-
Postów
323 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Florian Konrad
-
bawimy się w ofiary Inkwizycji. ja – nadłamany kołem i rozwłóczony po dachach, pod ciężkimi od wody niebami, mało poprawny wykolejeniec, którego skazano na prawdziwą punishmęt (wiem, żart słowny nie najwyższych lotów), ty – cała w płomykach, błyszcząca (blask sączy się na pokruszone stronice starodruków, inkunabułów i te zaraz młodnieją, ich farba staje się koloru wiosny, jasnokwitnąca). aby gra w pogorzelisko (nie: w pogorzelisku) lepiej nam szła, przyniosłem coś ze sprzączką: śmiertkę na smyczy, szkielecinę na zbyt krótkim pasku i tekst sztuczydła o tym samochodzie, co zawsze w horrorach nie chce zapalić, gdy trzeba uciekać przed złamaniem karku, na złamanie, scenariusz tragikomedii o domu nawiedzanym przez ducha lalki wypchanej trocinami (w ostatniej scenie okazuje się, że to tak naprawdę opiłki ze startego na wióry pomnika). przekieruj myśli. z codzienności – w głąb. czuj, jak nasza dziecięca zabawa przynosi szokująco uroczy skutek: kamienieję w tobie, by być zrośniętym. niewydobywalnym.
-
5
-
Czernidłak wielkopierścieniowy
Florian Konrad opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Crozpościera się noc, cierpko malowany krajobraz, a my, skryci pod czarnym parasolem, metaforą przeciwieństwa jawności, wtulamy się, dźwiękiem w dźwięk. sypnięcie gorącym piaskiem po wodzie, aż tafla zaczyna się jeżyć. słuchowisko powstaje w powietrzu, nieemitowane przez żadną stację: Igrzyska życia – Kotogłos (oboje kochamy ten rodzaj sztuki, jakim jest dobroć i opiekuńczość, istna poetyka powszednich chwil). zbliż się jeszcze bardziej. w dosłowność. niech problemy będą tak durne i niezaistniałe, jak międzynarodowy symbol wnętrostwa, czy emotikon oznaczający bycie bakteriofagiem. chwilo – trwaj! – nakazuję rozfragmentowanie pęknięć wszelakiej maści, przedarcie tego, co i tak się rozszarpało. niech minus i minus daje plus, rozkrojenie niezabliźnionej ranki skutkuje powstaniem materii odpornej na każde z ostrzy. ...a kiculek znów potaptaptaptapał mi po prześcieradle.-
1
-
Odzyskując wzrok od ciemności
Florian Konrad opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
chcę w tobie dilować. niech otworzy się, mało oficjalnie, kramik z cudzymi pradziejami, gdzie sprzedawać będę bilety na spektakle w zburzonych operach, listy nieotwarte od lat, muszkatołowe wina wyprodukowane w Jugosławii, błotniki z DDR, reflektory od Wartburga i trabancie kierownice, widokówki z dawno anektowanych krajów. łatwo będzie doszukać się w tym mnie rzeczywistego. poznasz po wieczornym kołataniu serca (niby po nadużyciu śmiesznych substancji), cierpkim dreszczu przebiegającym przez struny. jestem tu, widzisz? ja to ukrywające się w piasku, zagrzebane płytko, ale tak, by całkiem nie było widać, płastugokształtne i z zębami; to, co szepcze zaciskając się: "czemu ludzie cały czas sobie to robią?". ja to ten zgrzyt pomiędzy mijanymi na chodniku przechodniami, zabawa w "wytęż wzrok i znajdź ukryte na obrazku", neologizmy dostrzegane ze zdziwieniem na zdjęciu z polaroida (niby – zagon słoneczników, a ty widzisz i sianecznik, deszcznik, i wrzeszcznik).-
3
-
zagniatanie płócien, które jeszcze niedawno były transparentami. niczym ciasto. i na ulice z tym, karmić wygłodniałych lekturiantów? a może poczekać, aż krew się ustoi, w ustach ułoży łamaniec typu "w mieście Padwa padła pardwa" (dobrze wiemy, że nie takie rzeczy potrafię wyczyniać językiem)? moment. na razie kleją się opisy obrazków z książeczki do niebożeństwa: CFNM (clothed female, naked male): pan czytający ukochanej, niczym baśń, plan miasta. o zgrozo jest to Ogierzystok. CMNF (clothed male, naked female): pan się wlepił i nie chce odejść, smyra po delikatnych brzegach, grzbiecie i zakładkach, aż serce kosmacieje.
-
3
-
uśmiechnij się, skarbie. tak bardzo pragnę wyżąć dla ciebie nieprzychylny real! wiesz, o podobnym rozrachunku z przeciwnościami traktuje jedyna znana opera Zbigniewa Religi (której partyturę odnaleziono niedawno w archiwum zmarłego kardiochirurga) o tytule "Co ja chrzanię, on nie był kompozytorem ani librecistą!". rozpylam ośmieszacz powietrza, Disneyland w aerozolu – i każdy rodzaj twojego bólu zwija się niczym jeż, połyka własne kolce i zdycha z przebitym brzusiem. ciągnie się baśń okołologiczna, na wierzchołki omszałych gór, pokrytych bluszczem wieżowców wdrapuje się kolor, wspina się zorzystość. i nastaje zima w wersji bling bling, na siłę robię makijaż Buce, królowa śniegu z czerwonym od przepicia, półklaunowskim nosem, leci z sań, zostaje sprasowana płozami. zamiast niej władcą jest kaczor Mickey, prezydent w masce Jokera. rozwesel się, księżniczko Harley. w mojej terminologii ostinato oznacza wielokrotne powtarzanie rozbudowanej struktury dotknięć, uparte formowanie z nich cegieł, rozpięcie świetlistych płacht ponad dachami, krzesanie ognia, który pożera mróz.
-
1
-
pokazać ci coś zabawnego? chodźmy na drugą stronę wzgórza. spójrz, jakie tu hople! Lech Kaczyński w karmazynowym garniturze i czapce uszance, roześmiany dokazuje na piłce do skakania, trzyma się za gumowe "suty" i odbija od ziemi, radośnie przebiera nóżkami, zanosi się chichotem. oj, znając życie zaraz przybiegnie pani w półzbrojce, ciasno zapięta pod szyją i z batogiem w ręku, zacznie odganiać nas od obrazu, obraz od nas, krzycząc, że tak nie można. i nie tylko dlatego, że nawet jedynie patrząc możemy narazić się na ewentualny pozew od córki, czy, w dłuższej perspektywie, od wnuczek byłego prezydenta. i że nie chodzi też o ośmieszanie, po prostu cokolwiek ten człowiek zrobił, z miejsca jest uświęcone przez jego tragiczną śmierć. on cały jest oblany nimbiczną, kanonizacyjną farbą. pamięć o nim dostaje skrzydeł i aureoli, zalewa i więzi, niby żywica muchę sprzed mileniów. Anna Jantar również nie poskacze. o, Chestera Benningtona mogę sobie wyobrazić na piłce (na jego postaci nie skrystalizowała się twarda narośl), bo już Pawła Adamowicza – nie za bardzo. i że mamy zatknąć uszy, nie słyszeć tego rumoru zza najwyższej z gór. tylko nam się zdaje, że całe tłumy sutanników ożyły tam i próbują schodzić z cokołów, ale są na nie z powrotem wpychane. a tak w ogóle – to nasze zmarłe babcie skaczą na piłce. nikt inny.
-
2
-
Pesymistral
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Leszczym dzięki! -
niech cię nie unosi w przestrzeń bez dna, gdzie sucho i wieje chłodem. pomyśl razem ze mną o obrazach za blokadą, utajnionych, zdjęciach-półkownikach w głębokim archiwum, których nie widzimy z powodu działania najbardziej parszywej cenzury: złego czasu. a potem – o metaforze-pokrace, co wyrodziła się z potrzeby opisania słodko śpiącego na fotelu, zwiniętego w kłębek Kryspina (chciałem tak na szybko stworzyć coś o kotach, miało być poetycko, ale naturalnie bez egzaltacji, dumałem, dumałem, nagle z podczaszkowego prądu wyskoczyło: "koty zwijają talerze"). cierpliwości, kochanie. oto przyszłość: naciskam guziczek, odsuwa się przegroda – i wypadają kolorowe kadry nas dwojga. koty rozwijają talerze (przenośnia do śmiechu. przenośnia do innego świata).
-
niech lecą precz wszelkie sukinkotki, babsztyle o pazurach w kolorze ścierwowym, ruderzyce mające na ciałach szlapstoniery (nieurocze słowo, jakie wymyśliłem będąc upalonym Mary Jane). tylko ty się liczysz! każda chwila we dwoje jest istnym rozbujaniem bomb (nie mylić z rozbrajaniem!), tańcem na przyszłym gruzowisku metropolii. bo wszystko zmierza ku wmieleniu w dym, jesiennieje i jesteśmy niczym przerażone samochody w autokomisie sąsiadującym z autokasacją. drżymy widząc, jak staruszkowie są rozkręcani na śmierć. przytulamy się, lakier w lakier. jeszcze taniec, choć już na piasku gęstym od wsiąkłego weń oleju silnikowego. ciągle: szpony złych ludzi boleśnie rysujące nam drzwi. zgubione kluczyki.
-
1
-
wgryzam się w twoje DNA. dotyk i pieszczota – już na poziomie komórkowym. czym będzie ten ciemny portrecik, jakie skutki poniesie za sobą ów ślad wręcz wypalony palcami po wewnętrznej stronie powiek? bez obaw, niczym, czego mogłabyś żałować. to tylko rzeźba z drucików, pomniczek przedstawiający uśmiechniętego błazna z czarcimi szramami, z lisią mordą. i zachodzik słońca obserwowany przez okulary o przejrzystych szkłach, krystaliczność obrazu, drzewa i obłoki bez rozmazanych konturów.
-
już, natychmiast, zamieniaj w dom wszystko: suche pędy, patyczki tak cienkie, że ledwie je widać, szkiełka z roztrzaskanych butelek, stare płyty CD robiące w barach za podstawki pod browar, chłamięta z plecaków i szuflad, zeszyty i kamienie. stwórz z tego budyneczek tak kruchy, by zawalił się jak najszybciej, zniknął z oczu złośliwców, przeszedł do wieczności, czytaj: na drugą, nieoficjalną stronę, poza granicę logiki, wwalił się do innego wymiaru – i trwał tam, tylko dla nas. i chronił, był bezpieczną przystanią dla dwóch zbłąkanych łodzi. stwórz nam budyneczek-dżunglę, w której rozpocznie się wariackie, autochtoniczne cocktail party: para odszczepieńców trzaskająca młotami w matryce bezbronnie technologicznych zwierząt, usmartfonionych bestii, odlogowująca się (w tym wyrazie nie ma błędu!), brutalnie i nożem, z nieprzyjaznego świata cyfry. wprost w swoje zakamarki, w głąb niepoznania.
-
2
-
wyłącz się z czasu, wyloguj z miejsca stałego pobytu. hasła trzeba związać w supełek i cisnąć za siebie, zapomnieć loginy. musisz zrobić jedno, ale porządne ciachnięcie, by przerwać dreptaninę, odłączyć się od różańcowatego korowodu. depaciorek, kurczę! poszerzanie granic osobistej wolności. więcej miejsca na instynkty, urocze półmroczęta! wyrwij się, no, dalej! przecieknij pomiędzy kartkami kalendarza, pazurami dręczycieli noszących nieurocze ksywki: Opanowanie, Powszedniość, Rutyna. nie, żebym zachęcał do pryśnięcia w najdalszy kraniec galaktyki. po prostu zamknij oczy... ...i śnisz karafkę z zegarem odliczającym godziny od ostatniego grzdyla, a ja, hipnotyzer-karczemnik, zmiatam ci ze skroni ciężkie, ołowiane fantazje. gardłuje jakiś śpiewiec, ze świeżo podpalonych legitymacji szkolnych unoszą się płachty wonnego dymu.
-
Pławność
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dziękuję serdecznie za czytanie i komentarze. Fakt faktem, to fajne słowo :) -
pozwól, świecie, że cię zdefiniuję na własny sposób, przechrzczę, przesteruję na swoją modłę, ujmę we własne ramy, chropowatości, potraktuję eternitem zdartym ze spichrza, który zbudował mój dziadek. zatem: myśli samobójcze. małpiątko ucieka przed lwicą, a inne osłaniają je krzykiem. destrukcyjniactwo: jedna oblizuje się marząc o szpiku w niedojedzonych kościach. utrzymywanie się na powierzchni. niestety, przez całe lata jedynie z powodu (winy?) instynktu samozachowawczego. dziury w łajbie zaklajstrowane woskiem, a nie żadna hardość i charakter niczym oporopowrotnik. a potem: miłość. pojedynkowanie się z samym sobą na igły magnetyczne. bezustanna chęć podążania we właściwym kierunku. głęboki oddech. ratowanie się przed dryfem, płytkimi zakotwiczeniami w dnach: płynie, proszku. granie na nosie naiwniakom wierzącym w skrzynie pełne złota uśpione w ładowniach zatopionych transportowców. miękkość mchu wyrosłego między szarymi falami eternitu, zapałka rzucona w kierunku nadciągającej pirackiej armady. zwęglające się galeony z drzewa tekowego. rozdygotane serce małpki, której udało się umknąć przed pazurami.
-
Przeciwwskazane
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dziękuję. Kocham szczerze i prawdziwie, mocno i uczciwie. -
Wyłaz
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dziękuję wszystkim Państwu za tak miłe słowa. -
tak wiele osób stwierdziłoby (łamane na: wycharczało), że nie powinno nas być, że "razem" oznacza radioaktywną pustynię, poemat zakończony młotkiem, nie puentą. a nasza miłość jest światotrwała, ozoroodporna! i tak bardzo cierpię, gdy się prztykamy, świat zdaje się być latarnią magiczną, do której ktoś zwymiotował, powietrze kamienieje, a wszelkie rzeczy materialne idą w grudki. i dławię się tym granulatem. dobrze, kończę wspominanie nieprzyjemnego. wolę zanurzyć się w kwiatostan. a wrogom naszego Uczucia szczerze życzę, żeby byli jak Benny Hill. tacy zabawni? nie, zostali znalezieni kilka dni po śmierci, rozdęci i sini.
-
jasność zaprzęgnięta do bezlitosnej walki z chandryctwem! kantaty zastępujące wszechrozbrzmiewający muzak! właśnie, pomimo, iż do Bożego Narodzenia jest jeszcze sporo czasu, przyszli do nas kolędnicy-jasełkowicze. aż uginają się, spoceni, pod ciężarem kilkudziesięcioletniej szopki. z sapaniem stawiają lakierowane skrzynisko na środku dużego pokoju. przedstawienie czas zacząć! diabełek wysuwa łuszczący się z farby, pomarańczowy język, Śmierć robi zamaszek kosą na zardzewiałej sprężynce – i pstryk! – głowa Heroda wystrzeliwuje. nieco za mocno. turla się pod komodę. raczkuję, macam. jeju! co u licha? zamiast drewnianej łepetynki – cud! – wyciągam zwinięte w kłębek... kociątko. uśmiechasz się, kochanie. w tej magii nie ma nic ponadnaturalnego – mówisz przejmując ode mnie kiciulka-dzidziulka. i dzieje się wielkie święto: moje wyżyny lekko i z wyczuciem napływają na twoją nizinkę.
-
impresja narodowa długo i z radochą błotnili się w tej swojej pieczarze. dobrze im się tam wiło, poczciwie. aż tu – jasności się zachciało, stolictwa. podchlapali się więc, piąte przez dziesiąte, w nieco świetlistym strumyku, pooddrapywali z kufająt płaty brudu – i hajda! – zdobywać serducho kraju! wyfircykował się, jeden z drugim, wykrochmalił gardło, aż ledwie głos mógł wydobyć. nacierała owa czeredka z ambitnym zamiarem: obsiąść zamek! i pałac! każdy, jaki się tam napatoczy! królem tam zostać albo co najmniej wiernym służalcą! ledwie za plecami znikł znak drogowy z nazwą miasta, patrzą, a tam: uuu, żałoba w pełni. z Wisły wyłowiono martwą syrenę. bez miecza i tarczy, za to w stanie zaawansowanego rozkładu. łysą, bo loki już dawno musiały się odsklepić, spłynąć hen, w skandynawskie fiordy. czasy chyba się dokonały, gołąbek apokalipsy, dotąd uważany za kryptydę, albo co najwyżej za potulne zwierzę kruchciane, właśnie się materializuje w otoce makabry! oj, tylko patrzeć, jak abortowane dzieciątka powrócą niczym Walkirie, z mieczami i w zbrojach, by siec skrobaczy, a z gejów, za karę, zaczną wychodzić jadowite mamby! może nawet sam Jan Paweł odrodzi się jako grająca sentymentalną nutę pozytywka-Wernyhora albo przynajmniej pod postacią gorejącego krzaczka, palącej się i rozgadanej z emfazą porzeczki. pęczniało na transparentach i w ustach. rosły oczekiwania, dudniły radiowe głośniki, szczekały ambony. aż tu, przy fałszu fanfar, z odmętów wyczłapał, pokryty łuską, towarzysz Bierut. rozejrzał się niewidząco, po kociemu zwinął w kłębek. nie zionął ogniem, jak się spodziewano, nie cuchnął, o dziwo, siarką. zalatywał nieco czosnkiem, ale to chyba żaden złowróżbny omen, zapowiedź wytęsknionej hekatomby. nowoprzybyli, z kwaśnymi minami, zaczęli na powrót okrywać się błotem, wcierać w siebie mokrą glebę. sarkali, że chromolić taką miejskość, co tylko uwiąd i rzędnięcie min powoduje. że lepiej wrócić pod włosy swoich kobiet, w bezpieczny, cichy puch. dołączyło do nich paru równie rozczarowanych stoliczan.
-
2
-
Eden, chociaż cały w głazach. chwila nieuwagi – i można rozkwasić cztery, albo pięć liter, nałożyć głową czy nosem, przypłacić zębami chęć wspięcia się ponad tłumy traw o pazurzastych źdźbłach. idylla, ale powstała jedynie w celach dekoracyjnych, raj, gdzie sny są niczym żaróweczki zatopione wewnątrz brzuchów mumii, aby oświetlały wędrowcom drogę pomiędzy rozpadlinami (trzeba stąpać ostrożnie, wystrzegać się lekkomyślnych kroków, ciągle mieć na uwadze, że chłodnie-otchłanie mogą rozewrzeć się pod nogami w najmniej oczekiwanym miejscu). tak widzę ten ogród, gdy ciebie w nim nie ma. to kontener powitalny, czartowski, mało zabawny absurd kiełkujący z innego absurdu, przeklęte państwo rządzone przez błazna o nazwisku Okiełbasa. to impreza w szlamowni. ...wypatruję komet powitalnych. z zamkniętymi oczami. wabię cię snopem pluszowych iskier, jakie wręcz wystrzeliwują spod czaszki. chodź, przenicuj dzikie i paskudne skałowisko, wywróć mój wzrok na drugą stronę. nakarm język.
-
2
-
Apotemnofilia
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Berenika97 Dziękuję. -
wracaliśmy z dyskoteki. noc była tak ciemna, że nawet światło latarni, o księżycowym nie mówiąc, nie miało siły przebić się przez gęstą zawiesinę. mrok, jaki można by jeść łyżkami! nagle jedno z nas, zorientowawszy się, że całkowicie obca osoba siedzi na miejscu kierowcy, podniosło lament (wybacz, średnio pamiętam – ja pierwszy zacząłem się drzeć, czy ty). co pan tu robi, jakim cudem dostał się do wnętrza rozpędzonego pojazdu? świr jest z pana taki, jakiego w filmie Autostopowicz grał Rutger Hauer? potniesz, pokroisz, gnoju? odciąć, odrąbać niepotrzebne, pozbyć się tkanki nowotworowej, zbędnej kończyny! wykopać nieproszonego gościa na zbity pysk! – wołaliśmy na zmianę, przekrzykując radio. mężczyzna niespiesznie odwrócił ku nam głowę. spojrzał tak prawdziwym wzrokiem (pomniki tam były, całe miasta z litego granitu, betonowe drzewa!), że w mig pojąłem, kto tu jest na gapę, na doczepkę. ja, nie on. mimo wszystko ciągle obmyślam, jakim cudem tak szybko wypchnąć go i samemu zasiąść za kierownicą, by nie spowodować wypadku. bo ciągle jedziemy. trwa czas przeszły.
-
jak rozumiesz metaforę "rzucaliśmy się podwórkami"? uznasz, że... narkotyki, nonkonformizm, czy inna tego typu trująca kołdreka, którą można naciągnąć sobie aż pod krtań? bo wiesz, to, co tam zawarłem jest nieco strzępiaste, pali po pierwszym zażyciu, później – wywołuje przyjemne uczucie odrealnienia, platyny rozmijającej się o lata świetlne z kamieniem, wody parującej z sadzawki, wrażenie skraplania się owej mulistej i przebakteryjnionej cieczy, jako drogie perfumy. z czym połączysz obrazek, po otrzymaniu którego wraca się do siebie zygzakując i z tremolo na ustach? będzie impulsem wiodącym na barykady, energią powodującą chęć zdobywania zewnętrznych ścian wieżowców i to bez asekuracji, czy rozrośnie się jako roślina, której najbardziej żywą częścią będą kolce? wątpię w drugą ewentualność. uznasz to za atrybut nie do przecenienia, szorstką, ale niezbywalną cechę? wiem, że tak.
-
2
-
Obiekt meteoryczny
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Berenika97 Dziękuję. Fakt, to jakby...ekfraza nieistniejącego obrazu. :) @wierszyki Wiem, ale to absolutnie zły trop, w tym wypadku. jestem antyteistą i hedonistą :D @huzarc Dziękuję za piękny komentarz. Fakt, staram się nie pisać głupot, szanować przed e wszystkim Odbiorcę. -
to płótno dosyć znanego malarza, obraz... przedstawiony w formie skrótowej, będący ledwie streszczeniem pejzażu. nie wycinkiem, cząstką, ale zdefiniowaniem jego esencji, opowiedzeniem jej lakonicznie i półgębkiem, na ucho, ledwie słyszalnym szeptem. widzisz? kometa przeżera płótno na wskroś, świetlista smuga przecina krajobraz od lewej do prawej. co za przestrzał, przestrzelina! tak wiele nie zostało ujęte, na przykład mężczyzna, który podąża w ślad za ogniem, gasi śliną iskry, zalizuje oparzeliny żywej tkanki, jaką jest widok.