Kochaj, żyj, bo póki jesteś,
ma znaczenie Twoja kawa,
Twoje łóżko, jego dłonie,
jej skóra i nasze usta.
Kochaj, żyj, bo póki oddech,
płuca łapią jeszcze dzisiaj.
Póki jest Twoja ulica,
otoczona drzewem.
Póki nie ma na niej krzyży,
cmentarne powietrze ciężkie.
Kochaj, no i patrz jej w oczy,
Póki jeszcze nie oślepłem,
by był błękit, było życie,
była wiara w rzeczy wieczne.
Co się nigdy nie stanie,
ale gdyby upadło miasto,
jak tama, przesz szpary,
wylejeją się wszystkie strachy,
Ciernie postrzępią stolice,
a ktoś będzie klaskał, ktoś będzie się śmiał.
A gdy upadnie najsmutniejsze miasto,
które dziś piersią nas zastawia.
Ma w opiece Twój ogródek,
Twój spokojny spacer z psem.
Ma w opiece biblioteki,
ma w opiece kawę.
Stoliki w kawiarni małej,
gwar ulic, co widzisz ciągle.
I gdy zatańczą po słowach,
płomienie garniturowe,
gdy przyjdzie zostawić dom,
szukać miejsc, gdzie będę obcy.
Zostawię w piwnicy wiersze,
A gdy stąpi ktoś, stwierdzi, że może czuliśmy.