Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

piotr_boruta

Użytkownicy
  • Postów

    127
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez piotr_boruta

  1. Scena 1 - Czy ty mnie jeszcze w ogóle kochasz – zapytała Honorata wpatrzonego w gazetę Bogumiła. Ten oderwał wzrok od zapierających dech w piersiach informacji, bez których jego życie i tak tonęłoby w pustce. Zaczął uważnie przyglądać się oczom swojej partnerki chcąc znać dokładne motywy jej pytania. - Ależ oczywiście, że cię kocham, kochanie – odpowiedział, lecz jednocześnie uświadomił sobie jak mało przekonujące są jego słowa.. Honorata zareagowała spazmatycznym śmiechem, po czym dodała; - Tylko tak mówisz. Bogumił, spochmurniał na moment. Zmarszczki zorały mu czoło i poczuł, że traci swoją pewność siebie. Szukał w głowie słów, które mogłyby uratować sytuację, ale bez rezultatu. System operacyjny jego mózgu zawiesił się, a wyszukiwarka nie znajdowała żadnych podpowiedzi. - Widzisz…- próbował zyskać na czasie i zaufać intuicji, licząc, że spontanicznie uda mu się coś załatwić ciałem - …chodzi ci o to, że już tak dawno nie kupowałem ci kwiatów – kontynuował swoją grę wyciągając w jej kierunku rękę. Honorata jednak gwałtownie odsunęła swoją a jego przeszył dreszcz niepokoju. Pokręciła przecząco głową a jej oczy napełniły się łzami. Wstała odeszła od stołu i udała się w kierunku sypialni. Dramatyzm chwili potęgowały dudniące w szyby krople wiosennego deszczu. Bogumił usłyszawszy dźwięki rozsuwanych szuflad, poszedł sprawdzić, o co chodzi tej kobiecie. - Co robisz? – Zapytał przerażony widząc walizki na brzegu łóżka. - Odchodzę – powiedziała Honorata. Scena 2 Bogumił nie mógł wyjść z szoku. Był typowym samcem alfa, którego życie zdobywcy zaprowadziło na sam szczyt. Mieszkanie, firma samochód, praca, kariera, rozrywki, zagraniczne wycieczki, szczęśliwe, odchowane dzieci wykształcone w dobrych uczelniach. W przeszłości żadnych wybryków, skoków w bok, czy kryzysu wieku średniego. Wydawało mu się, że nie można być bardziej szczęśliwym. Tymczasem los tka swój gobelin tylko według sobie wiadomego wzoru. Przez pierwsze dni myślał, że to tylko żart, kaprys żony, która próbowała zaskoczyć go czymś nowym i wprowadzić nowy element gry wstępnej do dobrze układającego się związku. Niestety po jakimś czasie zrozumiał, że dobrze układają się tylko fałdy tłuszczu na jego brzuchu. Następnie pił trzy dni z rzędu i zwierzał się kolegom, którzy klepali go zazdrośnie po ramieniu, mówiąc; stary jesteś wolny. On jednak nie chciał takiej wolności. Pragnął wewnętrznego kieratu, który dawałby mu poczucie swobody. Po jakimś czasie przyszedł do niego list od Honoraty; Witaj Bogumile Piszę do Ciebie, bo chcę abyś wiedział, iż jesteś mi drogi i czas, który spędziliśmy ze sobą jest dla mnie niezwykle cenny. Podjęłam taką decyzję, bo ciebie naprawdę kocham, choć może wyglądać to jakbym zwariowała. Zrobiłam to właśnie, dlatego, abyś zrozumiał, odkrył, czym tak naprawdę jest Miłość. Dla mnie jest ona najważniejsza w życiu i to też przekazałam swoim dzieciom, aby były szczęśliwe. Nie martw się o mnie. Doświadczyłam wszystkiego, co najpiękniejsze w życiu i jestem spokojna o przyszłość. Wierzę, że to zrozumiesz. Wrócę, jeśli mi udowodnisz, że kochasz mnie całym swoim sercem. Twoja na zawsze Honorata. Bogumił skakał wzrokiem po tekście, jak break dancerzy podczas ulicznych występów. Czytał go od początku do końca i odwrotnie, badał oddzielnie każde słowo i zastanawiał się czy nie jest to jakiś szyfr tajemny, który wyjaśni mu w końcu, o co w tym wszystkim chodzi. Po jakimś czasie, gdy powoli opadły emocje, postanowił przełamać lody i umówić się z nią na dziewiątą. Scena 3 Umówili się oczywiście w restauracji, w której 25 lat temu oświadczył się Honoracie. Założył elegancki garnitur i czekał na nią podniecony jak młokos. Przyszła pięć minut po czasie. Bogumił poczuł mocniejsze uderzenie serca i natychmiast wziął swój lek na nadciśnienie. Lekarz zalecał mu unikać wzruszeń i silnych emocji. Po przywitalnej dawce komplementów, wyborze dań i konsumpcji w milej atmosferze, przeszkli do poważniejszych tematów. - Czy już wiesz jak bardzo mnie kochasz? – Spytała Honorata Bogumił wziął głębszy haust powietrza, zamyślił się przez moment i powiedział głębokim tonem - Pragnę Cię Honorato! Nawet nie wiesz jak bardzo i nawet nie wiesz jak silnie jest to uczucie. Nigdy bym nie przypuszczał, że mogę się zakochać we własnej żonie, po tylu latach razem spędzonych. Pragnę Cię tak bardzo jak jeszcze nigdy dotąd. Nie mogę bez ciebie żyć. Budzę się i zasypiam myśląc o tobie. Widzę cię niczym fatamorganę jak przechadzasz się po naszym domu. Płaczę po nocach i nie wstydzę się swoich łez. Widzisz skamlę teraz przed tobą jak pies, wyję niczym wilk do księżyca, tak bardzo Cię kocham. – Po tych słowach wstał od stolika podszedł do niej i ukląkł u jej kolan. Honorata uśmiechnęła się i pogłaskała go czule po włosach. - Dla kobiety to bardzo miłe, co mówisz. Ale to jeszcze nie miłość. - A co? – Spytał zbity z pantałyku. - Namiętność. Scena 4 Dni biegły w szalonym tempie nie ścigając się ze sobą. Żadnemu z nich nie zależało na tym by dobiec do Nocy przed innymi. Pochmurny przychodził w tym samym czasie, co Słoneczny. Deszczowy przebiegał do linii mety tak samo jak Śnieżny. I choć wydawało się, że tworzą jeden wielki peleton, jedną zwartą masę, to i tak udawało się każdemu z nich znaleźć własną oryginalność. Tylko Bogumił nie mógł dostrzec uroku ich niepowtarzalności, niezmiennie z uporem maniaka paradując razem z nimi w rozpaczy. Któregoś dnia postanowił się zabić. Pomyślał, że w ten sposób udowodni jak bardzo może być oddany swojej wybrance. Zaczął nawet przygotowywać w swej chorej wyobraźni plan tego wydarzenia. Pisał długi tragiczny list, w którym zarzucał swojej wybrance nieczułość i brak zrozumienia. Pisał, że tylko w ten sposób, unicestwiając siebie być może dostrzeże ona głębie jego uczucia i takie tam inne pierdoły. Na szczęście resztki rozsądku, uświadomiły mu, że to nie miłość, tylko obsesja i sadomasochizm. Scena 5 Bogumił postanawia, żyć sam. Godzi się na Cierpienie i oswaja rzeczywistość. Uczy się akceptować ból serca i mimo jego obecności uśmiecha się do ludzi. Niektóre kobiety uśmiechają się do niego, on jednak nie pozwala im zbliżyć się do siebie. I wydawałoby się, że powoli odzyskuje spokój duszy, gdy nagle odzywa się mruczącą wibracją jego prywatna komórka. - Witaj Bogumile – Namiętny głos w słuchawce natychmiast sprawił, że nogi się pod nim ugięły - Czyżbyś już o mnie zapomniał? - Nie skądże znowu…- zaambarasowany takim obrotem wydarzeń plątał się w tłumaczeniach – Wręcz przeciwnie…chciałem…to znaczy miałem zamiar… - Nie męcz się…nawet, jeśli nie zapomniałeś, chciałbyś zapomnieć tylko boisz się do tego przyznać. Tak byłoby dla ciebie o wiele wygodniej. Nie masz odwagi przyznać się przed samym sobą, że wolałbyś żyć jak twoi koledzy, których opowieści o małżeńskich zdradach zazdrośnie wysłuchiwałeś. Gdybyś zapomniał i żył jak oni ciesząc się wolnością, co dzień pieprząc inne, potem, opowiadając im przy piwku o swoich seksualnych ekscesach, uwolniłbyś siebie od pozornej rozpaczy, która… - Dosyć! – Przerwał jej gwałtownie – nie mogę tego dłużej słuchać – jesteś okrutna i niesprawiedliwa! Bezpodstawnie mnie osądzasz, kompletnie mnie nie znając. Bawisz się mną i denerwujesz mnie doprowadzając do furii! – Gniew motał nim na wszystkie strony. Dziesięciostopniowa skala Beauforta osiągała swoje maksimum. Ciśnienie rosło, głos brzmiał jak wodogrzmoty Mickiewicza. Włosy stawały dęba i co było dla niego niezwykle silnym zaskoczeniem nie tylko włosy. Gdy skończył krzyczeć sapał jak byk podczas korridy do słuchawki, która też wibrowała z podniecenia. - Halo. Jesteś tam? Słuchawka milcząco wpatrywała się w niego. Honorata uśmiechała się tuląc swą nokię 6110 do ucha. - Jestem. Nigdy bym nie przypuszczała, że tak bardzo Ci na mnie zależy. To zdanie przechyliło szalę jego wytrzymałości. Bogumił chwycił swojego Samsunga i cisnął nim z całej siły o ziemię. - Fuck. Fakt. Czy też Kurwa Jasna! Cholera! Dupa i wszystkie razem do kupy wzięte przekleństwa. Czy jest na świecie ktoś, kto zrozumie kobiety? Scena 6 Akcja musi się toczyć wartko. Tym bardziej, jeśli się ma świadomość, że słowa wstukiwane w klawiaturę mogą mieć konkurencję w postaci całego szeregu kolorowych multimedialnych wpisów, blogów, you tubów i innych niezwykle atrakcyjnych pochłaniaczy czasu, dających możliwość rozrywki i nie myślenia o starości, chorobie czy śmierci. Bogumił dochodził do wieku, w którym w naturalny sposób takie myśli pojawiają się samoistnie. Zastanawiał się, kto będzie trzymał go za rękę w tej godzinie ostatniej. Kto będzie jego Dziwiszem?. Komu pomacha ręką z okna swojego balkonu? Do kogo powie; szukałem was teraz wy przyszliście do mnie? Chociażby w jego historii ten cytat winien mieć formę liczby pojedynczej, osobowej, konkretnie urzeczywistnionej w tej Jednej Jedynej. Tymczasem jak w klasycznym dramacie wszystko legło w gruzach, rozsypał się domek z kart. Pętla zaczęła się zaciskać na szyi głównego bohatera a rozwiązanie zagadki stało się jeszcze bardziej pogmatwane niż na początku. Bogumił powoli zaczął odkrywać, że nic nie jest takie, jakim się wydaje. Pewnej nocy miał sen, w którym pojawiła się dobra wróżka, która chciała przytulić go do siebie, wziąć na kolana niczym małego chłopczyka. Bogumił dziwił się, czemu z całej gromady urwisów, która bawiła się w piaskownicy wybrała właśnie jego. On zaś chcąc być lojalnym wobec męskiej braci, uczestnicząc we wspólnie organizowanych pościgach plastikowymi samochodzikami, zabawach mogących czasem skończyć się drobnymi usterkami ciała, dołączył do gawiedzi i razem z całą zgrają bachorów wrzeszczał na całe gardło; „Starucha, kostucha, głucha i bez ucha”. Dobra wróżka nie robiąc sobie nic z tych infantylnych żartów szła w jego kierunku, gliniane kulki, które chłopcy rzucali w jej kierunku przelatywały przez nią upadając na ziemię. Dziecięcy wrzask nabierał charakterystycznego crescenda, Wróżka wzięła Bogumiła na ręce, on wyrywał się z jej objęć chcąc uciec gdzie pieprz rożnie. Lecz ona przyciskała go z całych sił przytulając mocno do siebie i nie pozwalając się jemu wyrwać. Wierzgał kończynami na wszystkie strony jak dziki koń, który nie pozwala się ujarzmić. Ciskał się i miotał jak wąż. W pewnej chwili, gdy poczuł ciepło kobiecej piersi i automatycznie pojawiające się w tym momencie mrowienie miedzy nogami ustąpił jej. Poddał obezwładniającemu uczuciu bezradności i niemocy, narażając się na drwiny i śmiechy kolegów, którzy zaraz poodchodzili do swoich domów wzywanie przez mamusie na obiad. - Pamiętaj jak masz na imię – powiedziała do niego - A Ty jak masz na imię? – Zapytał Bogumił - Dojrzałość – odpowiedziała wróżka. Scena 7 Ach jak przyjemnie jest dać się uwieść magii obrazu i wiedząc, dokąd zmierza cała historia prowadzić się jej dalej za rękę. Znając dokładnie schemat zakończenia i przeczytawszy setki ckliwych melodramatów przesączonych słodkimi happy endami , trudno jest zdobyć się na wyjątkowość. Tym bardziej, jeśli fałszywa skromność nie pozwala się wybić autorowi ponad przeciętność. Ale dajmy już spokój tym wypełniaczom czasu i przejdźmy do epilogu, który być może dla wielu nie będzie zaskoczeniem. Bogumił i Honorata przypadkiem spotkali się ponownie na ulicy. Dokładnie w taki sam sposób jak poznali się 25 lat wcześniej. Pędzący z zawrotną prędkością samochód wjeżdżając w kałużę ochlapał czekającą na przystanku kobietę. Kierowca zatrzymał się uświadomiwszy sobie, jakim jest beznadziejnym chamem i postanowił naprawić swój błąd. Podszedł do kobiety i będąc w pełni świadomym, że dostanie potężną burę z czarującym uśmiechem powiedział; - Najmocniej panią przepraszam, ale jestem zakochany i całkowicie zapomniałem o bożym świecie - Tak? Ciekawe, w kim jest pan tak zakochany? - Wie pani…szczerze powiem…wymyśliłem sobie to zdanie,…ale teraz widzę, że chciałbym się zakochać. Kamera oddala się od dwojga nie chcąc zaburzać nastroju sceny banalnym dialogiem. Widzimy ich później w następnych ujęciach, charakterystycznych dla gatunku ludzkiego. Przy porodzie, szczęśliwych trzymających na rękach płaczące zakrwawione niemowlę. Na wczasach nad morzem i podczas żmudnej wędrówki w góry. Odwróconych do siebie plecami w sypialni i jedzących śniadanie w milczeniu. Na pogrzebie, ślubie, w szpitalu, na sali sądowej i środkach miejskiej komunikacji. Z książką w ręku na ławce w parku i w kawiarni pędzący królik oczywiście. Z jakąś znaną medialnie postacią, Dodą dajmy na to i z Szymborską na innym dla równowagi lub kontrastu. Widzimy ich i nie możemy oderwać wzroku z nadzieją, że taki obrazek nigdy nie zniknie z mapy świata. Choć może zastąpią go nowe formy przekazu informacji, nowe słowa, ramy, definicje. I być może, dlatego Miłość sama nie chce dać się zaszufladkować. Zręcznie i subtelnie sama wymyka się wszelkim definicjom By móc uciekać i jak kobieta pragnąc tylko jednego, być wiecznie kochaną.
  2. piotr_boruta

    Histeryk

    Pewien histeryk Napisał Limeryk Wstał i Czytał Nagle pstryk i w krzyk.
  3. piotr_boruta

    Terapeutka

    Raz pewna terapeutka Po kilku głębszych wódkach Leczyła swoich pacjentów Z fobii, depresji i lęków Taka historia krótka.
  4. Spojrzał na tarczę zegara zawieszoną na ścianie. Wskazówki sekundnika przesuwały się miarowo. Raz, dwa, trzy. W myślach odmierzał szyte na tą chwilę słowa, pierwsze pojawiały się wołania, Jezus Maria, to koniec! Kurwa mać, niech to szlag! Cóż trudno, żyłem pięknie. Ciekawe co będzie dalej? Pewnie pochowają nas z wielką pompą. A gdyby tak umieścić czarne skrzynki w ludzkich mózgach? Jakież to by było nieprawdopodobnie wielkie odkrycie dla świata. Oczy roziskrzyły mu się jak latarki. Ile rzeczy można by się dowiedzieć. No właśnie ile? Zastanowił się i uspokoił nieco. I po co? – kontynuował tok swojego rozumowania - wyobrażasz sobie co by to było, gdyby tak nagle okazało się, że największy bohater w ostatnich sekundach okazuje się tchórzem. Wszyscy jednogłośnie ogłaszają Cię herosem, a nagranie z takiej czarnej skrzynki wyraźnie wskazuje jak poddajesz się panice; O ja pierdole, nie chce umierać, ratunku! - To chyba naturalne – powiedzieli by psychologowie. – A daj sobie spokój z tym całym psychologicznym pieprzeniem - teraz to i tak niczego nie zmieni. - No tak, masz rację – przytaknął samemu sobie i zamyślił się na chwilę – nie ma sensu rozważać tego ani roztrząsać w nieskończoność. Trzeba żyć. Zycie toczy się samo. Szkoda czasu na zbędne dylematy. Choć z drugiej strony to przecież też jest część życia. - Nie wgłębiaj się w to za bardzo. - Masz rację – przytaknął i nagle zrozumiał, że prowadzi wewnętrzny dialog. Spojrzał ponownie na zegar. Wskazówka sekundnika zatrzymała się. Pewnie bateria – pomyślał – choć nie, przecież wczoraj wkładałem nową. Znowu wcisneli mi tajwańską podróbę. Tym razem pożałował, że nie może zmierzyć ilości tych myśli w sekundach, których nikt już nie mógł zmierzyć. Nagle uświadomił sobie, że nie może ruszyć ręką, nogą, głową. Powieki stanęły nieruchomo a oczy zrobiły się suche jak piasek pustyni. Automatycznie wyłączył mu się umysł i myśli przestały emitować swoje promienie. Trwał tak mimo upływu czasu, jak drzewo, stół z powyłamywanymi nogami, biurko, komputerowa myszka, ołówek, czy kartka papieru. Nie było w nim nic co można by jakąkolwiek miarą zmierzyć. Żadnego uczucia, strachu, radości, gniewu, żalu, rozgoryczenia, poczucia winy, litości, wstydu czy pomieszania, Czyli dziwnego stanu kiedy nagle doświadczmy dwóch skrajnie różnych uczuć. Lęku i Pożądania. Miłości i Gniewu. Emocjonalnego koktajlu Mołotowa, który zwykle eksploduje histerią, lub wycofaniem się w zależności od rodzaju osobowości. Skończyły się dylematy, tematy, rozważania, pretensje, wesela, śluby. Modlitwy, rytuały, obciachy i nagle znów jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, albo kaprysu boga, wskazówka ruszyła z marszu by zatoczyć kolejną rundę wokół tarczy. Piotr odkleił wzrok od zegara i pomyślał – kurwa, ale towar.
  5. Jest pan tam jeszcze? Tak pytam. Sprawdzam tylko, bo mam wrażenie jakbym mówił w pustkę. Ale słyszę, że skrobie pan tam coś, to znaczy jest pan. Skrybo ty mój. Zapisywaczu moich myśli. Nadworny historyku wewnętrznego konfliktu. Opisywaczu paranoi. Co tam jeszcze można by wymyślić? No nie wiem, może pan coś rzuci od siebie. Nie chce pan? Nie, to ja nie chcę, lepiej niech pan nic nie mówi, jeszcze się dowiem czegoś na swój temat i dopiero wtedy będę miał problem. Jaki? Chociażby taki, że będę musiał, podjąć jakąś decyzję, coś z tym zrobić, zmienić. A to może się okazać dla mnie za trudne. Teraz przynajmniej żyję w nieświadomości i jest mi z tym dobrze. Mam to swoje bagienko i mogę się w nim taplać do woli. A jak się dowiem, że np; bo ja wiem, muszę pomyśleć…że o! robię pauzy nie tu gdzie trzeba, niewłaściwie zawieszam głos, albo, stawiam źle przecinki, kroki złe stawiam, albo że w ogóle nie stawiam, bo mi nie staje. Kurwa! co to kogo obchodzi, gdzie ja stawiam, przecinki, kropki, myślniki czy inne znaki i sygnały. Co za gatunek z tego pitekantropusa, że się do wszystkiego wtrąca, czy tam wtranca, franca jedna. Zawsze jest coś nie tak. Zawsze w poprzek, zawsze pod górkę. Zawsze źle. Nie tak, założyłem koszule , nie tak zawiesiłem firanki, nie tak zawiązałem krawat, nie tak powiedziałem; tak. bo z przekąsem, a powinienem powiedzieć grzeczniej, z uśmiechem. Szczerze. Nawet jak myślę nie, to powinienem powiedzieć; tak. Bo wypada, bo trzeba, bo tego się ode mnie oczekuje. Bo życiu generalnie trzeba powiedzieć tak i zgodzić się zaakceptować je, takie jakim jest. Bo wtedy może się coś odkryje, farmazon jakiś, bajer – pół prawdę albo frazes jakiś, którym potem sobie można dupę podetrzeć, bo nijak się ma do rzeczywistości. Ale oczywiście tego mówić nie wolno, to może się tylko z człowieka wylać, jak się już ma dość. A tak to nie. Lepiej tak niż nie, chyba że dwa razy nie, to wtedy i tak logicznie jest tak. jak w matematyce, co nie? Pojechałem, poniosło mnie, przesadziłem. Ale chyba to oto chodzi, bo teraz jakiś taki spokój czuję i mniej mi się chce mówić. Milczeć chcę. Tak prawdziwie. Wewnętrznie. Wie pan dziwne to, mam wrażeniem, jakby te słowa we mnie zrobiły się takie spokojniejsze. Już tak nie krzyczą, nie szarpią się z sobą, nie walczą. Teraz słyszę wyraźnie; zmiany są dobre, wszystko się zmienia. Życie, to przepływ. Ruch bezustanny. Mimo, że może wydawać się on chaotyczny to jest w tym porządek i spokój. Nawet podczas burzy jest spokój. Gromy, grzmoty, błyskawice, erupcje, tajfuny, huragany. We wszystkim jest ten sam spokój co i w śmierci. Chyba przestałem, myśleć przez chwilę. Nie wie pan jak długo to trwało? Czy pan, też przestał myśleć? Nie zwrócił pan uwagi, że to nawet przyjemnie tak przestać myśleć. W końcu znikają problemy. Chyba dlatego tak za nią tęsknię, bo wydaje mi się, że w ten sposób ucieknę od odpowiedzialności za swoje życie. O! chyba jakaś mądrą rzecz powiedziałem, nie uważa pan? Tylko co z tego? I tak nikt mi nie da za to nagrody. No tak, ja zaraz bym chciał coś dostać. Bo tylko wtedy jak coś dostaję, czuję się coś wart. Wzrasta pi poziom poczucia wartości. Rośnie krzywa na wykresie samospełnienia. Doganiam średnią krajową i już niezauważalnie biorę udział w wyścigu szczurów. Chwila moment i już jestem w pułapce. Znowu w klatce własnych pragnień. Znów się będę karać i nagradzać, gonić w piętkę albo ścigać z wiatrem. Wszystko to marność i pogoń za wiatrem. IPN goni za Wiatrem. A ja? Za czym gonię? Ale chyba nie o tym chciałem mówić. Sam już nie wiem co chciałem. Zapomniałem.
  6. Bardzo ciekawe, czyta się z przyjemnością plus zaskakująca otwarta puenta. Brawa.
  7. wciągnęło mnie, nie tylko dlatego, że o seksie ;) pozdrawiam
  8. Mam mówić dalej? Gadać! Tak paplać w kółko dookoła Macieju. Pan tego naprawdę chce słuchać? Przecież tego się nie da słuchać. To jest stek bzdur, gulasz nonsensów. Słowotok-Krwotok. Wie pan ja bym wolał raczej to zatamować niż, żeby tak się ze mnie wylewało, bez kontroli i żadnej możliwości cenzury. Korekty. Dobrać właściwie te słowa. Ubrać je w coś…nie wiem jeszcze w co? Ale myślę, że w coś stylowego, co ma jakąś formę. Literacką chociaż. Żeby ładnie brzmiało. Układało się, jak puzzle. Może wtedy wyłonił by się z tego jakiś obrazek. Jakiś sens. A tak, to co? Co z tego może wyniknąć? Wie pan? Właściwie to chyba ja powinienem to odkryć? Prawda? Tylko jak? Tu pojawia się problem, prawda Piotrze? Bo ty chyba nie chcesz wiedzieć, chyba wolisz tak oszukiwać samego siebie i grać przed sobą błazna. Lubisz tą swoją schizofrenię i szarpaninę emocjonalną? Pan to słyszy? Jak mi się gada do samego siebie. Normanie rozdwaja mi się. Pan tak ma? Czy tylko mnie jednemu trafił się taki egzemplarz mózgu. Dostałem go w darze wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza. I co teraz? Co teraz mam z nim zrobić? Przecież nie da się tego jakoś oddzielić ode mnie? Ten drugi we mnie też jest częścią mnie. A w sumie jest ich więcej. Legion. Musze się wyciszyć. Wziąć głęboki oddech i zrelaksować się. O! tak jest dobrze. Spokój i biel sufitu oddziaływają kojąca. Przydałaby się jeszcze jakaś muzyka. Może być Chopin. Jakiś mazurek, chociaż mazurek przywodzi też na myśl coś słodkiego. Szarlotkę. Sernik. Pyszny sernik robiła moja mama. Psia krew, przecież miałem się wyciszyć. A w dupie tam, będę się przejmował. Irytuje mnie ta cisza i dlatego tak paplam co ślina na język przyniesie. Większość ludzi tak gada i nawet pojęcia nie mają jaki to zamęt człowiekowi w mózgu robi. Wypowiedź powinna mieć jakąś formę. Określoną, dającą się sklasyfikować. Nie zaszufladkować, bo to nie to samo jest. Choć, właściwie…O! widzi pan? Tu jakaś sprzeczność jest. Zapala się światełko. Cholera jak to powiedzieć? Jak nazwać, to co jest poza słowem. Jak wyrazić uczucie? Ten nieokreślony stan zdumienia. Zauroczenia się światem. To jest trochę podobne, do takiego uczucia, jak się jest po raz pierwszy w jakimś miejscu. Albo podczas jakiegoś wypadku. Kiedy się jest w szoku. Właściwie jedyne co przychodzi do głowy, to taki stan; Jestem. Żyję. Czuję. Czasami to może trwać bardzo długo. Myślę, że zdarza się to też podczas wysiłku fizycznego, albo seksu. Potem oczywiście, wraca ta paplanina i znów się myśli. Ale to neurotyczne jest raczej. Zbędne. Kompletnie nie potrzebne do Życia. A co jest potrzebne do życia? Można by sobie zadać takie pytanie? Powietrze. To podstawa, bez niego nie będzie życia, formy, ciała, komórek, tkanek organizmów, struktur społeczeństw, itp. Itd. Dalej już tak można bez końca. Znów można rozpędzić myśl. Rozszerzyć kosmos. Nieograniczenie, niewyobrażalnie, tyko po co? Dokąd? Widzi pan. Słyszy pan to? Naprawdę pan tego chce. Powiedział pan podczas naszego spotkania, że chce pan ze mną pracować. Wie pan, mnie to tak uderzyło, tak walnęło mną, jak szklanka wódki na czczo wypita. Chyba po raz pierwszy mi ktoś, coś takiego powiedział. Że chce ze mną pracować. Ja dotąd tylko traciłem pracę, ja słyszałem tylko, że się do niczego nie nadaje i to już od dziecka. Pamiętam jak nawet moja mamusia, panie świeć nad jej duszą, bo wiem że o zmarłych wypowiadać się źle nie wolno. Że to grzech jest, więc nie wiem, czy mogę, czy powinienem, ale czuję, że jak to będzie we mnie siedziało, to jeszcze gorzej będzie, więc moja mamusia, moja kochana mamusia, która mnie przewijała, karmiła i wydała na świat, która mi tak pięknie śpiewała na dobranoc, że jej głos do dziś mi brzmi w uszach i wiem, że takiego głosu nikt inny już na świecie mieć nie będzie, więc ta sama mamusia, kiedy była wściekła na coś, skąd ja do cholery jasnej mogłem wtedy wiedzieć na co ona jest wściekła, wykrzykiwała na mnie, jak coś tam zrobiłem, nie tak jak jej się wydawało, że powinno być zrobione. Wykrzykiwała na całe gardło i teraz te słowa łażą za mną jak bezpański pies, przylgnęły do mnie jak etykietka kierownika zmiany w Macdonaldzie, a fraza ta brzmi mi w głowie jak refren piosenki; Pan Bóg stworzył nie ma komu zabić. Pan Bóg stworzył nie ma komu zabić. I czy pan chce tego wszystkiego słuchać? Chce pan naprawdę? Chce pan to wszystko ze mnie wyciągnąć i to niby ma mnie uleczyć? To całe gówno, które we mnie siedzi. Nie można po prostu połknąć jakiejś pigułki, która zmieni mi osobowość. Uzdrowi mnie Sprawi, że znikną samobójcze myśli i przestanę sam siebie dręczyć tym koszmarem. Pan w to wierzy? To chyba dobrze, że pan w to wierzy, wie pan bo ja mam wątpliwości. To właśnie one mnie tu chyba do pana przywiodły. Bo wie pan, ja kiedyś wierzyłem. Chodziłem na pielgrzymki, modliłem się i wydawało mi się, że wszystko jest możliwe, wszystko jest osiągalne. Ze wystarczy chcieć, pragnąć. Więc modliłem się Chciałem mieć pracę, rodzinę, syna i to wszystko co wydawałoby się jest potrzebne człowiekowi do szczęścia.. I wie pan, to nawet zaczęło się spełniać, miałem pracę. Dostałem ją bez problemu. Byłem młody, zdolny szybko znalazłem pracę w dobrej gazecie Super Truper. Tak się nazywała, naprawdę. Wiem że to śmieszne. Miało być śmiesznie. Miałem rozwinąć temat. Opisywać trupy i wszystko to co z nimi związane. Zacząłem od trupów samochodowych. Robiłem zdjęcia starym gratom i wywiady z ich właścicielami. Przeważnie to byli pasjonaci, ludzie których bawił niedomyty smar za paznokciami, a zapach benzyny działał jak aromatoterapia. Potem wziąłem się za blokowiska i trupy mieszkań. Fotografowałem rudery, drewniane wiejskie chaty, baby w chustach i dziadów z fajkami w rękach. Nic się z nich wydusić sensownego nie dało, więc teksty musiałem sam wymyślać. Dalej w kolejce czekały jeszcze trupy książek, spróchniałych mebli, powoli nawet świat komputerów zaczynał mieć swoje cmentarzysko. Trupów jest zawsze cała masa a zakłady pogrzebowe to jeden z najlepiej prosperujących biznesów. Oczywiście konkurencja nigdy nie śpi i trzeba mieć zawsze najlepszą ofertę. Ale od tego mieliśmy odpowiedniego człowieka, który był specjalistą w swojej branży. Tak więc żyło się. Tylko nagle nie wiedzieć czemu, postanowiłem się zbuntować, sprzeciwić światu i powiedzieć Nie. Jakbym nie skończył podstawowego kursu asertywności. Tak więc zachciało mi się i już. A potem wypadki potoczyły się lawinowo, zadziałał mechanizm, równi pochyłej. Kula śniegowa nabrała tępa i teraz jestem tu. Patrzę w sufit i zastanawiam się co dalej ? Co dalej mam zrobić ze swoim życiem? Tylko, że pan nic nie mówi? Nikt mi przecież nie powie jak mam żyć. Ludzie mogą, owszem dawać jakieś rady, żeby się wziąć w garść, albo wyluzować, można tez sobie dać na wstrzymanie, albo nabrać wody w usta. Tylko to są tylko słowa. A ja…ja nie chcę być sam. Nie chcę żyć sam. Choć czuję się taki samotny. Chcę być…kochany…pan to rozumie. Myślę że każdy tego chce. Każdy ma prawo tego chcieć, ale nie może tego żądać. Myślę…Czuję… Wiem, że człowiek jest istotą społeczną…Kurwa jak to fatalnie brzmi…jak fragment przemówienia Hitlera, albo jakiejś innej gnidy. Wie pan o co chodzi…chodzi o to…cholera jak to powiedzieć, jak znaleźć jakąś metaforę, która by to tak obrazowi i dosadnie, wyrażała. Wie pan co mi przychodzi na myśl…Moja siostra, któregoś dnia, gdy przyszedłem ją odwiedzić. Powiedziała mi taką historię; Piotrek – mówi – koleżanka moja zmarła – i w oczach jej lęk i przerażenie widzę – w moim wieku była, stara już, więc ty się jeszcze bać nie musisz – i papla tak dalej jak wszyscy, ale mnie się to na twardziela w mózgu nagrywa, bo taki już dobry sprzęt w pamięć operacyjna wyposażony zostałem – i wyrzuty sumienia mam Piotrek, bo ją dwa tygodnie temu ostatnio jak widziałam, to mnie prosiła, żebym jej włosy ufarbowała, a ja jej odmówiłam – No i co z tego powodu masz wyrzuty? – pytam tak z głupia frant…żeby jej przetrwać tylko, żebym ja sobie też w tym dialogu coś popaplał – tak – odpowiada – bo gdybym wiedziała, to bym jej te włosy pofarbowała, a tak to wiesz… - Co wiesz? – pytam – przecież jej nie obraziłaś, nie rozgniewałaś jej, tylko po prostu nie mogłaś i już – jak mogę próbuję, tan ciężar grzechu z jej pleców ściągnąć. - No tak. Masz rację, ale wiesz…sama była. - Jak sama? – ciągnę za język, żeby sens jakiś tej wypowiedzi znaleźć. - Sama mieszkała, nikogo nie miała. I sama umarła. Sąsiedzi ją po kilku dniach znaleźli, bo smród był straszny. Widzisz bracie, niedobrze samemu, bo się zaśmiardnąć można po śmierci.
  9. Dziękuję za komentarze i odwiedziny napisałem to aby dowiedzieć się czy warto ciągnąć temat dalej i eksplorować teren :) pozdrawiam
  10. Mam mówić, tak? Na tym to chyba polega. Terapia przez słowa. Ja wyrzucam z siebie to co zalega w moich ściankach, mózgu, odkłada się jak taki szlam na jeziorze, a pan oddziela ziarno od plew i rzuca światło w rejony zaciemnień. Gdzie panuje Mrok. Ciemność bezkresna. Wiem, że się zgrywam. Tak mam no i co z tego. Nie będę nikogo udawał. Pewnie z czasem pojawi się więcej światła i wszystko stanie się jasne i przejrzyste. Czytałem kiedyś o tym w jakiejś mądrej książce. Tylko co z tego? Wiele rzeczy czytałem, wiele książek, bajek, historii, opowiadań, pamiętników, artykułów w gazetach i innych czasopismach, choć może powinienem powiedzieć lub czasopismach, ewidentne skojarzenie, nie? mogłoby wywołać śmiech. Ale tu nie o to chodzi, prawda? Nie chodzi o śmiech. Chodzi o powagę, o poważne podejście do tematu a ja mam taką naturalną skłonność do obracania wszystkiego w żart. Tak więc, czytałem, siedziałem godzinami w książkach i wydawało mi się, że tam znajdę odpowiedź na wszystkie nurtujące mnie pytania. Kim jestem? Skąd przychodzę? Jaki jest sens Życia? Bez sensu, prawda? Tak, teraz po latach to widzę, mogę powiedzieć, że sam sobie poświeciłem latareczką w miejscu gdzie stara gazowa latarnia od lat przestała wypełniać swoją misję. I teraz, nagle, ktoś wpadł na pomysł, żeby ją odrestaurować. Wykorzystano unijne środki na renowację zabytków i lampa rozbłysła nowym światłem. I co? Znalazłem parę starych śmieci. Skrawek gazety sprzed lat z jakąś informacją o znalezionych zwłokach.. Aluminiowe pięć złotych z rybakiem. Skasowany bilet z dziurkami. Czyjeś zdjęcie i prezerwatywę. O! Prezerwatywa sama nasuwa erotyczne skojarzenia. Sama się nasuwa? Nie trzeba ją przecież najpierw naciągnąć. Nałożyć na penisa, jak się nakłada kaptur na głowę. Kaptur kata. Ciekawe skojarzenie nie uważa pan? Seks i Śmierć. Eros i Tanatos. Tak jakby okapturzony penis miał symbolizować kata, który unicestwia swoją ofiarę. Tylko kto tu jest ofiarą. Chyba raczej ja, bo przecież moja żona, wyszła zwycięsko z tej opresji. Udało jej się zachować mieszkanie, które razem kupiliśmy. Oczywiście ona tego nie pamięta. Ma swoją teorię na ten temat i w żaden sposób nie można jej przekonać. Zresztą po co? Jakie to ma teraz znaczenie? Skoro wszystko straciło swój sens. Miłość. Rodzina. Wartości. Nie da się cofnąć czasu i wrócić do tych chwil sprzed lat, kiedy się było młodym. Kiedy leżeliśmy w pustym mieszkaniu, bez drzwi, podłogi. Wypełniała nas tylko wiara w to że wszystko będzie dobrze. Że nasze marzenia się spełnią, dzieci dorosną, Posiwiejemy szczęśliwi i odejdziemy spełnieni. Tymczasem wraz z meblami zaczęły pojawiać się trudności. Żale, pretensje, wyrzuty. Jakieś bzdury kompletne, babskie gadanie, wieczne narzekanie, na brak pieniędzy i ta cholerna dbałość o porządek. Kurwa jak to mnie wszystko złościło w środku, jak się zbierało. Jak gromadziło latami, jak taki wulkan, który mimo najnowszych osiągnięć techniki nie wiadomo kiedy wybuchnie. Wydawało mi się, że moja miłość wszystko zniesie. Naczytałem się jakiś bzdur kompletnych, że miłość łaskawa jest, cierpliwa i tak dalej…Zaciskałem szczękę i znosiłem pokornie ograniczenia swobód obywatelskich. Czy pan sobie zdaje sprawę, że przez dwadzieścia lat małżeństwa nie mogłem w tym domu o niczym sam zadecydować. Wszystko co wymyśliłem, co zaproponowałem, było w złym guście. W końcu nawet w to uwierzyłem i przestałem mieć własne zdanie. A raz nawet zamontowałem półeczkę w łazience. Pytam się; „ładną powiesiłem półkę kochanie?” Ładną – odpowiedziała – tylko po chuj? Żart nawet mi się spodobał i nawet zaśmiałem się z niego serdecznie, bo lubię ten rodzaj sarkastycznego humoru. Niemniej jednak coś w sercu zakuło, bo człowiek lubi być doceniony. Lecz ja, doceniony być nie mogłem. Bo przecież jak to tak docenić faceta? Facet jest od zarabiania pieniędzy i już! Taka jest jego rola społeczna, a jak się nie sprawdza to fiu. Fora ze dwora. Następny proszę. Tak było od lat. Myślę, że już pierwsze nandetrtalki, też tak lustrowały swoich zapładniaczy. Dostawał ten co przynosił dzika, co upolował zwierzynę, a nie jak ja przychodził z marnym wychudzonym, króliczkiem w łapach, pajacując jak clown i zgrywając brzuchomówcę. Może mógł czasem liczyć, że rozbawi jakąś samicę i dostąpi tym samym jej wdzięków przyprawiając rogi jej właścicielowi, tym samym skazując się na śmierć głodowa w razie wpadki i opuszczenie stada. Myślę, że od tamtych czasów to nie wiele się zmieniło. Zasady Gry są takie same. Doszła może kozetka i inne formy szufladkowania siebie w systemie pojęć dostępnych temu gatunkowi.. Może jeszcze penicylina, aspiryna, karta pamięci i takie tam pierdoły, ale mechanizmy są te same. Pan to wszystko notuje. Wszystko, kropka w kropkę. Nie będzie pan potem robił jakiejś korekty redakcyjnej. Przecież to tylko taka paplanina jest, luźny strumień świadomości, bez żadnej wartości literackiej. No dobrze niech pan pisze, nie mam nic przeciwko. Sam nawet kiedyś o tym myślałem, żeby tak zacząć pisać. Wydawało mi się, że to wszystko co mam w tej swojej durnej łepetynie, ma jakąś wartość. Wie pan te myśli, które tak człowiekowi przechodzą przez głowę, to czasem nawet mają jakiś sens. Same tak jakoś układają się w zdania i niekiedy przynoszą ulgę. Tylko potem tak jakoś uciekają nie wiadomo gdzie i strasznie trudno jest je sobie przypomnieć. Ja nawet wymyśliłem takie urządzenie do zapisywania myśli. To byłoby genialne. Nie uważa pan. Potem przeczytałem o tym w jakiejś książce. Strasznie mnie to zdołowało, bo gdybym ten pomysł wykorzystał, zaraz byłbym posądzony o plagiat, kradzież pomysłu. A przecież nie udowodnię w żadnym sądzie, że mnie pierwszemu pojawiło się to w wyobraźni. Chyba, że znajdę tak sprytnego prawnika. O wtedy wiele urządzeń mogłoby by funkcjonować według mojego patentu. Wiele scenariuszy filmowych. Przecież to wszystko co ja nieraz widziałem w kinie, to już wcześniej żyło w mojej głowie, mojej wyobraźni. Zjawisko to nazwałem przenikaniem się świadomości.. Otóż uważam, że pewne pomysły, które powstają w głowach wielu ludzi, nie zawsze mają szanse się zrealizować. Urzeczywistnić. Bo na przykład, dana osoba jest postrzegana za wariata, szaleńca, tak jak ja. Ale inny, ktoś kogo się już trochę inaczej postrzega, ma taką możliwość i to realizuje. Wie pan takie pomysły najczęściej przychodzą człowiekowi do głowy w dzieciństwie. Pamiętam jak byłem dzieckiem i przed zaśnięciem marzyłem sobie, aby mieć taki mały zegarek, który kiedy nacisnęłoby się taki mały guziczek, tam gdzie jest pokrętło do nastawiania godzin, to wyświetlałby wszystkie najpiękniejsze filmy Disneya. A dziś proszę, przecież każda komórka, ma taką opcję. No ale wróćmy do tematu, o czym to ja mówiłem. Zresztą nie ważne, mam mówić z głowy, czyli to co mi ślina na język przyniesie. Pan z tego pewnie coś wysupła. Rozplącze ten węzeł gordyjski co mnie dusi. Tę pętlę, która się zaciska wokół mojej szyi. To neurotyczne wrażenie ściskania w gardle i braku powietrza. Ten kłujący ból w klatce jakbym miał zaraz mieć zawał. I to cholerne uczucie lęku, które temu towarzyszy. A pies to trącał, co ma być to będzie w końcu nie ma się czego bać, prawda?. Pan to wszystko spisze i nada temu jakąś ciekawą treść. Po co? Dobre pytanie. Myślę, że w ten sposób można zafundować sobie nieśmiertelność. Zresztą i tak kiedyś to wszystko szlag trafi. Mam już iść? To koniec? Aha na dziś. Dobrze przyjdę za tydzień. Co mi szkodzi. Ile płacę? 80 zł. Kurna ale wyzysk.
  11. Brawo Aniu! Jestem pod wrażeniem pomysłu...obrazu i zakończenia... pozdrawiam
  12. Witaj :) Ciebie się zawsze dobrze czyta...ale trochę smutku przemycasz w tym tekście...mimo iż mniemam nieźle Ci się wiedzie... pozdr...
  13. tak...to bardzo dobry tekst...każde słowo ma tu swoją wagę...robi mocne wrażenie...
  14. Oj...widzę że komentarzy tu więcej niż tekstu...to chyba dobrze, że się o tym mówi... czyta się lekko, i dobrze że się tak kończy...no cóż...trafna obserwacja szarej codzienności... pozdrawiam...
  15. piotr_boruta

    Sonet

    Gdybym umiał myślą dotknąć Twego ciała, Lekkim tchnieniem słowa opromienić duszę, Sprawić byś tańczyła, wnieboniosła się cała, Wtedy Moc posiądę, z posad ziemię ruszę. Z korzeniami wyrwę i drzewo i owoc, Opustoszę Księgi z biblioteczek liter, W oczach blask wypatrzę wołający o pomoc, Własnych niedociągnięć zakończonych mitem. Tak ułożę wierszydło, I do stóp Twoich złożę, Wyszło z worka już szydło, I poeta, niebożę.
  16. Adam wiedział, że jest przystojnym facetem. Sprawiało mu to radość i satysfakcję. Nie miał większego problemu ze zdobywaniem kobiet i robił to za każdym razem, jak tylko trafiała mu się okazja. Wystarczył tylko ten błysk w spojrzeniu i już wiedział, że jeszcze dziś będzie miał fantastyczną jazdę, która dodawała mu sił i napędzała jego życiową pasję. Nigdy nie myślał o stałym związku, nie o to chodzi, że bał się zaangażowania, czy coś w tym rodzaju. Po prostu ten jeden raz wystarczał mu w zupełności, żeby dowiedzieć się wszystkiego o kobiecie. Co mogłoby się zdarzyć potem, skoro za pierwszym razem wszystko już zostało odkryte. Oczywiście, rozmowa, intelekt i inne atrybuty odmiennej płci fascynowały go również i czasem, bawiło go prowadzenie gry wstępnej opartej na długim i finezyjnym dialogu zakończonym zawsze w ten sam sposób, tylko może w innej konfiguracji. Był niczym wytrawny łowczy, dobierając odpowiednie środki dla swoich ofiar i nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się żadne fiasko. Kobiety nie robiły mu, nigdy żadnych wyrzutów. Nie prosiłyby został na noc. Nie dawały telefonów. Od samego początku zdawały sobie sprawę, że jest tylko jednorazówką. Kasia była sekretarką w biurowcu, w którym był umówiony na ważne spotkanie. Wszedł przez obrotowe drzwi pewnym krokiem i od razu skierował się do windy. - Przepraszam – powiedziała i zadrżała natychmiast, gdy zawiesił na niej swoje spojrzenie – pan, do kogo? - Simens – powiedział z akcentem James Bonda – dział marketingu. - A może pan podać swoje nazwisko? – odezwała się filuternie trzepocząc rzęsami i wysyłając feerię sygnałów godowych - Oczywiście. Adam Górecki. A pani jak ma na imię? – powiedział to tak naturalnie, że ich dialog błyskawicznie nabrał znamiona płynności i toczył się dalej niczym porywająca w swój nurt rzeka. - Kasia - Bardzo piękne imię. Tatuś płoty grodził? - Słucham? - Taka piosenka była - Ach tak..rzeczywiście – wybuchła spontanicznym śmiechem. - Proszę to pańska wizytówka - A może mi ją pani sama przypiąć? - Proszę. – Uśmiechnęła się wdzięcznie - Żartowałem. – wziął etykietkę z napisem gość ze szklanego blatu pół półokrągłego wysokiego stołu oddzielającego ją od klientów i udał się do windy. Wszedł do niej odwracając się w jej kierunku i jeszcze raz prześwietlił spojrzeniem. Kasia westchnęła cicho i poczuła gorąco w klatce piersiowej. Jej chłopak już od dłuższego czasu nie zwracał się do niej po imieniu. Traktował ją przedmiotowo i często dochodziło pomiędzy nimi do kłótni. Zaczęła nerwowo przerzucać kartki w dzienniku wejść i wyjść, gdy nagle ktoś obudził ją zamyślenia - Klucz do piątki proszę. Pani Kasiu, co się z panią dzieje? Gdy Adam znów pojawił się w windzie jej twarz opromienił słoneczny uśmiech. Podszedł do niej wolnym krokiem odpiął plakietkę i kładąc na ladzie zapytał; - Przepraszam gdzie tu jest najbliższa kwiaciarnia? - A tu zaraz za rogiem po przeciwnej stronie ulicy - Dziękuję – powiedział i zniknął Wrócił z pękiem cudownych białych róż. - Ma pani gdzie to włożyć – przeszył ją wymownym spojrzeniem wręczając w ręce. Parsknęła dzikim śmiechem, zanim zdołała się otrząsnąć. - Zaraz coś się znajdzie…A to przepraszam dla prezesa? – Zapytała - Dowcipna bestia. Dwie godziny potem rejestrowali się w eleganckim hotelu, bawiąc się swoją młodością na oczach lekko zażenowanego portiera. Podał im klucze i zapytał czy życzą sobie coś do pokoju. - Masz na coś ochotę? - A macie takiego drugiego jak…- zawiesiła głos, po czym wskazała palcem klatkę piersiową Adama – on? Portier zaambarasował się lekko, lecz Kasia wybawiła go z odrętwienia ciągnąc Adama za krawat do Windy. Zaczęli się namiętnie całować. Objęła go jednym kolanem wpół wgryzając się mocno w jego wargi. Winda zatrzymała się nagle na drugim piętrzę. Weszła małżeńska para po kłótni. Obrzucili ich swoimi purytańskimi oczyma i stanęli obok siebie jak dwie jońskie kolumny. Zimne i martwe. Stare i popękane. Wszyscy wyszli razem na dziesiątym piętrze i udali się do swoich pokoi. Adam i Kasia nie wytrzymali tego napięcia i zaczęli ich parodiować. Rozbawili się tym setnie, po czym szybko znaleźli właściwy numer na mahoniowych drzwiach swojego apartamentu i błyskawicznie znaleźli się w środku. Ich taniec miłosny przypominał tango. Było to dzikie, spontaniczne spotkanie, dwóch świadomych swojej seksualności ciał, które rozsmakowały się w sobie. Każde poruszenie dłoni, muśnięcie warg, harmonizowały się z sobą jak w wagnerowskiej symfonii, nieuchronnie zmierzając do spazmatycznego crescenda. Zmiany tempa następowały po sobie w nierównych, synkopowanych rytmach, tak, że oboje nie wiedzieli, co się za chwilę może zdarzyć. Istotą kompozycji, którą wspólnie tworzyli, była improwizacja. Poszczególne części ich wyszukanej garderoby spadały z nich niczym jesienne liście. Wodzili za nimi oczami jak na telewizyjnych reklamach, by po chwili wrócić do zauroczenia swoją nagością i namiętnością. Adam czuł się w swoim żywiole, wiedział, czego od niego chce ta kobieta i był w stanie jej to ofiarować, bez skrupułów. Chwycił ją mocno dłońmi za pośladki i wpił się w nią aż usłyszał przedłużona zgłoskę s. Po chwili rozluźnił uścisk i zobaczył malujące się na jej ustach pożądanie. Zaczęli się namiętnie całować, aż krew rozgrzała ich do czerwoności. Przesunął dłońmi w okolice jej ud i rozchylił je wbijając się w nią gwałtownie. Jej głośny oddech działał na niego jak afrodyzjak, dodając mu wigoru. Walczyli z sobą już na dobre jak dwa dzikie jelenie szczepione rogami, świadomie obserwujące swoje reakcje. Trwało to długo, bardzo długo. Kasia kilka krotnie omdlewała z wycieńczenia, ale Adam rozbudzał ją wymierzając jej delikatne uderzenia w policzek, po czym natychmiast całował ją namiętnie. Odwzajemniała się gorąco-gryzącym pocałunkiem i jeszcze większą ochotą na kolejne fazy napływającej niczym lawa rozkoszy. W końcu rozprzestrzenił się w niej całkowicie, niczym błysk wielkiego wybuchu, zostawił ślad mleczno białej drogi w jej galwanicznych odmętach. Padł na nią przygniatając ją swoim ciężarem. Ich nierówne szybkie oddechy, uspokajały się powoli. Zmysły zaczynały wracać do rzeczywistości, a umysł wyświetlał pierwsze oznaki myśli i spostrzeżeń. W pewnym momencie Kasia zobaczyła, że coś tak jakby poruszało się w jego uchu. Początkowo myślała, że to halucynacje, ale kiedy włożyła tam palec, zobaczyła, że wychyla się z niego dżdżownica a zaraz obok niej jest następna. Potem jeszcze kilka innych, które pojawiły się nie wiadomo skąd i zaczęły okalać jego małżowiny. Kasia zerwała się natychmiast podkurczając nogi pod siebie. Adam wstał i patrzył na nią badawczo. Był cały zmieniony na twarzy. Jego policzki zarosła gęsta szczecina, oczodoły zapadły się jak śmiertelnie choremu na raka, nad brwiami pojawiły się otwory, z których wypełzało jakieś dziwne robactwo. Kasia była przerażona. Zerwała się natychmiast z łóżka owijając się w prześcieradło. Szarpała się z nim chwilę, by ułożyć ja na sobie tak, aby zakryć swoją nagość i jednocześnie poruszać się swobodnie. Wybiegła na korytarz i znajdując boczne wyjście i znalazła się na ulicy. Podciągnęła skrawki materiału tak by móc biec i ruszyła gwałtownie w kierunku bocznej uliczki. Chciała się jak najszybciej znaleźć się w domu nie będąc przez nikogo zauważoną. Tymczasem Adam spokojnie poszedł do łazienki. Stał chwilę wpatrzony w swoje odbicie nic specjalnego sobie z niego nie robiąc. Kawałki skóry odklejały się od jego twarzy jak trędowatemu. Karaluchy, tasiemce, glisty i inne wszelkiego typu robactwo harcowało mu po głowie niczym mrówki w mrowisku, przenosząc strzępy jego chorego ciała w inne miejsca. Przyglądał się temu zjawisku jak zaczarowany, uważnie obserwując każdy szczegół. Jednym ruchem ręki poprawił sobie kosmyk włosów na czubku głowy. Kilka pędraków zsunęło się z grzywki i upadło na jasno pomarańczową terakotę. Nadepnął na nie uśmiechając się półgębkiem. Dał się słyszeć cichy szelest pękającej na nich skorupy. Znów popatrzył w lustro, wyjął sobie dwie luźno zwisające rosówki z nosa i wrzucił do ubikacji spłukując wodą. Przejrzał się na wylot po czym powiedział do siebie; „Kocham siebie…jestem fajny facet” Jego twarz zaczęła promienieć i łagodnieć. Powoli jak w animowanym filmie, znikały z niego ślady wszelkiego okropieństwa. Wracał jego przystojny uśmiech, śniada cera i szelmowski błysk oka. Wszedł pod prysznic by dokończyć swoich ablucji.
  17. On. Mężczyzna w sile wieku dobierający się do onej, która nawiasem mówiąc, chętną jest tudzież. Mają się ku sobie i sytuacje jest dość sprzyjająca. Czerwone języczki świec, szepczą swoje miłosne mantry, rozpylając w powietrzu blask ognistej namiętności. Najazd kamery na męskie dłonie, wdzierające się bestialsko pod spódnicę. Na drodze, żadnych szlabanów, żadnych znaków ostrzegawczych, wolna jazda bez trzymanki. Następne ujęcie; jej odchylona głowa prezentuje gładkość szyi i wyginające się w łuk ciało. On przeszkadza trochę w kadrze. Facet zawsze jest brudem w scenie miłosnej. Przebitka na szybkie ruchy rąk i nerwową próbę uwalniania się z więzów pasków, guzików i zapinek…Ostre ruchu kamery i krótkie flesze zniecierpliwionych twarzy, przygryzających sobie wargi…potem nagłe zwolnienie…ona w wyczekiwaniu z zamkniętymi oczami. On nagle zauważa, przed sobą twarz prawie dojrzałego mężczyzny o smutnych oczach, który ośmiela się mówić; - Zastanowiłeś się, co robisz? - A Ty coś za jeden? - Nieważne…może twój anioł stróż, a może syn…chciałem tylko wiedzieć, czy zdajesz sobie sprawę ze swojego postępowania, czy jesteś świadom wiążących się z tym, co robisz konsekwencji? - To impuls…kurwa…człowiek nie myśli w takich chwilach…spierdalaj… Mężczyzna, coraz natarczywiej naciera na prężące się ciało onej…Przyciska ją do siebie z całych sił, po czym niczym wojownik, zadaje gwałtowne pchnięcie…ona wydaje z siebie delikatne och…bosko brzmiące i podniecające. Narrator na ekranie monitora, wystukuje onomatopeiczne; hehehe… - Jaki jesteś cudowny – szepcze mu do ucha… - I co ci to tak naprawdę da? Co chcesz w ten sposób osiągnąć? Czy zastanowiłeś się, chociaż, czy stać ciebie na długie cierpliwe znoszenie marudnego dziecka, które zawsze czegoś chce,…któremu bezustannie trzeba poświęcać czas, energię, uwagę? - Większość ludzi o tym nie myśli… - No właśnie,…dlatego mamy takie społeczeństwo, pełne niespełnionych frustratów, wykolejeńców, samobójców, świrów i innych dewiantów, przez takich jak ty! - Koleś, daj, se spokój, spadaj stąd… Następne kiczowate ujęcie; kobiece dłonie wpijają się w męskie pośladki…jak potwierdzają rankingi, jedyna męska część ciała, która robi wrażenie na paniach… - Nie spadnę…i się nie wyniosę…na domiar nieszczęścia, zdradzę ci swoje pochodzenie. Otóż musisz wiedzieć, że jestem efektem ubocznym tego zdarzenia, któremu już nie poświęcałeś w przyszłości takiego zaangażowania i zapału jak w tej chwili…Wręcz przeciwnie…Chciałem ci tylko powiedzieć, że nie dojrzałeś do tego aktu…jak go niektórzy górnolotnie nazywają… - Co ty pierdolisz? - Równie dobrze ja mógłbym teraz ciebie o to zapytać… Zbliżenie spoconych twarzy…Męska ma przebłysk zrozumienia w oczach, co się czasem niektórym osobnikom tego gatunku, przydarza. Tu wyraźna chęć przypodobania się żeńskiemu gronu licznych czytelniczek. On nagle słabnie i ogarniający go strach, paraliżuje mu członki i powoduje mrowienie w piętach…przechodzi do pozycji horyzontalnej, zwalając się na plecy. Ona nachyla się nad nim i całuje go w elegancko wydepilowaną pierś koloru czystej maści araba z Janowa Podlaskiego. - Nie martw się kochanie…i tak cię lubię… Nad głową mężczyzny kłębią się burzowe chmury. Wyładowania w jego półkulach mózgowych przypominają sekwencje wielkiego wybuchu. Następuje przeciążenie w synapsach. - Widzisz. Teraz mówi, że cię tylko lubi…Nie sprawdziłeś się kotek… - Miau – ona cytuje Pasikowskiego, po czy wpija się w niego pazurkami… - Chyba nic z tego nie będzie – on wstaje i siada na krawędzi łóżka… - Zwariowałeś – nagle ożywia się owa trzecia tajemnicza postać mającego tu miejsce dramat – chcesz pozbawić mnie egzystencji. - Zaraz pewnie dowiem się, że mas żonę – ona odwraca się do kamery i bierze papierosy ze stolika. Papierosy są już nie modne, ale czymś trzeba wypełnić, niezręczność tej sytuacji. - Nie to nie to chodzi? – Debil, próbuje się tłumaczyć, kobiecie. - No, co ty? Nie świruj, rżnij ją słyszysz… - Nie mogę… - Jak to? - Teraz, kiedy jestem, bardziej świadomy, to już nie jest takie proste… - Chcesz powiedzieć, że masz krzywego? To dobrze kobietom się to podoba… - Weź spadaj… - Mowy nie ma…Bierz się do roboty…słyszysz… Ona ubrała się w szlafrok i poszła do kuchni. Przynosi mu sok ananasowy i podając szklankę mówi; - Masz, napij się… - Co to? Viagra? - Nie, arszenik. Nie sprawdziłeś się, więc jesteś do odstrzału. Trzeci zakrywa usta ręką by gwałtowny śmiech nie zmącił cichości tej sceny. Ona siada obok niego. Patrzą na siebie przyjaźnie…Coś tam robią…puszczają do siebie oczko ocierają się noskami. Albo ona figlarnie drapie go po głowie. Takie tam. Da się zadanie aktorom i coś zagrają. W trzecim lub czwartym dublu, na pewno wyjdzie coś fajnego…A jak nie to się ich opierdoli i zwolni…Nie, zolnić ich nie można, kontrakt jest podpisany. Ale opierdolić można zawsze… - Zawsze możemy porozmawiać – odzywa się ona - Zatem rozmawiajmy… - A o czym? - Co tam w pracy? Trzeci łapie się za głowę i wpada w histerię. On rzuca na niego okiem od czasu do czasu, kompletnie go ignorując. Ciągnie swoją opowieść wyraźnie się ożywiając. Szeroko gestykuluje i wymachuje swoimi barczystymi ramionami. W pewnym momencie wstaje i ogrywa przed oną scenkę z dwoma postaciami w tle. Parodiuje ruchy szefa i robi jego miny. Ona uśmiecha się i słucha z uwagą jego opowieści. Trzeci wymyka się chyłkiem z mieszkania i niepostrzeżenie znajduje kolejną parę w podobnej sytuacji…bezpardonowo wciska się w ich życie…z butami…
  18. idzie bardzo ładnie...można by powiedzieć na samo dno, ale zabrzmiało by to sarkastycznie :) a tak poważnie; to czyta się świetnie, choć może finał trochę rozczarowuje, ale naprawdę tylko trochę...bo to tak już jest, że zawsze by się chciało więcej pozdrawiam
  19. Michał był załamany. Miał już dość pracy w hipermarkecie. Codzienne rutynowe czynności pozbawione jakiekolwiek głębi. Wielogodzinne siedzenie na obrotowym stołku i mechaniczne wczytywanie kodów kreskowych w czytnik komputera. Czasem, gdy coś się zacięło, zagryzał nerwowo wargi klął w duchu i wołał, menagera, który zwykle go opierniczał za nieznajomość fachu. - Tyle razy ci mówiłem jak to się robi…- pouczał go ściszony głosem, tak, aby nie słyszeli klienci - Może on jeszcze nigdy tego nie robił – zabłysnął inteligencją wyluzowany gość w bejzbolówce. Michał uśmiechnął się zdawkowo i uświadomił swoje braki w tym temacie. - No, teraz powinno pójść dobrze – powiedział menadżer i grzecznie dodał do zniecierpliwionych kolejkowiczów – przepraszamy państwa bardzo za utrudnienia, to tylko maszyny, jeszcze nie potrafią wszystkiego i jak wiadomo nigdy nie zastąpią ludzkiej życzliwości. Uśmiechnął się niczym zawodowy kelner i elegancko wymiksował, zostawiając Michała z poczuciem wstydu i brakiem kompetencji. Szeregowo ustawiony klient niczym widz w teatrze miał jasno przedstawioną sytuację; sprytny, elegancki i znający się na rzeczy kierownik niczym Dottore z komedii del Arte i jego przeciwieństwo, służalczy Pantalone, nieudacznik, ciągniony za ucho i wywołujący śmiech gawiedzi. Różnica polegała na tym, że zarówno Michał jak i świadkowie zaistniałej scenki, nie mieli świadomości, w co dokładnie zostali zmanipulowani i każdy na swój sposób, najlepiej jak potrafił odgrywał swoje sztuczne emocje, podobne produktom wystawionym na półkach. Podzielone i posegregowane według powszechnie panujących schematów, wywoływały na przemian, to niechęć, to radość, to satysfakcję, czasem jakąś potrzebę, czasem żal, że z baraku wystarczających środków nie można sobie na nią pozwolić, a czasem śmiech, żeby wraz z osobą towarzyszącą wyśmiać głupotę i naiwność ludzką; - Patrz Ziuta czego to te bałwany ni wymyślą; wyciszacz uporczywych i natrętnych myśli, skutecznie likwiduje wszystkie twoje lęki, fobie, manie… - Gdzie? - Żartowałem głupia - Ech, ty to wariat jesteś naprawdę. Michał zastanawiał się ile jeszcze tu wytrzyma. Nieraz już miał ochotę rzucić to wszystko w diabły, ale myśl o jego jedenastoletniej córeczce, przywracała mu równowagę ducha. Dla niej mógł znieść wszystko, największe poniżenie, głód, cierpienie i fizyczny ból, wydający się nie do pokonania. Najbardziej męczyła go walka z czasem i nerwowe zerkanie na zegarek. Pracę zaczynał z zapałem i energią, licząc że uda mu się utrzymać ten stan, przez równe osiem godzin, ale już po godzinie przychodził pierwszy kryzys, kiedy to ogrom czasu przed urastał do poziomu Himalai. Jego ruchy automatycznie się spowalniały a na czoło występował zimny pot. Sekundy wbrew prawom fizyki sflaczały swoje istnienie i były to, jedne z tych chwil, kiedy Michałowi napinały się wszystkie mięśnie, szczęka zaciskała się tak mocno, że aż zgrzytała, kręgosłup wyginał się w łuk aż trzaskały mu kości. Potem nagle czas ruszał z kopyta a Michał dostawał tak zwanego szwunku i był potem chwalony za to przez swojego szefa. W domu poświęcał czas swojej córce, z którą mógłby bawić się cały czas, ale żona zaganiała go do domowych obowiązków, twierdząc że jej mąci w głowie swoimi głupimi zabawami. - Powinieneś z nią odrabiać lekcje, sprawdzać jak się uczy a nie odstawiać te wasze niczemu niesłużące scenki – strofowała go ustawicznie. - Przecież to jeszcze dziecko – próbował ją tłumaczyć - Właśnie, dziecko. Przez ciebie nigdy nie dorośnie. Zwykle zmieniał wtedy rytm zabawy i przerabiali wtedy nudne lekcje przyrody, zapamiętując nazwy ściółek leśnych, lasów, prądów wietrznych, chmur i tym podobnych. Wieczorem, gdy Julka zasypiała, siadał do komputera i przeglądał zawartość netu w poszukiwaniu wrażeń. Telewizja go nudziła. Była już przestarzałym tworem i brak możliwości nawiązania z nią kontaktu odstraszał go. Co innego sieć, która dawała takie możliwości. Większość z nich to oczywiście nic nieznaczące pogaduchy sprowadzające się do zwykłych echów, ochów, zawołań i innych śmiesznych znaczków mających za zadanie zamydlenie oczu. Raz jednak zdarzył się coś, co wciągnęło go do nic nieznaczącej zabawy. „Puk, puk” – pojawiło się w okienku pokoju dla trzydziestolatków „Kto tam?” – Zapytał i czekał na dalszy rozwój wypadków. ”Jola a Ty ?” – powiedziała tajemnicza postać ukrywająca się pod nikiem Infamia. „Robert” – skłamał. „Ładnie” „Miło mi” „Mnie też” Zapadła dłuższa pauza. Michał. oparł plecy o krzesło i zastygł w bezruchu. Coś go tchnęło, ścisnęło w dołku i pomyślał, że to głupie. Że to tylko Internet, takie tam głupoty dla zbicia czasu, jednak teraz właśnie odczuł w sobie głód i pragnienie szczerej rozmowy. Uświadomił sobie pustkę swojego związku, że właściwie porozumiewa się z żoną tylko w sprawach zakupów, rachunków do zapłacenia, ewentualnych napraw w domu. Dawno już nigdzie nie wychodzili z sobą, do kina, do znajomych, czy choćby na spacer. Funkcje seksualne zanikły w nich, choć nie zgasł jeszcze żar pragnienia. „Jesteś tam” – przypomniała mu o swoim istnieniu Jola „Tak jestem” – odpisał natychmiast. Zdziwiony tym jak szybko udało mu się to zrobić. „Czego tu szukasz?” – zapytała Infamia „Nie wiem…Tak wpadam od czasu do czasu a Ty? „Masz żonę?” „Mam” „Zdradziłeś ją kiedyś” „Tak” – odpowiedział. Nagle dotarło do niego jak łatwo i bezboleśnie ulega się pokusie otwarcia, przed nieznanym, niedostrzegalnym i anonimowym rozmówcą. Może to właśnie sprawiało, że monitor stawał się kimś w rodzaju terapeuty, widzącym więcej o osobie niż ona sama. „Nie czujesz się czasem samotny?” „Tak i to nawet Bardzo” „Nie chciałbyś rzucić tego wszystkiego, uciec, gdzieś i zacząć wszystko od nowa” „O tak. Nie masz nawet pojęcia jak bardzo” „Więc ucieknijmy, spotkajmy się gdzieś, weźmy za ręce i czmychnijmy temu całemu głupiemu światu, pełnym świrów, zboczeńców, polityków i klakierów” Michał posłał jej uśmiechniętą buźkę. „To piękne, co piszesz, ale to tylko bajka” „Co boisz się?” „Nie, ale wiesz mam córkę i bardzo ją kocham, nie potrafiłbym jej zostawić” „No tak, rozumiem.” „A ty masz dzieci” „Tak, dwoje chłopczyka i córeczkę” - Długo jeszcze? – Odezwała się nagle jego żona. - Już kończę „Muszę już iść. Wpadniesz tu jutro? „Ok. Rozumiem. Tak. Pa, pa”. Michał wstukał jeszcze emotikona z ludzikiem machającym łapką i zgasił komputer. Postanowił przytulić się na dobranoc do żony, ale ona tylko odepchnęła go brutalnie od siebie. Zasnął dość szybko i łagodnie, zanurzając się w fantazje z nieznajomą.
  20. Nie ma nic do przekazania i nic do powiedzenia nie ma smutku i osamotnienia, nie ma pieniędzy, biedy i nędzy, nie ma bólu ty ciulu, nie ma wolności i solidarności, przyjaźni, miłości, ścięgien i kości, nie ma ciała, nosa i ucha. I nie ma Boga! więc kto tego słucha?
  21. Nie omninie cię, Cierń lauru, blask cienia, suchość łzy. Jeślo chcesz ta jak on, być drogą, Żyć w strumieniu kamienia Wstawać z martwych szarości listopadowego poranka. Budzić pragnienie upadku bezsilności. Nie ominie cie wzrok zranionego dziecka w lustrze czyichś oczu Śmierć wirtualnej pamięci Koniec wieczności.
  22. mnie się podoba jest szczery... wciaga od pierwszych linijek, a potem prowadzi, jak po nitce, wgłąb tajemniczego labiryntu i urywa się w najmniej oczekiwanym momencie, niczym iluzjonistyczna sztuczka. pozdr.
  23. piotr_boruta

    Pytania

    Jaka jest różnica między szaleńcem a mistrzem zen? Kto wie Co piszczy w trawie ich Głów? Czy światło wyznacza granicę Cienia? Czy cień określa źródło światła? Skąd pochodzą Myśli? Dokąd zmierza Świat? Jaką cenę mają banany dla małpy? Po co pisać wiersze o niczym? Kto się pyta o drogę bładzacego?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...