Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'dwudziestolecie' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 3 wyniki

  1. graphics CC0 (powaby międzywojnia - poemat liryczny) … ... a pan prezydent Mościcki jak zawsze szykowny w wysokim błyszczącym kapeluszu w lakierkach i białych rękawiczkach życie Warszawy to urocze teatrum na balu mody w Hotelu Europejskim Loda Halama zostaje królową nocy a cudna Nina Andrycz wychodzi w asyście autorów dramatycznych w sobotni wieczór posrebrzany księżyc podświetla motylki i krawaty bawidamków z żurnali uśmiechających się z przeszklonych witryn do fildekosowych pończoch naciągniętych na damskie nogi manekinów plastikowych emancypantek sztywne atrapy od obcego testosteronu fingująją chłodny syntetyk dokując z profilami przechodniów z precyzją szwajcarskich zegarków a męskie polimery ożyły całkiem nie na serio całuśni przystojni lekko dramatyczni w dłoni z jedwabną chusteczką suszą zęby do żelatynowych autochromów z fabryki braci Pawelskich to vis-a-vis - zakład ajentów i fotografii kolażu - literalnie pozdrawiają swe sztuczne baronessy zakurzone w przeszklonych gablotach imidżu potencja Warszawki mentalnie zmierza do Sieradza gdzie imć Antoni Cierplikowski zwany królem golarzy tnie jak idzie młode dziunie na chłopczyce to mecenaski sztuki napoleonki ondulacji powabnie wyginają ciała w kuszących pozach francuskich w sukniach wyszywanych cekinami puszczają zalotne oczko do namierzonych i niedojrzałych emocjonalnie kochasiów cudowne - drastyczne i dziobate ciągną tłumnie do Warszawy mozolne - perfidne niedostępne silikonowe syrenki - od pasa w dół w małej czarnej od Coco Chanel - niedopite dzisiaj wieczorem stolica lirycznie wzruszona ma własne Suchodolskie i praktyczne panie poetów nawiedzonych nagabują metresy malarze malują je oczami rzeźbiarze stroszą dłuta warszawscy matematycy obliczają prawdopodobieństwo upojnej nocy młodsze zadziorne pokolenie oddane sprawie w dziele ruchu schodzi po schodach rewii w marabutach z bakelitowych odbiorników nam gra na patefonach Warszawa Mieczysława Fogga baryton i tango Milonga cóż sport to taniec czasami dance macabre kolejny stołeczny napalony amator mikstów rozmyśla w loży o „La Divine” o Susan Lenglen w minispódniczce rozkraczonej przypadkiem na korcie tenisowym Legii robi się późno noc oparem grawituje z mgłami przymyka rzęsy opada pudrem w zaułkach i ciemnych bramach migocze brylantyną z męskiej pomady rozgrzywia z przedziałkiem chytre lisie futerka obłych dekoltów kto wie? Natali- u Gałka jest już może latarnią? nie ważne i pozorne! owalny plafon podświetla ulicę apaszów ich lica w aluminiowych felgach chevroletów buicków i opli – lśnią umięśnieni modele w pilotkach z bukietami róż za nimi nastrojowi anty_apologeci wierzący w masyw plastycznego ciała to modni panowie w sile wieku wychodzą jeden po drugim z domu mody Bogusława Hersego na ulicy Marszałkowskiej w szyby okien tej ogromnej kamienicy przepychu czasem stukoczą gołębie z... paryskim przekąsem i... z klasą jadą parami do nieba windy szybują po piętrach budynek ogrzewa własna elektrownia w tym sobotnim śnie świat nagle zawirował a noc zagląda do czarnych garniturów płaszczy i peleryn podszywając się w słodycz jakoby Jadzia Smosarska z Jurkiem Pichelskim na Starówce w pragnieniu życia ulicznym bohema - zarodkiem sztucznego aromatu maklerzy to Arsen Lupin cechują naszyjniki i kolie zapach szklanych ogrodów poddusza spelunki znów czulą zmysły noski z pasmanterii białe kwiatuszki w butonierkach dyplomatycznych marynarek wszystko tu perfekcyjne i dopasowane nieco sztuczne – lecz piękne bo Rzeczpospolite – biało-czerwone to kocham szczerze - chcę w nadmiarze! w teatrach operach i rewiach raz różowo a raz niebiesko girofle-girofla oniryczna tancerka blenduje pierś z kolorem po scenie w walcu wirując z ambitnym przystojnym danserem życie filuje gdzie się da sumptem protokołów wyraziste w metaforach i metamorfozach pozorne! gdzieś na balach jedwabiu dziewczę z Milanówka wychodzi z kokonu przeobrażając się w motyla i wręcza bukiet kwiatków pani prezydentowej Mościckiej tiulowe szale „relief kali” pachną mimozą w tropiku widowni szyldkret w alabastrowych sukienkach kwitną z brokatowym cyklamenem rankiem wkładane - przez głowę nocą zadzierane - do góry krzyczą rozporkiem z żeńskiej części widowni w mniemaniu młodszych panów ubranych nieco jaśniej bo na szaro - kobieta tchnie namiętnością i nie ma nic z szarości lecz nawet dla samczej wiary świat to zasady puder plus szminka lusterko w torebce staniki ich kobiet są melodią dress code stolica tętni i o tym opowiada ci panowie snują klasycznymi uliczkami z melodii i natchnienia komunikują w prezencji i aparycji mężczyźni zbratani z klezmerami grającymi do kotleta saksofonów rytuał niesie song po zaułkach panowie tak melodyjnie atrakcyjni co któryś i kolejny przysposobiony w filcowy homburg przywieziony z Hesji z jedwabną tasiemką nad podwiniętym rondem odsztyftowani doktoranci uniwersytetów polityczni łowcy awansów topazy savoir-vivre'u kłaniają się przechodniom z wyuczonym wdziękiem mizdrzą do ślicznych kobiet tak całkiem wrażeniowo i romantycznie stolica kwitnie pod następnym kapeluszem chojracy przy kinie jak Wagnera „golemy” z Gustava Meyrinka w pospolitych fedorach rondo uchylasz wskazującym palcem kikujesz zimno i marszczysz czoło do zjawiskowej kokietki ze Śródmieścia lub Woli - jest prawie twoja! ;) --
  2. Dziś może "rymowaniec" radosny i żartobliwy, dotyczy pięknego okresu Dwudziestolecia międzywojennego i dziejów Ojczyzny. graphics CC0 Błękitna Armia w Pucku Bałtyk się wzruszył znów po ludzku od bram do powitalnych westchnień tu każdy patriota tęskni drewniany pal i z Białym Orłem Gryf zaś z Pomorza portowe Godło panien sukienki jasnoniebieskie niejedna woli tych bardziej męskich poranek chmurny żarty z Grenzschutzu bliżej im było chamstwem do buszu Batalion Morski obok pochylni stawia maszt dumny polski stabilny dziesiątki kutrów w gali flagowej stają na baczność mundur galowy już głośno grają marsz generalski panny się wdzięczą Chłopcy poważni zaraz po mszy Biskup polowy udziela wszystkim błogosławieństwa słychać szum Morza i polskiej Mowy kanon patosu i dostojeństwa na kasztanowym rumaku włoskim jedzie w asyście Patron Wolności obok pułkownik Stanisław Skrzyński panny biust prężą andaluzyjski zeszli z pochylni prosto do Morza konie parskają akademicko wręcz poetycka apoteoza pegazy w morzu – w pęcin połysku kopyta w wodzie – Generał posłał: dwa platynowe niesie pierścienie adiutant młody nie znam imienia no i zaślubia Generał Haller Morze Bałtyckie dumne – prastare a jeden pierścień wrzuca do Morza drugi zakłada sobie na palec wydaje rozkaz do admirała: „panie Porębski proszę się starać” na maszty ciągną polską banderę a Artyleria gromem salutu bije na pokaz – wróg naszym celem palby wystrzałów – zlepionych huków jeszcze zagrają w rytmie Mazurka panny też głośno w zbiorowych chórkach Notable złożą swoje podpisy w księdze dla gości – panny się mizdrzą a potem w Domu Kąpielowym raut będzie suty – przykładowy mocne odczyty – mowy zaszczytne panny pod mankiet – mundur błękitny Morze tam szumi – przybiera miny a oni czulą węgierskim winem —
  3. graphics CC0 u Blikle musiało być fajnie albo – w kawiarni Pod Picadorem przy ulicy Nowy Świat numer 57 smukły kelner "podwoził setę" mimochodem lub w winiarni U Fukiera spotykała się cała śmietanka już następna pełna szklanka tabakiera Tuwim – Karski – i Wierzyński wszyscy zakochani w Staffie czerwień wina – biały papier koniecznie whisky były modne procenty i egzaltacje ale się zaludniło wokoło i zawsze tu wieczorową porą głów irytacje i sam mistrz emocjonalny empatyczny – wokół niego wszak się spiętrza wszelka ci adolescencja mas genialnych jako żywo – to i on Wielki Szu – Leopold Staff toż poezji dźwięczny paw i pierwszy ton znów w półmrokach tytoniowych podchmielona pyta nacja: „będzie w końcu deklamacja – jest ktoś zdrowy?!” przed knajpkami wiatr gna liście ów jesienny czuły posłuch a tam w środku kwiat logosu rymem gwiżdże po północy alchemicy snują grandą – cyt! Warszawko więcej rymu – a mniej czkawką na ulicy „kupą mości panowie” – na stołeczne speluny!" do Turka i do Astorii będą odczyty być mogły jak perfumy i jeszcze na Mazowiecką – prosto do serca knajp Tuwim – Przysiecki – i Lechoń w Ziemiańskiej sprzedali grzechom swój raj! --
×
×
  • Dodaj nową pozycję...