Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'książka' .
-
Nowa szkoła, stara ja. Cała wędrówka przebiegła bez większych komplikacji. Tata zawsze doskonale opracowuje plan działania, a jeszcze lepiej odhacza w nim poszczególne punkty. Nicolas Myers - mój ojciec - doskonale nadaje się do podróżowania, ale nie ma na to za wiele czasu, bo los zechciał, aby pracował w jakimś nudnym korpo. Tak samo los zechciał abym dziś stała tu, przed placówką noszącą nazwę S-Z-K-O-Ł-A. Przeprowadzka nie była moją inicjatywą, ale i też nie miałam nic do zarzucenia. Tata od zawsze dbał, aby mieć dla mnie czas, a wyższe wynagrodzenie daje mu taką możliwość. Jedynym minusem tego całego przedsięwzięcia jest odległość, bo to nie zmiana miasta, ale już kontynentu. Na moje szczęście urodziłam się w dobie Internetu i kontakt z moją przyjaciółką utrudnia tylko odmienna strefa czasowa, bo w Europie wszystko się dzieje X godzin wcześniej. Nie sądziłam też nigdy, że przeciskanie przez ludzi może być takie męczące. Moja wcześniejsza szkoła była mniejsza, mniej wyposażona w gadżety i inne bajery, ale też była spokojniejsza. Ponadto miała jakąś mniej zjebaną numerację, bo sali 38c szukam już prawie pół godziny, a nawet chyba się do niej nie zbliżyłam. Na moje nieszczęście, a zarazem ku mojemu zbawieniu, dookoła jest setka ludzi, którzy być może znają drogę. – Przepraszam. – zaczęłam niepewnie do wysokiego szatyna zaczesując kosmyk włosów za ucho. – O! Blondie! – krzyknął chłopak na co się skrzywiłam. – Pomyłka. – uciekłam z jego oczu jak i kolegów stojących koło niego. Ekstrawertyzm nie jest moją mocną stroną. Wolę stać gdzieś daleko od pospólstwa i nie integrować się w życie społeczne. Jednak pracownia sama się nie znajdzie i potrzebuje pomocy. – Przepraszam. – zaczęłam do pierwszej z brzegu dziewczyny. – Wiesz może gdzie jest sala 38c? – Zachodnie skrzydło. 3 piętro. Coś jeszcze? – Rzuciła na mnie złowrogim oceniającym spojrzeniem. – Nie. Dzięki wielkie. – Podziękowałam i wkroczyłam znów przeciskać się w tłum. Zachodnie skrzydło było mniej zatłoczone, a przez to było cichsze. Ludzie też wydawali się bardziej normalni, ale nadal to mnie nie przekonywało do nawiązywania jakiegokolwiek kontaktu. – Przepraszam. – odwróciłam głowę w kierunku jakiegoś grubaska. – Wiesz może gdzie jest sala 22b? – Też jestem tu nowa. Wybacz. – Wzruszyłam ramionami zaczynając wbiegać po schodach. Kto wymyślił, aby klasowa pracownia była na trzecim piętrze? Cała zdyszana próbowałam wyglądać, że nie mam ochoty wypluć płuc i czytałam numerki na drzwiach. – 35c, 36c, 37c i 38c. Bingo! – mamrotałam pod nosem gratulując przełamania lodów. Weszłam do klasy nieco zdezorientowana atmosferą jaka tam panuje. Nie dość, że prawie wszystkie miejsca były zajęte, to na tyle pracowni znajdowała się największa i najbardziej hałaśliwa grupa. Nawet nikt nie zauważył, kiedy przeszłam przez środek pomieszczenia i usiadłam koło okna. Brakowało mi jeszcze tylko jakiejś nadpobudliwej koleżanki, którą przypadkowo posiadłam i chcę się ze mną zaprzyjaźnić. – Dzień dobry klaso. – Zza drzwi wyszła niska blondynka w wielobarwnej sukience. – Zamieszanie jak co rok. – powiedziała cięcie łapiąc się za biodra. – Na swoje miejsca! Chłopcy! Nie ociągać się! Zaledwie po kilku sekundach do mojej ławki podszedł chłopak z tylnej części klasy. Odsunął szybko krzesło i usiadł. Wstałam, aby uchylić okno, bo zajechało papierosami. – Podsiadłaś mnie. - wymamrotał. – Ach. To ty. – Siadłam na krześle nawiązując kontakt z zielonymi tęczówkami. – Kto? – Nadpobudliwa koleżanka, która przypadkiem podsiadłam i chce się zaprzyjaźnić. – zażartowałam widząc jak brunet próbuje zachować powagę. – Wybacz, zmieniłam płeć, a teraz wypierdalaj z mojej ławki. – Kiwnął głową na znak, abym jak najszybciej wykonała jego polecenie. – Jak tak bardzo ci zależy, możesz usiąść bliżej okna. – zasugerowałam na co on przeczesał włosy i wziął głęboki wdech. – Chyba twoja blond główka nie pojmuje, że cała ta ławka jest moja. – Wystawił dłonie wskazując okrężnym ruchem cały blat. – Dziwne. W sensie, że ty ją kupiłeś, wniosłeś do sali i przy niej siedzisz? – nie mogłam powstrzymać chichotu. – Jak już masz siedzieć to cicho. – Poddał się w walce kładąc się czołem na stoliku. Nie mam pojęcia jak ma on na imię, ale wiem, że pewnie cała klasa jest równie zepsuta jak ten rozpuszczony bachor. Czułam, że zaraz poznam, jak się wabi ten piesek, bo kiedy tylko się położył, to nauczycielka rzuciła na nim dłuższym spojrzeniem. – Gregory. Widzę, że poznałeś nową koleżankę w klasie, a więc oprowadzisz ją po szkole. – Obserwowałam jak oszołomiony powoli podnosi głowę i odwraca ją w moją stronę. Próbując uniknąć zmęczonego spojrzenia zorientowałam się, że cała klasa ma mnie na uwadze. – Dobrze pani profesor. – powiedział obojętnie, aby potem znów na mnie popatrzeć. Grzeczny piesek. Teraz tylko czekać na oprowadzenie po placówce. *** – Tutaj szafka. – chyba już to słowo powiedział dwusetny raz z takim samym niezaangażowaniem co od początku. – Uwierz, że nie musisz mi mówić co metr, że jest szafka. – powiedziałam uszczypliwie licząc, że to przyniesie jakieś rezultaty. – Nie musisz oceniać mojej pracy. – Stanął na środku korytarza posyłając kpiący uśmiech. – Tam chyba też jest szafka. – Odruchowo przewróciłam oczami, gdy wskazywał palcem na ścianę. – Idź sprawdź. – Dlaczego mi to robisz? – zapytałam już wiedząc, że jeśli nie odpowie z sensem wybuchnę i się chyba pożegnamy. Bez oprowadzenia też dam jakoś sobie radę. Znajdę klasę, lub kiedy kogoś poznam normalnego, o ile to jest możliwe, to mnie oprowadzi. – Bo tak. – Wzruszył ramionami. – Bo tak?! – No i wybuchłam. – Od prawie godziny tułamy się jak te przybłędy po pustej szkole będąc dopiero w połowie drugiego skrzydła, bo ty nie mam pojęcia, dlaczego liczysz te pierdolone szafki, w tym samym popierdolonym czerwonym kolorze! – Nikt cię tu nie trzyma! Droga wolna! – Wyciągnął rękę wskazując opuszczony korytarz. – A jeśli nie pamiętasz drogi, to z miłą chęcią pokaże drzwi. – W odbyt se wsadź te drzwi! – pokazałam mu środkowy palec w ramach pożegnania. – Ej! Zapomniałaś czegoś! – Odwróciłam się, a on rzucił jakiś metalowy przedmiot w moim kierunku. Kluczyki. – Po co mi to? – rzuciłam oschle. – Do szafki dwieście czterdzieści osiem. – zaczęłam iść w stronę wyjścia. – Tylko nie zgub ciamajdo! – krzyknął. – Zamknij pysk paplo! O niczym już tak nie marzyłam, jak o tym, aby opuścić towarzystwo Gregor'ego. Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej? Przecież, jak to on wcześniej powiedział, nikt mnie tu nie trzymał. Mogłam sobie odpuścić wielu nerwów. A może było mi to potrzebne? W pewnym sensie dałam upust emocjom z dnia przeprowadzki. Czyli wydarcie mordy na typka, którego się zna nieco ponad godzinę jednak ma sens. Nie twierdzę, że bym to zrobiła drugi raz, ale jeśli by miało mi to znów pomóc... czemu nie? Już nie roztrząsając dogłębniej tej sprawy wyjęłam telefon odczytując powiadomienia. Sophie jest jakaś niemożliwa. Jak można wysłać ponad pół tysiąca tiktoków w kilka godzin? Ona się nudzi w tej Anglii, muszę jej znaleźć jakiegoś chłopa. Po odkopaniu się z powiadomień z jednej aplikacji, dotarłam do pytania czy opowiem o pierwszym dniu w szkole. – Ogółem... – zaczęłam nagrywać głosówkę jeszcze zbierając myśli. – ogółem to nic się takiego ciekawego nie stało, Na akademii zemdlał jakiś jeden uczeń, ogólnie dłużyło się. Wychowawczyni jest spoko, nie to co klasa. Budynek ma spieprzoną numerację, dosłownie szukałam sali 38c jakieś pół godzinie i w końcu zebrałam się na odwagę zapytać obcego typka. A on, że ja jakaś "Blondie" jestem, no to sublimowałam do jakiejś szkolnej gwiazdeczki, ona przynajmniej odpowiedziała mi na pytanie. Zajęłam wolne miejsce w klasie, które jak się okazało później nie jest wolne, bo zajmuje je palant Gregory. No to on do mnie, że ta ławka jest jego, a ja do niego się pytam, czy ją kupił i wygrałam tę wojnę. Wychowawczyni kazała mu oprowadzić nową uczennicę, nawiasem mówiąc, to ja byłam nowa. I on pokazywał mi wszystko. Dosłownie wszystko. Co metr mówił, że jest szafka, co kilka, że jest kosz na śmieci. I wybuchłam, nakrzyczałam na niego a on dał mi kluczyki do szafki i nie mam pojęcia, gdzie ona jest, bo mi nie powiedział więc będę patrzeć po numerach licząc, że trafię. – Wysłałam rozglądając się dookoła licząc, że nikt mnie nie usłyszał. Najgorsze tłumy przeszły, a parking był już prawie pusty. Jedynie stały pojedyncze samochody, niestety żaden z nich nie należał do mnie. W Anglii miałam auto, tutaj mam rower i nadzieję, że gdy będę nim jechać to pierdolnie mnie autobus. No, ale wszystkie autobusy szkolne odjechały, bo pierdolony Gregory mnie zatrzymał pokazując przezajebiste szafki. Czemu pierwszego dnia w szkole poznałam już tak problematyczną osobę? Z takimi ludźmi trzeba działać szybko. Chętnie bym kupiła jakiś spray, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że takie karaluchy jak on, przetrwają w najgorszych warunkach. Szkoda na niego kapcia, aby mu przypierdolić. Nie mam pojęcia kto wymyślił, żeby stojaki na rowery stały na końcu ogromnego parkingu. Ledwo co doszłam do pojazdu, a już znalazłem kolejny powód do narzekania. Chcę do Anglii. Prolog znajdziesz tu: Soulmate - Prolog - Proza - opowiadania i nie tylko - Polski Portal Literacki (poezja.org) Wattpad: art_osz - Wattpad
-
Cześć wszystkim! Napisałam książkę fantastyczną z drobnymi elementami psychologii. W związku z tym, że utworzyłam zbiórkę pieniędzy na jej wydanie. Zbiórka idzie mi całkiem nieźle, ale od kilku dni stoi w tzw. "postoju". Macie jakieś porady? Co mogę zrobić, aby ją wypromować? A może znajdą się tutaj dobre serduszka? Byłoby mi bardzo miło, gdyby ktoś wpłacił złotówkę, udostępnił, albo po prostu- zainteresował się.
- 8 odpowiedzi
-
ROZDZIAŁ I Pierwsze, co widzi po otwarciu oczu to okienna roleta. Najczęściej zabarwiona ciepłym odcieniem przez promienie słońca, w pochmurne dni - śnieżnobiała. Teraz jest szarawa, ponieważ nad oceanem dopiero świta. Przekręca się na drugi bok, aby móc jeszcze chwilę porozkoszowac się snem minionej nocy. Dryfowała w nim po spokojnej wodzie, leżąc na desce surfinfowej, na której namalowana byla duza, czerwona papuga. Wstała po kilku minutach, dostrzegając pierwsze promienie słońca padające na jej taras. Zeskoczyła jednym susem z łóżka, aby otworzyć drzwi balkonowe. Jej twarz obmyly ciepłe promyki, a jasne włosy nabrały blasku od pomarańczowej poświaty wschodzącego słońca. Postawiła stopę na chłodnej jeszcze plytce i usiadła w krzesle. Na stoliku obok stała pusta butelka po winie, dwa kieliszki i pięc niedopalonych papierosow w popielniczce z mapą wyspy. To pozostałości po wczorajszym wieczorze, który Kate spędziła z Sandrą, dziewczyną, ktorą poznała dwa lata temu podczas samotnego trekkingu po okolicach. Spojrzała na ocean, który wyłaniał się po lewej stronie jej tarasu. Kaskadowa plaza, czarna od wulkanicznych skał, gościła stado głośnych mew. - Cześć, Katie - zawołał radośnie z dołu Mike, gdy usłyszał, że drzwi do sypialni otworzyły sie - chodź na śniadanie. Stanęła na antresoli, w krótkich, niebieskich dresach i topie, pod którym miała już górę od kostiumu. Z przyzwyczajenia zaczęła nakładać go po wstaniu, zamiast stanika. Poza tym nie miała ochoty pokazywać swoich sutków przez koszulkę Michaelowi. Wyjrzała przez barierkę, spoglądajac w stronę otwartej kuchni, której mogła dostrzec jedynie skrawek z piętra. Ta pozycja pozwalała jednak zobaczyc na tyle dużo, że Kate wiedziala, że Mike wyjdzie dziś wcześniej do roboty. Nigdy nie myślała o jego zajęciu jako o pracy. Na kawałku blatu, który była w stanie zobaczyć, przygotowana była kreska kosku, którą jej pracodawca miał w zwyczaju wciągać przed wypiciem porannej kawy. Usłyszała syczenie drogiego ekspresu, który Michael zamowil kilka godzin po tym, jak spróbował kawy w restauracji jednego z pięciogwiazdkowych hoteli. Powiedział kiedyś, że przed przyjazdem na wyspę pił czarna, sypana, zaparzana wrzątkiem z czajnika, lurę. Nie wynikało to z oszczędności a z faktu, iż Michael był człowiekiem powściągliwym i gdy coś szło w miarę dobrze, nie widział sensu, aby to ulepszać. Kilka miesiecy życia tutaj zmieniło jego postrzeganie rzeczywistości. Często powtarza, że odkąd tu mieszka, nie odmawia sobie niczego i korzysta z życia, póki może. Zdaniem Kate to całkiem dobre podejście, gdy ma się górę pieniędzy i zero kłopotów. Michael dorobił się na graniu na giełdzie. Spekulacje oraz analiza formacji swiecowych to jedna z rzeczy, która sprawia mu największą przyjemność. Po kilkugodzinnych sesjach tradingu, mial w zwyczaju siadac na leżaku przy basenie z drinkiem w reku. W jego oczach widać było wtedy spełnienie splecione z nutą wyczerpania. Pewnego razu, gdy wszedł z biura, ujrzawszy przez okno balkonowe Kate, pływająca w basenie, rozsunal z impetem drzwi, przebiegł kilka kroków które dzielą wille od basenu i w ubraniu wskoczył do wody z uśmiechem na ustach. Nie wynurzał się przez chwilę, zawisł nieruchomo w wodzie, rękawy jego koszuli wwybrzuszyly się, tworząc wokół niego dwa podłużne balony z powietrzem. Zdaniem Kate wyglądał komicznie, jak ponton ratunkowy. Wynurzyl się, wrzeszczac głośno "Tak! tak! tak!". Kate odruchowo chciała wyjść z basenu, aby wziąć aparat i uwiecznić "tę chwilę" (tak mówił do Kate o emocjonujących momentach podczas rozmowy o pracę, która Kate chciała zdobyć i udało jej się to). - Nie tym razem, słońce. Dziś nie trzeba. Wystarczy mi myśl o tym, że Jared nie miał racji. Będę upaja się ta myślą do końca mego żywota - zażartował Michael. Jared był jego dobrym znajomym, którego poznal jeszcze w college'u, gdzie uczęszczał kilka lat temu. Często zapraszał Jareda na wieczorny bilard, czasem grali w pokera razem z kilkoma biznesmenami, będących raczej przejazdem, na urlopie, niż mieszkających tu na stałe. To razem z Jaredem Michael zaczal grać na giełdzie. Sami, dzień w dzień, rozpracowywali zależności panujące na rynku. Po roku samodzielnej nauki, byli w stanie w szybkim czasie pomnażać swój majątek. Jared wywodził się z niezamożnej rodziny i gdyby nie stypendium naukowe, z którego odłożył spora sumę, nie udałoby mu się zarobić kilku milionów w przeciągu pięciu lat. Michael z kolei miał nieco łatwiej, gdyż odziedziczył majątek po zmarłych w wypadku rodzicach. Miał wtedy osiem lat. Od tamtej był pod opieką babci, która skutecznie wpoila mu wartość pieniądza i nauczyła oszczędzac, mimo że w ich domu nie było nigdy takiej potrzeby. Kate zeszła na dół, spoglądajac na szerokie na całą ścianę okno. Gdy wprowadziła się do Michała, zaczęła zsuwać rano ciemne zaslony, które zasłaniały piękny pejzaz, jaki był za szyba. Od tamtej pory nikt nie zasłonił okna. Widok, którym można było się przezeń uraczyć, nigy nie znudzi się Kate: skaliste zbocze, ciemne niczym oczy jej ojca, przechodzące nagle w ocean. Nie było na jego ścianie nim nic poza białymi, wąskimi schodami, które ciągnęły się do samej góry. Poza tym nie bylo widac żadnych śladów ludzkiej ręki, a z płaszczyzny na szczycie zbocza wystawały liscie niskich, przysadzistych palm. Ruszały się na silnym wietrze, przeplatając się z błękitem nieba, któremu nie było końca. Jedyna rzecz, jaką można było dostrzec na horyzoncie to slońce. Gdy Kate pierwszy raz weszła na szczyt zbocza, zawiodła się. Był tam parking, który prowadził na pobliską plażę. Za parkingiem, w stronę pionowej, skalistej ściany, wytyczone były trzy ścieżki pomiędzy wydmami, które stworzyl piach niesiony znad Sahary. Każda z nich prowadziła do białych schodków. Sześć miesięcy temu, gdy po raz pierwszy stanęła na najwyższym schodku, ujrzała takie samo zbocze jak to, na którym się znajdowala, jednak na jego szczycie był dom, w którym obecnie mieszka. Kaskadowe cztery piętra, otoczone surowym, ale zadbanym ogrodem, robiły wrażenie na każdym amatorze tutejszej architektury. Biale, niewielkie budynki połączone były w jedna, okazała wille. Duże okna posiadały zielone okiennice, raczej dla zachowania stylu wyspy niż dla osłony przez sloncem czy kradzieżą. Kazdy segment domu wyposażony był w obszerny taras, na którym skorzystać można było z jacuzzi bądź uraczyć się słońcem na hamakach lub leżakach. Balkony ozdobione były palmami w donicach, a z jednego, znajdującego się nad basenem, zlatywały wodospad zielonego bluszczu. Basen oraz altana znajdowały się na parterze domu. Konstrucja basenu opierała się na palach wbitych w zbocze, a jego zewnętrzna ściana była transparentna. Gdy się pływało, można było odczuć wrażenie unoszenia się w powietrzu. Altana mieściła grill oraz stół na kilkanaście osób. Michael często zapraszał tam znajomych. Jej rozmyślania przerwał głos Mike'a: - Dziś musisz pojechać ze mną do Playa Honda. Mam spotkanie ze starymi wygami. Chcieliby kilka fotek, nic wyszukanego. Żona jednego z nich uparła się na sesję na plaży. Kate ucieszyła się na tę wiadomość. Pracowała u Michaela jako fotograf. Gdy pol roku temu usłyszała od znajomego, że bogaty biznesmen szuka fotografa do sesji, skontaktowała się z Michaelem, aby zapytać o szczegóły. Powiedział, że to nie rozmowa na telefon i zaproponował spotkanie w kawiarni na barce w porcie. Kate pierwszy raz piła wtedy Caffe Latte za czterdzieści euro. Bylo przepyszne. Na spotkanie przyszła w białej, luźnej sukience. Dzień był wyjątkowo bezwietrzny, więc zostawiła włosy rozpuszczone. Blond pasma opadały na jej opalone ramiona. Na stopach miała skórzane sandały, które zgubiła tego samego wieczora podczas przyjęcia na plazy, na które zaprosił ją Mike podczas rozmowy. To miał być jej pierwszy dzień w pracy, ale wtedy, gdy weszła na pokład statku, nie wiedziała o tym. Od razu poznała Michaela. Nie musiała widzieć go nigdy wcześniej, aby wiedzieć, że chlopak, który siedział przy okrągłym stoliku przy prawej burcie, jest milionerem. Na nosie miał czarne, klasyczne okulary marki RayBann, błękitna koszula pasowała do jasnych włosów, a zegarek na jego nadgarstku rozpraszał światło na kilkanaście zajączków na suficie namiotu postawionego na pokładzie. Wstał, gdy podeszła do stolika. Z uśmiechem na twarzy podał jej rękę. Gdy zdjął okulary, dostrzegła młoda twarz, szczerze, blekitne oczy, którym nie brakowało iskry zapału i uporu. Jego spojrzenie było głębokie, a usta pełne. Byl o głowę wyższy od Kate, szczupły, a spod rękawów wyłaniał się zarys mięśni ramion. Pachniał znajomą, delikatną kompozycja meskich perfum. Usiedli razem, a gdy przyszedł kelner, przywitał serdecznie Mike'a i zapytal o zdrowie. Gdy odszedł aby zrealizować zamówienie, mężczyzna spojrzał Kate w oczy. - Widziałem twoje portfolio - zaczął - nie znam się na zdjęciach, ale widać, że wiesz, o co chodzi. Od dawna zajmujesz się fotografią? - Pracuje jako fotograf od ponad pięciu lat. Na czym miałaby polegac praca? - To całkiem długo, a gdzie obecnie pracujesz? - W hotelu, tym przy aquaparku. Robię też prywatne sesję Polakom, którzy przylatują tu na wakacje lub podróże poślubne. Na czym miałaby polegać praca? - Jesteś z Polski? Łał! Nigdy tam nie byłem... Kate rozejrzała się wokół siebie, nie widząc nikogo dookoła. Zaczęła czuć się niezręcznie i żałować, że zgodziła się na spotkanie. - Słuchaj, gringo, albo powiesz mi, jak ma wyglądać ta praca, albo spadam. Na twarzy Mike'a pojawił sie wyraz zniesmaczenia. Pojawił się kelner z kawą i mojito, Michael wyprostował się na krzesle. Gdy uśmiechniety Hiszpan poszedł, chłopak powiedzial: - Przepraszam. Pewnie myślisz sobie, że jestem jakimś zboczeńcem. Głupio mi po prostu o tym mówić. Ale chyba zrobię to prosto z mostu. Szukam fotografa, ponieważ chcę mieć uwieczniony rok z mojego zycia. Chcialbym, bys była ze mną w ważnych momentach, aby je sfotografować. Musiałabyś być gotowa prawie zawsze, choć najczęściej będą to fotorelacje z zaplanowanych wydarzeń, ale generalnie chodzi o to, abyś złapała tę chwilę. Prawie każdą. - Jak widzisz to od strony praktycznej? - bez zastanowienia zapytała Kate. - Cóż... Myślalem o tym sporo i przygotowałem wszelkie ważne informacje - sięgnął po teczkę, która leżała na krześle. Wyjął z niej zapisana niebieskim tuszem kartkę. Spojrzał na nią i zaczął: - Jeśli chodzi o czas pracy, nie jest on określony ramowo. Jednak aby móc być zawsze w centrum wydarzeń, musiałabyś zamieszkać w moim domu. Mam sporo wolnych pokoi - gdy wypowiedział te słowa, opuścił wzrok na kartkę. - Co do sprzętu fotograficznego, powiedz, czego potrzebujesz, a kupię ci to. Będziesz potem mogła zabrać to ze sobą, gdy już nie będziesz dla mnie pracować. Nie jestem ograniczony finansowo, więc możesz uzupełnić swoj warsztat o nowe obiektywy i inne rzeczy, o których nie mam pojęcia. Zrobisz tylko listę lub powiesz, ile pieniędzy na to potrzeba i załatwione. - Czy wymagasz ode mnie jakiejś konkretnej stylistyki tych zdjęć? Jak to widzisz? - Jedyna stylistyka jaką wymagam, to twoje własne widzi mi się. Nie chcę ci nic narzucać, jedynie czas, miejsce i sytuację. To, jak zrobisz te zdjęcia, pozostawiam twej duszy artysty. Widzę w twoich oczach, że taka posiadasz. Jestes zakochana w tej wyspie, co? Patrzysz na ocean, jak na przystojnego faceta. Kate na te słowa oderwała wzrok od wody, marszcząc brwi sięgnęła po kawę. Skomentowała te słowa milczeniem. - Wybacz jeśli cię uraziłem. Nie chciałem. Czasem gadam, co mi ślina na język przyniesie. Ale to nie znaczy, że tak nie uważam. Gdy tu weszłaś, skupiona byłaś na kanarkach, siedzących na palmie. Prawie wpadłaś do wody, jak omsknela ci się noga - uśmiechnal sie, spoglądajac w stronę wysokiej palmy. Na jej szczycie siedziały dwa żółte ptaszki. Kate chrzaknela. - Owszem. Uważam, że ta wyspa jest wspaniała. Kocham ocean, paradoks polaczenia surowości krajobrazu i tak cieplego klimatu tworzonego przez temperatury i ludzi. Turystów, którzy tutaj mogą nie martwić się niczym i mieszkańców wyspy, ktorzy żyją wśród urlopowiczow jak jedna rodzina. - przyznala - Wróćmy do tematu, bo nie bardzo rozumiem, dlaczego chcesz uwiecznić rok swojego życia. Czemu akurat teraz? Michael wziął do rąk okulary przeciwsłoneczne, które wcześniej polozyl na błękitnym obrusie. Nałożył je, po czym szybkim ruchem dłoni poprawił blond grzywkę. - To się pojawiło w mojej głowie z dnia na dzień. - Mike opowiedział historię o kawie w pięciogwiazdkowym hotelu i kupnie ekspresu - od tamtej pory każda chwila ma dla mnie znaczenie. Pomyślałem, że jestem teraz w najlepszym okresie swojego życia i milo będzie wrócić kiedyś do tych czasów. Jest dużo rzeczy, których nie pamiętam. Mam nadzieję, że rozumiesz, co mam na myśli. Kate nie rozumiala, ale tylko kiwnęła wymownie głową, pozwalając kontynuować mężczyźnie: - Chciałbym kiedyś moc zobaczyć, ile szczęśliwych chwil można przeżyć w przeciągu jednego roku. - westchnął głęboko - Co do zarobków, proponuje trzydzieści tysięcy miesięcznie. Nie będziesz musiała płacić za jedzenie, zapewniam też dostęp do baru. - mrugnął prawym okiem - Możesz zrezygnować w przeciągu tygodnia. Zależy mi na tym, aby zrobil to jeden fotograf. Czas leci, a za dwa tygodnie mam dwudzieste piąte urodziny. - Dobra.
- 4 odpowiedzi
-
- uwiecznijmnie
- książka
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami: