Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Stary Wierszownik

Użytkownicy
  • Postów

    30
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Stary Wierszownik

  1. Krople deszczu czas leniwie odmierzają.
    Czas jesienny, szary, mglisty, smutny czas.
    Dookoła pusto, cicho, jakby w raju.
    Nie ma ludzi. Mgła otula tylko nas.

    Cieniem chmur okryta szczelnie jesteś blisko.
    Mgła przysłania twoje oczy, twoje usta.
    Chcesz powiedzieć coś, lecz milczysz i to wszystko.
    I ta przestrzeń wokół nas jest jakaś pusta.

    Na jesiennej twojej twarzy mokre ślady.
    Czy ty płaczesz? Czy to krople lecą z góry?
    Uśmiechając się, rozjaśniasz pejzaż blady.
    Deszcz ozdabia twe policzki dziećmi chmury.

    Chociaż wokół wiele chmur zawisło sinych
    My przeszkody wszystkie wspólnie pokonamy
    I miłością naszą razem zaświecimy
    Słońce - to, którego dzisiaj tak szukamy.

  2. Mogę polecieć bardzo wysoko, daleko
    Ścigać obłoki po niebie płynące
    Po drodze przejść białej jak mleko
    Lub gwiazdy dotykać czerwone, gorące

    Potrafię wodospad zatrzymać wpół drogi
    I kroplom błyszczącym życie ocalić
    Mogę najwyższe nawet pokonywać progi
    Aby cel osiagnąć i sukcesem się pochwalić

    Potrafię też rozmawiać ze szmerem strumienia
    Nasycać delikatną pieśnią swoje uszy
    Porozwieszać wokół dźwięki jak westchnienia
    I muzykę tworzyć, która serce wzruszy

    Mogę góry zdobyć wszystkie na Ziemi
    Rzeki przepłynąć, przejść każdą dolinę
    Potrafię bez strachu iść drogami ciemnymi
    I życie swoje oddać w ostatnią godzinę

    Potrafię jak orzeł poszybować wysoko
    Przeszłe wydarzenia przypominać sobie
    Mogę też przepaść przeskoczyć głęboką
    Ale nie potrafię... nie kochać się w Tobie

  3. Jak drzewo, z wiatrem staje się pochyłe
    Tak mnie przyginał ciemny koszmar życia
    Dając mi puchar bólu do wypicia
    I każąc przeżyć wszystko, co niemiłe

    Już pogrzebany, prawie, w świecie byłem
    Kiedy spłynęłaś do mnie z gór radości
    I nowy klimat w sercu mym zagościł
    Uznałem dawne smutki za niebyłe

    Oświetlasz jasno moją krętą drogę
    Nowy nadając sens memu istnieniu
    Znów wiele uczuć dziś przeżywać mogę

    Serce ożywa w martwym już kamieniu
    I bić dla ciebie nie będzie się wzbraniać
    Bo jesteś dla mnie źródłem... ZMARTWYCHWSTANIA

  4. Nie trzeba słów, bo po co słowa?
    Mogą obrazić, albo zranić.
    Czy nie jest lepsza czynów mowa?
    Czyny zastąpić mogą słowa.

    Milczenie gwiazd, to też jest mowa.
    To tajemnicze światła drganie
    Jakże potężna jest wymowa
    Gwiazd, co nie mówią ani słowa.

    Gdy coś powiedzieć chcesz od nowa,
    Czyny uwzględnij w mowy planie.
    Zastanów się, niech myśli głowa.
    Czynem zastępuj swoje słowa!

  5. Nie broń się miła
    Przed słów koralami
    Każde z nich to kropla radości
    Która napełnia
    Kielich naszego szczęścia
    Niech serce przez usta przemówi
    A wargi ozdobi perłami
    Nie wahaj się upiększać słowem
    Każdej wspólnej sekundy
    To następna cegiełka
    Naszej niebotycznej budowli
    Wstyd niepewność pokonaj
    Nic nie stracisz na tym
    A zyskamy oboje
    Gdy szczytem dotkniemy nieba

    Nie broń się miła
    Przed słów strumieniem
    Bo tego NAM potrzeba

  6. Piękne, jesienne przedpołudnie. Lekka mgiełka. Słońce przebija się promieniami przez prawie nagie korony drzew. Gdzieniegdzie napotyka opór nie opadłych jeszcze liści. Jest cicho. Bezwietrznie. Misia – moja suka – idzie przede mną. Wszystko obwąchuje. Rozgląda się. Szuka swoich znajomych towarzyszy. Czasem się zatrzyma. Spojrzy pytającym wzrokiem. Upewnia się, czy idziemy dalej. Czasem patrzy na moje ręce. Sprawdza, czy trzymam kasztana, którego jej zaraz rzucę. Lubi biec z pełną szybkością jej psich łap i dopadać kasztana, często łapiąc go w locie.
    Słychać szelest liści. Ktoś się zbliża. Znajoma sylwetka. To Patrycja. Znamy się dobrze.
    - Dzień dobry – mówię.
    Cisza. Gdy podchodzi bliżej ponawiam pozdrowienie. Żadnej reakcji. Niemożliwe, żeby mnie nie zauważyła. Nikogo tu więcej nie ma. Tylko nas troje. Widocznie była zamyślona. Może ma jakieś problemy. To młoda kobieta. Pewnie chciałaby wyjść za mąż. W organizacji, w jakiej się znalazła, nie może znaleźć odpowiedniego kandydata. A może ma kłopoty ze swoją siostrą? Może pokłóciła się z mamą? Może jest jakaś inna przyczyna…
    Trochę zaskoczony idę dalej. Misia, zajęta swoimi sprawami, odwiedza kolejne, znajome miejsca. Czasem upoluje sobie jakiś smakołyk, który ktoś wyrzucił z kuchennego okna pobliskiego wieżowca. Jest bardzo niezadowolona, gdy jej się go odbiera. Pewnego razu taka uczta skończyła się wizytą u weterynarza i zaaplikowaniem antybiotyku.
    Spacerujemy dalej. Bawimy się. W oddali widzę kolejną postać. Też jakby znajoma. Tak, to Danuta. Wspaniała, rozsądna kobieta. Wyjeżdża często do pracy za granicę. Lubię z nią rozmawiać. Pewnie rzuci jakiś ciekawy temat.
    - Dzień dobry – odezwałem się pierwszy.
    Spojrzała na mnie. W jej wzroku był jakiś żal, trochę zaskoczenia. Bez słowa jednak przeszła obok. Długo się nie widzieliśmy, ale niemożliwe, żeby mnie zapomniała. No cóż, trudno.
    Misia zajęta jest gonieniem kaczek, które zebrały się przy fontannie. Wszystkie grupowo pofrunęły do wody. Wyraźnie zaskoczona końcem zabawy podbiegła do stadka gołębi, które przysiadły niedaleko. One również nie chciały się z nią bawić. Całą sytuację uratowała znajoma sąsiadka, której Misia pozwoliła się nawet pogłaskać.
    Jesteśmy już blisko domu. Ktoś idzie szybkim krokiem. Ja przecież go znam. To Andrzej. Trudno za nim nadążyć. Ciągle się spieszy. Może chociaż on się zatrzyma.
    - Witaj – próbuję go zagadnąć.
    Nic z tego. Spojrzał chłodnym, przenikliwym wzrokiem jakby chciał powiedzieć: „kiedyś byłeś nasz, a teraz już nie chcemy cię znać”.
    Wracamy do domu. Misia zadowolona, ja wręcz przeciwnie. Przygnębił mnie ten spacer. A jeszcze pół roku temu wspólnie realizowaliśmy różne plany. Zwierzaliśmy się sobie z naszych trosk. Trwało to kilkanaście lat, dopóki nie zacząłem samodzielnie myśleć. Oddałem wtedy nadzorcy-przewodniczącemu list, zawierający moją rezygnację i przestałem być świadkiem Jehowy.
    Usiadłem. Misia wskoczyła obok mnie, na tapczan. Przytuliła się. Spojrzała swoimi dużymi, brązowymi oczami. Wyczytałem w nich: „nie martw się, przecież masz jeszcze mnie”.

  7. Zazdroszczę Bogu mieszkania
    a ptakom skrzydeł.
    I jakie piękne tu powietrze!
    A niebo jak przesycone słodyczą!

    Atomy już krzyczą
    gotowe do startu.
    Metą będzie
    okno wszechświata
    Jak łatwo byłoby
    rozłożyć ręce
    niby skrzydła
    I tak oderwać się
    od życia,
    poszybować
    z tej skały
    ku następnym, wysokim skałom

    Jak nieskończenie małe
    byłyby
    te wszystkie ważne sprawy.

    Brak odwagi
    nie jest przeszkodą.
    Jedynie - grawitacja.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...