Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Naisir Handemir

Użytkownicy
  • Postów

    82
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Naisir Handemir

  1. Niech otoczę Cię jak letni wiatr, pewnej nocy nieprzespanej. Nie dość mocny by zmienić cokolwiek lecz na tyle by umilić Ci trwanie. To nie grzech. Choć pójdziemy gdzie indziej. To nie grzech. Choć w tym sensu żadnego. Ale daj choć przez chwile, przywrzeć ciałem gorącym do Twego. Uracz mnie ciepłymi tej nocy o Tobie snami. A jeśli to nie nazbyt wiele, Daj przeczytać Cię ustami.
  2. Po pierwsze jestem kobietą więc niestety nie kierowałam tego do koleżanki, ani z zakładów mięsnych ani żadnej innej:D Jak zwykle na "nie". Pozdrawiam i dziękuję za komentarz:)
  3. Podoba mi się ten szczególnie ten fragment Twojej dointerpretacji:) "Wiesz ile mam w sobie bólu z oszukania i nakłaniania, gdy moje milczenie i godność, jak twierdza ma?" Pozdrawiam i dziękuję za komentarz Naisir
  4. Ciebie przecież nie będzie zawsze... Uciekam przed tym co czuję. Drutem oplatam krawędź powiek, zamykam się, zamykam w sobie. Ręce? Co tam ręce, jestem w stanie żyć bez pieszczot. Hodować lwie paszcze, w akwarium parę płaszczek -żeby nie było nazbyt samotnie. Usta? Czy to na coś więcej potrzebne niż do jedzenia i mówienia? Po cóż pocałunki słodkie w smaku. Gdy można trochę cukrowych buraków... Może to czas już na nas... nie będę się wzbraniać, z resztą wiesz. To jest potwarz, jak zwykle przyjęta w ciężkim milczeniu. Ja Cię kocham a Tobie się podobam. I dziwne że protestuję. Patrze na ciebie i w oczy. Łudzę się że uczuć we mnie nie ma. Według marnego postanowienia. Kocham się z Tobą. I przez chwile żyję z nadzieją na wzajemność. Czy miłość może być karą za życie na zbyt odważne? Za myśli nieskromne? I czyny niepoważne? Czy miłość może być kara za ersatz szczęścia skradziony pewnej nocy? Za ciało przedwcześnie zwieńczone nagością za dotyk?
  5. Mam pokutę złożoną z miliona złamanych obietnic które znowu trzeba poskładać. Kłamię, to nie boli już nikogo Cudzołożę, czasem komuś ze mną jest przyjemnie. Przeklinam, siebie że nie umiem się zmienić. Cierpię na chroniczny egocentryzm, manie prześladowczą, instynkt samozachowawczy. Najbardziej na instynkt- zjadam swoich starych przyjaciół by móc walczyć o podtrzymanie ciągłości gatunku. Jestem człowiekiem nowoczesnym wypaczam treści,usuwam sensy, pozbawiam skrupułów. nie liczę sobie drogo. Ot, kolejne zmarnowane życie.
  6. Dziękuje bardzo Piotrze:) Pozdrawiam Naisir
  7. Moi drodzy i moje drogie:) Dawno nic nie pisałam i nie wiem czy pisanie me nie podupadło znacznie, dlatego proszę Was o opinie i komentarze!:) Pozdrawiam Naisir
  8. Może ja jestem nie moralna? Spaczyli mnie dawno i sama się spaczyłam. Nie starałam się zachować oznak przyzwoitości. Uważałam że nie muszę być przeciętna. Połamałam konwencje, podeptałam normy. Czy lepiej mi z tym było czy gorzej? Na pewno ciekawiej... Teraz pławię się w rozpuście co pałęta się po głowie. Stosik brudnych fantazji pod kurtyną z powiek. Los może nie zbyt szczęśliwy lecz odmienny nieco. A zamiast męskich ramion mam czułą dłoń kobiecą.
  9. Ciebie przecież nie będzie zawsze... Uciekam przed tym co czuję. Drutem oplatam krawędź powiek, zamykam się, zamykam w sobie. Ręce? Co tam ręce, jestem w stanie żyć bez pieszczot. Hodować lwie paszcze, w akwarium parę płaszczek -żeby nie było nazbyt samotnie. Usta? Czy to na coś więcej potrzebne niż do jedzenia i mówienia? Po cóż pocałunki słodkie w smaku. Gdy można trochę cukrowych buraków... Może to czas już na nas... nie będę się wzbraniać, z resztą wiesz. To jest potwarz, jak zwykle przyjęta w ciężkim milczeniu. Ja Cię kocham a Tobie się podobam. I dziwne że protestuję. Patrze na ciebie i w oczy. Łudzę się że uczuć we mnie nie ma. Według marnego postanowienia. Kocham się z Tobą. I przez chwile żyję z nadzieją na wzajemność. Czy miłość może być karą za życie na zbyt odważne? Za myśli nieskromne? I czyny niepoważne? Czy miłość może być kara za ersatz szczęścia skradziony pewnej nocy? Za ciało przedwcześnie zwieńczone nagością za dotyk?
  10. Moja matka zawsze była pokorna. Podporządkowywała się nakazom ojca bez słowa skargi. Tylko raz zdarzyło jej się sprzeciwić. To było tamtego dnia gdy mój ojciec uderzył Marka. Powiedziała, że nikt nigdy nie będzie bił jej dzieci i że jeśli jeszcze raz się to powtórzy spakuje się i odejdzie. W jej słowach była niespotykana u niej stanowczość. Ojciec zrozumiał. Nie uderzył żadnego z nas nigdy więcej. Matka nigdy więcej nie sprzeciwiła mu się. Udawała, że nie widzi jego zdrad. Ignorowała picie. Gotowała obiady, czytała książki i studiowała. Była taka ciepła i dobra. Zawsze zastanawiało mnie skąd czerpała siłę. Może chodziło o nas. Może spełniała się w pracy. Nie wiem. Jednak odkąd zaczęłam sypiać z facetami często myślałam o tym czy nie brakuje jej bliskości, seksu, erotyzmu. W końcu miała dopiero 42 lata. Nadal wyglądała zgrabnie, ładnie i jak twierdziły moje koleżanki pociągająco. Dlaczego więc przez pięć lat nie znalazła sobie nikogo i pozostawała wierna mężczyźnie który od dawna ją zdradzał i nie sypiał z nią? (Chociaż tyle miał w sobie przyzwoitości, by nie narażać jej na choroby weneryczne wszystkich jego kochanek.) Problem leżał chyba w jej braku pewności siebie, który ojciec starannie pielęgnował, by mieć pewność, że nigdy nie odejdzie. Jednak któregoś dnia, tak jak zawsze bez słowa wypełniała jego polecenia, tak tym razem bez słowa odeszła w tylko sobie znanym kierunku. Zostawiając po sobie jedynie krótki list na mojej szafce nocnej. To była niedziela 10 sierpnia 2003 roku. Długo zastanawiałam się jak wyglądał jej ostatni poranek w naszym domu. I dlaczego właściwie zdecydowała się odejść. Czy było to spowodowane chwilowym impulsem? Wszystko na to wskazywało. Wzięła ze sobą niewiele rzeczy. Wyszła w pośpiechu, by nikt nie zdążył jej zatrzymać. Wszyscy wtedy byliśmy w domu, jednak nikt z nas nie obudził się gdy rankiem krzątała się w kuchni robiąc sobie ostatnią kawę w swoim starym życiu. W życiu które poza stertą rozczarowań dało jej dwa największe skarby: Marka i mnie. Skarby które musiała zostawić by ratować samą siebie. Miałam wtedy 23 lata, Marek był o rok młodszy. List który wtedy zostawiła na mojej szafce nocnej do tej pory trzymam w portfelu. Czytałam go z niedowierzaniem tak wiele razy, że na zawsze zapadł mi w pamięci. Napisała: "Nie wiem czy kiedykolwiek wybaczycie mi to, że opuszczam was bez uprzedzenia, to że w ogóle was opuszczam. Jednak gdybyście wiedzieli, nie pozwolili byście mi odejść, a ja muszę, muszę ten jedyny raz w życiu zrobić coś dla siebie. Kocham was bardzo i na prawdę ciężko mi odchodzić, ale Wy nie mieszkacie już w domu, nie jesteście zdani na mnie. Macie własne życia i wiem, że dacie sobie radę. Wierzę w to z całego serca. Przepraszam Was. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy." Kiedy przeczytałam list byłam pewna, że za kilka dni wróci. Ale nie wracała. Ojciec nie przejął się tym zbytnio i dalej spotykał się z Tereską, Zosią czy inną Mariolą. Wtedy zrozumieliśmy dlaczego odeszła. Strasznie musiało być wracać każdego dnia do domu w którym nikt na nią nie czekał. Gotować mężczyźnie który nie zwracał na nią uwagi. Spać w półpustym łóżku i każdego dnia widzieć się coraz chudszą i chudszą. Brakowało nam jej. Jednak widząc to wszystko łatwiej było jej nie obwiniać. Minęły dwa miesiące nim życie zaczęło znowu biec swoim zwyczajnym torem. Jednak cały czas dźwięk dzwonka przyprawiał mnie o szybsze bicie serca, a w okno patrzyłam z nadzieją, że w końcu dostrzegę ją wracającą powoli z zakupami. Nie mogłam też przestać myśleć o mamie. Czy była szczęśliwa tam dokąd poszła? Czy miała tam kogoś? Czy tęskniła za nami? Dopiero wtedy pewne rzeczy zaczęły do mnie docierać. Mama nigdy nie mówiła o sobie. Nie wiedziałam czy w dzieciństwie miała przyjaciółki, jak poznała ojca, jak miała w domu. Zdawało się że mamy historia rozpoczynała się dopiero gdy urodziła mnie. Tak daleko sięgały jej wspomnienia, dalej była tylko pustka. Im dłużej o tym myślałam tym bardziej byłam pewna, że wróciła do kogoś z kim była w przeszłości.... Wszystkim przyjaciołom i znajomym powiedzieliśmy, że wyjechała do Katowic zajmować się swoją chorą kuzynką. Ludzie nie wypytywali. Była pielęgniarką więc wszystko wydawało sie możliwe. Zresztą jak dowiedziałam się później na tydzień przed odejściem wzięła 2 lata bezpłatnego urlopu co sugerowało, że jednak zaplanowała swój wyjazd. Nie była to więc kwestia impulsu... Tylko raz zdarzyło mi się wygadać przed przyjaciółką. Rachela dużo wypytywała o mamę. Zawsze miała z nią świetny kontakt i często gdy mnie nie było wpadała by pogadać z nią chwilę i sprawdzić co u niej. Wiedziała o mamie dużo więcej niż ja. Rachela była pięć lat starsza. To ona podsunęła mi pomysł by przeszukać szafki mamy. Pomogła mi nawet w poszukiwaniach i sama znalazła pakuneczek z grubym, pokrytym niebieską tekturą zeszytem. Nie byłam do końca przekonana czy powinnam go przeczytać- w końcu mama nie dała mi go tylko schowała,ale skoro był to jej pamiętnik dlaczego nie wzięła go ze sobą? "Masz prawo wiedzieć jaka była" powiedziała Rachela i przecięła niebieską tasiemkę którą przewiązany był zeszyt. Pamiętnik pochodził z przed 25 lat. I to czego się dowiedziałam postawiło pod ogromnym znakiem zapytania cały obraz mamy jaki zbudowałam przez 23 lata mojego życia. Czytałam przez dwa dni bez ustanku. Nie poszłam spać, nie stawiłam się na uczelni, po prostu siedziałam i czytałam. Chciałam poznać kobietę która dała mi życie, wychowała mnie i tak nagle zniknęła z mojego życia. To było jak przedziwna powieść, od której nie dało się oderwać, w pewnym momencie zaczęłam się nawet zastanawiać czy to wszystko nie jest zmyślone,może to jakieś jej próby literackie-myślałam. Ale to była prawda. Gdy miała siedemnaście lat zakochała sie w swojej najlepszej przyjaciółce i przez kolejny rok regularnie z nią sypiała. Kochała ją bardzo, kochały się na wzajem,ale wiedziały że w tamtym świecie nie było dla nich miejsca i starały się ułożyć sobie życie inaczej. Były z różnymi facetami, ale ostatecznie zawsze kończyły w swoich ramionach i na prawdę nie wiedziały co zrobić z życiem. Aż któregoś dnia Anna zginęła w wypadku. Mama przez kolejny rok nie mogła wyjść z depresji. W końcu spotkała Krzysztofa(jak pisała o tacie). Wtedy też postanowiła sobie, że zawsze będzie mu wierna. Nie wiedząc jeszcze, że to on będzie ją notorycznie zdradzał. Nie znałam tej mamy. Nigdy w życiu nie podejrzewałam jej o to. Zawsze chodziła do kościoła, zachowywała się taktownie i według norm, zawsze była dla mnie wzorem, nie przeklinała i nie złościła się, była tak spokojna, że czasem aż było to denerwujące. Nagle okazuje się, że miała tak nietypową przygodę. Nie ,nie przygodę. Życie, światopogląd. Ojciec już gdy byliśmy mali zasadził w nas zaszczepki homofobii, za pewne dlatego iż znał przeszłość mamy. Nie byłam więc w stanie zrozumieć jej życia ani tego co w tamtym czasie czuła, jednak dotarło do mnie, że być może mama znalazła jakąś kobietę i to z nią wyjechała. Dlatego właśnie musiała wyjechać.... Po piętnastu miesiącach znalazłam w skrzynce list od mamy. Nosił stempel poczty z Londynu, nie było jednak adresu zwrotnego. Pisała, że pracuje w zawodzie, że tęskni i że jest szczęśliwa. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że być może mama jest z Rachelą- Rachela dwa miesiące przed zniknięciem mamy wyjechała na stypendium naukowe do Londynu. Poza tym w naszych mailach zawsze gdy schodziło na temat mamy twierdziła,że na pewno wszystko jest z nią w porządku i bez wątpienia znowu się spotkamy. Skąd ta pewność? Na początku myślałam, że próbuje mnie w ten sposób pocieszyć. W końcu jednak doszłam do wniosku, że pisała to co wiedziała. Wiedziała bo widziała mamę codziennie. Jadała z nią śniadania. Spały w jednym łóżku. Teraz to dla Racheli mama gotowała swoje owiane sławą doskonałe obiady.. Napisałam do niej, zapytałam o to. Nie zaprzeczyła. Nie chciałam więcej pisać, nie chciałam jej znać. Czułam, że ukradła mi ukochaną osobę. Nie chciałam też widzieć mamy. Miałam jej za złe, że opuściła nas by być z moją dawną przyjaciółką... Tego dnia gdy Beata opuściła męża i dzieci wstała o szóstej rano. Wyjęła z szafy spakowaną walizkę. Schowała pamiętnik tak by nikt kto nie wiedział gdzie jest ukryty nie mógł go odnaleźć. Dokończyła list do dzieci. Wypiła kawę na swoim zwykłym miejscu w kuchni i wyszła. Było chłodno. Słońce odbijało się w kroplach rosy. Spojrzała na ukochany ogród o który dbała całymi latami. Przez chwile pomyślała nawet żeby jednak zostać. Ale podjęła już decyzję. Podjęła ją rok temu gdy pierwszy raz zdradziła swojego męża. Nie chciała zostawiać dzieci, ale wiedziała, że gdyby odeszła od męża i oświadczyła im, że jest z Rachelą same by ją zostawiły. Nie zrozumiałyby tego. Nie zrozumiałyby jak bardzo się dusiła, jak bardzo nie chciała żyć. Marek i Marta nie wiedzieli o jej uzależnieniu od leków antydepresyjnych. Nie wiedzieli jak traktował ją mąż. Nie wiedzieli jak bardzo zranił jej uczucia i jaką męczarnią było życie z nim. Gdyby nie Rachela pewnie w tym momencie już by nie żyła. Wzięłaby w końcu te wszystkie tabletki które trzymała w szafce przy łóżku i już nigdy nie otworzyłaby oczu. Ale właśnie w dniu w którym jej zamiar wydawał jej się całkiem możliwy do zrealizowania Marta przyprowadziła do domu przyjaciółkę. Nigdy nie zapomni tego jak Rachela patrząc na nią z podziwem powiedziała do Marty" Kurde, twoja siostra zajebiście wygląda" po chwili zwracając się do niej zapytała" jak ty to robisz że jesteś taka szczupła? O urodę nie pytam - to pewnie po matce?." "To moja mama, kretynko!" zawołała Marta śmiejąc się. "A to przepraszam mamo Marty. Nie mniej jednak podtrzymuję to co powiedziałam, tylko zmieniam zajebiście na bardzo ładnie, żeby nie było wulgarnie" "Zamiast mamo Marty może być po prostu Beata". Te słowa trwale poprawiły jej humor. Była głodna jakichkolwiek komplementów. Od tak dawna ich nie słyszała. I tak było ciągle, Rachela często przychodziła do jej córki i zawsze wtedy ją adorowała, choć z boku nie wyglądało to w ten sposób. Zawsze zauważała coś nowego co jej się podobało i rzucała jakiś komplement. Doceniała ją jak nikt inny. Nic więc dziwnego, że spragniona czułości Beata w końcu zaczęła o niej więcej myśleć. Cały czas jednak powstrzymywała ją od wszelkiego działania myśl, że była od niej 14 lat starsza. Któregoś dnia Rachela przyszła by jak zwykle spotkać się z jej córką, jednak Marta utknęła w korku. Beata zaproponowała jej więc herbatę. Siedziały w kuchni i rozmawiały gdy nagle Rachela otwarcie zapytała "Nie jesteś z nim szczęśliwa, prawda?" "Z moim mężem? Dlaczego?" powiedziała jak w transie. "Od dawna ze sobą nie sypiacie, on ugania się za młodymi dupami nie widząc jaki skarb ma pod nosem, Ty nie możesz już znieść jego widoku... Co robisz, żeby się od tego oderwać?" "Ty.. skąd Ty w ogóle to wiesz? Skąd takie wnioski?" "A nie jest to prawda?" "Jest, ale..." "Przepraszam, może nie powinnam poruszać tego tematu, to wścibskie i niekulturalne, ale wydawało mi się, że nie masz z kim o tym porozmawiać i dusisz to w sobie." "Tak jest, ale, moja córka Ci o tym powiedziała?" "Przecież ona nic nie wie. Żeby wiedzieć trzeba umieć patrzeć. Jeśli chciałabyś kiedyś pogadać, zawsze możesz do mnie zadzwonić. Przyjdę." Beata nigdy nie dowiedziała się skąd wiedziała to wszystko, po latach doszła do wniosku, że chyba po prostu na prawdę umiała patrzeć głębiej niż inni. Ludzkie serca stały przed nią otworem. Długo zwlekała nim odważyła się zadzwonić. W końcu jednak zrobiła to. Rachela przyszła. Przyniosła jej zerwanego po drodze tulipana. "Słucham Cię a ty mów co zechcesz." powiedziała uśmiechając się. I faktycznie, słuchała. W ciągu trzech godzin wypowiedziała dwa słowa i niekiedy potakująco kiwała głową. To było cudowne- móc komuś powiedzieć o swoich rozterkach i problemach. Beata czuła się tak lekko. Nie rozmawiała tak z nikim od śmierci Anny. Rachel przychodziła coraz częściej. Teraz jednak Beata nie mówiła jej nic o sobie. Ona i tak wiedziała. Rozmawiały o książkach, muzyce, marzeniach. Rachela grała flamenco na gitarze i uczyła Beatę. Przyjaźniły się. Ta przyjaźń pomogła odzyskać jej sens życia. Jednak nie myślała o niej inaczej niż o przyjaciółce. Nie miała odwagi. Bała się rozczarowania. Było wiosenne słoneczne popołudnie. Rachela akurat tego dnia wzięła wolne w pracy. Około dwunastej wpadła na herbatę. Przyniosła ze sobą szwajcarską czekoladę. Wiedziała, że dom był pusty i gdy tylko przekroczyła próg przytuliła ją mocno do siebie i pocałowała. Chciała już się cofnąć i chyba przeprosić za swoje zachowanie ale nim zdążyła to zrobić Beata chwyciła ją za krawat i pocałowała. Cudownie było znowu się z kimś całować, cudownie było czuć tę bliskość. Nagle cały wulkan emocji jakie w sobie nosiła wybuchł ogromną namiętnością. Stały tak długo tuląc się do siebie i całując. Potem jak gdyby nic się nie stało wypiły herbatę i pożegnały się. Jednak od tego momentu nic już nie było takie samo. Ich przyjacielska znajomość zmieniła się w romans który trzeba było ukrywać przed wszystkimi.Romans przerodził się w miłość, miłość skłoniła ją do opuszczenia rodziny... Beata jechała pociągiem do Warszawy. stąd miała samolot do Londynu. To był jej pierwszy lot, nigdy wcześniej nie latała gdyż panicznie bała się wysokości. Tym razem jednak lęk dał o sobie znać tylko na chwilę, po czym zupełnie ustąpił. Czuła, że właśnie zaczęła nowe życie- życie w którym wszystko było możliwe. Na lotnisku czekała Rachel. Jak zawsze niedbale elegancka i szarmancka. Trzymała w ręku bukiet róż. "Cieszę się, że w końcu Cię widzę. Jak się czujesz?" "Sama nie wiem. Tęsknię, ale cieszę się, że mogę być z tobą. Poza tym cholernie się boję." Rachela nie powiedziała nic tylko mocno przytuliła ją. "chodź, pojedziemy do mieszkania, zrobiłam nam obiad.". Po obiedzie długo się kochały, po raz pierwszy bez strachu, że ktoś je usłyszy czy zobaczy. "Jesteś moją boginią, kocham każdy fragment Twojej skóry, a najbardziej ten pieprzyk przy ustach.Cieszę się, że tu jesteś." Beata też się cieszyła, ale nie umiała tego wypowiedzieć. Cały czas czuła w sercu ogromną tęsknotę. W końcu zasnęła w ramionach ukochanej kobiety. Gdy się ocknęła po raz pierwszy od wielu lat czuła się bezpiecznie i dobrze"kocham Cię, wiesz?" powiedziała cicho. Rachela spała,nie słyszała jej słów. Ojciec znalazł sobie nową kobietę. Teresa wprowadziła się do domu na miejsce mamy. Zajęła jej szafę, dostała wszystkie sukienki mamy. Oczywiście były na nią za ciasne, bo rzadko kto mógł dorównać mamie figurą. Dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo ojciec musiał jej nie kochać. Skończony palant. Kto daje kochance ubrania po żonie? Wtedy też postanowiłam odezwać się do niej. To było dwa lata po tym jak zniknęła, Poprosiłam ją o spotkanie. Nie odmówiła. Przyleciała do Warszawy i tam przenocowałam ją w akademiku. Była zupełnie inna. Uśmiechnięta i jakby młodsza, poza tym w końcu nauczyła się mówić cokolwiek o sobie.Widziałam, że jest szczęśliwa... Dwa lata później mama wróciła do Polski. Wrócił razem z Rachelą. kupiły dwupokojowe mieszkanko w centrum Poznania. Teraz mam do niej 40 kilometrów. Często odwiedzam ją z mężem i synkiem, jednak z Rachelą nadal nie umiem rozmawiać. Dlatego zwykle gdy mam przyjechać Rachela znika gdzieś i nie pojawia się aż do mojego odjazdu. Mój brat bywa u mamy dwa razy w roku. Choć akceptuje jej decyzję, nie chce odwiedzać jej częściej. Myślę, że po prostu boi się ponownie przywiązać, by nie cierpieć po raz kolejny gdy odejdzie. Tym razem już na zawsze i wcale nie z własnej woli... Ojciec próbował nastawić mnie przeciwko mamie. Chciał bym pomogła mu wygrać sprawę rozwodową. "Nie dość, że mnie zostawiła to jeszcze dla jakiejś głupiej siksy! Pomyśl jak ja wyglądam w oczach innych ludzi!" argumentował .Nie pomogłam mu. Nie uważam, żeby był pokrzywdzony przez mamę. Jeśli ktokolwiek ucierpiał na jej decyzji to tylko ja i mój brat. Z czasem zrozumiałam, że to jej kilkuletnie zniknięcie nie było spowodowane brakiem miłości do nas. Po prostu wybrała swoje szczęście. Przecież miała do tego prawo.
  11. Zdaje się że nie rozumiecie dwoistości tego wiersza,oraz jego prawdziwej treści.Szkoda.Tłumaczyć nie będę, po wypowiedziach widzę że nie ma sensu.Dodam tylko, że ten wiersz nie był przejawem ignorancji czy braku szacunku.Ale może to zbyt ciężkie do zrozumienia.To są właśnie moje kolana i głowa pochylona z żalu.Może inaczej niż wasze,ale jednak. Andrzeju.Właśnie chodzi o tę naiwność to chciałam pokazać.Że człowiek myśli,że decyduje a tak na prawdę wcale nie decyduje bo ktoś już podyktował mu jego zachowanie.Mówicie, że to nie prawdziwe? Jednak wielu ludzi postępowało podobnie. Trując się czy wieszając z powodu tej ogeomnej presji psychicznej jaką stwarzała wojna.Tu jest haczyk.Oto co może stać się z ludzką psychiką pod wpływem chronicznego strachu.A jeśli chodzi o emocje których tutaj według was nie oddałam: Po kilku miesiącach głodu i ciężkiej pracy nie jeden człowiek zapomina o emocjach, myśli tylko o tym co zjeść i co zrobić by skończyło się to cierpienie. To nie raz doprowadza ludzi do szaleństwa. A ostatnia zwrotka mówi o tym,że bohater utworu zdaje sobie sprawę z tego że pomimo całego okrucieństwa jakiego doświadczył bez żadnej winy nie będzie mu dany nawet godny pochówek.
  12. Eli, Eli, lema sabachthani? W tłumie jednakim odziany strojem idę bez zgody Keresu szukam Pragnę afazji atrofii zmysów bezmyślenia Sam będę decydować o sobie. Kresu mych dni nie wyznaczy faszysta. Nawet jeśli śmierć ma przyjść za jego sprawą.. Nie umrę zdławiony duszącym gazem. Wybiegam przed szerg. Pomyślą "szaleniec" lecz kulę dostaję na własne żądanie. Tyle choć leży w moim wyborze skoro i tak wiem lepiej niż dobrze,że: Spalony - strącony z zenitu - Nawet nie dostąpię zaszczytu Imię szalone by nosiła Moje - ta otchłań, ta mogiła.
  13. Zastanawiam się czy wyrzzucić ostatnią zwrotkę? Proszę wszystkich życzliwych o pomoc:)
  14. Może jest mi pisane leżeć przy Tobie jak szprotka w oleju... Niekoniecznie w doborowym towarzystwie. Skazana na zjedzenie lub popsucie. Życie mój miły i więcej nic. Upchnięci, zmuszeni do siebie.. Jak cegły w ścianie.. Widzisz, ich też nikt nie pytał... Tulą się pomimo awersji. Według architektonicznego planu. Czasem chcemy mieć choć tyle z Boga by ustawić słoiki w spiżarce według własnego widzi mi się.
  15. "Żyć ze sobą" Papieros w połowie wypalony. Tyle jeszcze zostało słodkiej truciny... Tyle jeszcze mogłabym popsuć w Tobie. Tak zawrócić w głowie. Tyle krwi upuścić. Zastanów się miły... Rozstroimy sobie nerwy. Powbijamy szpilki. Nadepniemy na odciski. Propozycja warta jest przemyślenia. Reguły jasne jak w intercyzie. Z każdą byłoby tak samo... Miłość tu nie ma nic do gadania. Żyć ze sobą tyle właśnie znaczy. Plus czasem zjeść śniadanie w łóżku -w ramach rekompensaty.
  16. Drogi Ninjo! Przeczytałam Twoje komentarze pod utworami innych autorów. Czy masz jakieś problemy ze sobą, z potencją czy erekcją? Po Twoich wypowiedziach wnoszę że pozom frustracji sięgnął znitu. Cóż więc jest tego przyczyną? Może warto byłoby zacząć wypowiadać się jak kulturalny człowiek? Zachęcam do przemyśleń i pracy nad sobą. Naisir
  17. ***1*** Każdy chyba choć raz w życiu spotkał nauczyciela który budził w nim strach.Nawet jeśli nie krzyczał, nie znęcał się, nie upokarzał przed całą klasą.Są po prostu takie osoby które jednym chłodnym spojrzeniem potrafią sprawić, że żołądek przestaje pracować a skóra na policzkach pokrywa się bielą.Na ogół jednak są to tylko przykre wspomnienia z dzieciństwa, gdy nauczyciel zdaje się mieć władzę stanowiącą o życiu lub śmierci... Ona w żadnym wypadku nie była taką nauczycielką. Nigdy nie chciała taka być. Pamięta, że w szkole gnębiła ją kobieta od fizyki. Przeżyła to ciężko. I tak zawsze była nieśmiała, a gdy tamta publicznie naśmiewała się z niej czuła jakby miała zapaść się pod ziemię i zginąć stopiona przez gorącą namagnetyzowaną magmę wypełniającą jej wnętrze. Było to jednak bardzo dawno temu. Od tamtego czasu zdążyła nabrać pewności siebie i tylko niekiedy w jej spojrzeniu widać było wrodzoną nieśmiałość. Studia ukończyła z doskonałym wynikiem, wiedziała że Einsteinem nigdy nie będzie, bo nie miała głowy do przedmiotów ścisłych, ale w tym co robiła była na prawdę dobra. Doskonale pamięta swój pierwszy dzień jako wykładowca. Czuła wtedy, że widmo nauczycielki od fizyki zostało pokonane, a ona w końcu miała uczucie że jest kimś,że coś w życiu osiągnęła. Czasem gdy nudziła się podczas testów zastanawiała się jak odbierają ją studenci. Nigdy nie była klasyczną pięknością. Nie myślała więc by którykolwiek z nich mógł patrzeć na nią z pożądaniem. Była ładna, ale wtedy jeszcze tego nie wiedziała... Umawiała się wtedy z Markiem- jej pierwszym i ostatnim facetem "na poważnie". Był całkiem przystojny i w gruncie rzeczy nie był wcale złym człowiekiem. Uczciwy i opanowany. Miał wobec niej pewne plany. Mogła za niego wyjść i mieć teraz dwójkę dzieci... Ale wtedy właśnie w jej życiu niespodziewanie pojawiła się ona. Z ciepłymi brązowymi oczami i uśmiechem którego znaczenia nigdy nie mogła zrozumieć. Jeszcze nie wiedziała, że mogłaby być z kobietą. Mając 17 lat przespała się po pijaku z koleżanką, jednak zdarzyło się to tylko raz. Nie zawstanawiała się nawet nad tym czy znaczyło to dla niej cokolwiek czy nie. Wyparła całe zdarzenie z pamięci, bo chciała normalnie żyć. Jednak gdy patrzyła w jej oczy i słuchała setek cudownych słów płynących z jej ust, które jak jej się na początku zdawało nie mogły być o niej, powoli zaczęła się zakochiwać. Zostawiła Marka, bo mimo tego, że nie zdąrzyła jeszcze zrobić nic złego wiedziała, że w końcu go zdradzi. Uświadomiła sobie, że niańczenie jego dzieci i życie w świecie w którym czuła swoją przeciętność nie jest szczytem jej ambicji. Sarah dawała jej spełnienie. I to początkowo wcale nie w sensie fizycznym, bo pierwszy raz pocałowała ją dopiero po roku znajomości. Chodziło tu o poczucie własnej wartości jakie w niej zbudowała. O to, że nauczyła ją marzyć. Ich relacja rozwijała się bardzo powoli by wybuchnąć nagle i gwałtownie. Tak, to 1,5 roku z Sarah było niewątpliwie najpiękniejszym czasem w jej życiu. Bardzo długo nie mogła zrozumieć dlaczego przestraszyła się tego związku. Może nie chciała ujawniać się przed bratem i rodzicami, może nie chciała problemów. Tak czy inaczej odrzuciła propozycje wspólnego mieszkania i wszystko się posypało. Sarah chciała czegoś prawdziwego, ona nie była w stanie jej tego dać... ***2*** Dwa lata później sama przyznała się rodzicom do swojej orientacji. I to nie dlatego, że z kimś była. Po prostu nie chciała już żyć w zakłamaniu. Miała dosyć wypytywania matki dlaczego nie chce wrócić do Marka. Od tego czasu wszystko się zmieniło, była kimś zupełnie innym. Na ogół dosyć pewna siebie, uśmiechnięta, zaangażowana w zmienianie otaczającej jej rzeczywistości. Typ społecznika który potrzebował jednak swojej samotni. Wtedy wszystko wyglądało inaczej. Kilku studentów nawet usiłowało się z nią umówić. Odmówiła stwierdzając, że to niewłaściwe. Tak naprawdę po prostu nie była zainteresowana facetami, a wiedziała, że w tym kraju żadna studentka nie odważy się wyjść z inicjatywą. Ona sama też nie rozglądała się za studentkami- nie chciała zakończyć swojej kariery kilkuletnią odsiadką w więzieniu za molestowanie. Czasem wybierała jedną z pośród wszystkich studentek i przyglądła się jej na każdych zajęciach, ciekawa po prostu jaką jest osobą... Tego dnia weszła z pośpiechem do sali. Trochę zaspała, w dodatku jej kot nie czuł się najlepiej i musiała zawieść go do weterynarza. Porannego papierosa wypaliła biegnąc na przystanek. Usiadła przy biurku. Nim wszyscy zajęli swe miejsca zdążyła nieco ochłonąć. Jak co roku zaczynając zajęcia z nową grupą wstała i przedstawiła się. Nigdy nie lubiła mówić do dużej grupy ludzi. Nie miała z tym co prawda specjalnych problemów, jednak sama wizja mówienia do tłumu kojarzyła jej z jakąś żałosną komedią. Na zajęciach organizacyjnych i tak nikt nigdy nie słucha. Daremny trud. Nie lubiła się trudzić na darmo, zawsze musiała widzieć efekty wszystkiego co robiła. Powiedziała więc co należało powiedzieć i usiadła za biurkiem. Nie miała nawet ochoty specjalnie rozglądać się po sali lecz nagle kątem oka dostrzegła, że ktoś na nią patrzy... Te niebieskie oczy wpatrywały się w nią długo i przenikliwie. Były takie dziwne, takie inne niż wszystkie. Przez chwilę czuła się jak zahipnotyzowana. W końcu ocknęła się. Spojrzała jeszcze raz na niebieskie oczy, jednak teraz patrzyły w zupełnie inną stronę. - pewnie zdawało mi się- pomyślała. Alicja oparła głowę o ręce i próbowała się zdrzemnąć. Tej nocy jakoś nie mogła spać. Obudziła się o 5 rano i przeleżała trzy godziny gapiąc się w sufit. Teraz zmęczenie dawało o sobie znać. Nigdy nie miała problemów z angielskim więc mogła pozwolić sobie na chwilę drzemki podczas pierwszych zajęć. Siedząc w przedostatnim rzędzie nie widziała dokładnie jak wygląda anglistka, zresztą nawet nie zdążyła spojrzeć jeszcze w jej stronę. W tym momencie chwila snu była jedynym jej pragnieniem. Podparła głowę dłońmi. W sali zapanowała kompletna cisza. Wszyscy już zajęli swoje miejsca. Alicja która już trwała w półśnie nagle ocknęła się. Głos anglistki roznosił się po auli. Jego barwa była tak ciepła i przyjemna, że chciałoby się go słuchać godzinami. W dodatku ten nienaganny akcent. Kobieta skończyła mówić i siadła przy biurku. Alicja podniosła głowę i zaczęła wpatrywać się w nią z zainteresowaniem. Miała w sobie coś nieprzeciętnego. Choć pod czarną koszulą rysował się niewielki brzuszek, a makijaż pokrywający jej twarz był ewidentnie za mocny było widać, że jest ładna. Alicja przesunęła wzrokiem po konturze jej ust. Potem długo wpatrywała się w jej oczy, by rozróżnić ich kolor. Nagle zauważyła, że nauczycielka przygląda jej się z zainteresowaniem. Odwróciła szybko wzrok i utkwiła go stojącej na parapecie paprotce. ***3*** Alicja leżała w łóżku gapiąc się w sufit. Znowu nie mogła zasnąć, tym razem jednak wiedziała dlaczego. Myślała o kobiecie, która w dziwny sposób stała się dla niej nagle kimś więcej niż tylko nauczycielką. W jej umyśle powstawały setki spekulacji na temat tajemniczej anglistki. Wiedziała o niej tylko tyle, że była na prawdę ładna, w nieprzeciętny i nie do końca oczywisty sposób. Jej ciemne, lekko potargane włosy opadały na niezbyt szerokie ramiona. Nie była wysoka, nie była idealnie szczupła, miała jednak cudowny głos i piękne oczy... No właśnie tylko jakiego one były koloru? Napewno ciemne, ale właściwego odcienia Alicja nie była w stanie określić. - Chyba mnie do reszty popieprzyło - pomyślała jeszcze tylko przymykając powieki i odtwarzając w pamięci całą postać anglistki. Po chwili usnęła. Śniło jej się, że z niewiadomych przyczyn nauczycielka stała wraz z grupą studentów czekając przed aulą na wykład, zupełnie tak jakby była jedną z nich. Alicja podeszła i uśmichnęła się. - Jesteś tu nowa? - zapytała. Kobieta pokiwała twierdząco głową, była jakaś dziwnie nieśmiała. Alicja chciała powiedzieć coś jeszcze, nie ważne co, cokolwiek, byleby słyszeć jej głos. Wyciągnęła lekko rękę w jej kierunku by przedstawić się. Jednak w tym momencie po raz kolejny zadzwonił budzik. Zegarek wskazywał 8:30. Znowu zaspała na pierwsze zajęcia. Justyna wróciła do domu bardzo późno, gdy kładła się spać dochodziła 4 rano. Była trochę wstawiona. Kilka godzin temu została wybrana przewodniczącą komitetu organizacyjnego wielkiej imprezy, która miała się odbyć za kilka miesięcy. To była dla niej ogromna szansa. Zawsze była aktywna społecznie, jednak 1,5 roku bycia z Sarah dodatkowo wzmogło jej aktywność. Teraz brała udział w dziesiątkach akcji organizowanych na terenie jej miasta oraz całego kraju. Była osobą która miała swoją wizję pięknego, dobrego i tolerancyjnego świata. Wszyskimi swoimi działaniami próbowała uczynić ją bardziej rzeczywistą. Położyła się na łóżku w ubraniu, chciała za chwilę wstać i należycie naszykować sie do snu. Jednak sen przyszedł znacznie szybciej niż się spodziewała. Śniły jej się niebieskie oczy. Przenikliwie wpatrujące się w nią, głęboikie i nieco zuchwałe, zupełnie jakby wszystko o niej wiedziały. Czuła, że zarazem wstydzi się tego spojrzenia i pożąda go. Potem była już tylko ciemność. ***4*** Cztery dni później w auli przy ulicy Mickiewicza została zorganizowana konferencja na temat dyskryminacji kobiet. Wielkie, pompatyczne, nagłośnione przez media wydarzenie. Katarzyna przyjechała parę godzin przed konferencją. Była umówiona z Justyną na obiad. Katarzyna nie była zwykłym śmiertelnikiem. Sama alabastrowa skóra świadczyła o jej niezwykłości. Długie, rude włosy spadały kaskadą na niezwykle szczupłe ramiona. Tęczówki koloru jasno-piwnego otaczała wyrazista czarna obwódka. Gesty, sposób mówienia oraz awangardowy strój świadczyły o ogromnej pewności siebie. Taka też była - pewna siebie do granic możliwości. Wszędzie gdzie się pojawiła budziła kontrowersje. Feministki i homoseksualiści uwielbiali ją. Prawicowe i religijne organizacje najchętniej zarganizowałyby jej publiczny lincz a zwłoki spalonoby dla przykładu na stosie usypanym z jej własnych książek. Katarzyna prócz niesamowitej urody została obdarzona niezwykłym talentem - doskonale potrafiła ubrać w słowa otaczającą ja rzeczywistość. Dzięki swoim kontrowersyjnym, feministycznym poglądom zyskała bardzo pokaźne grono czytelników na całym świecie. Była spełniona zawodowo. Nigdy jednak tak na prawdę nikogo nie kochała. Kiedy poznała Justynę poczuła się dziwnie. Wiedziała, że musi ją zdobyć. Było to jednak niełatwe. Raz nawet udało jej się zaciągnąć pijaną Justynę do łóżka, jednak odzyskawszy trzeźwość umysłu ofiara uznała całą sytuację za jednorazową i niestosowną. To sprawiło, że Katarzyna jeszcze bardziej jej pragnęła. Za każdym razem gdy przyjeżdżała do Płonienina zapraszała Justynę na ekskluzywny obiad, lub do Teatru czy Filharmoni. Nigdy do kina - nieznosiła popkultury. Katarzyna czekała przy stoliku na Justynę. Była za trzy druga. Punktualnie o drugiej do restauracji weszła Justyna. Jak zwykle ubrana na czarno. Pachniała mieszanką drogich perfum i papierosów. Prawą ręką starła się ułożyć potargane przez wiatr włosy. Podeszła do stolika. Katarzyna powstała i pocałowała ją w rękę, po czym odsunęła krzesło na którym miała usiąść Justyna. Zachowywała się jak mężczyzna. To był jej sposób podrywania. Kiedy usiadły wyjęła z leżacej na stoliku foli niewielką czerwoną różę i wręczyła ją Justynie. Cały czas wierzyła, że jakimś cudem zdobędzie jej względy. Justyna czuła, że powoli zaczyna mieć tego dosyć. Katarzyna była atrakcyjna, czarująca, świetna w łóżku. To wszystko była prawda. Jednak jej choleryczne usposobienie, despotyczny charakter i wybójała pewność siebie sprawiały że Justyna żadnym wypadku niebyłaby w stanie z nią żyć. Straciłaby wtedy całą pewność siebie i pozwoliłaby apodyktycznej partnerce sobą kierować. Dlatego trzymała należyty dystans. Irytował ją fakt, że pisarka stara się ją uwieść. Mimo wszystko spotykała sie z nią od czasu do czasu, bo zawsze podobały jej się rozmowy z Katarzyną. Obiad skończyły późno, więc aby dojechać na czas na konferencję, musiały złamać niemal wszystkie przepisy ruchu drogowego. Naszczęście nikt po drodze ich nie przyłapał. Po konferencji Katarzyna odwiozła Justynę do mieszkania. Rozmawiały jeszcze przez chwilę w samochodzie. Nagle Justyna poczuła jej rękę na swoim kolanie. Dotykała tak delikatnie, zmysłowo, lekko przesuwając paznokciami po jej spodniach. Ciężko było się temu oprzeć, szczególnie gdy od trzech miesięcy z nikim się nie spało. Justyna wzięła głęboki oddech. Chciała powiedzieć, że musi już iść jednak w tej samej chwili Katarzyna zaskoczyła ją pocałunkiem. Całowały się przez chwilę, aż przyszło opamiętanie. Justyna otworzyła drzwi samochodu i przerwała pocałunek. - Dobranoc - powiedziała oschle. ***5*** Dzień przed kolejnymi zajęciami z angielskiego Alicja spotkała się z Maćkiem. Spojrzała na niego. W swojej czerwonej kurtce i luźnych spodniach wyglądał śiesznie. - Jak to możliwe, że byłam z nim całe dwa lata? - zapytała samej siebie z niedowierzaniem. Maciek był dwa lata starszy. Nigdy nie przejawiał specjalnych ambicji. Studiował ekonomie - bo coś w końcu należało studiować. W głębi serca cały czas robił sobie nadzieje, że Alicja do niego wróci. Właściwie sam to wszystko zniszczył gdy zaczął łykać dropsy. Alicja prosiła by sie opamiętał. On jednak przez pół roku nie był w stanie nic z tym zrobić. W końcu zrezygnowana odeszła. Teraz Maciek nie brał już piąty miesiąc i myślał, że wszystko może wrócić do poprzedniego stanu rzeczy. Tak na prawdę jednak nie było na to szans. Alicja czuła, że zawiodła się na facetach i na początku chciała być do końca życia sama. Potem jednak zorientowała się, że podobają jej się kobiety. Miała za sobą niedawno zakończony, przelotny związek z kobietą. Piękną i zmysłową, ale wyjątkowo niewierną. Już gdy była nastolatką zdarzało jej się oglądać za damskimi tyłkami. Ale wtedy jeszcze nie dopuszczała tego do siebie. Poza tym był Maciek i z nieznanych sobie dotąd przyczyn, bardzo go kochała. Spotkali się, wypili piwo i pogadali trochę. Alicji udało się zachowywać tak zniechęcająco, że Maciek nawet nie próbował jej pocałować na pożegnanie. Wróciła do domu i spojrzała na plan zajęć by spakować do torby niezbędne na następny dzień podręczniki. O 16 miała angielski. Mimowolnie zaczęła myśleć o pani magister... Zobaczyła ją jak szła na zajęcia z magnetofonem i kluczami. Miała nawet podejść i zapytać czy jej nie pomóc, jednak ktoś już ją uprzedził. Weszła do auli. Tym razem nie usiadła już w przedostatnim rzędzie. Siadła znacznie bliżej, ale nie za blisko, tak by móc w spokoju poobserwować. Teraz dopiero ujżała jakiego koloru są jej oczy. Były brązowo-zielone. Jakoś nigdy specjalnie nie podobało jej się to połączęnie,ale w przypadku Pani Magister wyglądały cudownie. Alicja patrzyła na nią całe zajęcia bez opanowania. Z pewnością zrobiła z siebie idiotkę. Nauczycielka patrząc na nią na pewno śmiała się w duchu, że albo jest zjarana albo nawiedzona, że tak gapi się bezustanku w jeden punkt.A może ślepa? Pomyślała o tym i zaczęła się śmiać sama do siebie. -Teraz dojdzie jeszcze choroba psychiczna.- skwitowała samą siebie w myślach. ***6*** Kiedy zajęcia dobiegły końca Katarzyna czekała na Justynę pod aulą.Trzymała w dłoniach ogromny bukiet kwiatów. Tak, Katarzyna zawsze pamiętała o każdej okazji przy której mogłaby w naturalny sposób wycałować ją lub obdarować czymś. Na ogół śmieszyło ją to. Dziś jednak wydało się być całkiem miłe. Pomyślała nawet, że może zaprosi ją na drinka. Wyszły z budynku i poszły do samochodu Katarzyny. Tam Katarzyna wyszeptała -Wszyskiego najlepszego.- i podała jej mały pakuneczek w którym był złoty pierścionek. Po chwili zaczęła ją całować. -Dziś już chyba w końcu jej się nie oprę,tak bardzo chce mi się kochać z kimkolwiek!- pomyślała Justyna. Nagle kątem oka dostrzegła niebieskooką uczennice, która utkwiła w niej swój przeszywający wzrok. Justyna szybko odsunęła się od Katarzyny i ponownie spojrzała w stronę uczennicy. Ta jednak zdążyła już odejść... ***7*** "Ona kogoś ma!Monika wiem,ona na pewno kogoś ma!"żaliła się Alicja."Siedziała w samchodzie z jakąś kobietą,całowały się chyba." "Ma albo i nie ma,nie wiadomo,skąd wiesz,że ta kobieta dla niej na prawdę coś znaczy?" "Nie wiem,ale pewnie znaczy skoro przyszła do szkoły z kwiatami." "Napisz list do tej Twojej Magister to dowiesz się jaka jest na prawdę. W końcu zostały Ci dwa ostatnie zajęcia z nią. Na prawdę nic nie ryzykujesz." "Napisałabym gdybym była pewna,że nikogo nie ma" "Dobrze,zatem sprawdzę to dla Ciebie." "Jak?" "Jak James Bond albo agent KGB.Zdaj się na mnie."Powiedziała śmiejąc się. Kiedy znowu się spotkały Alicja zapytała o wyniki jej poszukiwań. "Nie ma nikogo, jestem pewna" "Ale na pewno? Skąd wiesz." "No wiem. Na pewno. A teraz do roboty i pisz ten swój liścik! -Ale nie wiem, może jednak nie, bo w sumie po co? Przecież to będzie dziwne i wogóle jakoś tak nie tego. Jeszcze mnie ze studiów wypieprzą." -Wiedziałam,że tak będzie- Powiedziała podirytowana Monika. -Masz,daj jej to.- powiedziała wyjmując z torebki białą zaklejoną kopertę. -Nie czytaj,nie zaglądaj,po prostu daj jej to i zobaczysz za kilka dni na pewno się do Ciebie odezwie. Tylko daj jej to,proszę! Alicja siedziała na krześle przy biurku i wkładała do torby książki na jutrzejsze zajęcia. Na szafce leżał list. Wzięła go do ręki i zaczęła przyglądać się kopercie. -Więc jesteś niczym "sezamie otwórz się?" chciałabym to zobaczyć.- powiedziała śmiejąc się i wrzuciąła go do kosza. Rano, kiedy chciała już wyjść do szkoły spojrzała na białą kopertę wystającą ze śmietnika. Wyjęła ją. -Przekonamy się- pomyślała. Przez cały zajęcia nie mogła skupić myśli. Dłonie były spocone i drżały, serce waliło jak opętane, ale postanowiła,że wręczy jej ten list i nic już nie było w stanie zmienić jej postanowienia. Zajęcia dobiegły końca. Wszyscy powoli przesuwali się ku drzwiom.Wyjęła kopertę z torby. Kiedy była już 50 centymetrów od biurka miała ochotę uciec. Zamiast tego postawiła nogę do przodu i pomyślała "Teraz albo nigdy". Nie pamięta dokładnie w którym momencie położyła kopertę na stół. Pamięta tylko dwuznaczne spojrzenie Pani Magister i przebiegniętą w rekordowym tępie drogę do łazienki gdzie w końcu ponownie udało jej się złapać oddech. ***8*** To się miało nigdy więcej nie zdarzyć,dlatego oczywiste, że się zdarzyło. Słowa nigdy więcej są najczęściej afiramacją, że "kiedyś na pewno". Justyna leżała po lewej stronie łóżka. Dzień jeszcze nie zdążył się obudzić. Była za piętnaście szósta. Atłasowa kołdra zasłaniała jej nagie piersi. Dłonie trzymała pod głową. Patrzyła w sufit. Zastanawiała się czy nie zapalić papierosa. W końcu jednak zrezygnowała z tego. Alicja nie paliła, więc mogłaby się obudzić, a tego nie chciała. Potrzebowała jeszcze kilkudziesięciu minut na zebranie myśli które zdawały się być tak odległe... Kilka lat temu umówiła się z jedną ze studentek. To nie był do końca jej pomysł. Namówiła ją do tego Sarah. Pisała właśnie jakiś nowy imponujący artykuł o zdradzie. Nie była w stanie do końca oddać odpowiednich emocji ponieważ sama nigdy nie była zdradzana, dlatego namówiła ją by spotkała się z uczennica na randkę. Była młodsza 6 lat, zdeklarowana lesbijka, odważna, nawet trochę bezczelna. Justyna nie lubiła zbytnio tego typu kobiet. Ale Sarah nakłoniła ja do tego. To ona spostrzegła, że Karolina ogląda się za nią, że najwidoczniej na czymś jej zależy. Więc pod naciskiem Sarah któregoś dnia gdy Karolina jak zwykle wychodząc ostatnia z zajęć zagadała do niej Justyna rzuciła jej dwuznaczne spojrzenie i wsunęła do jej kieszeni karteczkę ze swoim numerem telefonu. Zadzwoniła dwie godziny później. Tego samego dnia spotkały się u Justyny w mieszkaniu. Wypiły dwie butelki wina, rozmawiały prawie do rana. Okazało się, że Karolina jest bardzo ciekawą osobą i nie zależy jej wcale na przespaniu się z Justyną. Chciałaby spróbować z nią być, gdyż była nią silnie zafascynowana. Sytuacja była idiotyczna. Kiedy dziewczyna dowiedziała się, że Justyna ma kogoś była bardzo rozczarowana. Podziękowała za wino i poszła do domu. Justynie było cholernie głupio. Jednak z drugiej strony ogromnie się cieszyła, że do niczego nie doszło. Nie umiałaby zdradzić Sarah,nawet na jej własne życzenie, to było wbrew jej zasadom. Przez pewien czas Justyna czuła się bardzo niezręcznie, gdyż musiała widywać Karolinę na zajęciach. Płonęła ze wstydu i starała się na nią nie patrzeć. Po którychś zajęciach Karolina podeszła do jej biurka, powiedziała że ma dziewczynę i nie chce więcej widzieć Justyny tak zakłopotanej, bo w koncu do niczego na szczęście nie doszło. Tak wtedy Justyna z całego serca dziękowała Bogu w którego istnienie tak na prawdę nigdy nie wierzyła. Postanowiła sobie, że nigdy więcej nie umówi się z żadną ze swoich studentek, i na prawdę uparcie w to wierzyła, aż do tamtego dnia gdy chłodne spojrzenie tych wyjątkowych niebieskich oczu przeszyło ją na wylot. Teraz Alicja leżała obok niej pogrążona w sennych marzeniach... ***9*** Alicja nie mogła pozbyć się tego dziwnego uczucia które uderzyło ją gdy tylko otworzyła powieki. Leżała sama w cudzym łóżku. Atłasowa pościel okrywała cześciowo jej nagie ciało. "Co jest do cholery?" pomyślała "czyżbym postanowiła wczoraj, że zaczynam zarabać ciałem?". Nie pamiętała zbyt dokładnie co się wczoraj działo i z kim była. Jedna wielka luka w pamięci. Głowa bolała ją jakby wypiła cysternę wódki. Ubrania i włosy śmiedziały jak nasączone wywarem z tytoniu. "Więc byłam w jakiejś spelunie dla palących, upiłam się i poszłam do łóżka z....kim? Porażka moralna! Upadek wszelkich zasad którym przez całe życie hołdowałam! Idzie się zajebać!".Pocieszało ją tylko to, że nie paliła. Była tego pewna ponieważ nie czuła okropnego pofajkowego smaku w ustach. Wstała z łóżka i wciągnęła na siebie koszulkę. "Zobaczmy więc komu się wczoraj oddałam" mruknęła pod nosem i podeszła do komódki na której stało kilka zdjęć."Coooooo?" powedziała do siebie z ogromnym zdziwieniem. Na zdjęciach była Justyna. Jak zawsze śliczna i elegancka. "To żałosne, spełniło się moje marzenie i nawet nie bardzo to pamiętam!". Jednak po chwili zaczęły powracać urywki wspomnień. Piły wczoraj wino, rozmawiały... Justynę bolały plecy.Ona zaproponowała masaż. Przyjechały tutaj i....chyba robiła jej ten masaż i wtedy Justyna... Ale czy to możliwe? Justyna ją pierwsza pocałowała? Myślenie sprawiało jej tak ogromny problem, że uznała za bezpieczniejsze nie myśleć. "Ale dlaczego do cholery jestem tu sama? Czyżby wczoraj doszło do morderstwa podczas sadomasochistycznego seksu z podduszaniem,który raczej nie miał miejsca ale nigdy nie wiadomo? W koncu byłam pijana,a po pocałunku jest tylko ogromna czarna dziura..." Założyła majtki i spodnie. Wygrzebała telefon z torebki.Miała jeszcze dwie godziny do zajęć. Postanowiła więc zajechać do domu i doprowadzić się do porządku. Tylko jak się stąd wydostać? Na szafce w przedpokoju leżały klucze i mała żółta karteczka. "Przepraszam, ale musiałam wyjść do pracy. Nie chciałam Cię budzić. Czuj się jak u siebie." Alicja wzięła klucze i otworzyła drzwi. Następnie wyszła i zamknęła je. "Co zrobić z tymi kluczmi?" pomyślała "Pod wycieraczkę?". Ale wycieraczki nie było. "Wychodzi na to,że będę musiała oddać je osobiście..." ***10*** Justyna siedziała w pokoju lingwistów. Piła kawę. Zastanawiała się czy Alicja przyjdzie oddać jej klucze, czy odezwie się. W jaki sposób będzie na nią patrzeć? Rano czuła się źle. Wiedziała, że złamała swoje postanowienie. Teraz jednak uczucie to ustąpiło. Zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że to nie był dla niej tylko seks. Była poruszona, zaintrygowana Alicją. Oczarowana jej osobowością, odwagą i urodą. Dawno się tak nie czuła. Tęskniła za jej spojrzeniem, dłońmi delikatnie dotykającymi jej skóry. Wargami rozchylonymi lekko, które całowały tak namiętnie, delikatnie i zmysłowo. Najbardziej jednak brakowało jej spotkania, rozmowy. Nie widząc jej nie mogła ustalić jaki był stosunek Alicji do całej tej sytuacji. Nagle ktoś zapukał. Aż coś w niej podskoczyło gdy usłyszała ten dźwięk. Z ogomną ekscytacją patrzyła na drzwi i powoli ukazujacą się w nich postać...WOŹNEGO? Kiedy Alicja zapukała do gabinetu było już grubo po 17. Justyna skończyła zajęcia 3 godziny temu, jednak cały czas siedziała w pokoju w nadziei, że przyjdzie. W końcu uznała, że to idiotyczne i zaczęła się szykować do wyjścia. Wtedy własnie rozległo się pukanie. "Kto do cholery tym razem?" pomyślała z rezygnacją. "Dzień dobry,mogę?" zapytała Alicja. Jej głos był podszyty niepokojem, niepewnością. Nie wiedziała jak ma się zachowywać. Wolała więc być zbyt oficjalna niż zbyt wylewna. "Przyniosłam Twoje tzn.Pani klucze" Powiedziała podając je Justynie. Ich dłonie otarły o siebie przypadkowo. Spojrzenia spotkały się. Przez moment patrzyły się sobie w oczy tak wnikliwie jakby chciały odczytać z nich całą przeszłość. Justyna przesunęła lekko ręką po jej ramieniu. Zbliżyła usta. Całowała ją z takim uczuciem jakgdyby nie widziały się przez parę miesięcy. Smakowała gumą do żucia i papierosami, ale jakoś nie przeszkadzało to jej. Alicja przytuliła ją do siebie mocno dotykając jej ramion, pleców, pośladków. Chwyciła z tyłu za uda i uniosła lekko do góry sadzając ją na stole. Policzki miała rozpalone, cała drżała z nadmiaru emocji. Justyna zaczęła całować ją po szyi, jednocześnie jej ręce które wcześniej gładziły ją po twarzy zsunęły się na piersi i pieściły je delikatnie, potem na brzuch, w końcu zaczęła dotykać jej kobiecości. Słyszała jak oddech Alicji stawał się coraz szybszy. Studentka rozpinała jej koszulę i całowała namiętnie piersi, początkowo przez stanik, potem rozpięła go i uniosła lekko by móc swobodnie pieścić sutki. Stopniowo schodziła coraz niżej. Język błądził po brzuchu,dłonie dotykały ud. Justyna była tak rozpalona, że nie mogła nawet zaprotestować gdy niezwykle sprawnie zdjęła z niej spodnie. Alicja wodziła językiem po jej kobiecości zakrytej jeszcze majtkami by po chwili zsunąć je lekko i posmakować jej. Narastająca rozkosz sprawiła, że Justyna nie mogła powstrzymać się od krzyku. Zapomniała zupełnie obecnych w budynku osobach. Na szczęście w porę zdążyła otrzeźwieć i gdy rozległo się pukanie do drzwi siedziała już za masywnym dębowym biurkiem w koronkowych czerwonych majtkach i trochę niedopiętej koszuli. Alicja stała z drugiej strony biurka usiłując nadać swojej twarzy naturalny, swobodny wyraz i uczynić ją choć odrobinę mniej czerwoną. Dzrzwi otworzyły się, wkroczył woźny. Nigdy nie czekał aż usłyszy "proszę" zawsze po prostu wchodził. Jako niezbyt utalentowany syn rektora czuł się na uczelni panem i władcą. "Ten, to znaczy, no bo Pani krzyczała, prawda? Wszystko w pożądku?" zapytał jak zwykle nie gramatycznie. "Tak, przepraszam bardzo. Zalałam się gorącą herbatą i po prostu odruchowo krzyknęłam." powiedziała Justyna w sposób tak naturalny i nie wymuszony, że nawet Alicja byłaby wstanie jej uwierzyć. "Ale to ja mogem pomóc jakby coś jeszcze było. Czy już całkiem dobrze, nic nie czeba, na prewno?" powiedział i zaczął zbilżać się w kieruku biurka. Justyna przeraziła się, że zobaczy jej gołe nogi i zacznie coś podejrzewać. "Wszystko w porządku,a teraz proszę niech pan wyjdzie,ponieważ chciałabym dokończyć rozmowę z tą studentką." odpowiedziała tak szybko i tak stanowczo,że nawet tępawy woźny zrozumiał,że jego obecność jest tu conajmniej nie wskazana. "Podpadła, hę?" zapytał przysuwając głowę w stronę Alicji i szczerząc trzy ostatnie zęby w głupawym uśmiechu. "Bardzo" odpowiedziała stanowczo Justyna. Woźny wyszedł. Alicja usłyszawszy brzmnienie tego wyrazu pomyślała, że zachowała się niewłaściwie, dlatego wzięła z podłogi pozostawioną tam wcześniej torbę i powiedziała trochę zmieszanym pytającym głosem "To ja może lepiej już pójdę?". Oczekiwała odpowiedzi jak najbardziej twierdzącej, jakiegoś ganiącego spojrzenia i oziębłych słów. Ale reakcja Justyny była zupełnie odwrotna. "No coś Ty." powiedziała wesoło "Poczekaj chwilę zaraz się spakuję i ubiorę to wyjdziemy razem. Ah, i przepraszam Cię za to "Bardzo" -chciałam być wiarygodna. Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? Może poszłybyśmy gdzieś na kolację i porozmawiały o liście który do mnie napisałaś.Tzn wiem,że ta rozmowa miała miejsce wczoraj,tylko wydaje mi się,że nie wiele z niej pamiętam.Mam nadzieję że nie masz mi tego za złe?Po prostu mam słabą głowę" powiedziała. "Prawdę powiedziawszy ja też mam problem z odtworzeniem w pamięci wczorajszego wieczoru" powiedziała Alicja. "Cóż, najwyraźniej jesteśmy siebie warte!" zaśmiała się Justyna. Po kilku minutach szły razem w stronę samochodu Alicji. Justyna uśmiechnięta i zadowolona,Alicja wciąż nie rozumiejąca co dzieję się między nimi, mimo tego jednak niepomiernie szczęśliwa. ***11*** Około 20 dotarły w końcu na kolację. Alicja była zadowolona, że to Justyna zaproponowała to spotkanie. Znaczyło to tyle, że nie będzie musiała płacić, zresztą i tak nie miałaby z czego. Portfel świecił pustką, pozostało jej jedynie ostatnie 20 złotych na paliwo do domu. Restauracja "Czarny Tulipan" do której zabrała ją Justyna miała jakiś niepowtarzalny urok. Może była to kwestia światła,może wystroju, może jedzenia albo po prostu stanu w jakim się znajdowała. Cały czas nie mogła uwierzyć, że wszystko to dzieje się na prawdę. Bez ustanku zastanawiała się czy jest w stanie zakochać się w Justynie. Co prawda wydawało jej się, że już dawno to nastąpiło, ale ostatnie wydarzenia zmieniały postać rzeczy. Ona kochała Justynę nieosiągalną, Justynę marzenie, jej prywatną fantazję na temat Justyny, kogoś z jej ciałem, głosem, poczuciem humoru, ale czy na pewno ją? Nie była w stanie odnaleźć w sobie jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Postanowiła więc, że zachowa się ostrożnie. "Pij barszczyk i obserwój gości" powtórzyła w myślach i uśmiechnęła się do Justyny. "Co zjesz?" zapytała wykładowczyni patrząc na Alicję. "Nie wiem, może zwykłe spaghetti, tak dobrze niech będzie" "Świetny wybór, podają tutaj na prawdę nie złe. Dla mnie to samo" powiedziała patrząc na przyjmującą zamówienie kelnerkę... "Dobrze, a teraz powiedz mi jak to było z tym listem, bo sama już nie wiem. Wydawało mi się tylko, że jest napisany nie Twoją ręką,jakby inny charakter pisma.Czyżbym miała już urojenia?" - zapytała swobodnie Justyna. Alicję cały czas zaskakiwał jej sposób zachowania. Wyobrażała ją sobie jako dosyć zamkniętą, niezbyt dociekliwą, trochę oderwaną od rzeczywistości ,tzn od rzeczywistości w której żyła Alicja. Okazała się jednak być bardzo bezpośrednia i otwarta.Ponadto wykazywała ogromne zanteresowanie jej osobą, co było dodatkowo szokujące. "Masz rację. Tak naprawdę nie ja go napisałam tylko pani Jadzia z poczty, znajoma mojej mamy, ma ładny charakter pisma więc poprosiłam ją o to" powiedziała śmiejąc się. "A ja myślałam, że to jednak charakter pisma pana Janka z kiosku z pod bloku,a tu nie! Cóż, mylić się jest rzeczą ludzką... No dobrze, ale teraz już tak na prawdę. Powiesz jak to było?" zapytała z nutą zainteresowania w głosie. "Cóż,nie wiem czy nie zechcesz zakończyć znajomości ze mną po tym co powiem,ale należałoby być chyba szczerą, więc nie będę zmyślać. List napisała moja przyjaciółka, bo mówiłam jej sporo o Tobie. Przede wszystkim zachwycałam się Twoją urodą i poczuciem humoru i cały czas rozważałam czy jesteś zainteresowana kobietami czy nie, wtedy Monika powiedziała "Powiedz mi gdzie ją mogę zobaczyć popatrzę na nią chwilę i Ci powiem jak jest". Przyszła raz na wykład. Spojrzała. I odrazu powiedziała "Startuj do niej, jest lesbijką a w dodatku nie ma teraz nikogo". Nie wiem skąd to wiedziała. Jednak bałam się podjąć tak ryzykowny krok, ale z każdą kolejną lekcją coraz bardziej chciałam Cię poznać i coraz więcej o Tobie mówiłam. W końcu wkurzyła się i napisała list. Zakleiła kopertę i nie dała mi go przeczytać. Powiedziała mi tylko:"Wręcz go jej kiedy uznasz to za stosowne a po kilku dniach na pewno się z Tobą umówi". Tak na prawdę do tej pory nie wiem co napisała w liście. Wiem tylko,że poskutkowało." Justyna była bardzo zdziwiona. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. List zrobił na niej ogromne wrażenie, ale tak na prawdę nawet gdyby nie dostała tak niezwykłego listu, lecz po prostu zwykłą nabazgraną przez Alicję karteczkę pod tytułem "umówisz się ze mną" i tak spotkała by się z nią. Choćby po to by przez dłuższą chwilę poczuć to chłodne spojrzenie niebieskich oczu na swojej twarzy, piersiach, ramionach... Nie żałowała niczego i mimo, że znała ją osobiście zaledwie dwa dni już wiedziała, że panicznie się w niej zakocha. Nie mniej jednak zastanawiała ją postać autorki listu. "Chciałabym ją poznać" powiedziała. "No pewnie, zapoznam Cię z nią jak tylko jej powiem. Ale uważaj, to jest podrywaczka i w dodatku niestety ma klasę. Zawsze gdy chce się z kimś umówić na randkę i ma ochotę przespać się z tą osobą pyta "Może pójdziemy razem na kawę i porozmawiamy?". Nigdy inaczej, jeśli zaprasza na obiad to będzie to tylko obiad,jeśli piwo to piwo, ale kawa zawsze oznacza seks" odpowiedziała Alicja śmiejąc się. Po czym po chwili milczenia poprosiła"Powiedz mi coś o sobie". I Justyna zaczęła opowiadać. Mówiła o swoim dzieciństwie,o bracie, rodzicach, szkole, o nauczycielce od fizyki,o Marku, wreszcie o Sarah i o Katarzynie. "Barwne życie" skwitowała Alicja "jednak wiele rzeczy przewidziałam. Na przyład fizyke i Marka i to, że kiedyś byłaś nieśmiała" powiedziała śmiejąc się. "Cóż,dobry z Ciebie obserwator". Siedziały tak aż do zamknięcia lokalu.Potem Alicja odwiozła ją do domu.Justyna zaproponowała herbatę. "Wiesz,tak na prawdę w ogóle nie piję herbaty, nie lubię jej, ale skoro Ty mnie zapraszasz, nie odmówię." powiedziała uśmiechając się nieco dwuznacznie. I już po chwili podobnie jak dnia poprzedniego podążała schodami na drugie piętro, tym razem pamiętając wszystko. Kiedy weszły do mieszkania Justyna poszła do kuchni zrobić herbatę natomiast Alicja siadła na granatowej kanapie stojątej w salonie i przyglądała się znowu jej fotografiom. Justyna weszła z herbatą. "Ile miałaś lat na tym zdjęciu?To Twój brat?"zapytała Alicja. "Trzynaście. Tak, to mój brat, jest dwa lata młodszy.Mogę Ci pokazać mój album jeśli chcesz". Chciała. Siedziały do późna oparte o siebie oglądając zdjęcia Justyny.W pewnym momencie Justyna zaczęła pochrapywać, Alicja zaśmiała się do siebie, wychyliła się lekko by wziąć leżący na oparciu koc i przykryła ją nim. "Jesteś na prawdę śliczna" powiedziała pewna że Justyna już dawno śpi."Ty też jesteś śliczna" usłyszała wypowiedziane chyba przez sen słowa a ręka którą obejmowała ją Justyna jakby na chwilę zacisnęła się by po kilku sekundach opaść bezwładnie.Po chwili sen zmorzył także Alicję. ***12*** Justyna obudziła się o 7.30. Podniosła się dyskretnie z kolan Alicji i poszła do kuchni zrobić kawę. Alicja zbudzona znajomym, przyjemnym zapachem weszła do kuchni. "Dzień dobry"Powiedziała uśmiechając sie. Justyna podeszła i pocałowała ją na powitanie. To było cudowne, dawno już się tak nie czuła, ostatni raz chyba wtedy gdy była z Sarah.Chyba tak. "Miałam wrócić na weekend do domu, ale w tych okolicznościach chyba nie będę dziś wracać. Co powiesz na długi spacer przez stare miasto i jakiś dobry obiad?" zapytała Alicja uśmiechając się. "Mam dziś jakieś idiotyczne spotkanie polityczne, ale myślę, że nic się nie stanie jeśli się na nim nie pojawię." "Jak to?Przecież jesteś przewodniczącą" "I własnie dlatego mogę się nie pojawić. W końcu sama siebie nie będę karać za niepojawienie się na spotkaniu" powiedziała Justyna śmiejąc się w głos. "Okrutne." "Może chcesz się wykąpać, w końcu nie byłaś od wczoraj w domu więc nie wiem,może nie czujesz się zbyt komfortowo?"zapytała Justyna. "Wiesz,chętnie,ale może...może razem byśmy się wykąpały?" Wanna była ogromna i niesamowicie wygodna dlatego wylegiwały się w ciepłej wodzie przez niemal godzinę. Całowały się pośród piany, dotykały swoich nagich ciał. Kiedy wreszcie wyszły z wanny i zaczęły wycierać się na wzajem,podniecone dotykiem szorstkiego ręcznika nie mogły powstrzymać się przed wstąpieniem jeszcze na chwilę do sypialni. "Kim ona tak na prawdę jest i dlaczego do cholery zauroczyłam się w studentce" myślała momentami Justyna, lecz gdy tylko czuła dotyk Alicji na swojej skórze,gdy słyszała jej głos,patrzyła na nią, wszystkie myśli ulatywały a ona pierwszy raz od niepamiętnych czasów żyła chwilą... Cztery dni później Alicja spotkała się z Moniką."Słucham,cóż ważnego masz mi do powiedzenia, odpisała?" zapytała Monika. "Nie odpisała" "Nie możliwe, ten list nie mógł pozostać bez odzewu!" "Nie pozostał bez odzewu, ale nie odpisała. Poprosiła mnie do siebie i powiedziała, że może się ze mną spotkać jeśli tego chcę" "A więc jednak! I co? Widziałyście się już? Rozmawiałaś z nią? Jaka jest na prawdę?" wypytywała Monika. "Jest bardzo śmiała, bezpośrednia i pewna siebie. Ma doskonałe poczucie humoru i ślicznie się uśmiecha. Ponadto świetnie całuje..." "Proszę, proszę! Świetnie całuje! Szybka jestes!" wtrąciła żartobliwie Monika. "Tak, bardzo szybka, właściwie od tygodnia ani razu nie spałam u siebie" chwaliła się Alicja szczerząc zęby. "No dobrze to kiedy mnie z nią zapoznasz?" "Może za tydzień?" Zapytam jej co o tym myśli i dam Ci jeszcze dokładnie znać. Ale muszę przyznać, że kawał dobrej roboty odwaliłaś!Jak dowiedziałaś się, że jest sama? No i co napisałaś w tym liście, że po mnie przysłała?" "Nie wiedziałam,że jest sama,po prostu zmyśliłam to bo miałam takie przeczucie.A jeśli chodzi o list...Nie musisz wiedzieć,niech Ci wystarczy to, że poskutkował..."zaśmiała się. ***13*** Kolejne dni upływały im na wzajemnym poznawaniu siebie zarówno ze strony psychicznej jak i fizycznej.Jedno co było pewne to, że żadna z nich nigdy wcześniej nie była tak zafascynowana kimkolwiek i tak szczęśliwa. Każdą noc i wszystkie wolne chwile spędzały razem spragnione siebie, wciąż rozpalone i namiętne, zachłannie czerpiące to co najlepsze z każdego wsólnego momentu. W końcu po około trzech tygodniach ich codziennego widywania się Alicja oznajmiła, że musi choć na jeden dzień wrócić do domu, spotkać się z rodzicami. Planowała w końcu powiedzieć im o swojej orientacji seksualnej. Narazie tylko tyle, by nie spowodować u obojga ciężkiego zawału. Szczegóły miała zostawić na później. Wyjechała w sobotę rano, obiecała jednak w niedziele wieczorem wrócić i przywieźć ze sobą Monikę by w końcu mogły się poznać. Do spotkania jednak nie doszło... Był ciepły kwietniowy dzień.Na drodze nie było ruchu i tylko myśl, że jedzie z nią przyjaciółka powstrzymywała Alicję przed nadmiernym wciskaniem pedała gazu. Prowadząc gwizdała do siebie i myślała o Justynie. Nigdy nie spodziewałaby się, że jej życie mogłoby ułożyć się w taki sposób. Prędzej już spodziewałaby się tego co miało za chwilę nastąpić... Jechała dość szybko, jednak w miarę ostrożnie i pewnie. Na jezdni było zupełnie pusto. I tylko nagle z za wzniesienia zaczął wyłaniać się czerwony samochód. Przytomnie odbiła w prawo jednak było już za późno. Przednie maski obu samochodów zgniotły się jak aluminiowe puszki po napojach. Poduszki powietrzne eksplodowały,a lewe drzwi od samochodu Alicji w wyniku uderzenia zupełnie odpadły od reszty pojazdu. Zaszokowana Monika powtarzała bez przerwy -Ala!Nic Ci nie jest?- jednak jej wołanie pozostawało bez odpowiedzi. Zozpaczona próbowała reanimować przyjaciółkę. Kiedy pojawili się ratownicy zemdlała z powodu odniesionych podczas wypadku obrażeń... Kiedy się ocknęła Alicja już nie żyła. Lekarz oświadczył to tak jałowym tonem jakby informował ją, że wchodząc na oddział należy zakupić obuwie ochronne. Monika nie bardzo chyba jeszcze rozumiała co to oznacza.Pomyślała tylko,że należałoby jakoś skontaktować się z Justyną. Liczyła na to, że spotka ją na pogrzebie... ***14*** Kiedy w poniedziałek rano Justyna z daleka ujżała wiszący na drzwiach uczelni nekrolog przeszł ją jakiś dziwny dreszcz mimo,że nie widziała jeszcze czyje nazwisko jest na nim umieszczone. Wiedziała, że to nazwisko Alicji. Kiedy podeszła bliżej i przeczytała je powoli poczuła,że nie ma siły na nic. Oparła się o stojący przy drzwiach filar. Odkąd była z Alicją starała się ograniczać palenie, teraz jednak wyjęła z torebki ledwie rozpoczętą paczkę i siedziała tak paląc jednego za drugim. Po chwili podniosła się i wróciła do domu. Nie była nawet w stanie płakać, po prostu była w szoku. Postanowiła, że pojedzie na pogrzeb Alicji. Na drugi dzień udała się do rodzinnego miasteczka dziewczyny, ale gdy w końcu po długich poszukiwaniach udało jej się dotrzeć na cmentarz nikogo już tam nie było. A taką miała nadzieję, że spotka tam Monikę. Że będzie mogła dowiedzieć się co się stało, że będzie mogła się komuś wyżalić, w końcu porozmawiać z kimś o niej. Wróciła do domu i płakała cały dzień i całą noc i kolejne trzy dni. W końcu uznała, że musi podnieść się z łożka i póść do pracy. Poszła. Cały czas jednak wspominała chwile spędzone z Alicją. Czuła też, że musi koniecznie odnaleźć Monikę, bo tłamszone przez nią w środku emocje sprawiały, że była coraz mniej zrównoważona. Bała się, że wkrótce targnie się na swoje życie... ***15*** Dopiero po miesiącu od tragicznego wypadku udało jej się znaleźć Monikę. Czekała na nią pod uczelnią. Zobaczywszy ją zaczęła zmierzeć w jej kierunku. Chciała się przedstawić. Zanim jednak udało jej się to zrobić Monika spojrzała na nią z wyraźną pogardą i powiedziała "Ahh,to Ty. Nie spodziewałam się tu Ciebie, po tym jak nie pojawiłaś się na pogrzebie." "Z tego wnioskujesz, że ona nic dla mnie nie znaczyła? Może lepiej bym się teraz czuła gdyby faktycznie tak było..."odparła smutnym głosem. "Przepraszam" powiedziała trochę speszona Monika uświadamiając sobie, że pochopnie ją oceniła. Zrobiło jej się źle. W końcu Justynie też musiało być cholernie ciężko. "Jak sobie z tym radzisz?" zapytała zupełnie innym niż poprzednio, troskliwym i ciepłym tonem. "Jak? Prozakiem. A Ty?" odparła Justyna zapalając papierosa. "Pracoholizm. Na prawdę pomaga, człowiek nawet myśleć nie ma czasu. Jednak kiedy chcę powspominać, piszę o niej..." "Piszesz?" " Opowiadanie. Nosi tytuł "Jeśli napiszesz o niej list.." powiedziała patrząc gdzieś daleko przed siebie. "Jest tam mowa o mnie i o tym co do mnie napisałaś?" "Jest. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że napisałam. Nigdy nie widziałam jej tak szczęśliwej jak gdy była? z Tobą. Wiesz, to było dziwne trochę, bo jakby przestawała być pesymistką. Przestała nawet narzekać na swój wygląd. Ogólnie, jakieś cudowne miałaś na nią działanie, jeszcze trochę i zrobiłaby Ci ołtarzyk i modliła się do niego codziennie. Jeśli będziesz chciała przeczytać to co napisałam(co oczywiście jest miesznaką komercyjnej bzdury i faktu) powiedz. "Powiem" odpowiedziała Justyna uśmiechając się. "Alicja miała rację,na prawdę jesteś piękna." "A Ty na prawdę jesteś podrywaczką, ostrzegła mnie przed tym!" odrzekła Justyna śmiejąc się. "Życie" zaśmiała się Monika. Justyna szła tak przez jakieś pół godziny rozmawiając z nią o Alicji i widziała w niej tyle cech ukochanej kobiety.Przede wszystkim sposób postrzegania świata, gust i odwagę.Nie chciała by przestawała kiedykolwiek mówić. Chciała słuchać o Alicji i słuchać przyjaciółki Alicji, to sprawiało że czuła się choć trochę lepiej. Monika sama już nie wiedziała co o niej myśleć. Skoro odszukała ją oznaczało to, że na prawdę zależalo jej na Alicji. Było jej więc trochę głupio, że tak nie przyjemnie ją powitała. Starała się teraz całym swoim zachowaniem zatrzeć niekorzystne pierwsze wrażenie. Poza tym Justyna była na prawdę śliczna, no może nie śliczna, sama tego nie wiedziała, po prostu miała w sobie to coś."Alicja miała świetny gust"pomyślała hamując napływjące do oczu na zbyt świerze wspomnienie zmarłej przejaciółki łzy. Popatrzyła uważnie na Justynę. W końcu to właśnie ta kobieta wygrała z nią rywalizację o serce Alicji. Kiedy na nią patrzyła czuła, że Justyna ma w sobie jakaś część jej zmarłej przyjaciółki. Wiedziała, że nie może dać jej odejść by nie utrcić tej jedynej ocalałej cząstki, że chce ją zatrzymać jak najdłużej... "Może pójdziemy na kawę i porozmawiamy?"zapytała Monika uśmiechajac się dwuznacznie. Justyna doskonale wiedziała co oznacza to pytnie jednak zgodziła się bez wahania,bo widziała w Monice ślad Ukochanej odebranej jej jeszcze zanim zdążyła się na niej choćby raz zawieść, znim zdążyła utracić jej idealny obraz. "Dobrze. Może tu?"powiedziąła Justyna i pociągnęła ku sobie wejściowe drzwi do kawiarni "czarny tulipan".
  18. Dziękuję bardzo Piotrze:) Co prawda nie jest to jeszcze koniec opowiadanka,troszkę mam je zamiar pociągnąć dalej bo pomysł się pojawił i na dalszą część:) Pozdrawiam Naisir
  19. Jacqueline Bernett była od pięciu godzin martwa.Powoli zaczynało to do niej docierać.Początkowo myślała,że to przez nadmiar koki wydaje jej się, że nie może poruszać rękam i nogami.Potem nagle zaczęła widzieć siebie z boku leżącą na dywanie,nadal uważała że to tylko urojenia."Rzeczywiście mam niezły tyłek,sama bym się przeleciała" powiedziała z zadowoleniem.Zaniepokoił ją tylko czerwony ślad na szyi. Boby Miller, jeden z najbardziej znanych playboyów świata urządził tego dnia ogromne przyjęcie na cześć Jacqueline,które jak każde przyjęcie organizowane przez Boby'ego zakończyło się ostrym ćpaniem i radosną orgią.Tym razem nastroje były dość brutalne.W ruch poszły pejcze,kajdanki i linki do podduszania.Jacqueline, konkretnie nastukana nie dała się prosić dwa razy i poszła do sypialni Boby'ego by pieprzyć się z Emirem Kataną.Słyszała, że jest on w środowisku artystycznym kimś na wzór Markiza de Sade,co sprawiło, że jeszcze chętniej przyjęła jego propozycję.I przez pierwsze 15 minut nie żałowała tego.Emir wchodził w nią tak mocno,gwałtownie,dogłębnie.Istna ekstaza! Przy tym potrafił w cudowny sposób uderzać i gryźć.Czuła się z nim cudownie.W końcu zaproponował sek analny z podduszaniem. Bez wahania zgodziła sie.Nie była to zresztą dla niej nowość. Przed stosunkiem wciągnęli jeszcze po ścieżce.Potem zaczęła sie zabawa i było jej tak przyjemnie,aż nagle zaczęło zupełnie brakować powietrza."Emir już,wystarczy,puść"zawołała.Ale on nie puszczał.Zaczęła się szamotać więc chwycił ją jeszcze mocniej tak by nie mogła się wyrwać i nadal robił swoje."Emir Skurwysynu,zostaw!"zawołała.I zemdlała.Tak jej się przynajmniej wydawało... Teraz jechała w bagażniku luksusowego samochodu Emira,leżąc zaraz obok swoich zwłok i darła się najgłośniej jak mogła:"Zajebię Cię palancie!Jak mogłeś?Jak?Jaja Ci utnę i każę Ci je zjeść! Kołek Ci w dupę wsadzę! Zobaczysz,nie wiesz skurwielu z kim zadarłeś! Dojechali na pustynię.Emir wysiadł z samochodu i otworzył bagażnik.Jacqueline rzuciła się na niego i zaczęła okładać go pięściami ale nie dało to żadnego efektu. Emir wziął jej ciało na ręce i niósł je dopuki nie stracił drogi którą tu przyjechał z pola widzenia.-Moja piękna,- przemówił do niej- nikt Cię tu nie znajdzie.Muszę się z Tobą pożegnać.-Schylił się i pocałował ją. -Zostaw mnie Ty pojebie!-zawołała Jacueline! -Piękna z Ciebie kobieta,ale cholerna dziwka, i kiepsko robisz laskę- powiedział odchodząc. -Zabije tego huja!Bóg mi świadkiem!Zabiję go!!!! -A od kiedy Ty we mnie wierzysz, że wzywasz mnie na świadka?-zapytał Bóg. -Właściwie od nigdy.-burknęła.Dopiero po chwili do niej doszło,że to wcale nie przesłyszenie,lecz prawdziwy głos.-Kim jesteś i dlaczego sobie ze mnie jaja robisz debilu?Nie widzisz,że nie jestem w nastroju do tego.Katana zniszczył tą przeogromną inwestycję jaką było moje ciało!Za jeden pośladek zapłaciłam 80 tys dolarów!Rozumiesz?Idealnie wymodelowany,tłuszcz zredukowany do minimum,a ta skóra,jędrna jak u szesnastolatki a tu 30 na karku.Cycki 50 tysięcy brzuch 20. Botoks do twarzy co rok 10 tysięcy! Kurwa! Jak można było zabić ciało które 2 tygodnie temu było na okładce Vouge'a! -To prawda ciało jest imponujące i wyjątkowe.A ty jesteś imponująco i wyjątkowo bezczelna,nie wykazujesz skruch za całe Twoje rozwiązłe życie i jeszcze nazywasz mnie debilem.Całkiem niezły wynik. Potrzebna Ci porządna kara...Przywiążemy Cię do skały a sęp będzie wyjadał Ci odrastającą wątrobę! -Sorry,nie jesteś zbyt orginalny z tymi pokutami,to już było.Prometeusz,pamiętasz? -Eh...zuchwała...Wiem....mam karę która będzie odpowiednia. -powiedział Bóg i zmienił ją w sępa.-Czy widzisz swoje dawne ciało?-kontynuował-Od dziś codziennie będziesz zżerać swoje pośladki za 80 tysięcy i botoks i biust! Będziesz patrzeć,jak twoje piękne ciało każdego dnia staje się szpetne,i Ty sama będziesz przyczyną tej szpetności.Następnego ranka ciało znowu będzie całe a Ty znowu będziesz je rozrywać!Aż do momentu w którym zrozumiesz, że coś w Twoim życiu było nie tak!-Powiedział Bóg. -Skąd wiesz,że się temu podporządkuje?Przecież mam wolną wolę,mogę robić co mi się podoba!-odszczeknęła. -Owszem możesz robić co Ci sie podoba,ale każdego dnia musisz zjawić się tu i wykonać swoją pokutę.Jeśli zjesz ciało w 2 godziny,reszta czasu należy do Ciebie.Ale pamiętaj,nie dobrze jest jeść szybko,robią się od tego wrzody.-Powiedział Bóg i zniknął. Jacqueline spojrzała na siebie. Teraz na prawdę była sępem. rozłożyła skrzydła by choć dowiedzieć się jak to jest latać,ale umiała wzbić się ponad ziemię,poruszała skrzydłami zbyt szybko i chaotycznie.Po 20 minutach była tak zmęczona, że położyła łeb na ziemi i zasnęła, co jak na ptaka było dziwne. Kiedy obudziła się był już mrok.Głód nie dawał jej spokoju.Podreptała w lewo,później wróciła i poszła w prawo.I tak wciąż krążyła szukając pożywienia,ale nie było tam niczego.W końcu więc postanowiła uszczknąć swojego ciała."Ugryzę udo od tyłu,to nie będzie widać"-pomyślała. Skosztowała swojego własnego ciała.I ku swojemu zdziwieniu odkryła, że jego smak był smakiem doskonałym.Nie była w stanie przestać jeść,bo cały czas chciała go czuć.Więc jadła i jadła,aż w pewnym momencie zatrzymała sie na chwilę.Spojżała na swoje jak dotąd piękne a teraz tak kompletnie zniszczone ciało i zaczęła płakać..Żałowała utraconej urody.Była ona dla niej drugą,zaraz po dobrej zabawie najcenniejszą rzeczą w życiu. Czuła sie tak jak normalna kobieta po stracie wszystkich swoich dzieci.Płakała do później nocy. Z wyczerpania zasnęła. Gdy obudziła się,z początku myślała,że miała idiotyczny sen.Lecz gdy rozejrzała się dookoła spostrzegła że nadal jet na pustyni.Obok niej leżało ciało.Zupełnie nie tknięte. Kiedy w końcu zdołała zjeść swoją codzienną porcję pokuty zaczęła marzyć o zemście na Emirze.Mogłaby mu na przykład wydziobać oczy albo odgryźć przyrodzenie.Najpierw jednak musiałaby dotrzec do miasta a aby dotrzeć do miasta obowiązkowo trzeba było nauczyć sie latać. Początki jak zawsze były ciężkie. Przez kilka tygodni zaraz po odbyciu swojej codziennej pokuty próbowała wzbić się ponad ziemię. Każdorazowo z tym samym fatalnym skutkiem. Jej myśli zaprzątało obsesyjne pragnienie zemsty oraz wspomnienia utraconej urody. Jacqueline stawała się coraz bardziej sfrustrowana. Gotowa zrobić wszystko by choć na 10 minut znowu znaleźć się w mieście. W końcu któregoś pięknego i jak zawsze na pustyni słonecznego (+50 C w cieniu) dnia Jacqueline gotując sie wśród sterty swoich własnych ciemnych piór zawołała ze złością:"Ej, Ty Bóg!Zejdź tu na ziemię, chcę chwilę z Tobą pogadać!" Ale nikt się nie odezwał.Niezwykle ją to rozgniewało-przez całe swoje życie przywykła do tego,że wszyscy latali w koło niej nieraz aż do tego stopnia że nie mogła spokojnie pierdnąć. A teraz od tak długiego czasu była sama."Ej,Ty ważny idioto złaź tu w tej chwili i weź ze sobą butelkę whisky bo chce mi się napić alkoholu!" zawołała roszczeniowym tonem. W tym samym momencie z nieba zaczęła spadać butelka Johnniego Walkera, która nim Jacqueline zdażyła spojrzeć ku górze,rozbiła się na jej głowie. Gdy się ocknęła był ranek. Wszystkie jej pióra cuchnęły wódką. W głowie szumiało od wczorajszego uderzenia. Już chciała nawyzywać Bogu za tą spadającą butelkę, ale w ostatniej chwili wyobrażenie spadającej na nią z nieba cysterny kiepskiej whisky sprawiło, że powściągnęła swe emocje. Zaczęła nawet być trochę jakby mniej hamska."Bóg,proszę Cię,zejdź do mnie"zawołała. "Po co?"odpowiedział od niechcenia Bóg. "Bo nie wiem jak latać i mnie to strasznie wkurwia!"krzyknęła prosząco. "Cóż, jesteś człowiekiem, nie możesz latać, nie masz ptasiej cierpliwości i harmonii potrzebnej do wykonywania odpowiedniaego ruchu skrzydeł."powiedzał spokojnie Bóg. "To do usranej śmierci będę dreptać na tych ptasich łapkach?"zapytała z irytacją. "Chciałem zauważyć,że ta,jak to ją określiłaś "usrana śmierć" już raz nadeszła dlatego więcej się tu nie zjawi.To jest Twoja wieczność. Możesz próbować nauczyć się latać,może za jakieś sto lat Ci się uda.W końcu to nie jest tak dużo w odniesieniu do wieczności".powiedział. "Większy z Ciebie sadysta niż z markiza de Sade!" "Nie powiedziałbym, cóż, pobłażliwy nie jestem,ale nie cieszy mnie sadyzm,po prostu wymierzam sprawiedliwe kary.Zastanów się kto był Twoim sępem i komu Ty nie chciałaś pomóc?A tymczasem idę.Mam dużo pracy,witamy dziś w niebie wraz z aniołami orszak zbawionych." Odszedł. "Pewnie,mam tu jeszcze pewnie spędzić wieczność dziobiąc to ścierwo!Nie,nie ścierwo,zapomniałam,że to moje ciało.Tak mnie cwaniaczku nie zagniesz,zobaczysz,że niedługo będę latać."Wycedziła przez zęby Jacqueline. Po kolejnych dwóch tygodniach trudów udało jej się wzbić nad ziemię i przelecieć kilkaset metrów.W tydzień później po raz pierwszy wybrała się do domu.Ku swojemu zdziwieniu spostrzegła,że mieszkają już w nim nowi lokatorzy,a jej ukochana komoda stała na dworze,pod garażem."Barbażyńcy!"pomyślała"Nie są w stanie uszanować nawet dzieła sztuki! XVIII zabytek!Pod garażem!Sodoma i gomora".Postanowiła zatem, że poleci do Emira by dokonać na nim krwawej zemsty. Jednak latanie działało na nią tak uspakajająco,że im dłużej leciała,tym bardziej czuła,że nie warto go zabijać,że trzeba po prostu go skompromitować i pokazać światu,że to właśnie ten psychopata pozbawił życia jedną z pięciu najpiękniejszych kobiet na świecie.Niech go rozszrpią!Zlinczują!Niech go katują współwięźniowie!Niech poczuje to co ona czuje na pustyni! Nagle poczuła jakby dostała obuchem przez łeb."Może...może Emir nie jest wcale psychopatą?Tzn.może jest ale nie aż do tego stopnia,może wykonywał czyjeś polecenie."pomyślała. Teraz czuła się jak porócznik Colombo. Prowadziła sparwę swojego własnego morderstwa.Nie wystarczy jednak zdemaskować zabójców.Najbardziej chciała poznać motywy tej zbrodnii.
  20. Eli, Eli, lema sabachthani? W tłumie jednakim odziany strojem idę bez zgody Keresu szukam Pragnę afazji atrofi zmysów bezmyślenia Sam będę decydwać o sobie Kresu mych dni nie wyznaczy faszysta Nawet jeśli śmierć ma przyjść za jego sprawą.. Nie umrę zdławiony duszącym gazem. wybiegam przed szerg pomyślą"szaleniec" lecz kulę dostaję na własne rządanie. Tyle choć leży w moim wyborze Skoro i tak wiem lepiej niż dobrze,że: Spalony - strącony z zenitu - Nawet nie dostąpię zaszczytu Imię szalone by nosiła Moje - ta otchłań, ta mogiła.
  21. Drodzy Państwo! oto jest wywód starego nałogowca:D więc proszę to traktować z przymróżeniem oka:D A balladę wykonuje stara żulica paląca pod blokiem ostatniego z paczki fajka:D Trochę humoru. Mam nadzieję,że nie zostanę za to zlinczowana:D Pozdrawiam Naisir
  22. Nie jesteśmy dla siebie Mamy z sobą tylko chwilę Zanim Cię pochłonę Zanim Cię zabjię Może być nam z sobą dobrze. Zakręcisz mi w głowie, strząśniesz mi sen z powiek. Zanim Ci zabiorę ostatnie tchnienie zimnym zmierzchem zamim rzucę Twoje zwłoki w resztki brudnego sniegu może być mi z Tobą dobrze przez upojny moment rozbiorę Cię z tajemnic potem pójdę w swoją stronę Nie jesteśmy dla siebie Będziesz dzisiaj ostatni będę czuć Cię jeszcze długo We włosach i ubraniach Nie jesteśmy dla siebie jutro będzie nie jeden Ale teraz przez urywek chwili jesteś najgłębiej Tobą dziś oddycham przez mglisty ogień Zabijam Cię po mału Jutro nawet nie dostrzegę Twoich chłodnych zwłok patrzących na mnie z zaspy z porzucną miną przecież byłam Twą jędyną A tym czasem Cię gaszę Dopaliłeś się do filtra Twój czas na zawsze minął. Nie jesteśmy dla siebie Mamy z soba tylko chwilę Zanim Cię pochłonę Zanim Cię zabiję.
  23. Krysiu wiersz był napisany spontanicznie i wymaga obróbki naturalnie:) Już go trochę zmieniłam,bo rzeczywiście rozwlekle mi się wczoraj pisało:) Dziękuję za pozostawienie komentarza. Krzysztofie dziękuję za skomentowanie moich wypocin:) Pozdrawiam Naisir
  24. Nauczyłam się... szczęście brać w kawałkach. Przywkłam już. I lubię prawie, gdy odchodzisz. Może to bolało... Teraz brzmi racjonalnie - nie muszę zmieniać nic. Mam czego trzeba by... I czasem więcej nie chcę... Serce można wytresować, by nie tłukło się za nadto. I zadowoliło ochłapem... ciała niczyjego. Bez dostępu do duszy. Lecz kiedy rankiem odchodzisz, świadomość jak kac- suszy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...