-
Postów
230 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Florian Konrad
-
zadziwiające możliwości języka: projektowanie i murarka. tworzenie przepaścistym slangiem katedr o sklepieniach kryształowych. niekonstruktywizm, wznoszone, ściana za ścianą, budynki będące niczym wrzask. bezdźwięczny. bo w chwilach rozpaczy i załamania, bezsilności, wizualizuję sobie nóż wchodzący w brzuch. nie mam, oczywiście, zamiaru dokonywać samookaleczenia. wystarczy obrazeczek: ja obarczający siebie każda winą. fizycznie. spirytysta, któremu udaje się wywołać jedynie borsuki, nawiązać kontakt z zapomnianymi shih tzu, nigdy niemającymi imion wiewiórkami, pokutnik biorący do ust wyjątkowo cuchnące śledzie... te, jak im tam... Tranströmer. sorry – surströmming. ja cały w pomyłkach, chroniący się przed ciskanymi z wyżyn cegłami o blaszanych krawędziach (kto rzuca?), człowiek – symulowany kontrast (taktyka obsianej ziemi versus naprawdę wykańczające czarnowidztwo). opisz to, ujmij w formie dialogu.
-
4
-
bez obaw, ten rodzaj wiatru rozwieje wszystko, nawet ślepą wiewiórkę, która tak rozczulająco grała "Hallelujah" na keyboardzie, że nie sposób było nie polajkować filmiku z nią, dziewczynę, co przebrała się za PIN, aby zamieszkać w karcie kredytowej matki, i pana, o którym powszechnie wiadomo, że jest praktycznie opustoszały, ale ciągle zgrywa wypełnioną po brzegi salę bankietową (taniec androida na szkle, aż szkoda gadać), i konserwatystów o kotwicowiskach w głowach (nawciskać by łobuzom, aż by im w tkanki poszło!), nupturientów, technofobów, inne ludziki o śmiesznych ksywkach. może to banalne, ale umrzemy jak Dawid Ogrodnik albo Stefan Niesiołowski. bo przecież każdy Niesiołowski kiedyś umrze: ten w tobie, ten przezroczysty i eteryczny we mnie. wzmaga się wietrzyk, przez podworzec ciągnie wymuszona procesja. specyficzna wilgoć w głosach zawodzących deptywaczy. balsamują mnie tym, werbalnie. próbuję się wyrywać. rolls-royce wpadł w poślizg, sunie bokiem wprost na drzewo. sama zdecyduj: jest zabytkowy, czy zabawkowy.
-
Adriaan Arisz oddaje ukradziony płaszcz
Florian Konrad opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
i nadchodzi czas pojednania, wybacza się ślepcom odkupiającym winki (R. Niemowlakiew przysięga, że już nigdy nie obrazi, F. K. Noworodczuk zarzeka się, że ostatni raz poszedł w tango). tak wiele dobrego dzieje się we mnie. choć, jak zawsze, widzialność dobra do słabej (chropowate określenie, jakie podchwyciłem z radiowej prognozy pogody, jest takie adekwatne!), chociaż ciągle podpisuje coraz bzdurniejsze ustawy nieobieralny, wieczny prezydent, samostanowione zło. ale ten czort nie jest skończonym cynikiem, nie powie z doklejonym uśmieszkiem komisanta, że "resztki mózgu na kierownicy i desce rozdzielczej wcale nie świadczą o wypadkowej przeszłości pojazdu". on to de facto nachodzące na siebie obrazki: mężczyzna zlizuje barwy z kolorowanki, by zastąpić je własnymi, kilkulatek planuje włamywać się do domów, by zabierać bezwartościowe bibeloty, zamiast nich – zostawiać precjoza, ktoś mało widzialny śmieje się z czerni. w czerni.-
2
-
tak, wkraść się, zwariować wprost w ciebie! i cieszyć się jak dziecko z faktu, że wszystko poza nami jest ponuklearną groteską, rzeczywistością, która została przeznaczona na przemiał, bo zagnieździły się i opanowały ją nieśmieszne, kamienne krasnale o ubrokaconych mordach, bo to wyścig Schlörwagenów. bez mety. aż chce mi się pozwiększać poziom jego absurdalności, wejść z impetem na salę plenarną kompletnie sprowincjonowanego Sejmhedrynu i krzyknąć: "bęcwały! zamiast Łukaszenki skazaliście na ukrzyżowanie Majkę Jeżowską!", w jedynej działającej restauracji zamówić... mięsną agrafkę o smaku wątroby Leonardo DiCaprio, dorysowywać uśmiechy zaśmiecającym ulice pastelowym mumiom, pisać kwietne słowa na żuchwach fosforyzujących szkieletów, umierać z zachwytu, że widzimy się po dzikszej, bardziej drapieżnej stronie. że jest to graniem w łapki. po zażyciu lofentanylu, a wszędzie brzydko i opacznie, gdzie nas nie ma.
-
3
-
często myślę o krzewie. tym, który wyrasta między nami. jego istnienie jest jakby... a, pozwolisz, że pójdę w obrazową i szaloną metaforykę. to jakby na bazarze w Indiach, pośród wielorękiego chłamu dla turystów, dostrzec złoty posążek. nie bogini Kali, nie Sziwy, ale przedstawiający... mnie samego, w dzieciństwie. tuż obok – drugi, o twarzy dojrzałego mnie. i kolejny, wyglądający całkiem jak nigdy nieistniejąca rodzona siostra. czwarty: żona. to otwieranie oczu, ust ze zdumienia widząc hipnotyczny taniec figurek, pytanie się w myślach "skąd to tutaj?". ten krzew to taki właśnie uświęcony szok, niespodziewany dar od losu (nie kosztowało nic, ponadreligijne precjozum). a każdy czas, gdy nie istniał, wszelkie, nawet wiosenne chwile bez niego, były niczym szatkownica do lalek albo autokanibal-miłośnik Arki Noego, co, z sercem na dłoni i z płuckami w drugiej, podgryzał się, fałszywie nucąc "Się je je, się je je". i jadł. i natychmiast trawił. tak: to piękna i hipertrwała roślina o korozjoodpornych liściach, łodygach. również czujesz, jak tętni w sercu nasz wspólny mechanizm. jak puszcza śrubki-pędy, które spajają rzeczywistość.
-
3
-
Muskacze chmur II. Z języczkiem.
Florian Konrad opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
przyciągnij je do mnie z wyżyn. włóż do ust. chcę poczuć zawarte w nich przestrzenie, wizję, fonię, infradźwięki. sam nie jestem w stanie osiągnąć dostępnych tobie pułapów, patrz: kloacznieje mi się z hedonizmu, głowa mimowolnie wpada do miażdżarni i zostaje sprasowana denkiem butli, w której przelewa się przyziemne. nakarm mnie rozdrobnionego. znowu miało miejsce wahnięcie molekularne, poziomy na chybił-trafił przywarły do pionów, góry nie tam, gdzie trzeba sprasowały się z dołami i widzisz, co wyszło: ocknąłem się na Biegunie Polskonocnym, we Włodawie, stolicy Arabii Kanadyjskiej, największego państwa Afryki, zamiast dłoni mam książki, a do gardła przyrosła mi świnia. rusza się, żyje we mnie, wierzga. pułki trumpoidalnych cyborgów, strosząc druciane zaczeski, ciągną pod Smoleńsk, łuny odbijają się w kaprawych oczkach Wołodii, demonstranci padają rażeni bronią soniczną, a ja próbuję jakoś poskładać w głowie ów hipergalimatias. pomóż, choć wszystko notorycznie dezintegruję, ustawicznie kaszanię. nakarm mnie klarowniejszymi widokami, zmień sposób postrzegania rzeczywistości. zrozum, gdyby każde z nas było obrazem, nosiłabyś tytuł: Nimfa przed kryształowym zwierciadłem i była pędzla Vermeera, ze mnie zaś byłby: Dyzma Bończa-Tomaszewski masturbujący się parafinowym odlewem dzioba łabędzia niemego (autor nieznany, akryl na płótnie). zdejmij, proszę, kilka chmur. nasyć mnie. bo jak na razie; wieczorynki we krwi, okruchy szkła zalegające w żołądku. -
Mohamed Atta pisze z zaświatów, że żałuje i przeprasza
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Domysły Monika Dziękuję. To nie surrealizm, to cały ja... @aff Dzięki. -
możesz poczytać to za kipiącą od patosu drwinę, ale jest wręcz przeciwnie. mój skażony jadem ozór podchłeptał fundamenty, nadkruszyły je ślepe paluchy. i runęły żelbetowo-szklane konstrukcje, podwójna, zrośnięta sama ze sobą wieża obróciła się w gruzy. oboje wiemy, że czasami, by rozmawiać ze mną, wartowałoby mieć na sobie kapuzę kwasoługochronną, czy wręcz kombinezon przeciwpożarowy, porozumiewać się na migi, do tego - przez ścianę. a przecież, choroba, nie tak miało być. żaden fragging, podpiłowywanie gałęzi, na której się osiedliło. doprawianie, zamiast trucia. szlachetność, nie szlachtuz. widzisz, kurczę, bycie romantykiem to w moim przypadku emotki zmieszane z wymiocinami (tak bardzo mdli, gdy sobie przypomnę, jak zdarza mi się zachować). to bajka o grających w nogę dzieciakach, którym piłka wypadła za ogrodzenie. podnoszę, obdzieram sobie głowę ze skóry, naciągam na wspomnianą piłkę, po czym wykopuję ją z powrotem na boisko. macie, miłej zabawy, skończcie mecz. zaraz, czemu rozbiegacie się z krzykiem? zostańcie, będzie fajnie...
-
Femdom
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Leszczym Coś Ty :) -
Muskacze chmur
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Łukasz Jasiński Dzięki :) -
wyciągają się opuszki, paznokcie. dziewczyny rasy polska zwisłomózga, chłopaki mający świniuteńkie myśli, wielolatkowie o wzdętych od dumania trzewioczaszkach pragną tego samego: wgryźć się. dotykiem. a przecież to jakby przejechać palcami po rozgrzanym oleju! ten raik ma bramę z surowego mięsa, jakkolwiek głupio to brzmi. co za nią? edeniątko, niby stąpanie po kruchym lodzie, loteria, na której możesz wygrać nieruchomość. żaden los nie jest pusty! albo trafisz dom za miliony, setki tysięcy, dziesiątki, albo, przy odrobinie szczęścia, wylosujesz budżetową wersję, willę, której koszt zbudowania wyniósł 55 złotych, czy pałac za jeszcze mniej, mieszkalną atrapę ze sklejki i twardego błota. wzwodzą się paluchy. tymczasem mój dziwny przyjaciel (z wyglądu – trochę jak Jahwe, tylko bardziej kosmaty) podszeptuje, że nie warto. czort tam ze związkami, zakładaniem stadła, chromolić dusery, łamanie sobie głowy i serca, tulenie rozgrzanej do białości blaszanej tarczy (ma rację, tym w istocie jest niefortunnie ulokowane uczucie, czy związek bez przyszłości). że lepiej spojrzeć niżej, pod but, znaleźć taką maleńką klapkę, podnieść ją. i odkryć świat wartościowszych chmur, tych całkiem spod gleby, krainkę, do której wmykają się prawdziwi wagarowicze aby roztrwonić, rozdzierzgnąć, co tylko się da.
-
"Gdyby do krańca jaskini dotarł promień słońca, oświetliłby w mroku pół-człowieka, pół-roślinę, dziwacznego stwora, który chciał pójść do ludzi, a zarazem nie czuł się już jednym z nich." Tomasz Małyszek Kraina pozytywek ... wyłoni się takie cudo – prosto w ciebie, kochana. abyś przeraziła się ze śmiechu. a potem – stłukła na kwaśne jabłko jego wszystkie fobie i gorsze defekty charakteru, pobiła w drobny mak fetyszyzmy i szklane pęta. niech gapi się prosto pod żebra, pan nagnijmorda, spogląda roznamiętnionym wzrokiem na swoją dominatrix, odbija się w jej oczach mniej rozwidlony, rozstajny. spraw, by zeszło z niego zbyt gorące powietrze, rozchmurzył się, pan nadmijmorda, zaczął jeszcze częściej żartować, prosić o rzeczy tyleż słodkie, co nie do powtórzenia w towarzystwie (pojawią się tam słowa "pochłoń","wywilgocone"). pozwól mu być w rozjazdach. coraz dalej od siebie (każda taka eskapada będzie, paradoksalnie, scalać). bo życie jest niczym więcej, niż dość sporą walizą, z której aż wysypują się paradoksy. i, jeśli nie chce się całkiem zgłupieć-spotwornieć, trzeba koniecznie rozpatrywać problemy typu: "Jak przygotowuje się wulgaryzmy pod wynajem dla studentów?", czytać "O skutecznym przemiałów sposobie". trzaśnij go tak mocno, aby zaczął do tego stopnia fantazjować, by aż szyby w jego pokoju zmieniły się w obsceniczne witraże (na jednym – domina w zieleni, zaraz obok – stojący na jednej nodze nagus, któremu z ust wylewa się komiksowy dymek z ostrzeżeniem, by uważać na noce, bo wtedy właśnie chodzą czyściciele obrazu).
-
Niewyludniony
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Laura Alszer Dziękuję serdecznie. :) -
Tryptyk
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dziękuję. Piszę, piszę i przestać nie mam zamiaru. Jakże pięknie jest móc wyrażać wierszami miłość do swojej Ukochanej! Oczywiście jeśli ze strony Państwa wpadnie jakiś miły komentarz, to spoko, ale wiadomo: bliższa ciału koszula. Najpiękniejsze i najważniejsze, że Jej się podobało. -
wyznać, że pragnę być twoim nałogiem? banał! do tego zahaczający o opresyjniactwo i grafomasakrę. lecimy więc w poezję współczesną, znaczy – po bandzie! chcę być twoją... pętelką. nie samobójczą, jeny! taką do oka, które posłuży za guzik. poczekaj, ten koncept nie jest tak durny, jak mogłoby się początkowo wydawać: oto otwieram się, cały, rozchylam delikatną męską esencję, a ty wkładasz we mnie oko, swój równie łagodny, żeński pierwiastek. i widzisz poskręcane i mokre uczucia, treści nie do ujawnienia nikomu innemu. i teraz – pejzaż we mnie, że tylko pozazdrościć: po ośnieżonych koronach drzew, nie jak lis, ale podobnym do jego ruchem, przemyka poblask. kraina mrozu zostaje tknięta czystym promieniem, w podskórnym mieście padlinnik wychodzi z piwnicznej izby, zrzuca klejące się do ciała szmaty, obmywa się w kałuży. gdy założy coś schludnego – pójdzie wymówić robotę, grindcore'owy zespół Deepthroatism przestawia się na granie świątecznych i urodzinowych piosenek, w ciągu zaledwie paru chwil zasklepiają się rany na ramionach wokalisty (cięcie się – to czysty kretynizm, podobnie, jak skwierczenie gardeł – uznaje łagodnik-neofita). krajobrazy, jakie noszę, zostają naprawione, jakby były wymagającym przestrojenia radiem, które jedynie szumiało-charczało. błysk zmywa dźwiękową mamałygę, wszelakie butwy są traktowane światłem, to co złe staje się turystyczne, jak kuchenka. i lezie na bezpowrotną wycieczkę wniwecz, pod but, by być rozsmarowane podeszwą.
-
Jeśli nie ma dobrej poezji...
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Bożena De-Tre Dzięki. Żaden ze mnie nauczyciel, śp mama uczyła chemii, fizyki i matematyki :) @aff a ja pierdzielę pobór, jestem obdżektorem @Laura Alszer noo, fakt: aż płonie wiersz, a ja razem z nim. @Domysły Monika unosi mnie miłość. nie mam więc najmniejszej ochoty znów pisać mrocznie. maj w moim sercu, nie noc polarna. -
Jeśli nie ma dobrej poezji...
Florian Konrad opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
...bez odwołań do klasyków – z tego miejsca oświadczam: pragnąłbym cię tak samo, gdybym był Seneką, Ezopem, miał wygląd potwora Frankensteina, czy samego Quasimodo! chciałbym, by rosnąca mi na twarzy broda Arystotelesa lśniła od twojej intymnej wilgoci, palce, którymi napisałem wszystkie starożytne teksty, baśnie braci Grimm, Pochwałę głupoty i powieści detektywistyczne, zanurzały się w twoje zagłębienia. niech moim, wnikającym w twoje piękno językiem mówią Attyla, Scypion Afrykański Młodszy i Ptolemeusz, w czujących woń twojej skóry nozdrzach klują się Tomasze z Akwinu, Markowie Aureliuszowie, a nawet sam Bernard Gui! chcę cię pieścić będąc Kantem i Wolterem, Tacytem i Magellanem, przytulać się po konfucjańsku (jakkolwiek miałoby to być). tylko ty się nie zmieniaj, nie odchodź w przeszłość. wiem! skaż mnie na dożywocie! przy sobie. nie będę czekać na wzruszenie procesu. myślowego. na zmianę decyzji. zabierz mnie stąd. na ile się da. chcę zwariować. prosto w ciebie. -
Tryptyk
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@ViennaP Dziękuję serdecznie i... odwagi! Nie gryzę. -
"Sprawstwo kierownicze" a chromolić wszystko, na co nas nie stać! zatem – żaden window shopping, ani Get Rich, or Die Tryin'! podążaj moją ścieżką – radzi twój osobisty Kesuke Miyagi, trener rozchwiania osobowości, guru szczeniactwa! odwracaj się (bez pogardy, bo i po co ona) od paniuś z kuriozalnie drogimi torebkami, mającymi na pyskach Diory, Chanele, Cartiery, w gardłach – pozłacane guzy od Tiffany'ego, podobnie, jak ja (nieco ostentacyjnie, przyznaję!) zawsze odwracam głowę w przeciwną stronę widząc kawalkady, grupki, zbiorowośki motocyklistów (wiem, mało to dojrzałe, ale naprawdę nie chcę dowartościowywać właścicieli chromotoczydeł swoją uwagą i, nawet niecielęcym, wzrokiem). pluj na ferrari, którym nigdy się nie przejedziesz, nawet jako pasażerka, oraz na szmaciarskie gazety o szmatach, tak, jak ja pluję na blacharską literaturę dla męskich blachar (Motor, Świat motocykli), pardon, rzygaj na willę na Mauritiusie, w której sobie nie pomieszkasz. może brzmię teraz jak Tyler Durden, ale przyznaj: mało prawdopodobne, że zamienisz się z Rihanną na konta bankowe, mój tato trafi upragnioną szóstkę w totka, a ja znajdę na ulicy nowe prawo jazdy i kluczyki do rolls royce'a. ... a teraz najważniejsze, czego muszę się nauczyć, do czego zmusić: do niemyślenia o wspólnej przyszłości z tobą. bo będzie nam dana podobnie jak działka na Wyspach Kanaryjskich, drogi apartament w przereklamowanym familoku pod adresem Złota 44. wiem: w każdym pocałunku zawiera się półrocze, codziennie rośnie w nas mały, dający się w pełni poznać i przytulić, świat-Furbie. teraźniejszość jest piękna, ziszczona, niemeandryczna. ale wyciągają się spragnione i wilgotne dłonie. po więcej. I want it all and I want it now. ...no już, dalej, siepiesz, roztrzaskujesz marzeńka, przecinasz opony nieistniejącego maserati! – powtarzam w duchu. zapełnia się mój dziennik ćwiczeń tresurowych. wyrabiam w sobie magiczną chwilowość. "Zowąd" nieruchomiejemy. zamczysko wyrosło nagle na środku drogi i gapi się bezczelnie czernią, wlepia w nas poszybowe, okienne dziurska. jest niedokończalne, wiemy to. wielkie i majestatyczne NieMożna, przestrzeń broniąca się przed zasiedleniem i tym samym obłaskawieniem jej. to budynek, którego architekt nosił żałosne nazwisko Ktoinnik i był tak mały, że wtapiał się w deskę kreślarską, linie poprzecznie przerywane na tablecie, znikał pomiędzy pikselami na matrycy laptopa, a jedyne, co stworzył, to właśnie Bezbastion, budynek-rozwiewanie się, warownię będącą jak śmierć dwa kroki przed metą, w której przebywanie mogłoby być równie upokarzające, co aplikowanie na stanowisko pomocnicy sprzątaczki w biurowcu, przejście rytuału inicjacyjnego polegającego na zjawieniu się w środku nocy i, pardon, obciągnięciu wszystkim, stojącym nago i w kółeczku biznesmenom. i nie dostaniu angażu. wzwodzi się most wzwodzony, a my korygujemy kurs. jak najdalej od niegościnnych murów. nie chciano nas, więc i nie będziemy na siłę wieszać w mroźnym powietrzu szklących się żyrandoli, ustawiać kandelabrów na skutych mrozem atłasach. unosimy się honorem. całujesz – wiosna rozrywa się na zielono. spluwam – gaśnie zamek. "Chybaby" jakaś nie za bardzo męska tęsknica rozełkała mi się między synapsami. staram się więc pocieszyć, bawię koralikami wytarganymi z fazy REM. "Wayne Weston jest opalony i ma klatkę piersiową natartą olejkiem.", "W pewnej warszawskiej restauracji, jednej z najdroższych na świecie, jest serwowane specyficzne danie: ser owinięty w inny rodzaj sera.". naprawdę przyśniły mi się te zdania. nie pomaga na chandrę? no to wymyślam bezkrwawych ludzi, którzy muszą ukrywać, podobnie jak wampiry i wilkołaki, swój odmienny od w pełni ludzkiego stan: że są niemal pustym w środku mięsem, że jedynie przepływa w nich, góra-dół, od krocza po krtań (i, tym samym, napędza) maleńka, niezłota rybka. już lepiej. czuję, że przyszła noc będzie obfitowała w prawdziwie nieziemskie marzenia senne: przyjdziesz, kochanie, z igiełką. przekłujesz muskuły pana Westona, ciśniesz serową kulką w moje podbrzusze. drapieżne zwierzątko zatrzepocze płetwami, wyszczerzy ząbki.
-
Immisja
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@aff Również pozdrawiam. -
Immisja
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@aff Dziękuję. Tak, to erotyk dla mojej Ukochanej. -
to oddziaływanie przynosi wyłącznie pozytywne rezultaty: im dłużej poruszam się w głębi własnego ciała, tym bardziej się roznamiętniasz. otwierają się zapadnie ukryte pod kaszmirowymi dywanami i ukazuje się sieć tuneli o pastelowych ścianach, podłogach wyłożonych płytkami z leguminy. jeju: setki tajemnych przejść, korytarzy! a wszystkie wiodą w jedno miejsce: na podziemny plac zabaw, do Eurodisneylandu tylko dla dorosłych. gdzie sen bywa tak głęboki, że niemal wytrawia oczy i zaczyna się widzieć całą powierzchnią skóry, gdzie będę niczym mały chłopiec, co właśnie odkrył przemijalność. i drwi z niej, pokazuje gorący język. gdzie zacznę pracować jako fotomodel. albo fotomontaż (widzisz te tatuaże dospawane w Photoshopie, te skaryfikacje na wypowiadanych przeze mnie słowach?). tak łagodnie wpływamy na siebie, kochanie. pomimo ziejących rozpadlin i ponad podziałami (nawiązywanie poprzez kontrast!). idziemy do nieoswojonego parku rozrywki wznosić toast kubkami babyccino z dolewką czystego spirytusu, rozmawiać czule. obrazami. łączyć się. niedosłownie. nieskromnie.
-
to wyłącznie nasza, intymna kraina, gdzie jesteśmy przenikani całymi salwami światła, lecą przez nas na przestrzał promienie zakończone kropelką i serduszkiem, gdzie swojskość aż wylewa się poza granice przyzwoitości, a romantyzm ścina chmury lotem koszącym. wejdź tu głębiej, proszę. bo każda miejscowość bez ciebie jest jak słoik pełen (sic!) próżni, w dodatku stojący na półce w nigdy niezbudowanym domu na resorach, chałupie miotanej wiecznymi konwulsjami. chwile bez ciebie – to pogrom rekreacyjny, dachowanie DiMorą Natalią, autem, co istnieje jedynie na renderach, a inni, nawet mili ludzie – cynicy witający kwiatami czołgi okupanta albo półgłupi stryjaszkowie opowiadający jedynie puenty kiszkowatych dowcipasów ("...a wtedy Kopernik mówi białogłowie: '- jeśli nie możesz tego – połknij astrolabium!'"). chodź bliżej. naprawiać rozstrojności, zostawiać świetliste tagi na murach, moim podniebieniu, na ekranach akustycznych. niech każda nasza rzecz będzie markowa, wyprodukowana w konsorcjum CDN.
-
Ulęgle
Florian Konrad odpowiedział(a) na Florian Konrad utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Laura Alszer Dziękuję. @beta_b Mi zmieniło -in plus. -
a teraz będzie o przyleganiu, tak silnym, że aż odciskającym słodkie i pożądane piętno. wróć: piękno. widzisz? twój hip hop wypala ślepia mojemu black metalowi, filmy o miłości, które lubisz ścierają na proszek dzieła Jodorowsky'ego, horrory i Świat według Kiepskich. po ścianach, niczym prąd, rozchodzi się, coraz bardziej blaknący cień Alexandra Veljanova, tam znów - rozpuszcza się Varg Vikernes o przeciętych strunach głosowych. gaśnie niepotrzebne i będące całkiem nie na miejscu, ponure gromnictwo, mania samobójcza, z którą zmagałem się przez lata, to teraz wymusowany szampan dla dzieci. złe idzie rozbrzmiewać w ciemnościach - i zostaje kompletnie wyśmiane. i nie ma to nic wspólnego z byciem pantoflarzem. po prostu dzieje się Właściwe, Upragnione. doświadczam uczucia, które mógłbym porównać do tego, jakiego zaznałem, gdy wreszcie, po miesiącu od przywiezienia do domu, udało się uruchomić komara sport, którego dostałem od wujka, do pierwszego wyrwania się. mam w sercu to samo, co wtedy, w dwa tysiące drugim roku: jest wyczekana wiosna, młode słoneczko, mała i przez to urocza, niezależność. i kiełkowanie. w końcu dzieje się Normalnotorowe.