Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jan Neck

Użytkownicy
  • Postów

    251
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Jan Neck

  1. tarcza wiecznym błękitem zaklęta smagała przestrzeń piórem Ikara wewnątrz przestrzeni ruina stała cegły trzymając w korzeniach - jej pętach z drzewem także wiedzącym że minie zdołały się oprzeć nawzajem plecami - tak cegła spadając po korze nie zrani wyschnięte gałęzie nie runą w ruinę ironia losu trwa na przekór siłom gdy zabytkiem stoi natura i człowiek nie pozwalając sobie na upadek zarazem nie dając wytchnienia zbiorowym mogiłom - hybrydom pamiątek po próchnie i grobie drewno będzie ziemią cegła będzie głazem
  2. świat zastał na mnie lukier opętania pięć zastanowień zgryz do bólu krzywy w gardle klepsydry bladą mąkę zamiast piasku którego rozpuszczą przypływy świat zastał na mnie potok jego cienia w oczach kwiat światła czy też odbicie chwil - włóczących istnień bez imienia a na ganku ziemi bezowocne życie świat zastał na mnie długie już paznokcie i blade spojrzenie spiętrzone szkwałem wolę być we krwi wrażliwym po łokcie niż do szpiku kości wypłowiałym chamem
  3. No i co ja mam napisać? Czekam na publikację w dziale P. :D Pozdr.
  4. Dokładnie, ten rytm... chciałbym umieć tak pisać. Podoba mi się to "i tak potężny i wspaniały" - właśnie to "i tak" dodaje nieco drwiącego charakteru. To jest ten moment w modlitwie, gdy zrozpaczeni dopiero zaczynamy szukać pomocy w wierze. Podoba mi się końcówka - powtórzone "Ty" jest jak westchnięcie, jak nabranie powietrza - jakby sama pointa była najtrudniejszą częścią modlitwy (może faktycznie dla kogoś, co raptem drwił z mocy bożej, stwierdzenie jego dobroci przychodzi z trudem). Ja bym niczego nie zmieniał, wiersz wydaje mi się być dobrym. Pozdr.
  5. piaskiem zapchały się trąby aniołów ze złotego kruszcu skruszały wentyle by w próżnię skierować potęgę żywiołu - cegła nie upadła – Jerycho wciąż żyje lecz mur to wieczny legendą obrasta że jednak wydobyto molowy akord i za barbakanem pośród ruin miasta do resztek domów dusze się kołaczą jęków echa nikt nie usłyszy zanim trąba co kiedyś wybrzmiewała cicho wydmie z pustyni i wyrwie ze ściany zabije dysonans ostatniego ducha takie dzisiaj moje wytrwało Jerycho – legło w Martwym Morzu nie mogąc już upaść
  6. Cytując klasyka: A więc, to będzie dla mnie zaszczyt. Pozdr.
  7. gdy przez szkło w sufit patrzy pijany poeta widzi świat uwięziony w cienkim krysztale w firmamencie nakrętki przykuty do denka i blask – ogień w środku – diamentowy diadem między łykiem piekła niech się w gardło wbija klin i kołkiem staje by duch za wydechem któremu wosk w skrzydłach topi nic i siła uleciał pamiętając że też był człowiekiem i też tak zerkał w niebo ponad horyzontem przez szkło odnajdując gwiazdy nań uknute uwite posrebrzane perłowo w koronce - pragnąc się napoić do dna absolutem
  8. Dziękuję wszystkim za miłe słowa. Anno P. to picie to takie metaforyczne przecież. Uspokajam. Pozdr.
  9. Dziękuję wszystkim za czytanie. Do tego komentarza się odniosę, bo więcej wnosi. Faktycznie, są łamańce, w takim stylu się ostatnio odnajduję (poza zżerającym żarem jest jeszcze pień w pionie, w nowszym wierszu jest duch za oddechem, diamentowy diadem). A szlifu może brakować, bo w końcu nikt nie rodzi się dobrym poetą. Pozdrawiam.
  10. Dzięki za czytanie. Zastanawiam się tylko nad przykutym w trzecim wersie. Czy czasem nie gryzie się z uknutymi gwiazdami. Może troszkę. Może dać świat przybity do denka? Inne synonimy? A może zostawić jak jest? Niech brzmią podobnie te słowa?
  11. gdy przez szkło w sufit patrzy pijany poeta widzi świat uwięziony w cienkim krysztale w firmamencie nakrętki przykuty do denka i blask – ogień w środku – diamentowy diadem między łykiem piekła niech się w gardło wbija klin i kołkiem staje by duch za wydechem któremu wosk w skrzydłach topi nic i siła uleciał pamiętając że też był człowiekiem i też tak zerkał w niebo ponad horyzontem przez szkło odnajdując gwiazdy nań uknute uwite posrebrzane perłowo w koronce - pragnąc się napoić do dna absolutem
  12. nie pozwól mi uschnąć spróchnieć wypłowieć choć nie z braku wody żar zżera gałęzie gdy haust cienia łapię – jak narkotyk w głowie wiatr haftuje liście zrzuciwszy je prędzej nie pozwól mi odejść nawet jeśli szumnie zaś las w którym stoję pień utrzyma w pionie choćby z deski mojej sporządzili trumnę wykarczowali z ziemi i złożyli do niej może świat zapomni o barwach jesieni wiersze włoży w bajki zdjęcia do szuflady tylko będą wystawać kikuty korzeni – martwe kasztanowce puste listopady
  13. Niekonwencjonalnie. Taki utwór recytować... tak mało słów, a wyzwanie jakie! A jak interpretować!? Ja sobie myślę tak: na początku są dwie osobne cząstki "j" i "a" - jakby zarodek, zauroczenie - które zbiegają się w w duże "TY" i "ON" - duże litery to krzyki, przesycenie emocjami. Następnie jest "m" i "y" ale nie "my" - takie to razem ale osobno. Poniżej jest WY, tak jakby wskazanie konkretnej grupy ludzi. Dalej są osobne cząstki "j" i "a", które wreszcie zbiegają się w jedyne i niepowtarzalne, kompletne "JA". Może tu chodzi o to, że każdy powstał z cząstki swoich rodziców, natomiast pierwsza część wskazuje, że coś nie wyszło. Tym bardziej że literą x się zazwyczaj przekreśla coś nieudanego, a "ptaszek" - litera v to odpowiedź pozytywna? Zapewne gdyby godzina była wczesna, powyższy tekst by nie powstał. Teraz tak to widzę (choć ze względu na zmęczenie - widzę niewiele). Pozdrawiam i życzę jeszcze bardziej cudacznych eksperymentów.
  14. Ojj nie w tej formie. Przykro mi, ale rymy są tragiczne. Szukałem chociaż jednego czystego rymu i chyba nie mogę się dopatrzeć (może godzina nie ta?). W każdym bądź razie życzę zdrówka! Pozdrawiam.
  15. Ooo a to już tutaj zawędrowało! Dałem komentarz do warsztatu, tutaj dodam, że podoba się. Nie będę się rozpisywał, bo wiadomo, o co chodzi. Pozdrawiam.
  16. pejzaż żaltu jest świetne - niby prosty zabieg a ile znaczeń nabiera. Co do tematyki... także jestem poruszony. Jakby nie można było po prostu pochylić głowy i trwać we wspólnym wstydzie. Nie patrząc kto był kim, kto na kogo, bo przecież granice państw się przesuwają, ich nazwy się zmieniają, a ludzie dalej są ludźmi. Wstydzę się za to co zrobił człowiek, nie ważne, jakiej on narodowości był. Takie jest moje podejście. Pozdrawiam.
  17. Ja już kiedyś sam pisałem, że Adolf warsztatu nie musi używać. Jego wiersze tylko spychają te, które na prawdę potrzebują pomocy. A co do wiersza. Pointa jest faktycznie jak uderzenie. Kończąc ją czytać poczułem dreszcze schodzące z głowy do stóp. Czegoś takiego dawno nie przeżyłem i za to Autorowi dziękuję.
  18. następny okaz nawet nie odczuję kiedy skończę pierw gotuje się w tyglu nie może wywrzeć przekładam bez dotyku bo zakłamie formalina spływa powoli wypełnia luki gdy ruszają wchodzi pod pancerz zasysa już nie żyje nie ucieknie zamknij wiekiem latem tylko smród ma nogi widok aż skóra cierpnie chowaj głęboko w krzywe regały nie przejmuj się są zbyt stabilne a tu trzymam słoiki między nami konserwuję też powietrze
  19. nie pozwól mi uschnąć spróchnieć wypłowieć choć nie z braku wody żar zżera gałęzie gdy haust cienia łapię – jak narkotyk w głowie wiatr haftuje liście zrzuciwszy je prędzej nie pozwól mi odejść nawet jeśli szumnie zaś las w którym stoję pień utrzyma w pionie choćby z deski mojej sporządzili trumnę wykarczowali z ziemi i złożyli do niej może świat zapomni o barwach jesieni wiersze włoży w bajki zdjęcia do szuflady tylko będą wystawać kikuty korzeni – martwe kasztanowce puste listopady
  20. Również pamiętam wiersz z warsztatu, zmiany oczywiście są na lepsze (no i to nieszczęsne "twe" zmienione). Tylko dwie uwagi (pierwsza dość ważna, druga to kosmetyka): 1. albo stosujesz interpunkcję, albo jej nie stosujesz. Zdecyduj się, bo sytuacje pośrednie są niewskazane. 2. niepotrzebne powtórzenie tytułu. W takiej sytuacji można zrobić tak, że tytuł pozostaje niezmieniony, ale usuwasz powtórzoną część pierwszego wersu zastępując spacjami. Tak to by wyglądało. [quote]Nie znam cię stoisz i patrzysz na mnie zęby zaciskasz w bezsilnej złości (...) Pozdrawiam.
  21. Można też tak to odebrać. Pozdrawiam.
  22. Przeszło warsztatową inkubację, daję zatem do spożycia. Oczywiście w warsztacie znaleźli się tacy, co lubią zielone/niedojrzałe owoce. Owoc jest na tyle przebiegły, że staje się smaczny i nabiera jaskrawych barw, kiedy i ziarno w nim zawarte będzie gotowe dać plon. Już chyba możecie zrywać. :D
  23. już niemal schwytałem za nóżkę skrzydełko pantofel i piórko pozostało w dłoni a ona swawoli hula jak pchełka za nic ma groźby że kiedyś dogonię bo żywy to pyłek to rtęci kuleczka rozbija się skacze odbija i frunie byleby nigdy nigdzie nie czekać nie zostawać w miejscu nie zanikać w tłumie nie dać się złapać wygasić doszczętnie pokazać kawałek w sam raz ile trzeba by zmrozić świdrować zabronić wydrętwieć z podnietą ucichnąć i skoczyć do nieba
  24. musi być cholernie smutno siedzieć bez końca zaczął już tworzyć sobie podobnych starczających na dłużej nie przeterminowanych a jednak anioły się potknęły na równym chodniku dając równowagę jednej szalce owoc kaprysu wziął niebieskie lekarstwo czerwone to placebo - uświadamia doprawdy skłamał
  25. Musiałem zmienić koniec... tak to jest jak się układa dwa wiersze na raz w tym jeden bardziej... hmmm brakuje mi słowa. Dobranoc, późna już pora.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...