-
Postów
33 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Zoso
-
Pijanym krokiem przeszedłem Rubikon. Usiadłem na brzegu zanurzając oczy w bezkresie zimnego nieba. Wspomnienie lata rozbija się o chmury wyrzutów sumienia. Widzę twój beztroski uśmiech rozproszony teraz między kroplami jesiennego deszczu. Spojrzenie rzucone ukradkiem, wbrew sobie, zawieszone w próżni. Chciałbym ich dotknąć, a potem oprawić w ramkę z wiśniowego drewna. Drżącymi palcami złapać ostatnie słowo, zjeść je z gryczanym miodem i odlecieć z kluczem dzikich gęsi.
-
1
-
@huzarc Bardzo dziękuję.
-
zapach liści palonych za białą kapliczką przejrzałe jabłka przy drewnianym oknie młodość zaklęta w kropli skradzionego wina ostatni papieros co nigdy nim nie był gasnące ognisko w rogu twoich oczu jesień upleciona ze zmierzwionych włosów tych kilka obrazów pozwala mi jeszcze oddychać tych kilka momentów pozwala mi wierzyć że warto wczoraj szeptałem do ciebie że świat przecież poczeka dziś wrześniowe niebo znów zaczęło płakać
-
@viola arvensis Bardzo dziękuję.
-
Przejaśniło się za oknem kiedy otworzyłem truskawkowe wino. Nie mogę spać gdzieś od zmiany czasu odkąd odleciały ptaki. Przeraża mnie przyszłość jak tak o niej pomyśleć przez chwilę. Przypadkiem, jakoś przedwczoraj, znów się zakochałem. Przypadki chodzą po ludziach mówi ze śmiechem matka. Gdzieś uciekło mi życie wyszeptałem w pustkę i wziąłęm kolejny łyk teraźniejszości.
-
@Rut Miło. Trafiłeś/aś prawie dobrze z umiejscowieniem. Gdybym mógł spać to by się śniły, ale w takich temperaturach jest z tym problem.
-
Przed mostem, który spaliłem zbudowałaś szary dom. Oczami wyobraźni widzę jak w ogródku bawisz się z synem. Poprawiając włosy ocierasz łzę szalikiem utkanym ze wspomnień. Kiedy nikt nie patrzy spoglądasz lipcowym wieczorem na karmazynowy widnokrąg. Słuchasz PJ Harvey i wierzysz, że jeszcze dziś przyjdzie listonosz. Ja po skończeniu piątego papierosa postanowiłem zostawić post scriptum. Przepraszam, lecz wiem, że na ten moment mogę pisać już tylko do siebie.
-
Głównie ze względu na wielkie ametystowe oczy, umówiłem się z Yennefer z Żabki. Kiedy przy trzeciej lampce wina zapytałem nieśmiało co myśli o składzie izotopowym wody w rejonie zapadliska przedkarpackiego, odparła, sprawdzając godzinę w telefonie, że to był chyba zły pomysł. Zapłaciliśmy osobno.
-
Słońce ma ogromne problemy by zajść. Zaśnie dopiero w listopadzie. Zmęczone, pijane, tłuste i złe. Tymczasem za oknem płonie Rzym. Poszarpane rękawy myśli zawijają się o przyszłość. Obiecuję sobie naiwnie, że jutro w końcu spadnie deszcz. Nastaje zmrok, słychać wycie wilków. Szare ćmy malują na szybach witraże. Uporczywie próbuję oddychać, drżącymi palcami chwytając nadzieję. Przechodzi burza przy dźwiękach skrzypiec. Wino przypomina o tym, że należy marzyć. Paczka chusteczek, że czasem płakać, by mieć prawdziwsze oczy. Telefon by - - nie, to na pewno nie. Czerwone światło, jeszcze tylko chwilę czerwone. Poczekaj, proszę poczekaj chwilę, przecież ta chwila może. Co ona może właściwie?
-
Pierwszy dzień lata przywitał mnie dreszczem, rozdartą na wpół duszą i czerwonym Malboro smakującym trochę jak młodość. Dotykam się bezwstydnie przedwczorajszą myślą. Obracam w palcach los jak starą monetę. Powietrze pachnie jak deszcz i tatarak, zostawia posmak bzu na moim suchym ciele. Perfekcyjnie ułożony świat rozpadł mi się w dłoniach w ułamku sekundy. Czekając na burzę jak na chrzest, zamykam w dłoni ułamek nadziei. Wzrokiem mętnym od zbyt ciepłej wódki bezczelnie spojrzałem na przyszłość. Odwróciła się i wyszeptała do siebie: Powinieneś już iść, jest późno.
-
2
-
Roztarłem w palcach wspomnienie, słuchając gęstej jak matecznik ciszy. Pyłek niespiesznie zmieszał się z dymem z przedostatniej suchej fajki. Patrząc pod słońce na czerwone opuszki poczułem zimną falę przerażenia. Zniszczone wspomnienia bolą - uczyła przecież szeptucha. Roztarłem w palcach wspomnienie, bo nie chciałem by ktoś znowu je ukradł. Wolałem oddać je Ziemi, niech ma dziś ode mnie choć tyle. Jeśli przez to zginę - weź fiolkę, złap jego fragment i ukryj. Proszę tylko o dopisek przy grobie: "O dziwo jednak umarł szczęśliwy".
-
@Rolek Robię w branży (na szczęście nie W*dy P*lskie). Musiałem wpleść wers.. Pozdrowienia wśród burzy.
-
@Phuruchiko z naukowego punktu widzenia na pewno.. :) @GrumpyElf dziękuję.. wiersz z pokroju tych pomagających zasnąć.
-
@[email protected] @duszka Dziękuję bardzo za miłe słowa.
-
Kiedy myślę o jutrze słyszę wycie wilków. Bicie spiżowych dzwonów, ujadanie psa w ostatnim domostwie. Oddech żołnierza szukającego snu na wilgotnym mchu. Trzepotanie czarnych skrzydeł. Przecież przed momentem piliśmy nad Odrą ciepłą wódkę. Jeszcze światło nie paliło brzuchów śpiących ryb. Przecież przed mrugnięciem śmialiśmy się z życia. Teraz śmiejemy się tylko z niespełnionych marzeń. Kiedy myślę o jutrze wiem, że już nadeszło i wtedy zasypiam. Za oknem gaśnie ostatnia gwiazda. Na wschodzie czerwienieje kolejna łuna. W kosmosie być może umiera któreś ze słońc.
-
Dziękuję Panowie.
-
Uparcie pragnę zasnąć drażniąc mokrym ciałem falujące błonia zbyt pustego łóżka. Przykro mi, że znowu śpi tu tylko cisza. Obracając monetę minionej dekady, pragnę by potrafić złapać w palce moment. Oprzeć się o drzewo zaraz przed wycinką i wyryć w nim wśród burzy poszarpane serce. Przemyć twarz sekundę przed wyschnięciem źrodła i spić kroplę rosy nim zgładzi ją słońce. Nie odejść wtedy na tramwaj wiodący donikąd i wyszeptać kocham kiedy jeszcze jesteś.
-
Coś wisi w powietrzu jak popielaty włos babiego lata, smagany pierwszym zimnym wiatrem. Urwany sygnał karetki, niespokojny skowyt bezpańskiego psa, dym dogasających ognisk, kocham cię półświadomie rzucone w pustkę. Dusze cicho płaczą w zaułkach, bezdomni grają w kości ze śmiercią, obserwując świat, który odrzucił Boga. Świat, w którym znowu zaczął padać deszcz. My tańczymy w ciemnych pokojach do przerywanej krzykiem sąsiadów PJ Harvey. Chwytamy nasze zimne, fantomowe dłonie, by złapać się kolejny raz, że to tylko przestrzeń wypełniona pustką. Coś bez pytania łapie nas za gardła, które drapią, bo jest wrzesień i nie mamy już dwudziestu lat. Wiesz, w środę na przykład, wracając do domu złamałem sobie sumienie.
-
4
-
jak mam to wszystko rozegrać pomyślał Strawiński jak mam nie strzelić sobie w łeb pomyślał Kurt Cobain jak mam podejść do szuflady i poprosić ją bezwstydnie o stare wiersze pomyślałem ja po trzeciej lampce wina spisałem bowiem swoje życie wierszem i pożyczyłem szufladzie na wieczne nieoddanie ona wchłonęła cały ten bajzel i teraz wyobraź sobie nie chce się otworzyć
-
@Leszczym dziękuję za pochlebne słowo, Leszczymie.
-
@error_erros Dzięki. Wiesz, szkoda, że są miłości, które dogasają latami i nie sposób ich do końca stłamsić, a może tak naprawdę się nie chce? serdecznie pozdrawiam.
-
@dach bardzo dziękuję za ten komentarz, bo taki właśnie jest jeden z celów.
-
Zgubiliśmy klucz, Jaskółko, zgubiliśmy, klucząc po zaułkach zmęczonego miasta. W obszarpanych swetrach codzienności, jak ptaki bez gniazd szukając azylu. A przecież mieliśmy iść nad Wisłę. Rozcierać w palcach spojrzenia jak suszone zioła. Tymczasem zawieszeni w pustce trzymamy się dźwięków łańcuchami myśli. Bardzo boimy się ciszy i chodzenia spać. A chcieliśmy tylko spoglądać ze wzgórz na białe krzyże i stare wybrzeża. Zastanawiać, po cichu chichocząc, kiedy wszystko trafi ostateczny szlag. Mieliśmy szukać różdżek i udawać magów, których goni święta inkwizycja. Uciekać przed światem jedwabnym gościńcem. Nie dać się spalić na stosie jak Hus. Słucham? Tak wiem, wiem już przestań. Dobrze, potworze, powtórzę na głos. Napiszę też sto razy granatowym piórem: Nie zaczyna się zdania od „A”. A teraz już sza.
-
Siedem lat temu nie mogłem spać
Zoso odpowiedział(a) na Zoso utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@jaguar Czasem nasze życie to nic innego jak tylko zlepek czegoś. Z wierszami może też tak bywa, mimo tego, że wtedy nie do końca pasują. Dzięki za komentarz. -
Porankami otrzepujemy się jak śnieżnobiałe psy, po wyjściu z zakazanego jeziora. Nie szukamy konsekwencji, jemy mało, nie widujemy się zbyt często. Czasem tylko, na tym jednym moście za kinem, gdzie wtedy znaleźliśmy motyle z szafiru, potrafię uśmiechnąć się wyłącznie do ciebie. Wtedy nie widzisz, bo właśnie odbierasz małą czarną, w purpurowej filiżance, za rogiem. Tymczasem wyjeżdżam utopić się znowu w zaułkach, pomarszczonej i zbyt rozpuszczonej Barcelony. Musisz na ten ukryty uśmiech poczekać minimum do września. Nie powiesz przez całe pełne świerszczy i deszczu lato -Wiesz Aniu, chyba uszczypnęło mnie słońce- Ona nie odpowie z grymasem Hłaski -Może w końcu, grzesznico, uwierzysz w mojego Boga- Zapalam i kolejny raz modlę się żeby jak u Kieślowskiego, dzisiaj w powietrze wyleciał mój samolot. Nie wyleci. Zostało mi jeszcze kilka uśmiechów.