Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

M._Krzywak

Użytkownicy
  • Postów

    11 587
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez M._Krzywak

  1. Jeszcze raz przeszkodze, ale wydaje mi się że autor powinien miec świadomośc słów, których używa. dlatego zapytałem. I pisze to niezłośliwie zupełnie, tylko Pan jest dobrym poetą i szkoda zginąc wśród zbyt głośnych chwalb. ( a wiem, bo czytałem Pana juz nieraz). Pozdrawiam serdecznie!!!
  2. Jak dla mnie ciekawa stylizacja, ogólnie Pana wiersz mnie pzrekonuje. Pomijam pewne formalne niedociągnięcia ( ta twarz w kałuży - dośc znany motyw). Ale co najważniejsze - prawde Pan piszę! Pozdrawiam serdecznie!!!
  3. Całkiem przyjemny dystans zachowałaś. Ale czy myślisz, że my to tylko gracze? E... Ja na plus, nawet nie zmieniałbym za bardzo, chociaz ta mara szklanego spojrzenia krztynke zgrzyta. I niezłe dwa pierwsze wersy. Serdecznie pozdrawiam!!!!
  4. Arkadiuszu - nie moze byc banalnie prosty, bo nie odpowiesz mi na te pytania. Używajac tak wielkich pojęc jak np. "miłośc" trzeba wziąsc pod uwage jego niezdefiniowalnośc. Bo ja nie wiem. a jak nie wiem, tym bardziej nalezy uważac na owe granice, i nie wiem, skąd to wskazanie, "Ty jestes za nimi". Dlatego nie zgadzam się z żadną powyższą opinią, bo wydaja mi się równie słowolotne( np. "powiedziałeś wszystko" - ho ho!). A pyta ten, kto nie wie, ma prawo... Powinien miec przynajmniej. Taka interpretacja, bo ja osobiście nie podjąłbym się... Właśnie z powodów wyżej wymienionych. Pozdrawiam serdecznie i kłaniam się nisko.
  5. Ale co to jest milośc??? jakie granice? Jak je rozróżnic? Kto ma prawo to wiedziec? Boska miłośc? Chrystus? (mimo wszystko daje do myślenia) pozdrawiam.
  6. Nic w sumie nowego w sensie pomysłu - vide dwa pierwsze wersy ( choc w sumie ja też się o to pytam ) ale dobrze, bo dalej o wiele lepiej. Mnie sie podoba... Tylko troszeczkę pracy... Ostatni wers typowo gwarowy, jakby go pominąc? (ale poco mieszac sie do pracy autora?) Ja na plus. Pozdrawiam!!!!
  7. Ale pomysł zaskakujący. Ciekawe. A warsztat to kwestia czasu... Pozdrawiam!!!!
  8. A Marek opowiadał, istnieje miasto bez oddechu, wytarte z map, wydarte historii. Taka biała plama czasów, które plam białych nie zawierają. Stworzył je Architekt, ktoś absolutnie sprawiedliwy, ktoś absolutnie mądry. Absolut. A Zło i Dobro to podzielona jedność. Ja wolałem zaznawać zła, tak jest wygodniej zresztą, bo nie trzeba się tłumaczyć dlaczego, więc ruszyłem, z plecakiem wypełnionym plackiem jęczmiennym i serem, i krystaliczną wódką. Widziałem czerwone węże i zimę stworzoną z dewów. Widziałem też cudowny posąg Molocha obiecujący tak wiele, lśniący i piękny w swej bezduszności ( na wysokościach światło płonęło potęgą istnienia, a w dole ciemność kusiła tym, co jeszcze niepoznane. Wybrałem). I One, Córki Moabu rzekły: „tyś nasz, ty już zostań z nami”. Jak rzeka wpada do morza, jak zginęło tutaj 24 000 Izraelitów. Nie będę następny, idę, by poznać więcej niż Wy możecie mi oddać z siebie, te wasze ciała są ulepione i polepione. Nie was wyzwolił Perseusz, nie wam szarpać włosy z wiedzy, stójcie przy nim, brodatym starcu i spełniajcie smutną wolę jego. I oto rosną białe kwiaty wokół. Utpala co życie wam nam daję. Pogłaskałem czerwony kwiat, tam, na rozstajach dróg wicher szarpie stary krzyż, tam przeszło wspomnienie o Tobie, tam ja pójść nie mogę. Marek starł kurz z Księgi, i pokazał to miejsce mówiąc: „idź, a co miniesz, już minione będzie, i zapomnij, a dojdziesz. To miasto nie oddycha, tam mury nie ruszają się, nie kleszczą żywych, nie zduszają”. I otóż uwierzyłem. Jestem świadomy ryzyka, Ona jest niebezpieczna, jak bezlitosne fatum każące wyłupić oczy. O, wieszczu niewidomy, a widzący wszystko. Wskaż drogę, a pójdę. Śniłem o Tobie tak niedawno, wessałaś się we mnie i piłaś, widziałem to widowisko. Znasz słowa: „prawdziwą karą jest ta, która uszczęśliwia”. Mój cel. I On milczy . Pustka, skrzypią spróchniałe deski w rytm kiwającej się głowy, świadomie czekam na zagładę. Jeżeli Ciebie nie ma, jestem sam. Tym razem nie zbłądzę, nie jestem śmiertelnikiem, bezradność nie zapełnia mych piersi. Ta piekielna służąca wydzierała karty Księgi, ta diablica skowała Ojca Twego, a Ty przyszedłeś do mnie. Idź. Idź i kontynuuj to zło, które zastałeś. Idź, i myśl, bo w niewiedzy pobłądzisz. Idź, niech ślepiec wskaże ci drogę. I okropny lament wkradł się w chudobę, płacze Ona, synu marnotrawny, nie idź, jutro deszcz spadnie a pustynia zamieni się w Eden. Nie wierzę już w to, pakuję placek, pakuję ser i wódkę. Bez was będzie mi lepiej. Chrzęst wyrywanej kartki, Marek podaję ją, otwieram drzwi, idę. I opadli Aniołowie na ziemię i ich dzieci były złe. Ich dzieci zalęgły się na swiecie tym, ich dzieci nie rozumiały potęgi ducha czystego. Ich dzieci wbijały we mnie szpony i szarpały. A wody stały w miejscu, a nic się nie działo. A miało zalać ich przez moją trwogę i ból mój. I oto hyliczny komponent wbity w płótno trwania. Już przestało cię interesować, już mrużysz oczy by zapaść w sen, by powędrować i być inaczej. Już nie chcesz słuchać opowieści błędnych i mylnych, opowieści nużących i ciężkich. Jestem złym przewodnikiem, przesiąkniętym chaosem, ale nie wyrwiesz mi serca, nie wzniesiesz go na swych dłoniach ku górze, nie jestem kozłem błąkającym się po pustyni. Miasto to jest błękitne, ulice są posypane piaskiem a w środku tkwi kamień. Miasto otoczone jest zielenią, ogrodami i rzekami. I odszedł Marek . I odnajdź mnie teraz i zerwij maskę z mojej twarzy. Ona tańczy, tuż obok, opleciona w len biały, falujący do ziemi, opięta pasem białym i bosa. Obok stół z lnianym obrusem, kaganki napełnione olejem. Ona mnie nienawidzi, zostawiłem ją gdy zamarzła, zostawiłem ją bo byłem zbyt słaby by dać życie, by napełnić ją, by ją ocalić. A gdy uciekałem, kamienie płakały. Obok trójnóg, dwie świece z czystego wosku. Nie sądź mnie teraz, teraz jest już za późno. Ktoś uwiódł i zostawił, ktoś obiecywał i nie spełnił. Niósł światło, zwodnicze kłamstwo, któremu uległaś. Pamiętaj, że błysk to nie światło. A gdy wrócił, przestało być to dla mnie ważne. Oddałem mu ten potargany świstek i rzekłem, że tego po prostu nie ma, że za bardzo wierzy w coś, co nie może istnieć. Że jest opętany i głupi i że nawet nigdzie nie wyszedłem. Zostałem, by zatańczyć w deszczu, by przytulić ją i wreszcie pokochać, bo ostatnio coś zimno w naszym domu.
  9. Ciekawe, niebanalne i dość intrygujące, chociaż jest to spojrzenie z perspektywy ,hm, kobiecej, jednak nie popadasz w schemat i wiersz jest dostępny dla każdego odbiorcy. Pozdrawiam serdecznie!!!!!!!!
  10. W pewnym sensie nudne ( chociaż slowo nudne zupełnie nie pasuje, bo ciężko jest się nudzić) przestaje być nudne czytając takie zabawy słowem. Aż ma się chęć spróbować podobnie (he he), ale to tzreba potrafić. W każdym razie w sam raz na pocieszenie i uśmiech. Pozdrawiam!!!!!! ( ja może stary się robię, ale te "dupy" zgrzytają w uchu. A jakby znaleźć inny, a celniejszy odpowiednik??? )
  11. Taki typ, czy taki styl zawiera w sobie wiele niespodzianek, i jak to tutaj ma miejsce, naprawde przyjemnych i zaskakujących. Szczerze gratuluję i tak samo pozdrawiam!!!!!!!!
  12. Jak się wejdzie w Twój rytm, przyznam zresztą że całkiem odpowiadający mnie, przez chwilę zatapia się w nim. A przecież o to chodzi. Dla mnie, moim skromnym zdaniem, całkiem dobry. Serdecznie pozdrawiam!!!!!!!!!1
  13. Różnie się dzieje. Wczoraj nie było dnia, albo ja zaspałem. Pewien profesor, dość oburzony na mnie ,zacierał ręce. Tłumaczył, że minęło za mało lat, żeby go odkopywać. Kogo, zapytałem, ale spuścił głowę i odszedł. Park był cały zielony, usiadłem by się czegoś napić. Imię jego zapewne nieznane, o wygaśniętej tradycji, armia przeszła po jego grobie, a czerwień go nie przyjęła. Napisze list i przeproszę, pewnie profesor miał rację, nie czas teraz na wspomnienia. Gdy wzruszyła ramionami, wróciłem do domu, spojrzałem w jej ciemne okno, a potem grałem, chwyty: „a d e”. Jakiż ja byłem wtedy inny. Nie ma nikogo, ale to zawsze coś. Coś o druidach, ale to jutro. Miałaś zostać posągiem, ale ten niecierpliwy Pigmalion coś sknocił i musiałaś umrzeć. Albo ja nie zrozumiałem esencji sensu, albo zupełnie nie rozumiem poezji. Wieczorami zapalam papier i gasnę, odtwarzam pewne części, coś błyśnie, by zniknąć. Temat lasu, też jutro. Serca pękają. Dobra historia wymaga poświęcenia. Jeszcze zostaje scena i niedokończony dramat, w którym postacie bezwiednie poplątały się, niektóre w ogóle uciekły, trzeba na wieki zrezygnować z mistycyzmu, tak sądzi profesor, ale przecież serca... Mam wrażenie, że... Dźwięki, wspomnienia, pamięć. Czy to wystarczy by wskrzesić ? Znam drogę do ciebie, a to już coś znaczy, bo nie muszę pytać. Tylko to zapamiętać, napisać, potem przetworzyć, poprawić i nareszcie to można wyrzucić. No, chyba żeby to było o czymś innym. O gniewie. Kiedyś brat zabił w polu brata, później siostra zabiła siostrę w lesie, ale to zbyt nieprzyjemne. Zapamiętać, że słońce to symbol życia. A woda ? Widzowie wstają i klaszczą, profesor klepie mnie po ramieniu, mówi, że to jest sztuka, że po co ja się męczę, i tak nic z tego. Spójrz, oni są prawdziwi, nawet czasami prawdziwsi od nas bo mówią to, czego my byśmy nie powiedzieli, ale chodź, bo otworzyli wyjścia. Tłumaczę mu, że to jest jak obraz, który ożywa. Tłumaczę, że jest tęsknota i za nim, i za nią, ale się od siebie różnią. Ściąga mą maskę, pokazuje palcem sceną, mówi idź i wykrzycz to z siebie, jeszcze wszyscy nie wyszli. Stuka rytm, palcem o ścianę, światła jeszcze się palą, ale już słyszę jak wtaczają się sprzątaczki. Dałaś nic w zamian za tak wiele. Przecież obiecałem ci nieśmiertelność, ślęczę nad tym, układam te linijki. Wtedy przyjechali po nas, a ja wyjaśniam, że nie mogę, nie powiem dziś ani słowa, nie chce nawet słuchać, okazuje się, że równie dobrze mogłoby mnie nie być. Ta kreacja stwarzała nowy pozór, a pozór zrealizowany to fakt, pytanie tylko, na ile dokonany. ale mogłem mieć rację, zresztą gdy wyszli znowu zacząłem układać moich bohaterów w szeregu, ale zaczęli się skręcać, wić, marszczyć, znowu profesor powie, że to nie to. Ciekawe, kto będzie miał racje w tym momencie, ale teraz muszę wstać, dopić, ale to już ciężej wchodzi, mogłem jednak pojechać, ale musiałem stwarzać jednak te pozory, nie tylko ja, przecież gdy ciało męczy, należy stworzyć ducha z wody. Genialne. Przesunął się cień, milcz, słuchaj dalej. Dorastałem w cieniu gmachów potężnych i ponurych. Wypędzali egzorcystów, magików, krzyk zagłuszali właśnie wodą, to powtarza się już, niedobrze. Ich surowość przynosiła nam opasłe księgi denatów, niezrozumiałe sploty wężowych zdań kłamały, choć ciągle były o tym samym. Byli nawet pewni, że to o nich i przez nich, podpierali się życiorysami i datami, ba, nawet pokazywali fotografię. Postać należąca do świata przedstawionego, didaskalia, niech to będzie malarz albo rzeźbiarz. Pewna staruszka opisała mi konstrukcje stworzenia, Kiedy się zawaliła, powstał chaos, z chaosu dopiero powstała forma. Powieliłem kolejną postać wodza na wzór prawosławnego Gruzina, chociaż to wszystko jedno. Pójdę z tym do profesora, niech tylko przestanie padać deszcz. Profesor jest zdenerwowany, na uczelni miało miejsce objawienie, teraz nie ma na mnie czasu, może za trzy lata, jak się pozbierają. Wracam i rozkopuję diablątka kręcące się pod nogami. Niektóre wpadają w kałużę i strasznie się złoszczą. Gdybyś tak miała mundur, jakby to inaczej wyglądało. Profesor przeprosił i się rozsypał. Właśnie przypomniałem sobie o atomach. Coś przekazać, ale to później. Ten pierwszy raz, nad jeziorem, zbyt sentymentalne, ale prawdziwe. To dobre na początek. Ty plus wieczność gwiazd. Z niebios wystaje palec, właśnie palec, ten wskazujący. Układając tą scenę pamiętać o Kafce. Z kokonu wynurza się porucznik, przystawiam dwa palce do beretu, dość przepisowo i melduję, że właśnie idę na śniadanie, bo od wczoraj strasznie zgłodniałem. On wkłada mi do kieszeni dwie bułki, ser, kiepski przekład, jak się później zorientowałem , prozy i poszedł na wystawę. Dostałem rolę, wyraźne kwestie, znaczące słowa. Coś o plemieniu wieczności. Zakryłem twarz dłonią, poczułem jakiś strach, bo to musi być o czymś, czego nie ma i raczej nie będzie. Zakręciła się pętla czasu, powróciło wczoraj, wziąłem do ręki mój szkic i poszedłem do profesora. Tam kupcy rozłożyli swe stragany, krzyczą i krzyczą, są bez skrzydeł, ale za to natchnieni. Wciskałem im ten szkic, mówię, weźcie go, weźcie, a ja po prostu wrócę, ale nie chcieli. Żądali jednak profesorskiej sygnatury. Jeszcze nie mam, ale to nie szkodzi. Oni na noc rozkładają namioty, mają różne twarze, a ja znowu myślę o tobie. To się nazywa nostalgia. Prorok zmyślił wszystkie te lata, określił jakąś nad materię, ale to minie. zostawiłem u ciebie kajecik, pewne wielkie ale nic nie znaczące słowa. Tam wąż przemyka po jaskiniach i tam może właśnie jest on. Ale profesor nie chce tego słyszeć. Jego wola święta jak szczyt góry, ale tobie dam ci z tym spokój, bo to już cały alfabet. Powiem ci jasno. Podobno on jest samotny, siedzi na tronie i milczy. wielki Architekt, Cykliczny Twórca, bo myśl jest przed i czyn jest przed. Kiedyś się nawet gniewał, i to już zachwiało profesora. Ja tobie napisałem: - ci smutni ludzie odchodzą w mrok wisi nad nimi mrok i śmierć czasami się cofają bo brzeg skalisty i stromy a z mgieł powoli wypływa stateczek nadziei i to właśnie wtedy strach i przerażenie nadąsane i obrażone szarpią i krzyczą nie wsiadaj bo nigdy nie wrócisz tobie trzeba żyć dla mnie ciągle choć deszcz tak często pada a on za własną wieczność oddał swe istnienie, w zamian otrzymał milczenie a i czas ruszył do przodu a ty pozwalasz im na takie rzeczy, nie czułaś w końcu ich to przerośnie ale ich smutek cię pogrąży i wchłonie i zniknie boski blask z twej twarzy dokończ to za mnie ja nie potrafię więcej poznałem ich i to jest straszne wessie ich ogrom otchłani lecące kalekie formy przy kpinie Przewoźnika a ty razem z nimi. Nostalgia. To jest prosta opowieść. Coś jak wyciągnięcie korka z wanny, wieczorne katharsis, ciało zastałe w wodzie to mimesis przy wiecznym toposie człowieka, a wszystko to zostało wyrwane z pamięci. Profesorze, dorzucę do tego dramacik, pan to wreszcie podpisze, ja nareszcie się wyśpię, tonów już zmieniać nie będę, ja wiem że Leśmian to Lesman, to pan chodzi obok tych kirkutów i wiecznie się dąsa, a Miciński to nie Przybyszewski, ale to ciągle tworzy dualizm porównawczy. Pan pyta, a ja spuszczam głowę, bo jestem smutny, ale nie zły, bynajmniej Bergson cichutko mi podpowiada, że mam rację. To tak ślicznie powraca, uzupełniam jej obrazami własne braki i właśnie pan, panie profesorze powinien to zrozumieć, to właśnie nazywa się nostalgia.
  14. Tytuł dość prosty, ale okrywający dość ciekawe "wnętrze". Czuję u Ciebie stwarzanie takich odskoczni, pozornie nie mających sensu, ale jak się pomyśli... to można dojść do ciekawych wniosków. Serdecznie pozdrawiam!!!!!!
  15. hm,przyznam szczerze, że chciałem sie doczepić, ale jednak wiersz kunsztowny, choć nie w moich klimatach. Podoba mi się, szczególnie dwa pierwsze wersy. Pozdrawiam!!!
  16. Ale droga mktórą idziesz może poprowadzić do ciekawych rzeczy. Pozdrawiam!!!!!!!!
  17. Cóż, podziwiać, podziwiać. Takie wiersze powinny być na papierze!!!!!! Serdecznie pozdrawiam!!!!1
  18. Leciutka aura nicości, świetny klimat, trafne metafory. Cóż więcej, mimo iż faktycznie tematyka dość, hm, oklepana, to warto było przeczytać Twój wiersz. Serdeecznie pozdrawiam!!!!!!
  19. początek - trafia w me gusta, stosujesz dość ciekawą jak dla mnie formę absurdalnego (w sensie pozytywnym) zaskoczenia. A co do drugiej części - czy warto zmieniać to, co zostało już napisane? Bo fakt - telewizja juz nie zadziwia, ale ostatnio mam wrażenie że pewne rzeczy, które nigdy by nie wyszły na światło dzienne, jednak wyszły. To ludzie są bezmyślnie okrutni, nie telewizja. ale to tak na marginesie. Serdecznie pozdrawiam!!!!!!11
  20. Dodam od siebie: dla mnie na tak. Czy w każdym jest coś z Ikara? A dla każdego faktycznie to się różnie kończy. Pozdrawiam serdecznie!!!!!!!!!1
  21. Rzadko podobaja mi sie takie zakończenia, ale tym razem - jak na eksperyment - całkiem niezłe. Ogolnie dobrze sie czyta. Pozdrawiam!!!!!!!1
  22. szczególnie przed egzaminem!!!!!! Gołębia to historia i faktycznie, jest w tych kamieniczkach,hm, zaduma, jakiś inny spokój. ale to nie cały Kraków, chociaż jak dla mnie - całkiem przyjemnie. Pozdrawiam.
  23. No, nie kazdy debiutuje jako mistrz, bo do tego długa droga. Co do wiersza- taki "koszmarny ' to on nie jest, ale co razi - zbytnie wyjaskrawienie "siebie", szzególnie dość romantyczny krzyk nad przepaścią - to juz długa tradycja. postaraj sie szukać innych rozwiązań i pisz dalej. Pozdrawiam!!!!!!!!!!!
  24. Co na początek - rytm się troche łamię, może ten egoizm ludzki jest zbyteczny. Wg. mnie to fatalne uproszczenie. Napisać naprawdę dobry wiersz jest bardzo trudno (niestety), ale w końcu po to istnieją uwagi. Osobiście uważam, że jest zbyt , hm, "prosty, ograny". a co na plus - chwila zastanowienia, proba ujecia tego i opisania. Serdecznie podrawiam!!!!!!!!!!
  25. Krotkie i zarazam treściwe i wnoszące coś nowego. podoba mi się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...