Pewno nie raz, późną jesienią
zwykle po pierwszym mocniejszym przymrozku
widzieliście owo wesołe,
zbiorowo-radosne,
idące z cichym pośpiewem -
nurzanie się liści w stawie.
Przez wiosnę i lato
tkwiąc przytwierdzone do pędów, gałązek
patrzą w dół z drzewa w wodę obojętnie -
zajęte alchemią przemian
gazów w ciała stałe.
Jesienią
rzucają nagle tygle, probówki, menzurki
gdyż zbiera je chęć -
na pływanie.
Silą się, marszczą, kurczą ogonki
chcąc wskoczyć do wody;
to żółkną, to czerwienieją
co niektóre, jeszcze bardziej z wysiłku
ciemnozielenieją.
Wreszcie spadają:
lecą, szybują, fruwają
kręcą beczki, korkociągi -
wpadają, i -
pływają...
Po chwili już grubym kożuchem
się w toni wody unoszą,
radośnie szalone, ze szczęścia pijane
wchłaniają łapczywie woń błotną,
zapachy mułowe je wabią, i -
nikną...
by wiosną wśród koron -
ponownie wytrysnąć nad stawem.