Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Katzuja

Użytkownicy
  • Postów

    112
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Katzuja

  1. Na gałęzi mojej rozpusty, zostały ślady ciszy. Poukładany chaos, spóźnionych chwil zapomnienia, wróciły. Zachowane sekrety, upojonych nocnym oddechem, uśpiłam. Bezkarnie krążę wspomnieniach tych, co odeszli bez żalu. Nie rozpamiętuję wyschniętych kieliszków namiętności. Zatarłam ślady pocałunków, moich kochanków. Jak diament, wśród szkiełek, błyszcząca, w zachwycie uniesień. Delikatna niczym kropla ,czysta w spojrzeniach mężczyzn. Perła, skazana na wieczne imię grzesznicy.
  2. Czemu do nieba, droga tak daleka? Czemu nadzieje, zwijane kołowrotkiem marzeń? Skradzione serce, przytępione wiecznością myśli. Jak mgła kryjąca ziemię, ja skrywam te dłonie. Patrzę w te oczy, w głęboką jej tonie. Szaleńcze dni, co dzielić będą nas dwoje Nadchodzą... Mój oddech, znowu martwym będzie spojrzeniem I te łzy, krzyczącym wciąż cierpieniem Płaczę... Potargane przez światy, żywota moje. Gdybym, chociaż mogła, Jak ptak wzbić się do nieba, Jak słońce ogrzewać tęsknoty swoje I słowa tak zaplatać, Jak łańcuch miłości, Liczyć uśmiechy i tętno radości. Gdybym tylko potrafić tak mogła, Patrzeć w przyszłość bez obaw... Czemu los łączy nas dwoje, By granice bram otwierać i strachu? Jestem zmęczona, tym życiem skradzionym. Wiarą, co trudem dnia jest nieskażonym. Wybacz, mą bezradność w miliona oddechów. Wybacz ten wzrok, co ucieka od śmiechu. Tak, jak wina wielka, tak wielkie wybaczenie. Wciąż jednak szukam i cierpię, By na nowo, Odszukać swoje przeznaczenie.
  3. ta poprawka moim zdaniem dużo ladniejsza, pozdrawiam
  4. Nienasycona dusza przepychem życia. Ciało łakome na dotyk słowa. Wiara leżąca pod gruzami prawdy. Tęsknota niczym iskra pochodni Jeszcze się żarzy. Moje myśli? Rozbiegane po zakamarkach twierdzy, Niewiedzy, Czystością przekłamane, Niewinne W ciszy odziane. Pragnęłam zapomnieć o chwili ulotnej, O darze miłości, przepychem rządnej. Słyszę, tę nutę, Gdzieś w oddali. Melodie piękne niczym tonie fali. I choć słów nie wypełni księgi bicze, Ja będę wierna, Jak ptak, co za lot oddaje serca bicie.
  5. Pokażę Ci świat Na miarę szyty dla mnie. Otworzę okna szeroko tak, By zmieściły wszystkie nasze żale. Będziemy oddychać sobą, Jak powietrzem. Ja będę Twoim, A Ty moim wnętrzem. Razem rozkochamy nasze dłonie, Do nieba pędzić będziemy niczym białe konie. Więc, Otwórz oczy szeroko zamknięte. Dotknij tej dłoni I myśli moich wnętrze. Wypowiedz słowa, głęboko skrywane, Oddam siebie całą I moje kochanie. Wiec, Otwórz powieki szeroko zamknięte. Dotknij słowa, co wiążą moje ręce. Wypowiedz, chwile niepowiedziane. Oddamy siebie cali na wzajem.
  6. Nieba chce skraść, kawałek od Boga. Czy czeka mnie za to, kara sroga? Gdy zrywam kwiaty na polnej ścieżce, To nie grzech, a karcisz moje ręce. A kiedy patrzę na lazur spokojnej wody, Czy moje oczy, bać się powinny Twojej trwogi? Jeśli już wdycham, to powietrze, Czy za to, uśpisz Boże moje serce? Gdy życia dech swój, ostatni oddaję, Jest to, za miłość Twoją, czy może za karę?
  7. Poczułam pustkę w przestrzeni mych uszu. Jak skazaniec, czekam w milczeniu. Krew dudni w mojej głowie Niby galop kopyta, ściskając zęby do bólu. Wściekłość rozgrzewa moje wnętrze. Już zasnąć, czy kochać jeszcze?
  8. Dziękuję bardzo :)
  9. Jedno, Małe ziarenko. Nieważne, Czy z owocu gruszy, Czy może z jabłoni. To małe, Lecz jakże cudowne Ziarenko, Chciałabym ukryć na zawsze, W swej dużej dłoni.
  10. Skruszone szkłem, przeplatane myśli. Smutku wachlarz zalany łzami. Tacy byliśmy, Krwiożercy szybkiego czasu, Łaknący chwil spadających liści. Żarem kamieni zbolałych. Trwogą oczu widzianych. Tacy byliśmy, Kochani oddechem świata. Tuleni w objęciach kresu. Martwi w ramionach swoich. Zapatrzeni w cienie przeszłości. Tacy byliśmy, Stworzeni dla siebie, Choć pisani innym. Słowem tępo zapisanym, Miłością ciężką skazani. Tacy byliśmy, Jedyni i niepowtarzalni, W wieczności zakochani. Krok po kroku stąpaliśmy. Ciało, ciału oddaliśmy. Tacy byliśmy, Rozmarzeni skrytym pocałunkiem, Bytu zdradliwym ratunkiem. Zapatrzeni w dusz głębiny. Trwaliśmy chwilą cudną. Tacy byliśmy.
  11. A gdy odejdziesz to, co ja pocznę? Czy kwiatem będę martwej mogiły? Miłość nasza w pąku zaśnie? Odpowiedz miły. Zapomnisz o drzewach, co tak szumiały? O trawie, co nogi nasze podeptały? O tym zaćmieniu umysłu i duszy. O tym bólu, co kamień serca kruszy I czy będziesz jeszcze kiedyś wspominać Tą miłość, co obojga nas zmęczyła?
  12. To szept, to oddech jeden, Motyli tylko szelest. Wiele imion, A w nich odnajdę Ciebie. Pokuszę los, Wiem, że nie powinnam. Poczekam może.. Na przyszłoś, Na wiatr i wschodzące słońce.
  13. Czemu do nieba, droga tak daleka? Czemu nadzieje, zwijane kołowrotkiem marzeń? Skradzione serce, przytępione wiecznością myśli. Jak mgła kryjąca ziemię, ja skrywam te dłonie. Patrzę w te oczy, w głęboką jej tonie. Szaleńcze dni, co dzielić będą nas dwoje Nadchodzą... Mój oddech, znowu martwym będzie spojrzeniem I te łzy, krzyczącym wciąż cierpieniem Płaczę... Potargane przez światy, żywota moje. Gdybym, chociaż mogła, Jak ptak wzbić się do nieba, Jak słońce ogrzewać tęsknoty swoje I słowa tak zaplatać, Jak łańcuch miłości, Liczyć uśmiechy i tętno radości. Gdybym tylko potrafić tak mogła, Patrzeć w przyszłość bez obaw... Czemu los łączy nas dwoje, By granice bram otwierać i strachu? Jestem zmęczona, tym życiem skradzionym. Wiarą, co trudem dnia jest nieskażonym. Wybacz, mą bezradność w miliona oddechów. Wybacz ten wzrok, co ucieka od śmiechu. Tak, jak wina wielka, tak wielkie wybaczenie. Wciąż jednak szukam i cierpię, By na nowo, Odszukać swoje przeznaczenie.
  14. Nienasycona dusza przepychem życia. Ciało łakome na dotyk słowa. Wiara leżąca pod gruzami prawdy. Tęsknota niczym iskra pochodni Jeszcze się żarzy. Moje myśli? Rozbiegane po zakamarkach twierdzy, Niewiedzy, Czystością przekłamane, Niewinne W ciszy odziane. Pragnęłam zapomnieć o chwili ulotnej, O darze miłości, przepychem rządnej. Słyszę, tę nutę, Gdzieś w oddali. Melodie piękne niczym tonie fali. I choć słów nie wypełni księgi bicze, Ja będę wierna, Jak ptak, co za lot oddaje serca bicie.
  15. Pokażę Ci świat Na miarę szyty dla mnie. Otworzę okna szeroko tak, By zmieściły wszystkie nasze żale. Będziemy oddychać sobą, Jak powietrzem. Ja będę Twoim, A Ty moim wnętrzem. Razem rozkochamy nasze dłonie, Do nieba pędzić będziemy niczym białe konie. Więc, Otwórz oczy szeroko zamknięte. Dotknij tej dłoni I myśli moich wnętrze. Wypowiedz słowa, głęboko skrywane, Oddam siebie całą I moje kochanie. Wiec, Otwórz powieki szeroko zamknięte. Dotknij słowa, co wiążą moje ręce. Wypowiedz, chwile niepowiedziane. Oddamy siebie cali na wzajem.
  16. Poczułam pustkę w przestrzeni mych uszu. Jak skazaniec, czekam w milczeniu. Krew dudni w mojej głowie Niby galop kopyta, ściskając zęby do bólu. Wściekłość rozgrzewa moje wnętrze. Już zasnąć, czy kochać jeszcze?
  17. Odciąłeś mi skrzydła, By mój lot, Upadkiem się stał W zamęt morskiej fali. Odebrałeś głos, Zmieniając krzyk W szloch milczenia. Odebrałeś wzrok, By stał się Źródłem potępienia. Odebrałeś słuch, By w muzyce uwięzić nazwę Mojego imienia.
  18. Myślę, więc żyję. Kocham, więc czuję. Tęsknię, więc cierpię. Płaczę, więc żałuję.
  19. Skruszone szkłem, przeplatane myśli. Smutku wachlarz zalany łzami. Tacy byliśmy, Krwiożercy szybkiego czasu, Łaknący chwil spadających liści. Żarem kamieni zbolałych. Trwogą oczu widzianych. Tacy byliśmy, Kochani oddechem świata. Tuleni w objęciach kresu. Martwi w ramionach swoich. Zapatrzeni w cienie przeszłości. Tacy byliśmy, Stworzeni dla siebie, Choć pisani innym. Słowem tępo zapisanym, Miłością ciężką skazani. Tacy byliśmy, Jedyni i niepowtarzalni, W wieczności zakochani. Krok po kroku stąpaliśmy. Ciało, ciału oddaliśmy. Tacy byliśmy, Rozmarzeni skrytym pocałunkiem, Bytu zdradliwym ratunkiem. Zapatrzeni w dusz głębiny. Trwaliśmy chwilą cudną. Tacy byliśmy.
  20. Uczyłeś mnie kochać, to nic prostszego. Trzeba tylko trzymać skrzydła anioła, W sekrecie śpiewać piosenki. Nocą zaś bujać, jak dziecko, Te wszystkie upadłe słowa, Wszystkie dawno uśpione gesty. Rozchylić usta i zamknąć tęsknoty mocy. Spojrzeć w marzenia, na przód wciąż kroczyć
  21. Odciąłeś mi skrzydła, By mój lot, Upadkiem się stał W zamęt morskiej fali. Odebrałeś głos, Zmieniając krzyk W szloch milczenia. Odebrałeś wzrok, By stał się Źródłem potępienia. Odebrałeś słuch, By w muzyce uwięzić nazwę Mojego imienia.
  22. Drgnęła struna mojej myśli, W dłoniach tulę sekret liści. Falę oczu Twych łagodzę Niczym chmura, niebem chodzę. Usta różem posypane, Ciało kwiatem jest usłane. Blaskiem Słońca się mienimy. Nasze gesty niczym rymy, Taktem zgodnym, cicho grają, Z ciałem, serce rozśpiewają. Skrzypce zabrzmią Twoją mową, Będziesz nutą, a ja sobą. Potem fletem ja się stanę, Rozbrzmiewają pięknym graniem. Tak w zachwycie połączeni, W tej muzyce zaślepieni. Zakochani tylko w sobie, Łącząc dusze nasze obie.
  23. On idzie nie bacząc na wicher. On idzie nie dzień i nie tydzień. On przed kwieciem się kłania. On deszczu od siebie nie odgania. On idzie za dnia i nocą. On pociesza liście, gdy krople je trącą. On nie tęskni za ludźmi. On nigdy piechotą się nie trudzi. On rozmawia z ptakami. On cieszy się z motylami. On słucha śpiewu drzewa. On wie, kiedy płacze biała mewa. On ucisza krzyczące głosy. On z trawy nie zrzuca rosy. On wie, kiedy ma milczeć. On wie, gdzie ma szukać dziecię wilcze. On sam jest, jak przyroda. On jest życiem niczym ta woda. On zachwyca się też jałowcem. On prawdziwym jest wędrowcem.
  24. On idzie nie bacząc na wicher. On idzie nie dzień i nie tydzień. On przed kwieciem się kłania. On deszczu od siebie nie odgania. On idzie za dnia i nocą. On pociesza liście, gdy krople je trącą. On nie tęskni za ludźmi. On nigdy piechotą się nie trudzi. On rozmawia z ptakami. On cieszy się z motylami. On słucha śpiewu drzewa. On wie, kiedy płacze biała mewa. On ucisza krzyczące głosy. On z trawy nie zrzuca rosy. On wie, kiedy ma milczeć. On wie, gdzie ma szukać dziecię wilcze. On sam jest, jak przyroda. On jest życiem niczym ta woda. On zachwyca się też jałowcem. On prawdziwym jest wędrowcem.
  25. Garściami chwytam każde ziarno wspomnień. Do dna wypijam kielich rozpaczy. Rozlane wino rozkoszy już wysycha. Zatartych śladów miłości nie szukam. Już nie płaczę, Nie tęsknię. Rozdrapywać ran wieczności nie będę. Kraść sekund kalendarzy nie mogę. Czeluści schyłek nadejdzie. W odrętwiałych dłoniach kruchości, Zamazuję imię swojej przeszłości. Być? Czy będąc może istnieć? Popękane zwierciadło każdego dnia, Zaciska pętlę gardła milczenia. To ja.. A może, to tylko kruche uwielbienie? Rdza niczym pokusa zżera od środka Całą mnie, czy tylko duszę… Krzyk rozdziera ścianę bólu, Wijące się myśli uśpionej nadziei Umierają. Żałować, że się było? Czy być przez żal, w którym się żyło?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...