Jeżeli człowiek wie, że ma natchnienie, że włanie jest ta chwila, kiedy chce przelać swoje spostrzeżenia i uczucia na papier to pewnie siadajšc przed kartkš i dumnie dzierżšc długopis w ręce poczuje, że mu przeszło. W tej chwili włanie odczuwam wielkš pustkę i nie zanosi się na żaden wspaniały słowotok, który sobie wymyliłam podczas spaceru, mycia naczyń czy nudnej lekcji. Można by rzec, że boskie chwile artystycznych uniesień trwajš dokładnie do momentu kiedy chcemy się nimi z kim podzielić.
Przypominam sobie, że wracajšc ze szkolnej wycieczki autokarem wymyliłam stwierdzenie skakać na niebiesko. Po chwili przetłumaczyłam je sobie na angielski i tak powstał blue jumping. W całkowitej euforii opowiedziałam o tym mojej koleżance, a ta mnie nie zrozumiała. No cóż, uważam, że jej strata. Jeszcze nie wymyliłam co będę okrelać mianem blue jumpingu, ale wydaje mi się, że cokolwiek by to było stanie się tylko i wyłšcznie mojš małš radociš - jak zwykłam to nazywać.
Najczęciej bierze mnie chęć napisania czego po jakim wyniosłym wydarzeniu, obejrzeniu filmu, przeczytaniu ksišżki etc. Z reguły przekładam to na następny dzień. Przekonałam się, że to bardzo niezdrowo, bo to, co wczoraj wydawało mi się potrzebne, wyniosłe i w ogóle, następnego dnia jest mieszne i mdłe.
Włanie nie mam pojęcia czym by tu jeszcze zapełnić przestrzeń, żadna wspaniała myl nie przychodzi mi do głowy. To jest okropne uczucie, bo wie się, że możliwoci sš nieograniczone a tu jakie takie smutne cinięcie i temat leci na łeb na szyję. Może lepiej byłoby najpierw napisać co surowo, tylko nam znanymi okreleniami a dopiero potem przerobić to na ludzki język?