
Piotr Rutkowski
Użytkownicy-
Postów
754 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Piotr Rutkowski
-
acha bym zapomniał..."jeszcze sie nie kąp"...strąciło mnie z fotela i smialem sie dobrą minute...Wielkie dzieki... a moze bysmy sie pokochali? :)))))
-
Niestety muszę się zgodzić z Leszkiem i dodać do tego worka rzeczy zbędnych jeszcze: "wymiana płynów ustrojowych" (TO JEST TRAGICZNE!) i "ówczesna Panna..." Nawet jeśli chcemy urzywać dzisiejszego slangu młodzieżowego to trzeba uwarzać by to źle nie zabrzmiało zbyt nieznośnie...np:bzykanie jest ok, ale te dwa co wymienilemjuz nie.W takich sytuacjach trzeba selekcjonować śmietnikowy język mimo wszystko. Takie jest mojezdanie. Co do treści nie mam zastrzeżeń. Bardzo mi się podobało.
-
Dzień z życia dwojga ludzi - pocztówka z Poznania
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
dzięki leszku, że postanowiłeś zamieścić swoje uwagi, po tym co napisałem na temat twojej zabawy. Twoje uwagi są dla mnie bardzo ważne...mamy w końcu jeden wspólny cel. Poprawie napewno... Dzięki jeszcze raz -
ucieczka
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Olga Doruch utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
...a nie mówiłem:)) nie przejmuj się tym co ludzie tu wypisują... dla nich wszystko jest oklepane i do banii, coś co ma rymy i jest niekonwencjonalne jest do śmieci. tak mocno tkwią w poezji, że stać ich tylko na pseudonimy... Pozdrawiami pisz dalej... -
Kra_kanie (minitura)
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Tonja Zadoria utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
powiem Ci moja droga..kraaaa...że ubawiłem siĘ do łez...z brudnej nogawki do Platona fajnie,fajnee..kraaa to kra-kanie. -
Dzień z życia dwojga ludzi - pocztówka z Poznania
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
* Znów ten sam koszmarny sen: Leżę na kanapie w swoim mieszkaniu i nie mogę zasnąć. Na pozór wszystko jest w porządku. Stół, fotele, fortepian. Wszystko stoi na swoim miejscu. Balkon lekko uchylony wprowadza do pokoju powiew nocnego, chłodnego powietrza. Wiercę się bez przerwy z boku na bok. Bez skutku. Wpatruję się w sufit. Ręka bezwładnie opada mi na krocze. Podniecam się ale po chwili przestaję. Nie mam sił na onanizm. Odwracam się na brzuch i wbijam twarz w poduszkę. Duszę się. Chwytam narożnik poduszki i wpycham go sobie do gardła. Brakuje mi powietrza. Kaszlę. Uspokajam się. Liczę. Nie wiem dokładnie co liczę. Cokolwiek. Coś co można policzyć przynajmniej do siedemdziesięciu siedmiu. Właśnie przy tej liczbie mylę się najczęściej i wtedy albo przestaję albo zaczynam od nowa. Raz...dwa...trzy...cztery... To właśnie wtedy nadchodzi ten moment. Zaczynam zastanawiać się czy czasem już nie zasnąłem. Płynne przejście z rzeczywistości do krainy marzeń. Chwiejny limes jawy i snu. Na początku próbowałem krzyku ale po kilku staraniach doszedłem do wniosku, że i tak przecież nikt mnie nie usłyszy. Szczypię się ale wciąż tkwię w tym samym miejscu swej niewiedzy. Mam dylemat. Dalej próbować zasnąć, czy poczekać aż ten koszmar się skończy i nadejdzie nowy dzień? Wstaję. Podchodzę do fortepianu. Siadam i gram. Zawsze te same dźwięki. "Sen o Victorii". Gram właśnie sen, bo znam go najlepiej. Ale muzyka nie płynie. Z fortepianu dobiega cisza, zupełnie jakby ktoś wyłączył moją duszę. Wtem rozlega się przeraźliwy krzyk małego dziecka, potem płacz. Biegnę do drzwi łazienki ale są zamknięte. Dziecko płacze a ja stoję, szarpię drzwi i nic nie mogę zrobić. Nie potrafię otworzyć tych pieprzonych drzwi. Jestem zupełnie bezradny. Ktoś ciągnie mnie za rękę i wtedy sen odchodzi. Obudziłem się sam. Zawsze pierwsza noc w nowym miejscu, w nowym otoczeniu jest bardzo spokojna. Ta była wyjątkowo spokojna. Nie tracąc czasu na czynności zbędne nałożyłem sportowe buty i wybiegłem jak każdego ranka rozprostować kości. Cudowny poranek. Pogoda wyśmienita. Miasto jeszcze we śnie. Lekkie powietrze po deszczowej nocy wdziera się z impetem w moje nozdrza. Czuję lekki chłód, delikatny wiatr. Mięśnie początkowo zaspane, leniwe, nabierają powoli właściwego rytmu. Już pracują na najwyższych obrotach i niosą mnie przed siebie. Nie mogę się zatrzymać. Nie chcę. Łapię regularny oddech, stopy układają się same w rytmie biegu. Mijam ludzi, którzy dziwnie się na mnie patrzą, piekarnię, kościół, skręcam w leśną dróżkę i wbiegam do lasu, gdzie nie słychać już cywilizacji. No może z wyjątkiem sygnału karetki pogotowia, której nie sposób nie słyszeć. Mniej więcej o tej samej porze, gdzieś na drugim końcu miasta Starsza Pani z trudem wstaje z łóżka. Szuka kapci mrucząc coś niewyraźnie pod nosem. Zgarbiona, z grymasem bólu na twarzy, kieruje się w stronę łazienki. Każdy krok jest dla niej potwornym cierpieniem. Nogi sine, całe w żylakach odmawiają posłuszeństwa. Na korytarzu panuje półmrok, który przechodzi w ciemność. Światło słoneczne nie dociera tu ani od wschodu ani od zachodu. W połowie drogi do łazienki przystaje. Musi chwilę odsapnąć. Starsza Pani nie ma nikogo kto mógłby się nią opiekować. Czasem sporadycznie zajrzy tu jej córka. Przychodzi i wciąż zadaje te same pytania: -Co u ciebie mamo?, Jak się mama czuje? Czy coś mamie nie potrzeba? – posiedzi chwilę, zrobi mamie zakupy, które wystarczą na dwa tygodnie, wypije kawę i ulatnia się jak kamfora. Nawet nie posprząta. Nie posprząta bo niepotrafi. Zarabianie pieniędzy jest dla niej ważniejsze niż elementarne czynności domowe. Nie sprząta, nie gotuje, nie pierze, nie ceruje. Robi karierę. Czasem prosi Starszą Panią, by zajęła się jej Kasieńką, bo nie ma jej gdzie zostawić na czas służbowego wyjazdu. Starsza Pani z miłości do swojej córki i do małej Kasieńki spędza cały dzień ze swoją jedyną, ukochaną wnuczką. Dziś jest właśnie taki dzień. Zatrzymałem się w Poznaniu na parę dni. Wróciłem do tych miejsc, do chwil, do wspomnień, które nie dają mi spokoju. Zajrzałem na chwilę do miasta, któremu oddałem najlepsze lata swojego życia. Wszystko tu kojarzy mi się z Tobą. -Pamiętasz ten hotel? Naszą pierwszą wspólną noc? Byłaś taka piękna, taka niewinna. Zawierzyliśmy wtedy sobie naszą wspólną namiętność, nasze życie. Pamiętasz tę małą kawiarenkę przy poczcie, w której podają najlepsze desery świata? Zajrzałem tam i pytałem o Ciebie bezskutecznie. Przechodziłem pod balkonem twojej pierwszej mansardy. Kiedyś machałaś do mnie ręką na powitanie z uśmiechem na twarzy, którą oślepiał blask porannego, letniego słońca podkreślając delikatne piegi. Dziś tylko szelest ptasich piór na kondygnacjach. -Lubisz tosty z dżemem prawda?- stwierdza pytająco Starsza Pani. Kasieńka nie odpowiada, kiwa tylko głową w celu potwierdzenia babcinych słów. Babcia sama nauczyła ją, że z pełną buzią się nie mówi. Przepyszne śniadanie na słodko. - Dziś jest bardzo ładna pogoda kochanie. Pójdziemy tam gdzie lubisz chodzić najbardziej. - Kasieńka odkłada na chwilę jedzenie i rzuca się Starszej Pani w objęcia. Przytulają się do siebie i trwają w uścisku kilkanaście sekund mimo potwornego bólu, który miażdży kręgosłup Starszej Pani. Właśnie wychodziłem z Empiku z nową książką gdy zadzwonił telefon. Odebrałem, wysłuchałem przez kilka minut co mają mi do powiedzenia, oświadczyłem, że się zwalniam i wyłączyłem go. Skierowałem wzrok ku słońcu by zaczerpnąć życiowej energii. Nigdy w życiu nie byłem bardziej szczęśliwy i zadowolony z siebie. Szkoda, że nie ma Cię przy mnie właśnie teraz. Nie mogę chwycić Cię za rękę, opowiedzieć o tym wszystkim, przejść świętym Marcinem z podniesionym czołem w geście triumfu jak król przechadzający się po zamkowych zakamarkach. Zabrałbym Cię nad rzekę jak wtedy. Zostawiliśmy za sobą hałas pędzących samochodów, autobusów i tramwajowych kół stukających o stalowe połączenia szyn. Wpatrzeni w nurt Warty, wyobcowani ze wszystkiego co naszej miłości nie dotyczyło czerpaliśmy z życia to co najlepsze. Sami dla siebie. Tylko Ty i ja. Pamiętasz jak tańczyliśmy na starym rynku? Ludzie patrzyli na nas, ale my, zakochani, spójni marzeniami w dualiźmie sercowych westchnień, trwaliśmy w tańcu bez końca. Zupełnie jakby czas zatrzymał się w miejscu tylko dla nas. Pamiętam jak upaprałaś się hot dogiem z zielonej budki na teatralce. Zamarłaś w bezruchu a ja namiętnym pocałunkiem zlizałem z Twych ust cały majonez. Pamiętasz? Potrafiliśmy śmiać się godzinami, dyskutować całymi dniami, kochać się każdej nocy, tęsknić za sobą tygodniami, wracać do siebie miesiącami. Umieliśmy wspólnie żyć. Chwilą. Wróciłem Tu Madziu a za mną przybiegły wspomnienia, przybiegłaś Ty, choć wciąż nieobecna namacalnie to jednak wciąż Ty i wszystko co piękne w moim życiu. Wsiadam w ośemkę na Kaponierze i pędzę dwa przystanki do parku Wilsona, do swej samotni. To chyba jedyne miejsce w tym mieście, gdzie nigdy nie byliśmy razem. Przychodziłem tu sam zawsze wtedy gdy działo się coś niedobrego, gdy było mi smutno. Nie chciałem byś patrzyła na moje łzy, na mój strach przed życiem, na moją bezsilność wobec własnych słabości. Park nie stracił nic na swojej urodzie. Stary, poczciwy Wilson wita mnie. Zaprasza do swego domu. Przyjmuję zaproszenie. Siadam na swojej ulubionej ławeczce. Miałem zamiar poczytać ale nie mogę się skoncentrować. Boże! Jak tu pięknie! Konary drzew nad stawem zaopatrzone obficie w liście zatrzymują część słonecznych promieni. Kaczki na wodzie lgną do chleba, rzucanego przez ludzi z mostka. Ścieżki solidnie wypielęgnowane. Czyste. Ludzie zatrzymują się tu na chwilę w odpoczynku przed południowym skwarem. Sobotnia cisza miesza się z akustyką ulicy Głogowskiej. Pamiętam nasze rozstanie. Ten jeden jedyny raz zabrałem cię tu. Chciałem byś zrozumiała kim naprawdę jestem, czego od życia potrzebuję, gdzie jest mój prawdziwy dom, moje powietrze ale Ty nie chciałaś tego rozumieć. Jedna, jedyna rzecz, która nas rozłączyła i sprawiła, że przestaliśmy się kochać. Zawsze ciągnęło cię do świata, do pieniędzy, do ludzi. Z wiekiem zrozumiałaś, że nie możesz być z kimś, kto żyje tylko marzeniami, z kimś kogo cieszą najdrobniejsze rzeczy. Chciałem nauczyć Cię wrażliwości ale nie udało mi się. Zrozumiałem, że jesteś stworzona do życia w ciągłym ruchu, że jesteś kobietą sukcesu a ja tylko facetem z marzeniami. Nie mogłem już dłużej z Tobą być. Odkładam na moment książkę. Nie jestem wstanie nic przeczytać. Spoglądam na staw. Starsza Pani bawi się nad jego brzegiem z małą dziewczynką. Po chwili Starsza Pani siada obok mnie na ławeczce. Dziewczynka rzuca chleb do wody. Nie, to nie możliwe. -Pani Maria?- Starsza Pani patrzy na mnie i próbuje sobie przypomnieć. Ułatwiam jej. - Pewnie mnie pani nie pamięta. Kilka lat temu spotykałem się z pani córką.- podaje jej dłoń. Starsza Pani uśmiecha się, ściska moją dłoń, próbuje coś powiedzieć, ale nagle słabnie i stopniowo traci przytomność. Osuwa się ziemię. - Pani Mario? Słyszy mnie pani? Pani Mario? Co się dzieje? Ludzie! Niech ktoś wezwie pogotowie! Trzymam kurczowo jej dłoń aż do przyjazdu karetki. Kasieńka stoi przy nas i płacze. Nie rozumie co się tak przed chwilą wydarzyło. Patrzę na nią i chyba też nie bardzo rozumiem. Zanim sanitariusz zatrzasnął drzwi karetki usłyszałem jak Starsza Pani wyszeptała: -Wiedziałam, że kiedyś Cię tu spotkam Jakubie. - potem odjechali do szpitala. Kasia złapała mnie za rękę. Spojrzałem na nią. Była bardzo podobna do swojej mamy. Tak bardzo podobna. Podała mi swój telefon a na wyświetlaczu widniał napis: "MAMA" Reszta, jak mawiają, jest milczeniem. Z resztą i tak bardzo łatwo się domyśleć jak zakończył się dzień z życia dwojga ludzi. -
książeczka skarg i wniosków
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na j.renata utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
" gdzie ja niczym brown sugar na dnie cappucinio..." rozwalasz mnie....heroino swym literackim wdziekiem, ale ty o tym dobrze.......piszesz :))) znów niezwykła lekkość..ale troszkę temacik nudny......no odrobinę....KLAWO! -
Anioł miłości
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Usypię garść marzeń i na wycieraczce złożę, niczym anioł we mgle co oczyma skojarzeń zagląda przez serce Twoje i moje a na pytań wiele, odpowiedź jedną ma - kochaj. Nie patrz na mnie jak wczoraj, Bądź sobą i w sobie iskrę rozgrzej do dna Niech drży nieujarzmiona bestia uczuć wyjętych z porządku dnia, pięknych, co altanę jak strzała przecinają z wieczora, Tylko Ty i ja i jeszcze on, obłoki nad nami kołysze i śpiewem wiatry goni, a gdy zachodzi potrzeba, przymyka nam usta by żadna słabość zazdrosna serc nam nie pozażynała nieznośna On jasność w ciemności roztacza, duchową meskinerię barwi na kochanie, jest z nami wszędzię i na zawsze zostanie. -
wiesz, w sferze uczuciowej daleka droga przed toba. Nie przejmuj sie. niektorzy ludzie dochodza do pewnych rzeczy szybciej inni wolniej. niektorzy juz w wieku mlodzienczym inni w wieku srednim a inni nigdy. pracuj nad tym, a niewiescie serca stana przed toba otworem, narazie jest slabiutko...moim zdaniem...tekst wymaga kasowania i poprawy. Siemka
-
Piaskownica
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
ja cały czas pamiętam Aniu, w myślach ją buduję...i jesli powstanie już arka idealistów bedziesz moim pierwszym gościem... :) -
Na pierwszym miejscu, zawsze i o kazdej porze, wszedzie, do skonczenia swiata, niepowtarzalny: Styczynski i DZEM potem: Deep Purple, CreedenceCR, T rex, z innej bajki: Beethoven Wagner, Bach Prokofjef, Straus, Mozart, Chopin. i soliści: Niemen, Rydel, Radek, solistki: Eva Cassidy, Jak mi sie cos przypomni to dam znać!
-
Bartłomiej Rudy
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Anna Romanek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
....zapamiętam tylko to ptaków stadko trzepoczące na starcie...takie filmowe co nie co. Rozkręcasz się w pisaniu...Zobaczymy co bedzie dalej. -
złudzenia i pozory, czyli impresje uliczne w gorącym klimacie
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na j.renata utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
...wyciszam się już (ale pewnie po twoim nastepnym tekscie sie obudzę)... Jedno jest pewne. Życie jest nieustannym poszukiwaniem, bo gdyby znaleźć to czego szukaliśmy od momentu narodzin własnej świadomości...po co byłoby żyć? "miej serce i patrzaj w serce" -
złudzenia i pozory, czyli impresje uliczne w gorącym klimacie
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na j.renata utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
...a mi się wydaję, że tak naprawdę w 100% pragnienia możemy zrealizować tylko i wyłącznie w snach...Ktoś mądry powiedział, że sny to odpowiedzi na pytania, których nie potrafimy zadać w rzeczywistości. Dziś naprzykład zostałem we śnie okradziony ze wszystkiego, nawet z tego czego nie posiadam...:( przeraziłem się.... W życiu codziennym pragnienia dryfują na oceanie nadziei, szukają stałego lądu... a jesli chodzi o Twoją metaforę, to myślę, że owszem, partner powinien jednak zająć miejsce na przeciwko. Stać się na chwilę naszym przeciwnikiem, z którym za wszelką cenę staramy się wygrać a i tak wszystko kończy się remisem...(byle nie patem)...Pytanie tylko czy on jest w stanie zagrać z nami na najwyższym poziomie i czy jest wart usiąść z nami do gry. ZmysLOVEJ esencji nie ma. Uczucie trwa nie przerwanie między ludźmi do końca pod warunkiem, że są ulepieni z tej samej skóry, są identycznie wrażliwi, emocjonalnie gotowi, pełni nadziei, nieprzerwanie wierni, gotowi na to, by w wieku lat siedemdzięsięciu, usiąść przy kominku, napić się herbaty i patrzeć sobie czule w oczy. Nie ma sposobu na przedłużanie uczuć. Uczucia to my. Wierzę w to. Pozdrawiam. P.R -
złudzenia i pozory, czyli impresje uliczne w gorącym klimacie
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na j.renata utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
o tyle mam ciężko coś tu napisać, z tego względu iż jestem półzawodowym szachistą, brydżystą i niestety pokerzystą( ale gram tylko w Holdema na male stawki :) mimo wszystko spróbuję... Po pierwsze wielkie dzięki. Zrobiłaś mi dobrze tym opowiadaniem. Wiele czasu spędziłem i spędzam przy zielonym stoliku, w papierosowych oparach dymu, przy zapachu wina, wśród pięknych kobiet, z talią kart w kieszeni słysząc brzdęk bilonu. Jeszcze więcej czasu spędziłem przy szachownicy, zagłębiając się w tajniki tej królewskiej gry, najpiękniejszej ze wszystkich.O brydżu nie wspominasz ani slowem, a szkoda :) Mimo to nieumniejsza to artystycznej esencji twojego opowiadanka. Kocham ten klimat. Uwielbiam karty i szachy, nieprzespane noce. Zamyśliłem się czytając ten tekst. Rozmarzyłem się. Wiem, (domyślam się), że obie gry w twoim lirycznym opowiadaniu są tylko dopełnieniem, motywem przewodnim ale niestety mylisz się. Poker to nie dzieło przypadku, losu czy szczęśliwego trafu. Dużo zależy od umiejętności, analizy, skupienia i opanowania emocji. Poker to konieczność wyboru, podjąć ryzyko czy nie? Masz rację, że najlepiej być pewnym kto siedzi na przeciwko ciebie, wtedy gra się o wiele spokojniej. Grałem kiedyś z młodą damą kilka lat temu. Wiedziałem, że nie ma szans, dlatego pozwoliłem sobie na nonszalancję i dziesięć posunieć pod rząd wykonałem koniem. Trochę się zarumieniła :) ale wracając do tekstu...momentami śliczny język, jakbyś malowała słowami. Wolno bez pośpiechu. Wiele pięknych zdań np: "Stoły naznaczone intarsją minionych lat wciąż wiernie służą, lepsze to, niż odrzucenie, z wdzięczności przestały się już nawet skrzypieć, miast tego łagodnie mruczą, a może to mieszkające w nich korniki, ciągle drążące w starym drewnie" albo: "w tej mocnej i ciężkiej niemal winnej esencji, jak piorun burzowy -zwiastujący jeszcze mocniejsze doznania -pobrzmiewa odrobina świeżości...zmielonego czarnego pieprzu, subtelnym ledwo wyczuwalną słodyczą malin złamaną odrobiną goryczy". Rozpisałem się nieco, ale poprostu pojechałaś mi po emocjach... Wielkie dzięki...szczęściarz z tego gościa..:) p.s co do win nie jestem wielkim znawcą, ale jako aperitif polecałbym mimo wszystko Vermouthy najlepiej Martini(król win ziołowych) także Campari i zawsze żywe Pernod. Jeśli wina klasyczne to białe mocno wytrawne... Niezły tekst. Pozdrawiam -
"Wiekszość Ciapaków z okolicy poznała się na mnie i niemal na kolanach błagają, bym dał im numer telefonu. Chytruski próbują ominąć Archiego, który inkasuje 2 funty za każdą godzinę mojej roboty. Nic z tego. Jestem lojalny. Facet mnie przygarnął pod swój dach i jeszcze dał pracę. Nawet nie mieści mi się w głowie myśl, żeby go wydymać." Powieszę sobie ten akapit nad łóżkiem i bede sie w niego wpatrywał. Na początku moich wizyt na stronie swoim pisaniem zwrociles moja uwagę, potem zaczytywalem sie odpoczatku do konca (co sie rzadko tu zdarza),potem twoja proza zaczela misie podobac, teraz zaczynasz mnie inspirowac(SERIO!). Gdy bedzieszprzypadkiem w Warszawie,zapraszam cię na wódkę... KAWAŁŚWIETNEJ ROBOTY! NIE MAM SIE DO CZEGO PRZYCZEPIC, a ten akapit mnie rozwala poprostu, MAX!!! pozdrawiam P.R
-
Piaskownica
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
ja niestety nie mogę odpowiedzieć...to by bylo za proste :)) -
Piaskownica
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
a jak myślisz? -
Piaskownica
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Słonecznie i bardzo upalnie. Starzy pocą się, młodzi uciekają w cień. Na blokowisku roznosi się smród lipcowego południa. W mieszkaniach wiatraki chodzą jak opętane. Tam i z powrotem, tam i z powrotem, tam i z powrotem. Stara baba na szóstym piętrze robi sztuczny przeciąg. Spod luźnej podkoszulki wyłażą sflaczałe cyce. Stanik pęka pod ich ciężarem. Małe włoski na trzecim podgardlu znakomicie kontrastują z wypalonym do połowy białym, mentolowym papierosem. Baba stoi przy garach. Sapie z gorąca. Jej oczy mrużą się od papierosowego dymu. Baba miesza zupę. Odzywa się jej ulubiony prezenter radiowy. Baba przywiera uchem do głośnika starego odbiornika marki "KASPRZAK". Zamiera. -Kto tym razem się do nas dodzwonił? - Maria z Ciechanowa -Pani Mario. Zna pani zasady naszego konkursu? -Tak znam. -Moi drodzy. Pani Maria staje przed szansą wygrania....no właśnie...zapytajmy się naszego komputera ile jest dziś pieniędzy do wygrania- Puszczają dżingla. W tym czasie Baba złości się, że to nie do niej zadzwonili. Przecież wysłała tyle esemesów. -Cóż- Dzisiaj się nie udało ale jutro też jest dzień - myśli sobie Baba -Pani Mario! Cisza. -Pani Mario, jest pani tam? Cisza -Pani Mario? -Jestem jestem. Musiałam wyłączyć zupę. -Zapewniam Panią, że jeśli odgadnie pani piosenkę, którą za chwilę puścimy na antenie naszego radia, od dziś jadać będzie pani w najlepszych restauracjach, bowiem... do wygrania jest bagatela pięćdziesiąt tysięcy złotych. -O boże- krzyczy pani Maria - Jestem przekonany, że bóg nie ma z tym nic wspólnego. To Nasze Radio! Wystarczy słuchać nas cały tydzień od rana do wieczora, wysłać esemesa lub zadzwonić, a wtedy sny mogą się ziścić. -Jeszcze nie mogę w to uwierzyć. Baba wierzy każdego dnia. Wierzy i marzy. MARZENIE BABY: 1) mieć znów 25 lat 2) schudnąć 40 kilo 3) zamienić męża hydraulika na chociażby burmistrza 4) zrobić sobie wreszcie zęby. -Pani Mario! wiara na bok, zaczynamy grę. RZECZYWISTOŚĆ. Puszczają krótkie fragmenty trzech piosenek. Wilki, Elton John, i Sarah Connor, -Pani Mario, którą z tych trzech piosenek usłyszymy zaraz na antenie? Pani Maria nie wie, Baba obstawia Wilki, chwila niecerpliwości. -Ta druga- mówi pani Maria -Stawia pani na Eltona Johna? -Słucham? -Elton John? -Ta druga. Puszczają Dżingla, Baba ściska kciuki, zamyka oczy. Cisza. -Pani Mario? -Tak? -Bardzo mi przykro. (Baba otwiera oczy) -Cóż, trudno. Tak widocznie miało być. -Chodziło o Wilki. Na pocieszenie 200 złotych Pokrywka spada na podgłogę. Zupa kipi, pet spada Babie na fartuch. Rzuca sie do kuchni. Wyłącza gaz. Jej ulubiony prezenter kończy słowami: - Jutro znów zagramy! Bądzcie z nami o tej samej porze co zwykle. Nasze Radio 111 Fm. Najlepsza muzyka pod słońcem - Baba drze się przez okno. - Maciek! na obiad - Maciek ma dziesięć lat. Jest bardzo zdolnym dzieckiem. Gra na fortepianie fantazje Chopina, jest wicemistrzem Polski w szachach. Zna dwa języki obce. Pisze wiersze. Na pytanie "kim chciałby być w przyszłości ?" odpowiada: " dobrym człowiekiem. Tak. Chciałbym być poprostu dobry." W dzisiejszy letni dzień Maciek siedzi z dziećmi w piaskownicy. -Chcesz się znami bawić? - pyta jego rówieśniczka. -A w co?- -W życie. -Żartujesz chyba. Obserwowałem was z daleka. Nie macie pojęcia co wyczyniacie. Myślicie, że to w co się bawicie to życie, ale to nie ma z życiem nic wspólnego. Kto to wymyślił? - Ja - odpowiada ta sama dziewczynka. - Beczka śmiechu - Powiem wam coś w tajemnicy. Idzcie do domu, zapytajcie się waszych rodziców jak się w to bawić, wróćcie tu, do piaskownicy i bawcie się dalej. Ale niech to życie będzie życiem a nie namiastką życia. -Ty mądrala! a w ryja byś nie chciał? - wrzuca jakiś wyrośnięty dzieciak. - To nie załatwi sprawy, pięści nie są argumentem.(zgłupiał) -A skąd wiesz, jak wygląda prawdziwe życie? - pyta dziewczynka. -Prawdziwe życie to życie. Daj rękę. Dziewczynka podaje mu rękę. Maciek przykłada jej rękę do swojego serca. -Czujesz? -Serce mocno ci bije. -Teraz już wiesz skąd wiem? -Nie. Maciek przykłada rękę do serca dziewczynki. -Czujesz? -Bije normalnie. -Rozumiesz już? Dziewczynka kiwa głową. wydaje jej się, że rozumie. -Nie słuchaj tego wariata. Choć pobawimy się gdzie indziej. Idziemy do innej piaskownicy- mówi wyrośnięty. Dziewczynka niechętnie ale odchodzi z innymi dziećmi. Maciek w samotności spogląda na bezchmurne niebo. Promienie palą go w twarz. Został sam w swojej piaskownicy ale jest niesamowicie spokojny i zadowolony z siebie. Wie, że dziewczynka tu wróci. Może dziś, może jutro, może za miesiąc, może za dziesięć lat. Wróci wtedy, gdy zrozumie w pełni czym jest życie. Będzię potrafiła rozróżnić rzeczywistość od fikcji, dramat od farsy, mądrość od głupoty, szczerość od obłudy a wtedy znajdą wspólny język. Chętnie by na nią zaczekał, ale musi wracać do domu do tej starej Baby na obiad. -
przychodzi do mnie
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
bardzo ciekawe zmiany...nie powiem:) ...trudno mi coś dotknąć w tym moim teksciku, bo to tekst piosenki, pod muzykę i już "żyje" oficjalnie.Zamieściłem bo chciałem tylko sprawdzić reakcję, może ktoś się jeszcze wypowie... Jedno jest pewne, ciężko by było wyśpiewać twoją wersję, ale dzięki...pomyślę coś. Pozdrawiam. -
przychodzi do mnie
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
noc kolejna noc bez ciebie ja wciąż w tym samym miejscu tkwię ty już w niebie jak mam dalej żyć? proszę powiedz mi jak znaleźć wyjście stąd? przestać liczyć dni i tylko ptak co przychodzi do mnie przeklęty, czarny ptak symbol wszystkich wspomnień ten magiczny ptak wiruje w mojej głowie Zatracam się. -
Robotnierobot
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Anna Romanek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
bardzo ciekawy tekst... taki FANTASTYCZNY i ten głód doznania... Wydaje mi się, że gdy tworzymy jakiś świat nierealny musimy być ostrożni. To tak jak np. Z matrixem. Wyobraź sobie co by było, gdyby ludzie naprawdę uwierzyli w to, że żyjemy w fikcji, urojonym świecie, którym rządzą maszyny? Bezkarność, anarchia totalna demolka. Odpycham w ogóle takie myśli. Gdybym miał wpływ na kinematografie nie dopuściłbym Matrixa do kin. Twoje dzieło jest (narazie :) ) w granicach dobrego smaku. Nie ma w nim ukrytych podtekstów, symboli. Udało ci się napisać opowiadanie o ludzkiej prawdzie, w oprawie nie z tego świata i cóż...muszę ci pogratulować. Tak trzymaj! Moim zdaniem bardzo ważny tekst. Podobało mi się. Pozdrawiam.. -
Dziady cz. 4 1/2, czyli szopka świętojańska
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dzięki Leszku, że nie odebrałeś tego jako ataku czy coś. Twoje teksty i ashera czytam raczej z zaciekawieniem, poprostu chciałem zasugerować, że podpisanie własnego tekstu pod "Dziady" jest conajmniej niehigieniczne. Od czasu kiedy tu zaglądam po raz drugi natknąłem się na cuś takiego, ktoś kiedyś zatytułował swoje opowiadanie "Mały Książe". Ton może trochę za ostry ale jak mówiłem, Romantyzm w polskiej literaturze to dla mnie świętość... pozdrawiam -
Dziady cz. 4 1/2, czyli szopka świętojańska
Piotr Rutkowski odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Musiałem bardzo się powstrzymywać aby nie napisać na temat tego "czegoś" mocnych słow więc ugryzę się w język po raz tysięczny i mam tylko jedno, albo kilka pytań... Jakim prawem, podpisujesz to "byle co" pod NAJWIĘKSZY POLSKI DRAMAT ROMANTYCZNY. Wiesz czym w historii polskiej literatury są "Dziady"? Urządzasz sobie tym tekstem kpiny z arcydzieła wielkiego mistrza. Jakim prawem? Rozumiem, że można czasami dla odprężenia pisać bzdury ale błagam Cię zmień ten tytuł bo to naprawdę jest niesmaczne... Od kilku miesięcy pracuję nad Norwidem, od lat siedzę głęboko w Romantyźmie, "Dziady" znam na pamięć i jestem pewien, że Mickiewicz przewraca się w grobie. Pojechałeś na maxa. Jednym słowem, żenada...płakać się chcę. ..."Dziady cz4 1/2" dlaczego? Chcesz wiedzieć co było przed? to się popytaj ludzi. Nie piszę tego poto by wyszydzać czy drwić ale by cię ostrzec. Kiedyś napisałem scenariusz krótkiego metrażu pt: "Kordian 2000" przenioslem, to w czasy dzisiejsze i zrozumiałem jak łatwo otrzeć się o kicz. Uważaj na to. Mam nadzieję, że dałeś taki tytuł bo taki ci pasował, ale to nie halo jest trochę. Chyba miałeś zamiary kabaretowe, ale to nie śmieszne jest nawet tylko tandetnie prześmiewcze. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz.... pozdrawiam -
To jeszcze ja dodam coś od siebie. Aniu, pamiętaj pisząc, że ta strona internetowa, na której zamieszczamy te teksty, nie jest w żadnym stopniu formą weryfikacji. Powinniśmy traktować je jako element sprawdzenia reakcji czytających, czy czytelnikom się podoba czy nie. Nie uprawiam krytykanctwa, bo nie jestem do tego upoważniony i zastanawiam się dlaczego inni to robią. Może są wybitnymi krytykami literatury? a może myślą, że są, a może potrafią tylko krytykować nic sobą nie wnosząc. Więc? Komentujmy a nie krytykujmy. i stąd mój komentarz:) trzymaj się!