Kiedy spadasz z wysokości
Wśród mijających cię gości
Gdy ktoś rozszarpuje twe rozgruchotane kości
Wiesz że już nie dotrwasz do starości
Gdy leżysz wśród tłumu nieruchomy
A ludzkość przed strachem zatrzaskuje domy
Który przesiąkł ich dusze
W tobie wewnętrzny głos mówi wstać muszę
Lecz sił nie masz by się podnieść
Nie... Nie masz siły by z powrotem tam wejść
Gdy tak leżysz wśród tłumu osamotniony
A tłum twą porażką uniesiony
Zaczyna pluć, niszczyć i zabijać cię od środka
Sam już nie wiesz co cię spotka
Czy może ktoś z litości cię podniesie
lub śmierć twą strapioną duszę gdzieś uniesie
Może pozostaniesz tu sam przeciwko wszystkim
W bólu...zastanawiasz się z kim
Przeżyjesz to cierpienie
Codzienne szczęścia łaknienie
W bólu zaczynasz krzyczeć: Boże, co ty knujesz
Gdzie znajduję się i gdzie ty się znajdujesz
Co ja tu robię , dlaczego
Dlaczego ktoś niszczy moje ego
Dlaczego nie naprawisz świata mego.
Zaglądasz w szybę, widzisz swe odbicie
Ogarnia cię ból, zaczynasz wycie
Zaczynasz znów krzyczeć: gdzie,
gdzie no moja twarz no gdzie?