-
Postów
47 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Wakss
-
Niech ziemia zgnije jak nadzieja kwiatów gdy widzą jak ich płatki toną w stali Niech spowije ją wyblakłe zmęczenie ziejące od uśpionej kuli ognia Niech świat zginie w męczarniach chłodnych dni cięty metalową brzytwą w swój brzuch wypluje nas w łańcuchy z dwimerytu wtedy my - śmiejmy się mu prosto w trzewia Zgubmy maski wiążące nas z plastikiem rzućmy brzemię przykładności w ciemność Niechaj strawi je swym czarnym żołądkiem i odda nam ścieląc łoże dla prawdy
-
1
-
Tułał się po brukowanej ścieżce pokrytej zgniłym jesiennym liściem który otula czerwoną rzekę Z każdym krokiem cel był coraz bliżej czuł, że nie mógł już dalej uciekać Widział wtulone w chłód pustostanów gromady wyblakłych narkomanów Wabiące go, wspomnieniami o niej Dali mu poplamione strzykawki Schował je głęboko w szary płaszcz między szkło stłuczonych butelek Ranią go gdy patrzy w głąb siebie Ostatnie kroki Już widzi koniec Piedestał i postrzępioną obręcz
-
2
-
Wycięte metry żył z bladych przegubów splecione w pętle dla wyblakłej szyi leżą między zgniłymi wnętrznościami karmiącymi tabuny nabrzmiałych much Czekają na odpowiedni moment aby wywiesić wysuszone resztki w teatrze dla małoletnich denatów przed rozkładem z obrzękiem na krtani Niech wlewają trupie trzewia i kości w ciemne pustostany po gałkach ocznych gdzie jedynie skolopendra z żyletką wije się ze ścierwem dawnej uwagi Nacina pozostałe ściany czaszki wpuszczając przez nie oślizgłe wymioty płynące z ust szklanych prostokątów gdy dłoń przykłada lufę do skroni
-
Kują mą duszę powabne pochwały przychylne zdania i ciepłe uśmiechy wyrastające z mglistych horyzontów które stworzyłem przebłyskami światła Tańczącymi teraz jak języki ognia splatające wiedzę i poczucie wartości w gęsty warkocz z pasków niepewności wyciętymi z wyschniętej skóry czaszki Tylko jedna kwestia dręczy nerwy Czy lepiej być zardzewiałą stalą i zabłysnąć, czy czystym metalem bez żadnej skazy i do cna sczeznąć
-
Lustro kruszy mi szklane gałki oczne spluwa w białka kroplami alkoholu chociaż od stanu upojenia stronie przeżuty do pewności tworzy rozum nadając całej sprawie liczb na wadze by kark się ugiął pod zaćmionym niebem i spojrzał w pole chwastów podlewane załamując powieki nad myśli pędem
-
1
-
Rzuciłem na ruszt wszystko co miałem drewniany dom z królewską sypialnią by wypalić głębie w ustach podłogi pod którą dusi się kamienne wnętrze Zwłoki z pola walki pełzają po skałach gdy ich wnętrzności bielą opływają rozrzuconą przez chłód nieba bo dach dawno uciekł z wiatrem Ściany stoją jak zęby wybite przez szkorbut a świerki spoglądają w ciszy z góry na pozostawione różowe cielska z których wyrastają kwiaty aloesu
-
1
-
Mam na sobie spodnie szyte na miarę mojej męskości mierzonej denimem pokryte w całości stęchlizny zapachem i kłami co atakują tętnice Nie ściągnę ich nawet z lufą przy skroni choćby przez nie mieli mi zedrzeć skórę nie skrócę ich nawet za monet tony bo jeszcze ktoś mi wręczy kwiatów bukiet Bez nich moja płeć staje się niepewna przez rany cięte uciekają toksyny a w skórze grzęźnie akceptacja i łzy... Jakie łzy kurwa! Wracać do więzienia
-
Strużki potu płyną po rozgrzanym ciele zlewają się w jeden strumień przy powiekach gdy nocą wystrzał, paraliż przez słuch niesie i w myśli wkłada widok mnóstwa ciał w strzępach Drzwi kulą się po ataku kolbą w żebra odkrywając mokre od łez drżące ciała dwa ukryte w policzku przy zębach z drewna jedno na języku z czaszką po postrzałach Godność wypluta w jezioro błota i krwi strumienie czerwieni z popękanej czaszki opływają puste białka już bez twarzy Została niewinność klęcząca wśród innych Oczy ukryte pod wodospadem cierpień ściśnięte zęby by nie paść twarzą w ziemię czarne obłoki zamiast życia kolorów chłodny szept lufy, ostatni głos wieczoru
-
Jestem Prometeuszem i sępem zarazem
Wakss odpowiedział(a) na Wakss utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Annna2 tyle to wiem ale jak odnosi się to do treści wiersza -
Okrągłe brzuchy dzieci a w nich pustka jak w oczach matek nad którymi wisi burza gdy widzą deszcz zielonych gwiazd w lato pędzących w dół by zgasić nikłe światło Wystrzelił kulę dwudziesty trzeci marca przez całą rodzinę przeleciała kończąc na czaszce bladego cywila nastolatka który mózg siostry widział "Ludzkie zwierzęta" w swoich lustrach stoją gdy powinni bronić innych przed sobą ponad kilkadziesiąt tysięcy ofiar a wciąż wątpliwości czy to jest zbrodnia
-
Jestem Prometeuszem i sępem zarazem
Wakss odpowiedział(a) na Wakss utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Annna2 Niezbyt rozumiem co masz na myśli. Mogłabyś rozwinąć? -
@Naram-sin Pozdrawiam również oraz dziękuję za wszystkie rady które wykorzystałem lepiej albo gorzej.
-
Trzymam w garści czystą białą kartkę szkicuję na niej rysikiem koncept szary ogród dążeń nad nim promień doda barw albo spali na zawsze Piórem dodaje wokół legendę nawet jeśli grafit w otchłań wpadnie niebieski pozwoli mi znów wiedzieć jaką trasę miałem na obrazie Miałem kilka haseł i motywacje ale gdy sprzątałem stare ambicje pogniecione, gryzące jak żmije znowu wyrzuciłem nie tę kartkę
-
Jestem Prometeuszem i sępem zarazem
Wakss opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nocą skradłem ogień ze szczytu olimpu by jęki ludzi wypłynęły z moich zmysłów na piętrzące się chłodne fałdy błękitu które wrócą z harpiami podczas przypływu Za tę zbrodnię sępy wzniosły mnie na kaukaz gdzie całymi dniami ogromny orzeł krąży wygrzebując ze skóry marskość mojej wątroby pod której ciężarem konam niczym Atlas Kilka aktów już minęło, znikły gdzieś jęki zostały okrzyki pogardy Melpomeny wzniecające w moim gardle tajfun płomieni zwieńczony wypaleniem w wątrobie setki głębin Może żywot orła skróci łuk Heraklesa bym mógł dzierżyć kamienny pierścień na ręce rozerwać ogniwa łańcuchów i ruszyć z miejsca nim Aetos wydziobie mi czerstwe serce -
@Alicja_Wysocka W tym wierszu smok jest jedynie metaforą bezkrytycznego podążania za np. religią. Smoka odczytuję jako metaforę boga/chrześcijaństwa jakiejkolwiek religii
-
@Alicja_Wysocka Smok jest dla mnie legendą, dowodem na niego dla "lunatyków" są łuski węży. To co zwyczajne zostało uznane za działalność smoka w tym wypadku wyobrażenia.
-
Na krakowskim Wawelu o północy spotkałem grupę głośnych lunatyków stali w okręgu kreśląc dłońmi wzory jakby nawdychali się białego pyłu Wzniosłymi słowami gnębili ciszę uniżoną pod ckliwym bełkotem żującym wypowiedzi lichy wątek w swojej szczęce od czasu przegniłej Pletli zdania o smoczym znaku z niebios który resztki nędzy od nich odpędził powołując się na blade łuski węży leżące jak owiane pleśnią ścierwo
-
Na krakowskim Wawelu o północy spotkałem grupę głośnych lunatyków stali w okręgu kreśląc dłońmi wzory jakby nawdychali się białego pyłu Wzniosłymi słowami gnębili ciszę która uniżyła się pod bełkotem żującym wypowiedzi lichy wątek w swojej szczęce od czasu zgniłej W imię czego spajacie się w obręcz? Proszę spojrzeć na smoka wawelskiego jak pręży łuski przed pana wzrokiem Lecz tu wyłącznie blady obłok się tli szyjący obietnice z szarej mgły Więc udowodnij nam że to obłęd
-
Spójrzże tylko na ten malutki, lichy pień. Ongiś prężyło się nad nim wdzięcznie ciało drzewa dębowego, któreż to widziało krwawych zwycięstw i klęsk ilość niepojętą. Liśćmi, płynącymi po falach powietrza, obserwował tenże podeszły wiekiem dąb, jak sąd skorupkowy w Atenach wyrok wszczął, Sokratesa nerwy cykutą poniewierając. Z wysokości koron turyński plac podziwiał, gdzie Nietzsche znieść widoku nie mógł maltretowanego konia przez woźnicę, po czym w odmęty szaleństwa popadł. Przy korzeniach jego, w zbiorową mogiłę, multum ciał złożono — bezimiennych ludzi, co w tym miejscu zginęli, niegdyś trwając pod uciskiem bezkrytycyzmu trwożącego. Spójrzże dziś na jeno oblicze skrócone, któreż to nigdy się nie wzniesie znów, by oglądać spektakl życia naszego — jedynie owady i mech mu się ostały.
-
Wiszące słońce głosi swój wyrok płomieniem zielone pęki liści, dławią się suszą obracając chlorofil w hebanowe warstwy szczeźnięte fale wiatru, trawią resztki prochem Płynny asfalt połyka opony i felgi dobierając się smołą do śrub karoserii Wrzaski uwięzionych w metalu objęciach czujących przy skórze, poszept morza magmy Tabuny denatów na rozżarzonym bruku których krew paruje przez otwarte ślepia twarze ogołocone, chełbiące się kośćmi niczym tysiące zwłok w paryskich katakumbach Już tylko szkielety, oczekują strawienia grzęznąc w pulsującym jeziorze padliny a ja zanurzony w tym ścierwie po kostki oczodołami szukam choć skrawka ciemności
-
1
-
Pod poezji władaniem prośby wysyłałem, pragnąc, by w strzelistości sklepienia wpadały, w których widmowe marzenia — do tej nocy trwały, by trwożyć moje myśli, które wam oddałem. Dzisiejsze pomroki, co głucho spoglądały na moje liche żale — w cierpienia odziane, gdy łzą obserwowałem uczucia wyśmiane, jakby wszystkie wasze córy spleen zrzucać chciały. Lecz otchłań się na warstwy gniewne rozstąpiła: niebo w drżenia porosło, płaczem chmur spłynęło, a ziemia suszą trwała, wilgoć rozproszyła. Przede mną groteskowa smukłość rosnąć poczęła, kończynami obrosła, wyrazistą czaszką, twarzyczką niewiasty, co w takim pięknie płynęła… (ps. Kontynuacja wczorajszego wiersza)
-
@Naram-sin Dzięki!!!
-
Och wy! Lazurytowych nocy nieboskłony, co tak chętnie spładzacie powabne światłości; rozgrzewając ciemności rozłożone błony, ślepia pochłaniając w swych blaskach czarowności. Jedną, niespotykaną niewiastę mi ześlijcie, trwającą w waszych cieniach – po ów mroki grząskie; chociażby na pęk blasków księżyca przybliżcie, bym się do niej zbliżywszy padł w uczucia platońskie. Pochłonąłbym jej piersi, lecz wzrokiem wyłącznie; jak dla Eraty pisałbym poematy greckie, niczym Echnaton stworzyłbym hymn wzniosły, antycznie. Gdybym tylko jej obraz we władania dostał, słowami zmalowałbym utwory jawnie epickie; ale póki tu czekam – w szlochy będę obrastał.
-
Zewsząd ogród wsiąka, w zlęknione me lico. Przypłynąłem szukać, piękna krzewów mglistych. Roślin wzrokiem jeszcze, nie objętych w pełni. Tych, co sieją zapach, nieznany w mych nozdrzach. Krasota zmysłowa, pękła niczym czaszka. Brud oraz ścierwizna, płynie po tęczówkach. Z róż krew się dobywa, trawa wolno milknie. Zapleśniała ścieżka, o ofiary woła. Umysł mi się łamie, w natury zagięciach. Gdy dłonie spod trucheł, wyłażą w popłochu. Wspinają na drzewa, z gałęzi kościstych. By wzrokiem mierzwić me, wspomnienia nieczyste. Kciukami wędrować, po juchych bluźnierstwach. Cielsko przy agonii, chcąc przez odór strawić.
-
@Alicja_Wysocka Głupotą by było obrażać się za rady w tym wypadku ;) Dzięki!!1