-
Postów
36 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Hektyczna
-
Smutek stały jest. Przychodzi i wytyka ci wszystkie błędy, Wszystkie chwile co coś znaczyły. W zamian oczekuje, że ofiara, którą sobie wybrał, zapłaci tuzinem słonych łez, wylanych do miekiej, lecz już przechłonietej tymi łzami poduszki. Nie odejdzie, gdy się nakarmi cierpieniem, Patrzy później, jak ten człowiek co z rana zawsze z uśmiechem na twarzy mówi Dzień Dobry, leży wyprany z jakichkolwiek uczuć nie odróżniając nędzy od bólu. Zaśnie wyczerpany swoimi myślami, Śniąc dalej o świecie, który więcej już mu tyle cierpienia nie sprawi.
-
Przebywają razem na jednej powierzchni. Mijają się co chwilę, leczy bez kontaktu. Dreszcz ich tylko przeszywa, Gdy pomyślą o sobie. Wspominając ostatni wieczór W księżycu blasku. Nie spojrzą sobie w oczy. Bo zbyt dużo wszystkim powiedzą. Każdy będzie wiedział, Że te dwie istoty są Nicią połączone. Ciągnięte do siebie niewidoczną siłą. Nagle Zwykłe dodawanie staje się problemem. A czytanie słów z papieru niemożliwym wyczynem. Czekają na złotą godzinę. By móc zajrzeć sobie w oczy, By znowu się do siebie uśmiechnąć. I dopiero gdy w końcu wyjdą z pracy, Będą mogli się nacieszyć chwilą.
-
Czy powiedziałam komuś czego tak naprawdę pragnę? Co wyrywa mnie z głębiny rozległego smutku i pozwala szybować nad kolorową zorzą. Pasie moje serce, które zaczyna bić szybciej A dusza jest uradowana tak jak, przy pierwszej nauce jazdy rowerem. Natomiast ciało jest w tedy w stanie bezgranicznego ukojenia. Tak bym opisała moje marzenie, które okazuje się być moja syzyfową pracą. Pchanie głazu po pionowej górze życia. Marzenie spokoju, który pozwoli zatrzymać moje nie opisane leki przed światem. Niby takie proste, a jednak nie osiągalne dla zbłąkanego młodego człowieka.
-
Jakże splamiona moja głowa, od tego społeczeństwa. Przesiąknięta żalem, nienawiścią do mojego sumienia. Duch mój młody, lecz tylko na pozór Bo w głębi gdzieś daleko laskę potrzebuje tak jak starzec proszący syna o mleko. Niniejszym ogłaszam, Bóg mi i wam wszystkim światkiem, że tego nie zmienię. Bo do ludzi właśnie straciłam nadzieję. Nienawidzę tych, co od szatana się wywodzą. Krzywdzą owce i nawet nie wiedzą po co.
-
Tak znienacka się pojawił. Rudy ogon, który lubi się bawić. Różni się od innych, co widać od razu. Pije mleko, bo od nikogo nie dostał zakazu. Swoją ścieżką jedynie kroczy, Bo nie lubi, jak sypią mu piach w oczy. Uwielbia prowadzić cały gatunek. Drogą, która nie przyjmuje wymówek. Pomimo tego, że wydaje się straszny. Bardzo chce stworzyć dom swój własny. Każdy od razu myśli, że jest chytry, Jednak dla mnie jest bardzo bystry. Podąża swoją ścieżką bardzo daleko. Chce odnaleźć krainę, gdzie leję się mleko. Trochę żałuję, że dłużej go u mnie nie było, Lecz nie zabronię mu się cieszyć tą cudowną chwilą.
-
Czuje już aromat liści i grzybni, Kiedy wychodzę na zewnątrz. Można pomyśleć, że to coś smutnego. Lecz dla mnie dla nowej studentki, Nadchodzi wielki przełom. Herbata będzie już inaczej smakować. Będzie rozgrzewać ciało po wieczornym spacerze. Na którym nie nauczę się zbyt wiele, Tylko będę się przyglądać jak w ludziach szczęście maleje. Z domu będzie, pachnieć jabłecznikiem mamy, Zrobiony z jabłek, które wspólnie zbieramy. To czas spokoju dla mojego taty, Który się wymyka do swojej leśnej chaty. Czas ten w roku lubi nas zasmucić, Ale czasem trzeba, by na nowo się obudzić. Tak jak wszystko kiedyś minie, Ale doceń, jaką daje ci cudowną chwilę.
-
My nie znamy granic. Chcemy coś mieć i to mamy. Mówią na nas najgorsze pokolenie A my po prostu, czujemy wyzwolenie. Zawiść, zuchwałość, zdrada To jest motto, które nami włada Bez empatii i szczerości, Mówimy głośno nie, wyznaniom miłości.
-
Mur postawiłam wiele lat temu, Nie do przebicia bez mojej zgody. Nie chciałam by ktoś wszedł do środka I narobił w moim sercu szkody. Wyjątek ostatnio zrobiłam, Pozwoliłam go powoli rozbierać. Nie wiem po co się zgodziłam, Bo nie jestem teraz wstanie się pozbierać. Teraz szybko został na nowo postawiony, I nikt już raczej nie dostanie mojej zgody.
-
Słowa to trudne do wypowiedzenia. Czuje wielką winę gdy do mnie są skierowane. Bo nie mogę ich powiedzieć nawet swojej mamie. Przez gardło mi nie przechodzą, jak garść gwoździ. Bolą i męczą te słowa miłości. Dziwi mnie jak niektórzy rzucają je bez zastanowienia, A mnie głowa boli od tego zmęczenia. Nie umiem i nie potrafie tych dwóch prostych słów wypowiedzieć. A chciałabym w końcu do niego należeć.
-
Nigdy nie wiedziałam jak przestać żyć samotnie. Trzymając strach w objęciu nienawiści. Jak królewski błazen, mój uśmiech nie gaśnie. Jak Werter uciekam w otchłań swoich myśli. Przybije teraz pieczęć moich żali, Obnosząc się przed światem ze swoimi problemami. Żyje tylko po to, by upaść do grobu, Nie mając marzeń I drogi powrotu.
-
Spokoju nie zaznam. Bóg miłosierdzi wszystkich, Co żałują nawet tych najgorszych. I razem ze swoim zabójcą, Będę tańczyć w niebie. I nie będę miała goryczy. Bo w tym miejscu nie występuje. Jednak czy to jest odpowiednie ? Człowiek co pozbawił mnie skarbu. Najcudowniejszego na świecie. Zabrał mi możliwości. I wysłał mnie w ramiona boskie.
-
Przyzwyczajenie do samotności, Do bycia nie kochanym, Do radzenia sobie samemu, Jest czymś co zmienia ludzi na zawsze. Brak zrozumienia, Odczuwalna jako coś normalnego. Rutynowe myśli, które wżerają się w każdą część ciała. Nieisniejący ból, który boli najbardziej. Paraliż przez swoje wymyślone niedoskonałości. Już nigdy nie będzie zaznane dziecięce szczęście. Już nigdy...
-
Drogi Janku! Nie opuszczaj tej ziemi, Za którą krew przelałeś. Zobacz! Zośka trzyma cię za rękę, Jak równy z równym. Chodź wie, że zrobiłeś więcej, niż ktokolwiek wymagał. Słucha cię teraz w milczeniu Jak opowiadasz. "Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei(...) A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei, Jak kamienie przez Boga rzucone na szaniec!" Słowa te dumę w twym przyjacielu wzbudzają. Więc nie odchodź,nie opuszczaj swych druhów, Którzy tak jak ty w pomarańczowych chustach biegają. Wszyscy na ciebie czekamy, W tym harcerskim kręgu. Trzymając się za ręce, Stoimy w milczeniu. Czwarta trzydziesci to twa przeklęta godzina. Czas tortury i upokorzenia, A czerwona opaska dodaje ci kolejne Zmartwienia. Cała Warszawa słyszy pawi krzyk On przebija serce twej matki, Która łzy wylewa nad zdjęciem twoim. Nie wie co ma już więcej zrobić. By odzyskać syna jedynego, Od mleka niedawno odsuniętego. Grób twój bedzie obwieszony Barwami tęczy z nieba . Upamiętniając skok w ramiona wybawiciela. Zostaną po tobie jedynie guziki, Jak to Herbert pisał. Więc śpij spokojnie. Nie bój się zapomnienia.
-
Wzięłam wdech i zaczęłam widzieć, Zaczęłam łapać to co mnie zachwyca. Czuje że zaraz się uduszę Ale w końcu wyszłam z cienia. Jeszcze stopami mroku dotykam. Muska mnie przyjemnym chłodem. Jednak się go tak bardzo nie boję, Bo ogonem objął moją głowę. Już tlenu mi brakuje w płucach A kolory się wokół mnie rozmazują. Znów ten przeklęty cień mnie pochłoną, Bo stęsknił się za swoją królową.
-
Nie w użytku Usta twe trawię. Lecz z pociechy Bo ciepło twoje dostanę. Rozbudzona niczym po wiośnie, Pragnę ciała oplecionego w liście. A włosy moje wiatr rozwieje, By tajemniczy mężczyzna miał nadzieje. Złudzić go będę jak rusałka leśna . Zatańczę dla niego wokół drzewa. Mrugnę okiem A także zaśpiewam. Chce jedynie patrzeć na niego A nawet go zabrać. Lecz muszę być ostrożna. Bo nie wiadomo Jakie Licho przyjdzie mnie ugłaskać.
-
Nie dla siebie, nie dla mnie
Hektyczna opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Płacze nad sobą, mój Drogi człowieku. Bo wiem, że nigdy nie będę tym, co serce by chciało. Zapłacz więc tak jak ja, Drogi przyjacielu, Bo odwagi nie mam tak jak tej na początku . Więc zbiorę to co pozostało, I zmarnuje ją na nieudolne rozwiązanie problemów . Stworzyły się przez mnie ale nie dla mnie. Stworzyły się przez mnie dla ciebie. Ale nie uważam, że to była moja wina, Bo Twoje myśli były w potrzebie. Teraz drżysz na mój widok, Drogi Człowieku, Chodż widziałeś to samo nie raz . Zadrżyj nad mną mój Drogi przyjacielu, Bo łaski nie zaznam, przed wybawieniem. Śmiałość się burzy jak olimp na górze, Poproszę teraz mamy by kochać mnie nauczyła. Kocham ciebie ale nie siebie . Kocham ciebie i nic więcej. Bo jak mam pokachać siebie ? Skoro jestem dla Ciebie w każdej potrzebie . -
I tylko szmery stukania, Dochodzą z wnętrza rozgrzanego ciała. Niczym robot zaprogramowany, Zmieniam tryb na zakochany. Zapominam o nożu , Który miałam wbity w plecy. Zapominam o drzazgach, Co Serce mi kuły. Pozapominałam tak wiele rzeczy. Nie chciałam jego dotyku ,ani czułość Lecz nie rozumiał tych słów prostych. Chciał jedynie swoje potrzeby spełnić, Pomijając fakt , że stan jest nietrzeźwy. tylko czułam te nie chciane ręce, Te ciepło co się spodnich wydobywa , Mając wrażenie że sam diabeł je trzyma.
-
Swatki, flirty, wielkie bukiety czerwonych róż. Czemu nie mogę tego poczuć na już? Nie czuję motyli, ani zawrotów głowy, A mężczyzna stara się jak szalony. Inni nie umieją matematyki, A ja nie umiem cieszyć się z chwili Nie ufam i w tym cały problem, Bo spisek widzę gdy zmróże okiem Czemu to jest takie trudne? Przecież to nie boli jak kula w nodze Ale jednak się tego tak strasznie boję.
-
Ostatni kieliszek i papieros w ręce, Chyba każdy się już przekonał, Że nie stać mnie na więcej. Bóg chyba też już stracił w mnie wiarę I oddał mnie Diabłowi w darze. Smutne moje słowa Lecz nic na to nie poradzę Że życie nie chce mi ofiarować Moich najdrobniejszych marzeń Miłości nie wspominam Bo w sumie nie mam czego. Nawet rodzice opuścili mnie Gdy piłam ciepłe mleko Wybaczcie mi proszę Ten gniot który czytacie Lecz po prostu inaczej nie potrafię.
-
Niezdrowe to ani pachnące, lecz przyjemność mi wielką to sprawia. I czuje jakbym była w niebie, pod koniec udanego lata. W raju tym moim spotkać można anioły. lecz nie te piękne, białe, lśniące, Z złotą aureolą na głowie. Tylko szare, bezkształtne, przez wiatr rozdmuchiwane. Wtedy raz jeden drugi próbuje płuca zapełnić magicznym pyłem, od którego w głowie mi się kręci. Nagle widzę że już koniec tej zabawy i że muszę wrócić na lekcję do znienawidzonej Pani
-
Młody ze mnie człowiek, który wygłupiać się lubi Nie chcę stabilizacji ani popaść w długi Pragnę muzyki co przeszywać mnie będzie Kaca moralnego co czai się wszędzie Wykrzyczę na głos „Miłość jest głupia” A przyznana samotność to nie skrucha Pocałunek złożę na każdym chłopaku Co radość mi sprawii na rodzinnym gmachu Mówią mi że swoich wybryków będę żałować Mają może rację, ale czy to jest powód by się schować? By zaprzestać to co fajne? No cóż teraz będę kląć jak popadnie
-
To już nie szczypie to już boli Ale wszystko robię według własnej woli Nie powiem jest to dziwne Ale ukojenie mam jakieś inne
-
Moje emocje są rozchwiane jak żagiel na morzu Kilka razy dziennie zmieniając swój obrót Nikt Grota mojego utrzymać nie może I co teraz o wszechmocny Torze? Tylko Odyn ojciec wszechrzeczy Wie jak splątane będą te sieci Siedzi na tronie z dwoma Krukami I śmieje się razem z innymi Bogami
-
Coś za mną kroczy Mroczne i pełne złości Nie umie się odczepić I chce pochłonąć uczucia zrodzone z miłości Czemu to za mną idzie? Na odpowiedź poczekam Lecz do tego czasu schowam się we własnych cieniach