
ewan_mcteagle
Użytkownicy-
Postów
246 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez ewan_mcteagle
-
Nim ciało i kości pojawia się w drzwiach
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Cieszę się i dziękuję bardzo:) Pozdrawiam. -
Nim ciało i kości pojawia się w drzwiach
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
To nic że spadając liście przecinają linię ciągłą. Wiosna wymaga ofiar. Bycie wymaga czasu. Przecież tu teraz i tam to tylko modlitwa. To nic że luty tego roku był mroźny a gwiazdy inne. Krew zdążyła zgęstnieć niczym noc wokół nieoczekiwanej rany. To nic że ptaki oszalały minąwszy kościół. Bóg je uchroni a ja w imię dawnej obietnicy uczynię znak krzyża. To nic że połamałem kąty przechodząc przez ulicę gdyż nie ma już powrotu. Jeśli wybaczysz ojcze. To nic że dzień pochmurny a mimo to mrużę oczy. -
1888 [Odwiedziny]
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na Espena_Sway utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
"Boimy się dnia. Dziś przenoszą Norwida do Montmorency. Spotka Mickiewicza i inne kości." ten fragment świetny. Następną strofę można podzielić, moim zdaniem. Lecz również jest dobra. Wylewanie wody tak sobie:) Ale puenta też pierwszej jakości. Ogólnie podoba mi się, posiada fajny klimat, dobrze budowany przez kolejne strofy, co jest niełatwe do osiągnięcia:) Pozdrawiam. -
rozmowa w czasie umysłu
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
zaintrygowało..:) to już coś:) dzięki za komentarze:) -
rozmowa w czasie umysłu
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nie czytaj słów, nie pamiętaj wazonu, ani krzeseł gorętszych od żelazka. Ani szczegółów za drzwiami. Zostaw papiery nie sprzątnięte, przyjemności własne, ponure, kurz między książkami. Kwiaty, ogrody oraz ptaki głuche za oknem. Niech odejdą wraz z nami: mój atomizm logiczny, filozofia gdzieś z boku, jakby z morskiej piany. Gdy cierpię z dala od ludzi, niczym dom wariatów, albo las pod parasolem, jak brzydka kobieta. Oczy łzawią widokiem na Bieszczady. Spodnie pogniecione, nogawki przetarte od jeżyn przydrożnych. Oddalony o przymrozek zasypiam wbrew kawie. Na twej ulicy aż za pola, przez wszystkie kałuże, chodniki, poskręcane trzewia. Gdybym odgadł zapomnienie, odgarnął liście, by cię dosięgnąć. W zachwycającym półmroku, gdy za oknem ścinają drzewa. -
negatyw wspomnień
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dziękuję Espeno:) -
negatyw wspomnień
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Było coś, jak mocna kawa w tych rozstaniach, powrotach, pociągach tu i stamtąd. Pięć lat co dzień, co noc, coraz bardziej dzika ziemia, ciche słowa, które sam wybrałem. Tylko myśli wciąż ciekawe czy podobałyby się nam te same kobiety? Ulice miękkie po śnieżycy, obce po roztopach tak, że mysz po nich nie przemknie. Nigdy filmy wspólne do pierwszej reklamy. Pierwsze 10 minut; mniejsza głębia ostrości i wiem, że nastrój przepadnie. Gdy odchodzi stary magnetowid, telewizor oraz podłoga w moim pokoju wyszczerbiona dla myśli. To były czasy lodów bambino i oranżady za drobne z twojej kieszeni. -
i słowa
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Uwierają mnie w Piśmie Świętym i w twoich listach jest styczeń. Niediegetyczny mróz a w nim oddechy protuberancje. Tygodniami powietrze z głowy i wciąż na pamięć skracam linie telefoniczne. Niczym Twój głos przylegający do mych uszu i słowa. -
Święta bez Coca - Coli
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Niemniej dziękuję:) -
List, lub pajęczyna w szafie
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dziękuję Paniom bardzo:) Regards -
Święta bez Coca - Coli
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jedna zima przynosi kolejną by posiedzieć na dworcu. Tutaj kończy się człowieczeństwo. Przeraźliwy krzyk patrzącego na śnieg. Zwierzęco pragnę byś była obok aż do zawrotów głowy i odwodnienia. Nie wiem czy bym zasnął czy prędzej skoro burza odeszła? To niebo tak cudownie a morze bardziej. Jest przede mną godzina dwunasta bez reszty. Nie ugnę się mimo luster i nadchodzących tygodni. Albo ty albo powódź w Indiach. -
List, lub pajęczyna w szafie
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dnia są brzydkie, coraz brzydsze aż w końcu pękają sypiąc śniegiem. Śródmiejskie sklepy brzęczą, stukają drepcząc w pośpiechu. Kościelne dzwony nawołują ostatnich romantyków, którzy zbłądzili w wierszach. Wieczory już nie oczekują mnie przy drzwiach, światła zwyczajnie zasypiają na progu, potrzeby tracą ochotę, kiedy odjeżdżasz ostatnim tramwajem. Siedzę i wszystko dokoła stygnie. Papier gniecie się z niechcenia. Przecież nawet miłość trzeba jakoś udokumentować a taki list zajmuje miejsce w szufladzie a kurz zbiera tak, że chronologicznie można go ułożyć. Bywa ciepły, chłodny, niezauważalny oraz wszelako pachnący. Pozwala wrócić stąd i stamtąd albo wyjść. Lub, dla przykładu odetchnąć, gdy zapytasz siebie za dni ileś, czy kocham? Nieśmiało spojrzysz, aby się upewnić, że wciąż chowam dla ciebie gwiazdy, jak wtedy, gdy miało się na ulewę. A może to okna nieszczelne? Może już dzień za krótki? – Cóż z tego, że tam jesteś? – pytam księżyca, gdy przesłania przedmieścia. – Wracajmy do niej – mówię. – Przestaliśmy kaszleć.– Lecz, co gdyby mleko rozpuściło się pierwsze? – pyta, przez co mylę tekst z muzyką. Przy zdrowych zmysłach jestem w stanie odstawić żądze na bok, po czym godzinami patrzeć jak gaśnie żarówka, ściany płowieją aż po dach zagracone spojrzeniami. Pokój sypie się rozpaczliwie, by uciec przed czynszem. Światło, włączone czy zgaszone pozostaje obojętne na brak długonogich brunetek, nieczułe na powolny, trzydniowy zarost wyrastający z kanapy. Ostatecznie prawo jazdy straci ważność, materac zmieni się w jeża a klamka odpadnie. Jest jeszcze wycieraczka, jakby zawsze była gotowa, ale nigdy nie spyta, która godzina. – Tracimy wiarę, lecz nie to nas gryzie – szepczą kroki spod drzwi. Jednak nigdy nie powiesz, czy cieplej by ci było, gdybym usiadł cichy, ledwie spoglądający gdzieś w pobliżu. Więc nie wiem a na domysły jest o wiele za zimno. Świat za oknem wydaje się mały, a śnieg kruchy i nieistotny, kiedy patrzę na twoje ciało. Dotykam twych ud oraz piersi uśmiechając się pod nosem, niczym umarły bez butów. Dziwnie myśleć o sobie w ten sposób, więc wracam do tego co jakiś filozof powiedział o wietrze, nim nadszedł deszcz. Zostawiam usta na twoim brzuchu, ponieważ to najwspanialszy dla mnie sposób okazywania dotyku. Lecz to zarazem to rytm, rytm, rytm, a spodnie biegiem do szafy, mimo iż spóźnione do knajpy. Otwieram cię śladami bieli na piersiach, czerwieni na udzie, gdzie wszystko jest i w ogóle, w ogóle, w ogóle. Wybija północ. Zabijając wielu dawnych idoli próbuję utrzymać cię w ramionach. Serce targa mnie i świat dokoła rozsypuje się delikatnym, białym puchem. Niezależnie od następnego pocałunku podziękuję ci za to, że pozwoliłaś wybrzmieć każdemu zdaniu. Łóżko znów się kołysze, serce rozkłada na kanapie, podczas gdy wieczór pojaśniał i zamilkł. – Góry nie są wyższe od morza, a miłość głębsza od depresji - ale na szczęście jest twój uśmiech, jak Boże Narodzenie. Prawie, niemal, już za chwilę świta, więc jednym ruchem odcinam noc od nieba. Kocham, tak bardzo, etcetera mocno, że tylko głową pokiwam i się ze sobą zgodzę na dobranoc. Wspaniała zima, gdy chodniki, niczym ceramika ze śniegu. Zadymka niewielka zawieruszy się tu bądź ówdzie albo pomyślę o tobie czule, jakbym leżał na tapczanie. -
Poranek, dzień ósmy
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na Espena_Sway utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jestem Ci Espeno winien kilka przychylnych komentarzy...lecz nie tym razem:) Podoba mi się sam obrazek, który chciałaś tu przedstawić. Jednak wykonanie już nie bardzo. "kości w głowie i mięso na talerzu." To jest świetne, mocne i pomysłowe. A zarazem proste. Reszta jednak trochę przekombinowana i jak na mój gust zbyt na siłę, jakby krzyczało "uwaga!" Dla mnie mogłabyś zakończyć na wersie, który wcześniej przytoczyłem. Jeśli jednak zamierzasz pozostawić wiersz w jako tako niezmienionej formie, moim zdaniem dobrze byłoby usunąć empatyczne, dookreślacze, że się tak wyrażę, czyli; Już nic więcej nie chce. Powinnaś ograniczyć swoją rolę do opisu stanu rzeczy i niech z tego płyną emocje. Takie moje zdanie. Poza tym językowo bez większych zarzutów, więc nie będę się czepiał:) Pozdrawiam. -
Myśli na manowce
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Chłód przemyka po dachach, między palcami. Cień latarni zaraz wybije szybę w samochodzie. Dopijam kakao i kaszlę, jakbym chciał pobiec przed siebie. Miłości najpierw jesteś, potem jesteś niesprawiedliwa, wreszcie stajesz się tak oczywista jak dwa łóżka, zamglony telewizor, rozpięta koszula, czy nie wstrząśnięty sok pomarańczowy wprost z kartonu. Życie bez ciebie snuje się, niczym powieść o powolnym znikaniu ciała. Gdybym mógł zobaczyć twoje kształty, delikatne skurcze mięśni, na pozór niewidoczne grymasy twarzy, gdy wsłuchujesz się w twarde, kamienne rymy. Dopada mnie wtedy to uczucie, niepoprawne pragnienie cudu. Więc wystawiam dłoń próbując zatrzymać podmuch wiatru, ponieważ nigdy się nie obudzę. A jeśli powoli otwieram oczy to nie sweter płacze, to gryzie mnie deszcz. Deszcz cudowny cały czas, prawie cały czas klnie za oknem jak szewc. Tutaj są prawdziwe myśli prawdziwych ludzi. Są też nasze słowa i nawet, gdyby ich nie było nie można by powiedzieć, że nie dzwoni w uszach na samą myśl. A myślę o tobie szukając daleko aż po najdalsze migotanie gwiazd. Oczy mam co prawda trochę słabsze niż, kiedy miałem piętnaście lat i chwilami jest ciemno, lecz za chwilę księżyc wygląda zza chmur i szumi. Wszystko szumi jakby wiatr czytał wieczorami, ale cichutko by nie zdmuchnąć świeczki. Szepczemy tak obaj bez opamiętania. A może to z niewyspania? Zapominam się. Znikam po szyję w tych słowach do ciebie, zakręconych, zawiłych, koślawych, lecz wszystkich prosto do ciebie. Od czasu do czasu muszę wstać z krzesła, rozprostować plecy żeby żebra trzasnęły jak los, co nas niekiedy rozdzieli. W te dni osobno powtarzam sobie, że się upiłem. Wtedy przychodzi chłód a noc wchodzi na stół, światło opiera głowę o ścianę i palimy sobie papierosa za papierosem, i muzyka jakaś tam leci. Gdy nadchodzi dzień, a nadchodzi prawie zawsze w dodatku wcześniej od kawy. Jest permanentny, niczym pielęgniarki w szpitalu, które budzą cię rano i rozdają termometry. Mam nadzieję, że ciebie nikt nie zbudził. Ani dzisiaj, ani wcześniej wbrew woli twego snu. Zawsze modlę się, byś miała sen jak rejs po Morzu Śródziemnym. Pełen Włochów, Greków, ale w końcu byś zawsze wracała do mnie. Czytając to w pośpiechu, kryjąc się przed słońcem na tarasie, lub powtarzając w myślach jadąc zatłoczonym tramwajem. Wszystko zatrzyma się z tą chwilą. Elektryczność, poniedziałek i ja także przystanąłbym przy tobie. Gdybym tylko miał ze trzy kroki w niejasnym kierunku. Tajemnice znowu pod drzwiami niosą twój zapach odległy, choć oczami cię nie widać. Ponownie przeszywa mnie dreszcz, ćma błądzi dokoła głowy, jak krążenie krwi, jak serpentyny żył oraz naczyń. Razem z wiatrem udają kształty. Choćby tylko nas dwoje na ławce. Ledwie, po trochu a przychodzisz mi na myśl. -
Wspaniała zima na ceramikę
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Kochamy i jest w tym strych zagracony Głowa do Scrabble i serce do bielizny Dziwnie lecz mogę pomyśleć o tobie jakby o zmarłym bez butów i oczu w centrum miasta Słychać twoje imię przez hałas i kurz Rytm Rytm Rytm łamie pogodę gdy zamykasz oczy Otwierasz się na barwy bieli na piersiach czerwieni na udzie Gdzie wszystko jest słuszne i powoli zasypia Sobotnie popołudnie lub coś lżejszego -
dziwi mnie - a gdzieś pomiędzy
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Zdanie znawcy, czy nie zawsze jest subiektywne:) I każde traktuję na równi. Toteż dziękuję za komentarz. Na równi z innymi przedmówcami. Regards. -
dziwi mnie - a gdzieś pomiędzy
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dzięki. Czytam głównie poezję amerykańską:) Regards. -
dziwi mnie - a gdzieś pomiędzy
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
czkawka nad ranem – cała jesień wbrew ustrojom serca obce, jak pogrzeby nieznajomych – zupełnie obok zapasy zboża piętrzące się, niczym tankowce – barwy drzewa, gdy zostają z nami na zimę – przypominają ojca garnek bez pokrywki – w zamyśleniu, jakby tłoczył oliwę -
Cierpliwe dni
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Skrył twarz w cieniu kapelusza. Wieczór był. Podobno jesienny. Tylko tyle zdołał zaobserwować. Drzewa krztusiły się mnogością barw. Aleje spowite mgłą błądziły wśród liści, wzniecając zamęt stopami biegnących dzieci. Jegomość starał się pozostać anonimowym, niczym wypalony, pożółkły papieros porzucony w blasku latarni. Niestety dłonie pociły mu się natrętnie. Skrył je w kieszeniach szukając zegarka. Pragnął ukraść minuty, które pozostały do spotkania. Myślał o namiętnych pocałunkach na rozkładanej kanapie, czerwonych majteczkach na sznurze od bielizny. I podczas, gdy jego czujność usnęła nagle, zza rogu, niczym wiosenna burza, wybiegły jej włosy, usta, uśmiech i oczy, na które czekał. Jakby Słońce, które dotychczas grzało jedynie w Toskanii zaświeciło nad nim. Tymczasem na drugim końcu Europy Napoleon krążył niespokojny po pokoju. Na szafce wybite z rytmu radio kontemplowało ciszę. Puste szafki oddychały pełną piersią. Kanapa gryzła się z molami. Tandetny obraz, portret bezimiennego pasterza na tle odległych Alp krzywił się na ścianie. Bonaparte, bezrefleksyjny, zniesiony na manowce czuł jej zapach, kojący uśmiech aprioryczny względem jego słów. W miłości był redukcjonistą jednak ona, jako zjawisko, była czymś więcej niż Rosja. Być może dlatego, choć nawet przed sobą nie potrafił tego uzasadnić, nie wypominał jej, gdy wychodziła z łóżka i znikała przy oknie na całe noce - według niego somnambulizm nie dawał powodów do obaw. Znajdował ją siedzącą nad zimną herbatą ze strumykiem krwi spod nosa. Mimo to wierzył w jej tłumaczenia; że, to przez tlen - smutny w powietrzu. „Ziemia kwitnie na wschodzie” – powtarzał w myślach, po czym wracał do swoich map. Zawsze wracał. Wielkie, ciężkie Słońce. Tak, że czynność tak prosta, jak otwarcie oczu, stała się nagle czkawką o piątej nad ranem. - Odnoszę wrażenie, jakby od poniedziałku minął rok – powitał ją. Madame Daletti odwdzięczyła się pocałunkiem, jednym z tych, po których zostaje już tylko amnezja psychogenna. Jegomość pomyślał o „Dialogach” Platona, niestety nie chronologicznie. – Chodźmy – wyszeptała – do domu, gdzie wszystko jest nocą i jest ciemno. Gdy pod ciężarem jej spojrzenia upadł na kanapę ogarnęły go nieokreślone reminiscencje. Podszyte pasją, niepokojem oraz tęsknotą za czymś, czemu nie potrafił narzucić ram konkretnej personifikacji. Wieczorem mógł to być ojciec (z powracającym zapachem tytoniu na koszuli), by przy następnym przeczesywaniu jej włosów przejść w niewyraźny obraz dawnej miłości (w podtekście tej pierwszej, słodkiej, spływającej po brodzie sokiem z arbuza). Westchnienia oraz szepty szły w dziesiątki, wino rozlało się na dni i noce wielką plamą. Wrażenie, jakby zapadał się pod ciężarem emfazy, jaką Daletti kładła na jego imię narastało. Było zbyt głośno w zbyt wielu językach. Czuł, iż najwyższy czas wracać. W dodatku od drzwi dochodził zapach spalonych wrotek. Dzika tęsknota - najcięższa kara. Z każdym uderzeniem serce wylewało mu się na pustynię. Nigdy odpoczynek, nawet w hamaku. Mógłby powiedzieć, że bezkarnie nie można przekraczać pewnych granic. - Zanim zjedzą nas szafy pełne snów! – poderwał swoją armię. Sfinks spoglądał na niego nieufnie nie zauważywszy własnej, odpadającej brody. Dzień przyszedł, minął a Bóg nawet się nie zająknął. Ostatnie jego urodziny były deszczowe, smutne i nieznaczące, ale Napoleon nie miał w zwyczaju narzekać. Pamiętał ją, co do słowa – zerkając na zdjęcie spostrzegł iskrę w jej oku, jakby postać z fotografii go rozpoznała, nakryła w najbardziej intymnej chwili. Chciał przemówić, lecz zdołał ledwie wymamrotać zlepek chaotycznych głosek. Uprzedził własne pytania, mimo iż na ogół nie radził sobie ze wspomnieniami; Był październik, choć było w nim trochę lata. Graliśmy w szachy na zamarzniętym jeziorze - Bajkał albo Śniardwy - wtedy nie chodziło o geografię, tylko o zwykłą alegorię. Gwiazdy ciekły po gałęziach odległych drzew. - Jak tu pięknie – próbowałaś odwrócić uwagę. A gdy nie byłem w stanie oderwać myśli od twych bioder spytałaś, odsunąwszy się na odległość ciszy. - A mnie zapamiętasz? - Oczywiście! Jesteś lasem w polu, filozofią moich pocałunków – twe oczy niecierpliwie oczekiwały faktów. – Tego dnia, kiedy ktoś przesuwał meble w mieszkaniu nad nami, sąsiad z czwartego piętra miał wylew. Mieliśmy po siedemnaście lat i absolutnie nic się nie zdarzyło. Zupełnie przypadkiem, za to całkiem samoistnie - nie było jak tego powiedzieć, więc już tylko milczałem. Tylko dlatego. Zawsze milczałem. - Czy on zwariował w nocy? – unosiło się nad obozowiskiem w tamte ciężkie dni. Zapach spalenizny odszedł, kiedy otworzył usta na powrót wypełnił go oddech. Jednoznacznym gestem naciągnął spodnie. Madame Daletti nieopatrznie odebrała to, jako zaproszenie na spacer. Jegomość przeczuwał, już wtedy, koniec ich historii. Był zdeterminowany, by empirycznie uporządkować fakty, miejsca i postaci. Jednak ich nogi zdawały się prowadzić do nikąd. Setki tysięcy kasztanów pod nogami i całe lata. Nie przeszło, by mu przez myśl, iż mogło być inaczej. Nieustannie w nią wpatrzony czekał aż ujrzy jego kłamstwa, jego zaplanowany obłęd. Lecz na przekór wszystkim spojrzała przez ramię. Poznała te oczy i charakterystyczne milczenie. Znowu poczuła się tak jak wtedy, gdy pijany budził ją w środku nocy, by zaśpiewać kołysankę. Napoleon siedział smutny krusząc chleb dla gołębi. W głębi duszy kiwał przecząco głową zdając sobie sprawę z tego, jak fatalnie prowadził jej narrację. Zaoferował Madame Daletti parasol, by chwilę później mogli zniknąć pośród huśtawek. Burza jąkała się jeszcze przez dobre pół godziny, po czym lunęło bez pardonu. Jegomość został wykluczony na samym początku dygresji, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Odszedł nocą i nikt go nie spytał; o godziny wystane w oczekiwaniu na autobus, o śnieg, deszcz na dworcach kolejowych, o to wszystko, co dla niej, a wszystko na nic. Choć odkąd się poznali uważał, iż miała zbyt kształtny tyłek, by wozić go tramwajem. I tak oto cudowne zapasy fantazji przemieniły się w irracjonalny smutek. Na tyle dokuczliwy, że w drodze do domu biedny Jegomość potknął się o wykolejone tory. Jakiś robotnik wezwał pogotowie, inny lekarz stwierdził zgon. Odwiedziłem go jakiś czas potem. Wiedział już, że życie to nie konspiracja wodospadów. Chciałem go pocieszyć, zrozumieć. Zwyczajnie, prozą, trochę po czesku, trochę po ludzku. - Poznałem jej siostry; brzydkie, ładne, urocze, upiorne, wspaniałe i żałosne – nie byłem pewien, czy zapalić, czy poczekać na śniadanie. Jegomość westchnął żeby nie przyzwyczaić się do samotności zbyt prędko. Niczym sól i cukier z jej ust. Jednocześnie, gdyż to jest zazdrość, ta noc w szpitalu, lecz nikt w szczególności. - Chodźmy stąd – wstał późno pewnej zwykłej nocy. - Nie mam już śliny. Księżyc był zimny i trwał dalej. Nieznośnie. -
Pogoda grunge, papierosy king size
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
"wynik", bodajże dwóch, wcześniejszych wierszy "Pogoda grunge, papierosy king size" Nie potrafię siedzieć w jesiennym parku. Kolory brzydko pachną, a wiatr brudzi uszy. Spójrz na niebo. – Ależ ładna chmura – strzeliło mi w szyi, gdy gołąb zerwał się do lotu, jakbym klasnął w dłonie. Zerknął jeszcze na moje buty, gdyż mają bardzo współczesne podeszwy. Jednak nie potrafią wejść w uliczkę, w której asfalt pęka wyuczony na pamięć a dzieciaki kopią liście wzdłuż i wszerz beztrosko. Gdzie to wokół? Skąd to tu? – Śnieg spadnie niebawem. Zobaczysz. – Także tym razem. Stół stoi do warcabów. Żarówka błyska nagle, noc czeka dokoła. Pełno ciebie, choć ciepło, jakby trochę smutno. Chyli się słońce na skraju urwiska. W pokoju obok na pewno mają papierosy. Są zbyt spokojni. -
O pięknych wylewach krwi do mózgu
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
niniejszym wielce dziekuję za komentarze, w dodatku przychylne :) Regards. -
O pięknych wylewach krwi do mózgu
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
stoisz od drzwi do drzwi i myślę sobie o pięknych wylewach krwi do mózgu i z powrotem o dzieciństwie z ręką w gipsie i klockach Lego wbrew instrukcji patrzysz na mnie czule jednak mniej zawrotnie niż ojciec gdy powoli chwytam równowagę plecami do świata widzę kontrast gdy arytmia we mnie -
szklanka ciepłego mleka
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Powiem tak, nie byłem zadowolony z tamtego utworu natomiast podobała mi się jego puenta...:) Dzięki za komentarze. -
Słodycz w dżungli
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na Espena_Sway utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Mnie też zdrobnienia nie przypadły do gustu, ale to nieistotne. Razi; między nami, karmiąc się resztkami. - fatalny rym. Poza tym przyjemny kawałek, satysfakcjonująca puenta. Regards. -
szklanka ciepłego mleka
ewan_mcteagle odpowiedział(a) na ewan_mcteagle utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
tylko twoje oczy poza ewolucją po staremu pociąg się spóźnia więc czekam i czekam jeszcze przez chwilę mniejsze drżenie kończyn przy barze duszno na ulicy chłodno więc słońce lekkie pochyla się na skraju urwiska co rośnie w pokoju obok na pewno mają papierosy są zbyt spokojni