i chociaż porzucisz znajomość jak buty
nie zdrapiesz kolacji we dwoje okrutnej;
bo jeśli choć trochę ma jeszcze zależeć
nie zerwiesz obrusu bo jest po obiedzie
jak dziura w podeszwie przetarła kalectwo
pod górę przez paszcze wędrując od niego
gdy tenże w spojrzeniu zachował sumienie;
nie schodząc nie wodząc, jakoby kamienny
lecz czas jak bez miary popędził przed nami
nie słuchał przymusów, bez kursu przegrany
zatrzymał nas jednak przy miejscu z kurtyną
gdy dostrzegł nieważkość skrzydełek motyla
Co tu robić - czasu dużo,
a wieczory taak się nużą.
Co ze sobą, gdy bez życia?
Leżę, patrzę; ciężko myć się.
Jestem, bo się w lustrze widzę.
Więcej?.. - Napisać nie idzie.. :-/