Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

nefertari

Użytkownicy
  • Postów

    134
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez nefertari

  1. wpierwej co mi się nie podoba: "było jakieś spięcie między nimi" - słowo "jakieś" takie niepoetyckie, "spięcie" dwuznacznością z kolei mi leży, "retrospekcja wytarta paznokciami" - skoro tłumaczysz, że rozdrapywana, to raczej "rozdarta paznokciami", "rozdrapana" wtedy jest sens, "ziemi obrzezanej" - kojarzy się owszem i wcale to nie jest dobre te pejsy i braki ówdzie :-) - a tak ogólnie to przeczytałam z ochotą i bez znużenia. pozdrawiam
  2. dla mnie ekstra
  3. jako, że ja z kolei lubię fantasy to chętnie zajęłam się lekturką. niestety mam dużo negatywnych uwag: ogólnie, nie podoba się głównie pomysł. być może przez pewną jeszcze nieporadność w posługiwaniu się słowem pisanym. ujęcie dość znanego tematu "zycia tu i tam" i "pomiędzy"mogłoby by być bardziej intrygujące. szczegółowo: operacja na dosłowności, drażniącej niestety nadmierną subtelnością oscylującą wokół naiwności, tekst mocno spłyca znaczeniowo i zaniża wykonawczo. dialogi są w moim odczuciu sztuczne, drętwe, niewyczuwalne. Boginii przerysowana, ukazana w sposób, który rozśmiesza. oczywiście osobiście wyczuwam moc twórczą w Autorce, tyle tylko, że uważam iż ten tekst nalezy jeszcze do nieudanych, które pewnie są poprzednikami tych udanych, które w przyszłości chętnie przeczytam i o ile nie obraziłam, także chętnie wyrażę na ich temat swoją opinię. tymczasem pozdrawiam serdecznie. N.
  4. Wygląda na to, że masz dobre serce:))))))Prawdę mówiąc liczyłam, że Ty własnie przeczytasz:)I to mi w zasadzie wystarcza:)Szkoda tylko, że nie lubisz fantasy, bo nie będzie dialogu. pozdrawiam serdecznie
  5. zaczęło mnie interesować od dialogu. wcześniej wrażenie naiwności nararcyjnej-warto przemyśleć raz jeszcze wprowadzenie. mocniej zaakcentować. najgorszy fragmencik z dziadkiem. a "miasto" zbyt zdemonizowane. pozdro
  6. przeczytałam z zaciekawieniem. zdecydowanie wg mnie dobry tekst, energicznie i płynnie napisany. jedynie co odbiega od pewnej sprężystości całości to końcówka. urwana do "be yourself" msz wymaga kilkuzdaniowej oprawy. pozdrawiam
  7. Had wszedł do oświetlonego szeregiem ognisk, głównego pasażu warowni. Szerokiego, o gładko ciosanych ścianach i płaskim, prostym sklepieniu. Centralnej arterii, wykutej w skale fortecy Omińczyków. Kierował się na zachodnie jej skrzydło. Do segmentu Czarnej Bramy. Usytuowanej dwie kondygnacje wyżej siedziby sydonów. Była noc. Jedna z wielu cichych i spokojnych w Tarmodieses. Mężczyzna zbliżał się właśnie do kończących pasaż szerokich schodów. Był sam. Chodnik, tłoczny i gwarny w dzień, o tej porze był opustoszały i niemy. Tylko gdzieś w oddali snuły się przytłumione odgłosy czyjejś rozmowy, stukot butów i zgrzyt zamykanych drzwi. Had zatrzymał się. Przyjemny chłód, który owiał mu twarz, przyniósł ze sobą nietypowy jak na miejsce, w którym się znalazł, zapach pleśni. Spojrzał po nogi. Zauważył wilgoć na posadzce i szeroko rozlaną kałużę pod jedną ze ścian. Pomyślał, że któryś z szybów przepuszcza deszcz albo, że zapomniano zamknąć główny filtr. Z tunelu po prawej stronie wyszła grupa parian z jakimś szarym, cuchnącym zawiniątkiem. Zerknął na nie ukradkiem. Nie zamierzając jednak zatrzymywać się dłużej, ruszył do przodu. Po chwili, kilkaset stopni stromych schodów doprowadziło go na miejsce. Minąwszy punkt kontroli graweru, podszedł do obitych grubą blachą drzwi. - Witaj Gru – przywitał go młody o nieco niewieściej urodzie mężczyzna, który stanął w ich progu. - Mój pan cię oczekuje – jego szafirowe, obrysowane granatową kreską oczy, zmrużyły się. Had spojrzał na nie wrogo. - Oczekuje? – wydął wargi, starając się ukryć zaskoczenie. - To dobrze – dodał, wchodząc do środka ponurej i pozbawionej kolorów komnaty. - Co za dostojny gość! – gospodarz osobliwego mieszkania, rozłożył ręce na boki. - W moich skromnych progach – uśmiechnął się wymuszenie. – Powinienem chyba spytać, co cię do mnie sprowadza,....ale skoro wiem, ...to chyba nie zapytam – w jego głosie brzmiała nuta ironii. - Usiądź – wskazał dłonią na wysokie, metalowe krzesło. Had łypnął na sydona nieprzyjaźnie. - Skoro wiesz po co przyszedłem, to wiesz również, że to nie towarzyska wizyta! – burknął. - Noo...tak...- Arbitar zawiesił głos. – To zrozumiałe. Zrobić, co trzeba. Nie ma na co czekać. Wiem. Wiem. Ja przecież też ….kiedyś…. zająłem stanowisko najwyższego Gru…… po kimś. Trudne masz zadanie, co? – Arbitar udawał spokój, jakby niewiele przejęty intencjami, które tu Hada przywiodły. - Ale powiem ci, że Gorgon źle zrobił, odsuwając mnie i powołując ciebie na moje miejsce – patrzył na swojego gościa z nonszalancją. – Zapanował nad tobą. Had nie zrozumiał. - Co to za bzudry?! – warknął. - Oj! Oj! – pokręcił głową Arbitar. - Niczego nie wiesz! A ja z kolei wiem za dużo – rozciągnął usta w tajemniczym uśmiechu. - Piętnaście lat piastowałem ten urząd! To sporo czasu. Na tyle dużo, żeby się czegoś nauczyć. Wiem, co mówię – oparł się o ścianę. – Myślisz, że ze mną było inaczej? Ze mną było tak samo – zamyślił się na moment. - Nawet nie będziesz pamiętał, że mnie zamordowałeś – zciszył głos, uważnie obserwując i oceniając, czy zdoła w młodym sydonie zasiać ziarno niepewności. - Wymierzysz cios w plecy bezbronnemu ? – spytał. Had drgnął. - Zginiesz w honorowej walce ! – oburzył się. - A to nie mord! - Och! Och! A jeśli nie będę chciał walczyć? Had zacisnął szczęki. - To wtedy cię zamorduję – syknął. Arbitar pokiwał głową. - No właśnie – popatrzył na sydona lekceważącym wzrokiem.- Gdy ja sięgałem po władzę też musiałem zamordować – zaintonował ironicznie i umilkł na moment. - Mój poprzednik miał na imię Szutu – przerwał ciszę zachrypniętym głosem. – On też wiedział, że jego następca przyjdzie go zabić. Szalony zwyczaj, czyż nie?! Ale nie myśl, że to łatwe, tak na zimno wbić w kogoś ostrze….– spojrzał wnikliwie. – Bo ….potem gryzie człowieka sumienie. Wiesz, co to jest sumienie? – podszedł bliżej. – Gorgon uzależnia od siebie i powoli niszczy. Z tobą też tak będzie. Had uśmiechnął się nerwowo. - Jakoś ci nie wierzę! – odparł. - Ha! Nie wierzysz! Szkoda! Pewnie uwierzysz, jak już będzie za późno. - O co ci chodzi? – mężczyzna ściągnął gniewnie grube, zarysowane prostą kreską brwi. - Po co mi to wszystko opowiadasz ?! - Bo chcę ci zaoszczędzić niemiłych niespodzianek. Daję ci szansę. Możesz uniknąć parszywego losu. Odstąpić. Odejść. Pójść ze mną. - Co?! O czym ty mówisz? – Had wydawał się nie pojomować. - O tym, żebyś mnie zaniechał – wytłumaczył sydon. - Zaniechał?! – Gru był zaskoczony. - Dobre sobie! Namawiasz mnie do zdrady?! - Och! Do jakiej zdrady?! Chcę ci tylko pomóc. - Pomóc – powtórzył Had, jakby nie wiedząc, co odpowiedzieć. – Zamiast czas tracić stawaj do walki ! – był zły. - No cóż. – Arbitar drgnąwszy lekko, odsłonił w szerokim, szczerym uśmiechu równe, białe zęby. – Muszę przyznać, że mnie rozczarowałeś. - A może spieszysz się gdzieś? - chłopak o szafirowych oczach stanął za plecami Hada z zawieszonym nad jego głową mieczem. Mężczyzna skrzywił się w obrzydzeniu. - A więc to tak – wycedził. - No – odparł Arbitar – Właśnie tak. I zaraz będzie po wszystkim – skierował się do drzwi, by przekręcić klucz w zamku. - Piękny początek i mało chwalebny koniec. To będzie najkrótszy żywot gru, jaki zna historia – powiedział prawdziwie rozbawiony. – No! Tobiasz! Na co czekasz do cholery?!
  8. 10. 27 sierpnia - Do cholery! Przestań na mnie naciskać! Wiem, że ktoś sypie. Ale, żeby go wytropić, potrzebuję czasu! – mężczyzna o ciemnych, nieprzytomnych oczach, kręcił się nerwowo na krześle. - Marek. To ważna sprawa – minister patrzył na niego spod grubych szkieł okularów. – Tak ważna, że jak ją spieprzysz nie tyle polecisz ze stołka, co narazisz nasz kraj na poważne międzynarodowe konsekwencje. Sadecki zamyślił się. - Rozumiem wszystko – powiedział po chwili. – Ale muszę działać niezwykle dyskretnie. I to na wielu płaszczyznach. Ty też musisz to rozumieć. Trudno mi łapać wtykę, chronić dziewczynę i jednocześnie zasadzać się na Gachartę. - Dlatego część roboty przejmie od ciebie SSBN. - Wassen?! - Tak. - Wtajemniczysz Służby Specjalne? - Owszem. - No, ale sam mówiłeś, że im mniej ludzi wie o sprawie... - Tak. Ale w tej sytuacji nie mamy innego wyjścia. - No - Sadecki zacisnął szczęki. – Więc jaką częścią się zajmie? - Polowaniem. - Polowaniem – Sadeckiemu ulżyło. – Już myślałem, że pozwolisz jej węszyć u nas – podniósł się z miejsca. - Będziesz musiał wszystko jej powiedzieć. Minister podrapał się po policzku. - Niekoniecznie. - A jak sama coś wyszpera? – Sadecki podszedł do stolika, na którym stała karafka z wodą. Nalał sobie kieliszek. - No to wyszpera. - No, ale o ugrupowaniu musisz jej dać pełne informacje! - Dam. Owszem. Tyle ile o nim wiemy. Zresztą - minister machnął ręką. - Co my o nim wiemy? Że terroryzuje rosyjski rząd? - No nie tylko. Wiemy jeszcze, czym go terroryzuje. To też jej powiesz? Minister wypuścił głośno powietrze prze usta. - Nad tym się jeszcze zastanowię. 11. 27 sierpnia Dzwonek telefonu obudził Eliz. Była dziesiąta rano. Podniosła słuchawkę. - Mam dla ciebie złe wiadomości – powiedział kobiecy głos. – Ten artykuł, o który pytałaś, jest nieosiągalny. Eliz zmarszczyła czoło. - Został utajniony i znikły wszelkie dane na jego temat. Wszędzie. Rozumiesz? - Nie – Eliz jeszcze się nie obudziła. - Ojej! – głos był rozdrażniony. – Sugeruję, że nigdzie na świecie nie znajdziesz tego artykułu, ani informacji o nim. Przepadł. - No, a nie wiesz, czego dotyczył. - No skąd?! - A nie możesz odtajnić owo utajnione? Przecież potrafisz. - Oooo! I co jeszcze? - Proszę, to ważne. Nastała krótka chwila ciszy, po której głos w słuchawce zabrzmiał metalicznie. - Ty mnie zawsze musisz w coś wplątać. Ok. Spróbuję ale nie obiecuję! – szybki, przerywany sygnał telefonu, dotarł do uszu Eliz przeraźliwym tonem. Spojrzała na zegarek. Data wskazywała 27 sierpnia 2013 roku. Zatem Anja dojechała już na miejsce. Dobrze by było, gdyby się skontaktowała. Dała znak życia. No i powiedziała, co znalazła w tajemniczym bagażu Brydzkiej. Eliz podeszła do lustra. Spojrzała na swoją twarz. Była chuda. Za chuda. Z zapadłymi policzkami i wystającymi kośćmi, z wąskim, niedużym nosem i lekko wyłupiastymi oczami. Zawsze była chuda. Nie tylko twarz. Ramiona, biodra, nogi. Wszystko było wąskie, długie i chude. I nic się nie dało z tym zrobić. Żadnymi dietami, ćwiczeniami, hormonami, czy innym świństwem. Nic! Eliz już się z tym pogodziła. Przynajmniej nie rzuca się w oczy, wśród takich samych chudzielców, okupujących dworzec i ładujących w żyłę, gdy próbuje wyciągnąć od nich jakieś informacje na temat Araszki i Rudego. Wczoraj znów wydeptywała ścieżki. Dowiedziała się pewnych szczegółów. Dziewczyna i chłopak wplątani byli w morderstwo. Rzecz miała miejsce końcem maja. Eliz w materiałach od Kasperskiej dostała zdjęcie Araszki, jak pochylona nad leżącym na ziemi mężczyzną, trzyma w ręce nóż. Pewnie tym zdjęciem Brydzka i Bauchan szantażowały dziewczynę, próbując wyciągnąć od niej informacje na temat narkotykowej mafii. Na podstawie tego zdjęcia zamknięto też śledztwo, dotyczące zamordowanego motocyklisty. Ale ważniejsze było coś innego! Eliz poznała okoliczności tego morderstwa! Araszka o nim opowiadała. Mówiła, że zostali napadnięci przez mężczyznę ubranego na czarno, który trzymał w ręce strzykawkę. Wbił ją w Rudego i chciał zrobić z Araszką to samo, ale wtedy Rudy, rzucił w niego nożem. A potem dzień później, narkomani byli świadkami dość dziwnej wizyty czterech facetów, którzy rozmawiali z Araszką, pytając o wspomniną strzykawkę. Eliz wiedziała, że pewnie chodzi o strzykawkę, którą Bauchan i Brydzka, zabrały motocykliście i zaniosły Arackiemu. Ale co było w środku? Kobieta robiła się nerwowa. Anja nie zadzwoniła a minęła już jedenasta. Umawiały się, że koleżanka zatelefonuje zaraz po przyjedzie na miejsce a potem po sprawdzeniu zawartości bagażu Brydzkiej. Ale telefon milczał. Zamiast tego usłyszała dzwonek do drzwi. Nieco zaskoczona podeszła do nich i spojrzała przez wizjer. Na korytarzu stał nieznajomy mężczyzna. - Kogo pan szuka? – spytała. Człowiek odsunął się od drzwi. - Szukam pani Elżbiety Bageskiej - odparł. - Tak? A o co chodzi? - Jestem Daniel Farrel. Czy mógłbym wejść? Eliz podrapała się po nosie. Przekręciła klucz w zamku. - Proszę – powiedziała jakoś cicho i skrzekliwie, wpuszczając Farrela do środka. Daniel stanął w przedpokoju. - Niech pan wejdzie dalej – poprowadziła go do salonu. - Nie wiem, czy Anja opowiadała pani o mnie - zaczął. - Tak – Eliz wtrąciła się bezwiednie, patrząc na Farrela półprzytomnymi z wrażenia, oczami. Poczuła się dziwnie. Chyba po raz pierwszy w jej mieszkaniu był facet! Teraz to sobie uświadomiła. Tak! Po raz pierwszy! I to jaki facet! Wysoki, dobrze zbudowany, o uwodzicielskim spojrzeniu. Onieśmielał ją. - Mam nadzieję, ze nie przeszkadzam – uniósł kącik ust i zmrużył czarne, otoczone gęstymi rzęsami, oczy. - Nie. Skąd. – Eliz rozglądnęła się w zakłopotaniu po pokoju. Zbyt mocno biło jej serce, bo słyszała je gdzieś w gardle. - Przyszedłem, bo Anja wyjechała, czemu byłem przeciwny i nie mam od niej żadnych wieści. Nie skontaktowała się do tej pory ze mną. I jej komórka też nie odpowiada. Może dzwoniła do pani? Eliz nerwowo zamrugała powiekami. - I po to się pan do mnie fatygował? Żeby o to spytać? – wyglądało na to, że otrząsnęła się z wrażenia, jakie wywarł na niej Farrel. - No tak. Mogłem zatelefonować. Wiem. Ale prawdę mówiąc chciałem panią poznać – znów się uśmiechnął. – Anja spędza z panią dużo czasu. Byłem ciekawy. - I szukał pan pretekstu? - O właśnie – spojrzał na drzwi, prowadzące do drugiego pokoju. – Pani jest wykładowcą? - Asystentką. - Ale będzie pani wykładowcą. Pisze pani doktorat. - Tak – Eliz zrobiła się naraz oschła i podejrzliwa. Farrel poczuł to momentalnie. - Chyba źle zrobiłem, ze przyszedłem – powiedział. – Pani, pewnie zajęta. Ale, właśnie, czy Anja kontaktowała się z panią? Kobieta usiadła na kanapie. - Niech pan tak nie stoi – pokazała ręką fotel. – Nie. Anja do mnie też nie zadzwoniła. Ale ma na to jeszcze czas. Nie sądzi pan? - Owszem, ale umawialiśmy się inaczej. Że zatelefonuje do mnie, zaraz po przyjeździe na miejsce – Farrel dyskretnie rozglądał się po pokoju. Był podenerwowany. Przed godziną dowiedział się, że agenci, posłani za Anją przepadli bez wieści a komórka, którą jej dał, nadawała nie z Londynu a z lotniska na Okęciu. W tej chwili pewnie szuka jej specjalnie ku temu wysłana grupa rządowych tajniaków. Jeśli Anja wymknęła się spod kontroli, nie tyle Farrel poleci ze stanowiska i z pracy, ale też zawali, realizowany od roku, tajny plan Ministerstwa Obrony Kraju. - Pan się martwi na zapas – Eliz próbowała go uspokoić. – Może kieliszek koniaku? – zaproponowała. Daniel poprawił się na fotelu. - Poproszę – odparł. Eliz dźwignęła się z kanapy. - Anja mało mi o panu opowiadała – zaczęła. – Kim pan jest z zawodu? – udała średnie zainteresowanie. - Prawnikiem – odpowiedział zwięźle. - Ooo! Nieźle! A dokładniej – uśmiechnęła się, trzymając w dłoniach dwa szerokie kieliszki. - Prokuratorem. - No, no! To jest pan majętny. Po reformie sądownictwa z dwa tysiące dwunastego roku, ten sektor mocno się wzbogacił. Farrel spojrzał na nią zaintrygowany. - Poniekąd – próbował przyjąć swobodny ton. - Przystojny i bogaty – podała mu kieliszek. – Ach, i kochający, opiekuńczy – w głosie Eliz pojawiła się sarkastyczna nuta. - Czy to źle? - Farrel wypił koniak jednym haustem. Przyjemne ciepło rozeszło się po jego przełyku i zapiekło w żołądku. - Pójdę już – powiedział. – Gdyby Anja się odezwała, proszę dać mi znać. Eliz uniosła się z miejsca. - Pewnie do pana też zadzwoni. - Pewnie tak. Mimo wszystko, proszę się ze mną skontaktować. - Dobrze – Eliz patrzyła na jego szerokie plecy, zbliżające się do wyjścia. - Do widzenia – odwrócił się. – Miło mi było panią poznać. - Mnie także – odparła, podając mu rękę. Chwycił ją silnym uściskiem. Jego dłoń była chropowata. Eliz poczuła na jej wewnętrznej stronie zrogowaciałą skórę. - Pan ćwiczy? – spytała. Farrel spojrzał na nią nieco zaskoczony. - W dzisiejszych czasach to wymóg. Do zobaczenia - odparł. Kobieta zamknęła drzwi. Wizyta Farrela zasiała w niej niepokój. Lęk o Anję wzmógł się. Spojrzała przez okno. Słoneczny dzień wywabił ją z domu. Zbiegła po schodach, a potem przez stare, ciężkie drzwi wyszła wprost na chodnik, przy ruchliwej, szerokiej ulicy. Rozejrzała się dyskretnie wokoło. Od czasu, gdy prowadzi sprawę zaginięcia Brydzkiej i Bauchan miała wrażenie, że jest obserwowana. Wprawdzie nie działo się nic, co mogło by utwierdzić ja w takim odczuciu, ale mimo wszystko starała się być ostrożniejsza. Zbliżyła się do zakrętu ulicy i weszła w chłodny cień wysokiego domu. Wówczas zauważyła Farrela, jak rozmawiał przez telefon, z budki telefonicznej. Szybko weszła do sklepu i stanęła przy szybie. Farrel kierował się właśnie do stojącego po przeciwnej stronie ulicy samochodu.
  9. stylizacja archaiczna. może bardziej współcześnie i na forum dla poetów?
  10. przeczytałam. okiem oczywiście amatora, muszę przyznać rację tym, którzy ów utwór nie cenią zbyt wysoko. nie czepiam się tematyki, bo prawo autora pisać o czym chce. czepiam się natomiast oddania tematu. mnie ckliwość niestety przeszkadza. tu ponadto wsącza się naiwność. jako, że praktyka czyni mistrzem, nie mam wątpliwości, że dostrzeżesz niedociągnięcia, jak nie teraz to w przyszłości, gdy napiszesz teksty lepsze:). wiarygodniejsze w przekazie. pozdrawiam serdecznie Nef
  11. "Biorę teczkę do lewej ręki" - to ma znaczenie? ,"z pięcioma palcami"- są jeszcze z jednym, to fakt:))) lubię miniatury. ta mnie jednak wyczerpała psychicznie:)))))Niemniej zakończenie zaowocowało plusem. pzdr
  12. nie podoba mi się, że tak bardzo tekst jest szczegółowy. np. jak włosy, to splecione w warkocz, albo "Monika ubrana w czarną spódniczkę oraz biała bluzkę" - czasami wtłaczasz zbyteczne opisy- abstrahując od "oraz", które tak użyte być nie może ( i "pokoi" a nie "pokojów"). Tekst jest nieco infantylny w temtyce(jak dla mnie oczywiście). Napisany, że tak się wyrażę poprawnie. Msz wymaga szlifu. Ale nie jest źle:) pozdrawiam
  13. niestety, nie odkrywczo a puenta to upadek. sorki, ale jak na rozprawkę "na temat" zbyt mało argumentów:) pozdrawiam
  14. Zdaję sobie sprawę, że długość tekstu odstrasza:)))) jednak, w powyższym wypadku bałam się, że zagmatwam czytaczom:) w głowie, jesli wyfragmentuję krótko:). Jak Panowie zauważyli istnieje bowiem wielość wątków i zatajemniczenie, co jest względnie ciekawe jedynie dla cierpliwych i wytrwałych:))) Stąd wielkie podziękowanie, że przeczytaliście. Pomysłem wiodącym było nadanie tempa. Przez to chciałam zniwelować efekt "rozciągłości na boki". Asher: to jednak opowiadanie. Dociągnę je do końca, bo bardzo mi zależy na rzeczowych i konkretnych komentarzach i opiniach. Oczywiście Jay Jay popoprawiam niedociągnięcia:) Dziękuję raz jeszcze. pzdr
  15. nie uważasz, że przesadziłeś?:))) tekst jest efekciarski.szczególnie jego końcówka. mieszasz emocje. niby ma być turpistycznie, potem fala uderza w rozmantyczy brzeg,potem wulgaryzm. nieco to zamajaczone. takie wyłapałam kwiatki do poprawy, bo cholernie psują efekt "Zielona tapeta wyraźnie za nic miała czerwone dywany, masturbowała mnie świadomość, Zaczęliśmy tańczyć i wtedy tak naprawdę czułem że mam wszystko w dupie ., Miała nieprzyzwoite nogi, Z odlewu jej kształtów można by stworzyć tysiące figur woskowych uśmiechających się do zadowolonych turystów gdzieś w dusznym pomieszczeniu, autonomii rządzącej się prawami piękna martwoty. , Syciła mnie delikatna skóra z wątkami drżenia." - jest niestety tego więcej. oczywiście to tylko moje skromne zdanie. pozdrawiam
  16. postaram się poznęcać uroczo:)))) ogólne moje wrażenie: tekst broni się dość sprawnym warsztatem. sam pomysł tylko nie bardzo przytrzymuje:)))Fragmentami jest bardzo dobrze, fragmentami nieco niechlujnie, na co uczulam, bo są czytacze, którzy z tego powodu dyskwalifiują tekst. intuicyjnie: uważam, że w Twoim przypadku warto szukać pomysłów i pisać. Są ku temu argumenty, czyli potencjał:))))Ja chętnie przeczytam. pozdrawiam Beata p.s. jeśli miałbyś czas to zapraszam do mojego tekstu"Sprawa". Ciekawa jestem Twojej opinii.
  17. 1 31 Maja - Co to za świństwo?! – młoda kobieta, o kruczoczarnych włosach, wykrzywiła w obrzydzeniu twarz. - Szlag by trafił! - uniosła się energicznie z miejsca i szybkim krokiem podeszła do baru. - Co to za gówno?! – spytała tłustego, ubranego w biały fartuch mężczyznę. - Co żeś mi dał?! Co to jest?! Kucharz spojrzał na talerz ze strachem i wysunął dolną wargę. - Mucha – wymamrotał. - Mucha! Słyszałeś?! – dziewczyna obróciła się do towarzyszącego jej chłopaka. – Dali mi muchę! Danie dnia! Wysokobiałkowe! – powiedziała nie patrząc na kucharza. - Niech cię..! Idziemy! – zawołała w stronę chłopaka i skierowała się do wyjścia. Z trudem odchyliła ciężkie metalowe drzwi i wyszła na betonowe schody. Na parkingu przed barem zaparkował właśnie policyjny radiowóz. - Co za dzień!– dziewczyna zauważywszy samochód, splunęła pod nogi – Jeszcze tylko ich tu brakowało! – dodała ze złością, wyciągając kieszeni spodni, napełnioną czarnym płynem, fiolkę i zerkając ukradkiem, czy nikt nie widzi, upuściła ją wzdłuż nogi. Plastikowa ampułka upadła na zaśmiecony trawnik. Policjanci wyszli z auta i zatrzaskując za sobą drzwiczki, skierowali się do baru. - Byleby tylko nas nie zaczepili – wybełkotał chłopak mało wyraźnie. - Zamknij się! – jego towarzyszka była zdenerwowana - Jak nas zatrzymają to tylko przez ciebie! Ledwie leziesz! – rozejrzała się wokoło. Dzień był upalny i dziwnie niemy. Jakiś nudny i przygnębiający. Suche powietrze, łaskotało w gardle przy oddechu i potęgowało pragnienie. Dziewczyna ziewnęła. Przetarła dłonią oczy. - Mamy szczęście – uśmiechnęła się. - Gliny weszły do środka. Zaczekaj – powiedziała do Rudego i pobiegła w stronę trawnika przed barem. Podniosła z niego, poprzednio upuszczony przedmiot i szybko zawróciła z powrotem. Po chwili obejrzała się. Z przeciwległej strony ulicy, słychać było senne szemranie silnika. - Patrz – szturchnęła chłopaka w ramię. – Upał jak cholera a ten cały w skórze. - No…- bąknął Rudy. Spojrzała na niego z odrazą. - I jak ja mam z tobą pracować? – oburzyła się. - Z ciebie wrak człowieka! – dodała pod nosem, zerkając na motocyklistę, który zatrzymał się parę metrów przed nimi. Mężczyzna właśnie zszedł z maszyny. Odwrócił się. Twarz miał zakrytą szybką kasku, a w dłoni trzymał jakiś dziwny przedmiot. - Uciekamy! – zwołała Araszka, chwytając Rudego za rękaw. Chłopak, dotąd zupełnie zamroczony alkoholem, momentalnie wybudził się z otępienia i chwycił za nóż. - O ty gnoju! – krzyknął w stronę motocyklisty, nie bardzo jeszcze wiedząc, co się dzieje. – Zjeżdżaj, bo cię zarżnę! - wymachiwał mu przed nosem, długim, czarnym kozikiem, z trudem zachowując równowagę. Mężczyzna zatrzymał się na moment. - Spierdalaj! – wołał do niego Rudy. – No! Już! Spierdalaj! – próbował go nastraszyć, gdy nagle kopnięcie w dół brzucha, wstrzymało mu oddech. Chłopak zgiął się wpół. - Kurwa! – krzyknęła Araszka z daleka. – Co robisz?! – wołała, gdy motocyklista wbijał w Rudego, zawartość trzymanej w dłoni strzykawki. - Czego ty chcesz?! – wycelowała do niego z rewolweru. - Gliny usłyszą strzał – wycedził napastnik, zbliżając się do niej powoli. – Złapią cię – dodał. W tym samym czasie, powietrze przyszył jakiś dziwny świst. Mężczyzna zatrzymał się, ugiął kolana i bezwładnie osunął się na ziemię. W jego plecach, aż po rękojeść, wbity był nóż Rudego. - To jakiś obłęd! – Araszka dyszała szybko, przez rozwarte usta. - Co tak stoisz?! Kurwa mać! Spierdalamy! Słyszysz?! No chodź! Chodź idiotko! - Trzeba wyciągnąć nóż! - To wyciągaj! I chodź! Tylko nie dotykaj niczego innego! ----------------------------------------------------------------------------------- - Zrobiłaś zdjęcia? – silnej budowy kobieta o jasnych włosach, patrzyła na swoją koleżankę wyczekująco. - Tak – odpowiedziała krótko Egezta. - Dobra! Dawaj aparat. Zapal silnik i siedź tu. Zaraz wracam – Rita otworzyła drzwi samochodu. - Co ty wyprawiasz?! Dokąd idziesz? - Zaraz wrócę. Na wszelki wypadek asekuruj mnie. Egezta wyciągnęła zza pasa rewolwer. Oparła łokieć we wnęce otwartego okna. Obserwowała okolicę. Nadal było pusto i cicho. Przed barem wciąż stał zaparkowany policyjny radiowóz. Rita biegła szybko w stronę leżącego na brudnej, zapylonej węglem ziemi, motocyklisty. Rozglądała się, czy nikogo nie ma w pobliżu. Wreszcie dotarła do martwego ciała. W ręce nieżyjącego człowieka, zakleszczona była strzykawka, z nałożoną na nią igłą. Rita schyliła się po nią, wsuwając ją następnie w nylonowy woreczek. Potem odwróciła ciało na plecy. Odchyliła szybkę kasku. Pstryknęła kilka fotek, wyprostowała się i znów, ile sił w nogach pobiegła do zaparkowanego za przystankiem autobusowym, auta. - Jedziemy! – powiedziała zasapana, wskakując do środka. Egezta ruszyła z miejsca. - No... co tam masz? – spytała. - Ha – dyszała Rita ciężko. – Jakieś świństwo w strzykawce. - Mam jechać do Arackiego? - No....jedź – otarła spoconą twarz. 2 23 sierpnia Ulica była zabłocona i mokra od padającego nieprzerwanie od kilkunastu dni deszczu. Jadące nią samochody, rozchlapywały rozlane na niej, głębokie kałuże, bryzgając wokoło brudną wodą. Chodniki po obu stronach jezdni, były zatłoczone parasolami. Ludzie manewrowali między sobą, poszturchując się nerwowo, źli i w melancholijnych nastrojach. Chmurne niebo, zaciągnięte szarym kolorem, wisiało nisko, jakby miało runąć na ziemię. „ Wczoraj, w godzinach popołudniowych, w Katowicach, na zbiegu ulic Kochanowskiego i Niepodległości, zamordowany został mężczyzna. Wiek około lat dwudziestu pięciu, szczupłej budowy ciała. Włosy jasne, oczy niebieskie, twarz pociągła, nos długi, wąski. Mężczyzna ubrany był w czarną kurtkę ze skóry i dżinsowe spodnie.....” – głos spikera radiowego brzmiał chrypliwie. Przerwał go dzwonek do drzwi. Dziewczyna wyłączyła odbiornik. - No jesteś wreszcie – powiedziała z lekkim wyrzutem. - Przepraszam, że się spóźniłam, ale mam jakiś zasrany tydzień. Nic mi nie wychodzi – Anja wyglądała na zmęczoną. - Zasrany? Co za słownictwo? – Eliz uśmiechnęła się, zabierając od koleżanki płaszcz. - A bo....sama nie wiem co się dzieje – zmarszczyła brwi. - Napijemy się dobrego wina to ci przejdzie. Pogoda, widzę, nie nastraja cię dobrze. Anja przewróciła oczami. - Dostałam wezwanie na jutro – powiedziała ponuro. – A ty? - Też. - Myślisz, że to rutynowa kontrola? - E! Ja nic nie myślę. I gówno mnie to obchodzi – wywinęła dolną wargę. – Masz. Zapomniałam, że nie mam wina. - Co to? - Burbon moja droga koleżanko. - Burbon? – zmarszczyła nos. – Pijasz coś takiego? - Pijam, pijam – przedrzeźniła ją. – Wiesz, że nie pijam. Dostałam – zrobiła tajemniczą minę. - Od wdzięcznego studenta. - Ty to masz się dobrze. - No. ------------------------------------------------------------------------ 23 sierpnia, 3 godziny wcześniej - Słuchaj – głos kapitan Kasperskiej brzmiał poważnie. – Poprosiłam cię o rozmowę, bo muszę coś z tobą przedyskutować – westchnęła. – Chodzi o...- podrapała się po nosie. – Chodzi o pismo jakie dostałam z Ministerstwa. - Widzę, że to coś poważnego – szefowa Służb Specjalnych i Bezpieczeństwa Narodowego patrzyła na koleżankę uważnie. – Denerwujesz się. - No tak – Kasperska zasłoniła dłonią usta. – Cholera! – rozglądnęła się po gabinecie. Chwyciła za paczkę papierosów. - Znowu palisz? – Wassen bębniła nerwowo palcami po blacie biurka. - Tak. To przez tą sprawę. - Dowiem się wreszcie, o co chodzi? - No – Kasperska dmuchnęła kłębem dymu. – Chodzi o zniknięcie Rity Bauchan i Egezty Brydzkiej. Moich policjantek z Wydziału Walki z Przestępczością Zorganizowaną. - Oooo! – Wassen wyglądała na zaskoczoną. - No właśnie – Kasperska była podenerwowana. - Zatem? – Wassen złapała za papierosa. - Sama nie wiem od czego zacząć – przyznała się Kasperska. – One zniknęły dwa miesiące temu. Ministerstwo ciągle dopytuje o wyniki śledztwa. A dziś przyszło to pismo – podała zapisaną tłustą czcionką, kartkę. Szefowa SSBN przebiegała po kolejnych linijkach tekstu. - Dali ci pełne pole manewru i limit czasu?! - Dziwne prawda? Jakby chodziło o nie wiadomo kogo! - Najwyraźniej uważają, że sprawa jest poważna. - No tyle to i ja umiem się domyślić! Boję się tylko, że jeśli jej nie rozwiążę w żądanym przez nich terminie, zaządają mojej dymisji. Wassen zaciągnęła się dymem. - Dziewczyny musiały pracować nad czymś ważnym - odparła. - Wiesz coś na ten temat? Kapitan oparła się o tył krzesła. - Obserwowały lokalną grupę dillerów narkotyków. Nic nowego! Chciały się w nią wkręcić. Zapolować na grube ryby. Nie wiedzę w tym nic szczególnego. Taką miały robotę! - Długo już się tak wkręcały do tych narkomanów? – spytała Wassen tonem, który nie zdradzał zainteresowania rozmową. Kasperska westchnęła głośno. - Jakiś rok – wzruszyła ramionami. - No....- Wassen uniosła brwi – Rok to na tyle długo, żeby zdobyć jakieś informacje. No i co? Pewnie macie jakieś punkty zaczepienia? O jaką grupę chodzi, na ten przykład? - No i tu jest pies pogrzebany – Kasperska odpowiedziała ponuro. – Raport z dnia – zerknęła na biurko – 1 czerwca tego roku, mówi tylko o kontakcie, jaki dziewczyny nawiązały z narkomanką o pseudonimie Araszka. - No! To szorujcie do tej Araszki! – wzruszyła ramionami. - Magda! Do jasnej cholery! Nie traktuj mnie jak idiotkę! – ściągnęła brwi nad nosem. - Araszka nie żyje! – dodała ciszej. - Ha! – zaśmiała się Wassen. – To masz pecha. - Mnie nie żarty teraz w głowie – kobieta wstała z krzesła. – Nie widzisz, że sprawa śmierdzi? Zaginęły policjantki. Zlikwidowano ich kontakt. Interesuje się tym Ministerstwo. To chyba nie przelewki?! A poza tym.... - Ok. Nie denerwuj się – wtrąciła się Wassen. – Przecież muszą być jakieś poszlaki! Może przeszukanie mieszkania...notesy, zapiski, telefony, z kim się kontaktowały.... - Uważasz, że tego nie zrobiliśmy? Nic nie znaleźliśmy. Nic – zgasiła papierosa, wrzucając go do szklanki po herbacie. – A poza tym – przystanęła w miejscu – oprócz Brydzkiej i Bauchan, zaginął też Witold Aracki. Nasz laborant. W tym samym czasie. Ja, kurwa nic z tego nie rozumiem! Wassen po raz pierwszy od kilkunastu minut, popatrzyła na przyjaciółkę z zainteresowaniem. - Laborant policyjny? - No właśnie, właśnie! Laborant! - I co? Nie znaleźliście niczego, co mogło by was naprowadzić na jakiś ślad? - Widzisz.... Chodzi o to, że w mieszkaniach zaginionych, nikt niczego nie ruszał. Niczego nawet nie tknął – gestykulowała rękami. - Wszystko było poukładane. Na swoim miejscu. Nienaruszony porządek! Nic, co by świadczyło, że ktoś tam grzebał i szukał czegokolwiek. Wassen podsunęła się do biurka. Zagasiła papierosa w popielniczce. - No....wygląda na to, że za zniknięciami tych trojga stoi ta sama osoba – zmarszczyła usta. – Twoje dziewczyny wdepnęły w jakieś gówno. Jakieś wyjątkowe zresztą – próbowała zażartować. Ale Kasperska nie zwróciła na żart uwagi. - No! Może na tyle ważne, żeby interesowało się tym Ministerstwo – dotarła wreszcie do sedna swoich wywodów. - Oooo! Nie nazbyt daleko posunięty wniosek? - Może – Kasperska ponownie usiadła na krześle. – Sama nie wiem, co myśleć. - Za bardzo przejęłaś się tym pismem. Wyluzuj. - Magda! Tobie łatwo mówić. Ale tu chodzi o mój tyłek. Harowałam na tę posadę latami. A teraz......- podniosła się z krzesła. – Słuchaj. Ja potrzebuje twojej pomocy. - Mojej? - Tak. Myślałam, żebyś użyczyła mi swoich dziewczyn. - Chcesz, żeby moje dziewczyny poprowadziły śledztwo? - Tak. Nie wzbudzą niczyich podejrzeń. Zrobią to dyskretnie i po cichu. - Hmmm...no dobrze – Wassen potarła usta.- Dam ci dwie trzydziestki – uśmiechnęła się. – Przyślę je jutro. Do ciebie do domu. 3 15 miesięcy wcześniej. - Kolejna dostawa – młody mężczyzna uśmiechnął się ironicznie. - Tym razem ze Śląska. – Proszę – podszedł do otyłej blondynki – To dla pani. - Aż tyle?! – oburzyła się kobieta, ściągając z nosa okulary. – Dostałam cały region? - Ależ skąd? Proszę spojrzeć – zrobił wymowny ruch głową – Ilu nas tu jest. I wszyscy będziemy obdarowani równo. Nie ma zmiłuj się, niestety – zaszurał nylonowymi workami, uczepionymi u butów i podszedł do kolejnego stolika. Blondynka przysunęła bliżej, postawioną na blacie skrzynkę. Spojrzała na nią ze wstrętem. - Chyba mam już dość – westchnęła, wyciągając z pudełka próbkę, oznaczoną numerem ŚK 23465897. – To robota dla debili! - Czyli dla nas – rozdający kartony z fiolkami, mężczyzna, pokazał w uśmiechu krzywe zęby. - A co ty masz dziś taki dobry humor? – zadrwiła. – Może się zaraziłeś jakimś paskudztwem? Wypełniona dziesięcioma osobami sala, parsknęła śmiechem. - Coś, co sprawia, że człowiek ma dobry nastrój, nie może być paskudztwem – pokręcił głową laborant. – Tylko błogosławieństwem. - Jessssuuu! Powiedz, co to takiego! – głos, z końca sterylnego, błyszczącego niebieskim kolorem pomieszczenia, zaskrzeczał nieprzyjemnie. - Miłość, panie Kobylak. Miłość. - Jessuu! Stefan! To ty się zakochałeś?! A kto to cię zechciał? Laboranci znowu zachichotali. - Kto. Kto – Stefan wykrzywił drwiąco usta. – Pana do tej pory nikt nie zechciał i nie zechce. - No...bo ja jestem wybredny. Ale ty? Z twoją gębą? – Kobylak wyszczerzył żółte i długie zęby. - Ej, ej. I co? To ma być, niby śmieszne? - Nie, no skąd? - Weź się pan lepiej za robotę! O! To dla pana! Może odechce się panu żartów – ściągnął z wózka kolejną skrzynkę. - Cholera! – syknęła blondynka. – Komputer mi siadł. - A co się stało? – spytała, siedząca po drugiej stronie stołu, dziewczyna. - Musiałabym zakląć. - Niech pani klnie, pani Asiu! – zażartowała. - Pierdoli głupoty – blondynka skorzystała z przyzwolenia. - No to pokaż no te głupoty – milczący dotąd szef sekcji laborantów, dźwignął się z krzesła. Kobieta podała mu wydrukowany wynik. Mężczyzna spojrzał na niego, oblizując językiem wargi. - Daj mi próbkę. Włożymy ją do mojego kompa – powiedział. Blondynka wyciągnęła z dozownika wąską fiolkę z krwią. Numer ŚK-23465976. Andrzejczak chwycił ją delikatnie i poszedł do swojego stanowiska. - No? I co? - Hmm...wygląda na to, że ..... - No! – Kobylak potrząsnął głową. – Na co to wygląda?! Andrzejczak zrobił wydech przez usta. - Że komputer pani Asi jest w porządku. Laboranci odwrócili w jego kierunku głowy. - Zatem? – spytał ktoś z końca sali. Andrzejczak wysunął szufladę. Wyciągnął z niej tekturową teczkę. Odwiązał sznurki. Otworzył. Przez chwilę wpatrywał się w jej zawartość, porównując z nią to, co widział na ekranie komputera. - Zaraz wracam – powiedział, biorąc ze sobą teczkę, wyciągając próbkę z dozownika i wyłączając komputer. - No dobra! – oburzył się Kobylak. – Ale zanim pan wyjdzie, proszą powiedzieć, co tam pan zobaczył?! Diabła?! - Możliwe – odparł Andrzejaczak i zatrzasnął za sobą drzwi. Zapanowała cisza. Kobylak podrapał się po brodzie. Cmoknął. - A co on taki tajemniczy? – powiedział. – Udaje Jamesa Bonda?! 4. 24 sierpnia – wieczór - Nie ma tego wiele - Eliz przewracała zapisane kartki. Miała zaczerwienione oczy. - Owszem – Anja podparła głowę. Ziewnęła. - Ciekawe, co się z nimi stało? – przetarła dłonią oczy. - Uważasz, że nie żyją? Czy, że ich porwano? A może uciekli? - To najmniej istotne. - No wiesz. Jak możesz? Przecież tu chodzi o ludzi! - Nie to miałam na myśli. Chciałam powiedzieć, że to najmniej istotne dla sprawy. Wynik jest ten sam. Nie ma ich. I o to, komuś chodziło – Anja wpatrywała się w zdjęcie czarnowłosej dziewczyny. - Patrz. Ta tutaj – wskazała palcem na fotkę. – Miała tylko dwadzieścia trzy lata. - Araszka? - Yhym...Czytałaś raport z sekcji zwłok? - No, czytałam. Czytałam. Ponoć po prostu stanęło jej serducho. - I nie wiedzą dlaczego. - Hmmm....- Eliz skrzywiła usta – czasami się zdarza. Była narkomanką. Żyła intensywnie. Wyczerpała organizm. - Być może, że to właśnie tak. Ale trzeba chyba ustalić, czy ktoś jej w tym nie pomógł. - Hmmm...Jeśli dowiedział się, że sypie policji.........Ale wiesz, co mnie najbardziej w tym wszystkim intryguje? - Mianowicie? - Zaginięcie Arackiego. Po co komu jakiś laborant? - Laborant jak laborant – Anja wykrzywiła usta. – Po co komu, Aracki? Bo to chodzi o „tego laboranta” nie, o „jakiegoś tam” – zrobiła wymach rękami. – Dziewczyny tylko z nim współpracowały. Bauchan i Brydzka najwyraźniej, dostarczyły Arackiemu coś bardzo ważnego. A nasz tajemniczy ”ktoś” dowiedział się o tym. Przez to pewnie teraz wszyscy nie żyją – wzięła do ręki szklankę z zimną kawą. – Ale skąd się dowiedział? - zaczerpnęła łyk gorzkiego płynu. - Zaczniemy od kontaktów Araszki – zdecydowała Eliz. - To potrwa. - Wiem.. Anja wstała. - Będziesz łazić całymi dniami, zanim czegokolwiek się dowiesz! O ile się dowiesz – dodała. - Nie bój się. Zrobię to profesjonalnie. Żaden „ktoś” nie dowie się, że węszę. - Ok. Ja za ten czas rozglądnę się w mieszkaniu naszych ofiar. No i zerknę do ich służbowego auta. Może gliny coś przeoczyły. - Wiesz nad czym myślę? - No? - Nad tym, co mówiła nam Kasperska. Że, jak przeszukiwano mieszkanie Brydzkiej i Bauchan to nie znaleziono tam niczego, co by dotyczyło sprawy, nad którą laski pracowały. No i z tym Arackim było to samo. Zero czegokolwiek w mieszkaniu i w laboratorium. Nic w kompie. Anja ściągnęła do tyłu łopatki. - Dziewczyny wpadły na coś śmierdzącego. To oczywiste. Ktoś zatarł ślady. Solidna robota. Nie ma trupów. Nie ma dowodów. Nic nie ma. ----------------------------------------------------------------------------- - Późno wracasz – Farrel stał w progu sypialni. – Wiesz, która jest godzina? Anja spojrzała na zegarek. - Pierwsza? – uśmiechnęła się. - Gdzie byłaś? - U Elizy. - Tak długo? - Ojej! Mówiłam ci przecież, że pomagam jej w doktoracie. - Ty? A co ty masz z tym wspólnego? - No! Jakby nie było jestem po polonistyce! - I? - I oceniam jej bazgraninę od strony stylistyki, gramatyki .....Boże Daniel! Chyba mi wierzysz. Farrel zacisnął usta. - Tak – mruknął po chwili. - To dlaczego masz taką minę? - Jaką? – patrzył w podłogę. - Jakbyś był zły – rozłożyła ręce na boki. - Jestem staroświecki. Nie lubię, jak moja kobieta chodzi sama po nocy. A poza tym nie dalej, jak trzy dni temu, łaził za tobą jakiś .....- urwał w pół zdania i rzucił na nią ostre spojrzenie. - Ale już nie łazi – odpowiedziała, podchodząc do niego blisko. – No i po co się denerwujesz? – pogłaskała go po twarzy. – Przecież wiesz, że ja tylko ciebie kocham – uniosła się na palcach i pocałowała go w usta. 5. 26 sierpnia - I co? Masz coś? Anja podrapała się po szyi. - Nie wiem. Jakieś mało istotne szczegóły. - No to mów. Porównamy z moimi – Eliz usiadła na ławce. Wiatr rozwiewał jej jasne włosy, zaczesując je na twarz. - Byłam w mieszkaniu Brydzkiej. Wyczyszczone dokumentnie. Nie mam pojęcia, czy ktoś tam był przed policją, czy nie. Trudno teraz to stwierdzić. Gliny powywracały wszystko do góry nogami. Ale zwróciłam uwagę na kalendarz w kuchni – wywinęła dolną wargę. – Na dzień 3 czerwiec był zapis „biblioteka”. Zaczęłam więc szukać po bibliotekach. - No! Czyli, węszenie po własnym terenie – uśmiechnęła się koleżanka. – Przynajmniej nie wzbudzałaś podejrzeń – odgarnęła włosy. - No – Anja pokiwała głową. – Brydzka była zainteresowana jakimś niedostępnym u nas artykułem z prasy zagranicznej. - Ooo! - Bibliotekarki pomagały go szukać. Pamiętają, że artykuł był stary, sprzed kilkunastu lat a jego autorem był Niemiec. Eliz zmarszczyła brwi. - Nic nie rozumiem. Dlaczego Brydzka tym się interesowała? - Ha! Nie wiem. - No a skąd wiedziała o artykule, skoro jest u nas niedostępny? Anja westchnęła. - Cholera! Też nie wiem! Eliz spojrzała na nią spod ciemnych okularów. - A oprócz tego? Masz coś jeszcze? – spytała. - Tak. - No to gadaj! - Mam kwit bagażowy... - Kwit? – nie kryła zdziwienia. - Przestań mi przerywać! - Ok. Mów. - Ten kwit znalazłam w dziwnym miejscu – spojrzała na grupę dzieci bawiącą się przy fontannie. – Zgadnij, gdzie. - Przestań. Nie zgadnę. - Był w paczce podpasek. - Kurcze! Ty to jesteś dokładna. A w tamponach też sprawdzałaś? - Nie używała. Zaśmiały się obydwie. - No i co z tym kwitem? - Brydzka nadała bagaż do Berlina! Tuż przed swoim zniknięciem. 5 czerwca. - To nielogiczne! Skoro nadała bagaż, to chciała wyjechać. Zatem, czemu ukryła kwit? Czemu po prostu nie wzięła go ze sobą i nie pojechała? - Nie wiem, czy to jest logiczne, czy dokumentnie porąbane....Może ktoś jej przeszkodził w wyjeździe. Może skoro ukryła ten kwit, to znaczy, że liczyła się z tym, iż ktoś, może chcieć przeszukać jej mieszkanie.... - Ale to nadal jest idiotyczne! - Czemu? - No, bo jeśli ktoś szukał u niej czegokolwiek, to tylko materiałów dotyczących śledztwa, jakie prowadziły z Ritą albo czegoś, na temat tego świństwa, dostarczonego przez dziewczyny Arackiemu. Po co zatem Egezta ukryła wyłącznie kwit? - Może w bagażu jest coś bardzo ważnego i nie chciała, by ktoś dowiedział się, że go wysłała. Może są w nim właśnie owe materiały o które pytasz…..Trzeba to sprawdzić. Eliz oparła się o ławkę. - Zaczyna się robić ciekawie. – wsunęła dłonie we włosy. - Do Berlina? – westchnęła. - Co? Jakoś ci się kojarzy z Niemcem? – uśmiechnęła się Anja. - No owszem! - Dobrze. Dobrze – Anja pokiwała głową. - Wybierasz się w podróż na berliński dworzec? - A co? Masz inny pomysł? - Myślisz, że Brydzka chciała odnaleźć Niemca, który napisał artykuł? - Nie wiem – Anja przetarła twarz dłońmi. - Tak sobie myślę.....One zniknęły około 5 czerwca i Aracki tak samo. To, co dostarczyły laborantowi, można było przebadać w laboratorium. Może to ma coś wspólnego z tym artykułem, o który wypytywała Egezta? - Może.... - Boże miłosierny! Skąd te laski, to wytrzasnęły? - Araszka! To jedyny nasz ślad. Masz coś? - Tyle tylko, że trzymała z jakimś Rudym. Facet wykończył się dwa dni wcześniej od niej. - Ooo! - No, podejrzane. Ale musze najpierw dotrzeć do ekspertyzy z sekcji. Ponoć umarł nagle. Stał. Osunął się na ziemię i umarł. - Też stanęło mu serce? - Hmmmm.....Jeśli tak by było, to wtedy nasza hipoteza o morderstwie Araszki, nabrała by realnych kształtów. I trzeba by było zadać sobie pytanie, po co ktoś wyeliminował dwójkę narkomanów, dwie policjantki i policyjnego laboranta? - Jak do tej pory, wygląda na to, że po to, aby zasznurować im usta. 6. 26 sierpnia godz. 14.25 - Słuchaj „Costa”. Zaczynasz mnie wkurwiać! – chudy mężczyzna o dziwnym, jakby pijanym spojrzeniu chodził nerwowo po pokoju. – Celowo nie wtajemniczam cię we wszystko, co dotyczy twojej roboty, bo to dla ciebie zbędne, niepotrzebne i niebezpieczne informacje. Nie zadręczaj mnie więc swoimi pytaniami! Wstań! Wyjdź! I rób swoje! - Marek! To trwa już ponad rok. Nic nie robię, tylko udaję durnia! I nic się nie dzieje! A miało się dziać! – Costa był zły. - Taką masz pracę – odparł przełożony. Costa zapalił papierosa. - Jak tak dalej pójdzie, zatrudnię się w agencji i będę się sprzedawał, jako męska dziwka! - Oj! – czarne oczy szefa wywróciły się w głąb czaszki. Wydął czerwone i pełne usta. - Całkiem przyjemne zajęcie – dodał. Podwładny oparł się łokciem o blat biurka. - Nie zatrudniałem się tutaj za bodyguarda. - No szlag mnie zaraz trafi! Co ci nie pasuje? - Powiedz mi przynajmniej, dlaczego? - Słuchaj – przełożony nachylił się nad nim – Dziewczyna jest dla nas ważna! Czaisz?! I musi być bezpieczna! A czemu. To nie twój zasrany interes! Gnój, którego nam wystawiłeś naprowadził nas, na pewien ślad. A jaki?! Też nieważne tobie wiedzieć! Ważne natomiast, żebyś teraz nie nawalił! Rozumiesz? To, jest ważne, kurwa! Costa przełknął ślinę. - I to wszystko? – zapytał cicho. - Powinni ci obciąć ten wścibski jęzor! - Lubie wiedzieć nad czym pracuję. Czemu mi nie powiesz, co to za sprawa? - Kurwa! Czy ty słuchasz, co się do ciebie gada?! Czy jesteś kompletnym debilem?! - Słucham! - Zatem zamknij już ryja i spierdalaj! - Okej – Costa wstał z krzesła i szybkim krokiem podszedł do drzwi. - Znowu ostra wymiana zdań? – filigranowa sekretarka szefa, spojrzała na Costę zalotnie. - Ach! – westchnął tylko, machając ręką i wyszedł na korytarz. - Sto lat – jakiś gruby brzuch otarł się o niego z impetem. - No cześć. - Markotny jak zwykle – właściciel otłuszczonego brzucha poklepał kolegę po ramieniu. – Co tam u ciebie słychać? Mówią, że się ustatkowałeś. Masz ponoć jakąś niezłą laskę. - Tak. Mam – Costa rozglądał się wokół, rozdrażniony. - Ej! – jęknął tamten. – No to szkoda! Straciliśmy kolegę. Na dziwki już nie mam z kim chodzić. - To się ożeń. - Nie pieprz. Która mnie zechce? – zaśmiał się skrzecząco. – Idę. Ponoć szef chce ze mną gadać. Ostatnio podobają mu się moje gry strategiczne – zarechotał. Costa odprowadził go wzrokiem. 7. 26/27 sierpnia Noce były coraz chłodniejsze. Ta, której przyglądał się Farrel była księżycowa i wietrzna. Wiatr szalał jak opętany, gnąc gałęzie drzew i wyszarpując im liście. - Nie śpisz? – spytała Anja. - Jakoś nie mogę. - Co się z tobą dzieje? Zachowujesz się dziwnie. Stało się coś? - Chcę jechać z tobą – powiedział. - Ale to przecież wyjazd służbowy. Nudne targi książki – Anja próbowała go zniechęcić. - Chcę być z tobą – odparł. - No...to miłe, ale... - Co, ale? W czym będę ci przeszkadzał? Pozwiedzam sobie Londyn a ty odbębnisz swoją robotę. Wieczorem będziemy mogli być razem. - To niemożliwe. - Anja! Na litość Boską! Boję się o ciebie! - Dlaczego? - Już jakiś facet chodził za tobą.... - Może dwa razy. Nie więcej – zeszła z łóżka. – Jakiś cichy wielbiciel....może zresztą wydawało mi się, że za mną łaził. - Dlaczego nie mogę z tobą jechać? – zapalił papierosa. - Daniel. Zaufaj mi. - Zaufaj mi? – żachnął się. - Tylko tyle? Jesteśmy ze sobą od ponad roku a ty mi mówisz, zaufaj mi. Co jest? Nie należą mi się jakieś wyjaśnienia? Anja zaczęła naciągać na siebie ubranie. - Co robisz? – popatrzył na nią ze złością. - Nie widać? - Chcesz wyjść? - Tak. Mam już tego dosyć. Każde z nas żyje narazie własnym życiem i nie zamierzam z niczego się tobie tłumaczyć. I albo to zrozumiesz albo.. - No...albo co? - Albo koniec! - Ja chyba śnię. - Nie, nie śnisz. Ostatnio nie umiesz zasnąć. Nie śpisz i nie śnisz! - Nigdzie nie pójdziesz! - A właśnie, że pójdę. I nie próbuj mnie zatrzymać. Farrel zacisnął pięści. - Miałem trudny dzień – powiedział siląc się na spokój. – Zostań – podszedł do niej. – Wiesz, że nie lubię, jak sama chodzisz nocami. - Powiesz mi wreszcie, co się dzieje? Już od jakiegoś czasu zachowujesz się dziwnie. Daniel usiadł na skraju łóżka. Zgasił papierosa w popielniczce, stojącej na nocnym stoliku. - Nie! Nie zapalaj światła – chwycił ją za rękę. – Sam nie wiem, co się dzieje. Kocham cię - wyszeptał. 8. 12 sierpnia - Szefie – bardzo wysoki i barczysty, mężczyzna stanął w drzwiach. – Mam info – powiedział, wyciągając szeroką, mięsistą dłoń. Siedzący na kanapie człowiek, zsunął z nosa okulary. - Od kogo? – spytał. - Od Szasawy. - Aaaa! Od niego? No to dawaj, dawaj! Olbrzym przemaszerował przez całą długość wielkiego, wyłożonego puszystymi dywanami pokoju. Szef rozerwał kopertę i wyciągnął z niej zapisaną drukiem kartkę. Przesunął wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu i spojrzał na osiłka z przerażeniem. - No – przygryzł wargi. – To wdepnęliśmy w niezłe bagno. Przygotuj umówioną sumę i dodaj do niej pięć dziesiątek. Daj w to miejsce, co zwykle. Na kopercie napisz ”cito” z wieloma wykrzyknikami! - Pięćdziesiąt tysięcy? - Tak, do cholery! Pięćdziesiąt! - Yhym...rozumiem. Wielkolud obrócił się ku wyjściu. Szef wstał z kanapy. Podszedł do lśniącego, hebanowego biurka. Chwycił za słuchawkę. Wykręcił numer. - Cześć. Garbas mówi. Mam info od Szasawy. Przyjedź do mnie. Trzeba się zastanowić nad działaniem. Kiedy będziesz? – oblizał suche usta. – Dobra. No to czekam – odłożył słuchawkę i jeszcze raz spojrzał na kartkę, którą trzymał w dłoni. Podszedł do kanapy i rozsiadł się wygodnie. Na stoliku przed nim stała butelka whisky. Spojrzał na nią. Nalał do płowy szklanki i wypił jednym haustem. Zaraz znowu wpatrzył się w kartkę. Na jego twarzy widać było strach. Po godzinie drzwi do gabinetu, w którym siedział, otworzyły się z impetem. Zasapany Kazak stanął w progu, mrużąc oczy. Pomieszczenie było słabo oświetlone. - No i co? – spytał, szybko zamykając za sobą drzwi. - Siadaj. Naleję ci. Bo jak powiem, co tu pisze ......- zacisnął usta. - Kurwa mać! Wprowadzasz mnie w stan przedzawałowy! Gadaj do licha, bo się aż trzęsę. - No więc, Szasawa wywąchał coś, co powinno zainteresować górę. - No? – Kazak wlepił w Garbasa, małe, szkliste oczka. - Polski rząd od trzech lat, zna sprawę – zaczął Garbas. – Poinformowali go o niej sami Rosjanie. Wyobrażasz sobie?! - Kurwa! To niedobrze! – Kazak się wystraszył. - Zaczekaj! Dopiero zacząłem! Rząd wie o sprawie i szuka. Rozumiesz?! No i w trakcie tych poszukiwań wydarzyło się coś niesamowitego! Laboratorium rządowe, wykryło w jednej z próbek krwi, wirusa Space. - Naszego wirusa?! Jak to możliwe?! - Eee! Czy to ważne? - No jak, kurwa, nie ważne?! – Kazak uniósł się z miejsca. - Siadaj! I słuchaj! – Garbas chwytając kolegę za ramię, na powrót usadowił go na kanapie. – Najważniejsze przed tobą. No więc w tej próbce znaleziono przeciwciała! Kazak wstrzymał oddech. - Pierdolisz?! - Coraz rzadziej – Garbas próbował nie ponieść się emocjom i mimo powagi chwili, zażartować. Ale Kazakowi nie było do śmiechu. - Ha! Jak to możliwe?! Przecież ...- był absolutnie zaskoczony. - No wiem, wiem...nasi pracują nad tym od trzydziestu lat...wiem – kiwał głową. – No i widzisz....a tu taki fatalny zbieg okoliczności! - Szasawa zna personalia zakażonego człowieka? - Zna....ale zażądał dodatkowej forsy. Ponoć informacje, do których się dokopał, są ściśle tajne. Wiele ryzykował – Garbas wstał z kanapy. – Wysłałem już Łysego z pieniędzmi. Następny kontakt z Szasawą nastąpi za siedem dni. Wtedy się dowiem o kogo chodzi i gdzie go szukać. Tymczasem trzeba zawiadomić górę. Zapytać o wytyczne. - Kurwa! Żeby nie było za późno. 9. 12 sierpnia Kazak wpatrywał się w Bogarta ze starchem. - Tak to wygląda – zakończył relację. - Czyli rządowi mają antyciała? – Bogart rozsiadł się wygodnie na fotelu. - Tak. - Acha – Bogart próbował przyjąć zadumaną minę. - Zatem wytyczne są takie – zaczął. – Macie przechwycić tę osobę. I zrobić to tak, żeby nikt się tego nie domyślił. Jasne?! Ona ma po prostu zniknąć.
  18. qrcze dziewczyny, jakże się cieszę, że postanowiłyście skomentować mój wiersz. dzięki wielkie, bo już myślałam, że cały do bani, skoro wszyscy milczą. jeszcze nad nim myslę, kombinuję z początkiem, bo osobiście nie do końca jestem z niego zadowolona. pozdrawiam serdecznie Nef udobruchana:)))))
  19. wysmarowałeś obrazek przemyśleniami po fragmentarycznej lekturze w stylu filozoficznej bzdury bez zapędu na wybieg dla innych oświeciło cię bo włączyli prąd począłeś rutynowo wbijając do głów że genialnie ponad wszelką wiedzą odczuwaniem zaproszeniem w odszyfrowanie zapętleń bo jakichże odbiorców masz ścigać widelcem kiedy kłapiesz przygryzając język siedząc w czterech na czterech i wpatrując się w cztery odrealniony przez zamek w drzwiach na spust szajbę pulsującą w skroniach manię naciągającą się coraz mocniej w grymasy wciąż nowych własnych drzesz włosy z brody jakby tu mniej bolało w przerwach gryzmoląc kolejne światy dzisiaj gorzej się czujesz masz lęki osacza cię powietrze sączące przez szpary okien niepojęte formy życia znowu będą cię dusić aż do bezdechu w którym umrze żarówka napęcznieje kołdra opustoszeje strzykawka myślisz że to śmierć cię goni co noc bo do ciebie pasuje dlatego cisza w mroku stąd słowa na kartkach wszystko tylko z tobą związane tobą zajęte jakby nic miało wiele znaczeń - nic naprzemienne rozdygotane ciężarem wklęsłe w materac
  20. Serdecznie dziękuję za komentarze. Cieszy mnie, że wiersz został zaakceptowany. Ostatnio miewam bowiem podejrzenia, że im więcej czytam i im więcej czasu poświęcam poezji, tym gorzej piszę:)))) pozdrówkowo o poranku:)
  21. w drewnianej powłoce zza kilku nic nie znaczących obrotów głowy dźwięk gubi się w pustce zwężonych źrenic - pulsuje nadmiar skupionego światła wydymasz się tak jak ty to potrafisz suchym głosem co nigdy nie ugrzązł w krtani i na cóż ci wiatr ściany nigdy nie ograniczały twojego wszechobecnego palca oka które wypatrywało tylko najgorszego drzwi do zatrzaśnięcia każesz piłować paznokcie jesteś tak wysuszona że nie przewodzisz ciepła tylko się spalasz
  22. mam manierę komentowania przez wskazywanie. wybacz zatem: jest we mnie cisza rozciągnięta palcem na odległość skrzydeł w 2 strofie nie podoba się powtórka "palca"-tekst za krótki, by sobie można pozwalać na wtórności ( p.s. "Tobie" widzę bez dużej literki:)) pozdrówkowo
  23. nie lubię rymów więc na temat wiersza się nie będę wypowiadać, bo boję się stronniczości. natomiast po co owe 3 kropki? i czemu np. nie 7 lub 5? :))) pozdrówkowo
  24. He, bez urazy ale patrz" (od)bytu" i "trwam" też się kojarzy. a już poważnie. moim skromnym oczywiście owe "od" zupełnie niepotrzebne i psujące efekt. luźna propozycja ad hoc, bez sugestii: oddzielam od doznań bytu ruchu od dźwięku ducha i materii. bardzo mi się podoba ostatnia strofa. pozdrówkowo
  25. jeśli się nie narażę to opinię wyrażę :)) moim skromnym oczywiście 2 początkowe wersy mogłyby nie istnieć, ponieważ są nazbyt oczywiste iż poetycko płytkie. podoba się natomiast bardzo: "łudząc się, że zmyślna ewolucja postępuje i daje nadzieję na przystosowanie." i bardzo na nie:))):"Tytaniczny blask co duszę natchnął", "skomlenia"oraz "Na amen oślepiony". Ogólnie mnie zatrzymuje, choć bez większych emocji. pozdrówkowo
×
×
  • Dodaj nową pozycję...