Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'pirat' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 3 wyniki

  1. Wiersz ten napisałem mając 17 lat w hołdzie jednej z najlepszych książek jakie moje oczy miały przyjemność czytać i jej autorowi. Chodzi o "Widmowych piratów" W.H.Hodgsona. Przez wiele, wiele lat był to najdłuższy wiersz w moim dorobku, aż do czasu zabrania się przeze mnie za prozę poetycką. Najstarsi nie pamiętają tak silnego sztormu. Biją o brzeg z pełną goryczą i furią, zielonkawe fale. Wyrzucają na piach połamane deski - resztki okrętu. Zatonął rankiem na skale. Wszyscy martwi, nie ujrzą rodzinnego domu. Uczciwi ludzie. Różne towary do wioski zwozili. Nawet przed najstraszniejszym sztormem nigdy nie trwożyli. W porcie jeszcze wierzą, czekają na dobre wiadomości. Ciała na dnie. Rozgryzione. Miejscami nagie świecą kości. Do poszukiwań zgłaszają się nawet miejscowi piraci. Ostatnio kiepsko idą interesy. Nastały dla piractwa czasy bessy. Czarny statek. Co bardziej gorliwi na nabrzeżu się żegnają. To nie ludzie a samego czarta kamraci. Kapitan mówi do załogi: Pogoda zapowiada się cudownie. Obyśmy powrócili mając pełne ładownie. Słońce zachodzi, przed nimi tylko bezkresna woda. Kotwica w górę. Każdej chwili szkoda. Marynarze z rozkazu bosmana, już wspinają się po fokrei. Zwinnie, szybko ze sprawnością gazeli. Wyżej fokbombramsel powiewa, na nim gniazdo obserwacyjne Z niego widok na całe morze się rozpościera. U steru posadzony młody bosman. Stoi jak duch w zapadającym mroku. Oparty o reling, pyka fajkę oficer wachtowy, na tej zmianie on jest pan. Przebrzmiało dziesięć dzwonków, wachty ostatnia godzina. Wszyscy bacznie obserwują. Nocą morze należy do Lewiatana. Wierzcie mi diabelska to gadzina. Nieraz to starzy w tawernie bajali, że łeb potwora wśród fal mylnie za skałę brali. Co bardziej odważni na łodziach się tam wybierali. Czy był to Lewiatan czy wierzchołek skały. Nigdy się nie dowiemy. Łodzie nie powracały. Na pełnej prędkości galeon fale przebija. Na niektórych dziób pod niebo wzbija. Horyzont mgłą z lekka zasnuty. Statek ciemny, blask złoty bije jedynie z okien kapitańskiej kajuty. Dwanaście dzwonków. Zasłużony odpoczynek. W takich chwilach człowiek żałuje, że nie ma na statku dziewczynek. Bosman oczy przeciera ze zdumienia. Mgła przy okręcie to nic takiego, ale jej kolor.... ... zielonkawa Niczym młoda wiosenna trawa. Po sześciu godzinach przy sterze, musi być dobrze zmęczony. Umysł biedaka halucynacjami trawiony. Statek już pośrodku mgły. Niczego na pięć kroków nie widać. Słychać komendy i żagli łopot. Ktoś z drugiej wachty szuka sternika. Jakaś dziwna ta mgła. Jej chłód nawet myśli przenika. Wtem w okolicach fokmarsela jakaś postać, to pojawia się to wśród żagli znika. Oficer zauważył go. Trzeba zdjąć nieszczęśnika. On jakby nie chciał. Wciąż nas unika. U dziobu coś z mgły się wyłania. Nie.... niemożliwe. Wydaję mi się, że słyszę za relingiem na sterburcie głośne nawoływania. Wszędzie wrzaski, trzaski, brzęk broni.... ... Tylko ja przeżyłem. Widmowi piraci statek opanowali. Nie wiem dlaczego życie tylko mi darowali. Resztę naszej załogi na swój okręt zabrali.
  2. Oficer wachtowy obrócił leniwo klepsydrę i rozkazał wybicie czterech popołudniowych szklanek. Wiało silnie od rufy. Nasz galeon odniósł prawie śmiertelne rany w walce z posejdonowym żywiołem. Za wschodni horyzont odchodziły, gnane furią zniszczenia, skołtunione, grafitowe i zimne bałwany burzowych chmur. Pierwszy oficer, przeciskał się ku mnie z trudem. Mijał pokład zaścielony resztkami żagli i luźnym już w większości olinowaniem masztów. Melduję, że Czarny Łabędź zatonął a z Zielonego Smoka nadano sygnałem, że przyjęli kilkanaście ton wody w ładownie przez uszkodzenie poszycia. Nie będą w stanie wyrównać stępki. Dodatkowo prawie powaliło im grotmaszt i zerwało z niego gafel. Woda i wiatr zablokowały ster i zerwały oba bakstagi. No i stracili dziesięć osób w tym szypra. Patrzyłem przez reling na bakburcie na szczątki Łabędzia, unoszące się na spienionych falach. Znów oszukałem widmo śmierci. A przepowiedziane mi umrzeć na morzu a nie ze starości gnuśnej lub krwawej zarazy. Podejść pod burtę Smoka! Pod wiatr podejść od dziobu! Rzucić liny i trap między pokłady Przejąć załogę! A żywo dranie! Co do metra! Później czekać na dalsze rozkazy. Pod mundurem, poprawiłem zawiniątko z Twoimi listami. Od łez i słonej wody były już nieczytelne. Usłyszysz kiedyś Miła, dzwięk dzwonków marynarskich za oknem. I ujrzysz wtedy w salonie, widmo swego kapitana. Wokół jego załogę przeklętą. Dla nich żegluga jest wiecznością. Tak jak pokuta za grzechy. Ostatnia psia wachta. Tam gdzie bezkresne oceany zaświatów. Cmentarzysko dusz i wraków piekielne.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...