś ciuchy, aby po chwili wywalić je z powrotem na podłogę. Wtem do pokoju wbiegła jej przyjaciółka i widząc cały ten bałagan zaczęła się podśpiewywać pod nosem. -Proszę pomóż mi się spakować, nie wiem kompletnie co mam zabrać ze sobą. Weronika anorektyczna blondynka o nieprawdopodobnie dużych zielonych oczach i wydatnie wystających kościach policzkowych. Stanęła, oparła ręce na swych chudych biodrach i po chwili zastanowienia powiedziala-Kochaneczko ty moja{zawsze witały się tymi słowami}-to są przecież tylko trzy dni w czym ty widzisz problem -w tym, iż pogoda robi sobie jaja i nie wiem czy przygotować się na deszcz, czy na słoneczko -przygotuj się na słoneczko, a jak go nie będzie to ja będę świecić oczkami oraz będę jeszcze robiła sztuczny wiaterek dmuchając ci do ucha-po tych słowach skoczyła jak gazela na łóżko, które cicho krzyknęło swoimi sprężynami. Weronika była jej sąsiadką oraz najlepszą przyjaciółką, bratnią duszą. Wszystko zawsze robiły razem. Przesiedziały razem 8 lat w szkolnej ławce, razem uciekały na wagary. Wspólnie podrywały chłopaków i także wspólnie ich rzucały. Gdy jedna z nich miała gorsze dni, to druga także nie przejawiała dobrego samopoczucia. Zżyły się z sobą jak siostry syjamskie i teraz razem miały jechać na Woodstock, trzydniowy festiwal muzyki alternatywnej. -dobrze już kochaneczko ja pędzę się wyspać, bo jutro długa podróż przed nami. Zaufaj mi będzie pięknie .Ach i nie zapomnij „glanów” pamiętaj mamy być drapieżne. Po tych słowach Weronika wybiegła z pokoju wielkimi podskokami znów przypominając gazele. -Mamy być drapieżne. Uśmiechnęła się pod nosem patrząc na bajzel pod swoimi nogami. Zamknęła szafę i zaczęła przeglądać się w lustrze, które było po jej drugiej stronie. Zawsze w obecności Weroniki czuła się, że jest troszkę za gruba, ale to tylko przez jej anorektyczną budowę. Odgarnęła kruczo czarne włosy z twarzy i patrząc przez chwilkę na własne odbicie pomyślała- Mon heure a son. Marika była szczupłą szatynką o gigantycznych czarnych oczach i długich czarnych rzęsach. Miała ciemną karnację i gdy latem nabierała opalenizny wyglądała jak mulatka. Uwielbiała śpiewać a zwłaszcza utwory Janis Joplin, znała na pamięć większość jej piosenek . Miała cudowny mocny przeszywający głos. Gdy śpiewała wszyscy jej słuchacze tracili dech w piersiach. A ona z przymrożonymi oczami i mimiką twarzy osoby będącej w stanie orgazmu, przeżywała cudowne uniesienie. Nie było chwili aby nie nuciła sobie jakiejś melodii pod nosem. Czasami a zdarzało się jej to dość często zatracała się w rzeczywistości, gdy akurat leciał jakiś jej ulubiony utwór. Można jej było wtedy machać ręką przed nosem, a ona i tak nie reagowała na nic, była prawie jak we śnie. Tej nocy śniło jej się, że słonce obraziło się na wszystkich i nie chce się nikomu ukazać. A to był przecież tak ważny dzień dla nich, więc w panice zadzwoniła po budawlańców, którzy za pomocą gigantycznego dźwigu, obwiązali słonce wielkimi łańcuchami, żeby je później na siłę wytargać zza horyzontu. Nadszedł wyczekiwany poranek...... c.d.n..
  16. Tali Maciej

    Tancerki

    Lecz uśmiech trupi miała Bo ząbków nie wyszorowała I jakaś -była taka Całkiem nijaka Jakby się rozchorowała
  17. Krzyknął zwycięstwo Umarł z wycieńczenia Bieg Maratoński
  18. Smoliste chmury Podstany świadomości Marihuana
  19. Wrzask komórki - pobudka- 6.50 Fizjologia w WC Trzy łyki izotonicznego Sznurowanie zdezelowanych „pumek” Jeszcze tylko ziewanie... Start –7.00 z AWFiS Gdańsk Żabianka Promienie kują Kolka kuje Pumki ocierają Walczę z tym Z sobą tymbardziej Stan równowagi czynnościowej Daje ulgę Można już biec swobodniej Ludzie do pracy w pośpiechu Kioskarki otwierają okienka I zaspane oczy Wymijam przechodniów, jeden po drugim Są moimi przeciwnikami Nie ważne, że zmierzają W odmiennych kierunkach Czasem gonię własny cień Podążając w labiryncie Zdarzeń gonię własne Myśli... O już widać Majestat nieba łączący się w oddali Z niezmierzonym ogromem morza Meta- 7.15- Plaża Jelitkowo Szum fal łagodzi stukoty serca Zimna woda studzi żar w mięśniach Jeszcze tylko kilka głębokich westchnień I można wracać na śniadanie ;-)
  20. było ich trzech zwartych gotowych spragnionych były trzy smukłe szkliste wypełnione po brzegi usta zbliżane do odchylane w tył głowy grymas na twarzy po chwili już zarumieniony uśmiech ciemnobrązowy kleisty eliksir znika w gardłach w oszałamiającym tempie rumieńce rubaszne śmiechy stonogi dialogi bełkot informacji głowa przybita do poduchy zgon jak dzwon smoczy wyziew z ust w akompaniamencie głośnego chrapania wraz z pierwszymi promieniami budzi się kac gigant mamałyga umysłu poranek żywych trupów
  21. Świetne stwierdzenie choć sam napisałem, że to proza, cóż za dobitne określenie , pisanie jak po lufie hmmm... muszę się zastanowić co pan miał na myśli przez to no nie wiem....może jest to riposta za moje falbanki w pańskiej recenzji ..no nie wiem.....Pozdrawiam i nisko się kłaniam
  22. serca stukoty przenikliwość spojrzeń taniec hormonów
  23. to fakt, że pisałem to bardzo szybko, był impuls i 5 minut puźniej był już tekst. który jest opisem zachwytu, zauroczenia opisanego słowami, nie ma to głębszego przesłania- ot tak napisane dla muzy... wiersz był prezentem na urodziny, podobał się, lecz praktycznie nie zmienił sytuacji między nami, dalej jestem 5 kołem, ostatnio napisałem wiersz jest w warsztacie pod tytułem PODDAŁEM SIĘ, opisuję troszkę tą sytuację ( ale to tak na marginesie) dzięki za komentarz nisko się kłaniam i pozdrawiam
  24. mówiło morze szumem fal niewyraźne słowa wiatr niejasno gwizdał melodnie w uchu niebo malowało gwiazdami znaki księżyc swą pełnią ukazywał kształty wszystko mówiło na tak tylko wątpliwość i zdenerwowanie przeszkadzało, zakłócało przeczucie menarcha, zła pozycja startowa małe niedociągnięcia wszystko mówiło na nie ostatnia ocena przeciwnika jest... krzyczą gardła jakiś wariat skacze śrubę Jagódki zdobywają brąz... (AMP w aerobiku sportowym Gdańsk 21-23kwietnia 2005)
  25. Matka natura wprowadza niejednokrotnie w stan zachwytu, umiejętne ubranie tego w słowa może doprowadzić do szczytowania, tobie się to udało, obraz jest śliczny pozdrawiam i nisko się kłaniam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...