Zagrałem jej jakiegoś Delonga
(aktora bardziej aniżeli muzyka)
a ona usłyszała coś co mi umknęło
(generalnie dużo spraw mi umyka)
że gitara jest wniwecz rozstrojona
(podobnie mój występ i cały ja)
Więc umknęła
i co gorsza dla mnie „artysty”
nie domknęła nawet naszej rozmowy...
Stałem tak przez chwil kilka
jakby gdzieś w połowie taktu
oszołomiony i zdezorientowany
jej grubym nietaktem
(tak oto odebrałem tę sytuację)
Ot, dała mi do wiwatu...
rozmyślania poszły na długi spacer.
Warszawa – Stegny, 26.01.2024r.