
Wuren
Użytkownicy-
Postów
980 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Wuren
-
Hmm wypatruję, wzbiję Treść - cóż, nic odkrywczego - moim skromnym. Każdy facet to Piotruś Pan - w duszy. Tylko z wiekiem lalki coraz droższe. Exemplum, powiadasz? Na ostatnie urodziny Najlepsza z Żon kupiła mi łuk. Normalny, ręcznie robiony, z jesionowego drewna. Postrzelałem. Super. To jak latanie na szafirowe niebo - nie samo strzelanie, ale fakt takiego prezentu - ona widzi we mnie Piotrusia. Pozdrawiam Wuren
-
Noo.. ten... sorki za spóźnienie Ale pisałem - słowo zucha - o tym wierszu gdzie indziej! Spodziewałem się po tytule bardziej czarnego humoru, ale i tak ześmiałem się ze śmiechu, jak pszczoła. (Niewtajemniczonym dodaję - co było wyjaśnione duużo wcześniej - że pszczoły śmieją się tak samo, jak wureny) W każdym razie - ja tu widzę same odniesienia :) Apetyczny, uda, świece, słuchawki... Pozdrawiam Wuren
-
Dziękuję w imieniu Alicji za miłe przyjęcie. Jeśli będziecie chcieli poczytać więcej, to zauważycie, iż panna A. jest hybrydą egzaltacji, prymitywu, egocentryzmu i co tam jeszcze mogłem odszukać, aby dołożyć staropannowatym pseudointelektualistkom ;) Osoba wybitnie niejednoznaczna; staram się pisać o niej (wbrew logice chyba) jak najmniej, aby zostawić odpowiednio szerokie pole interpretacji - a co za tym idzie - odszukiwania portretów znajomych, boć chyba każdy z nas zna takie Alicje :D Dlatego też poszczególne kartki z antypamiętnika są - przynajniej w zamyśle - zróżnicowane - od śmieszących, przez zastanawiające, do ocierających się o naprawdę głębokie problemy filozoficzne. Zawieszę tu jeszcze raz Alicję - tym razem chyba kilka kartek zusammen do kupy, abyście mogli poznać ją z różnych stron :) Pozdrawiam Wuren. ps. Jedną z tych kart napisałem dla Ciebie, Asher - w podzięce za zachętę ;) Zaraz po limicie wieszam.
-
:D))) Przeca się uśmiecham cały czas :)
-
No i się zaczerwieniłem - i wcale nie o d klapsa na... hmm... poprawiłem natychmiast - ale w cytacie zostało... obciach :D Pozdrawiam Wuren
-
Ech Ana, Ana Ze starych belfrów się naigrywać? Oj... bo wezwę do tablicy, przełożę przez kolano i na goły ups.. sorki, wszyscy czytają :D Pozdrawiam Wuren pees- poważniej - baaardzo Anastazjowe - bardzo potyczkowe. Popieram Ups... poprawiłem orta :D
-
No! A ciutkę się bałem, że skończy się happy endem :) Ale finałowa sentencja i strzępki informacji, których udzieliłeś w wywiadzie powyżej sprawły, iż bardzo czekam. Hmmm... Wujek Fred? Nie pamiętam, żeby któryś z Serafinów nosił takie imię... A może sam On? ech.. czekania mi trzeba na rozwinięcie :D Pozdrawiam Wuren
-
Tego ranka panna Alicja szła zadowolona i obserwowała otoczenie. Niebo przypominało gigantycznych rozmiarów błękitny kapturek. - Hipokryzja - pomyślała - nosi czarne stroje. W sklepie skrupulatnie przeczytała wszelkie informacje o promocjach. Prawie zaszlochała, gdy uzmysłowiła sobie, jak niepełne wiedzie życie. Proszącym gestem Rozrywacz Liści Sałaty rozwarł łapki. Spojrzała z matczyną czułością. - Skuteczność oddziaływania bodźców wizualnych determinuje subiektywne odczuwanie potrzeb - zastanowiła się, po czym, w akcie samousprawiedliwienia, skomponowała instalację z rozpaczliwego Rozrywacza i pustego dotąd koszyka. Rozrywacz zakwilił i rozładował baterie. W instalacji przybyły nowe tony, odcienie, chmurne i połyskliwe laserowym rychtunkiem, uskrzydlone i łąkowe miękkości, płyny ustrojowe pralek i śmiertelne trucizny. Dywersyfikacja sięgnęła zenitu. - Chaos jest potem? - zdziwiła się organomatematycznie. Przy kasie usłyszała, iż musi poczekać na wypisanie gwarancji żywotności Mieszaka Do Sałatki Jajecznej. - To nie jest to Rozrywacz Liści Sałaty? - spytała grzecznie. - Co to za różnica - odpowiedziała kobieta bez perspektyw. - Bierze pani, czy nie? - Różnica bierze - odparła w nagłej chęci echolalii. - Jaka różnica? Wyszła przed sklep, rozgoryczona i przerażona własną niekompetencją. Rozrywacz-Mieszak skulony spojrzał w górę. Lateksowe niebo wisiało nad jej głową, całe w strachu przed pęknięciem. Inowrocław, Toruń 2003-2005 Od autora: Ten szort jest jedynie króciutkim fragmentem z antypamiętnika Alicji.
-
tylko ona, bezgłośnie, kiedy filuję przez okno
Wuren odpowiedział(a) na Ona_Kot utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
No, no, Kocico... mmmmm Pozdrawiam Wuren ps. Jak wiesz, to najwyższa forma komplementu ;) -
Po kilku wizytach kontrolnych Wu ją wysyła do zdolnych uzdrowicieli - niech jedzie. Wśród nich prym wiedzie Leszek. Pochodzi z Ustrzyk Dolnych :D
-
[Limeryk, lub nibylimeryk-zależy od tego,co wpisze się na końcu] Holka
Wuren odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Limeryki
hmmm poruszyłeś - że się tak wyrażę główny problem mężczyzn :D Hehehhhehhehehe Pozdrawiam Wuren -
Dzięki, jesteś wielki - mogę skorzystać? Już poprawiam :D
-
Hmm może.. :) Chciałem, żeby drugi wers brzmiał trochę jak reklama tych usług :) Pozdrawiam i cieszę się, że się podobało :) Wuren
-
Biedne życie tenora, ta niemęska rola... :D Mniam! Pozdrawiam Wuren
-
Jan Z. z Elbląga świadczył usługi "Paniom użyczam mojej maczugi" Lecz interes kiepski, chociaż facet łebski, komornik zamknął. Orzekł: za długi...
-
1. Prolog. Zmiany. Marek niespiesznie zamknął drzwi. Wyszedł specjalnie wcześniej, żeby przed pracą nacieszyć się pierwszym wiosennym dniem. Odwrócił się; rynek skąpany w porannym słońcu wydał mu się szczególnie piękny. Fasady budynków naprzeciwko niego mieniły się kolorami, jakich nie powstydziłby się żaden bal karnawałowy. Powoli ruszył w stronę głównej ulicy, juz nie tak barwnej, a jednak również radosnej, cieszącej się odejściem chłodnej i mokrej od brudnych resztek śniegu zimy. Nie było jeszcze wielu przechodniów, więc nie skrywał zachwytu nad światem, jak to zwykł robić w tłumie; zadzierał głowę łapiąc odbicia promieni od błyszczących okien i nawet zatrzymał się, żeby zagwizdać na wróbla, który skrył się w gałązkach karłowatej wierzby, rosnącej w doniczce przed jakimś sklepem. Z kiosku na rogu krzyczały gazety jakimiś czarnymi nagłówkami, ale nawet nie zatrzymał wzroku, żwawo idąc w stronę biurowca. Stukot kroków nasunął mu na myśl starą piosenkę z dzieciństwa, z czasów, gdy jeździł na obozy harcerskie. - Witam, panie Gieniu! - Szanowanie, panie redaktorze, ładny mamy dzień, prawda? Dobrze, że zima się w tym roku wcześniej skończyła, wziąłem dzieciaki za miasto w sobotę, trochę chłodno na wycieczkę, ale mieliśmy herbatę w termosie, a żona nagotowała jajek i było miło. Pobiegały sobie za wszystkie czasy... - W sobotę? Panie Gieniu, w sobotę było jeszcze szaro, śnieg leżał, musiałem odgarniać, żeby bramę do garażu otworzyć. - Ale z pana żartowniś, panie redaktorze, jak zawsze... Wchodząc do swojego pokoju miał niejasne wrażenie, że zapomniał o czymś. O czymś bardzo ważnym. 2. Gorączka Żar wlewał się prze otwarte na oścież okno pokoju i mimo klimatyzacji ustawionej na maksimum chłodzenia wszystko zdawało się topnieć. Nawet ekran monitora stracił wyrazistość i litery stały się obłe, śliskie, wędrowały swoimi szlakami i tracąc dyscyplinę wyłamywały się z równych rządków. Nigdy tego nie skończę - pomyślał Marek. Kogo interesuje zebranie durnej rady osiedlowej? Wszyscy powyjeżdżali na wakacje, chyba nawet kundle uciekły na północ, przeczekać ten skwar. Przecież myśli się topią od tego upału, nikt nawet nie ogląda telewizji, nie wspominając o czytaniu gazet... - ciągnął użalanie się nad sobą. W zeszłym roku tak nie było, pamiętam, było wręcz chłodno... pamiętam? Boże, nawet nie pamiętam, jakie lato było w zeszłym roku.. Chyba jednak chłodne... Uruchomił przeglądarkę, wpisał "prognoza pogody archiwum" i nacisnął guzik "szukaj". Zaciekawił go odnośnik "Globalne ocieplenie - statystyki ostatnich dziesięciu lat". Sprawdził poprzedni rok - średnia temperatura lipca - 32C, sierpnia - 34C. Zupełnie mi się miesza od tego gorąca... Przecież faktycznie - pojechałem z żoną do Szwecji... tak? A może do Hiszpanii... Chyba muszę jednak wziąć urlop. - pomyślał i wyłączył komputer. Wracając do domu pamiętał, żeby kupić gazetę. Na szczęście kiosk był w przedsionku biurowca, więc nie musiał stać na słońcu, żeby zdecydować, jaki tytuł dziś wziąć, kogo z konkurencji dziś podpatrzeć. - Do widzenia, panie Gieniu - krzyknął do stojącego w drugim końcu korytarza starszego mężczyzny. - Do widzenia, panie redaktorze - odkrzyknął portier, ocierając ręką pot z czoła. 3. Myśli - Mario - powiedział, bowiem uważał, iż zdrobniale można mówić do koleżanek z pracy, a żona zasługuje na szczególny szacunek na co dzień. - Powiedz mi, dokąd pojechaliśmy na wakacje w zeszłym roku? - Jak to dokąd? Do Szwecji, a co, nie pamiętasz? - A nie do Hiszpanii? - Do Hiszpanii? Coś ty sobie znowu umyślił? Lepiej bierz regularnie te tabletki, bo niedługo zapomnisz, gdzie mieszkasz i wrócisz zamiast do mnie, to do sekretarki naczelnego... - Ale pamiętam, jak rozmawialiśmy o wyjeździe na południe - Oj, Marek, naprawdę, bierz te tabletki... Coś się do Hiszpanii przyczepił? Tam nikt nie jeździ na wakacje od pięciu lat, przecież stamtąd wszyscy uciekają już w kwietniu, jak zaczyna się robić gorąco... - Mario, źle się czuję, wszystko mi się miesza, ten upał mnie wykończy - dodał i wyszedł do swojego pokoju. W głowie miał jak żywy obraz żony w jasnej sukience w ogromne, żółte słoneczniki, siedzącej na przeciwko niego w restauracji i wodzącej palcem po Costa Brava na mapie. I jej uśmiech, że w końcu zobaczy Morze Śródziemne. Coś jest nie tak... Jak mogę pamiętać rozmowę, której nie było - zastanawiał się. Chyba z przemęczenia takich rzeczy się nie dostaje, to przecież nie halucynacje... W jego umyśle zaczęły kiełkować pewne wątpliwości. 4. Zmiany To dziś mija drugi tydzień - pomyślał, wrzucając tabletki do toalety i robiąc tajemniczy znaczek w miniaturowym notesiku. Lekarstwo, przepisane przez znajomego lekarza powodowało pewien zamęt, lecz jego głównym działaniem było pozbawianie wątpliwości, więc pewnego dnia podjął decyzję, że nie będzie dłużej faszerować się chemią. Miał bowiem cały czas wrażenie, że powinien bardziej się skupić, że to właśnie przez te pastylki coś mu ciągle umyka. Musiał tylko bardzo się pilnować, żeby nie dać poznać po sobie, że świat, który widzi, jest inny od świata, który pamięta. Pocałował Marię i wyszedł do pracy. - O, przepraszam bardzo - powiedział, wpadając na jakiegoś mężczyznę. - Nie szkodzi - odparł tamten. - Coś pan redaktor dziś zamyślony... Dużo pracy? - Niee... - to znaczy tak trochę - odpowiedział Marek, zastanawiając się, kim jest ten człowiek. - Myślę nad trudnym tematem... - To powodzenia, a jak pan ostatnio dowalił tym ze służby zdrowia.. no, no, gratuluję, pewnie teraz szykuje pan coś naprawdę ekstra? - Nie mogę powiedzieć, naprawdę, przeczyta pan jeszcze w tym tygodniu, niech tylko skończę - skłamał. - Przepraszam, ale się spieszę, do widzenia. Wyminął mężczyznę, nie patrząc mu w oczy i przyspieszył kroku. Po chwili już siedział przed komputerem w swoim maleńkim pokoiku. Kto to był? Często zapominam imiona, ale nigdy twarzy... - zastanawiał się, włączając i wyłączając na przemian Caps Lock. Czy to też ktoś, kogo nie ma w mojej pamięci, a istnieje realnie? Lepiej zabiorę się do pisania, bo szef znowu zacznie dociekać, dlaczego godzinami gapię się w ekran, a nie piszę ani linijki. Po chwili na monitorze zaczął ukazywać się tekst reportażu ze schroniska dla zwierząt. 5. Zmiany Tego dnia widać było, że lato ma się ku końcowi, w biurze temperatura spadła poniżej 25C i dało się jakoś pracować. Miarowe klikanie klawiszy zakłócił dźwięk telefonu. - Marek! - Witam, szefie! - Jak daleko jesteś z tym tekstem? - Właśnie kończę, myślę nad konkluzją, żeby nie było za ostro... - A co napisali inni? - Nie wiem, nie czytałem jeszcze, ale skoczę na dół, do kiosku i kupię inne gazety - Gdzie na dół? Do jakiego kiosku? Chcesz lecieć na Rynek? - Nie, no tu, do naszego, obok portierni... - U nas nie ma żadnego kiosku, znowu coś ci się miesza? Wyślę Gienka, niech kupi i ci przyniesie, a ty pisz swoje lepiej... - Dobra, za dwadzieścia minut będzie gotowe... Jak to nie ma kiosku? To też się zmieniło? Jeszcze rano był, przecież zerknąłem na nowy numer "Obcych wśród nas" - nie mogło mi się to przywidzieć, nawet pamiętam nagłówki... Wstał i podszedł do drzwi. Zawahał się przez chwilę i nacisnął klamkę. Na dole, obok portierni była gładka, wyłożona - podobnie jak reszta holu - ciemnym granitem ściana, przed którą stała w donicy gigantycznych rozmiarów monstera. 6. Zmiany. Epilog. Do widzenia, panie redaktorze - powiedział nieznany mężczyzna w pracowniczym uniformie, uśmiechnął się i pomachał ręką. Do widzenia - odburknął Marek i wyszedł na ulicę. To dzieje się zbyt szybko, już nie umiem odróżniać, co tylko pamiętam, a co jest rzeczywistością. Boże, najgorsze, że nikt inny tego nie zauważa, nawet z Marią nie mogę szczerze porozmawiać. O, głowę bym dał, że kamienice na Rynku były kolorowe, a nie takie sinoniebieskie... Przyspieszył kroku, jakby starając się nie zauważać otoczenia. - Mario - zaczął, stojąc jeszcze w progu. - Mario? To ty masz jakąś Marię? - odkrzyknęła kobieta i wbiegła do łazienki. Najpierw usłyszał przesuwanie zapadki w zamku, a później płacz. - Muszę ci coś powiedzieć, coś bardzo ważnego - kontynuował, z twarzą przy żółtej szybie z mrożonego szkła. - Idź porozmawiać z Marią, wynoś się z domu - odpowiedziała cały czas łkając. 7. Zmiany. Prolog. Wyszedł do pracy i od razu zaczął biec. Nie chciał się przecież spóźnić na kolegium redakcyjne - szef miałby pretensje, może nawet i słuszne - to byłoby już czwarte kolegium, na które się spóźnia. Odruchowo spojrzał na wystawę kiosku, wklejonego, jak niechciane dziecko, między dwie kamienice. Niewidzącym wzrokiem przebiegł po nagłówkach co bardziej kolorowych gazet i popędził do pracy. Siadając na niewygodnym krześle w modnym ostatnio stylu - chromowe rurki i plastikowe siedzisko wielkości dziesięciogroszówki - miał nieodparte wrażenie, że o czymś zapomniał. O czymś bardzo ważnym. Inowrocław, 4 stycznia 2004
-
Że nawiążę do wypowiedzi Freneya: Nusach tow! Tow meod! Pozdrawiam (zài jiàn) Wuren pees - dobre! ;)
-
Jedno próbuję sobie wyobrazić -wypięte pośladki podczas zwisania do góry nogami - i jakos mi to przeczy fizyce i anatomii :D Pozdrawiam Wuren
-
Sezon zielonych jabłek (c.d. świątecznego)
Wuren odpowiedział(a) na asher utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
No... aż mi się wstyd zrobiło na myśl o pierwszej gazetce świerszczykopodobnej, przeglądanej w tajemnicy pod ławką na lekcji biologii. Tajemnicą być przestało, gdy pani B. chwyciła nas za uszy i wyciągnęła na środek klasy, a dziewczyny aż podskakiwały od śmiechu. No cóż ;) Mniam! Pyszności. Czekam. Pozdrawiam Wuren -
Hmm hmm.. taka była wersja pierwotna, a zmieniłem, żeby podkreslić niechęć do przyznania się do konformizmu - każdy (z wyjątkiem mnie, oczywiście, bo ja mógłbym, gdybym tylko chciał) marzy swiętokradczo... dlatego taka odmiana w ostatniej części.. ale może się mylę, pomyślę jeszcze. Cieszę się, że bardzo. Pozdrawiam Wuren
-
Jedyny sposób na pościelowe plamy - nie zapraszać żadnej damy... a na odpust widoki masz marne - ksiądz ma myśli, jak sutanna czarne...
-
No, Waszeć w Hrabala się zapatrzył, jak mniemam ;) (Nie wiem dlaczego, ale mam takie skojarzenia - choć długość zdań zdecydowanie inna niż u wspomnianego, hehe) Cudeńko. Choć kilka sformułowań ośmielę się dostrzec - moim skromnym - nieco karkołomnych, to ich nie wskażę - jeśli inni bezkrytycznie, to się nie wychylę ;) Ew. na priva :D A na wersję audio już czeka moja wypalarka - zrobię se cedeka i do snu będę słuchać ;) Pozdrawiam Wuren
-
Dlaczego marzymy o spokojnej śmierci
Wuren odpowiedział(a) na Klaudiusz utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
No - całkiem niezły pomysł. Kilka drobiazgów mnie nieco razi: 1) pamięć...Wątroba - pamięć... Wątroba 2) to dużo przygoda - to duża przygoda (?) 3) Żegnał więc kolejnych kumpli, którzy w swojej naiwności wierzyli, że ich śmierć coś pomoże, samemu starając się nie wychylać. (Oni starali się nie wychylać?) 4) Któregoś dnia na jego parapecie przysiadł wróbel, stary człowiek, który od pewnego czasu (...) hmm Któregoś dnia na jego parapecie przysiadł wróbel; stary człowiek, który od pewnego czasu (...) Pozdrawiam Wuren -
znużeni w naszym pijanym wagonie w królestwie przypadkowych rozmów mijamy się z prawdą z głowami przyklejonymi do szyb każdy przegapia swoją stację wypatrując skrawka coraz mniej w naszym pijanym wagonie słów spojrzeń dotknięć nieprzypadkowych nas udających senność z rękoma w kieszeniach bronimy kluczy do drzwi sejfów sto lat temu otwartych jak umysły minione w naszym pijanym wagonie nawet metaliczny ostry smród brudnych myśli nie drażni nie smakuje jak kiedyś zerkając na hamulec bezpieczeństwa każdy marzy świętokradczo że ktoś kiedyś w końcu byle nie ja Inowrocław 02.01.2005
-
Cóż mi, żuczkowi małemu, o tym wierszu mówić... No więc od początku to tak: życie, wszechświat i całą resztę (odniesienie do pewnego tytułu, żeby nie było, że kradnę) trzeba lubić - ale jak to się stało, że teraz się czuję, jakbym dopiero to zrozumiał? Ech, chyba pójdę drzewo rabać, zamiast pisać moje wierszydła... Potem, czyli wcześniej jest tylko lepiej, mroczniej, pamiętniej... Pozdrawiam zauroczony Wuren pees: Ojej, zapomniałem o dopełnieniach ;)