Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

TragiKomedia

Użytkownicy
  • Postów

    23
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez TragiKomedia

  1. Wyobraź sobie, Czytelniku, że stoisz na wzgórzu. Typowo angielskim, w takim razie nie jest ono przecież takie wysokie, prawda? Wiele wyższych wzniesień zdążyłeś już w Swoim życiu pokonać. Mam racje? Wracając jednak do sprawy Twojego chwilowego położenia. Przebywasz we wskazanym przez autora tego tekstu miejscu. Nie masz innego wyboru, to absolut Cię tutaj umieścił. Pragniesz znaleźć się na dole, aby Twoje skostniałe od zimnego wiatru dłonie w końcu zaznały szczęścia. Boisz się, każda z dróg wymaga od Ciebie innego, tak samo trudnego poświęcenia, albo wykorzystania nowej możliwości. Momentami nie czujesz nic i wyobrażasz sobie, Czytelniku pełen pustki, nieszczęśliwy, strachliwy, jak zamarzasz. Przyrastasz do gruntu niczym stare drzewo- w tym samym miejscu od setek lat, wciąż w swojej wyobraźni, rzecz jasna, bo jak człowiek mógłby stać się drzewem? Jedynie Zeus jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Lecz jesteś człowiekiem, Czytelniku. Nie nazwano Cię Zeus, ani nie jesteś Dębem. Dla Ciebie postój oznacza cofniecie się. Nic tu nie trzyma się logiki, prawda? Na tym to właśnie polega. Samemu trzeba pozbierać i uporządkować chaos, ale(UWAGA!) jedynie Swój, Własny, najbliższy sercu, umysłowi, odczuciom. Nie czyjś inny. Dopiero po zejściu ze wzgórza można wejść na kolejne, Drogi Czytelniku. Czy pieniądze pozwoliłyby Ci, Czytelniku zejść ze wzgórza? Istnieje taka możliwość, ale najpierw musiałbyś je posiadać.(Pieniądze rzecz jasna, nie wzgórze, toż to jasne) Załóżmy jednak, że materialnie jesteś aż nadto zadowolony. Udaje Ci się zaznać, względnie chwilowego i pustego szczęścia. Schodzisz ze wzgórza, usatysfakcjonowany. Twoja egzystencja jest po brzegi wypełniona pozytywnymi zamysłami na temat kolejnych możliwości. Lecz cóż to za myśli jawi się na horyzoncie Twojego, dopiero co oswobodzonego od trudności życia umysłu ? Liczysz na kolejne wzniesienie? Nie będzie go. Przecież dopiero co z jednego zszedłeś, masz mnóstwo funduszy. Nie ma kolejnych wyborów, Ty już przełożyłeś ambicje ponad kolejne, satysfakcjonujące przeżycia. Możesz krzyczeć, że to niesprawiedliwe, że nikt Cie nie ostrzegał. Ale czy życie jest sprawiedliwe? Czy ktokolwiek nas ostrzega przed jego nieścisłościami? Zanim kolejne pytanie wydobędzie się z Twojego gardła, Czytelniku, odpowiedz najpierw na te dwa, zadane przeze mnie wyżej. Nie chcesz się z tym pogodzić? Ależ to nieuniknione. Teraz będziesz przechadzał się, Czytelniku po przedmieściach czy siedział w pierwszym, lepszym barze wydając swoje, o dziwo nieskończone fundusze. Twój wygląd zewnętrzny nie będzie zdradzał, że nie umiesz pogodzić się z aktualnym stanem rzeczy. Twój uśmiech oraz piękne perfumy będą zachęcać innych do Ciebie, ale tylko one. Po co komu wiedzieć jak czujesz się w środku, jak powoli umierasz, jak kucasz i kulisz się... kiedy może wąchać Twoje piękne i niezapomniane perfumy? Spójrzmy teraz na Moskwie lat 30' XX wieku, która tak szczegółowo została opisana w Mistrzu i Małgorzacie. Czy kobiety dostające sukienki były niezadowolone? Czy były zaniepokojone? Z pewnością. Założę się, ze Ty również byłeś usatysfakcjonowany Swoim zejściem ze wzgórza i wkroczeniem w nowy, pozorny etap, ale czy byłeś zaniepokojony? Z pewnością, Drogi Czytelniku. Postawmy Cię jednak, Czytelniku w innej sytuacji. Nie chcesz stać na wzgórzu sam, doskwiera Ci samotność. Twoim celem jest znaleźć kogoś bliskiego. Powoli, więc zwracasz głowę ku osobom do tego “uprawionym”. Skąd wiesz, ze są odpowiednie? Znikąd. Nie masz pojęcia. Nie Tobie jest dane wybierać czy ktoś będzie odpowiedni, mimo to osądzasz. Ale spokojnie, to normalne. Związane z naturą ludzką. Właśnie dzięki temu, poniekąd możesz stwierdzić czy dana osoba da Ci Twoje upragnione szczęście.(UPS! Nie na tym to polega, zawróć!) Oślepiony celem, wyznaczonym jeszcze na szczycie wzgórza nie zauważasz jak powoli z niego schodzisz. Wypełniasz kolejno ustalone czynności, czy nie widzisz, ze nie ma naturalności w tej relacji? Ty chcesz dobrze. Chcesz uchronić Siebie przed cofaniem się. Jednak, mimo stopniowego oddalania się od szczytu wzniesienia zapominasz, że chcesz stanąć na kolejnym. Osoba, jedyna, cudowna zasłania Ci widoczność. Jest jak mgła, która otula kierowce na najgorszym odcinku drogi. Cieszysz się, odczuwasz euforie...jak NIGDY! Czy to znów pozorne? Nie, tym razem tylko chwilowe, Czytelniku. Spoglądasz w oczy tej jedynej osobie i wiesz, że to Twój cały świat. Gdzie wzniesienia? Gdzie możliwości? Gdzie cele? Nie ma ich. Najważniejszy zamiar został osiągnięty, a Ty czujesz jak szczęście miarowo rozchodzi się po Twoim ciele. Nie ma zamartwiania się, nie ma kostnienia dłoni. *BUM!- Wszystko upada, rozsypuje się jak zbite lustro BUM! Upadasz, Czytelniku. Wszystko się rozsypało, a jednak istnieje BUM!* Wszystko upada, leci, ściany zawalają się, zostaje coś? Ależ tak, ruiny, a ty leżysz po środku. Nawet już nie stoisz, Czytelniku. Nie jesteś w stanie dostrzec wzniesień. Dotykasz rękoma trawy, to trzyma Cię przy życiu. Powiedz mi, czy warto było zatracać się, tracić cała resztę materialnych i psychicznych przyjemności dla TEJ jedynej osoby? Oczywistością jest, że odpowiesz tak. (EUFORIA NIE OPADA)Niestety, szczęście powoli znika wraz z osobą idealną, a Ty czytelniku, nie osiągnąłeś Swojego celu. Leżysz w ruinach, nizinne tereny otaczają Twoją egzystencję. Zero wzniesień, już nigdy nie zapomnisz oczu ukochanej osoby, Drogi Czytelniku. Widzisz teraz, Czytelniku, dwie z dróg, które mógłbyś wybrać. Mogłoby Ci wpaść do głowy, że każdy medal ma dwie strony, ale nie w tym sęk, ponieważ istnieje trzecia opcja, nie zawsze, ale tu jest Ci dana.( UWAGA!) Musisz ją, “jedynie” zauważyć i docenić. Otóż, Czytelniku to najbardziej zarośnięta i usłana ostrymi kamieniami droga prowadzi do szczęścia… Trwałego, którego poszukujemy wspólnie. Na początku należy sobie zadać pytanie czym w ogóle ono( To szczęście, rzecz jasna, Czytelniku. Szczęście i jeszcze raz ono) jest. Pojęcie względne, odpowiedziałoby wielu, bo w istocie tak właśnie jest. Szukając go musisz połączyć wiele czynników, nie możesz iść na łatwiznę, a Twoje chwilowe pobudki do poddania się powinny jak najszybciej zniknąć, bo pamiętaj dążysz do Swojego, Trwałego szczęścia. Pieniądze czy one Ci je dadzą? Nie. Sama relacja z najcudowniejszą osobą na świecie czy ona Ci je da? Nie. Przede wszystkim potrzebujesz wsparcia, Czytelniku. Cóż takiego, znowu mam na myśli? Nic prostszego, na pewno już się domyślasz. ( A może nie? Oby jednak tak!) Wsparcie jesteś w stanie dostać od ludzi. Cóż w takim razie było w Tej Jedynej osobie? Ano zaślepienie, chora mania unikania całej reszty świata. Tak samo jak nie jesteś w stanie, Czytelniku, ciągle słuchać tej samej piosenki to nie możesz spotykać się dzień w dzień, minuta w minute z tą samą osobą. Nikt Ci, w sumie nie zabrania, ale pomyśl, proszę nad konsekwencjami. Po cóż Ci relacje z innymi, którzy nie dają aż takiej satysfakcji Twojemu zadufanemu intelektowi? Chociażby do tego, aby wydawać pieniądze, które zarobisz i nie robić tego w samotności, bo to byłoby bardzo nieprzyjemne i unieszczęśliwiające, a przecież dążymy do Twojego szczęścia,Drogi Czytelniku. Zapewne doskonale zdajesz sobie sprawę, Czytelniku, ze temat pieniędzy i życia towarzyskiego, które łączy się z emocjonalnym jest często poruszany w różnych dziełach oraz przez codzienność. Otóż to, przydałaby się. jednak jakaś refleksja.Czyżby za mało dosłowności było w tekstach mających na celu ukazać skutki nieprzemyślanych wyborów? Cóż, poniekąd każdego satysfakcjonuje coś innego, bo szczęście jest kwestią względną, Drogi Czytelniku.
  2. Jakoś tak wychodzi, że często pisze o tramwajach. W nich przychodzą mi najróżniejsze mysli do głowy. Poza tym, lubię ten środek komunikacji. Ni to pociąg, ni to autobus, ni to szynobus. Takie sobie, o; tramwaj. Z innej beczki; zawsze myślę przy pisaniu o tramwajach o Tuwimie, bo "Do krytyków" był moim pierwszym, nie będącym bajką wierszem tego autora. Dzięki za komentarz :D
  3. TragiKomedia

    sen

    Świetne. Refleksja nad "życiem nie do końca" , jak to nazywam. Egzystuje się, ale brak w tym wszystkim wolności i prawdziwości, a najgorsze jest to, że taka sytuacja bywa konsekwencją naszych wyborów. Z innej beczki; nie wiem czy "żyję" w ostatniej linijce jest specjalnie w takiej formie, ze brzmi jakby chodziło o osobę mówiącą w wierszu, czy to po prostu błąd i powinno być "żyje". Jeżeli to pierwsze to naprawdę bardzo doceniam!
  4. Prawiznieczulaz- Prawy, znieczulica, zakaz. Wszystko się rodzi. Musi powstać zalążek. Prosta kolej rzeczy. Bach! Spada, deprawuje się. Upada, znieczula się. Bach! Narodzone w bólach, mękach, krzykach, agoniach. Urodzone w ulgach, szczęściach, natchnieniach, wytchnieniach. Wszystko ma swój zalążek. Zalążek powstaje w umyśle. W umyśle wszystko jest Twoją własnością. Bach! Bach! Jedyne co Ci zostało to myśliciel pod czaszką. Skorzystasz z niego? To żadna tajna broń, spróbuj. To Twoja jedyna ucieczka. To jedyna droga bez pozornej wolności. Możesz mieć coś swojego. Nie boj się. Myśl. Nie usuwaj czegoś jeszcze nienarodzonego. Nie jesteś lekarzem, nie stwierdzisz czy będzie niepoprawne. Nawet swojej duszy nie uleczysz. Co dopiero czyjeś wybory. Pozornie wolne, ale chociaż tyle. Nie zabieraj nikomu. Myśl. Bach! Bach! Seby i Karyny dzisiejszych barów, Antoniny i Nikodemy dzisiejszych pubów. Bruk mieni Ci się pod stopami. Z prawa; cisza. Z lewa; gwar. Bach! Bach! Gdzie mieszkać? Jak zarobić? Ja nie wiem, ja sama pytam. Pytam rano pościeli gdy znów jej pozornej lekkosci nie opuszczam. Wgryzam się w tłustą kiełbasę, odwiecznie przy tym pytam: „Gdzie jest, do cholery moja kuchnia?!” Bach!Bach! Otwierają się wrota przepełnionego myślami tramwaju. Śmierdzi, jest ciasno. Ciasno jak pod kopułą niektórych pasażerów. Obijam się o nich. Nie zarażę się. O patrz, skrzyżowanie. Bach!Bach! Spada tynk z remontowanej kamienicy, obrzydza ona Ciebie, może mnie. Moze Ciebie, obrzydza mnie. Jej smród. Jej fetor. Jej wygląd. Jej powierzchowność, jak starej, do cna wykorzystanej prostytutki. Ilu w niej gościło? Chce do nieba. Zamykam, więc oczy. Ignoruje całkowicie ból pleców, nie złamie się. Boli. Krach! Ale nie, nie pochylę się. Nie ma Bach, Bacha. Nawet Jana Sebastiana. „Skurczyflaki” najgłupsze, gdzie nowość, swieżośc. Oddycham powoli. Myślę o Twoich biodrach kształtnych. Dotykam je, gładzę myślą. Znów ta fizyczność pozornie postrzegana. Wślizguje dłonie w zagłębienie Twojej talii. Cicho wzdycham, rozkosznie się domykam. Cudownie. Chce więcej. Bach! Bach! Otwieram oczy. Gwałtownie, nagle. To mój przystanek.
  5. Cóż, chyba za dobrze by było na świecie jakbyśmy wszyscy się rozumieli. Faktycznie "over" w temacie.
  6. Rownież się cieszę, że masz kgoś, kto wstawia Ci przecinki. Też mam od tego bete, bo często je gubię. Aczkoolwiek nie widzę sensu w używaniu tytułów naukowych, ale jak wolisz. Każdemu się coś wydaje i niech każdy będzie ukontntowany z tym, co mu się wydaje. Nie sprzeczam się, a dyskutuję. Cóż, trzeba brać odpowiedzialność za swoje słowa. Nie powiedziałabym. Jestem miłośniczką muzyki klasycznej, wiele lat nie lubiłam rapu, ale ze dwa lata temu znalazłam na tyle mądre i fajne muzyczne kawałki, że mogę przyznać z czystym sumieniem; rap poruszył miłośnika muzyki klasycznej. No, ale to zalezy od osoby; czy ma otwarty umysł czy zakuty w żelazo.
  7. Niezmiernie się cieszę, że konsultujesz moje wiersze jeszcze z kimś; naprawde mi to pochlebia. Poza tym wydaje mi się, że sprzeczać, a raczej dyskutować mogę z każdym, prawda? Po to włączone są komentarze. Już chyba w komentarzu do swojej Enklawy napisales, że prawdopodobnie chodzi o podobną refleksję nad czasem, więc dlatego jest to dla Ciebie banał, wydaje się logiczne. Ach, no i nie widzę powodu dlaczego miałabym nie wiedzieć czym jest inwersja i do czego służy! Kostropato to ładne słowo, swoją drogą. Pozdrówki od mrówki, skoro się już tak pozdrawiamy.
  8. Rozumiem, że chodzi o to, aby nie zrobił się bałagan i ogólny rozgardiasz. Nie mam nic przeciwko, aby wszystko zostało tak jak jest- w koncu jest to podzielone na podstawie jakichś zasad i reguł, którymi rządzi się półświatek literacki. Wysuwam jednak propozycję, do przedyskutowania, oczywicie, aby wziąc taki dział pod uwagę. W pewnym momencie może się przydać.
  9. Po to, aby podkreślić, że to są to rwącej bryzy fale, w pierwszej kolejności rwące, potem informuje się czytelnika, że bryzy, a ostatecznie dopiero dochodzi się do tego, ze są to fale. Niezbyt rozumiem co nie jest tutaj do przyjęcia. Bardziej bym powiedziała, ze znaczeniowo las i czas do siebie pasują niż rzeki i pasieki. Chyba, ze chodzi Ci o Twoje, indywidualne odczucie, wtedy spoko, aczkolwiek nie wiem czemu mialoby być ogólnie nie do przyjęcia. Numer nie jest kierunkowym, a numerem słowa w wierszu, które jak się znajdzie to układa się w zdanie; lubię robić takie rzeczy i pojawiają się u mnie dość często. Utwór faktycznie jest o otaczającym świecie, a bardziej bym powiedziała, że o racjach i zachowaniach ludzkich. Dzięki za konstruktywny komentarz! :)
  10. Wydaje mi się, że kompletnie nie został zrozumiany mój zamysł wstawienia takowej propozycji. Komentarz, jedynie przypomniał mi o rozmyślaniu na temat kwestii synkretycznych oraz eksperymentalności. Kwestia pewności siebie czy charyzma nie mają tu nic do rzezy, ba. Gdybym ich, chociaż trochę nie miała to w ogóle bym niczego nie opublikowała i nie proponowała założenia nowego działu. Tak czy siak- wciąż uważam, ze wplecenie trochę poezji w prozę nie jest tym samym co eksperymentowanie, jest jedynie wykorzystaniem już gotowych rodzajów czy gatunków, a nie probą stworzenia czegoś nowego, oryginalnego. Ale dziękuje za opinie i miłe słowa!
  11. Wspierać to nie trud innym dawać miód swoim rozgadać ułud taki to nasz ród. - Wczoraj od znajomej zasłyszałam to o handlu, sama w ostatnich dniach mam raczej mało do czynienia z wiadomościami w ostatnich dniach. Pierwsze co przyszło mi do głowy; nasz rząd jak nic wspiera czeska gospodarkę!
  12. Dla mnie właśnie fajna kompozycja klamrowa ewentualnie ukazanie smutku i samotności, pod postacią łzy jako nieskończony krąg, bo po powtórzonej pierwszej strofie może nastąpić powtórzona druga i tak dalej. Poza tym przemawia do mnie ogrom krzywd zestawiony z małym szczęściem. Wiersz rozumiem jeszcze jako ofiarowanie siebie innym, a przez to cierpienie.
  13. Człowiek ma ogólną potrzebę podporządkowywania wszystkiego pod już ustalone ramy, a nazywa to porządkiem. Wydaje mi się, że poezja jest od tego, aby się też rozwijała, jest to moje subiektywne zdanie. Zrobiłam ten post nie ze względu bycia rozeźloną zwrócenia mi uwagi w pierwszym poście, przy utworze "Do księżniczki', a dlatego że przypomniało mi to o calkiem istotnej sprawie. W szkolnej ławce miałam całkiem niezły ubaw, kiedy Pani polonistka wrzucała Gombrowicza, Leśmiana czy Witkiewicza do jednego worka. Myślę sobie; no kurde, jakiś podział musieli stworzyć, aby mieć o czym uczyć. Z drugiej strony, jednak kołacze się myśl; gdyby nie innowacyjne pomysły wymienionych wyżej artystow (i wielu innych jak Allen Ginsberg czy chociażby Goethe, etc, etc.) sztuka pisania byłaby znacznie uproszczona i, wręcz nudna. Dlaczego, więc nie zrobić działu, w którym nie znajdowałyby się ani wiersze, ani proza tylko coś pomiędzy? Coś, co może już powstało, a może nie, ale nie pasuje pod żadną ramę, która moim zdaniem uwłacza rozumieniu sztuki jako takiej (znów moje zdanie, znów subiektywne, nic zadziwiającego.) W końcu istnieje sporo gatunków synkretycznych, chociażby ballada romantyczna, które są podporządkowane jakimś tam ramom. Kolejne wytłumaczenie, a wręcz podkreślenie po co, dlaczego i w ogóle w jakim celu to napisałam: utwór "do księżniczki" wydaje mi się jako-takim połączeniem poematu opisowego i opowiadania. Poemat opisowy jest wierszowany, czego nie ma w moim utworze, a opowiadanie jest to krotka forma prozą, okej, "do księżniczki" jest prozą, ale jego wydźwięk zaliczyłabym bardziej w stronę poezji. Takie mam odczucie, a w komentarzu przyznałam rację osobie zwracającej mi uwagę, gdyż faktycznie, opis utworu był błędny, bo "do księżniczki" wierszem nigdy nie było i ani nawet obok jednego nie stało.
  14. próba druga w wierszowaniu swojego życia. Generalnie napisany z rok temu, a odkryty w nieużywanym zeszycie. Faktyczny tytuł brzmi; OsiemdziesiątSiedem-CzterdzieściJeden-Siedemdziesiąt-SiedemdziesiątDwa i można dzięki niemu coś wyciągnąć z utworu. - Jeśli zgubię gdzieś drogę Co wtedy? Na wykrojonym swawolnie meandrze w suchym świńskim korycie dla tych, co ciągle potrzebują Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki Ale miód już można brać z tej samej pasieki? Jeśli popłynę pod prąd Co wtedy? Na rwących bryzy falach W słonym i łzawym bajorze dla tych, co ciągle łakną Idę przez gęsty i głuchy las Wszystkiego tak naprawdę dowiesz się w czas Jeśli mentalnie dryfuję Co wtedy? Na spokojnej łące złagodzonych więzów W słodkiej leśnej posoce dla tych, co rozumieją
  15. Napisane dla kogoś jako prezent na walentynki, ale w związku z tym, że sprawa się rozmyła i rozeszła po kościach to wstawiam ten twór tutaj. Krótkie, ale może kiedyś wykiełkuje z tego coś sensowniejszego. Nie jest to romans aczkolwiek końcówkę uważam za odrobinę ckliwą. _ Kocie kroki dochodziły pustym echem z wysokiej szafy chowającej się przed wschodem słońca. Nastąpiły się wszystkie emocje, powoli spełzły.Nie istniało miejsce, które uchroniłoby przed nadejściem bezlitosnego dnia, ani okrutnej godziny siódmej rano. Teraz nadszedł czas pustki, która wzbudza poniekąd kolejne odczucia. Niedospany jeszcze sen powoli spływa z powiek wraz z frustracją ciągnących się przed nim, czy za nim w nieskończoność niedokończonych i niezałatwionych spraw. Niemy krzyk był tak cichy, że zdarł gardło, a w ostateczności zostawił w kompletnym niedorozwinięciu już na samym początku tego dnia, który to przecież powinien się zacząć, ale jak to.Stuk puk. Puk stuk. Toż poprzedni nie domknął drzwi, a one skrzypią. Przez szpare wlewa się trochę zachodzącego słońca, które chyli się ku powolnemu upadkowi i … bum! Pikpikpikpikipikii PIKIKIPIKI.PIK. Johann zerwał się z łóżka mocno wciągając powietrze nozdrzami. Uhonorowało go ostrym zapachem farby olejnej, w którą wdepnął zaraz tylko kiedy stopa dotknęła niedomytej, po wczorajszym artystycznym rwetesie podłogi. Cudownie rozpoczęty poranek zawierał jeszcze rozlaną kawę, deszcz uderzający w okna jak oszalały i brak przesyłki zamówionej dwa tygodnie temu. Kolejna nieprzespana noc i niemożność zaśnięcia w jakimkolwiek miejscu, pozycji czy czymkolwiek innym również nie pomagały w sprawnym zebraniu się do pracy. Plusem było małe mieszkanie znajdujace się zaraz obok miejsca pracy. Właśnie. Pracy.Szybki prysznic. Kolejna kawa. Nowe spodnie. Tamte do brudów. Buty. Nie, nie te, te drugie. Wzięty. Wypita. Ubrane. Dane. Włożone. Te drugie. ***-Hans zrobiłbyś coś w końcu z tym gruchotem. Wiesz ile to ma lat? Wiesz ile byśmy z ojcem dali, wtedy jak te plastikowe pudła były produkowane, aby jeździć chociażby mercedesem? Albo bmw, tak. Dobre samochody.- Skrzekliwy głos powoli wdrążał się w uszy Johanna. Należał do starszej kobiety, której usta zaciśnięte były bardziej od zmrożonych drzwi samochodu w najgorszą zimową pogodę. Tyle, że owa kobieta była w stanie je otworzyć. Taka siłaczka. -Lubię ten samochód. Ostatnio przemalowałem go na żółto.- mężczyzna, do którego zwróciła się staruszka był wysokim, smukłym blondynem o jasnych oczach, które wyrażały teraz jak największe znużenie ze względu na przymus kontynuowania tej rozmowy. Długie blond włosy opadały Johannowi na ramiona, wyglądały na zadbane, ale nie były też na przymus ułożone czy uklepane. Ot proste blond włosy. W pokoju panowała mętna atmosfera. Nawet kot, wcześniej wylegujący się na słońcu przeniósł się do pobliskiej kuchni, aby tam baraszkować w szafkach czy innych szparach. Starsza kobieta odstawiła kubek na szwedzki stolik dzielący ją od znacznie młodszego rozmówcy. Ten dźwięk wydawał się okropnie głośny przy królującej w pomieszczeniu ciszy. Jej siwe włosy były uziemione w sztywnym koku. Zaden wlos nie mial szansy się wydostać. Twarz kobiety, mimo wieku była zadbana. Zmarszczek było niewiele, a już te zaistniałe ukrywały się pod pudrem. Można było dostrzec pewne podobieństwo pomiędzy nią, a młodszym z rozmówców. Te same kości policzkowe, lekko zadarty nos i jasnoniebieskie oczy. -Nie w tym rzecz, Johann… martwimy się o Ciebie.-Och martwicie. To szybko się mama zorientowała, ze trzeba się martwić. Glos mężczyzny nie był jadowity. Ton był, rzecz jasna mocno sarkastyczny, ale nie wyrażał złości. Jedynie okropnie monotonną obojętnosci, która można było tez odnotować na smukłej twarzy. Nie trzeba być specjalnie bystrym aby zauważyć, że pomiędzy tą dwójką nie było, nie jest i raczej nie będzie dobrze. Mimo starań. Teraźniejszych czy przeszłych. -Chcielibyśmy z ojcem…-Właśnie, mamo.- blondyn przerwał jej, jak na siebie dość ostro.- „chcielibyśmy”. Dokladnie o tym zawsze mówię. Wy chcielibyście. Jezeli chcecie to przemeblujcie salon. Jeżeli chcecie kupcie pieska. Jeżeli chcecie kupcie inną kawę niż zazwyczaj. Jezeli chcecie pójdźcie do kościola. Jeżeli chcecie przeprowadźcie się. Świetnie, mozesz nawet do mnie zadzwonić i pochwalić się tym waszym bmw, czy czymkolwiek innym. Chętnie posłucham, ale nie interesuje mnie czego chcielibyście odnośnie mnie. Już się nachcieliście przez wiele lat mojego zycia i nie mam zamiaru do tego wracać. Wydawało mi się, ze rozdział jest zamknięty? Jezeli tylko to chciałaś mi powiedzieć…-Nie. Czekaj.- tym razem to ona mu przerwała. Wygięła swoje ciasno zaciśnięte usta w nieprzyjemnym grymasie- Ten Twój Sebastian…- Nie mój. Zacznijmy od tego. - Johann westchnął.- Powiedziałem już wszystko, co chciałem, a wydaje mi się, ze ty również to, co chcesz powiedzieć wiele razy już powtarzałaś.- blondyn wstał, nie zrobił tego gwałtownie, można było wyczuć wręcz lekkość w jego ruchach- Wiesz gdzie są drzwi.Kobieta wstała i bez słowa wymaszerowała z pokoju. Nie obdarzyła swego syna już ani jednym spojrzeniem. ***Sebastian był wściekły. Wściekły na siebie. Wsciekły na to, ze nie mógł nic zrobić. Wściekły na lekarza. Wściekły na sytuację. Nawet wsciekły na te kobiete, która właśnie przechodziła obok. Zgrzytnął zębami i przygryzł wnętrze policzka. Potrzebował wyładować swoją frustrację, ale nie chcial krzyczeć, mieć pretensji… nie chciał znowu skupiac się tylko na sobie. Było mu głupio. Co tylko jeszcze bardziej denerwowało. Nie chciał płakać, był na to za silny. Za męski. Płakanie to nie jego działka. On zniesie wszystko. W pracy powiedzą mu co ma zrobić, on to zrobi. Bez zbędnych wyborów, bez zbędnych problemów. Nie trzeba będzie myśleć, przezywać, rozkładać na czynniki pierwsze. Ale to… ludzie ubrani na czarno, rozkopywana ziemia w charakterystycznym prostokątnym kształcie. Zacisnął powieki kiedy zderzył się niespodziewanie z jakąś starszą kobietą. Przeprosił pospiesznie nie chcąc wyglądać na tak zdenerwowanego, jakim był. Spojrzał na staruszke. Coś go zakuło. -Nic się nie stało, to ja się zagapiłam- odparła mu swoim skrzekliwym głosem. Sebastiana nie interesował jej głos, nie zwracał uwagi na szczegóły mimo to wydawała mu się znajoma. Zwłaszcza z twarzy. Poza tym była starsza kobietą, to jeszcze bardziej bolało, a co za tym idzie denerwowało. Przypominało o niedawno odbytym pogrzebie. Bawarczyk wypuścił powietrze. -Co sądzisz o tym Trabancie? - zapytała kobieta nie odrywając od rozmówcy wzroku. Sebastian zamrugał.-Proszę?- zapytał siląc się na jak najmilszy ton, jaki był w stanie z siebie wykrzesać.-Co sądzisz o tym Trabancie.- powtórzyła niezrażona i przewiercała go spojrzeniem niebieskich oczu, które tak doskonale znał. Ale skąd?-Uh- wydusił z siebie na początku. Nie rozumiał. Pytanie kobiety nie miało najmniejszego sensu- Dlaczego Pani pyta? Chciałaby go Pani kupić? O ile wiem nie jest na sprzedaż…- w tym momencie w twarzy kobiety jakby coś zaskoczyło, Sebastian zmarszczył brwi. - Nie wolałbyś nowego samochodu?- staruszka zadała kolejne pytanie. Mimo podeszłego wieku emanowała dostojnością i taką pewnością siebie, że rozstrojony emocjonalnie Sebastian nie był w stanie zakończyć rozmowy i pójść dalej. Emocjonalnie. Sebastian. To było dla niego zbyt obce.-Wolałbym.- odpowiedział twardo zerkajac mimowolnie na saksońskiego trabanta. - Nawet mam, ale… to nie mój samochód, więc tez nie moja sprawa kto go chce i kto nim jeździ.- odpowiedział dość neutralnie chociaż ściskająca go od środka złość emanowała coraz bardziej. Czuł, że dłuzej już nie wytrzyma. To było gorsze niż potrzeba fizjologiczna. Bawarczyk nie mógł do niczego innego tego porównać, nigdy nie był aż tak bardzo rozstrojony emocjonalnie. A ta kobieta nalegała. Bezlitośnie pytala o nonsensowne rzeczy. -Aha, dziękuje.- odpowiedziała w końcu- przepraszam jeszcze raz i miłego dnia.Staruszka odeszła zostawiając zdezorientowanego mężczyznę na srodku chodnika z myślą o żółtym Trabancie. ***-Spotkałem dzisiaj kobietę- odezwał się krótkowłosy blondyn mrużąc ciemnoniebieskie oczy.- Starszą, taka wiesz. Elegancką.- powiedział wpatrujac się w stolik, który przeżył już z jakieś cztery przeprowadzki Johanna. -Tak? I co z nią?- Saksończyk nie był rozemocjonowany tą rozmową, ale był to u niego normalny stan rzeczy. Ton jego głosu ocierał się wręcz o znudzenie. Stał przy kuchennej szafce i czekał aż woda się zagotuje. Tez był dzisiaj jakiś nie swój. -Zapytała mnie o Twojego Trabanta. -O Trabanta? -Tak. O Trabanta. ***-Nie denerwują Cię te ciągle plamy z farb? -Denerwują. -Nic nie mówisz.-Wiem, Hans. Dużo rzeczy mnie denerwuje.-Na przykład?-Na przykład Twoja dziurawa skarpetka. -To czemu nie wyjdziesz i nie zaczniesz pytać ludzi o moje skarpetki? -Bo to twoje życie, a ja jestem jednym z Twoich wyborów, więc jakbym ich nie akceptował, podważałbym też siebie. -Skąd te przemyślenia.-Nie chce myśleć o innych sprawach. -Czyli to egoizm?-Wszyscy jesteśmy egoistami.-Tak, po trochu tak. Denerwuje mnie Twoje jodłowanie.-No i co? - To poranne.-Aha.-No. Okropnie. -Rozwiniesz to jakoś? -Nie. Bo jesteś jednym z moich wyborów, a ja nie podważam siebie.
  16. Nie jestem w stanie zaprzeczyć, a właściwie; po Twoim komentarzu przyjrzałam się utworowi pod kątem szukania chociaż jednej cechy wiersza, ale nie znalazłam. W takim wypadku- mój błąd, postaram się następnym razem rozpatrzyć to jakoś sensowniej!
  17. Jeden z niedawno napisanych utworów. Wydaje mi się, że lekki i przyjemny. Do księżniczki. Bardzo mnie uspokajasz; twoja czarno-biała symfonia barw przelewających się w najcudowniejsze umaszczenie długich wąsów. Prawdopodobnie zielone, wielkie jak leśne jezioro oczy tak często naburmuszone. Nie gniewaj się księżniczko, och proszę! Jeden ruch twojej czarno-różowej witki i już nie potrzebujesz ostrzyc zadbanych pazurków. Wszyscy my wiemy jak bardzo niezadowolona jest jej łaskawość. Och, piękna. Nawet jak jesz świecisz dostojnością nie byle dachowca spadającego gdzieś tam w odległym świecie z rynny. Śpisz teraz obok i śnisz. O źdźbłach, harcach czy polowaniach. Takiej księżniczce... to wszystko wypada. Miodowe mruczando wypływa gdzieś spod twojej zdobnej szaty, wdziecznie przeciągasz się aż do zaróżowionego jak wyblakła farba noska. Za uszkiem cie podrapać, najjaśniejsza? Wszystko jest spokojnie, a potem znów znikamy w swoich zajęciach ty odchodzisz do świata królewskiej śmietanki na salaterce ja odchodzę do świata filiżanek z czarną herbatą.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...