Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Paweł Stawicki

Użytkownicy
  • Postów

    117
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Paweł Stawicki

  1. "Cel krytyki czystego rozumu - czyli, niech żyje nowa dziedzina nauki, miłosć!!!" Nie Cel krytyki czystego rozumu. (...) Może powinienem zająć się teorią miłości? czyli Czy ktoś mnie w ogóle słucha? Pan mi nie 'panuj' bo ziemi ni służby nie mam, ledwo nad własnym życiem panuję, hehe. Pisz mi staw Erlik, chaotyczna bestio prozy. Generalnie, cel był nie w tym, żeby krytykować sam czysty rozum, ale by skrytykować brud, który na nim osiadł. Podobno Imcio zabierał się za tworzenie teorii metafizyki, ale nie zdążył, bo mu się umarło. Najbardziej lubię oszołomów, którzy starają się wzmacniać gnijące nogi teizmu rzekomym dowodem na istnienie boga, na podstawie teorii Imcia, a raczej na podstawie błędnego jej rozumienia. Masakra. A takich idiotów jest mnóstwo. "Powiada się, że duchy ciemności ogarnia przerażenie, gdy spostrzegą miecz kata - jakże więc muszą się bać, kiedy pokazuje się im Krytykę czystego rozumu Kanta. Ta książka jest mieczem, którym w Niemczech dokonano stracenia deizmu. Mówiąc uczciwie, wy Francuzi, w porównaniu z nami, Niemcami, jesteście łagodni i umiarkowani. Mogliście co najwyżej zabić jednego króla, ten zresztą stracił głowę, zanim mu ją ścięto. A przy tym musieliście tak mocno bić w bębny, krzyczeć i tupać, że cała kula ziemska się trzęsła. Naprawdę zbyt wielki zaszczyt wyświadcza się Robespierowi porównując go z Immanuelem Kantem.", który "...zatrzymał niebiosa, całą załogę wyciął w pień, a władca świata pozbawiony dowodu własnej egzystencji spływa własną krwią." - Heinrich Heine, Zur Geschichte der Religion und Philosophie in Deutschland 1835. ( też umiem walnąć tytuł z niemiecka, ha!) Nasuwa mi się taka refleksja, że my Polacy w porównaniu z Niemcami, czy Francuzami, jesteśmy jak bydło hodowlane. Może i od czasu do czasu perę byczków rozniesie jakiegoś zbyt bezczelnego torreadora, ale ciągle w najwyższym namaszczeniu wpierdalamy tą samą trawę, hehe. Chociaż jak się dobrze poszuka, można wśród tego siana znaleźć i coś soczystego: "Historia powszechna pracuje nad 'udomowieniem Kanta' niezwykle skutecznie, a szczególnymi sukcesami może się pochwalić pod tym względem w Polsce. (...) Zgadzam się z Z. Kuderowiczem, że poglądy Kanta nie są 'kryptoateizmem', ale tylko o ile tenże określimy jako bycie 'osobistym wrogiem Pana Boga'. Nie ulega natomiast dla mnie wątpliwości, że status ontologiczny boga u Kanta jest bliższy statusowi krasnoludków czy Baby Jagi (z całym szacunkiem dla wszystkich porównywanych bytów) niż stołu." - Jerzy Kochan, Wolność i Interpelacja 2003. W Polsce nadal brak intelektualnej uczciwości, nad czym głęboko ubolewam i co powoduje, że wrócę do Polszy dopiero jak z Warszawy zostanie lej po bombie. Nie chodzi o samego boga, chodzi o ten mistyczny sposób refleksji, wymykający się jakimkolwiek regułom intelektu, o ten brudny rozum właśnie, co uważam jest efektem zbyt dużego wpływu poezji romantycznej i supremacji czucia nad rozumieniem, co zresztą owe czucie spacza do granic możliwości. Ale zostawmy to, wpływ winka, które obaliłem. Ilość interpretacji Kanta świadczy o tym, że jego myśl nie została odebrana tak jakby sobie tego życzył. Kantysta Kantyście nierówny, hehe. Sam Imcio pisał w czasach ostrej cenzury i zawsze jego dzieła w pierwszych partiach pisane są zawiłym językiem, niektórzy sądzą że był to celowy zabieg. Niby na próby cenzury Imcio miał mówić: Moje dzieła nie mogą wpłynąć na masy, bo są napisane językiem zrozumiałym dla wąskiej grupy ludzi. Nie wiem, Marks nie lepiej pisał, ale Marks po Heglu, a i Hegel namotał zdrowo. Kantyści :) Szkoda, że po Kancie przejęli formę, nie cel i przesłanie, później stało się manierą pisać niezrozumiale, że to wtedy mądrze jest niby. Tak jak z wierszami, ktoś kiedyś przetłumaczył wiersz, się nie rymował, bo brzmienie języków nie pokrywa się z treścią, no i mamy teraz 'białe wiersze', że niby proza, bez sensu podzielona na wersy to wiersz. Ale teoria sztuki, to Ingarden, też kantysta ;) Tak se chlapłem, boś mnie Erlik rozochocił swoim postem, a nie mam z kim gadać, przez co od lat paru umysł mi matowieje i zaczyna skrzypieć.
  2. Jestem raczej przeciwny sugerowaniu znaczenia wierszyka w tytule. A to zwykły kac po urwanym filmie. Mógłbym to nazwać na kilka sposobów, nie ma żadnego znaczenia jak się wiersz nazywa, według mnie, przynajmniej w tym wypadku. Byłbym również wdzięczny gdyby nie nazywać pafcia poetą, termin kojarzy mi się z przeintelektualizowanym bachorem mody. ..ale fajnie, cieszę się że moja rymowanka wpadła komuś w oko.
  3. W mym sercu nie gości, Żaden cierń moralności. Nie zamierzam też zaraz umierać, Tylko coś zaczyna mnie zżerać. Nie widzę już żadnej światłości, I nie czuję już w sobie radości. I nie chcę się za Wertera przebierać, Tylko się jakoś tak czuję... jak ściera.
  4. 1. Czemu limit na dramat i prozę nie jest rozdzielony, skoro są dwa oddzielne działy? Czy nawet trzy licząc PRO. 2. Czemu utworów z działu dramatów nie pokazuje w 'Twoje wiersze'? 3. Czemu 'Twoje wiersze' skoro jest tyle różnych działów? Nie lepiej "Utwory"? 4. Czy są to zamierzone ustawienia wynikające, nie wiem, z jakiś pobudek ideologicznych, czy tylko lenistwo adminów? 5. Jeśli lenistwo adminów, to może warto poszukać jakiegoś porządnego admina? 6. Kto tu rządzi? Oto moje sześć pytań do ojca prowadzącego..
  5. Jest kilka rzeczy w ogólnej konstrukcji, które powodują, że.. no że nie kumam o co chodzi. "...pary. GŁOSY Magda..." - Jakie głosy, skąd te głosy, kto je słyszy? Czy to nadal leci komunikat przez głośniki? Odstępy, znaczy fachowcy chyba to nazywają interliniami, są wedle mojej opinii zbędne. Do tego służą akapity. Odstęp się nadaje, jak się zmienia miejsce lub czas akcji, inaczej tylko psują. Z racji tego, że nie bardzo wiem o co chodzi, to ograniczę się do wskazania na te odstępy, których istnienie nie ma sensu, jak dla mnie.
  6. łahaha, ta dyskusja jest ciekawsza niż większość tekstów w tym dziale. Ten akurat przypadł mi do gustu, przynajmniej ma sens. Czekam na kolejną część.
  7. Dzięki Elika. No, nie wiem, jak dla mnie ta metafizyka grozy jest jak najbardziej współczesna. Nie bardzo rozumiem, że co, że tak już się nie pisze? Nie, nie rozumiem, tekst jest owszem, napisany w pewnej specyficznej konwencji, ale w tym właśnie jego urok jak mniemam.
  8. - Czekam na ciebie już od godziny. Spóźniłeś się. Czy mógłbyś mi przybliżyć okoliczności twej dzisiejszej nie punktualności?- Kant zrobił surową minę i wbił swój wzrok w Marka. Ten unikając jego spojrzenia, zaczął rozkładać kartki papieru na blacie stołu. Przez chwilę ignorował spojrzenie filozofa. Kant ani drgnął. - O co ci chodzi? Czas przecież nie istnieje. Sam starasz się przekonać do tego świat.- Kant się poruszył. - Staram się!? Ja to udowodniłem. Świat nie ma tu nic do rzeczy. Tu chodzi o naszą rzeczywistość, a świata tylko obraz. Czas nie istnieje. Chłopcze, czy odrobiłeś zadanie domowe? Coś czuje, że znowu czytałeś po łebkach.- Zaczął kiwać głową w geście dezaprobaty. - No, jeśli czas nie istnieje, to nie może być mowy o jakimkolwiek spóźnieniu.- Marek podniósł wzrok na rozmówcę. Kant zaczął się śmiać. - Tak, przestrzeń też nie istnieje, więc niby sam fakt naszych tu obecności jest sprzeczny z konstrukcją wszechświata, po czym należy wnosić, że albo przestrzeń istnieje, albo wszechświat i nasza w nim obecność to tylko iluzja, że nasza sytuacja wraz z nami samymi jest tylko paradoksem przedstawianym właśnie innym bytom jako przykład gdzieś w jakimś innym świecie przez logików, by wykazać swym słuchaczom ponad wszelką wątpliwość, że coś takiego nie ma prawa zaistnieć. A, że udowodniłem również, że i przestrzeń nie istnieje, zatem wolno nam powiedzieć, że nas nie ma. Nie wplataj proszę teoretycznych konkluzji w potoczne użycie języka, gdyż obrażasz mnie sugerując, iż mógłbym tego nie zauważyć.- Marek skrzywił się nieznacznie. - No, szczęście zawsze stoi na drodze do prawdy. Tak zawsze było, jest i będzie. Jestem tylko ułomnym człowiekiem, nie potrafię go ignorować przez całe życie.- Kant uśmiechnął się życzliwie. - Jak ona ma na imię?- - Magda. Mówię ci, to dziewczyna z innego świata. Nasze światy dzieli jednak ogromna przestrzeń.- Marek posmutniał. - Przecież przestrzeń nie istnieje.- Kant zaśmiał się życzliwie. - Wróćmy do tematu. „Rozum ludzki spotyka się w pewnym rodzaju swych poznań ze szczególnym losem: dręczą go pytania, których nie może uchylić, albowiem zadaje mu je własna jego natura, ale na które nie może również odpowiedzieć, albowiem przewyższają one wszelką jego możność. Popada w ten kłopot bez własnej winy. Rozpoczyna bowiem od zasad, których używanie w toku doświadczenia jest nieuniknione, a zarazem przez nie dostatecznie wypróbowane. Przy ich pomocy wznosi się wciąż wyżej, do coraz bardziej odległych warunków. Ponieważ uprzytamnia sobie, że jego praca musiałaby w ten sposób zostać zawsze niedokończona, gdyż pytania nigdy nie przestają się pojawiać, więc czuje się zmuszony uciec się do zasad, które wykraczają poza wszelkie możliwe posługiwanie się doświadczeniem, a mimo to wydają się tak niepodejrzane, że i prosty rozum ludzki na nie się zgadza. Przez to jednak stacza się w mrok i sprzeczności, po których może w prawdzie wnosić, że gdzieś u podłoża muszą kryć się błędy, ale ich nie może odkryć, ponieważ zasady przezeń używane, wychodząc poza granice wszelkiego doświadczenia, nie uznają już żadnego probierza doświadczenia. Otóż pole bitwy tych niekończących się sporów nazywa się metafizyką.” - A więc o to chodzi! Nigdy bym o tobie nie powiedział, że jesteś metafizykiem. Że teraz niby co? Oddamy się metafizycznej intelektualnej spekulacji?- Marek skrzywił się z niesmakiem. - Czy ty w ogóle przeczytałeś cokolwiek z tego co ci napisałem?- - Uhm, eee. No, nigdy do końca. Za mało czasu. A ty tez mógłbyś powstrzymywać się czasem przed konstruowaniem zdań, które nie mieszczą się na jednej stronie maszynopisu.- rzucił Marek z wyrzutem. Kant się zaśmiał, po czym spoważniał. - Nikt nie jest doskonały. Poza tym jak ci nie pasuje, to poczytaj Harrego Pottera.- - Okej, okej. Metafizyka. To co z nią zrobimy?- - Zrobimy ją na nowo. Stworzymy metafizykę, która będzie miała prawo rościć sobie pretensje do naukowości.- - Mówisz o ontologii?- - Eee, tak to później nazwali. Tak dla odróżnienia. Ale to metafizyka po moim oczyszczeniu.- - Hmm, a czym w takim razie umorusała się ta nasza metafizyka?- spytał poważnie Marek. - Mamidła, idiotyzmy, zabobony, prymitywne wierzenia. Metafizyka nie potrzebuje iluzji.- - W takim razie skocze po miotłę i możemy zaczynać odmiatanie metafizyki.- - Czekaj! A wiesz jakiej miotły potrzebujemy?- Marek usiadł ponownie. - A nie po prostu takiej z długą rączką?- Kant złapał się za głowę. - Ty może jednak zostań przy pisaniu tych swoich wierszy. Czasami coś ci wychodzi.- odwrócił się zmierzając do wyjścia. - Poczekaj! Żartowałem. Czy filozofia zawsze musi być taka poważna? Co za człowiek, no! Wyluzuj. Wracaj i mów.- Kant stanął. Spuścił głowę. Sapnął jak bardzo zmęczony człowiek i odwrócił się powoli: - Musi. Mamy bardzo wielu przeciwników.- - A nie wpadłeś na to, że humorem, kulturą i sztuką można jej przysporzyć sojuszników, nie?- - Ja się estetyką nie zajmuję.- filozof machnął z niesmakiem ręką. - Dobra, nie ważne. Znaczy ważne, ale nie teraz. Znaczy teraz też, ale nie o tym mówiliśmy. Jakiej zmiotki potrzebujemy?- Kant uśmiechnął się. Założył ręce do tyłu i zaczął chodzić powolnym krokiem tam i z powrotem. - Zmiotka? „...jest ona wezwaniem skierowanym do rozumu, żeby się na nowo podjął najuciążliwszego z wszelkich swych zadań, a mianowicie poznania samego siebie, i żeby ustanowił trybunał, który by go umocnił w jego sprawiedliwych wymaganiach, a natomiast mógł odrzucić wszelkie bezpodstawne uroszczenia i to nie za pomocą dowolnych rozstrzygnięć, lecz na podstawie wiecznych i niezmiennych praw; a trybunałem takim jest tylko sama krytyka czystego rozumu.”- Kant stanął. Na jego twarzy malowała się duma. Odwrócił się do Marka. Ten jednak zdawał się nie zwracać na niego uwagi, obserwując coś za oknem. Po krótkiej ciszy, jakby zachęcając rozmówcę, do kontynuowania wywodu powtórzył, nadal jednak wpatrując się w bliżej nieokreślone miejsce za oknem: - Taak, Krytyka czystego rozumu...- Kant podszedł do niego bliżej. Nachylił się starając się dojrzeć, cóż też tak zajęło Marka. - Co ta dziewczyna tam robi?- - Tańczy. Ona tam tańczy!- Marek wstał i ruszył biegiem do okna. Kant się wyprostował: - Tak, zaiste jest to absolutna krytyka jakiegokolwiek rozumu. Młodzi, ech... Amantes amentes.- Kant kiwał z politowaniem głową. Marek otwierał już okno. - Jak ona tu się znalazła?- powiedział sam do siebie, Marek to jednak usłyszał. - No, przestrzeń nie istnieje, pamiętasz, sam to udowodniłeś.- Marek nie oglądając się za siebie wyskoczył. Kant podbiegł do okna sprawdzić czy nic mu się nie stało. Wychylił się. Na dole Marek i Magdalena w czułym objęciu oddawali się namiętnemu pocałunkowi. Kant patrzył na nich z przez chwilę: - Może powinienem zająć się teorią miłości?
  9. Kasiek, Kasiek... Nie jest mądrym ten kto rady daje, lecz ten który te rady potrafi wykorzystać. Napisałem co mi nie pasuje, do ciebie należy decyzja co z tym zrobić dalej. Ja się bardzo cieszę, gdy mi ktoś wytyka błędy, bo się uczę wtedy. Serdecznie zapraszam, do korekty moich tekstów, założę się że jest tam wiele głupot które przeoczyłem, hehe Pisz dalej Kasiek, ale mówię ci, niech ją przemieni w 8/9 miesiącu, będzie tragiczniej. Brzemienna wampirka ^^ Rozumiem że bycie w ciąży może mieć pewne pozytywne efekty psychologiczne, że się nosi nowe życie itp. ale co jeśli się nosi w sobie żywego trupka? To by było świetne, proszę cię, stwórz brzemienną wampirkę mścicielkę.
  10. Wyszedł na balkon. Kochał to miejsce. Lubił marzyć o zbierających się pod jego małą mównicą tłumach wsłuchujących się w słowa, którymi pragnął je obdarzać. Z werbalizacją myśli nigdy nie miał kłopotu, wystarczyło, że zaistniał w jego otoczeniu ktoś, kto wykazywał chęć do słuchania tego, co mówił. Słowa płynęły same, jakby wzrok słuchacza ładował go dawką energii, jakby zainteresowanie jego osobą było poczęciem impulsu, który przetwarzany w jego umyśle przechodząc z bezładnej, promieniującej, świetlistej aury krystalizował się w płomienną wypowiedź o ulotnej treści i urzekającej formie. Tak, wychodząc na balkon i zapalając papierosa, nie zawsze składającego się z samego tytoniu, doznawał swoistego uniesienia. Wokół panował półmrok przeszywany skąpymi strumieniami światła ulicznych latarni. Gwiazdy na niebie iskrzyły się diamentowym blaskiem, a okrągła twarz bladego księżyca zdawała się mówić: - Jesteśmy tu dla ciebie. – Uwielbiał te chwile, gdy wolno, subtelnie, niemalże lubieżnie wypuszczał dym ostatniego papierosa nocy, gdy panujący nastrój powodował, że delikatne miękkie myśli łaskotały jego jaźń otwierając bramy abstrakcyjnej interpretacji świata. Nagle poczuł w swym umyśle przeszywający ból. Telepatyczne uderzenie wstrząsnęło jego ciałem. Papieros wypadł mu z ręki uderzając z łoskotem w kafelkową posadzkę balkonu tak głośno, iż był pewien, że huk słychać było po drugiej stronie globu. Przykląkł łapiąc się za głowę w przekonaniu, że jego czaszka zaraz eksploduje. Kołowrotek umysłu. Psychiczny portal. Transcendentalne przejście. Teraz nie czuł nic. Pustka, totalna pustka. Jego umysł lewitował w próżni. Wiedział jednak, że to tylko złudzenie, że tak na prawdę pędzi po bezmiarze otchłani z prędkością, o której nie miało pojęcia nawet światło. Cały układ świadomości po prostu się rozleciał. Czuł jakby się poruszał w kosmosie antymaterii myśli. Mylił się jednak, to nie on się poruszał, tylko cały kosmos parł w stronę epicentrum jego woli. W ponadzmysłowy sposób dostrzegł jeden maleńki punkcik. To galaktyka myśli zbliżała się do niego nieubłaganie w zastraszającym tempie. Miliardy impulsów zaatakowały w morderczej furii jego jaźń. Za szybko. Za szybko krystalizowała się świadomość, sprawiając mu tak olbrzymi ból, że nieświadomie ryknął wrzaskiem, który zarejestrowały bębenki uszu kilkuset mieszkańców ulicy, przy której mieszkał. Teraz świadomość wirowała w mózgu tworząc chaos nie do opisania. Te strzępki, które falowo napływały i ulatywały dały mu możliwość świadomego kierowania swoim ciałem. Powoli wstał kurczowo trzymając się za głowę, chcąc powstrzymać wirujące myśli. Powoli wszystko się uspakajało. Tym razem poczuł delikatniejszy dotyk telepatyczny. - Chodź do mnie. Pragnę cię. – Zataczając się wrócił do pokoju. Teraz już wiedział, że to ona. Podszedł do drzwi i przekręcił klucz. Chwiejnym krokiem wrócił do okien. Zamknął balkon. Zasłonił żaluzje. Wciąż czuł, słyszał, nawet widział przybierający na sile jej szept. Szept jedynego nieśmiertelnego piękna. - Pragnę cię mój ojcze. Pragnę cię mój braciszku.– Wiedział, że ją zaniedbał. Wiedział, że nigdzie się przed nią nie ukryje, bo nie pochodziła z tego świata. Bramą był jego umysł, a kluczem jego uczucia. - Pragnę cię mój rycerzu. Pragnę cię mój kochanku.- Zgasił światło i rozsiadł się wygodnie w fotelu. Wiedział, że nigdzie przed nią nie ucieknie, więc wolał się z nią spotkać tu gdzie się poznali. W miejscu, w którym pierwszy raz ją dotknął i posmakował. Myśli przestały krążyć. Umysł znów był osadzony na twardych fundamentach. W pełni kontrolował jaźń. Siedział w milczeniu i czekał na swą neurotyczną kochankę. Kochankę, którą zdradził na rzecz spokojnego, dostatniego życia człowieka pracy. Wiedział, że jest zdolna do wszystkiego. Wiedział, że potrafi uspokoić, ukoić ból, wynieść na szczyty wielkości, wprowadzić w szaleńczy stan euforii, jak również zabić. - Pragnę cię mój niewolniku. Pragnę cię mój skazańcu. - Jej głos nigdy nie wydawał mu się taki słodki, a zarazem tak wyrachowanie lubieżny. Czuł go w całym ciele. Czuł jak go przenika, jak w nim pulsuje, jak pieści jego umysł. Teraz był już pewien, że to pozory. - Przychodzi, by się na mnie zemścić za to, że ją porzuciłem. Przychodzi by mnie zabić.- myślał. Przypominał sobie tych, których unicestwiła, których nie znał osobiście, których pozwoliła mu czytać. Był spokojny. W końcu śmierć z ręki nieśmiertelnego piękna również winna być piękna. - Chodź do mnie. Pragnę cię mój poeto. - Cały pokój zaczął falować. Kształty powoli zaczęły się ruszać i niknąć. Już nie siedział w fotelu. Cały świat zaczął wirować dookoła niego niczym elektrony dookoła protonów zamykając go w kuli mieniącej się ostrymi jaskrawymi kolorami. Przestał czuć w normalnym zmysłowym rozumieniu. Świadomość powoli zanikała wypierana przez rozkosz jakiej doznawał. Jego umysłu dotknęło piękno. Nirwana stała się dla niego przebrzmiałym słowem w obliczu tego co czuł. Gra świateł przenikająca przez zasłonięte żaluzje pewnego mieszkania z balkonem przykuła uwagę dwóch studentów, którzy urzeczeni zjawiskiem przystanęli, by podziwiać ten uroczy balet promieni. Stali tak przez chwilę z otwartymi ustami zachwyceni widowiskiem, które przerosło ich najśmielsze oczekiwania, nawet jak na stan w którym się znaleźli. - No i co? Mówiłem, że dobry kwas.- powiedział jeden do drugiego nie odrywając oczu od mieszkania cudów. Na co drugi odpowiedział mu nieświadom nawet jak trafnie określił zjawisko: - Stary... Po prostu Poezja.-
  11. "Całe ciało buntowało się, a umysł podsuwał straszne wizje w obawie przed sytuacją." Ciało buntowało się czemu? Buntowało się instynktownemu strachu, czyli ciało się nie bało? Buntowało się nieruchomej pozie, czyli drżało np przykład. W obawie przed jaką sytuacją? W obawie przed sytuacją w której się znalazła, to by było bez sensu. W obawie przed sytuacją która miała nadejść? Nic nie wiadomo. "Na szczęście arkady dawały jej schronienie." Schronienie przed czym? Przed wiatrem, deszczem, wampirem, światłem? Wcześniejsze zdanie sugeruje, że przed kamienną podłogą. Dalej nic nie wiadomo. Zaczęła poruszać się jak w transie, kołysząc się jak autystyczne dziecko, a jej usta wciąż jak mantrę powtarzały:" - jak, jak, jak "Każdy szelest podrywał ciało by skryć najbardziej narażone na ból miejsca." Człowiek nie podrywa się, żeby chronić narażone miejsca, tylko się kuli. "Takich cierpień nikt nie byłby w stanie znieść. " No dobra, ale to sugeruje, że ona powinna albo popełnić samobójstwo, albo zwyczajnie umrzeć. Albo skoro jednak to znosi, to w następnym zdaniu powinno być dlaczego. Bo ją utrzymuje przy życiu, co chyba jest dalej, więc może przenieś to zdanie dalej. "Robił ze nią tak rozmyślne rzeczy." - to zdanie nie ma sensu, przez to 'tak', tak jak, albo że różne rzeczy. Tortury, łaaaa Mówię ci, powinnaś wprowadzić robaki i zwierzęta. I najlepiej by było gdyby ją przemienił w wampira w ósmym miesiącu ciąży, wampir z brzuchem! Wyobraź sobie, ona rodzi małego wampirka, wampirek jest nieśmiertelny, więc ma swoje zwierzątko, ona jest w stanie się regenerować, więc po pewnym czasie znów jest w ciąży. W ten sposób może stworzyć sobie armię wampirzych noworodków. Ale dobra, nie to nie. Zakuwał ręce na plecach,a w usta wciskał pałkę elektryczną. Związywał ręce ofiary z tyłu, przez pęta przewiązywał linę, która przeciągnięta była przez przymocowany do sufitu hak. - 'Zakuwał ręce na plecach,a ' ten kawałek jest zbędny. "przymocowywane" - przymocowane wystarczy "zaczynały wyginać się w stronę pleców." - ale jak? na wyprostowanych łokciach czy na zgiętych? i skoro związał jej ręce na plecach, to jak niby wyginał je w stronę pleców, skoro ręce już tam były? "Wtedy ręce znajdowały się równolegle do głowy." - Głowa jest okrągła, chyba lepiej do tułowia. Rozumiem, że kości wyskakiwały ze stawów mniej więcej tak jak w Kronikach Riddicka, kiedy chłopak przeciągał związane ręce nad głową do przodu, by mów nimi operować. "Pomiędzy nogi wkładał drewniane kloce i kazał godzinami klęczeć." - pomiędzy, czy pod nogi, skoro kazał klęczeć? "Nie mówiąc już o tym że często przy tym gwałcił." Kiedy? Kiedy klęczała, czy kiedy wisiała? "Po pewnym czasie jej skóra wyglądała jak zdechła kura, to znaczy zupełnie niebieską z takimi białymi plamami." - jeśli skóra wyglądała, to nie jak kura, a jak skóra tej kury. Kiepskie porównanie jak dla mnie. I zamiast 'to znaczy zupełnie niebieską' > 'była zupełnie niebieska z białymi plamkami'. albo lepiej: 'była zupełnie niebieska, upstrzona białymi plamami.' "Kiedy od tej lodowatej wody uginały się już pod nią nogi" - Kiedy? Kiedy klęczała, czy kiedy wisiała? Później jest że prowadzi ją przez palenisko, ok, ale najpierw powinien ją rozwiązać chociaż, albo co najmniej poluzować linę, żeby wiedzieć, czy nogi się uginają, czy nie. Podobno do wszystkiego można przywyknąć, czy do tego również? - 'czy do tego również' zbędne codzienności nocnych zdarzeń - ? "Spie.... suko – oderwał ją mocno za włosy od swojego rozciętego nadgarstka. Siła wampirzego uderzenia odrzuciła ją pod ścianę pokoju. Myślisz, że całą krew Ci oddam !!! - wrzasnął, uderzając przy tym w twarz. Skuliła się czekając na kopniaka, który szybko nadszedł. Nie myliła się, znała jego odruchy doskonale. „ uuuuuuuuuuu...” zawyła, uciekając w kąt pokoju. " Skoro siła uderzenia odrzuca ją pod ścianę pokoju, to on nie może jej uderzyć w twarz, musiałby najpierw do niej doskoczyć. Proponuję wyeliminować zdanie z 'odrzuceniem pod ścianę pokoju', wtedy będzie ok. Dodaj myślniki do każdej wypowiedzi, zlikwiduj niepotrzebne interlinie, wprowadź akapity. Interlinia może być gdy dziewczyna się budzi w nowym miejscu, bo to jakby nowy akt. No, to Pafcio się nawymądrzał. Ogólnie podoba mi się pomysł z opisem tortur, to trudna sprawa. Podoba mi się również przedstawienie wampira jako okrutnika, to jakby tak pod prąd obecnej modzie, kiedy to młode siksy podniecają się kiczowatymi 'zmierzchami'. Ogólnie irytuje mnie sprowadzanie postaci wampirów albo do krwiożerczych bestii albo do romantycznych nieszczęśliwych swą nieśmiertelnością pożeraczy szczurów. To tak jakby autorzy kompletnie nie rozumieli istoty 'inności' nieumarłego czyniąc zeń albo zwierze, albo uczłowieczając bezsensu.
  12. "złowroga mieszanka krwi i podniecenia pulsowała w tętnicach." - hmm, czemu złowroga? Niebezpieczna, owszem, ale złowroga? Krew wymieszana z podnieceniem, jakby można było sobie wstrzyknąć trochę podniecenia. W tętnicach, a w żyłach już nie? Dziwne zdanie, nie wiem, może się czepiam bezpodstawnie, ale dla mnie bardzo dziwne zdanie. "A pod opiętym mokrym materiałem sukienki piersi wyglądały intrygująco." Intrygujące zjawisko, cycek, ciekawe do czego służy, ciekawe jak działa, hmm. Prowokująco owszem. W cycku nie ma żadnej intrygi, chce się go złapać, zatem nie intryguje, tylko prowokuje. "Blond pomieszany z ludzką krwią cóż mogłoby być piękniejszego dla wampirzych oczu." Nie wiem, czy to takie oczywiste, że każdy wampir szaleje na widok brudnych od krwi blond włosów. Ale nawet zakładając, że tak jest, to lepiej jakbyś sprowadziła wrażenie do jednego mianownika, bo Blond i Krew to dwa byty różne ontologicznie, wystarczy że dodasz 'czerwień' krwi i zadnie będzie ok. "Czas biegł jakoś nieubłaganie szybko..." - 'jakoś' zbędne "Wrzały w niej wszystkie zmysły, a instynkty podpowiadały paniczny strach." - Instynkt nic nie podpowiada, instynkt pcha, rzuca do działania. Można zareagować instynktownie, ale nie można z nim rozmawiać. Można się słuchać instynktu, ale to oznacza, tyle, że się działa bez zastanowienia. W zdaniu jest tak, jakby Instynkt siedział gdzieś obok i mówił: wiesz, wydaje mi się, że powinnaś teraz się bać, panicznie. Rozważ to. Dobra, wrócę do tekstu jeszcze, teraz muszę zmykać.
  13. Nie no, pewnie, nie zgadzaj się, konfrontacja zazwyczaj prowadzi do rozwoju, a pafcio często się myli. Jednak postaram się ciebie przekonać do delikatnej zmiany. "Krew była dosłownie wszędzie - na dłoniach, nogach, ubraniu. Lepka maź wciąż spływała jej po nogach znacząc brunatnym śladem drogę jaką przebyła." Piszesz, że na dłoniach i nogach, ale nie piszesz, że na rękach, jak już wymieniasz to wymień więcej, wtedy nie będzie to powtórzenie tak widoczne, ale nadal będzie. Zatem skoro używasz słowa nogi w jednym zdaniu, w drugim możesz użyć słówka 'stopy' na przykład. Już wiemy z poprzedniego zdania, że cała się umorusała tą krwią, rozumiem, że chodzi o to, by pokazać, że zostawia ślady, zatem niech spływa jej do stóp i nie będzie powtórzenia. Naturalnie, możesz zostawić jak jest broniąc się tym, że to uwypuklenie, ale zdaję mi się, że nie nogi są w tym zdaniu ważne, a to, że zostawiała ślady. też masz buziaka: (cmok)
  14. "gdzieś w nieobecne" - 'w' zbędne "Krew była dosłownie wszędzie - na dłoniach, nogach, ubraniu. Lepka maź wciąż spływała jej po nogach znacząc brunatnym śladem drogę jaką przebyła." Krew nie musi spływać jej po nogach, skoro w poprzednim zdaniu już są nogi umorusane tą krwią, może zwyczajnie spływać sobie po niej. Że w sensie, to chyba się nazywa powtórzenie, ale nie jestem pewien, bo mi tylko piszą, że robię dużo powtórzeń, ale nie pokazują gdzie :( "Ostatnim obrazem w jej głowie był odgłos" - odgłos to nie obraz "Tak ten huk wił się w jej głowie." - huk się nie wije, huk odbija się echem, no i inne różne rzeczy może robić huk, ale się nie wije, z racji swojej budowy. "jednakże nogi zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa." - nie miały okazji odmawiać jej wcześniej, po prostu odmówiły. "Niemożliwe to jest niemożliwe." - tu nawet ja bym postawił przecinek ;) Dobra, muszę uciekać, zajrzę jak wrócę.
  15. Dobra, pierwsza sprawa, bo wiem, że pisałaś to w częściach. Interlinie, nie wiem jak to się nazywa profesjonalnie, chodzi mi o odstępy, są zbędne. Użyj zwyczajnie akapitów, a interlinii, tylko gdy zmienia się czas i miejsce akcji. To wprowadzi większy ład. To po pierwsze, wrócę do tekstu jak będę miał więcej czasu.
  16. Dzięki. A gdzie dokładnie ten warsztat kuleje? W sensie, co ci nie pasuje? :)
  17. Niedokończone myśli płaczą Z żalu w czeluściach zapomnienia Do bram świadomości kołaczą Rozpaczliwie bez wytchnienia Z kołowrotka umysłu wypadają Wprost na śmietnik pamięci O otwarcie bram błagają Aaa strażnicy, bądźcie przeklęci! Czezną bezwartością upodlone Umierają obdarte z resztek godności Przez Namiestnika pustki gwałcone Giną rozrywane nasieniem nicości ...a ja? Oszukany pragmatyzmem nikczemnie Obietnicą kontroli zmysłów Walczę ze zdrajcą daremnie Z kołowrotkiem umysłu Słudzy jego ograniczeń I zmysłów okrutni strażnicy Strzegą magią i mieczem Mego królestwa granicy ...a ja? Władca świadomości krainy Ja, niekwestionowany król Z myśli wytarty z umysłu winy Nie mogę wyjść za własny swój mur.
  18. Bzdura, nie ma czegoś takiego jak wyświechtane rymy. Rym jest rymem, jedynym kryterium oceny rymu jest jego brzmienie. Np. dupa - kupa, to dobry rym, słownictwo mało wyszukane, można powiedzieć niepoetyckie, czy coś, ale rym nadal jest dobry. Tutaj rym jest dobry, melodia niekiedy kuleje. 'realu-na jawie' - też mi się nie podoba, 'anglizm', bo tak to chyba się nazywa, psuje sporo.
  19. Wnoszę o powiększenie limitu znaków do 15000. :P Oraz ustanowienie dolnej poprzeczki na 1000.
  20. Dzięki. Wiem, przepraszam, wkleiłem z oryginału bez polskich liter. Staram się te końcówki wyłapywać przy każdym podejściu. Mnie strasznie irytuje brak końcówek, więc luz, można mnie za to śmiało opieprzać, nie obrażam się, poprawiam :) Z przecinkami zawsze miałem problem, chyba przespałem te lekcje w podstawówce. Ale wielkie dzięki, wiem przynajmniej, że nad tym muszę popracować.
  21. Jedna rzecz mnie nurtuje. Co jeśli roześlę wszystkim znajomym link do forum i poproszę żeby na mnie głosowali? Nagrodą są między innymi pieniądze, bo to dobra motywacja do pracy, ale również do przekrętów. Myślę, że przez pół roku pula się powiększy, zatem i ryzyko będzie większe. A chodzi o to, żeby opowiadania były jak najlepsze i żeby wygrało to, które najbardziej się podoba osobom aktywnym tutaj. Zatem proponuję dać możliwość głosowania tylko tym, którzy mają co najmniej dziesięć własnych utworów w forach limitowanych, nawet jeśliby to miało oznaczać, że nie mogę głosować. Naturalnie starować nadal mógłby każdy. Zaznaczę jeszcze jedną kwestię, która jak mniemam winna zmotywować autorów. Istnieje przecież możliwość wydania zbioru opowiadań. Na przykład pod tytułem zwycięskiego opowiadanka. Załóżmy, że mamy 20 opowiadań, do wydania przechodzi dziesięć z największą liczbą głosów. Nagrodę zgarnia naturalnie zwycięzca, a wydanie zbioru to następny, odrębny byłby cel :) Nie postuluję, aby wpisywać to do reguł, bo jest na to zbyt wcześnie, tylko napomknąłem, by wskazać kierunek w którym może zmierzać ta inicjatywa.
  22. Czarnym koniem powiem raczej chylę przed waćpanem czoła gdyż tym rymem pełnym znaczeń niezbyt długo ubiec zdołam Pięknieś w słowa ubrał opcji trójcę świętą ja bym jednak dodał pić i brać co jest pod ręką Spokój ducha zapewniony a gdy się rozszumi głowa to choć dzisiaj znów bez żony jutro może być już nowa
  23. aha, taka myśl: Może dać możliwość korekty na przykład do końca roku. To na pewno by podniosło ogólną wartość prac. Albo do marca. Nie wiem, taki pomysł, żeby w efekcie końcowym nie brakowało ogonków, przecinków itp. Rozumiem, że jedno opowiadanko na jednego autora.
  24. A jak długie takie opowiadanie ma być? Żeby wyeliminować setki paro wersowych myśli, proponuję ustalić jakiś limit, np: co najmniej dwie strony A4 albo coś. Dorzucam kolejne 50 dla zwycięzcy. Tylko nie wiem komu przesłać.
  25. No i wyszła moja wiedza na temat literatury, hehe. Do dialogu nie trzeba warsztatu, tylko trochę logiki i pomysł jak mniemam. Warsztat chyba bardziej w opisach jest potrzebny i tu mój rodem ze stajni fso. I czemu nikt mnie nie opieprza za ogonki, już poprawiam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...