Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Sam jeden

Użytkownicy
  • Postów

    497
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Sam jeden

  1. Przeraziłem się pojemności tego tekstu, ale po jego lekturze, w pewnym momencie doszło do mnie, że wkleiłeś go podwójnie:) Klimat patologiczno - alkoholowo - tragiczny jest moim ulubionym, więc podoba mi się bardzo! Lubiący prozę ( czyli poniżej jednego procenta społeczeństwa ):) - nie będziecie zawiedzeni, rozpoczynając lekturę:) Bardzo dobrze się czyta:) Pozdrówka:) M.
  2. Nie jest to mistrzostwo, ale też nie czyta się tego źle - jest całkiem dobrze:) Ma specyficzny klimat. Rozbudowałbym fragment o Oliwii - rudowłosej listonoszce, jest zbyt lapidarny, jak na jego ważność:) Skoro potrafisz tak mozolnie ( ale jednak na luzie ) wykreować atmosferę i postaci - wiem też, że umiesz umiejętnie rozłożyć tekst, bez zbędnego przyśpieszania i raptowności, która niejednego już zgubiła ( w tym mnie ):) Cierpliwość jest cnotą, przecież wiesz... Pozdrówka:) M.
  3. ’’Kiedy ją poznałem miała ledwie siedemnaście lat.’’ – po poznałem przecinek ’’ … że wystarcza jej, jej własne towarzystwo… ’’ – że wystarcza jej własne towarzystwo ’’ Nie, nie był to pociąg seksualny, z resztą sam miałem… ’’ – zresztą ’’ … poniemiecki dom i godzinami obserwowałem jak kręci się po podwórku.’’ – przecinek po ’’ obserwowałem ’’ ’’ Leżała na brzuchu, wymachiwała nogami i gryzła owoce, lubieżnie wypluwając pestki i oblizując krwistoczerwone usta. Była lubieżna, mimo, że nie mogła wiedzieć, że ktoś ją obserwuje.’’ – powtórzenie lubieżnie – lubieżna. Może ’’ rozpustna ’’, albo ’’ wyuzdana ’’? Dalej już nieźle poszło, choć pierwszą wzmiankę o ’’ Wojnie i Pokoju ’’ przydałoby się ubrać w cudzysłów:) Umiejętnie wciągasz czytelnika. Pomimo, iż historia jest jak na razie prosta, to z tej pozornej prostoty potrafisz wydobyć smakowite kąski, doprawiając je odpowiednimi przyprawami, przez co są jeszcze lepsze. Pozdrówka:) M.
  4. '' Triada '' kojarzy mi się z chińską mafią:) Kiedyś te hasła poruszały tłumy... Dziś są tylko pustymi frazesami... Honor skarlał. Pozdrówka:) M.
  5. Bardzo to przaśne, te Twoje obrazy. Lubię przaśność:) I atmosferę Twoich opowieści też lubię... Na razie się ekscytuję, masz coś w zanadrzu? Pozdrówka:) M.
  6. Podoba mi się '' supersłońce ''. Jeżeli czyjeś ciało sczezło, to nic. Dusza odrodzi się w innej formie materialnej. Tak to widzę:) To cała tajemnica zmartwychwstania. Prawda nas wyzwoli:) Pozdrówka: M.
  7. Dla mnie to erotyk:) Wszystko kojarzy mi się z chucią, pierwszy wers w szczególności:) Jak zwykle u Ciebie, dowolność interpretacji jest porażająca - czego jestem dość żałosnym przykładem:) Pozdrówka:) M.
  8. Ja protestuję! Miłość jest właśnie moją piosenką, moją i niczyją inną. Dotykam i czuję wedle mojego własnego uznania:) Chyba, Wiktorio, że jest to wiersz o miłości platonicznej... Ale - skoro wiersz - to co robi na prozy podwojach? Pozdrówka:) M.
  9. Koniec świata! Mistrzyni Prozy przeprasza za pląsy! 2012 zbliża się zamaszystymi pociągnięciami, więc dawaj tę resztę tekstów z szuflady, a nuż któryś zbawi świat:)
  10. Hubercie, każdy z nas miał takie wizje, zapewniam Cię. Musiałbyś się bardziej wysilić, żeby zwrócić uwagę czytelników, bo z tego - aż zęby bolą - takie obtłuczone... '' Barwa kaloryczna '' zwraca tę uwagę, lecz raczej w poezji można by się było tym zachwycać, nie w prozie:) Pozdrówka:) M.
  11. tego z tym obciachowym wąsem:)
  12. '' Witold postanowił skończyć swoją karierę reżysera. '' - w/g mnie, lepiej brzmiałoby '' zakończyć '' z '' pustką '' się nie zgadzam, ale to grząski grunt, więc dam spokój:) '' Komórka Witolda milczała. Tradycyjnie. '' - może, weź pod uwagę - '' Komórka Witolda milczała - tradycyjnie ''. '' I tym tuczeniem dziobo-pierzastych tak był zaabsorbowany, że dopiero po kilkunastu sekundach zauważył mnie. Gdy w końcu nastąpił ten moment zauważenia, podniósł swoją nieuczesaną czarną czuprynę.'' - powtórzenie '' zauważył - zauważenia ''. Sugestia: '' Gdy w końcu nastąpił ten moment spostrzeżenia ( lub zaobserwowania ), podniósł swoją nieuczesaną czarną czuprynę. '' - lub jakoś jeszcze inaczej. '' Witold prawdopodobnie nie walczyłby '' - '' Witold prawdopodobnie by nie walczył '' - lepiej być może tak by brzmiało, nie wiem? '' Konrad Czerwoniecki pozbawiony pieniędzy był typowym samcem, posiadał intuicje. '' - intuicja jest domeną kobiet raczej, typowy samiec może natomiast posiadać instynkt, najmocniejszy - ten samozachowawczy:) w ostatnim zdaniu, zamiast '' wykonane '', lepiej by pasowały '' nakręcone '', albo '' zarejestrowane ''. Tyle tylko, powiedzmy - błędów, zarejestrowałem w swoim niemerytorycznym umyśle:) Znowu jest inaczej, przyswajam tekst bardziej, jakby dosadniej. Całość zaczyna mi się naprawdę podobać. Postacie nabrały konkretniejszego, silniejszego wyrazu. Dodałem dźwięk cichego djembe, pobrzmiewającego ponad tekstem, jakby to był nieodzowny atrybut do zrozumienia opowiadania i wszystko wydało mi się jasne. Potrzebowałem bodźca. Tym razem okazała się nim rozciągnięta kozia skóra, w którą uderzają opuszki palców:) Poczułem atmosferę. Dawaj dalszy ciąg. Pozdrówka:) M.
  13. Powprowadzałem do tekstu tyle uwag nieocenionej Ani, ile uważałem za najlepsiejsze w historii przedstawionej przeze mnie. Nie jest tego mało, to wersja ostateczna. Dziękuję, Babciu Zosiu za zainteresowanie moim pisaniem i budujący komentarz :) W podziękowaniach dla Ani nigdy nie ustanę:) Pozdrówka:) M.
  14. Tekst widziany oczami dorosłego, który życzyłby sobie, żeby tak patrzyło dziecko, ale nic z tego:) Dorosły zapomniał, jak to było, kiedy był dzieckiem... Myślę, że opis dziecka byłby zupełnie inny:) Wbrew pozorom, wcale nie tak prosty, jakby się to mogło na pierwszy rzut oka wydawać... Mimo wszystko, nie jest wcale źle:) Pozdrówka:) M.
  15. Znowu mnie rozwaliłaś:) Pozdrów Bronka:) M.
  16. Przeczytałem... Koło Życia I Śmierci to jedyne przytomne wytłumaczenie obecnego stanu cywilizacyjnej świadomości, która wciąż szuka odpowiedzi... Rosochate wierzby, miód, ser i kasza są nazbyt oczywiste i umniejszają walory utworu:) Jakby to spróbować zawrzeć w innej, nieszablonowej formie?... '' Życie to krąg. Nie ma śmierci. Nie ma śmierci. Życie to krąg. Życie to krąg. Nie ma śmierci. Nie ma śmierci. Życie to krąg. Życie… '' - dla mnie lekki bełkot. Jeżeli nie ma śmierci, nie ma też narodzin, de facto:) Nie naradza się nic nowego - to, co się rodzi, to stare jest, tylko w innej formie materialnej, wytuningowanej i odmłodzonej - widzę to nie inaczej:) Pozdrówka:) M.
  17. Niezła próba zarysowania specyficznej atmosfery utworu, ale niczego nie kumam w zamierzeniach Autora, przykro mi. Może jakoś rozrzedzić tę mgłę metafor? Pozdrówka:) M.
  18. Blady strach padł na mnie. Kobiety rzeczywiście posuwają się do tego, że jak nie osiągną szczytowania, to mordują stanikiem i to jeszcze przez dziesięć minut? Rany boskie! Rzeczywiście, już nigdy nie skrzywdzę żadnej kobiety... Słyszałem, że Karmelici Bosi nie mają zbyt wysokich wymagań, żeby przyjąć zbłąkanych. Gdzieś się trzeba schować. P.S. Ale kupuję: '' Onanizowała się jego twarzą '':) Pozdrówka:) M.
  19. Uszanuję Twoją pracę i już zabieram się za poprawki, choć być może Cię rozczaruję, bo w dość dużej części nic nie będę zmieniał:) Nie ma to, jak ożywczy kop w ryj:) Dzięki za poświęcony czas i mozolność:) Pozdrówka:) M.
  20. Nic innego mi nie pozostaje, jak tylko zastosować się do Twojego piątego punktu:) Dzięki za czytanie:) Pozdrówka - M.
  21. Fajnie by było, ja ze swej strony też oczywiście się w trzeciej części '' Różowej... '' zamelduję.
  22. Mężczyzna znieruchomiał, upajając się doskonałą ciszą. ’’ No i co mi teraz powiesz? Nic? Któż by pomyślał, żeś taka milcząca? Wygięłaś usta i przyglądasz mi się pustym wzrokiem. Dlaczego nic nie mówisz? Wyczerpały ci się argumenty? Gdzie twoje obelgi? Gdzie kpiący syk, żrący mózg aż do samej podstawy? Krzyczałaś wściekle, że jestem zerem – a kim ty teraz jesteś? Myślisz, że nie wiedziałem o twoich zdradach? Jak śmiejesz się za moimi plecami, jaki ze mnie frajer? Patrzę ze wstrętem na ciebie. Nie mogę znieść zdziwienia, malującego się na twarzy, która kiedyś była dla mnie cudem. Starannie wypielęgnowane dłonie z bladoróżowymi, doskonałymi paznokciami, rozrzuciłaś niedbale na boki. Wiedziałaś, że nie lubiłem tego koloru, dlatego ostatnio tak często go używałaś. Jak to mi przed chwilą powiedziałaś? Że w życiu nie spotkałaś takiego psychola i że mam dziwne ciągotki do samodestrukcji i popadania w skrajności? Naprawdę cię kochałem. Myślałem, że było warto, myślałem, że będzie to trwało w nieskończoność. Nie tak, jak te wszystkie lale, które były przed tobą. Pokazałaś mi autentyczne szczęście, przy tobie starałem się zmieniać na lepsze, dawać coś od siebie. Poczułem, że życie ma sens. Nie powinnaś była mnie ranić. Nie powinnaś była ze mną igrać. Rany zadane mężczyźnie przez kobietę pieką żywym ogniem. Mój ból był spotęgowany, bo cię kochałem. Tamte nic nie znaczyły, ale zawsze każda z nich musiała zrobić coś głupiego, po czym cierpiałem. Ofiarowałem ci wszystko, a ty to przyjęłaś. Później to zdeptałaś i kopnęłaś w przepaść. To tak, jakbyś rozpruła moje wnętrze i wyrwała duszę. Wkurza mnie twoje milczenie. Chwilę temu dałbym za nie wiele – teraz jest denerwujące. Śmiesznie wyglądasz bez tego trzaskania dziobem. Jest tak cicho, jak przed jakimś kataklizmem. ’’ *** - No i jak sobie to teraz wyobrażasz? Miętosił w ręku niebieską ściereczkę z mikrofibry, którą ścierał kurz zaległy na meblach w dużym, starannie urządzonym salonie. - Nie wiem – odrzekł. - Och – żachnęła się – nie mogę już na ciebie patrzeć! Jesteś dla mnie nikim! Słyszysz?! Nikim!!! Skulił się w sobie. Przyjmował te słowne razy coraz ciężej. Bolały bardziej, niż średniowieczne tortury Inkwizycji. Ona stała w rozkroku, z zaciśniętymi pięściami. Jasnopurpurowe powieki trzepotały nerwowo. Gromy brązowego spojrzenia, ciskane w jego kierunku, wysysały chęć życia. Proste, długie, czarne włosy zdawały się falować w przepełnionym napięciem powietrzu. Wyglądała jak Meduza, z wężami wijącymi się na głowie. Piękna twarz, z cudownymi dołeczkami na policzkach, zamieniła się w czerwoną z wściekłości maskę. Małe, ale jędrne piersi, unosiły się szybko pod obcisłą, białą bluzeczką. - Jeżeli miałbyś choć odrobinę godności, to byś się stąd wyniósł! - Ale przecież… - starał się jakoś bronić – to mój dom… To przecież ty się do niego wprowadziłaś. - Jeszcze zobaczymy! – rzuciła cynicznie – Mój adwokat puści cię z torbami, tyyy…. tyyy beznadziejo – syknęła. Odwrócił się powoli i automatycznie wrócił do wycieranie zakurzonych miejsc. Zacisnął zęby. Starał się znaleźć w sobie jakieś nieodkryte jeszcze pokłady łagodności, niespodziewane, małe terytoria spokoju. Nawilżoną szmatką przejechał po złotożółtej ramie kopii ’’ Sądu Ostatecznego ’’. Ilekroć na niego spoglądał, zastanawiał się, czy rzeczywiście to Hans Memling był jego autorem. Tryptyk był fascynujący. Ileż to już razy patrzył jak zahipnotyzowany na rozwrzeszczanych, przerażonych ludzi, których święty Michał Archanioł wysyłał wprost w skwierczące jęzory Piekła. Zachwycał się czartem o motylich skrzydłach i puklerzem świętego Michała, od którego odbijały się postacie powstające z grobów. Coś zaczynało się z nim dziać, czego nie pojmował i czego wcześniej nigdy świadomie nie doświadczał. Jakby ktoś położył mu na głowie kilkutonowy, kamienny blok. Zaczynał tracić rytm wdychanego powietrza. Serce przyśpieszyło niepokojący łomot, pobudzając krew do szybszego krążenia. Starał się zapanować nad coraz większym drżeniem rąk, jednak nie było to łatwe. - Nie odwracaj się, kiedy do ciebie mówię! – jeszcze bardziej podniosła głos – Słyszysz?! Nie odwrócił się, w dalszy ciągu wycierając kurz na ramie, jakby to ona stała się nagle ważniejsza od obrazu. Rzucił tylko łamiącym się głosem przez ramię: - Uspokój się. Przeniósł wreszcie ściereczkę na trzy katany umieszczone na hebanowych, wypolerowanych podstawach, z czego dwie były chińskimi podróbami, natomiast trzecia, umieszczona pomiędzy falsyfikatami, była autentyczną japońską kataną, ręcznie wykutą i wyszlifowaną u mistrza tej sztuki w Kioto. Odkryte ostrza błyszczały chłodem, jak gwiazdy na firmamencie, przypominając o swojej wielkiej mocy. - Jestem spokojna! – krzyczała kobieta – Jestem bardzo spokojna! A ty co? – podparła rękoma biodra – Zostaw już tę cholerną ścierę! Zostaw to i spójrz na mnie! Mężczyzna ujął japoński miecz ostrożnie w obie ręce. Mistycyzm – to było dobre słowo wobec doznań, które nim zawładnęły, kiedy trzymał broń. Dziwne, że wcześniej jakoś nie miał czasu dostrzec i poczuć mocy, która z niej emanowała. ’’ Dusza jakiego samuraja się w niej kryje? Czy był okrutny? Wspaniałomyślny? Czy był zdolny do miłości, jak ja? Przecież wystarczy jedno małe cięcie, nieduże, ciche i zabójczo skuteczne, żeby… żeby… ’’ - zacisnął pięść na szerokiej rękojeści. Odłożył szybko miecz na miejsce i odwrócił się do kobiety, która kiedyś była całym jego światem. - Posłuchaj – przerwał kakofonię wrzasków. – Wiem o tym, jak się gziłaś na tych wszystkich wyjazdach integracyjnych. Myślisz, że zachowałabyś to w tajemnicy aż do skończenia świata? Co chciałaś osiągnąć, czego doznać? Orgazmy dawałem ci zawsze, ot tak – na pstryknięcie ręki. Kiedy tylko chciałaś i miałaś ochotę. - Ty głupi debilu – wycedziła ze wstrętem. – Niczego mi nie dałeś! Niczego! Co ty chciałeś tym swoim… ptaszkiem zdziałać? Zadziobać mnie na śmierć? I nie o orgazmy mi chodziło, tylko o to, żebyś okazał mi jakiś szacunek, żebyś mi dał odrobinę ciepła! Czy to było aż tak dużo? Przyjść, przytulić, dodać otuchy? Nie! Słyszysz?! Nie! Mam już tego dość! Nie zostanę z tobą ani chwili dłużej! Ty… psycholu! Czasem się ciebie autentycznie bałam, wiedziałeś o tym? Te twoje niewytłumaczalne zachowania, samodestrukcyjne i wyrwane z kontekstu, te popadania w nagłe skrajności… - na chwilę przerwała, łapiąc szybko powietrze. – Nie myślałam, że to kiedyś powiem, ale jesteś dla mnie zerem! Patrzył na nią, tracąc powoli znaną rzeczywistość. To, co mówiła do niego, wyciszało się coraz bardziej, aż widział już tylko śmiesznie poruszające się usta, bez żadnych zbędnych tonacji. Przypominała mu teraz ogromną, czerwoną krewetkę głębokomorską, która macha bezładnie kończynami i wybałusza oczy. Poczuł rozrywający ból w głowie, jakby ktoś rozszczepił mu czaszkę i babrał się w jego mózgu. W uszach wibrował wysoki pisk, coraz wyraźniejszy i głośniejszy, który pojawił się wraz z echem dziwnych, upiornych półszeptów. Organizm zaczął wpadać w nerwowe drgania. Zalała go zrazu fala gniewu, później nieopisanego podniecenia. Ze zdziwieniem obserwował, jak jego ciało szybko się odwraca i jak niecierpliwe ręce łapią za rękojeść z rekiniej skóry. Słyszał dokładnie cichy świst klingi, która przecięła powietrze i jeszcze skórę tej kobiety-krewetki. Na moment jej oczy zrobiły się większe i wypełzło z nich bezbrzeżne zdziwienie. Miecz rozbłysnął jak piorun. Z rozciętego brzucha chlusnęły czerwone flaki, jak z wiadra pomyj, wylewanych do ścieków w ubojni. Na zabryzganej, dębowej podłodze zalśniła sterta poplątanych wnętrzności. Zamilkła nareszcie, przestała poruszać ustami. Próbowała odruchowo złapać się za rozerżnięty brzuch, ale wcześniej runęła w tył, wpadając jeszcze przez chwilę w gwałtowny dygot. Później znieruchomiała. Cisza szczelnie wypełniła salon. Jedynym odgłosem były krople krwi, które skapywały na podłogę z opuszczonego ostrza. Przez chwilę zdawało się, że Jezus z obrazu patrzy niepomiernie zdziwiony na to, co się stało. *** Mężczyzna otworzył drzwi do piwnicy. Poczuł muśnięcie chłodnego, kwaśnego powietrza. Zapalił wątłe światło i zaczął ostrożnie schodzić po metalowych schodach, ciągnąc za sobą ciało kobiety. Ręka, za którą ją trzymał, była jeszcze ciepła. Ciało włożył do dużego, niebieskiego worka, żeby nie rozsmarowywać jej krwi po całym domu. Przerażający pakunek głucho odbijał się od stopni, dopóki nie znaleźli się na brudnych, ciemnobrązowych płytkach, którymi prawie w całości była wyłożona piwnica. Mężczyzna przystanął i rozejrzał się beznamiętnie. Wokół walały się przykurzone rupiecie, w paru miejscach pająki na dobre rozłożyły swoje królestwo. Puścił rękę i podszedł do na wpół porąbanej szafy, w której wciąż tkwiła niewyjęta siekiera, cała w zaschłych, brunatnych plamach. Otworzył ocalałe drzwi, wiszące na jednym zawiasie i wyciągnął brudną maskę przeciwgazową z pochłaniaczami. Założył ją i przeszedł w najciemniejszy kąt piwnicy. Odsunął z trudem wielką, drewnianą skrzynię z metalowymi okuciami. W miejscu gdzie stała, zamajaczył żelazny owalny uchwyt w podłodze, w znacznej części przeżarty przez rdzę. Szarpnął za niego, rozwierając niewielką klapę. Potworny fetor momentalnie wypełnił pomieszczenie. Czarna, kwadratowa dziura, była jak ujście komina z samego Piekła. Śmierdzące wyziewy mogły przyprawić o szaleństwo. Mężczyzna wrócił po ciało i za chwilę wrzucił je precyzyjnie w mroczny otwór podłogi, mamrocząc jakieś słowa pod maską. Kiedy głucho plasnęło o dno, ponownie wrócił, wyrwał siekierę z szafy i sam zniknął w odrażającej gardzieli. *** Brał prysznic, kiedy zadzwoniła komórka. Wychylił się z kabiny, odbierając połączenie. - Tak? - Cześć, mówi Robert. - A, cześć stary. Co u ciebie? - Stara bieda, jak zwykle – zaśmiał się Robert. – Bo wiesz co? Pomyśleliśmy sobie z Mariolą, że może przyszedłbyś dziś z Jolką do nas na kolację? Pamiętasz, moja Mariola świetnie gotuje. Cienkie strużki wody z prysznica wciąż uderzały o jego zabrudzone ciało, spływając do odpływu czerwonym strumieniem. - Wiesz, rozstaliśmy się. - Co ty gadasz? Kiedy? Dlaczego? - Nie mogliśmy już dłużej być ze sobą. Wyjechała gdzieś do Kanady, do rodziny. Powiedziała, żebym się nie ważył jej szukać. - Stary… Nie wiedziałem… Przykro mi jak cholera. - W porządku. - Trzymasz się jakoś? Przecież tak ją kochałeś… I znowu? Która to już kobieta odchodzi? Posłuchaj, a może ty jakiś felerny jesteś? – starał się zażartować Robert. - Nie igraj ze mną – mężczyzna zmienił nagle ton głosu. - Sorry no, jaja sobie robię. Może więc przyjdź sam? Wszystko mi opowiesz. Pogadamy o bezmiarze mroku w damskich duszach. No chyba, że nie chcesz? A tamtymi dziewuchami się nie przejmuj. Sąd Ostateczny ich nie minie. - Racja – przytaknął. Klapnięciem zakończył połączenie.
  23. Pisałeś, że druga część będzie lepsza. Miałeś rację – jest lepsza. Rzeczywiście, głównie problem leży w tych przecinkach, kropkach, których albo w niektórych miejscach brakuje, albo są niepotrzebne. Przyjęcie trwało w najlepsze bez najważniejszej szyi. - trochę dziwnie brzmi, może rozważ ''... bez najważniejszej właścicielki ponętnej szyi '', czy coś w tym guście. Zwróć uwagę, że w pierwszej części napisałeś „ Bezkrwawej’’ Monice’’ – więc nie wiedziałem, czy Bezkrwawa Monika jest ksywą, czy jest nią tylko Bezkrwawa. Paradoksalnie, to pierwszą część łatwiej mi się czytało. Tutaj niby coś się dzieje, jednak nie na tyle, żeby czytać z ekscytacją. Może, gdyby któraś z tych panienek liżących się wściekła i ugryzła Parkulesa w jaja, to monotonia by prysła :) Najgorszym programatorem jest społeczeństwo, które ogranicza i powoduje, że zatracamy naszą infantylność, niepohamowaną radość życia, a wtedy coraz trudniej przebiec przez centrum miasta z okrzykiem na ustach. Bariery, presje, konwencje, zahamowania, granice, kodeksy, savoir vivre. - to prawda. Pozdrówka:) M.
  24. '' Wieczornik - Sztuka asertywności '' wydawał mi się bardziej szczery, prawdziwy. Tutaj, myślę, że jest to bardziej napisane od strony Narratora, niż tej rzeczywistej '' drugiej strony ''. Tak, jakby Narrator starał się przekonać czytelnika, że nim nie jest, lecz właśnie tą '' drugą stroną:) Dla mnie troszkę sztucznie to brzmi. Nie można jednak odmówić Ci nieprzeciętności:) Pozdrówka:) M.
  25. Moje wewnątrzczaszkomózgowie nie potrafi ogarnąć przyczyny zastosowania dziwniezaglomerowanych słów:) Pozdrówka:) M.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...