
Joanna G rabowska
Użytkownicy-
Postów
141 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Joanna G rabowska
-
Głowna cnota główna.
Joanna G rabowska odpowiedział(a) na Krzysztof Adam Meler utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Taka prawda życiowa podana na lirycznej tacy. Ładnie:) -
Poziom...
Joanna G rabowska odpowiedział(a) na Pan poeta utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Gratuluję:) Zatrzymałam się tu na dłuższą chwilę i przywołałam w mej myśli wspomnienie, równie bolesne jak to tutaj wpisane... Pozdrawiam:) -
godzina "W"
Joanna G rabowska odpowiedział(a) na Iwona Politowska utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Pieknie pani Iwono, pięknie. Chyba zmusiła mnie pani do retrospekcji własnych wspomień. Pozdrawiam:) -
Nad zalewem
Joanna G rabowska odpowiedział(a) na John_Pool utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Gratuluję. Pana wiersz zmusił mnie do pewnych przemyśleń, do zadumy. Spokojnie i lekko sie go czyta.:) -
Erotyk.
Joanna G rabowska odpowiedział(a) na saldzie drolma utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Westchnęłam wczytując się w słowa twoich utworów. To co wydobywasz z siebie na światło dzienne, to czym chcesz się podzielić z innymi jest wartościowe. Dla mnie te wszystkie zasady pisania pod odpowiednią konstrukcję są bez znaczenia. To ogranicza naszą wolność i swobodę w wyrażaniu siebie. Gratuluję utworków.:) Pozdrawiam. -
Ocieknę krwią
Joanna G rabowska odpowiedział(a) na John_Pool utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dla mnie nie ma znaczenia konstrukcja i jakaś prawidłowość, o którą tak tu większość ludzi wciąż się upomina.Ważne są uczucia i to co w danej chwili autor musi z siebie wyrzucić, te słowa, które układają się w naszej głowie i które zmuszają do chwycenia za 'pióro". Pana wiersz odrazu przypadł mi do gustu. Gratuluję! -
"Stowarzyszenie gniewnych" odcinek 1
Joanna G rabowska odpowiedział(a) na Joanna G rabowska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
OD AUTORA Właściwie nie wiem, co tak naprawdę skłoniło mnie do pisania. Prawdopodobnie tkwiło to we mnie od zawsze tylko nie potrafiłam wydobyć tego na światło dzienne. Tysiące rozbijających się myśli w mojej głowie i słowa, które miały jakąś wartość, mogły zmienić bieg wydarzeń, utkwiły gdzieś w próżni. I tylko ja nosiłam to enigmatyczne przeświadczenie, że coś tracę bezpowrotnie. Nie chcę popaść w zwykłe odrętwienie! W końcu zmusiłam się do głębszej refleksji. Stojąc przed lustrem, wpatrując się we własne odbicie, uświadomiłam sobie, że przemijanie jest nieuchronne i tylko od nas samych zależy, czy potrafimy dźwignąć to wszystko. Stała tam jak i inni żądni oglądania niecodziennych scenek, żywcem ściągniętych z kiczowatych telenowel rodem z Kolumbii. W końcu to działo się właśnie teraz, tuż pod jej nosem, więc nie mogła tego przegapić. Dwie wrzeszczące na siebie kobiety, okładające się, czym popadło, no i on, sprawca tej żałosnej szarpaniny z miną niewiniątka. To jemu powinny dołożyć-pomyślała, solidaryzując się w ten sposób z wariatkami, jak je później sama określiła. Nagle poczuła znajomy zapach wody toaletowej i instynktownie się odwróciła się. - No, tak mogłem się tego spodziewać! - Uśmiechnął się rozbrajająco - Zadziwiające jest to, że zawsze coś dzieje się akurat w zasięgu twojego wzroku!? Co ci jest? Pobladłaś dziecino - dodał po chwili próbując wywołać uśmiech na jej twarzy. - Od tego tam.- skinęła głową w kierunku nadal rozgrywającej się scenki - cholernego dwulicusa mam odruchy wymiotne. Zresztą chodźmy stąd, napatrzyłam się już dość, by nabrać przekonania, że faceci to. - Urwała nagle jakby dopiero teraz dotarło do niej, że przecież stojący tuż, tuż Kamil również należy do przedstawicieli gatunku, który zamierzała obrazić. - Śmiało, ulżyj sobie! Jeśli to tylko ci pomoże to ja nie będę protestował. Zdecydowanie wolę Martę sojuszniczkę niż bojowniczkę. Znała go dostatecznie długo, by pojąć jego taktykę załagadzania. Zawsze robił wszystko, żeby nie odczuwała żadnego emocjonalnego dyskomfortu, przynajmniej w jego obecności. Nigdy nie dał jej powodu do jakiegokolwiek zwątpienia w przyjaźń i oddanie. - Nie wiem, czy zauważyłaś, ale właśnie minęliśmy skrzyżowanie- wyrwał ją z chwilowego zamroczenia - No, to, dokąd zmierzamy? Astoria, tudzież Impuls, który lokal pani wybiera? - ironizował. Znała dobrze ten jego błysk w oku. Doskonale wiedziała, że zanim zdąży dokonać wyboru Kamil i tak już za nią postanowił, więc dla jakiejś dziwnej prawidłowości odburknęła tylko. - Zdaję się na ciebie. Ruszyli szybkim krokiem. Pośpiesznie udało im się przeskoczyć jeszcze dwie uliczki i niebawem znaleźli się na miejscu. W Astorii panowała jak dla Marty, atmosfera, co najmniej niezdrowa, jeśli chodziło o ilości skłębionego nad stolikami dymu nikotynowego, ale poza tą małą niedogodnością można tu było poprowadzić ciekawe konwersacje. Kiedy już rozsiadła się wygodnie niemal z pasją rozejrzała się po sali, starając się uchwycić jak najwięcej szczegółów. Na szczęście nie było nikogo znajomego, co wywołało w niej miłe uczucie wyluzowania. - Proszę, mała czarna dla ciebie - Kamil przysunął filiżankę w jej stronę. - Tego mi właśnie potrzeba - potarła ręce z zachwytu. - Widzisz, jak łatwo cię zadowolić! - Ty to wiesz najlepiej, prawda? Nie czekając na odpowiedź pochyliła się, by wydobyć z torby zeszyt. - Litości, jeszcze nie upiłem łyka kawy, a ty już z tym swoim zeszycikiem wyjeżdżasz! Marta wyluzuj! - zaprotestował. - Dobra, nie chcesz wiedzieć, co ostatnio odkryłam. Twoja strata! Ale jak Magdzie niedługo przybędzie parę kilo, to mnie nie pytaj, kto jest tatuśkiem? - wycedziła z pełną satysfakcją. Kamil spojrzał na Martę z lekkim politowaniem. Dobrze wiedział, że jego przyjaciółka niczego nie przeoczy. Była niezwykła w tym, co umiała najlepiej. Obserwowaniu i skrupulatnym zapisywaniu wszystkiego, co dla większości wydawało się prozaiczne. Marta miała dar, potencjał, jednak nie potrafiła go umiejętnie spożytkować. Doskonale pamiętał dzień, kiedy pojawiła się w firmie. Wpadła wtedy jak tornado do biura, pytając o szefa. Młoda, energiczna dziewczyna z zaplątanymi figlarnie warkoczykami. Wszyscy wiedzieli, że właściciel słynny Mario, jak go nazywano, chciał zatrudnić gońca, ale w ogłoszeniu wyraźnie dał do zrozumienia, że szansę mają tylko panowie, więc nic dziwnego, że Marta wzbudziła swoim nagłym pojawieniem się powszechne zainteresowanie. Kamil uśmiechnął się na myśl o tamtych czasach, w jego głowie uruchomił się nagle tunel czasoprzestrzenny. ***** - A pani, konkretnie, w jakiej sprawie? - spytała zaczepnie dziewczynę. Magda była prawą ręką szefa, kobietą o przeciętnej urodzie, wyniosłą, czasem zawiłą. W sytuacjach potencjalnego zagrożenia ze strony konkurencji potrafiła pokazać pazurki i chyba ta jej drapieżność robiła wrażenie na szefie. W końcu to on powtarzał do znudzenia, że w tej branży nie ma miejsca dla wymoczków. To na jej głowie spoczywało najwięcej obowiązków. Zresztą razem z Jolką, pyskatą i nieco mało obytą jak na księgową, były niezastąpionymi pracownicami od samego poczęcia biura podatkowego "Wasz Podatnik". - W sprawie pracy - rozmyła jej wątpliwości, drobna, filigranowa osóbka. 1Kobieta spojrzała na nią z lekkim rozbawieniem, którego nawet nie próbowała już ukryć, bowiem wpadł jej do głowy szelmowski pomysł. Nie zamierzała tej mało rozgarniętej, jak ją wówczas oceniła, uświadamiać. Magda, która przy każdej okazji podkreślała, że nie ma bardziej inteligentnej osoby w firmie od niej samej, była nieomal pewna, że za chwilę wszyscy będą mieli niezły ubaw. - Proszę, szef panią przyjmie. Pierwsze drzwi na prawo - wskazała ręką. Kiedy zniknęła za drzwiami, Magda triumfalnie podniosła się z krzesła i odwróciła się do pozostałych, którzy bardziej niż zwykle markowali w tej chwili swoją pracę przy komputerach. - Widzieliście tę kretynkę? - rzuciła ironicznie - Zaraz wypadnie za tych drzwi szybciej niż weszła. Już Mario ją potraktuje odpowiednio. Wszyscy pochwycili jej śmiech, tylko Kamil trwał w przekonaniu, że nie ma w tym nic zabawnego. - Ty, nie za długo ona tam jest? - zaniepokoiła się Jola - A może próbuje przekonać bossa, że jest facetem? Magda wybuchnęła śmiechem, a Anka, którą Kamil cenił zawsze za rzetelne podejście do pracy piszczała teraz jak ostatnia rozwydrzona dzierlatka. Kamil z niesmakiem spojrzał na to rozbawione towarzystwo i automatycznie skierował wzrok na jedynego sojusznika w tym zakichanym babińcu jak to razem nazywali, Wojtka. Wojtek jakby wyczuł intencje Kamila, poklepując go po plecach próbował się usprawiedliwiać. - No, co jest stary? Humorek trochę przygasł? Czasami trzeba sztamę z nimi trzymać - przekonywał. - Rany, ona naprawdę ma jakieś mocne argumenty, skoro jeszcze tam siedzi - Jola nie porzucała tematu - I co ty na to Magda? - Tak, ciekawe tylko, jakie? Może zna biegle francuza z podręcznika Kamasutry? Znów rozległ się zbiorowy śmiech i choć Magda była zadowolona, że kolejny raz dała popis swojej błyskotliwości to sama zaczęła odczuwać dziwny niepokój i zwyczajne powątpiewanie w utarte już przekonanie, że doskonale zna Mariana Milczuka. W tym właśnie momencie drzwi gabinetu skrzypnęły cichutko i wszyscy skierowali tam badawcze spojrzenia. - Oczywiście, pani Marto, jutro na siódmą rano-głos szefa brzmiał łagodnie - No, to do zobaczenia! Uścisnął jej dłoń i grzecznie pożegnał. Przyłapał się nawet na tym, że zbyt długo odprowadza ją wzrokiem i natychmiast przywołał się do porządku. - Madziu - zwrócił się bezpośrednio - jutro dasz tej młodej pannie parę zleceń, kogo tam mamy w pierwszym rzucie? - Czy, to znaczy, że ona będzie gońcem w naszej firmie? - Magda nie kryła rozczarowania- Wydawała się jakaś taka niezorientowana-dodała po chwili. Miała cichą nadzieję, że Mario chwilowo tylko doznał jakiegoś zamroczenia i zaraz oprzytomnieje. - I źle ci się wydawało - pozbawił ją złudzeń - To prawdziwa perła, a taką nie łatwo dostrzec wśród tylu falsyfikatów. Spojrzał na pozostałych. - Kto z was może się pochwalić znajomością wszystkich ulic w tym mieście? - wyczekał chwilę-A ona to ma w małym paluszku i dlatego jest dla niej miejsce w mojej firmie, no to tyle. Chyba nie muszę uczyć was dobrych manier. Zajmijcie się nową koleżanką. Po jego wyjściu w biurze zawrzało. Teraz to Kamil wstał gwałtownie z krzesła i zwrócił się do Magdy. - I ty taka obeznana we wszystkim, taka nieomylna, nie zauważyłaś takiej perły!? - szydził z pełną satysfakcją. - Odwal się Kamil! - wzburzyła się - Zobaczymy jak długo tutaj popracuje? Nie wiem, czym zamydliła oczy bossowi, mnie nie zbije z tropu, już ja ją prześwietlę. - Ulubienica szefa wyczuła konkurentkę!? - Kamil nie dawał za wygraną- Niektóre gwiazdy przecież tak właśnie zaczynały, od pracy gońca. No to zacznie teraz się dziać! - Jaja sobie stroisz!? - Magda ruszyła w stronę łazienki-Leję na to, właśnie idę to udowodnić! -rzuciła na odchodne, miażdżąc przy okazji Kamila wzrokiem potępienia. - Ale ją wzięło! - podsumował Wojtek - Ty lepiej uważaj chłopie! Widziałem to spojrzenie bazyliszka i na szczęście nie było adresowane do mnie. - Dam sobie radę, tylko żal mi tej nowej. Nawet nie chcę wiedzieć, co ta modliszka jest w stanie jej zaserwować. ***** Przełknąwszy ostatni łyk kawy, Marta ze zwinnością lamparcicy cichutko wśliznęła się do pokoju młodszego brata. Paweł spał w najlepsze, w charakterystycznej dla siebie, pozie, która niejednokrotnie wywoływała uśmiech na twarzy Marty, ale tym razem postanowiła zachować powagę. Położyła zapisaną kartkę i snikersa na biurku, po czym wycofała się natychmiast. To był jej wypróbowany sposób. Gdy tylko pożyczała od brata jakąś rzecz zawsze podrzucała słodką łapówkę, by uchronić się przed niepotrzebnym gradem epitetów i ewentualną odmową. Na razie taka forma przekupstwa starczała i dziewczyna wolała nie myśleć, czego zacznie żądać, gdy skończy gimnazjum. Zarzuciła na siebie sportową kurtkę, gdyż wiosenne poranki były jeszcze zdradliwe, włożyła pożyczoną czapkę z daszkiem i zbiegła pospiesznie po schodach. - Cześć Marta! Jedziesz dziś rowerem do pracy? - usłyszała za sobą. Od razu rozpoznała głos sąsiadki, pani Jadzi, dobrej koleżanki mamy. - A dzień dobry pani, tak mam taki zamiar - odpowiedziała prawie szeptem, zdając sobie sprawę, z tego, że większość ludzi śpi o tak wczesnej porze. - Odradzam ci! Jest przymrozek - po czym dodała - Byłam po zakupy, to wiem. Jesteś zbyt lekko ubrana. - Tak wiem, pani wybaczy - nie pozwoliła jej skończyć - Jestem już spóźniona. Do zobaczenia. Nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby zmieniać środek transportu. Rower, który dostała od ojca na osiemnaste urodziny był teraz niezbędnikiem zarówno w drodze do pracy, jak i w jej trakcie. Błyskawicznie przemierzyła trasę do biura, trzęsąc się z zimna, szczękając białymi ząbkami ledwo mogła przymocować zabezpieczenie do ramy. Po raz pierwszy zdarzyło jej się siłować z drzwiami, co nie uszło uwadze Magdy. - Co się z tobą dzieje? - powitała ją jak zwykle kąśliwie-Anemia cię dopadła? Wyglądasz jak dziecko pingwina. Trzeba być ostatnią kretynką, żeby w taki ziąb drałować na rowerze!? - Ciesz się, może dopadnie mnie grypa i będziesz miała mnie z głowy na jakiś czas - ripostowała - Dobra daj mi chwilkę, napiję się tylko czegoś ciepłego i ruszam - Cześć wszystkim! - dopiero teraz spojrzała na resztę załogi - Parzył już ktoś kawę? Muszę rozgrzać kości. - Mówisz i masz skarbie! - zerwał się ochoczo Wojtek-A może herbatkę z cytrynką? Anka ma, widziałem! - Och ty wazeliniarzu! Co myślisz, żebym jej sama nie zaproponowała? - rzuciła mu irytujące spojrzenie - To jak. reflektujesz? - zwróciła się do Marty. - A wiesz, że nawet chętnie. - Dziś czeka cię wyścig z czasem - wtrąciła Magda-najpierw raporty do ZUS - u i po drodze faktury do firmy Arteks, potem pity do skarbówki, nie wiem jak ci się to uda, szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to. Szef kazał ci to załatwić. - Nie takim rzeczom sprostała - Kamil ujął się za Martą - Skoro Mario zlecił jej tyle spraw, to znaczy, że polega na jej zaradności, czego nie raz już dowiodła, prawda!? Posłał przyjazne oczko w jej kierunku. Marta była mu wdzięczna i w rewanżu posłała najpiękniejszy uśmiech, jaki trzymała w swojej kolekcji własnych atutów. Była świadoma swojej nietypowej urody, a w szczególności dziewczęcego polotu, który pomagał w licznych sytuacjach. Gładka cera, duże orzechowe oczy, pełne kształtne usta, lśniące, długie włosy w odcieniu brązu, za każdym razem fantazyjnie spięte. To wszystko stawiało Martę ponad przeciętność. - Pogoda się trochę zmienia, słońce wychodzi. Może nie zmarzniesz tak!? A swoją drogą faktycznie popełniłaś piramidalną głupotę, żeby się dać na rower- ciągnęła dalej Jolka. - Co, się tak czepiłyście? Przecież nie jestem meteorologiem, a telewizji nie mam czasu oglądać -broniła się Marta. - Weź moją kurtkę jest trochę cieplejsza od twojej - zaproponowała Anka. - Dzięki, ale poradzę sobie. Dopiła herbatę, zabrała z biurka papiery i pośpiesznie ewakuowała się, rzucając na odchodne. - Dobra, narciarz, jak mawia mój brachol! Obiecuję nie zawalić! Celowo spojrzała na Magdę, by dać wyraźnie do zrozumienia, że jest czujna na jej nieczyste zagrywki. Zrobiła to z taką pewnością w oczach, że Magda wzdrygnęła się, bo wciąż miała świeżo w pamięci ostatnią porażkę w bezpośredniej konfrontacji z Martą. Wtedy kompletnie nie była przygotowana na inteligentny i bezkompromisowy kontratak. A kiedy, Mario zasypał Martę po miesiącu pracy gradem pochwał i zaszczytów, Magda poczuła chwilową bezsilność. Nawet chciała zrezygnować, odpuścić tę batalię o przywrócenie dawnego porządku, jednakże połączenie dumy i uporu szybko rozwiały ogarniające wątpliwości. Nie mogła sobie darować, że niepotrzebnie urządziła pokaz wściekłości na użytek Marty. Tak bardzo pragnęła zniechęcić, podłamać, ośmieszyć tę smarkulę w oczach innych. - Nie ma chyba nic gorszego, niż zdesperowana, trzydziestoparoletnia kobieta. Powinni cię chronić przed samą sobą - powiedziała jej wtedy. Reakcja wszystkich zaskoczyła wówczas Magdę, poczuła zdradę.10 lat pogoni za dobrym wizerunkiem- pomyślała- Najpierw żmudne instalowanie się w firmie., potem wysiłki mające na celu pozyskanie sprzymierzeńców i zbudowanie własnego autorytetu., a wreszcie zdobycie pełnego zaufania Mariana Milczuka.Pół życia przeleciało jej bez specjalnych uniesień, poświęcała się wyłącznie karierze, podczas gdy w ciągu paru miesięcy jej starania poszły na marne. Wystarczyło pojawienie się dwudziestodwuletniej Marty Brzozowskiej. Czy mogła jej nie nienawidzić ? - zadawała sobie to pytanie wiele razy. Podniosła głowę znad sterty papierów. Słońce wlewało właśnie jasne promienie do pomieszczenia. Wstała i ceremonialnie otworzyła okno, nie pytając nikogo o przyzwolenie. Lekki powiew wiatru smagnął delikatnie jej twarz. Przymknęła oczy i nabrała nieco powietrza. Niemal fizycznie poczuła wzrok na sobie. - No, co? Co się tak gapicie? - zapytała wyniośle - Nie macie lepszych zajęć? - Nie ruszaj się przez chwilę! - Wojtek oderwał się od komputera i podbiegł do niej. Ułożył dłonie na kształt aparatu. - Co? - udała zdziwienie. - Zdecydowanie to jest twoja najlepsza strona. Wyglądasz jak te greckie piękności, ten zadumany profil w świetle poranka. - Szczeniackie wygłupy -odepchnęła go ze stanowczością - Zachowujesz się jak prymityw! - Daj, spokój - uspakajał - chciałem rozładować nieco atmosferę. Każdy ma chyba prawo do humoru!? - Twój humor jakoś mnie nie bawi, jest tak samo kiepski, jak ty sam. - Zołza! - Nie prowokuj mnie! Zajmij się lepiej raportami dla Krajewskiego, czy to nie on wczoraj dzwonił, że powinny być już gotowe? - Już ty się nie martw, swoje robię. Boss jakoś nie narzeka, więc ty nie zaprzątaj sobie tym głowy, służbistko- wycedził przez zęby. Niemiała zamiaru przysparzać sobie więcej wrogów, więc przysunęła i zasiadła wygodnie w krześle. - Masz trudne dni? - Jola pochyliła się nad Magdą. - Celne pytanie - odpowiedziała, odchylając się do tyłu - Mam morderczy nastrój koleżanko! - Wiesz, co? Skoczę do cukierni i zafundujemy sobie słodką bombę kaloryczną. Wierz mi, w takiej sytuacji to działa jak panaceum - uśmiechnęła się przy tym serdecznie. - Mam pozwolić sobie na takie szaleństwo? - spytała bardziej samą siebie - Zgoda! - Świetnie! Idę do cukierni - zakomunikowała głośno - Komu co? Wołać! ***** -
" Krzyk"
Joanna G rabowska odpowiedział(a) na Joanna G rabowska utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Krzycz! Jeśli inni głusi pozostaną na twe wołanie Ja na pewno cię usłyszę. Krzycz! Niech ból twój na krótką chwilę ciałem się stanie A potem... zapadnie w największą ciszę. Płaczesz? Nie wstydź się, pozwól łzom popłynąć Jestem tu. Czujesz? Choć naprawdę nie muszę Nie pozwolę ci jednak od miecza cierpień zginąć Uratuję twą strapioną duszę. Wiem, że świat podstępnie zwabił cię do siebie Odrzuciłeś mnie wtedy chyba z tysiąc razy A gdy już na dnie byłeś ja przyszłam do ciebie Usuwając z twej drogi zatracenia głazy. Żałujesz? Wiem to. Już swoje przeżyłeś. Ja trwam, przy tobie wśród przeciwności wielu I choć moją miłość już dawno odrzuciłeś Ja jestem tu. Jestem przyjacielu. -
"Być..."
Joanna G rabowska odpowiedział(a) na Joanna G rabowska utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Być nieodkrytym lądem, tam gdzie oceany ludzkich spraw. Być zapomnianym portem, tam gdzie bez latarni ciemny brzeg. I żyć ciągle tą nadzieją i wiarą na lepszy dzień. Być chwilą zapomnienia, tam gdzie nikt nie liczy czasu- nie! Być lekiem na strapienia, tam gdzie już nikomu nie chce się. I żyć ciągle tą nadzieją i wiarą na lepszy dzień. -
"Łzy w deszczu"
Joanna G rabowska odpowiedział(a) na Joanna G rabowska utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Za przezroczystą ścianą żali się deszcz Dudni w rynnach jak nędzarza skarga cicha Przez szare ulice przebiegł smutku dreszcz Kamiennych domów krzyku tu nie słychać. Wiatr zaplątał się w liściach drzew Czyha tam na czarne parasole Może powinnam powstrzymać swój gniew Zacząć jak on, nosić lekko swą dolę. Nie ważne, że łzy dziś w deszczu ukryłam Nie ważne, że ból swój przemilczałam Ważne, że nowy świat w sobie odkryłam Spojrzałam za okno...dojrzałam.