Usiadł na skarpie, pod wielkim drzewem,
baldachim liści zesłał mu cień.
Patrzył na rzekę, co myślał - nie wiem.
I nie wiem nawet, czego tam strzegł.
Właśnie przed chwilą tam go ujrzałam;
był odwrócony tyłem, jak sen.
Czyżby przeżywał gorycz rozstania,
czy odpoczywał, kto to dziś wie?
Siedział tak sobie, niby ktoś znany,
choć był potrzebny, nie przybył tu...
A może tylko liczył barany;
czy ich wystarczy na noc, do snu?
Czy niespełnione nigdy marzenia
przelał w klepsydrze biegnący czas?
Nic się nie stało, dramatu nie ma,
wszakże... zostanie szumiący las.