Ziemia, dom nasz wciąż wiruje bez wytchnienia.
Nie chce dla nas zatracenia,
Gdy obróci się od słońca twarzą w czerni,
nie chce straszyć, lecz zaciemnić
błyskawice wszędobylskie, gwarny zamęt.
Noc zamienia trud ich w chwałę.
Lekki wiatr ozdobił niebo gwiezdnym pyłem.
Schola świerszczy w rytm kołysze.
Gdy źrenica, choć zmęczona spojrzy szerzej,
skąpie się w tej atmosferze.
Myśl wypatrzy miłą, szczerą, dobrotliwą,
że być może słabość siłą?
Wszędzie wkoło leżą niezliczone dary.
Zebrać zdoła tylko mały.
Gdy energia nie zagłusza brzmieniem ciszy,
pokój się płochliwie zbliży.
Wtem pokora go powita ciepłym tańcem
i do serca drzwi otwarte.
Już dziękować chce za pulsujące życie
W śmiechu, płaczu, dole, szczycie,
twarz przyjazną, która stanie ramię w ramię
i tę która jest wyzwaniem
Tak przyjemnie dotknąć świata to oblicze.
Jutro znowu będzie skryte.