Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kenshin

Użytkownicy
  • Postów

    106
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Kenshin

  1. wilgotna zieleń otulająca płachta mech na kamieniu
  2. nie ma księżyca nieprzenikniona ciemność szelest w lesie, deszcz hmm... moze tak bedzie lepiej, w przypadku tego haiku juz sie poddaje, bo nic lepszego juz tu nie wymysle
  3. Mokro... Światło latarnii odbite na mokrym asfalcie... Deszcz stuka i dzwoni o szyby... Chwila... jedna z wielu Moja melancholia... Kapią łzy
  4. nie ma księżyca ni gwiazd na niebie, ciemność szelest w lesie, deszcz
  5. Vego obudził się. W głowie czuł tępy ból. Usiadł i rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Była to niska i ciemna piwnica pod zamkiem. Powietrze przesycone było wilgocią i czuć było stęchlizną. Na lewo pod ścianą leżeli jego przyjaciele. Próbował wstać, wtedy poczuł ból w ręce. Spojrzał na nią. Długa skórzana rękawica była rozdarta, a przez całe przedramię biegła głęboka rana, jednak krew zdążyła już zakrzepnąć. Vego odpiął pasek i zrobił z niego coś w rodzaju temblaka, a potem podczołgał się do Detrego. Ten leżał nieprzytomny, a spod jego blond loków wypływała strużka krwi. Po kilku wymierzonych mu policzkach wreszcie się obudził. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, wreszcie jego wzrok spoczął na Nortisie: - Czy on… - Żyje, słyszę jego oddech. - Vego, co z nami będzie? Książę odwrócił głowę i nie odpowiedział. Po chwili Detre usiadł. Natychmiast pociemniało mu przed oczami. Siedział trzymając się za głowę, aż mroczki ustąpiły. Potem zaczął szturchać nieprzytomnego Nortisa. Ten długo dochodził do siebie. Na korytarzu dały się słyszeć kroki i przyciszone głosy. Ciężkie, metalowe drzwi uchyliły się i pokazała się w nich głowa młodego mężczyzny. Vego wstał i ze spokojem przyglądał się młodzieńcowi. Ten w końcu zdecydował się wejść i zamknął za sobą drzwi. U pasa miał zawieszony miecz. Vego jednak w ogóle się go nie obawiał. Młodzieniec przełknął ślinę i zaczął mówić: - Jestem Jerken, książę Olsydii. Jak zapewne wiecie panie, Gavrill obrócił mój kraj w perzynę - tu zamilkł i łzy stanęły mu w oczach. Jerken nie mógł mieć więcej niż szesnaście lat. Miał piegowatą buzię i miedziane włosy, które przybrały kolor niemal czerwony w świetle pochodni, którą trzymał w lewej ręce. - Biedne dziecko - zawołał ironicznie Nortis, który już doszedł do siebie - straciłeś pewnie mamusię i tatusia, co mały? Jerken spuścił głowę, a jego dolna warga zadrgała. - Stul pysk, Nortis! - Vego spojrzał na bliskiego płaczu chłopca - Dlaczego tu przyszedłeś? - Ja… chciałbym prosić o pomoc. - chłopiec powoli się uspokajał - Zgodziłem się służyć Gavrillowi tylko dlatego, aby się zemścić. Przez długi czas dosypywałem mu do jedzenia i picia truciznę. Starałem się zabić go kiedy spał. Wszystko na nic. Jego czary są zbyt silne. Próbowałem także uciec, jednak on zawsze zdołał mi w tym przeszkodzić. - Jakże więc my mamy ci pomóc? - zapytał Detre. - Kiedy się poddałem temu potworowi, moi ludzie poddali się razem ze mną i jest tu ich ponad setka. Jesteśmy gotowi pomóc wam w ucieczce. Vego wyglądał jakby nad czymś się zastanawiał. Jerken umilkł i czekał co powie Dremneńczyk. Dużo słyszał o wojownikach z Dremn, a kiedy był młodszy, chciał stać się jednym z nich i walczyć u boku legendarnego Martora, który nie przegrał żadnej bitwy. Kilka lat temu wędrowny starzec opowiedział mu o okrucieństwie Dremneńczyków, o tym, jak wyzyskują podbitą ludność i jak rozprawiają się z jeńcami wojennymi. Starzec był Sargetem, który jako jedyny ocalał z najazdu ludzi Martora na jego wioskę. Cała jego rodzina, łącznie z nowonarodzoną wnuczką zginęła. - Mała była dzieckiem jednego z nich - powiedział stary, ale Jerken nie bardzo wtedy rozumiał co to znaczyło. Po tej rozmowie chłopak znienawidził ludzi, których uważał wcześniej za bohaterów. Postanowił, że kiedyś zabije Martora i wszystkich jego ludzi. Teraz jednak, musiał prosić o pomoc jednego z nich. - Nie boję się tego karła i nie będę przed nim uciekał jak ostatni tchórz. - odezwał się wreszcie Vego. - Panie, na Południowym Kontynencie w Moren żyje siostra mego ojca, jest tamtejszą królową. Moren to potężne państwo, ich armia jako jedyna na świecie ma szanse stanąć do walki z najemnikami Gavrilla. Musisz, panie… - Niczego nie muszę! - krzyknął ze złością książę - Mógłbym oczywiście zanieść twoje poselstwo władcom Moren, ale po co mam to robić? To samo mógłbyś zlecić swoim ludziom. Chłopak spuścił wzrok, zastanawiał się nad czymś przez chwilę po czym spojrzał księciu prosto w oczy i powiedział: - Panie, moi ludzie nie są w stanie dotrzeć do Moren. Gavrill z pewnością by się o tym dowiedział i zabiłby ich. Jego wpływy sięgają dalej niż by się mogło wydawać. Wy, panowie jesteście doświadczonymi wojownikami, z pewnością uda się wam zajść dalej, niż moim sługom. Gavrill zniszczył Dremn, żeby je odzyskać trzeba o wiele więcej niż sprzymierzone armie Sargetii i Zoroboru. Musisz... - widząc wściekłe spojrzenie Vego, poprawił się. - Powinieneś zanieść moje poselstwo na Południowy Kontynent. - Wiesz, Vego - odezwał się Nortis – przyznam, że dzieciak nawet dobrze kombinuje. Wszyscy słyszeli o potędze Moren. Będzie można odebrać Dremn temu karłowi, a władcy południa na pewno nie będą mieli żadnych roszczeń względem naszego państwa... Vego uciszył go gestem, spojrzał na Jerkena i po chwili wahania odezwał się: - Przyjmę twoją pomoc. Udam się też do Moren i zawiozę poselstwo. Gavrill musi zapłacić za to, co zrobił. - Skoro tak, to za kwadrans moi ludzie otworzą wam drzwi i wyprowadzą z podziemi. Dalej, jednak musicie radzić sobie sami. Wyszedł i zabrał pochodnię, a w piwnicy ponownie zapanowały ciemności. Po niedługim czasie drzwi otworzyły się i stanął w nich strażnik. - Panie, na skraju lasu na południe od miasta czekają wasze konie – szepnął. - Znajdziecie przy nich waszą broń oraz trochę jedzenia i wina - powinno wystarczyć na kilka dni. A to - wyjął dosyć ciężką sakiewkę - prezent od mojego pana. - Powiedz mu, że kiedyś zwrócę - Vego przyjął sakiewkę i zwrócił się do swoich kompanów - Idziemy! Wziął pochodnię od strażnika i podążyli wzdłuż ciemnego korytarza. Z piwnicy wydostali się tunelem, który słuzył dawniej do wwożenia wina, wody i jedzenia. Niezauważeni pokonali odległość pomiędzy zamkiem i pierwszymi zabudowaniami miasta i znikli pośród spalonych kamienic. Udało im się przedostać poza mury, lecz zostali zauważeni. Na murach szybko pojawili się łucznicy. Strzały ze świstem przelatywały koło nich, jednak dzięki temu, że zaczynało się ściemniać, łucznicy nie mogli tak łatwo trafić do celu. Vego był najszybszy. Jego towarzysze pozostawali znacznie w tyle. Nagle za jego plecami rozległ się przeraźliwy ryk. Książę odwrócił się i zobaczył, że Nortis został trafiony. Detre chciał zawrócić po niego. - Zostaw go! - krzyknął do Detrego - Nie potrzebujemy rannych. Zaraz tu się zaroi od ludzi Gavrilla. - Vego, przyjacielu! - Nortis był przerażony, próbował się czołgać. - Oni mnie zabiją! Ratuj mnie! Nie odchodźcie! Vego spojrzał mu prosto w oczy, potem odwrócił się i pobiegł w kierunku lasu. Detre stał niezdecydowany, po chwili podążył za Vego.
  6. gorący pomuch wśród oceanu piachu samotny kaktus
×
×
  • Dodaj nową pozycję...