Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mateusz_Wojciechowski

Użytkownicy
  • Postów

    104
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Mateusz_Wojciechowski

  1. Stoję na ziemi nagrzanej słońcem lodowym Z nieba spadają metalowe kule rozpaczy Uderzają o moje ciało przygniatając ciężarem swym Wciąż zastanawiam się czy bóg to zobaczy Jestem na skraju lasu czasu nie liczę Wiem że to niema sensu i tak nic to nie da Me ciało uderzają słone bicze Burze mur lecz znów otacza mnie szczęścia bieda Krocząc przez życie widzę cierpienie Szloch słone łzy złożone ręce Modlitwy szczere prośby o zbawienie Rozpływające się w powietrzu rozpaczy Czy jeśli bóg istnieje patrzy na to bez żalu Czekając aż świętych zobaczy na końca balu
  2. Słodkie uniesienie w kolorze czerni Oni we dwoje choć innym wierni Toną w głodzie który pożera ich duszę W Którym chce zamienia się w muszę Kolory tracą blask światło blednie Ciemność nocy paraduje we dnie Kołysa ich spokojny wiatr zamieniający się w wichurę Nagle to co spokój przynosi w centrum wieków wiruję Zamieniając się w nicości morza dym Zakopując w dole ich serca Nagradzając ich utrapienia sercem Zabijając im czas jak w czerni morderca Spisując ich imiona na kracie świata bez wyjścia Odbierając im drogę nawęd do czyścica Inspirowany filmem CANDY http://www.filmweb.pl/film/Candy-2006-190369
  3. Zagładay wielkiej się obawiamy Wszystkie siły wszystkie ręce ku górze stawiamy Biegniemy ze strachem uciekamy przed kometami Żyjemy wciąż ostatków momentami Stajemy nad skrajami przepaści Szukając zagłady różnej maści Komet i trzęsień ziemi fal morskich I piorunów zemsty boskich Lecz nasze obawy źle kierujemy I swe siły wciąż marnujemy Bo gdy człek bron w ręku ma Armagedon nadlatuje jak nocna ćma Która powolnym swym lotem Rozbija nas świat złości młotem
  4. Nie szukam pomocy nie widze zguby Tylko daj mi siebie daj mi luby Daj mi ukruszek choć mały o smaku jak wspaniałym Mą miłością wieczną oddam ci stokroć i uściskiem ofiarnym Nie śpiesze się nie rozbijam się jak kamień kruchy Gdy widze promyków słońca taneczne ruchy Budze śie we śnie wtulonu pierzyne kłamstwa Znów wiedząc że to chwila że to sprawka twa Choć wiem że to złudzenie Nie chce i nie proszę o zbawienie Ta chwila ulotna jak lokomotywa pędząca Trwa tak krutko i odpływa wdal mała łudką Prubuje zatopić pruje zatopić żąle Ale znów do twych dzwi głośno walę
  5. Gdy zamkniesz oczy Ogromne wybrzeże ujrzysz Woda z lekkością piasek moczy Szum morza miłości usłyszysz Nie budząc się sam jestem tam Me ciało podryguje me ciało się unosi Dotykając ścierając kurz z szczęścia ram Wiatr ciepły mą dusze na duchu podnosi Dotykam lekko ramion twych Czuje jak ciepły piasek me stopy ogrzewa Lekko dotykasz piórem ust mych Czuję się jak wolna mewa Która nie zna już owoców smutku i goryczy Już czas na mnie nie krzyczy
  6. Ceglane mury ceglane niestatki Wysokie twarde wyboiste drogi życia Wciąż szukając zaglądając w osmolone notatki Zaglądam przez grube ściany bycia By znaleźć w końcu na zagadkę odpowiedz Na którą uczeni, filozofowie lupą się przyglądają Mądre księgi wciąż udają że odpowiedz znają Więc szukam i błądzę umysłu spisując spowiedź Kradnę chwile tak przejrzyste Zaglądam w ściany przezroczyste Wydłużając wciąż wędrówkę niewiedzy By znaleźć na polu niewiedzy pas miedzy Który da mi odpowiedz na życie Bo największe pytanie to bycie
  7. Piękne zielone lasy górujące nad światem Słońce przebijące sie przez liście latem Tu czas nagle się zatrzymuje A mała małpka z drzew coś wyjmuje Pnącza wijące sie wokół dzew Tu gdzieś wyrasta świecący krwawym blaskiem krzew Tu lata zamienią sie w minuty Smutek w szczeście przeplata Gdzię wyłania się woń strachu kwiatów Uciekając od szybko zmieniających się kształtów Potykam się o starych wyciętych drzew korzeni Gdy człowiek piękna przyrody nie doceni Płomień zysków dla siebie rozpali Wszyscy mieszkańcy nasi mali Będą uciekać przed junglom nienawiści W ten najgorszy koszmar się ziści
  8. Czasy złota się kończą Kolory czerwieni o końcu mówią Deszcz płaczem pustke obwiastuje Boje się wciąrz że nic już mnie nie uratuje Gdy sygnał telefonu się urywa Grom sieci wszystkie zrywa Ręce rozwiązują się same Znów tesknie znów wierze w złom karme Spadam w dłu niczym ptak nieszczęściem trafiony Tonę niczym kamień w głebie rzucony Błądze po leśie w którym zapanowała noc Mą głowe przykrywa nicości koc Serce bije wolnie niewidząc nadziji Tonąc w mroku beznadzieji
  9. Gdy świat pokrywa kolor mroku A świt znów zajdzie zbyt szybko Gdy łza roni się w oceanów oku A ziarno nadziei posiane zbyt płytko Gdy ziarno goryczy spadnie na glebę żyzną A wskazówki zegara nagle przyśpieszą Gdy znów człek narodzi się z rozdrapaną blizną A ludzka nadzieje znów rozmieszą W ten znów słońce przysłonią chmury Zabierając czas zabijać miłość Ukazując czas który... Odkopując z dołu smutku kość Która zatapia znów mnie Która szczęściu mówi nie
  10. Dokąd idziesz panie Dokąd idziesz panie Gdzie twa wędrówka prowadzi Czy twej wędrówce nic nie zawadzi Gdzie twa wędrówka prowadzi Gdzie twa wędrówka nas zaprowadzi Twe nogi i zmęczone ciało Wiele już krzywd nam nadało Zło codziennościom nazwałeś Dobro na wieki nam odebrałeś Kazałeś nam czynić na własne podobieńswo Uczyłeś nas jak wygląda człowieczeńswo Dałeś nam głód i cierpienie Głośne do dzwi scześcia walenie Zabrałeś na, resztki nadzieji Zatapiając nas w morzu beznadzieji Umoczyłeś nasze ciała we krwi Zamukając nam szcześcia dzwi
  11. O obłędzie wspaniały O pomóż by szczęście me fanatyzmy nadały By ciśnięte kamienie w serca się wbijały By serca niewiernych rozkruszały Bo gdy będę tylko twe imię sławił I każdego obłudnika na mej drodze zabił Podarujesz mi życie wieczne I zbawienie tak konieczne Kwiat na mym grobie nie uschnie Gdyż do końca będę nosił niebieska suknie I tylko broń mnie od serc niewiernych Od twego dobra obojętnych Ukarz ich życie wiecznym deszczem By lód przeszywał ich wiecznym dreszczem Za to sto kroć ci odpłacę mą wiarom nierozumną Byś cieszył się tylko wiarą i mną
  12. Obłudny... Kolor dziwadcwta i smutku Złożony z niczego tworzący zaprzeczenie do skutku Krocząc jak wir szukając słońca Krążac jak wir szukając końca Bijąc w serce bijąc w dzwon Uderzając głową w mór rozbryzgująć skroń Świecąc jak latrnia gasnąc jak pochodnia Brne szykając pomocy... Szukając nowego dnia Czekając na huragan nadzieji Na nowy kolor bieli Pędząc jak lodowa skła By wkońcu matka śmierć spokuj dała
  13. Szarość biel czerń kolory życia Tak jak górnik czernią rycia Tak i ja jestem nie zdążam Wciąż rzeczywistość przekraczam Jak płynący po nie znanym samotny statek Niosący swój życia niedostatek Jestem mnie nie ma kołysanka pościelą Sny mą wole wybielą Karą życia krą bycia !!!!!!
  14. Szare chmury pokrywają sadzą słońce Co dzień ktoś przezywa swe końce Skacząc w otchłań nie wiedzy Ukazując umysłów myśli nędzy Koszmary zamykają oczy Nieuniknionym wciąż echem kroczy Ukazując świat do tej pory nie znany Dla oczu żywych zakazany Zaułki niebiański korytarze szare Oddając nagrodę i karę Opis równy i wspaniały Lecz zbyt kolorowy po prostu zbyt wspaniały Bo gdy śmierć zamyka powieki Ktoś znów przeżywa stratę na wieki
  15. Jak wierzba plącząca nad rozlewiskiem szatana Jak zaschnięta rozdrapana rana Do twych ciepłych ramion chce wracać W twym ciepłym oddechu chcę się obracać Doganiać czas gubić go z tobą Być z tobą w zdrowiu i z chorobą Gdy czas uniesienia odchodzi I gdy szczęście przez nasze drzwi przychodzi Chce co dzień pukać do serca twego bram Chce unieść kamyczek szczecią choćby gram By przynieść go tobie by podarować go twej osobie Chce żyć z tobą na polanach świata Chcę cie chronić by nie dogoniła cię zła krata Być z tobą chce niemów nigdy nie
  16. Głuchy krzyk w eterze Każdy obcy sobie w łączności erze Cisza nastała rozpadliska między nami Tylko głuchy krzyk tylko płacz za ścianami Który głuchnie w sygnałach eteru Tocząc życie od numeru do numeru Porywając nas wir obcości Zatapiając nas w chmurze nicości W której gubimy sens prawdziwej miłości Przesiąkając wciąż obojętnościom do szpiku kości Która sznury naszych związków przerywa Parząc nas samotnością niczym płonąca pokrzywa
  17. Gdy wiatr przeciwności wieje A los ze mnie się śmieje Gdy sztorm zalewa statek życia Gdy szczęścia niedostatek Gdy mrok przykrywa marzenia Jak wór na sznurze stracenia Gdy ciężki śnieg pokrywa moje ciało Ty mi mówisz idź do przodu śmiało Dajesz wsparcie dajesz mi siłę Bym przeszedł drogi życia zawile Przy tobie czuje potrzebny i ważny Bo tylko ty mnie rozumiesz I tylko ty pocieszyć mnie umiesz Jesteś jedyną miłościom uwierz
  18. Ceglane, zielone płytki pokryte brudem Światło biegnące odbija się z trudem Odpadające drobiny szkła o ziemię uderzają Kładącą się łunę ognistego księżyca obnażają Nadając światłu kolor czarny Ukazując obraz życia marny
  19. Cień i mrok przychodzi na świat Nagle rozwoju więdnie kwiat A człowiek pędzi ja kometa Nie zważając że już zbliża się meta Gdy ważne jest mieć nie być Człowiek przestaje ze złe się kryć Zaczyna się powolny taniec śmierci Wielka machina życia przestaje się kręcić Gdyż człowiek umiera z każdym razem Gdy mieć przysłania być razem Gnamy za tym co nierzeczywiste Za tym co złudnie piękne co zdaje się złociste Lecz blask tych fałszywych kolorów zaślepia nas Na życie wspólne zabiera nam czas Gasimy pochodnie myśli i słów Nasze idę składamy w wielki rów Przysypując go piachem ignorancji Nie chorując siebie nawzajem i własnych myśli
  20. W deszczową noc miasto spowijają ciemne chmury Przenosząc nas w czas który Ukazuje nam moc trybików i pary Przynosząc nam ceglane dary Z łupków dachy i wysokie kamienice Ukazują robotników codzienną krwawice Tryby zegarów wciąż się kręcą Świdry znów gdzieś coś wiercą Para unosi się ogień bucha Gwizd lokomotyw dobiega do mego ucha Ciężkie dźwigi na drewnianych pomostach Kapelusze, cylindry i cygara w ustach Kamienny bruk dźwięk kopyt Dzwonów ogłuszający skowyt Dobiega do uszu miasta, dobiega do nas Do pracy już czas Więc biegnij stukaj kopytami Poruszaj dużymi i tymi małymi trybami Kop duś naduszaj nogami By para rozchodziła się między nami
  21. Gdy odwracasz wzrok, gdy zamykasz oczy Zły cień za mną kroczy Który jak wir myśli me unosi Mą niezmąconą wolę rzezimieszek kosi Gdy zamykasz oczy, Gdy odwracasz wzrok Gubię życia każdy mój krok By znaleźć się w wąskie uliczce bez wyjścia Lecz ty mnie odnajdujesz doprowadzasz do wyjścia Jesteś poezją mojej drogi Jesteś wrzosami na zielonej łące Kocham cię miłością taką jak strumyki rwące Twe oczy jak ocean mnie pochłaniają Nową nadzieję co dzień dają Kocham miłuję potrzebuję cię
  22. Rozpływający się kolor niebieski Dookoła krajobraz miejski Koła stukoczą hamulce piszczą przy wielkim dębie znów coś niszczą Niszczą godność szacunek człowieka Jego młoda a jednak stara powieka Zmienia kolor zmienia się niczym piasek zmącony Zbierając goryczy i bólu plony Wieżowce milczą samochody nie warczą |Nikt nie schowa go za ciepła tarczą Słońce świeci nikt pożaru litości nie wznieci Bo po co i dlaczego przecież to nie obchodzi ducha mego I tak się skoczy kolejne życie wśród pogoni koła stukoczą
  23. Życie ciągnie się i biegnie W nocy o świcie i we dnie Szarość pustka mrok w duszy Uwięziony w błocie zachłanności po uszy W samym środku piekła Brzemienia grzechu i śmierci kła Ząb czasu mnie nie dotyka Nade mną śmierć utyka Czas zwolnił nagle się zatrzymał Bym życie swe w grzechu obmywał Plamiąc obraz mej duszy Portretu którego nic nie wzruszy Oczyszczenia pragnę końca Lecz powstrzymuje mnie strach i panika skandująca Która pcha mą złość do przodu Do zgniłego i uschniętego ogrodu Gdzie drzewa i krzewy bez życia Tam gdzie wilki bez głosu oddają swe wycia Tam gdzie grób za życia Pragnę swych grzechów zmycia Wiersz zainspirowany filmem Dorian Gray Olivera Parkera
  24. Ocean nicości krople goryczy Waż nieszczęścia wciąż syczy Słońce przysłonięte sadzom chmur Szary poderwany i rozwiązany wór Zalewa czarne wody morza Tam gdzieś roztacza się wielka loża Z której spadają krople męczennika krwi Ktoś się śmieje po prostu drwi Gdy klomby uschniętych kwiatów Pokrywają się złotem bez karatów Które straciło swój dawny blask Wydając z siebie ohydny wrzask Który przeszywa mnie na skroś Który przeszywa mnie na skroś
×
×
  • Dodaj nową pozycję...