Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wuren

Użytkownicy
  • Postów

    980
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Wuren

  1. Wuren

    cyrograf

    Więcej takich Sławków znamy, Znamy również takie damy, że jak przyjdzie co do czego mówią: fuj! To coś strasznego! Potem zdziwko: Zarastamy? :D
  2. Wuren

    Przynęta

    Pewna Halka, co mieszka w stolicy skończyć miała ze stanem dziewicy. Wierszami omamić chłopców chciała. I nic! - niewdzięcznicy... :D Pozdrawiam Wuren
  3. Wuren

    Dzisiaj?

    A nic wielkiego - każdy kiedyś z tym się spotkał - młodzieńcze ideały :D Pozdrawiam Wuren
  4. Do gratulacji się przyłączam ;) I do postu Messy :) Pozdrawiam Wuren
  5. Wuren

    Dzisiaj?

    Dzisiaj? Wszystkim nam... Jak dziś miło na ulicach, ludzie krążą uśmiechnięci, dziś prowincja - jak stolica! Każdy pełen dobrych chęci. Proszę, witam i przepraszam, słychać wokół miłe głosy sklepikarzy: - tu zapraszam! Żaden żebrak nie jest bosy. Nikt dziś nie jest też pijany, nikt nie kradnie dziś portfeli, a miłości oceany wokół - zawiść diabli wzięli. Dziś dyrektor też nie ryczy, że Kowalski znów coś sknocił, nie ma złości i goryczy, mocno więc przecieram oczy. Gdzie ja żyję? Czy przypadkiem nie porwali mnie kosmici? Może cudu jestem świadkiem? Czemu ludzie przyzwoici? Gdzie się podział polski smrodek? Gdzie są domy smutne, bure? Czemu życie dziś, jak miodek? O, już wiem. Znów śniłem. Wuren 17 marca 2005
  6. Natalio - no i mam odcień twarzy taki, jak chmurka wokół Twojej głowy :) A błędy poprawiłem, pani psor :) Pozdrawiam Wuren
  7. Dziękuję - cieszę się, że się podoba :D Pozdrawiam fanów lalek Barbie, Alicji i wyfryzowanych Izabel :D Broń boże, nie mylić z Kenami :) Wuren
  8. Wuren

    Seans

    Ha. Nadrabiam zaległości czytelnicze :) Hmm.. Pomysł - wielki plus. Opis - mniam! Puenta - dziwne - za każdym razem, gdy czytam, mam inne odczucia - czasem mam wrażenie, że oczywista, czasem, że zawoalowana :) pewnie to ciśnienie, albo poranny udój krów u nas, na wsi tak na mnie wpływa :D Pozdrawiam i idę czytać dalej Wuren
  9. Alicja wchodzi po schodach Panna Alicja codziennie przynajmniej dwa razy wchodziła po schodach do swojego mieszkania. Raz - gdy wracała z pracy, ponownie - z popołudniowego spaceru. Tego dnia juz przed wejściem do budynku powietrze pachniało wysokiego rzędu aldehydami. - Hhhhh - wypuściła oddech krzywiąc się i otworzyła drzwi, po czym zanurzyła się w kwaszoną kapustę. Energicznie, choć z elegancją, prawą dłonią odgarnęła półmrok i sięgnęła do włącznika. Brudne myśli sąsiadów rozbiegły się w towarzystwie karaluchów. Kilka kroków i była na piętrze. Patrząc przez zamknięte drzwi dostrzegła ponurą emerytkę, polerującą swoje zęby. Gdzieś, z wysokości dobiegł karcący głos króla M-1. - No tak - pomyślała - nadmiar kationów sodowych niekorzystnie wpływa na gospodarkę elektrolitami. Przyspieszyła kroku. Empatia zza ściany zabolała: tysięczny raz go zdradziła z psychologiem, który był jej bratem, odnalezionym po latach. Alicja uciekła wyżej. Zatrzymała się na półpiętrze, podeszła do prześwitu między schodami i poprawiła przykrótką spódniczkę marząc, że z dołu wbiegnie sprzedawca zeszytów. Nie minęła nawet sekunda, gdy usłyszała donośne - Halo! Oczywiście była to stara ciotka Pruderia. Normalniało. Alicja u rzeźnika Panna Alicja była częściową wegetarianką, a ściślej rzecz ujmując, nie jadła mięsa w towarzystwie, natomiast w domu pozwalała sobie od czasu do czasu na plasterek szynki, czy kabanosa w najlepszym gatunku. Stała w kolejce w najdroższym sklepie mięsnym i przyglądała się różowiutkim od saletry i konserwantów wyrobom, połyskującym zachęcająco zza przeszklonej lady. - Wszystkie produkty szeregu E-xxx są wszechstronnie przebadane przez najpoważniejsze i najbardziej wiarygodne instytuty do spraw żywienia, więc są absolutnie bezpieczne, a podejrzenia o ich szkodliwości biorą się jedynie z ignoracji konsumentów - upewniła się w myślach. Sprzedawczyni przypominała nadmuchaną wersję Prosiaczka. Alicja, patrząc, jak macha w pośpiechu nożem i z pęt kiełbasy odcina pojedyńcze laski, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że gdyby obcięła sobie palec i tak nikt by nie zauważył. - I dziesięć deka pasztetu - usłyszała chropawy, damski głos, a nadmuchany Prosiaczek ochoczo bryzgnął łychą w polietylenowy woreczek. - "W zasadzie niegroźna" - Alicja przypomniała sobie tytuł powieści widzianej niedawno na wystawie księgarni i aż ją ciarki przeszły. - A Prosiaczek powinien bać się wszystkiego - dodała bezgłośnie. W kąciku oka zalśniło. Alicja w barze Panna Alicja czuła ogromny dyskomfort, jedząc w miejscach publicznych, dlatego też rzadko odwiedzała restauracje i bary. Tego dnia, udając pośpiech i brak czasu, niepostrzeżenie dotarła do hamburgerowni, szybkiej i lśniącej tłuszczem na brodach. - Weź mnie - krzyczał symbol, kapiąc akrylowym majonezem. - Szóstka - Dziewięć złotych Dialogi przy kasie brzmiały dla Alicji jak spowiedź; zbrodnia i kara na zmielone mięso i konserwanty. - Skłamałam - dwanaście pięćdziesiąt - dopowiedziała w myślach - Chyba wezmę jedynkę. Pociąg do jedzenia przesuwał się majestatycznie, mimo gwaru. - Następny - powiedziała czerwona kobieta przy kasie, wpatrując się w papierowe cudo na tacy. Tłum zaczął chrząkać, a Alicja milczała, czekając na doprecyzowanie. Alicja pali papierosa Panna Alicja nie paliła papierosów. Zdarzało jej się zapalić w towarzystwie, jednak tylko dla podkreślenia smukłości palców i zrobienia wrażenia, nikt bowiem nie palił tak elegancko, jak ona. Tego wieczoru siedziała przy stoliku w najdroższej restauracji w mieście i paliła samotnie. Kolory wolno stygły, smaki fioletowiały, ludzie znikali w oczach, a kelnerzy w czeluściach kuchennych rozpoczynali gody. Alicja rozglądała się i klasyfikowała, pogardzała i zazdrościła, podglądała i odwracała wzrok. Suknie tuliły się, zapraszająco i sennie rozchylały dekolty. Krawaty rozluźniały atmosferę, uwalniając głębiej skryte markowe wody kolońskie marzenia o dotyku. Dostojnie wysunęła kolejnego papierosa z paczki i udała zobojętnienie. Zza mikrofonu czarnosukienna blondynka śpiewała, jaki wspaniały świat. Absens carens - pomyślała Alicja, a w głowie sprzedawca zeszytów sękatymi palcami porządkował monety. Alicja i pies Panna Alicja bardzo lubiła zwierzęta, szczególnie te, którym można było pomagać. Tego dnia szła przedmieściami miasta, a świat osuwał się w popołudniową senność i nawet wiatr był zbyt leniwy, żeby rozwiewać wątpliwości. Z oddali najdeżdżała limuzyna; na przekór wszystkiemu czerwona. Za płotem, wykonanym z nieestetycznej siatki PCV, szalał kundel. - Ma trochę racji - pomyślała Alicja. Gdy samochód podjechał bardzo blisko, pies wyrwał się zza ogrodzenia i z jazgotem oznamił swoje niezadowolenie. Biegł jeszcze długi czas, próbując ugryźć rurę wydechową. W pewnym momencie uskoczył z piskiem przed jadącą w przeciwnym kierunku ciężarówką. - Mogłaby pani naprawić płot i trzymać swojego pupila z dala od drogi - powiedziała do wylewającej się przez okno kobiety. - Przecież ktoś go przejedzie! - Nie przejedzie - odpowiedziała tamta, poprawiając stanik cielistego koloru. - On tak cztery lata gania za wózkami. - A dlaczego mu pani pozwala? - Duży jest, ma wolny wybór! - My też - odpowiedziała Alicja, patrząc z obrzydzeniem na bezmyślną, niechlujną kobietę, wylewającą się coraz bardziej z okna, a błękit nad nimi intesywniał z każdą chwilą.
  10. Dzięki za uważne czytanie - poprawki wprowadzone (z przecinkiem przed "i" - to pomysł mojego mentora - profesora UMK ;) Przepraszam, że tak długo trwało, zanim zareaguję - ale miałem ciężki okres w pracy i w domu ;) Pozdrawiam wszystkich Wuren
  11. Dzięki, Bezecie :) Chciałbym - i tak majstruję - od nowego, czy nie, bo zbyt pretensjonalnie wygląda.. :D Pozdrawiam Wuren
  12. Patrzą dziś Twoje oczy, miła a ja boję się pytać i głowa jak nad szynkiem potakuje potakuje zaprzecza Już nie o drugie królestwo nam chodzi gdy pierwsze trwonimy podpierając stołek egzystencji pożyczamy pożyczamy przyzwyczajamy Sinoszklane proroctwa niczym zdania rwane w niespieszności bardziej dla niezrozumienia niż rozwagi trwamy trwamy stygniemy Ważne, żeby popatrzeć ze wszystkich stron na górę Fuji choć raz naprawdę 07.02.2005
  13. Tu byłem. Przeczytam, jak druknę, bo nie zdzierżę tyle z ekranu :) Pozdrawiam Wuren
  14. Heh, kremówko - czyżby tu ludzie się bali? Bo nie wierzę, że nie rozumieją :D Pozdrawiam Wuren ps. A może to jakieś potwierdzenie mojej niedawnej wojny na innym portalu? Hehe, no, już nie będę złośliwy. :D
  15. No, ash, zaskoczyłeś - że Fred będzie jakimś creatorem, to przecuwałem, ale puenta mnie zaskoczyła :D Całkiem niezłe :D Pozdrawiam Wuren
  16. Alicja i upał Panna Alicja nie znosiła upałów. Tego dnia powietrze przypominało białą plazmę. - To takie plebejskie, pocić się - pomyślała i podeszła do kawiarenki z ogródkiem, przy którym stała wielka szafa z chłodzonymi napojami. Przed nią stało kilku spragnionych. Zaczęła czytać butelki. "Nie zawiera cukru" - o, to coś dla mnie - odkryła i zerknęła na etykietę z napisem "Słodzone aspartamem". Przebiegła wzrokiem po nieciekawych opakowaniach, na których nie było żadnych rzeczowych informacji. - Ciekawe, czy zawiera śladowe ilości fenyloalaniny i orzeszków ziemnych? - spytała siebie w myślach, zastanawiając się, o co tyle hałasu, skoro to tylko śladowe ilości. Stojąca przed nią reklama zniszczonych upływem czasu i ciągłym używaniem dżinsów nieoczekiwanie męskim głosem zamówiła: Czystą wodę proszę, niegazowaną. - Ludzie są jednak dziwni - powiedziała w myślach i dodała, tym razem na głos, do sprzedawczyni: - Kawę, ze śmietanką i cztery kostki curku proszę. ------------------------------------------------------------ Alicja i wycieczka. Panna Alicja uwielbiała spacerować po starówce. Tego dnia wszystko kwitło, ludzie trzymali się za ręce, a idylla popołudnia przypominała nostalgiczne, szlachecko-sielskie landszafty. Alicja dostojnym krokiem przemierzała ulicę, odkłaniając się w myślach wyfryzowanym Izabelom i ocieniając wyimaginowaną parasolką. - Plebs - dodawała, gdy rzeczywistość zbyt wulgarnie docierała do niej półnagimi nastolatkami wykrzykującymi słowa godne furmana. Tłumek przed muzeum, który brała za nagłe zainteresowanie się społeczności własnymi korzeniami, okazał się być zagraniczną wycieczką. Ponad tym tłumkiem górował wysoki, dobrze zbudowany i równie dobrze ubrany Murzyn. Zauważyła, że z grupy szybkim krokiem oddala się młody mężczyzna, trzymając coś pod pachą, a na ramieniu Afrykańczyka wisi jedynie rącza od torby. Hic niger est - wydobyła z pamięci urywek Horacego i wpatrywała się, jak zauroczona. Po chwili skierowała się w stronę biura podróży. ------------------------------------------------------------ Alicja czesze się Panna Alicja szczególną uwagę przykładała do poprawnej fryzury. - Strach na wróble! - mawiała, widząc nowoczesne kolaże włosowopiórowokrepowe, albo: - Czy ona dopiero wstała? Tego wieczora, przygotowując się do spaceru, starannie planowała ułożenie każdego włosa. "Złota fala" towarzyszyła ruchom grzebienia, zeskorupiając niefortunne pasma, stąd dość często mokrą szczotką wyczesywała zestalony lakier, suszyła fragment głowy i rozpoczynała od początku batalię z kosmykami. Grzebień drapał, lakier szczypał, włosy się stawiały, a czas spieszył. Zadzwonił telefon, a Alicja chwyciła grzebień w zęby, kciukiem prawej ręki naciskając "ok" na miniaturowej klawiaturze. - ? - spróbowała powiedzieć i po chwili dodała - ja szę czeszę żawsze, kiedy dżwonisz. Po dwudziestu minutach w lewej ręce nadal nudziła się "Złota fala". Alicja co chwilę zerkała w lustro. Coś najwyraźniej chodziło jej po głowie. - Dalila? - przypomniała sobie, niepewna skojarzenia. - Arystokracja stawia wymagania. Rozłożony przed nią folder z najmodniejszymi fryzurami miał pozaginane rogi. - Uczeszę się na "mokrą Włoszkę" - zdecydowała. - Mokrą? - zastanowiła się, a na myśl jej przyszedł mimowolnie sprzedawca zeszytów. ------------------------------------------------------------ Alicja na dworcu Panna Alicja niezmiernie rzadko jeździła pociągami, jednak bulwersowało ją ogromnie ograniczanie lokalnych przewozów pasażerskich. - To jak będę miała dojechać gdzieś na czas? - myślała. - Czy całym sektorem usług zajmują się niekompetentni urzędnicy wrośnięci w krzesła? Tego dnia, zmuszona do skorzystania z usług PKP, przyszłą na dworzec odpowiednio wcześniej, aby zdążyć kupić bilet. Ku jej rozczarowaniu w holu poza nią było tylko dwóch bezdomnych, nadających zapach całemu pomieszczeniu, i kilku sokistów. Komunistyczny, industrialny design z betonu niemile kontrastował z wszelkiej maści budkami handlarzy. - A kiedyś tu było życie! - wspomniała. Zapiszczało tęsknie, po czym, sądząc z odgłosu, mikrofon się przewrócił. Kupiła bilet, wysłuchała informacji, że przybędzie z opóźnieniem i poszła skryć się w poczekalni. W enklawie brudu i smrodu z rozrzewnieniem kontemplowała dowody świetności dziesiątej potęgi gospodarczej świata. Szczególnie przypadł jej do gustu plakat, przedstawiający człowieka o fizjonomii nieco przypominającej zadowolonego z siebie, spasionego, tępo uśmiechniętego Szwejka, nad którego głową widniał napis: "Pracownik kolei zawsze trzeźwy". ------------------------------------------------------------ Alicja czyta gazety Panna Alicja z uwagą, choć z niechęcią i odrazą, czytała prasę. Tego dnia kupiła jakiś kobiecy tygodnik oraz ogromną gazetę codzienną, w której - dla kontrastu - nie było żadnych fotografii. Chwilę później siadła na ławeczce i zaczęła czytać. Niebo na zachodzie pochmurniało. Zastanowiła się przez chwilę, dlaczego w tej większej gazecie nie ma ilustracji. - Przecież zaraz by więcej ludzi kupowało, poza tym łatwiej zrozumieć, gdy warstwa leksykalna przeplata się z wizualną, tworząc jednolity konstrukt informacyjny - pomyślała. - O, dla przykładu - lipidy są przyjemniejsze, jeśli w tle jest taka atrakcyjna kobieta. Choć może ona wcale taka atrakcyjna nie jest, ma brzydko zrobiony manicure. Zaczęło wiać. - Dobrze, że założyłam te eleganckie pończoszki - wyobraziła sobie siebie obserwowaną z oddali. Wbrew światu otworzyła wielką płachtę na środkowych stronach i dowiedziała się, że udowodniono korupcję. Spojrzała na ciemniejące, zachodnie niebo i wyciągnęła wniosek: - Rozejdzie się. ------------------------------------------------------------ Alicja na kawie Panna Alicja wprost uwielbiała pić kawę, ale jedynie w "Parnasie", w którym było gęsto od dymu, plotek i homoseksualistów. Kobiety ostro trenowały gumowolalkowe idealizowanie. Baby gdakały na krawędziach stołów. Szkło radośnie opróżniało się w gardła. - Menażeria - pomyślała Alicja. - Miło tu, prawda? - spytała najlepsza przyjaciółka. - A spójrz tam w rogu... Alicja popatrzyła. Przy stoliku zamykała w oczach świat para młodych osób. Trener fitness i modelka, sądząc ze strojów. On do swojego błękitnego dresu dokomponował pomarańczowego drinka, a ona marzyła szczebiotliwie. - Jak w serialu - powiedziała najlepsza przyjaciółka. - W życiu! - odpowiedziała Alicja i zatęskniła za sprzedawcą zeszytów. ------------------------------------------------------------ Alicja na koncercie Panna Alicja chadzała na koncerty w podobną częstotliwością, jak do dentysty. Lokalna orkiestra symfoniczna była daleka od doskonałości tych z La Scali, Covent Garden czy Metropolitan Opera. Gościnnie występujące gwiazdy - jej zdaniem - przypominały bardziej czerwone karły, niż supernowe, choć nie miała pewności, czy karły są na pewno czerwone, czy może niebieskie. Ta wizytacja koncertu miała być kolejnym przejawem troski Alicji o kondycję kulturalną miasta i wyrazem docenienia starań władz o podniesienie poziomu. - Ciekawe, ile kobiet będzie - myślała przed wyjściem - w nowych sukniach. Koncert był jazzowy, freestylowy i Alicja z niesmakiem skonstantowała, iż jest jedyną osobą ubraną dostojnie, w wieczorową, połyskliwą cekinami czarną suknię, skrywającą eleganckie pantofelki z czarnego nubuku i równie eleganckie, czarne pończoszki za 89,90. - Hmmm - mruknęła, wyginając usta w kształt znaku zakazu zawracania, co siedzący przy stoliku obok młody mężczyzna skwitował radosnym zaciągnięciem się papierosem marki "Zwykłe mocne". Dysharmoniczny obłęd ruszył. Przykładnie sączyła Martini & Campari i dociekała się, czy te drinki muszą być takie gorzkie. W tle wibrafonista wyczarowywał ekstatyczne światy mistrzowskimi solówkami. Co jakiś czas Alicja przyłączała się do braw, lecz bez przesadnego entuzjazmu. - Nie wypada tak energicznie okazywać aprobaty. Oklaski powinno się dawać dopiero po recenzji - dopowiedziała sobie, zażenowana bezmyślnością publiczności. Dżinsowatoswetrowa widownia jeszcze długo oklaskiwała muzyków, siedząc przy stolikach w kłębach dymu, gdy Alicja wolno opuściła kawiarnię. - Jak to było? - zastanawiała się. - "Ars non habet osorem nisi ignorantem"?
  17. Masz rację, drogi Bezecie... Mi tytlko sam tytuł się jakoś tak kojarzy z populizmem - nie wiersz, któremu się ukłoniłem... tym bardziej, że w rodzinie miałem więźnia jednego z obozów... Pozdrawiam Wuren
  18. Rozumiem - ale tytuł Auschwitz - to dla mnie zbyt "na fali" - od razu mnie zniechęca populizmem... modą... a nie o to chyba chodzi, prawda? Ale to takie moje widzenie, nie przejmuj się mną :D Pozdrawiam Wuren
  19. W poprzednim wierszu (pana Pietrzaka) pisałem o tym, czego nie lubię. Tutaj wiersz odczytuję jednak, widząc zamysł autorki - i nawet, nawet. Oczywiście tytuł - moim skromnym - do wymiany... bo to nie o tym jednym, to wiersz o całości zezwierzęcenia... a nie tylko ten jeden obóz. Z całego utworu nizbyt mi brzmi jedynie strofa nie dotykaj ścian w tej celi śmierci na nich łzy i rozpacz nie wyschnięte odrapane bezsilnością poniżeniem w mroku czasu krwawią raną niezgojoną - jakoś tak zbyt organicznie - i zbyt wtórnie, płasko... Nad resztą myślę. Dobrze. Pozdrawiam Wuren
  20. No tak.. tego się obawiałem... Na innym forum już poruszałem temat jazdy na nośnych tematach... dostało mi się, bo przecież każdemu wolno pisać na dowlone tematy... ale tu podtrzymuję swoje zdanie, że może nie, niestety. jest już publika oraz aktorzy wszyscy wygoleni aż do połysku będą nagrody -kroplówki z kwaśnym deszczem a dla najmłodszych skrywa zawsze napoje gazowane To ironia? Napoje gazowane? Kwaśne kroplówki? Ma zmusić do zastanowienia, czy rozśmieszyć? Moim skromnym zdaniem: niesmaczne - to bardzo łagodne okreslenie tego utworu. Potępiam ze wszech miar. Wuren
  21. No to tak. trochę dulskie, ten, do którego, szuka - w pozorach, w nawykach, którymi zastępuje rzeczywistość, a odpowiedź - pomylone uczucia, pomylone znaki i symbole - zwodły, pozostało szukać tytułowego sposobu na pozostałość, zamazanie znaczenia rzeczywistości, zamiana ról symboli i obiektów... uzależnienie od niego - wypływające z zaburzonego postrzegania rzeczywistości i wmawianych sobie w rzeczywistość symboli Hmm... chyba zagmatwałem :D Pozdrawiam Wuren
  22. Norma, czyli duży plus. W barmanie chyba budzi się sanity-guardian zagubiony w bezmiarze samotności. Ciekawe, dokąd go doprowadzą luźne uwagi rozmówców. Filozofia od-mętów ;) Dywagacja Kiedyś jechałem pociągiem osobowym z Bydgoszczy do Gdańska. W przedziale towarzyszył mi król życia, śmierdzący, skołtuniony typ. Całą drogę mnie zaczepiał, powokował do dyskusji, co skrzętnie i konsekwentnie ignorowałem. W końcu, zirytowany, zauważył, że pewnie jestem studentem i jadę na polibudę. Z mojej strony milczenie. On dalej - czy wiem, dlaczego on ma w d*** powierzchnię Riemanna i woli się upić, dlaczego jest lepszy ode mnie. Hmmm. Na szczęście Gdańsk Główny - wysiadłem. Tyle. Pozdrawiam Wuren ps - technicznie - jeden enter za dużo Ci wlazł: (...)przypadku, i dla świadomego działania.(...) i się linia złamała :D
  23. Jest mi niezmiernie miło... ażem się zaróżowił po Waszych komentarzach... Pani psorko -> żadnego przecinka? orta? :D Asher -> nooo ostatnia przygoda tylko dzięki inspiracji taka hitowa :D Lidko -> przeca spisuję... ile czasu tylko uda mi się wykroić :D Wampirko -> to zdanie celowo "kulawe", jak większość alicjowych, dziwnych sentencji o połamanej gamatyce lub nieadekwatnie używanych środkach stylistycznych :) Ale może masz rację i przesadziłem :D Bezecie -> I jak się spało? :D Michale -> jak wpiszę. tzn. są, ale w wersji dalekiej od tej,. które umieszczam na orgu - jakieś świstki, kartki.. ale ciężko pracuję i wpisuję :D Pozdrawiam Wuren
  24. Alicja jedzie autobusem Panna Alicja nie znosiła środków komunikacji masowej, a autobusów i gazet w szczególności. - Trywialny zaścianek - myślała, wkładając bilet do kasownika. - Trywialny zaścianek - myślała, zerkając na informacje lokalne. Kasownik odpowiadał zwykle krótkim szczeknięciem, a prasa przeobrażała się w nekrolog świętej pamięci Erystyki. W trzynastce było tłoczniej niż zwykle, może dlatego Alicja prawie boleśnie odczuwała, iż podoba się spoconemu, czarnemu garniturowi, głównie na prawym pośladku; czasem tylko jego podziw przesuwał się na biodro. Już miała mu coś powiedzieć, gdy uświadomiła sobie, że nie bardzo wie, co powiedzieć. Zaczęła intensywnie myśleć. - Zacząć od "chamie"? zastanowiła się. Lilipuci pies, zajmujący miejsce obok stojącej Alicji, ugryzł niewyklute jeszcze do końca zdanie. Metalowa klatka autobusu nasiąknęła zielonym bossem i teraz przypominała trochę gorący, blaszany dach. - Może od "przepraszam" - kontynuowała rozważania, lecz przed oczyma stanęła Polyanna, ciągnąc za sobą dziewiczy warkocz drobnomieszczaństwa, pożółkły i zetlały, jak stara słoma. - O, wiem! - olśniło Alicję. - Czy uważa Pan, że można sprokurować interpersonalne alianse poprzez swoistą symbolikę zbliżenia fizycznego? - rzuciła przez ramię do opróżnionego wnętrza stojącego na końcowym przystanku autobusu. Alicja pisze list Panna Alicja regularnie, choć niezmiernie rzadko pisywała listy. Znalazła czas, by przed Bożym Narodzeniem napisać do najlepszej przyjaciółki, z którą nie widziała się - za sprawą pedantycznego polowania na karpia - już od wielu dni. - Jak ślicznie wyglądasz - zaczęła odruchowo, po czym niespiesznym gestem zmięła papier i wrzuciła do kosza na papiery, otwartego i wiecznie głodnego, gdyż Alicja aż tak wiele nie pisała, by był choć raz pełen. Karp lekceważąco machnął płetwą. Skupiła się i ułożyła sobie plan. - Po pierwsze, muszę jej życzyć, żeby wreszcie spełniło się jej największe marzenie i żeby schudła. Nie, to nieelegancko, nie wypada precyzować; jeszcze pomyśli, że jestem złośliwa. No więc może samo spełnienie marzenia. Albo lepiej wszystkiego najlepszego. Z mieszkania piętro wyżej doszedł odgłos polowania z siekierą na szaromyszowatą sąsiadkę. - Święta - pomyślała i wróciła do układania planu listu. Zaczęło zmierzchać. Alicja chwyciła wieczne pióro Extravaganza, poprawiła uchwyt, aby uwypuklić smukłość palców i zaczęła pisać: "Jak ślicznie wyglądasz" Alicja wita się Panna Alicja podniosła zdumione oczy, przydając im dziecięcej niewinności. Złoto uwzniośliło rzęsy i zakamuflowało wzrok. - Witaj, kochanie, wyglądasz prześlicznie - wyrecytowała na jednym oddechu. Siedzący nieopodal na krawężniku filozof zwymiotował. Najlepsza przyjaciółka uśmiechała twarz bez wysiłku. - Ta dieta naprawdę czyni cuda - ciągnęła Alicja. W myślach zdjęła z najlepszej przyjaciółki sukienkę i gmerała wyimaginowanym patykiem w fałdach tłuszczu w poszukiwaniu kadaweryny. Przełknęła głośno ślinę i chwyciła najlepszą przyjaciółkę w objęcia. Słońce empatycznie ukryło się za wełnianą chmurą, którą najlepsza przyjaciółka miała na sobie. Alicja czuła, jak jej krew wypełniła się reagentami, antyciałami i innymi substancjami powstałymi na skutek stuporycznego wpatrywania się w wyobrażony negliż najlepszej przyjaciółki. Filozof splunął głośno, brązowo i ekpresyjnie, ale najlepsza przyjaciółka nie domysliła się. - Zajdź kiedyś - powiedziała Alicja - do mnie. Przez myśl przebiegł jej program, widziany niedawno na kanale Animal Planet. Zanim podały sobie ręcę, pierwsze krople spadły na wszystko. Alicja już nie bała się spoconej dłoni. - Wilgoć - dodała - jest obligatoryjnym warunkiem egzystencji - i pomyślała o sprzedawcy zeszytów. Alicja ogląda telewizję Panna Alicja co wieczór, aby nie jeść w samotności kolacji, oglądała dziennik telewizyjny. Z największą przyjemnością i zainteresowaniem wpatrywała się również w filmowe migawki, ukazujące choćby fragmenty prywatnych mieszkań wielkich tego świata. Posmarowała kawałek pieczywa dietetycznego "Figura" odrobinką "Smar-Mixu" (luksus na codzień - jeśli wierzyć napisowi) i położyła plasterek żółtego sera "Polmlekimpex". Zamarła. Na ekranie ukazała się jedna z jej ulubionych aktorek, udzielająca wywiadu w swojej zacisznej rezydencji, położonej na malowniczej wyspie. - Ale! - wyszeptała bezwiednie i bezgłośnie Alicja. Z korytarza dobiegł odgłos zjeżdzania na wrotkach z ostatniego piętra po schodach. - No ta miseczka kosztowała chyba moją roczną pensję - dodała w myślach, patrząc, jak aktorka podgryza ciasteczka - a to zupełnie nieudana stylizacja klasycznej majoliki, motywów syryjskich prawie nie widać. Gwiazda wyjasniała, dlaczego sprzeciw wobec komercjalizacji sztuki winien dotyczyć wszystkich, łącznie z osobami, które z tej komercyjnie kreowanej sztuki żyją. Dodała, iż sama rezygnuje z lukratywnych kontraktów na rzecz porządnego, staromodnego aktorstwa w teatrze. - I wygląda jak idiotka w tym różowym sweterku - dopowiedziała Alicja, tym razem na głos, gryząc kanapkę i poprawiając różowy sweterek. Alicja idzie spać Panna Alicja nieodmiennie wykonywała nadmierną toaletę wieczorną w nadziei. Cały świat poporządkowywała rytualnym bardziej, niż praktycznym ablucjom, namaszczeniom i innym czynnościom, równie kosztownym i czasochłonnym, co kompletnie antypragmatycznym. - Cóż z tego - pytała sama siebie - że ten balsam uczyni jeszcze ponętniejszą? - i kontynuowała wklepywanie. Balsam obleśnie, wulgarnie mlaskał po jej skórze. Sprzedawca zeszytów bezwstydnie pokierował w telepatyczny sposób jej ręką. - O Praxis! - zamarzyła. W salonie ktoś informował miłym, głębokim, przyprawiającym o drżenie najgłębiej skrytych aksonów głosem, że jedenaście ofiar. - Cóż z tego? - powtórzyła niezrażona. - Konwergencja? - zastanowiła się, po czym włożyła bezbarwny peniuar i zawirowała pod centralnie umocowaną na suficie lampą w kształcie oczekiwania na ciemność. Alicja czyta wiersz Panna Alicja gardziła słowem drukowanym. Uważała, że czas genialnych twórców minął już dawno, a obecnie nikt nie pisze dzieł wielkości "Wojny i Pokoju", którego tomy zajmowały honorowe miejsce w meblościance, wypełniając skutecznie przestrzeń między kryształem, a miniaturowym obrazem z widokiem na Mysią Wieżę, utrzymanym w kolorystyce gnijącego mięsa na tle różowego, jak jej ulubiony, króliczkowy sweterek, nieba. - O, tempora - westchnęła częściowo i zaczęła zastanawiać się nad umiejscowieniem tomika wierszy - prezentu od najlepszej przyjaciółki. - Musi zauważyć, że doceniam prezent, lecz również, iż nie traktuję tego typu twórczości z przesadną estymą - dodała sobie odwagi i sięgnęła na najwyższą półkę. Wypuściła tomik, gdy próbowała jedną ręką trzymać się szafki, a drugą odsuwać skazane na niedostrzeganie podarunki. "tańczą gołębie w mojej głowie" - przeczytała na chybił trafił i aż zamarła. - Skąd on wie? - zastanowiła się, po czym natychmiast, immanentnie, irracjonalnie i na wieki zakochała się. Oparła tomik o grzbiety "Wojny i pokoju". - Bestia - pomyślała. Po chwili uspokoiła swój najpracowitszy organ i z tęsknotą wspomniała sprzedawcę zeszytów.
  25. Na kuszę obowiązuje pozwolenie ;) Podobnie, jak na łuki o naciągu powyżej 24 kilogramów :D Pozdrawiam Wuren Miłego latania, sorki, strzelania :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...