
Sanestis_Hombre
-
Postów
1 020 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez Sanestis_Hombre
-
-
CytatKolejne koleiny :)_
20 kwietnia
z tym piciem podczas podróży to przypomina mi się moja podróż po Bałkanach więc za to plus. Powody czysto osobiste i obrzydliwie sentymentalne ;)jest nadmiarem opisu ŕ krajobrazie
później jest takie cięcie przejście (a co tak pusto), które dźwięczałoby mocniej chyba jeśli troszeczkę skondensujesz opis „wyskoczyliśmy”
ŕ Popatrz , a gdyby zrobić jakoś tak?
-Podziwiając ustronie, nie dostrzegłem, ze mój kompan znalazł sobie swoje własne – ustronie moich spodni i wymiotuje w nim jakby nie było wokół innych miejsc, spluwaczek albo rzygadeł. No cóż, co prawda to właściwie niedorzeczne, umieszczać takie elementy w plenerze, ale nie oznacza to wcale, że Jurij koniecznie musiał uzewnętrznić się w najbliższym i znajomym sobie otoczeniu- mojej nogawki
z tym zdaniem jest kiepsko
zostawiłabym tylko samą kostkę, cięcie w domyślea byłem do tego zmuszony, ponieważ Jurij pomylił nazwy miejscowości, no i nasz kierowca też częściej zaglądał do butelki niż w mapę.> ja bym zmieniła szyk najpierw ponieważ Jurij to a kierowca tamto, byłem zmuszony szukac pomocy u barmana (i dalej...)
Spał zdrowym snem syberyjskiego niedźwiedzia ŕ jako biolog mówię NIE zimowemu :)/ a że podczas pobytu w pubie dostrzegłem młodą kobietę przy barze,/ a ona tak na mnie patrzyła, przeszywała mój rozporek i rozpinała guziki koszuli, więc pospieszyłem z powrotem do lokalu, no i się nie pomyliłem, gdyż siedziała tam i sączyło ciągle tego samego drinka.> To zdanie to istna wariacja. Tu trza Konradzie porozbijać je chyba na pojedyncze i przebudowac – no i się nie pomyliłem jest bu że łatwo przy jego użyciu kruszyłoby się grube skały. > znowu jakoś za rozzwleczone wzrokiem który kruszyłby skały, który zdolny był skruszyć skałę... przy takim spojrzeniu? Sanestis!!!
Kobieta wytarła twarz i zabrała pieniądze. Stałem kilka sekund w bezruchu i gdy się odwróciłem, już jej nie było. Zostałem sam. Bez nasienia i bez gotówki. Zamieniłabym kolejność żeby podkreślić bez nasienia
I znowu lekkie zastrzeżenia do opisu hmm miłosnego; trza chyba nad tymi opisami popracować :)
21 kwietnia
o nie to zdanie sio, zamienić w jakieś „i to mówiło wszystko” czy cóśgrrrr wzb wzb to trzeba przerobić np. sięgnął? - literóweczka
Najpierw upadłem na ławkę. Następnie głową wyczyściłem stół> może „zanim” poznać uroki okolicy zanim upadłem na ławkę zdążyłem wyczyścić głową stół.
22 kwietnia- fioletową?
nieznacznie uśmiecha się i jest ponętna? Łiii tam i tak szybko? Oj nie Konradzie
a potem skąd on ma naraz wino bo już nalewa i skąd wie że chciała medycynę studiować? Takie pytanie z głupia frant
23 kwietnia
Myslenie bohatera przypomina mi trochę Kerouaca i to mi się tutaj zaczęło podobać w tym momencie:
Wiesz co Konradzie? Potrzeba przesiac ten tekst przez sito. Moje osobiste marudzanki:
Jeśli forma pamiętnikowa to skrócić wtedy wyodrębni się ironia tej opowieści
Niestety zlikwidować sporo dygresyjek (wiem wiem też płaczę po swoich, ale jestem bezlitosna, no może nie zawsze ;))
Trzeba przemyśleć sceny miłosne dać im więcej piżma :)
W każdej kartce z tego dziennika wyraźniej podkreślić najważniejsze czyli sedno historyjki.
Jest tu w tym tekście sporo świetnego Sanestisa i takiego trochę zakałapućkanego.
Ot tyle mojego marudzenia :). Teraz możesz mi przywalić.
buziolek ostatni cmok
łoj dużo tego, będę przemyśliwał, choć jestem uparty i pewnie nie wszystko zastosuję, na pewno uwagi biologiczne wezmę sobie od serca
na razie tyle0 -
Cytatuffff...
najbardziej podoba mi się część 1-szostyczniowa, ale..."położyła się na plecach i rozwarła pośladki,", - to rozwarcie niefortunne wielce, chyba, że wypięłaby się na niego pośladkami :)
"wylałem z siebie bestię."- świetne określenie
powiem krótko, powinieneś odrobinę skondensować treść [w niektórych miejscach przegadane, ale jest ok]
czyta się dobrze
nie uwierzysz mi, ale chciałem to tak rozwlec
dzienks za odwiedziny0 -
doskonale trafiliście -zwłaszcza dzie wuszka, no ale każdy może znaleźć w tym coś - to mnie cieszy, no i ma rację też M. Krzywak( Marcin? Michał? Marek?), i czarna też utrafiła co nieco
dzięki za wasze opinie i przemyślenia0 -
CytatNo z ozorem na brodzie, ale ważne, że jest słonce ;)
Mam Konradzie trochę zastrzeżeń do tekstu. Owóż jest zdecydowanie wiele gadulstwa i chyba wiem o co biega gdyż sama mam problem z nadmierną ilością słów i "przytekścików", które jakbym nie usuwała, to się psiajuchy mnożą i dzielą i pączkują. Trza by oczyścic z nich trochę, poświęcając nawet jeśli są błyskotliwe, dla dobra sprawy.
Będę po kolei pisac bo nie zdążę pewnie do jutra odnieść się do całości
a gdybym za bardzo zaczęła się czepiać przyrżnij mi kijem albo zastrzel :)
1 grudnia - dziwi mnie tak długo trwające zdziwienie i tak spokojnie, ja bym chyba bardziej zareagowała, ale to jazdanie ble
nie wiem tez po co omówienie rodzaju umysłu, jak się ma do tresci?
opis lodówki - duzo \epitetów szkodzi
i głos a nielodówki - brzmi lepiej bo przywołuje na myśl ciągłość, a nie pojedynczy dźwięk, choć wiem że słowo jest jak najbardziej poprawne zbędne i jest nadmiarem wg mnie to takie bez sensu trochę, no chyba że nie zjarzyłam
sen mógłby go zaciągnąc bo skoro robi to na siłę i znienacka to zaprowadzenie jest mało obrazowe
Tutaj tyle
2 grudnia baaardzo mi się podoba
resztę już mam popodkreślaną więc znowu za chwilek dodam, bo się cholera troję, a trzy dzie wuszki to wierzaj mi nadmiar dla świata :))
buziolek Konradzie i mam nadzieję że się nie zbiesisz marudzeniem, zawsze istnieje kula hihihi ;)
Ja tam lubię twoje marudzanki, więc jakoś przeżyję (bez kulek również ale kulecznik może być - czes. bilard). Czekam zatem na porady i ogólną opinię na temat tekstu.dzięki.
salve!!!0 -
CytatA ja słyszałem wersje
"Jan Himilsbach miał w metryce urodzenia wpisaną datę 31 kwietnia."
nie przez pomyłkę
w ten sposób zapisywano czasem w księgach parafialnych Żydowskie dzieci
by ratować im życie
poznałem starszego pana; w 1968 roku opuścił Polskę i wyjechał bodaj do Australii.
Uratował go ksiądz, wpisując do ksiąg bzdurne dane potem umieścił w klasztorze
gdzie zadbano by Żydem pozostał
i umiał się przeżegnać
tak ludzie stawali się wielkimi (ksiądz i siostry zakonne)
historia im kazała
+
:)
ja wiem na razie o dwóch wersjach - w jednej była pijana a drugiej (po analizie wyszło, że była trzeźwa). Zważywszy, że janek urodził się w 1931 roku, to chyba ta twoja teoria odpada. Dzięki za te cenne dane. Pewnie spotkanie z takim człowiekiem było interesujące - to tak jakby dotykać historii i czuć jej oddech.
A co sądzisz o reszcie tekstu??
salve!!0 -
CytatHm, poważne pytanie, poważny tekst, pytanie - na ile realny. chociaż założe się, że jakieś odbicie w rzeczywistości ma - zresztą patrząc na tego typu skrajne przypadki. A gdzie szukac korzeni ? Bo tutaj widze praktycznie normalne zjawiska tych bardziej na lewo, co nie znaczy, że każdy będzie zdolny do wyrzucania ludzi z pociągi - chociaż pewnie o takie uogólnienie chodzi. Ja bym jednak gdzieś tam w tekście postawił znak zapytania, bo filmów porno nie ściągam, ani techno, ale reszta jest blisko :) (aż za...)
Pozdrawiam.
no niestety w każdym człeku drzemie pierwiastek zła, ale na pewno do tej granicy masz daleko
nie chciałem wnikać zbytnio w psychikę tego kolesia (co juz mówiłem/pisałem w warsztacie, dziękuje to Jaro Sławowi za wyłożenie mi teorii schizola). Szczegółowo mogę pisać o sobie, ale jak na razie tego unikam w moich wierszach. Znak zapytania mógłby się zawierać z wersie, który usunąłem (Przecież rok to nie wyrok - zatem co?).
salve!0 -
Cytatwidzę małe zmiany od warsztatu. forma lepiej
do mnie trafia, choć przyznaję, że można by
jeszcze rozbudować / te moje ostatnie
długie teksty tak na mnie podziałały/
zdrówka i serdeczności Espena Sway :)
Na początku wiersz był dłuższy, ale uznałem że kilka wersów tu nie pasuje. Nie chciałem tego zbytnio rozwlekać. A później pojawiła się dzie wuszka i jej magiczne nożyce. Zrobiła cut - cut [odgłos cięcia wirtualnego papieru] Za co jestem jej wdzięczny.
To dobrze, że trafia do ciebie.
p.s.
Jan Nowicki powiedział kiedyś, że człowiek uwielbiający zło jest nie godnym uwagi gnojkiem stąd też pochodzi tytuł. To sądzę o tych gościach - gnojki.
salve!!!0 -
CytatNajważniejsze pytanie - czy wiersz ma znamiona autobiograficzne?:)
nie
tekst luźno oparty na wydarzeniu z tamtego roku - morderstwo młodej dziewczyny (sprawców było dwóch)
[quote]Dobry, trochę prosty (albo to ja coś zgubiłem), ale trafia.
A zakończenie ok. Plus, pozdrawiam.
celowo jest taki prosty, dzięki za odwiedziny i komentarz0 -
już w podstawówce jest satanistą
fałszuje zwolnienia lekarskie
bilety miesięczne i testy ciążowe
ściąga z internetu
filmy porno
muzykę techno oraz gangsta rap
anielsko
prezentuje się przed kamerą
na rodzinnej fotografii stoi z boku
w kartotece policyjnej
u Łysego na urodzinach
wysuwa dolną szczękę
małomówny i spokojny
wyrzuca młodą dziewczynę
z pędzącego pociągu0 -
1 grudnia.
Ogromnie mnie ubawiło to, czego się dziś dowiedziałem. Jan Himilsbach miał w metryce urodzenia wpisaną datę 31 listopada. Analiza grafologiczna stwierdziła, że urzędniczka, która spisała akt, nie znajdowała się pod wpływem alkoholu. Kolejny raz swój ironiczny uśmiech pokazał nasz odwieczny towarzysz los. Człowiek wpisany w fikcyjny punkt historii musi zostać kimś wyjątkowym. I choć Himilsbach nie dostał Nobla ani Oscara, to stał się legendą tworząc ponadczasowy duet filmowy ze Zdzisławem Maklakiewiczem.
Moją radość zakończyło jednak zdarzenie z godziny 17.30. Wtedy to wyszedłem wyrzucić śmieci. Kiedy wracałem, zobaczyłem na drzwiach wejściowych do klatki schodowej klepsydrę. Smutne obwieszczenie przykuło wzrok, bowiem widniało na nim moje nazwisko. ”Dziwna sprawa” – pomyślałem. Położyłem puste wiaderko na ziemię i zacząłem uważnie czytać – „Msza żałobna odbędzie się 2 grudnia w Kościele Św. Trójcy…” Kto to mógł zrobić? Co to za głupi dowcip? Nie byłem przecież ani zaangażowany politycznie, wręcz przeciwnie, bo pozbawiony poglądów politycznych, nie znajdowałem się na „liście życzeń” terrorystów. Mafia nie interesowała się moją osobą.
Kiedy później siedziałem na skórzanym fotelu, przeróżne myśli przelatywały mi przez głowę. Rozpracowałem wszelkie możliwe teorie spiskowe, ale żadna nie pasowała do mojego przypadku. Wieczorem uczucie zdziwienia ustąpiła miejsca strachowi.
O godzinie 20.10 zadzwonił telefon. Przeraźliwy dzwonek rozległ się w mieszkaniu. Przeszyły mnie dreszcze. Pomyślałem – „No to już mnie mają. Nie wiem skąd. Nie wiem kto. Już po mnie.” Strugi potu poczęły spływać po moim ciele. Telefon uporczywie dzwonił. Pokicałem do kuchni niczym wystraszony królik. Trzymając się z dala od okien sięgnąłem do szafki i wyjąłem tabletki na uspokojenie. Telefon zamilkł. Terror trwał około minuty. Prawie sześćdziesiąt przerażających sekund, które wstrząsnęły moim ni to technicznym - ni to humanistycznym umysłem.
Uspokoiłem się trochę siedząc na podłodze i nasłuchując dźwięków otoczenia. W owej chwili słyszałem tylko kojący dźwięk włączonej lodówki. Dotknąłem jej zimnych drzwiczek. Zajrzałem do środka. Na półce stała dobrze schłodzona butelka piwa. Wyciągnąłem ją. Piłem szybko rozkoszując się lodowatą cieczą, która subtelnie oplatała wnętrzności arktycznym tchnieniem chmielowego geniuszu.
Pusta butelka wylądowała w koszu, a ja z powrotem znalazłem się na podłodze Harmonia między szafką a kaloryferem dała znak do działania. Przeczołgałem się do salonu i ułożyłem ciało na kanapie. Sen przyszedł nagle, nie zapytał czy może wstąpić, tylko zamknął gwałtownie moje powieki i zaprowadził do krainy podświadomości.
Mam was! Wstrętni łowcy skór. Aż dziw bierze, ze się wcześniej nie zorientowałem. Tyle ostatnio po moim osiedlu jeździ karawanów. Eureka! Teraz dzwonicie, a za chwilę wpadniecie z wizytą, niby chcąc skontrolować instalację gazową; następnie przydusicie mnie, a potem podacie pavulon. Rach ciach i będę leżał w plastikowym worku. Formalności. Kondolencje. Gromadka żałobników rzewnie opłakujących mój grób . Wasze niedoczekanie! Nie wpuszczę nikogo, drzwi zarygluję, zapas jedzenia mam… Dzyń dzyń. Dzyń dzyń? Jak to dzyń dzyń? Pstryk palcami i już?
2 grudnia.
- Wczoraj ktoś przez pomyłkę przylepił nekrolog… Wieczorami coraz wcześniej robi się ciemno, więc źle odczytałem. – powiedziałem do Julii.
- Oj głuptasku. I mocno się przeraziłeś?
- Nie, no co ty. Facet się takich rzeczy nie lęka.
- Chodź do mnie. Opowiesz mi wszystko ze szczegółami. – Uśmiechnęła się i otworzyła drzwi do swojego mieszkania. Nie mogłem odmówić mojej młodej i samotnej sąsiadce.
Na pewno potrzebowała kogoś do przetkania rur czy naprawienia kranu w kuchni…
1 stycznia.(Shrew)
To mieszkanie nie przypomina mojego. Wielkie regały z książkami przepełniają to ezoteryczne M-3. Mnóstwo dzieł klasyków literatury. Ktoś tu lubi poezję. Niedyspozycja fizyczna uniemożliwia mi dotarcie do źródeł (przyczyn) mojej obecności w tym miejscu. Nigdy nie byłem dobrym detektywem, więc nie dedukowałem więcej, nie szukałem w pamięci jakichś urywków wydarzeń. Wiedziałem tylko, że znajomi zabrali mnie i moją sąsiadkę Julię na bal sylwestrowy. Wszystko rozpoczęło się w hedonistycznej knajpie, a skończyło najwidoczniej w intelektualnej mekce. Może i lepiej, że nie trafiłem do policyjnego przytułku (czyt. wytrzeźwiałki).
Stary zegar wybił godzinę dwunastą w południe. Podniosłem się z łóżka przyozdobionego czerwonym baldachimem. Ciekawe ile orgietek przeżyło to ogromne łoże. Nie ulegało wątpliwości, iż jego właściciele zapewne podążali drogą sensualistycznego poznania tajemnic wszechświata. Wysublimowana kompozycja feromonów i testosteronu uderzała z całą mocą moje zmysły, a jej pierwsza fala na powrót przytwierdziła mnie do łóżka. Zresztą nie tylko ta zmysłowa mieszanka nie pozwoliła mi wstać. Odkryłem również, że jestem przypięty do oparcia metalowymi kajdankami. W mgnieniu oka i w gwałtownym przypływie wzmożonej dawki elektronów do mózgu doznałem oświecenia
Gdzieś około północy zostałem powiedziony do tajemnych pomieszczeń oświetlonych pochodniami. Podłoga była zasypana kwiatami, których silna woń dławiła. Czerwień i purpura zasłon oraz rytualna muzyka całkowicie obezwładniły pozostałe zmysły. Jaśmin
i przyprawy orientalne, ciepło ognia z pochodni…
- Oczyszczę teraz twoje ciało – odezwał się kobiecy głos. Byłem nagi. Leżałem na brzuchu. Delikatne dłonie rozprowadzały po moim ciele olejki. Następnie poczułem chłód na pośladkach. Metalowe kulki przetaczały się po nogach i rękach, zręczne przesuwane przez kapłankę.
Kilka minut później aksamitna pościel przytulała się do mnie. Kobieta rozlała czerwone wino do kielichów. Piłem łapczywie. Delektowałem się wytrawnym bukietem smakowym, a dodatkowa przekąska ze świeżych owoców jeszcze wzmogła apetyt. Głód pożądania narastał, kiedy czułem jak długimi paznokciami pozostawia ślady na mojej klatce piersiowej. Dreszcz. Delikatne pocałunki. Usiadła na mnie. Muskałem jej szyję i piersi. Wodziłem gwałtownie językiem po jej uchu. Narkotyzowałem się zapachem skóry. Gdy położyła się na plecach i rozwarła pośladki, pieściłem jej łono. Patrzyłem jak wstrząsa nią podniecenie. Widząc zachęcające spojrzenie, wbiłem się w nią. Wiła się z rozkoszy. Poruszaliśmy się zgodnie w jednostajnie przyspieszonym tempie. Muzyka stawała się coraz głośniejsza. Dynamiczna, wręcz ekstatyczna. Czułem jak narasta we mnie napięcie. Zwiększyliśmy tempo. Nieustannie kontemplując językiem jej rozgrzane ciało wylałem z siebie bestię. Satysfakcja wstrząsnęła całym organizmem. Burza witalności i sensualizmu. Radość i ukojenie. Krótka rozmowa pieszcząca jej ucho komplementami. Sen.
Wszystko sobie przypomniałem. Tylko, kto ma kluczyk? W tym momencie jak
na życzenie rozsunęły się żaluzje i w świetle dziennym ukazała się kobieca sylwetka. Słońce mnie oślepiło. Usłyszałem głośny śmiech i słowa:
- Wyczerpujące są rozmowy z poetkami, co?
Nie odpowiedziałem. Rozkuła mnie i podała ubranie. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że znajdujemy się w moim mieszkaniu…
19 kwietnia.(Kufel w plecaku)
A dzisiaj do plecaka włożyłem ulubiony, ogromny z grubym dnem, litrowy kufel. Skrzętnie owinięta w papier szklana czara chmielowych rozkoszy, gotowa na przyjęcie każdej ilości życiodajnego płynu, została więc moim nowym kompanem i jedynym powiernikiem tajemnic. Wszystko to, co tu spisane, przez kufel toastem zostało potwierdzone.
Nie byłoby przygód, biesiad, współzawodnictwa i szalonych podróży, gdyby nie mały incydent. Otóż kilka dni temu poszedłem na pewien bankiet. Towarzystwo dobrze mi znane: młodzi artyści, sympatyczne poetki tryskające wulkanem metafor i jeden człowiek. Zwykły, niepozorny mężczyzna o imieniu Jurij. Zdziwiło mnie, że na spotkaniu śmietanki intelektualnej zjawił się dyletant, osobnik pozbawiony wyrafinowanego gustu. Zaintrygował mnie jednak jego sposób bycia. Niezwykle zręcznie zainstalował się przy stoliku z trunkami i rozpoczął sukcesywną degustację. Jak na Rosjanina przystało, najpierw opróżnił szklaneczki z wódką, a potem zabrał się za tzw. perfumy (whisky, koniaki itp.)
Podszedłem spokojnie, korzystając z towarzyskiego bałaganu i spytałem czy, aby nie pochłania za dużo poezji.
- Niet! Wypiłem dwa, a mógłbym nawet pięć – odpowiedział. Na twarzy poczułem powiew pijackiego oddechu, który był swego rodzaju preludium do symfonii beknięć i bełkotliwych słów. Mowa Rosjanina nie była jednak kałasznikowem, toteż jego aparat mowy w pewnym momencie się zaciął.
Towarzystwo coraz mocniej zwracało na nas uwagę. Tylko pozornie uśpieni intelektualiści czekali na stosowną chwilę, żeby wyrwać się z nudnych rozmów. Ja natomiast ignorowałem ich zainteresowanie. Byłem zafascynowany osobliwym zjawiskiem. Nie będę ukrywał, że liczyłem na jakąś zadymkę czy na rozpętanie się piekła. Już zacierałem w duchu ręce, bo pojawiła się okazja na rozładowanie drętwej atmosfery i wprowadzenie pierwiastka nieobliczalności na salony; gdy upity i przytrzymujący się mnie Jurij powiedział:
- Załóż sia.
- O co? – spytałem, przyjmując maskę prostaczka – Ja tam nie wiem czy warto się zakładać
w dzisiejszych czasach.
- Załóż sia – powtórzył.
Doprowadziłem go do stolika, ponieważ miał coraz większe problemy z utrzymaniem równowagi. Posadziłem Jurija na krześle. Spuścił głowę. Usiadłem obok. Śmietanka artystyczna widząc, że nic ciekawego się nie dzieje, wróciła do swoich sporów o przyczynach upadku kultury.
- Załóż sia, szto ty… znaczy ten, kto pierwyj wypije kufel Złotego Rogu budiet mastier.
- Ciekawa propozycja. Rozumiem, ze chodzi ci o doroczną biesiadę piwną. Trzeba stoczyć pojedynki piwne w kilku miastach. Zwycięzca bierze wszystko?
- Da.
- Honory, zaszczyty, sławę?
- Da! I kartę VIP-a tego klubu.
Zaskoczył mnie w tej rozmowie sposób, w jaki Jurij przechodził z języka rosyjskiego na polski. Wyczuwałem w tym coś podejrzanego, jednak chęć pokazania natury ryzykanta zwyciężyła. Dodatkowo mogłem później stać się atrakcyjnym źródłem wiedzy i natchnienia dla koleżanek poetek, bezskutecznie poszukujących inspiracji w filozofii, sztuce i religii. A tu proszę. Dostarczam materiały pod sam nos: realna podróż pośród niebezpieczeństw, wydobycie z prostoty prawdziwych fundamentalnych sensów. Nie wątpię w to, iż poetki także mogą coś wnieść do mojego życia, jako istotny element sprzężenia zwrotnego.
Zatem wspomniany wyżej incydent, określmy go mianem – wyzwania, stał się przyczynkiem do podjęcia wyprawy. „W Polskę ruszamy!” – można zakrzyknąć, by później dodać „Znasz li ten kraj?”
20 kwietnia.(Wiosna wygrywa)
Podróże po kraju minibusami nie należą do najatrakcyjniejszych, no chyba że się jakoś umila sobie życie, a z Jurijem można było przede wszystkim pić, toteż upijaliśmy się notorycznie. Na dobry początek spożyliśmy butelkę śliwowicy i dwie polskie nalewki, a skończyliśmy klasyczną półlitrówką czystej. I mimo odkażania przełyku oraz zatruwania wątroby, cały czas miałem wszystko pod kontrolą. Choć zbratałem się z Jurijem, to nie zapominałem, że jest moim rywalem.
Po kilku godzinach jazdy zajechaliśmy na parking. Wyszliśmy w blasku wiosennego słońca ze środka pojazdu. Ciepłe promienie rozpaliły nasze oblicza. Piękna okolica dodatkowo podnosiła morale i zagrzewała do walki. Przyroda zmieniła ciuchy z białych na bardziej przewiewne i kolorowe. Poczuliśmy euforię, gdy wyskoczyliśmy niczym gwiazdy NBA na parkiet, aby zaprezentować przed publicznością nasze tryskające energią ciała oraz nowe stroje. Pustymi butelkami zapełniliśmy kosz i zatopiliśmy wzrok w krajobraz.
- Jurij, a dlaczego tu jest tak pusto? – spytałem i rozprostowałem ręce. Rosjanin nie odezwał się. – Tak. Któregoś dnia zbuduję duży dom. Spłodzę potomka i posadzę drzewo. Czy sądzisz, że dąb będzie odpowiedni? Jak na dobry początek… Nie nogawkę! Jurij! Kurwa, patrz jak ja wyglądam. – Nie dostrzegłem wcześniej, że mój kompan wymiotuje, więc przetworzona mieszanka trunków z różnych stron Polski oraz turecki lachmachun bez większych przeszkód wylądowały na moich spodniach. Zdenerwowałem się i szybkimi ruchami chusteczką usunąłem resztki pokarmu z ubrania. Pleneru nie wyposaża się w spluwaczki albo w rzygadła, zresztą byłoby to niedorzeczne, bo przecież mnóstwo w nim ustronnych miejsc. Dziwi więc takie postępowanie, precyzyjniej mówiąc „uzewnętrznianie się” na ustroniu moich spodni. Co więcej, ten konsekwentnie budowany nastrój sielanki znikł w mgnieniu oka jak pieniądze z portfela po wizycie w domu uciech.
- Lepiej znajdźmy jakiś hotel, zanim znów się scheftasz. – I choć te słowa brzmiały mało literacko, i moje spodnie prezentowały się niezbyt atrakcyjnie, a w karku odczuwałem suchy ból, to jedynie stanowcze kroki wydały mi się słuszne.
Po drodze do hotelu odwiedziliśmy bar. Nie wyróżniał się spośród okolicznym domów niczym szczególnym. Wnętrze było zadymione, a powietrze można było ciąć nożem i układać z niego kostkę brukową. Od barmana dowiedziałem się o wszystkich możliwych biesiadach, a byłem do tego zmuszony, ponieważ Jurij pomylił nazwy miejscowości, no i nasz kierowca też częściej zaglądał do butelki niż w mapę.
- Biesiada odbędzie się jutro w Chmielniku – poinformowałem kompana. Patrzył na mnie tępym wzrokiem. Może już przestał kontaktować? Patrzyłem tylko jak się kładzie na hotelowym łóżku w ubraniu. – Masz być gotowy na siódmą rano.
- Haraszo – odrzekł w końcu lakonicznie. Po chwili spał snem zimowym syberyjskiego niedźwiedzia.
Z uwagi na zdrowie przełyku nie piliśmy piwa przed zawodami, obiecaliśmy sobie abstynencję chmielową. Nie było jednak mowy o wstrzemięźliwości seksualnej, a że podczas pobytu w pubie dostrzegłem młodą kobietę przy barze, a ona tak na mnie patrzyła, przeszywała mój rozporek i rozpinała guziki koszuli, więc pospieszyłem z powrotem do lokalu, no i się nie pomyliłem, gdyż siedziała tam i sączyło ciągle tego samego drinka. Kiedy zbliżyłem się do jej stolika, spojrzała drapieżnym wzrokiem, tak intensywnym, że łatwo przy jego użyciu kruszyłoby się grube skały. Paraliżowało mnie to, ale nie zatrzymałem się. Jedyną złą rzeczą, która mogła się stać, byłoby zbyt natarczywe działanie. Co zrobię jeśli mnie spławi albo uzna za lubieżnika? Jednak nie po to się tłukłem cały dzień po polskich dziurawych drogach, żeby przepuścić taką okazję. I byłem już bardzo blisko, prawie na wyciągnięcie ręki, kiedy ponownie spojrzała na mnie i wskazała na krzesło. Zdziwiony usiadłem bez słowa, bo tego się nie spodziewałem, aż takiej pewności siebie, więc tym bardziej zaskoczyło mnie to, co się zdarzyło później. Powiedziała z uśmiechem na twarzy, że zwykle bierze dwie stówki, ale dla mnie zrobi wyjątek – sto pięćdziesiąt. Milczałem. Ekskluzywna dziwka na peryferiach? Na to wyglądało.
Zamówiliśmy szampana do pokoju. Smakował okropnie. Jednak zapomniałem
o tym, kiedy zdjęła mi spodnie i stanąłem wyprostowany na baczność. Trzymała go w ustach i poruszała delikatnie głową. Sprytnie pieściła mnie językiem. Po minucie przyspieszyła. Poczułem się bardzo dobrze, aż w końcu eksplodowałem w jej wnętrze. I czułem to, co tej tajemniczej nocy spędzonej z poetką. W tym przypadku wszystko miało jednak mniej emocjonalny wymiar. Kobieta wytarła twarz i zabrała pieniądze. Stałem kilka sekund w bezruchu i gdy się odwróciłem, już jej nie było. Zostałem sam. Bez nasienia i bez gotówki.
21 kwietnia.
O godzinie 14.00 wczorajsze doznania odeszły w przeszłość wyparte przez smak goryczki w ustach. Kelnerki uwijały się pomiędzy stolikami jak w ukropie. Puste kufle znikały ekspresowo ze stolików. Potężnie zbudowany mężczyzna w białym przepoconym podkoszulku, co chwila przetaczał beczki z zaplecza do baru. Pracował jak automat. Starsza odświętnie ubrana kobieta dawała mu co jakiś0 -
też bym się napił, takie ciepełko. No i dobrze że upadł
Wiersz całkiem dobry - taka poetycka apokalipsa piwna...
zdrowie!!!0 -
dobry tekst, [pewnie jutro też tak będę myślał]
a więc dalej i do przodu
salve!0 -
treść rewelka!!!!
można się pobawić trochę wersami, ale i tak robi wrażenie0 -
Ni to stąd ni zza jeża spytam tajniacko Marcinie, czy ty coś przypalasz jak piszesz Cysorza??
brzmi jak wędrówka pasikoników na skraju łąki, rewel!!
[quote]Siedzieli jeszcze przez chwilę, obserwując wędrówkę roztoczy kurzu
Ziom, powiem krótko - to najlepszy twój tekst i szkoda, że tak sporadycznie wstawiasz kolejne części. Olej całą resztę i pisz Cysorza. Ten klimat, ten styl, język, dialogi zawsze można podreperować.
Na razie cesarsko-diabelsko zmiażdżony zagłębiam się w fotelu by obserwować wędrówkę roztoczy...
salve!0 -
No w końcu ten długo zapowiadany debiut. Na plus przemawia to, iż twój pierwszy tekst ma więcej niż trzy zdania, co dobrze wróży na przyszłość. Nie mam głowy do wytykania błędów. Pozwolisz, że wstrzymam się z oceną - chciałbym przeczytać kolejne części.
Niezły motyw z tym wróżeniem z ręki. To fakt - kobiety mają mniej wrażliwą (chyba mało receptorów albo coś ze strefami erogennymi) i nie odczuwają przyjemności, gdy się dotyka zewnętrznej części dłoni...
Jedna prośba - nie zrób z tego romansu lub telenoweli, bo balansujesz niebezpiecznie blisko. Przypominam sobie taki wiersz - Something For Pain Pamiętasz?:> Może tamten klimat zmiksowany z tym dałyby coś bardzo interesującego?
p.s. Narratorka to musi być gorąca kobitka
[quote]Przyjemnie było czuć na sobie rozbierający wzrok mężczyzn i zazdrosny kobiet
salve!!!0 -
Cytatjeśli powyższa osoba okaże
się być ambitną, to za kilka miesięcy będzie pisać duuużo lepiej.
Na tym się zasadza idea forum. Rozwijanie się poprzez pisanie.
[quote] jutro się nad moim będziecie pastwić
Czy pastwić się czy zachwycać? tego nie można z góry przesądzać. Jeśli nas zaskoczysz dawką prozy z nutką poezji to będzie to coś na ból dla moich przekrwionych, zmęczonych oczu.0 -
CytatSanestis Hombre
Ja mam wiedzieć, co autor?
To może jeszcze odpalać śmiechy jak w niektórych serialach.
Jak nie ty to kto? Pytam o twój tekst, więc chyba wybrałem właściwego adresata pytania.
[quote]Czytam Dostojewskiego na siłę
i przepraszam ale czym się zachwycać?
pewnie tak mam
Gwoli ścisłości - bo chyba się nie zrozumieliśmy. Nie chcę cię nakłaniać do Dostojewskiego. Ja tylko chciałem się dowiedzieć czy istnieje analogia (kot-literatura, to głaskanie pod włos i z włosem, głaskanie jako czytanie? Jeśli tak to postulat o twojej permanentnej dosłowności się sam obala).0 -
Cytatnono, to że tekst nie zachwycił to rozumiem,
No, nie zachwycił.
[quote]ale po co te statystyki?
Żeby ci uzmysłowić, że niezbyt dobrze się czyta takie coś. Ciągłe powtarzanie "śnieg, śnieg..."
[quote]a wielokropki, pauzy czemuś służą nieprawdaż?
Oczywiście zgadzam się, ale jaką tu pełnią funkcję - wyjaśnij mi bo ja prostak jestem i nie rozumiem tej wysublimowanej formy czy tez specyficznej konwencji
[quote]a gdzie te błędy?
wywołujace - wywołujące
usmiech - uśmiech
obecnośc - obecność
podchodzace aż do oczu - dochodzące - brzmi lepiej
nie wiem jak to nazwać (Ty pewnie powiesz - zaniedbanie, ale w takim krótkim tekście żeby się nie postarać, no to naprawdę, sory)0 -
CytatPo tytule spodziewałem się czegoś w miarę przyzwoicie napisanego (pomyłka - który to już raz??).
KULA!!! jak dla mnie to za mało na cokolwiek. Błędy, konwencjonalne treści jakich wiele, nic nie wniósł ten tekst.
Żeby nie być złośliwcem proponuję:
1. Wyszukać ciekawy pomysł.
2. Przemyśleć go.
3. Ułożyć sobie plan (nigdy nie zaszkodzi).
4. Napisać (przynajmniej stronę A4 worda) tekstu.
5. Zostawić tekst na kilka dni.
6. Przeczytać ponownie.
7. Zrobić poprawki.
8. Zamieścić na forum.
Widze, ktoś tu się aktywny zrobił...w naukach i dobrych radach...no obserwuje z zaciekawieniem
Wymądrzałem się, bo może Gwiazda chce sie nauczyc pisać, więc należy jej pomóc, ale jak sam dobrze wiesz najwięcej zależy od naszej samodyscypliny i nastawienia.
To dobrze, że w obserwacjach nie jestem sam.
Koniec zgłaskaniem po głowach.0 -
Czytałem w warsztacie. Może lepiej że sobie na spokojnie prześledziłem, bo mogę bez zbędnych emocji coś napisać. Ze względu na to, iż moje uwagi już wcześniej przedstawiłem, to skupie się na odbiorze tekstu. Od jakiegoś czasu dominuje wydanie fizyczno-naukowe Leszka Dentmana z dobrze skonstruowaną fabułą a może sci-fi (Dr Nobody). Ja nie mam zastrzeżeń. Będę się tylko czepiał (chyba znowu) tego braku rysu psychologicznego bohaterów. Dobrze dla tekstu byłoby gdybyś więcej napisał o przeżyciach postaci (czego się obawiają, co czują, co ich podnieca, czym się interesują poza pracą). Teraz są odrobinę sztuczni. Zobaczymy co będzie dalej.
salve!!!0 -
Jak przeczytałem pierwszy raz to się wkurzyłem - o czym Ty piszesz? wolę Terry Pratchett, Kot w stanie czystym. Zresztą zawsze sceptycznie podchodzę to tekstów o zwierzętach i muszą być naprawdę dobre żeby mnie zainteresowały. Za drugim razem zwróciłem uwagę na fragm. Bułhakowa i dobre przejście między tekstem a cytatem z Mistrza i Małgorzaty. A finalnie zainteresowały mnie poniższe przemyślenia, bo są dobre:
[quote]Dzisiaj koty służą człowiekowi do głaskania, nie do łapania myszy. Kryterium doboru zwierzaka – nie „łowność” (zob. „Sami swoi”), a „głaśność” (od głaskania – uwaga dla purystów językowych).
Głaskać można z włosem, można pod włos (moja kocica zagląda mi przez ramię i mruczy mi do ucha – Ty idioto! Co ty piszesz! Nie można!).
Jak łatwo można głowę stracić.
Straciłem głowę dla Małgorzaty (co zrozumiałe).
Dla Mistrza (co mniej).
Dla Wolanda i jego Świty (niezrozumiałe lecz prawdziwe).
Zdarza się.
Uwielbiam „Mistrza i Małgorzatę”, a „Zbrodni i Kary” – nie.
Nie trawię Dostojewskiego, choć usiłowałem się przekonać. Podobnie – nie trawię Prousta.
Pewnie wielu będzie takich, dla których moja ikona okazała lub okaże się niestrawna.
Choć wiem, że ten tekst ma w sobie pułąpkę. nie można go przeczytać tak ja czyli dosłownie.
Więc pytam - z włosem - Bułhakow, pod włos - Proust, Dostojewski??
Kurde, wstyd się przyznać, że ja taki głupi jestem, ale dopiero za czwartym razem rozkminiłem. I wolę ten tekst od "Bawmy sę!"
W tym szaleństwie jest metoda0 -
[quote]Niech was piekło pochłonie GRZESZNICY!!!
niech piekło pochłonie taka prozę!!!!
KULA!!!0 -
kiedy kolejne części?? już to czytałem (chyba w warsztacie).
0 -
Po tytule spodziewałem się czegoś w miarę przyzwoicie napisanego (pomyłka - który to już raz??).
KULA!!! jak dla mnie to za mało na cokolwiek. Błędy, konwencjonalne treści jakich wiele, nic nie wniósł ten tekst.
Żeby nie być złośliwcem proponuję:
1. Wyszukać ciekawy pomysł.
2. Przemyśleć go.
3. Ułożyć sobie plan (nigdy nie zaszkodzi).
4. Napisać (przynajmniej stronę A4 worda) tekstu.
5. Zostawić tekst na kilka dni.
6. Przeczytać ponownie.
7. Zrobić poprawki.
8. Zamieścić na forum.0
Dziennik toksyczny
w Proza - opowiadania i nie tylko
Opublikowano
a czy ja juz pisałem że cię uwielbiam?? jeszcze raz dzięki za ten obszerny komentarz, powoli się przekonuję do twoich sugestii.