Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zoso

Użytkownicy
  • Postów

    33
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Zoso

  1. @Justyna Adamczewska Do następnego.. też mam taką nadzieję, ale w tym wypadku niestety niczego obiecać nie mogę. Wiesz jak jest.
  2. @dach Dzięki, dachu. @Justyna Adamczewska Cześć J., wczoraj (dzisiaj? ludzie różnie odliczają rozpoczęcie nowego dnia) ja też nie mogłem. Zasnąłem chyba przed czwartą. A tytuł nie bez kozery, ponieważ ten wiersz powstał 7 lat temu, a wczoraj (lub też dzisiaj) w nocy go znalazłem i minimalnie odkurzyłem. Stąd malutkie szanse, byś na czymś "moim" mogła zawiesić oko, ponieważ w internecie ostatnio opublikowałem coś chyba z 5 lat temu... A na tę stronę trafiłem przypadkiem i jakoś w środku coś chciało się wydostać na światło dzienne. Fakt, ta przerzutnia mogłaby być lepsza. Ale jest jaka jest... @Gosława Dzięki Gosławo.. Raczej u mojego podmiotu lirycznego.. Muszę go trzymać na dystans. Mnie, autorowi, również bliżej do wschodu. K.
  3. O trzeciej w sierpniu jest zawsze bezsenność, bo pachnie tak mocno. Jabłkami i mokrą trawą. Samotność z księżycem oddalają się, toną w morzu tych nienapisanych słów. Pijąc na wsi tanią wódkę z ojcem słyszałem echo twojej smutnej twarzy. Odbijało się w tafli brudnej Odry, płakałaś dwanaście minut temu – zniknąłem znów. Lśnią tory monologów niewypowiedzianych, gorzka rdza czasu żre ich kręgosłupy. Krzyczą w niebo ułożone wśród połonin, które nigdy nie poczują naszych stóp. W kieszenie czarnych spodni spakowałem dłonie, zostawiłem tylko biały kurz. Pyłek pozlepiany z małych chwil, tych wiesz, niekoniecznie spędzonych w pościeli. Kiedyś w końcu dotknę piekła i na dobre wymażę po sobie ślad. Tymczasem wybiorę chyba szlak poetów - dojdę na wybrzeże, a potem będę improwizował.
  4. @corival @jaguar dziękuję...
  5. Dziękuję, już w sierpniu. To mój pierwszy wiersz od paru dobrych lat, po prostu ze mnie wypadł... Może to znak, by znowu wrócić do pisania? Serdecznie, Z.
  6. Teraz wypada nam chwilę pomilczeć. Zapalić mokrego od rosy papierosa i wetrzeć w suchą skórę kilka kropel deszczu. Zapatrzeć się w słońce jak płonący Rzym. Zapatrzeć, by uniknąć spojrzeń. Opanować drżenie rozbieganych palców. Wypić łyk letniej kawy z szarej szklanki. Teraz wypada przez moment nie mówić. Rzucić kilka nałogów wraz z ostatnim niedopałkiem, wraz z niedopowiedzeniem wtartym w glebę obszarpanym butem. Teraz, gdy jest lato oddychamy ciężej. Oddychamy jakby każdy łyk powietrza przypominał koktajl ze startych na pył igieł. Teraz należy wstać i iść. Iść i przeżyć mimo opasek, które oplatają zawilgocone źrenice. Teraz, gdy odleciały ptaki, nie zostało tu nic oprócz nas. Nas zawieszonych. Błądzących. Nas i naszych przerażonych myśli. Idźmy zatem, życząc sobie szeptem wesołych świąt, tych zimowych i tych letnich. Wspólnych, a jednak osobnych. Rozgrywających się w zupełnie innych galaktykach. Teraz wypada nam chwilę pomilczeć i spróbować. Przynajmniej starać się nie wpaść pod kolejny samochód. Przeprosić tego co trąbi i przeklina pod nosem. Uśmiechnąć się. Co innego nam bowiem pozostało, oprócz tego skrytego uśmiechu? Babcia mówiła, że taki uśmiech to może raka wyleczyć. Oddalamy się. Oddalamy, nie pamiętając że przecież nie umiemy pływać. Dryfujemy przez ocean miesięcy. Zapalamy ostatniego. On zawsze jest ostatni. W ten sposób dopieszczamy nadzieję. Ona bardzo lubi być na pierwszym planie. Ona jest matką.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...