Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

adam sosna

Użytkownicy
  • Postów

    4 140
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez adam sosna

  1. przepraszam najmocniej dla mnie trywialny=przewidywalny=banalny dla mnie...
  2. Za tło – zaoknie Teraz takie jesienne Dwie kocice Już prawie dorosłe Czasami przychodzą Do mojego pokoju Czuję się wtedy ich gościem Godzinami futerka myją Siedzą na parapecie Jak ja patrzą na jesienne drzewa Gdy okno uchylone Słyszą szelest opadłych liści Usiłują złapać wiatr przez szybę Usiłują złapać chmurę przez szybę Potem pokazują zęby ziewając Ogony dostojnie prężą Wychodzą – nie jestem już gościem Adam Sosna(2005.10.24)
  3. co racja to racja - mea culpa i dzięki
  4. słońce może po nieboskłonie "wędrować" w dół lub w górę zależnie od pory dnia.
  5. Słońce podnosiło się w górę, a on wyczarował dwie butelki piwa. To piwo zwróciło nas światu. Po naradzie postanowiliśmy dać sobie spokój z żaglówką. Wzięliśmy koc i poczłapaliśmy na basen z mocnym postanowieniem kąpieli w mokrej wodzie i nicnierobienia. Zajęliśmy dobre miejsce gdzie nieco cienia dawała wieża ratownika, cienia i nadziei na szybką interwencję. Ratownik – samiec – z rodzaju bardzo męskich, znał mnie z widzenia i nie odezwał się ni słowem. Opalaliśmy się kibicując nadciągającym parom damsko-męskim i zastanawiając się, jak długo przetrwają? Cieplej się zrobiło – wskoczyliśmy do wody. Potem znowu cudowne nicnierobienie w towarzystwie słońca i wielu ludzi, którzy nadciągnęli tego dnia na basen. Dobrze nam było. Wspominam szczególnie jeden moment, w którym się nieco odsłonił. Wyglądał pięknie, o czym już pisałem. Nadto mimo uprzedniodniowej popijawy, wyróżniał się dbałością o wygląd. Rzekłbym – estetyką wykończenia. Zostawiłem go samego na chwilę. Ochładzałem się w wodzie intensywnie. Kiedy wracałem, z wody na koc stwierdziłem, że otacza go cały rój kobiet – młodszych i starszych. Dopchałem się wreszcie do koca. One zniknęły. „Czego te baby chcą?” – poskarżył się cicho. Ponownie – ze śmiechu tym razem – znalazłem się w wodzie. Zeszło do obiadu. Szef się postawił i nam postawił w pobliskim bufecie pretendującym do miana restauracji coś co przypominało schabowego. Popołudnie – właściwie aż do zachodu słońca, zeszło nam na basenowym lenistwie. Potem poszliśmy grzecznie spać, każdy do swojego. Znowu sznurowanie namiotu, i materac, i twarda ziemia. Obudziłem się bardzo wcześnie. Choć to pierwsza połowa lipca – słońce jeszcze nie wyszło. Powoli (jak powoli to szybciej) odsznurowałem namiot i wywlokłem się z ciepłego zaduchu w chłodną, niemal zimną, rześkość. Nie spał już. Stał na werandzie zamyślony. Piękny! Nie ulega wątpliwości. – smyrnęło mi w głowie. Cisza. Nawet ptaki jeszcze spały. Wiatr też jeszcze spał. Woda gładka jak nóż, którym kroiłem mielonkę. Wiesz dlaczego tak fajnie z tobą? – powiedział. Nie litujesz się. Nie udajesz, że nie widzisz. Wiem że nie akceptujesz, a jednocześnie nie odrzucasz. Widzę u ciebie fascynację tematem większą niż mną. Ale i fascynację mną. To niebezpieczne. Ja jestem taki zwykły. Mimo tego co widzisz. Jestem zdumiony, że ktoś taki jak ty, istnieje. Nie odsuwasz się z obrzydzeniem, nawet odruchowo. Kiedy piliśmy te trzecie pół, film ci się urwał. Przyszło trzech nieprzyjemnych, z parszywymi tekstami i zamiarami wobec mnie. Złapałeś wtedy za pagaj i jednego zdrowo rąbnąłeś, rycząc – nie oddam co moje! Uciekli. A ja poczułem się twój. Bardzo twój. Być może przesądziłeś niechcący moją przyszłość. Od dwu lat chodzę na terapie, bo rodzice tego chcą. Teraz ja chcę... Rozgadał się. Nie wiedziałem co powiedzieć. Milczałem. Zrobiło się cieplej. Poszliśmy, podpierając się pagajami, po osprzęt żaglówki. Potem znane już czynności. Odbiliśmy od pomostu. Pogoda się zmieniła –wiatr stężał, ochłodziło się nieco. Na niebie, dotąd czystym pojawiły się chmury. Wiatr zaczął wyprawiać przedziwne harce wiejąc z coraz to innej strony. Raz słabiej, raz mocniej. Czasem wcale. Prawy luz! Lewy wybierz! Rufa-zwrot! Sztag-zwrot! Męczyłem komendy, niezbyt przepisowe, lecz krótsze i zrozumiałe. Musieliśmy się nieźle zmęczyć, żeby nie dać się przewrócić. Ale daliśmy radę. Na żaglówce nie było czasu na uśmiechy, spojrzenia, gesty chęci lub niechęci. Wiatr nam nie dał rady. Nie poznaliśmy bliżej wody. Przybiliśmy do pomostu. Zrobiliśmy co było do zrobienia i poszliśmy do znajomego baru na obiad. Popiliśmy piwem, by zmyć smak starego tłuszczu. Pocieplało. Wiatr odszedł. Wodę wygładziło. Po koc do campingu i na basen, w znajome już miejsce. Z żaglówką mogliśmy dać sobie spokój. Tak nie wiało. Bywa. Takie chwile można poświęcić na rozważania o życiu i o śmierci. O czym myślisz? – pytam w duchu siebie. O szybownikach. Musi być wspaniale tak lecieć z wiatrem, lub pod wiatr. Z chmury pod inną. Szukać kominów wznoszących i unikać miejsc duszących. Gdybym nie żeglował, to bym szybował. Podniosłem się na kocu. Przyjrzał mi się krytycznie i powiedział: „Mógłbyś o siebie trochę zadbać.” Odparłem: Mógłbym. Ale poczułbym się wtedy nieco zagrożony. Wrzucił mnie do wody! Fajnie – pomyślałem jeszcze pod wodą. Wypłynąłem na powierzchnię i z całych sił bryznąłem wodą. W miejscu gdzie przedtem był on, siedział „znajomy” ratownik. Dostało mu się strumieniem wody. Za „niewinność”. Skoczył do wody. Złapał mnie i przytopił bez trudu, bo był silniejszy. Nagle poczułem się wolny. Z wody wychyliłem się tylko po to, by zobaczyć jego opalone nogi i bajerskie kąpielówki szybujące nad deskami basenowego pomostu. On, nawet nie wchodząc do wody, złapał „znajomego” ratownika i rzucił nim jak szmacianą lalką, za basen. Zapomniałem napisać, on miał 195 cm i gołą ręką gwoździe wbijał. Piękny był i bardzo silny. I małomówny jak ja. Ponownie spotkaliśmy się w mieście po piętnastu latach. Nie poznałem go. Szedł przygarbiony w wytartej jesionce. Poznał mnie. Ja jego nie. Wyciągnął z portfela zdjęcia kilkuletniego chłopaka i jakiejś superlaski. Syn i żona – powiedział. Spojrzałem na niego i odparłem – obyś tego nigdy nie żałował. To był koniec naszej znajomości.
  6. Niestety. Trzeba na brzeg. Na brzegu to co zwykle. Żagle trzeba zwinąć, pochować osprzęt w hangarze żeby nie ukradli. Słuchać wrednych pytań prawdziwych macho w ciasnych kąpielówkach: No co – jak było? Twierdzeń w rodzaju: Pewnie ci dogodził albo ty jemu! Spojrzałem na Niego. Tylko się uśmiechał – też się uśmiechnąłem. Poszliśmy powoli w lasek brzozowo-sosnowo-campingowy ze złym rechotem za plecami. Poszedłem coś zjeść do namiotu. On do campingu. Wygonił mnie przed namiot zaduch, jego z campingu też. Popołudnie leniwie celebrowane na „basenie” – budowla z desek na pływakach. Przed wieczorem – odwieczne pytanie – kto leci? Losujemy. Wypadło na mnie. Wskoczyłem na dyżurny rower – damka to była i dzielnie pokręciłem na najbliższą melinę. Pięć kilometrów w jedną stronę. Dzisiaj pewnie zastukałbym w komórkę i taksówka by mi dowiozła nasze pragnienie. A trzydzieści parę lat wcześniej? Trzeba się było napocić. Oj trzeba. Po przyjeździe ojcowie budowniczych Huty Katowice, może i budowniczy grzecznie zapytali – czego? Wybór był wielki – „Czysta czerwona kapslowana” i „Czysta niebieska kapslowana”. Zapytałem grzecznie o „Wyborową” Dostałem z buta „za politykę”. Poprosiłem jeszcze grzeczniej o dwie „niebieskie”. Dostałem dwie - „czerwoną” i „niebieską”. „But” został przy ziemi. Czekał. Zapakowałem cenny płyn w koszulę. Ruszyłem, półnagijeszczetrzeźwy na rowerze „damka skrzypiąca” w drogę powrotną. Najwyraźniej cios nie był zbyt silny. Przyjacielskie klepniecie raczej, pełne troski o klienta. Kiedy znalazłem się na drodze z betonowych płyt, błogosławiłem w duchu koszulę, chroniącą butelki przed rozbiciem, a cenny płyn przed wylaniem. Dojechałem! Ja cały, one całe. Pełnia szczęścia. Nie było mnie, może z pół godziny, może z czterdzieści pięć minut. On, w tym czasie, wywlókł z campingu na werandę stolik i dwa krzesła. Usiedliśmy. Problem mieliśmy z naczyniem do picia. W końcu on wziął „czerwoną”, ja „niebieską”(przez wzgląd na poglądy). Piliśmy równo – palce miał tak grube jak ja. On zagryzał cytryną a ja „mielonką popularną”. Równo osiągnęliśmy dno. Poszliśmy sobie chwiejnie „na bok”. Rozpoczęliśmy rozważanie „pół na łeb”? mało! Ofiarowałem się dzielnie: jadę. To była dzielność – chwiałem się już mocno na nogach. Gdybym dosiadł roweru – nie trafiłbym pewnie w bramę i na drogę. Spojrzał na mnie krytycznie i wyciągnął z koca, zwiniętego na łóżku, pół „Wyborowej”. No nieźle – pomyślałem chwiejnie. Pijemy pod „mały palec”. Starczy na dłużej. Ale... Czasu nie oszukasz. Dno bezlitosne mówi: - koniec! Udajemy się na spoczynek. On w campingu, ja w namiocie. Jemu to dobrze – myślę. Trzaśnie drzwiami., na łóżko się zwali i śpi! Ja przed snem musiałem wykonać dwie skomplikowane czynności – nadmuchać materac I zasznurować wejście do namiotu. Udało się! W nocy, niespokojnej nocy, zbieram się kilka razy do wyjścia. Nie wyszło! Słoik musiał mnie uspokoić. Szczęście, że był. Zastanawiałem się tylko nad twardością ziemi. W dzień, tak mile i bez oporów prawie przyjęła szpilki i śledzie. Teraz ledwie żywy, spadam z niewielu centymetrów nadmuchanego materaca. Ona taka twarda! Świnia, nie ziemia! Swoją drogą – szczęście, że spada się w dół nie do góry. Jak miało być? Było dobrze do rana póki nie otworzyłem oczu. Ból głowy straszliwy z pomieszaniem suchej gęby. Już nie było dobrze. Zamknąłem oczy. Jak dobrze. Otworzyłem. Źle! Nie otwierać oczu. Jak najdłużej. Wszystko piękne ma swój koniec. Otworzyłem oczy ostatecznie. Powoli i z namysłem rozsznurowałem namiot. Tak mi się śpieszyło. Wypadłem cierpiący cały z namiotu, poszukałem menażki, do menażki nalałem wody – gdzie kran ogólniedostępny – wiedziałem. Woda. Ta cudowna mokrość w suchej gębie. Przysiadłem na stopniach campingu. Z menażką między drżącymi kolanami. Usłyszałem klang otwieranych drzwi. Usiadł przy mnie nieproszony. Przypiął się do mojej menażki. Wydał westchnienie ulgi po pierwszym łyku. „Kac nie ma orientacji seksualnej” – powiedział. To były jego pierwsze słowa odnoszące się do sytuacji miedzy nami. Czy było jakieś „między nami”? Zrozumienie? Porozumienie? Smutek? Żal był, że on nie jest kobietą. Albo, że ja nie jestem. Tak się złożyło. Ten jeden raz żałowałem. Czego?
  7. racja gdy chodzi o interpunkcję racja dotyczy wskazanego miejsca co do nawiasów nie ma zgody ilu jest takich co wiedzą co to "pagaj" "czerpak"? zastanawiałem się jeszcze nad słownikiem
  8. Ranek był. Zdążyć na pociąg – takie miałem zadanie. Uciekałem z miasta, właściwie od jego głosów. Uciekałem z miasta, właściwie od jego zapachów. Uciekałem z miasta. Zdążyłem! Zgodnie z rozkładem jazdy odjechał ze stacji. Łomot typowych wagonów, słońce wznosi się wyżej i mocniej grzeje. W pociągu to czuć. Zgodnie z rozkładem jazdy przyjechał. Jestem taki szczęśliwy. Wysiadam. Na lewym ramieniu bagaż – w worku – skromne odzienie i namiot z materacem, z kocem i jakieś żarcie i manierka. Idę ścieżką wzdłuż torów, potem pagórki porośnięte trawą, potem lasek brzozowy... Wreszcie nasyp, a na nim zapomniane tory. Na zapomnianych podkładach drewnianych Trzeba ten nasyp sforsować – szczęściem ścieżka biegnie trawersem (zakosami). Iść mi najwygodniej, i niewygodnie, torami. Niewygodnie, bo odległość między podkładami na miarę dziecka, a nie prawie dorosłego człowieka. Wygodnie, bo najbliżej torami do celu podróży. Schodzę z nasypu na drogę ułożoną z betonowych popękanych płyt, w pęknięciach rośnie trawa niewysoka, bo zdeptana kołami samochodów jadących z rzadka. Za drogą płot. Za płotem las z domkami campingowymi. Z laskiem z domkami – woda dość czysta. Tysiąc dwieście metrów długości. Osiemset metrów szerokości. Kiedyś była tu piaskownia – odkrywkowa kopalnia piasku. Na wodzie przy bojach – żaglówki! Takie łódki – służki dwu żywiołów: wody i wiatru. Nie znam milszego dźwięku od łopotu żagli. Nie znam milszego czucia od bólu dłoni – długo zaciśnięte na linach zostawiają krew – czerwone ślady uporu i walki o uchwyt. Płot. Brama – zamknięta. Furtka z dzwonkiem. Dzwonię. Otwiera mi. Szef. Spalony słońcem starszy facet na biało – zna mnie z widzenia więc wpuszcza. Wskazuje bez słowa domek campingowy. Nic nie mówi. Słowa zbędne gdy pociągnąć nosem. Idę laskiem ku mojemu, dzisiejszemu przeznaczeniu. Domki campingowe tu duże, solidne, z grubej dykty, z werandą. Zwalam worek na werandzie, wskazanego domku. Łomot, szczęk, sypiących się z worka, aluminiowych śledzi. Otwierają się drzwi i w nich staje On. Jaki piękny – myślę! Spierdalaj – mówi i energicznie zatrzaskuje drzwi. Podmuch powietrza ruszonego drzwiami rzucił w mój nos zapachy kremów i perfum. No tak – myślę znowu, że On taki piękny. Ja spocony nie jestem w jego typie. Spokojnie, metodycznie, jak mnie Ojciec uczył, stawiam namiot. Przypinam podłogę szpilkami do ziemi, z masztami gramolę się do środka, potem śledziki z aluminium i linki (ech... kiedyś to były namioty). Błogosławię miejsce – taka miękka ziemia, sucho, i pod parasolem brzóz i sosen. Wrzucam graty do namiotu i wierzchnie miejskie odzienie. Zostaję w kąpielówkach. Potem do hangaru z garażu, biegnę po bom, worek z żaglami, po ster, po czerpaki(wodę się nimi wylewa), po pagaje(wiosła specjalne do żaglówki). Potem do łódki przy pomoście. Uginam się pod ciężarem niesionego osprzętu. Rzucam bom z workiem do łódki, ster delikatnie wkładam i czerpaki, i pagaje. Pochylam się nad linką-uwięzią i nagle jestem w cieniu. To On. Masz mnie uczyć podstaw – mówi. A ja wolałbym żeby to cień jakiej laski był! No – mądrze odpowiadam. Wskakuj – mówię. Oddycham z ulgą, że wolałbym... Mam taki układ z szefem, czasami podrzuca mi chcących uczyć się żeglować. Muszę kiedy ten układ uściślić. Ma mi podrzucać mężczyzn, lub kobiety. Raczej kobiety w wieku przedpoborowym. Chwytam za wiosła i parę machnięć sprowadza mnie do boi. Do boi, przypięta stoi ona – żaglówka, jeszcze goła, bez żagli, steru i bez nas. My w trudzie, bacząc, by nie wpaść do wody, z łódki na żaglówkę, rzucamy ster, bom, worek z żaglami, pagaje na końcu siebie. Jesteśmy! Zwalniam z uwięzi żaglówkę. Holujemy do pomostu łódkę machając dziarsko pagajami. Ubieramy żaglówkę – śpieszymy się do? Właśnie – śpieszymy się do żagli z wiatrem! Do wody niosącej! Śpieszymy się bardzo do szmeru – dźwięk niepodrabialny – wody łaszącej się do burt. Płyniemy! Patrzę w górę na żagle. Uśmiecham się, On też. Jesteśmy szczęśliwi! Tak płynąć, płynąć... Wcześniej błysnąłem rzecz jasna swą wiedzą, co jak się nazywa, jak się zachować w jakiej sytuacji – trułem tak i pomyślałem, że to co wiem, to co mówię, mam od Ojca. To co czuję – mam od Matki. Płyniemy dalej. Zwrot jeden, zwrot drugi – trzeba, bo brzegi bliskie – idealne szkoleniowo. Dobrze, że trochę wieje i nie za mocno.
  9. zgadzam się na nijaki, nie na pretensjonalny, nie na siłę, nie na banalny rym "przyplątał" się sam, nieproszony
  10. stoi w deszczu stoi w mrozie lodowy jej wazon ze szronu korona za tło jej krzyż jeśli ściemnieje niebo może oświetli ją chybotliwy płomień naszej pamięci? wzywam Was! Wszyscy Święci! bądźcie z nami proszę...
  11. Ars poetica? rzecz jasna przepraszam
  12. Pamiętam o Czesławie Miłoszu Co Cię skłoniło by jechać pół świata Z gościnnego Berkeley do równie gościnnego Krakowa Kraków - zamglone miasto o niezbyt zdrowym klimacie i nieufne wobec obcych Musiałeś się chyba dowiedzieć o mnie Lecz nie wiem skąd Ja przecież nie z Krakowa, a z pobliskich Katowic Przyjechałeś tu umierać Tu, gdzie medycyna jest taka sobie. Uboga. Bogata jedynie sercem Bo może Kraków przypominał Ci Wilno Może w Krakowie odnalazłeś Ostrą Bramę Bo na pewno ducha Czasu oddech. Bo i w Krakowie i w Wilnie Spoglądasz na Jagiełłów zamek Czy Wisła nie przypomina chwilami Swymi zakolami Wilii zakól? Adam Sosna (2005.01.20) Miłosz Czesław Ars petica? (piersza zwrotka) Zawsze tęskniłem do formy bardziej pojemnej, która nie byłaby zanadto poezją ani zanadto prozą i pozwoliłaby się porozumieć nie narażając nikogo, autora ni czytelnika, na męki wyższego rzędu.
  13. Cierpienie jest jedno. Ale pochodzenie cierpienia różne. Może być cierpienie wynikłe z bólu ciała lub z bólu ducha. Pierwsze, na ogół to ostrzeżenie przed chorobą lub jej objaw. Daje się zwykle ułagodzić tabletkami lub zastrzykami. Drugie... To drugie cierpienie jest czasem tak silne, i tak naprawdę nie wynaleziono żadnego skutecznego lekarstwa na ten drugi ból. Poza ucieczką w niebyt. Nie! Nie chcę być!. Tak boli to, że jestem! A jednak jestem. Ja bardzo, cholernie chcę być, tak cholernie chcę, że olewam cholerne cierpienie. Jestem ciekaw - co będzie jutro? Co wymyślę, co wymyślisz, co wymyślimy jutro? Miłuję życie. Swe własne. Ale nie tylko. Każde życie jest warte miłości. Życie jest z miłości. Moje jest! "Być, albo nie być?" Jak odpowiedzieć, na tak postawione pytanie? Czy Szekspir sam je wymyślił? Trudzą się filozofowie, księża i poeci! Trudzą się od wielu lat. Odpowiedź jest bardzo prosta! Tyle, że każdy kto jest musi odpowiedzieć na to pytanie sam! Ja nie odpowiem. Nie odpowiem za nikogo. Nie odpowie filozof. Nie odpowie ksiądz. Nie odpowie poeta. Za nas. Tak lub nie! Wybieraj! Jeśli możesz. Jeśli ktoś zawłaszcza twoją możliwość wyboru - czy być? Jeśli ktoś chce cię zabić? Jeśliś skrwawiony, zbity, półzamęczony? Wybieraj! Po to jesteś! Nieś ten krzyż! Nie upadaj pod tym ciężarem! Ja Ci batem pomogę wstać! Nieść ten krzyż? Co mnie to obchodzi! Co mnie obchodzi Twoje cierpienie? Co mnie obchodzi Twoja niemożność? Ja czynię gest Piłata. Ja idę spać! Albo włączę telewizor. Żeby tylko nie myśleć. Przejrzę telewizyjne kanały. Tam mnie atakuje od lat facet w czerwonych portkach i żółtej koszuli - Jerzy Owsiak. On nie zasnął. Nie "umył rąk". Atakuje od lat nasze sumienia. I nikt nie wie ile istnień ocalił. Tego nie można policzyć! WIELKA ORKIESTRA ŚWIĄTECZNEJ POMOCY (WOŚP), akcja charytatywna zainicjowana w 1991 przez rock'manów, potem przez J. Owsiaka; organizuje koncerty i zbiera pieniądze w całym kraju na zakup sprzętu medycznego dla szpitali dziecięcych; podsumowanie całorocznej akcji podczas tzw. wielkiego finału (pierwszy I 1993 w Warszawie). Może dzięki niemu, dzięki Jerzemu Owsiakowi jesteśmy bardziej razem, jest nas więcej, jesteśmy zdrowsi, jesteśmy silniejsi? Czuję to! Czuję, że jestem. Także dzięki Niemu. "Być, albo nie być? - To wielkie pytanie." Czy wynaleziono już skuteczne lekarstwo na uczucia? Jaki wspaniały jest świat bez uczuć! Można w nim wszystko. A jaka wielka nasza efektywność(skuteczność)! Urodziłem się i żyję w kraju gdzie sukces w rozrywce osiągnął zespół "Łzy"! Czyż może być większa ironia?! Nie, nie płaczemy, bo nam źle lub smutno, nie płaczemy ze szczęścia. Płaczemy bo ktoś kroi obok cebulę lub trze chrzan! Czasami płaczemy gdy zostajemy sami. Rozgorzała ostatnio dyskusja nad traktatem konstytucyjnym Europy Cierpię, bo dokument na który wyraziła zgodę delegacja z Polski, zapomina o podstawie europejskości. Mamy ten dokument lekceważyć? Francuzi powiedzieli "Nie" Holendrzy powiedzieli "Nie" To trzeba ich tak arogancko lekceważyć?! To przecież panie prezydencie Francji prosta droga do wojny! Po to jest referendum. Po to są wybory. Abyśmy powiedzieli - tak lub nie. Abyśmy powiedzieli - ten lub tamten! NON POSSUMUS! Nie mogę godzić się na zapomnienie o podstawowym wątku w europejskich dziejach. Nie mogę zapomnieć o Św. Franciszku, o Kanossie, o Ryszardzie "Lwie Serce", o Joannie D'ARC. Idziemy od Fatimy, przez Lourdes, przez Licheń, przez Częstochowę, przez Ostrą Bramę w Wilnie. Chwała politykom, że możemy tę drogę przebyć bez zgody urzędników. Lecz gdy patrzę na wizerunek Matki Bożej Licheńskiej z gwiazdami wokół głowy i z orłem na piersiach widzę także łzy w Jej oczach. Nie. Nie możemy o Niej zapomnieć w fundamentalnym dokumencie Europy. Nie możemy zapomnieć o wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej w kwiatach zatkniętym na płocie Stoczni Gdańskiej, zatkniętym tam by bronił dzieci wolności przed dziećmi zniewolenia. Nie możemy zapomnieć o Bogu. My, naród (jak zaczyna się konstytucja USA i jak zaczął Lech Wałęsa swe wystąpienie przed Kongresem USA) nie możemy zapomnieć. W imię upadłego Muru Berlińskiego - tego jałtańskiego bękarta - w imię sprzedanego płotu Stoczni Gdańskiej - nie możemy! NON POSSUMUS! Ja i Kościół! Ksiądz, katecheta, który zupełnie bezinteresownie odwiedził mnie w szpitalu. Lekcje religii - nie w szkole, lecz późnym popołudniem, w kościele i dobrowolne, gdy na jednym miejscu w ławce siedziało nas dwóch. Opowieść jednej pani. Gdy była w jednym z arabskich krajów zostali ona i jej mąż dołączeni do wielojęzycznej grupy. Razem z tą grupą zwiedzali meczet. Przed wejściem ona i jej mąż zdjęli buty. Gdy wychodzili, otoczyli wszystkich uzbrojeni w karabiny mężczyźni. Z całej zwiedzającej meczet, grupy tylko oni przeżyli. Uratował im życie prosty gest. Zdjęli buty. Radość, gdy Ojciec wyjaśniał mi, czemu dzwony kościelne słychać o tak niezwykłej porze! W październikowe, późne popołudnie. Spotkanie z Ojcem Świętym w Oświęcimiu. Spotkanie z Ojcem Świętym w Krakowie. Gdy byliśmy w Moskwie i zwiedzaliśmy Kreml, cała tak różna wiekiem i przekonaniami grupa z Polski, przy wejściu do muzeum ikon zdjęła czapki. Potem rozmowa z "pilnującym" nas weteranem - trzy rzędy orderów. Ten weteran powiedział mi, że owo zdejmowanie czapek, to cecha wyróżniająca polskie grupy. Pasterka stanu wojennego, na którą podążałem z Matką pustymi zaśnieżonymi ulicami, bo samochodom nie wolno było jeździć. Krzyż, duży krzyż, ze zniczów i kwiatów na stopniach mojego kościoła gdy z niedowierzaniem oczekiwaliśmy na tę najgorszą z możliwych wiadomość. Tłum wielki na, niestety, pogrzebie Księdza Jerzego Popiełuszki. Ten śmieszny, a bardzo mądry dwuwiersz autorstwa chyba Piotra Skrzyneckiego: "Znów jesteśmy pierwsi w świecie! Piosenki mamy w kruchcie a modlitwę w kabarecie" Pamiętam piosenkę "Zamiast" śpiewaną przez Edytę Geppert w Opolu gdy po tej piosence widzowie i słuchacze wstali z ławek. Przecież ci ludzie przyszli się bawić. NON POSSUMUS! Rozumiem, że dla innych Kościół może być symbolem ograniczeń, że mogą jeszcze cierpieć od wyznających zasadę: cuius regio, eius religio Dla mnie jest i zostanie Kościół symbolem wolności, symbolem nadziei, symbolem miłości. Uszanujcie wolność, uszanujcie nadzieję, uszanujcie miłość. Teraz doszła jeszcze sprawa katyńska. W Parlamencie Europejskim, ustami jego przewodniczącego "dowiedzieliśmy się", że Katyń to sprawa jakich wiele, że chcemy, my Polacy, wciągnąć Europę w wojnę z Rosją! Ja nie chcę. Mnie jest obojętne - kto zabił. Czy naziści czy komuniści? Dla mnie ważnym jest, że Anglik, Francuz, Niemiec, Grek, Włoch, Hiszpan nie mają czasu wedle przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, by pamiętać. Zapomnijcie panie i panowie z Europy. Tak jest wygodniej. Zapomnijcie o Katyniu, zapomnijcie o Oświęcimiu. zapomnijcie o Serebrnicy, Jutro będziecie się zabijać dla zabawy. Nic to nowego. Bo "nie zabijaj" to anachronizm, to konserwatyzm. To nienowoczesność. Życie, choć niepowtarzalne, nieodtwarzalne, jest do kupienia! Czemu ,na początek, nie zmodyfikować istniejącej konkurencji sportowej - biathlonu! Wystarczy zamiast do tarcz, strzelać do konkurentów! Wyobraźcie sobie taki piękny widok! Biegnie zawodnik bardzo zmęczony. Meta tuż. Meta blisko. Nagle zza drzew pada strzał. Zawodnik też pada, lecz nie ze zmęczenia. Pada martwy! Najazd kamery - zbliżenie. Na twarzy zawodnika widać spokój. Dla tego zawodnika bieg się skończył. Cięcie. Najazd kamery - zbliżenie. Zawodnik, który strzelał boi się. Boi się, że ktoś go zastrzeli przed metą! Wszystko to już było. Wspomnijcie walki gladiatorów. Ambitni politycy rozszerzyli Europę? Nie! Europa była tak szeroka. Europa jest wielka lecz musi pamiętać o swej historii. I to bardziej musi pamiętać o "wiara, nadzieja, miłość" niż "wolność, równość, braterstwo". Ale żeby było konstruktywnie! Sięgam po przysłowie: "Gość w dom. Bóg w dom!". Ale żeby konstruktywnie było - "Gościu, siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie!" Każdemu kto do mnie przyjdzie podam wodę, każdemu kto do mnie przyjdzie podam chleb. Każdego uszanuję kto mnie szanował będzie. "Nie" powiem. Nie będę szanował prawa, nie będę przestrzegał prawa, które mnie nie wyraża. Powiem "Nie"! Powiem "Nie" bo ja muszę pamiętać. Bo myśl, bo pamięć nie jest tym co obciąża. Jest tym co pomaga unikać błędów. Jestem więc myślę! Z narzuconego siłą prawa bierze się terroryzm. Z obcego prawa. NON POSSUMUS! Kim jestem by powoływać te słowa? Jestem kolejnym po moich dziadkach po moich rodzicach paciorkiem na różańcu życia. "Paciorkiem jednego różańca". Różaniec ma początek. Tym początkiem jest krzyż czy się to komu podoba, czy nie. Jakie tego implikacje? Przychodzą do mnie słowa. Bukiety słów. I sam siebie pytam - czy te bukiety to z okazji narodzin? Czy bukiety na mój grób. Pytania, pytania. Czasami wydaje mi się, że jestem jednym, wielkim pytaniem. I brak na to pytanie odpowiedzi. Może każdy z nas jest pytaniem? Pamiętam piosenkę "Aby Polska" śpiewaną przez Jana Pietrzaka. Też w Opolu. I ludzie też powstali. Kto napisze piosenkę - Aby Europa? Kto napisze piosenkę - Aby Świat?
  14. jak spotkam znajomych to im powiem o tym tekście
  15. Panie asher dzięki nie byłem w Londynie ani w okolicach dzieki za tych kilka słów za pomyślenie nie tylko o tym, ile wpadnie?, dzięki
  16. Czy to tylko prawo? Czyj to obowiązek? Mitem jest to słowo? Jaki w końcu związek Jest między równością I trzymaniem broni pod poduszką? Jesteśmy równi W społeczności? Mamy do tego prawo Mamy prawo by innych spychać w dół Jeżeli dadzą się zepchnąć Jeżeli nas nie zepchną Adam Sosna (2005.07.13)
  17. doszedłem do wniosku... idę dalej Hitler - największa pomyłka demokracji najdłużej funkcjonująca demokracja - Państwo Watykańskie
  18. ja też mam wielu niezainteresowanych znajomych uważam, że musimy pamiętać po to by nie popełniać ciąge tych samych błędów musimy płakać za tych co już łez nie mają Nie jestem z Oświecimia tylko z Katowic chyba to esej najważniejsze, dla mnie, że to ktoś przeczytał nie pisałem na konkurs to po prostu zapis z pamięci
  19. tyle napisano... a mnie wciąż mało... nie możemy cierpieć ale możemy pamiętać Też mając kilkanaście lat wolałbym iść do multikina kiedy miałem kilkanaście lat nie było multikina poszedłbym do kina wyrazy poważania ps. umieściłem w serwisie część drugą pt "oświęcim"
  20. OŚWIĘCIM Ludzie kształtami ras napiętnowani, I usta mową zaprawne rozliczną, Norwid Cyprian Kamil Czasy Oświęcim. Miasto w Polsce. Miasto jak setki innych. Miasto niedaleko Katowic. Miasto niedaleko Krakowa. Ma także swoją niemiecką nazwę - AUSCHWITZ. I ta nazwa jest znana w świecie. Niestety! Nie! Nie dlatego, że to nie po polsku. - Niestety, dlatego, że to po Niemiecku. Nie chcę, żeby to było po niemiecku. Żeby to było w języku Goethe'go, Mann'a. Nie chcę by zagłada przychodziła z kraju Haendel'a, Schumann'a, Brahms'a. Nie chcę by pamięć wiązała zło z jakimś narodem. Zło jest wszędzie i zło jest w każdym. Podobnie jak dobro. Różnie mówiono i pisano o AUSCHWITZ. Ja napiszę o AUSCHWITZ - to moja obsesja, by napisać o AUSCHWITZ - ARBEIT MACHT FREI, ORDNUNG, GOTT MIT UNS - to była polityka i to nie polityka nasza, nie polska. Ci którzy mówią, piszą, czy nawet tylko myślą, że obozy koncentracyjne to był polski i Polaków pomysł, kłamią w mowie, kłamią w piśmie, kłamią w myśli. To jest ich polityka i to bardzo niebezpieczna polityka. Oni zabijają. GOTT MIT UNS! O nie! Nie z tymi co zabijają. Zawsze jest z tymi co niosą życie. Jedno pozostaje niezmienione. Ta nazwa - AUSCHWITZ była jest i, mam nadzieję, że będzie dla bardzo wielu synonimem zła. Nazwy są różne. Jedną z nich - "fabryka śmierci"! "Ludzie ludziom zgotowali ten los". W świecie jest wiele miejsc gdzie w imię jakiejś ideologii, w imię czyjejś polityki poświęcono dziesiątki, setki, tysiące, setki tysięcy, miliony istnień ludzkich. Znaleźli się wśród nas tacy co chcieli być "królami naszych sumień". Jednemu było Hitler, drugiemu Stalin! Gdyby uważali na lekcjach w szkole, a może gdyby ich nauczono tych prostych słów polskiego, i litewskiego króla, nie byłoby architektury z drutu kolczastego, nie byłoby muru berlińskiego? Nie byłoby łaźni gdzie z pryszniców zamiast życiodajnej wody, płynął śmiercionośny gaz! Może gdyby? Ja mam pytanie - po co? Umożliwiano, wręcz nakazywano, niszczenie, zgoda, że często koślawych budowli. Po co? Po to by robić miejsce na nową, też koślawą budowlę? Przecież tak niewiele trzeba do szczęścia. Kromka chleba, garstka ryżu, jeden ziemniak i dach nad głową, ze ścianami, jeżeli jest zimno i wieje wiatr. Możemy prawie wszystko. Możemy wybierać własny los. Możemy jechać do Ameryki, do Australii. Jeżeli nas tam wpuszczą. Możemy wybierać tych co rządzą. Ale ci wybierani jakże często uzurpują sobie prawo wiedzy - co dla nas dobre? A tak naprawdę to nie wiedzą. Przeczuwają jedynie i to nie zawsze prawdziwie. Ale zawsze obiecują wszystko, co najlepsze, obiecują nam. Tylko po to, by być wybranym. Tym, który wie lepiej. Tym, który stanowi prawo, które my powinniśmy przestrzegać. Birkenau to dla mnie najdziwniejszy kościół świata. Filary z resztek kominów pieców barakowych, a nawy z drutu kolczastego, a sklepienie z nieba i chmur, posadzka z trawy, i z ciszy. A ołtarz na kolejowej rampie, skąd setki tysięcy ludzi ruszały w swą ostatnią drogę. Ołtarz przemienienia. Dzisiaj setki tysięcy ludzi stworzyło ten kościół zjednoczyło się wokół prostego "nie zabijaj". Byłem wśród nich. Jestem z tego dumny. "Kto ocala jedno życie, ocala cały świat". Ile światów ocalono. Ilu było takich, którzy nie przeżyli bo uwierzyli w krótkie - "nie zabijaj"? Ocalali świat! I nie przeżyli. Sprzeciwili się rozkazowi. Za nich i o nich jest to nasze wspólne myślenie. Dla nich jest ten kościół, za nich jest ta msza. Wszystko jest za życiem w tym miejscu masowego umierania. Przeciw śmierci! W Jerozolimie rośnie podobno las gdzie Ci co przeżyli, ocalając świat, sadzą drzewa. Niech te drzewa ostrzegają Czy są mocniejsze słowa od: nie, nie wolno, nie zabijaj. Od słów sprzeciwu wobec rozkazu czyniącego ze mnie zabójcę? Czy jestem dość odważny, by takiego rozkazu nie posłuchać? Czy wykonanie rozkazu jest jakimś usprawiedliwieniem? O jednym muszę zawsze pamiętać! Nie jestem lepszy od Ciebie! A jeśli czuję, że jestem lepszy, to czuję fałszywie. Jeżeli ktoś mówi, że jestem lepszy to kłamie! Nieznaczny ruch trwa między nami aż do momentu, gdy od rampy, czyli od ołtarza padnie słowo wypowiedziane przez człowieka z niedalekich Wadowic. Odbył dziwną pielgrzymkę przez pobliski Kraków, przez bliskie Piekary, przez daleki Rzym. Przez najbliższy, bo własny ból. Do miejsca gdzie być może są prochy jego kolegów z dzieciństwa, z młodości, jego koleżanek z dzieciństwa, z młodości. Gdzie są prochy ludzi, których widział, w klasie szkolnej gdy obrócił głowę. Ma rację Czesław Miłosz, gdy mówi, że historia nas dopadnie. Może nie ma racji? Nie ma, bo historia jest w nas, już nas dopadła, w naszych rodzicach, w naszych dziadach, w naszych dzieciach, w naszych wyborach. W posłuchu dla rozkazu. W poparciu, którego udzielamy lub nie, wybierając lub nie. I co z tego, gdy my nie wybierzemy? Inni wybiorą za nas. Może wybiorą "lepiej"? I będziemy zabijać. Będziemy "lepsi". Będziemy wykonywać rozkaz, każdy rozkaz bo inaczej nas zabiją. GOTT MIT UNS! Do niedawna nie mogliśmy naprawdę wybierać! Przypomina mi się dowcip: Dzwoni telefon w komisji wyborczej: – Towarzyszu jaka frekwencja? – 102 procent – Zgłupieliście! Jak może być 102 procent. – No bo harcerze przez pomyłkę poszli na cmentarz. Śmieszne? Nie? Nie jest! To nie jest śmieszne! To jest bardzo tragiczne!
  21. "koncentracja" to tutaj dobre słowo koncentruję się na treści
  22. (Oświęcim 2006 - proza.interklasa.pl dział P str. 2 DROGA Droga do Oświęcimia. Droga do Auschwitz-Birkenau "AUSCHWITZ, Auschwitz-Birkenau, 1940-45 największy hitlerowski obóz koncentracyjny i zagłady w Oświęcimiu-Brzezince. Od 14 VI 1940 przybywały do Auschwitz transporty więźniów politycznych Polaków z przepełnionych więzień w Generalnym Gubernatorstwie, ze Śląska i Wielkopolski. Po rozbudowie 1941 obejmował kompleks obozów: obóz macierzysty Auschwitz (Stammlager) w Oświęcimiu, obóz Birkenau w Brzezince, obóz Monowitz w Monowicach i ponad 40 podobozów; był miejscem zagłady ludzi z Polski, Austrii, Belgii, Czechosłowacji, Danii, Francji, Grecji, Holandii, Jugosławii, Luksemburga, Niemiec, Norwegii, Rumunii, Węgier, Włoch, ZSRR, a także Hiszpanii, Szwajcarii, Turcji, W. Brytanii i Stanów Zjednoczonych. W szczególności był on największym ośrodkiem zagłady Żydów, których większość bez rejestracji kierowano do komór gazowych w celu natychmiastowego uśmiercenia. Zarejestrowanych i przeznaczonych na dłuższy pobyt w obozie więźniów było 400 tys., wśród nich połowę stanowili Żydzi, drugą, co do liczebności grupą więźniów byli Polacy (140 tys.), z których połowa zginęła. Auschwitz był również miejscem masowego wyniszczenia polskiej inteligencji, działaczy społecznych i politycznych, członków organizacji konspiracyjnych, jeńców sowieckich i Cyganów; więźniowie ginęli masowo wskutek niewolniczej pracy, głodu, nieludzkich warunków bytowania, bicia, tortur i egzekucji. Wiosną 1942 przeprowadzono na jeńcach sowieckich i chorych więźniach pierwsze próby masowego uśmiercania za pomocą gazu (cyklon B); zwłoki zamordowanych początkowo zakopywano, później palono w krematoriach i na stosach w specjalnie wykopanych dołach; na więźniach dokonywano zbrodniczych eksperymentów pseudomedycznych. Ze względu na zacieranie śladów zbrodni i zniszczenie przez SS większości dokumentacji dotyczącej więźniów, a także wywiezienie ocalałej dokumentacji przez wojska sowieckie, dokładna liczba ofiar Auschwitz nie jest możliwa do ustalenia. Najwyższy Trybunał Narodów między innymi na podstawie zeznań Hössa przyjął, że w Auschwitz i jego podobozach zginęło 2,8 mln ludzi. Na podstawie szczątkowej dokumentacji można przyjąć, że ogółem w Auschwitz zamordowano ok. 1,5 mln więźniów, w tym ok. 90% stanowili Żydzi. Z niewolniczej pracy więźniów korzystały zakłady IG-Farben i inne koncerny. Mimo warunków straszliwego terroru w obozie działała od 1940 polska, a od 1943 międzynarodowa tajna organizacja ruchu oporu; organizowano samopomoc, ucieczki więźniów, utrzymywano kontakty z ruchem oporu poza obozem, przygotowywano plan działania na wypadek zbrojnego starcia więźniów z załogą obozu, przekazywano aliantom informacje o zbrodniach hitlerowskich. W styczniu 1945 Niemcy ewakuowali obóz, podczas tzw. marszu śmierci zginęły tysiące więźniów; 27 I 1945 wojska sowieckie wkroczyły do obozu i zaopiekowały się ponad 7 tys. więźniów (w tym kilkaset dzieci). Najwyższy Trybunał Narodów w Polsce (1947-50) skazał Hössa na karę śmierci i osądził 40 czł. załogi Auschwitz; w 3 procesach (1963, 1966, 1967) we Frankfurcie n. Menem skazano 22 zbrodniarzy. Na mocy uchwały Sejmu PRL teren obozu został uznany za Pomnik Męczeństwa Narodu Polskiego i Innych Narodów; mieści się tu Państwowe Muzeum Oświęcim-Brzezinka; w kwietniu 1967 na terenie Brzezinki odsłonięto Międzynarodowy pomnik męczeństwa." (za encyklopedią PWN) Czy mogę coś od siebie dodać? Chyba tylko to, że w 1980 roku opodal pomnika stanął Człowiek w Bieli by dać świadectwo gorzkiej prawdzie. Nie, nie... nikt nie kazał mi tam, to znaczy do Auschwitz, jechać. W końcu mam dzisiaj dopiero 51 lat. Wtedy gdy jechałem drugi raz - dwadzieścia sześć lat. Przemierzyłem tę drogę dwa razy. Pierwszy raz, jeszcze w szkole podstawowej - autobusem. To była standardowa wycieczka do muzeum, z filmem, ze zwiedzaniem, z przewodnikiem. Wrażeniem głównym były: stos okularów, stos walizek, stos włosów, stos lalek, zęby(stos sztucznych szczęk), ludzi, co wyjechali z domów, którzy już nigdy nie wrócili z tej podróży. A co mają powiedzieć dzieci, które poszły do szkoły, i już z niej nie wróciły do domów - tego nie wiemy i nie dowiemy się nigdy. Po prostu - one już nic nie powiedzą. Co to znaczy - nie wrócić do domu? Kim są ci, którzy uzurpują sobie prawo decydowania o moim, o Twoim powrocie do domu? Noszą dumny napis "Gott mit uns". Nie... wtedy Go z wami nie było. Czy dzieci tych co w tym okrutnym czasie uwierzyli, że są wielcy, że Bóg jest z nimi, mają być wciąż obwiniane, mają być przez nas - dzieci i wnuki tych mniej wielkich, zmuszane do posypywania głowy popiołem? Powinniśmy wszyscy, my dzieci i my wnuki, pamiętać, tego wymaga od nas... Kto zapomni - jest winien poniżenia i śmierci! Drugi raz, już jako człowiek dorosły, jechałem do Oświęcimia pociągiem. Na dworcu w Katowicach stał spocony i zdezorientowany tłum. Miały być pociągi dodatkowe, ale nie wyłączając kolejarzy, nikt nic nie wiedział. Wszyscy wepchali się do pociągu planowego. Szczęśliwcy stali na dwu własnych nogach i na podłodze. Na moich nogach stało rosłe chłopisko, może ze 195 cm i ze 100 kilogramów wagi. Słychać było świszczące oddechy, a narastająca złość wyładowywała się w tekstach: pani się posunie, zabierz pan tę torbę z moich pleców, itp. Trwało to parę minut. Pociąg ruszył. Ktoś z głębi przedziału krzyknął: Ludzie! Dokąd jedziecie! Zapadła cisza. Głucha cisza. Pan, który mnie deptał, znalazł miejsce dla swej wielkiej stopy. A ja pochyliłem głowę. I chylę ją przed tymi, którzy jechali ze mną. Chylę głowę przed Twórcami Historii. Chylę głowę przed Wami. To Wy otaczaliście puste ramy. Nosiliście na swych barkach Puste Ramy, a Obraz w sercu. Jaki dumny z Was jestem. To Wy wkładaliście kwiaty w lufy czołgów w Portugalii. To Wy, potomkowie dumnych grandów obroniliście całość Hiszpanii i bez wystrzału zmieniliście władzę. To Wy kwiatami ubieraliście bramę i płot Stoczni w Gdańsku. To Wy znieśliście ten przeklęty mur dzielący Europę. To Wy idziecie teraz razem z Ukrainą. Nosicie pomarańczowe symbole. Możecie być z nich dumni. Z tych pomarańczowych symboli. Z kwiatów, i z pomarańczy, z tych okruchów muru zachowanych na pamiątkę, i ku przestrodze przyszłych pokoleń. Dzisiaj usiłujemy ziścić sen naszych praojców - wielkiego niemieckiego cesarza Ottona III i wielkiego polskiego księcia, a potem króla, Bolesława. Usiłujemy ziścić sen naszych ojców Adenauera, De Gasperiego, Schumana. Ziścimy ich sny łącząc. Nie dzieląc. Niemcy dla Niemców! Francja dla Francuzów Anglia dla Anglików Włochy dla Włochów Polska dla Polaków Rosja dla Rosjan Ukraina dla Ukraińców O nie! "this world is for all". Kłaniam się głęboko łączącym przy pomocy kwiatów. Wypinam na dzielących za pomocą miecza. Budujmy EUROPA DREAM! Budujmy AZJA DREAM! Budujmy AFRIC DREAM! Budujmy AUSTRALIA DREAM! W Oświęcimiu, na peron wypchnięty z zatłoczonego pociągu, mijałem powoli ludzi z kamerami. Przyjechał pociąg dodatkowy z Katowic. Pusty. A my szliśmy, noga za nogą, zmęczeni niedługą przecież podróżą. Znowu coś kręcą, usłyszałem czyjś głos. I cichy, nieśmiały jakby śmiech. I wtedy już wiedziałem, że nie ma lęku, nie ma zbiorowego strachu. Jest tylko gniew. Gniew bardzo mój. Gniew może być niszczący, wynikający z poczucia wyższości. Gniew może być tylko... gniewem. Może być niezgodą na rzeczywistość. Ten zbiorowy gniew, ta niezgoda na zastane, w kilka miesięcy później buchnął czymś niezwykłym. Czymś bardzo rzadkim w historii ludzkiej na tej ziemi. Buchnął "SOLIDARNOŚCIĄ". Nie to nie było wyniszczenie. To było manifestowanie przekonań. Tam, gdzie nie było to możliwe, gdzie myśleć inaczej było przestępstwem, w zwykły, w ludzki sposób. Bez przemocy. Jest takie przekleństwo. Jak komuś bardzo źle życzę, mówię - obyś żył(a) w ciekawych czasach! Ja żyłem w ciekawych czasach! Czy dlatego, bo ktoś mi źle życzył? A jeśli tak, to kto? No kto mi źle życzył? Moi rodzice? Dano nam moc tworzenia. Bo czymże jest akt miłosny jeśli nie stworzeniem (czasem) nowego, młodego życia. Nowej świadomości. Nowego człowieka. Nie ograniczajmy się jedynie do własnej potrzeby zaspokojenia, do rozkoszy. Nie nie nie.... Pokłońmy się (lub nie) naszym rodzicom. Pokłońmy się (lub nie) naszym dzieciom! Trudniej być dzieckiem - "ja się na świat nie prosiłem", niż rodzicem. Pamiętajmy, że narodziny są ściśle związane ze śmiercią. Kto nie urodzi się, ten nie umrze! adam sosna (2004.11.01)
  23. PRAWO DO SZCZĘŚCIA O szczęściu wiele napisano Napisano mądrych traktatów Napisano lekkich piosenek Poważnych wierszy Szczęście ciągle zmyka – jak to uczucie Jest tylko na chwilę Ta chwila karmi mnie i poi Potem długie chwile Wspominam szczęście jako przeszły czas A teraz? Czy nie jestem szczęśliwy? Czy dopiero w mozole buduję nowe szczęście? Dobre pytania na dobranoc! Adam Sosna (2005.07.10)
  24. cieszę się razem z Panem moge?
  25. Szanowna Pani Izo znaki zapytania? dziękuję że zechciała Pani mi odpowiedzieć zachowam Pani uwagi z wdzięcznością i zastosuję jeszcze raz - dziękuję pozdrowienia
×
×
  • Dodaj nową pozycję...