mieszkałam razem z Morgan
w sześciokątnym pokoju
na ścianach czaiła się Marlena Dietrich,
a kurz pachniał wodą różaną
wieczorem spacerowałyśmy ulicami,
my – dwie święte grafomanki
o wygniecionych spojrzeniach
ona udawała, że jest artystką
znającą smak awangardy
a ja kuliłam się za jej plecami
powietrze pachniało lipcem
stawałyśmy przed wystawami
pełnymi sytych brokatów
skóra czasami piekła
od drogeryjnych zapachów
i gęstniejącego upału
jej diabelski chichot
przemierzał zatłoczone ulice
miażdżyła obcasami
dystyngowany bruk
- jesteśmy piękne - mawiała
[sub]Tekst był edytowany przez Aleksandra Anna dnia 21-07-2004 13:52.[/sub]