Płaczę do środka.
Alkoholizuję swój ból
by nie miał delirium
i nie konał.
A on, targany
milionem drgawek,
łyka je chciwie,
zachłystując się
każdą najmniejszą kroplą.
Prosi o jeszcze,
nie chcąc odejść
z ciepłego ukrycia
mego wnętrza.
Więc mu daję,
uzależniona
od chwil spokoju,
gdy potem śpi.
Uwięził mnie
w swym ogromie,
wiedząc, że nie dam
mu umrzeć.
Karmi mnie
wspomnieniami,
mamiąc ułudą,
że wrócą,
sam nabierając sił.
A moja twarz sucha
i oczy puste przez niego,
niewypłakane.
Zabrakło mi łez…
Dajcie mi wódki.