Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'drabble' .
-
Marek, dobry znajomy z dawnych lat, skończył medycynę, wyjechał do Stanów, nostryfikował dyplom i cały czas pracuje jako psychiatra w jednym z Bostońskich szpitali. Niedawno spotkaliśmy się u jednego ze wspólnych znajomych. Powiedział, że specjalizuje się w leczeniu uzależnionymi od narkotyków, zwłaszcza twardych. Zaciekawiony, spytałem jaką część uzależnionych udało mu się trwale z tego wyciągnąć. Spojrzał na mnie swoim charakterystycznym, dziwnym wzrokiem. -Żadnego. Nie da się – dodał – tu odlot, a bez tego przeżywają straszne męki. Ich jedynym marzeniem jest powrót, nawet gdyby potem mieli umrzeć. Taka prawda – dodał. Chciałem spytać, czy to, co robi, ma sens, ale tego nie zrobiłem.
-
Muzyka grała, dziecko płakało. Zrobiła głośniej. Muzyka: umc, umc! Dziecko: e, ee! Wyszła do sklepu po mleko w proszku. Po drodze spotkała kolegę. Miał kręcone włosy i fiołkowe oczy. Wyglądał na bardziej spragnionego niż jej dziecko, dlatego postanowiła nakarmić go w pierwszej kolejności. Wsiedli do tramwaju i po kilku chwilach znaleźli się w mieszkaniu, gdzie było wielu ludzi, a muzyka grała jeszcze głośniej niż u niej w domu. Dziwili się, że przyszła w samych kapciach i podomce. Kiedy wszyscy zwalili się już na podłogę, rozległo się pukanie. Otworzyła drzwi, wyjrzała za próg, a wtedy dziecko rzuciło się jej na ręce.
-
Otwieram oczy, widzę jak siada na krawędzi łóżka, ściąga piżamę. W lustrze na drzwiach szafy odbija się to, czego nie widziałbym leżąc za nią. Pochylona, szuka na podłodze biustonosza, który musiała upuścić tam wieczorem. Podniosła, rozprostowała go sobie na kolanach. Zapięła z przodu, przekręciła zręcznie dookoła, aż wskoczył na miejsce. Uniosła się, żeby założyć resztę. — Masz cudowną pupcię — wyszeptałem. — Naprawdę? — odszepnęła, celowo opieszałym ruchem wkładając majtki. — Jeszcze takiej nie widziałem. — Pewnie nie widziałeś wiele. — Owszem. Dopóki nie poznałem ciebie. Jeszcze raz rzucę okiem, żebym mógł o niej myśleć, tęsknić będąc daleko stąd, czekać kiedy znowu ją zobaczę. Życie jest piękne.
-
Trzeba było nie grzebać w jej rzeczach. To co tam znalazłem wywołało wstrząs. Nawet nabity rewolwer nie budzi tyle emocji. Wieczór w teatrze, kolacja przy świecach, rozmowy do rana — to dla niej zbyt wiele. Wolała unikać mojej presji. Lepiej odprężyć się szybko i mieć to z głowy. A ja nie byłem pod ręką, ani gotowy, ani długotrwały, tym bardziej łatwy w użyciu. Pstryk, myk i wracaj do szuflady! Móc zaznawać rozkoszy raz za razem, bez końca. Bo tylko ona wie, co naprawdę sprawia jej przyjemność. Może bała się zajść w ciążę? Maszyna lepsza jest niż człowiek. Ale czy mnie zdradziła?
-
Funkcjonariusz urzędu celnego kazał wytrząsnąć zawartość torby na stół. Jego uwagę przyciągnęło pięć par majtek. — Na co pani tyle? — Po jednej na każdy dzień. A te co zakładam w piątek, noszę również w sobotę i niedzielę. Kazał jej pakować rzeczy. Stojąca za nią również wiozła majtki, nawet o dwie pary więcej. — Poniedziałek, wtorek, środa… — wyliczała — później piorę. Celnikowi przypadła do gustu taka odpowiedź. Podziękował kobiecie, po czym przeszedł do następnej w kolejce: — Dwanaście par? To chyba nie na handel… Uśmiechnęła się słodko. — Lubi pan czyste kobiety? Celnik w odpowiedzi podkręcił wąsa i pokiwał przytakująco głową. — No to: styczeń, luty, marzec…
-
Cztery gorące serca ciemna noc za oknem to samo pragnienie szczęścia różne słowa o poranku… — Pójdę do psychologa spytać, czy to było udane — mówi Amerykanka do leżącego obok mężczyzny. Za oceanem, nad Sekwaną, Louise przy pierwszych blaskach słońca, budzi swego przyjaciela. — Jutro zrobimy to samo, ale inaczej. Kawał drogi na wschód, niedaleko Brandenburskiej Bramy, jasnowłosa Hannah narzuca szlafrok i idzie prosto z sypialni do kuchni. — Hans, co ci zrobić do jedzenia? A jeszcze dalej na wschód, w skromnym domu z bocianim gniazdem na dachu, Jolka siada na krawędzi łóżka i popłakuje cicho. — Józiu, co ty sobie teraz o mnie pomyślisz?
-
Łzawa jest pustka tundry, zimny śnieg na wzgórzach, lód w rzece, lecz twoje oczy są jeszcze zimniejsze. Miłość karmiona samotnością, na dnie wąwozu zdradziecki lichtarz. Jeszcze trup mojego męża nie ostygł, a już łączy nas na zawsze. We mgle szybuje daleki brzeg: tam szczęście, dom pełen dzieci. Nawet car nie odmawia miłości kochankom, ale wolisz wdzięczyć się do innej. Ściągnęłam rajstopy, żebyś ogrzał sobie dłonie, a ty podarowałeś je Sonietce. Żegnaj luby, wolę umrzeć, niż patrzeć jak mnie zdradzasz. Wypchnę ją do wody. Łańcuchem, którym skuto mi nogi, oplączę jej szyję, niech pociągnie nas na dno. Nam śmierć, tobie katorga!
-
Gasł bukoliczny czas beztroski. Na powiekach zasiadły ćmy karmiąc snami ananke. Wokół dominował chaos, którego spiritus movens była bestia. Bałem się jej gniewu, krzyku, wyzwisk, potłuczonych naczyń, szarpania, bicia, ciągnięcia za włosy, tak bardzo, że postanowiłem uciec. Dokądkolwiek. Byleby mnie nie znalazła. Póki co starałem się być nieodczuwalny. Po eksplozji wściekłości następowała absolutna cisza. Później wołała mnie po imieniu, przepraszała, obiecywała poprawę. Byłem nieugięty, jednak tego dnia omamiony jej słowami, wyszedłem. W powietrzu zalśniło srebro, a ja spąsowiałem. Wtedy przestałem się bać. Ogarnął mnie niewysłowiony błogostan, a twarz przejaśniała radością. Bestia zawyła, lecz nie pozwoliła mi odejść. Jeden jeden dwa... __ 11 lutego obchodziliśmy Europejski Dzień Numeru Alarmowego 112.
-
Przez dźwiękoszczelne szyby dochodziło stłumione bicie dzwonów. Coach spojrzał na zegarek i ogłosił przerwę na lunch. Po chwili z auli ulotniło się ponad pięćdziesięciu młodych menagerów. Natalia wyjęła z ust pogryziony ołówek i zamiast do hotelowej jadalni ruszyła w stronę oranżerii. Było w niej mnóstwo kwiatów, przez które prześlizgiwały się promienie słońca. Znalazła ocienione miejsce i usiadła na wiklinowym fotelu. Tuż przy dużej donicy. Rozejrzała się i sięgnęła po kilka grudek ziemi. Szybko włożyła je do ust i połknęła. Po kilku kolejnych zadzwonił telefon. - Cześć mamo. - Dzień dobry Natalko, o której kończysz, bo chcielibyśmy z tatą zabrać cię na pizzę. __ 9 lutego obchodzimy Międzynarodowy Dzień Pizzy * Pica https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Pica
-
Fale oceanu biły w piaskowiec, odrywały z niego głazy, kruszyły na kamyki, mieliły w piach: żółty pod wodą, złocisty w słońcu. Ziarenka przyklejały się do jej stóp, brzucha, pośladków… Zanosiła piasek na klapkach do domu. Strzepywany na dywan, wysysany odkurzaczem, wracał do morza, opadał na dno, czekał aż przypływ podniesie go z głębin, wyrzuci na brzeg, aby szlifować jej pięty. Spłukiwała piach wodą ze źródełka, lecz trzymał się mocno, dopóki nie starła go gąbką, a wtedy jedno ziarenko wpadło jej do oka. Nie bolało, nie wytoczyło łez, ale zamieniło ją w skałę, patrzącą na ludzi obojętnym wzrokiem, niezdolną do uczuć.
-
— Tatku, mam problem: na uczelni poznaję dużo chłopców. Niektórzy mi się podobają, są przystojnymi właścicielami wysportowanych ciał, ale po czasie okazuje się, że to puste kukły, a jak trafi się całkiem fajny rozmówca, który nie gada o odżywkach i swoim samochodzie, to albo jest rudy z pryszczami, albo ma nos de Bergerac'a, albo tłuste włosy, grube okulary i nosi swetry dziadka. — Aha. — Jestem na czwartym roku i chciałabym pożegnać hymen, ale z kimś estetycznie wyglądającym, miłym, wrażliwym, wesołym i fajnym i żeby mnie lubił bardziej od auta. Co mam zrobić? — Kochanie, jest tylko jeden sposób. — Jaki tatku? — Wydłub sobie oczy.
-
Bruksela, 19 grudnia 1962. Alicja Ż. przyjechała na lotnisko zbyt późno. Odprawa zakończona. Samolot do Warszawy nie przyjmie spóźnialskich. Dwie godziny później, podczas podchodzenia do lądowania samolot się rozbija, 33 osoby giną na miejscu. Jednym z nich Jest Dawid J. Wiosna 1963. Wdowa po Dawidzie J. sprzedaje swoje mieszkanie na Powiślu. Wprowadza się do niego Alicja Ż. mężem i synkiem Markiem. 12 lat później, przy bramie domu, Marek, poznaje przypadkowo mieszkającą obok licealistkę. Dwa lata później biorą ślub. Wigilia 2022, Marek opowiada zgromadzonym dzieciom, że gdyby Alicja Ż. nie spóźniła się na samolot, ani ich, ani Wigilii w tym gronie by nie było. Życie potoczyłoby się inaczej. https://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_lotnicza_w_Warszawie_(1962)
-
Kochani, Wszechświat jest malowniczy. Kołysze się i drży. Migocze i gaśnie. Jest nas wielu. Różnimy się okryciami. Jedni błyszczą. Drudzy matowieją. Wśród nas są Obcy. Mają długie sznury, ostrza i haki. Działają w blasku i cieniu. Czyhają na ofiary. Posiadam kilka kapsuł. Dają pokarm i schron. Choć czuję strach, staram się go nie okazywać, by nie pogrążyć istnienia. Kosmos, w którym mieszkam jest pastelowy. Uwodzi aromatem, dźwiękami i ciszą. Kiedy odblaskowy krąg rozpala przestrzeń, przychodzą Olbrzymy. Poruszają się ociężale. Towarzyszą im milczące Plujostwory. Wówczas Wszechświat rozpływa się, a z zakamarków wychodzą Pełzacze. Nie martwcie się! Dam sobie radę! Czułkiem! Cytrynek Kosmos, onętek - roślinka jednoroczna, ale prześliczna ___ 9 października obchodzimy Międzynarodowy Dzień Pisania Listów @Leszczym Dziękuję!
-
Smutne Lato pakował walizki. Miał odlecieć do filii w Afryce, razem z wicedyrektorem Boćkiem. Tak zdecydował niezadowolony z naszej pracy Zarząd. Fak! Pewnie za karę po wysokoprocentowych, nocnych baletach oraz za projekt Sierpień, który faktycznie udupiliśmy na maksa. Za to projekt Lipiec wyszedł nam malowniczo. Raz się żyje! Będzie co wspominać za rok. Na miejsce zdegradowanego Lato przysłali nam jakąś emerytkę, Jesień. Co za gnuśny babsztyl! Monitorowała nasze kontakty z Lato, chociaż wiedziała, że bardzo tęskniliśmy! Po naszych protestach i strajkach łaskawie pozwoliła nam się zobaczyć na momencik, ale tylko online. Trzymaj się Lato! Kiedyś znowu zrobimy imprezę w plenerze...
-
Przechadzałam się wśród powabnych ciał i nie mogłam oderwać oczu od półnagich, młodych i ociekających seksem gojów. Mieli wygląd herosów, którzy w ekscytacji oddawali pokłon zapomnianym bogom. Mój apetyt rósł. Przed północą zauważyłam blondynkę w obcisłej małej czarnej z odsłoniętymi plecami w towarzystwie rosłego i bardzo przystojnego mulata. Śmiali się, rozmawiali i całowali, jakby świat przestał istnieć. Obserwowałam ich i czekałam. Wreszcie dziewczyna odeszła i poszła do toalety. Nie było nikogo, więc weszłam za nią. Myła ręce patrząc w lustro, a ja patrzyłam w jej oczy i czułam bicie jej serca. Mojego serca! Już miałam przylgnąć, kiedy wyciągnęła srebrny krzyżyk...
-
– Doktorze, pani o imieniu robota przyszła na wizytę. – Znowu! To już trzecia wizyta w tym tygodniu! Dobra, niech wejdzie. ~ – Witam pani L321, proszę usiąść i powiedzieć, co się stało tym razem? – Jestem obserwowana… – Już to pani mówiła, ale konkretnie: kto panią obserwuje? – Oni… – Litości pani L321! Jacy oni?! – Kosmici… – Widzi pani zielone ludziki? – Oni nie są tacy zieloni, bo dobrze znają się na swojej robocie! Gdzie nie spojrzę patrzą na mnie i śmieją się! – Ale tutaj ich nie ma. Proszę się uspokoić i napić świeżo zaparzonej kawy. – Aaaaa! W tej kawie jest gęba! – Siostro! – Tak bracie? – Kaftan dla pani robot! ____ https://amenteemaravilhosa.com.br/pareidolia/
-
W jasnym, dużym budynku pokaźna grupa osób o przeróżnej płci, wieku, koloru skóry, wyznania, ilorazie inteligencji, aparycji, czy orientacji seksualnej czekała na przybycie sędziego. – Panie Boże, wszyscy zgromadzili się w auli i czekają na Twoje przybycie. – Dziękuję, Gabrielu. A, kogo nam diabli nadali? – Jak zawsze, Panie Boże, złodzieje, gwałciciele, samobójcy, mordercy, kłamcy. – Mordercy? Przecież od razu mieli iść do piekła. – Po aferze z Tomaszem Komendą, najpierw przychodzą tutaj. – Dobrze. A co słychać na świecie? – W Polsce wprowadzili całkowity zakaz aborcji i teraz ciężko chore dzieci mają przyjść na świat, aby w męczarniach go opuścić. – Gabrielu, odeślij wszystkich zgromadzonych do Polski.
-
Półtora drabble (150 słów) - z mowy jaskółczej
Tomasz Kucina opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
graphics CC0 - Pod Greenpeace w Amsterdamie anonimowy performer POSTANOWIŁ ZROBIĆ JASKÓŁKĘ, chciał przez chwilę poczuć się jak Kumi Naidoo, zapragnął być rysunkiem ptaka z pustyni Nazca Pampas de Jumana w Peru, żółtobiałą krechą wyżłobioną w czerwonym żwirze geoglifów, spróbował też zamknąć oczy, posiąść wyobrażenie, by zrozumieć KIM NIE JEST W DOSŁOWNYM ZNACZENIU. Wszyscy ZIELONI GUŚLARZE patrzyli nań jak na kosmopolityczną plamę jaskółczego pleonazmu. Stając na jednej nodze wyśpiewał wszem i wobec o kontynentach gdzie mieszka z wyjątkiem Antarktyki, zaświadczył że umie migrować, że żyje pod ochroną, a lotna aerodynamika jest darem białych Aniołów w prezencie. Opowiedział im niebo, łączące w pary monogamiczne, a nie irracjonalne SEKTY, o potomstwie jaskółczym wysiadywanym z partnerką pod normą bliskich im parytetów, i o Świętym Franciszku z Asyżu, braciach - ptactwu licznie go obsiadającym, choć patron wiosny nie uczynił. ZIELONE MÓZGOWCE łypały nań spode łbów - jak na wredne ptaszysko, pukając w głowy, skrzeczeli chórem: „Co ty pierdolisz*... CZŁO-WIE-CZKU?!”. – *drabble – gra słowna, krótkie fikcyjne dzieło literackie, napisane prozą, zamknięte dokładnie w 100u słowach (nie licząc znaków interpunkcyjnych), czasem stosuje się krótsze formy - 50cio słowne, tzw. dribble, albo dłuższe - 200 słowne, drubble, oraz wersję pośrednią – złożoną ze 150 słów, one and a half drabble. Celem ostatecznym drabble najczęściej jest zaskakująca puenta. *liryczny i fantastyczny charakter treści utworu, spowodował moją decyzję o umieszczeniu go w tym dziale, treść w charakterze fikcyjnym, bez sugestii i norm światopoglądowych, osobista. *wulgaryzm – użyty tylko jako liryczny środek ekspresji- 7 odpowiedzi
-
1