Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

nnnn

Użytkownicy
  • Postów

    69
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez nnnn

  1. Ona-Ktoś odpływała w bezkres po szklance cytrynowej wody. Lubiła myślami zamiatać sufit i katować się niechcianymi słowami. O większości rzeczy mogła po prosty zapomnieć – jednak w jej mniemaniu tak zachowują się mięczaki i osoby niedostosowane społecznie. Coś nie dawało jej spokoju, coś się pozmieniało od momentu, kiedy zaczynała porządnieć. Kontakt z otoczeniem stał się mniej udany, a kontakt w ścianie poszedł w jego ślady psując się i wszystko to, co zdołała podłączyć – nie ma co szukać dziury w całym, prądu w sieci i drobnych w portfelu – nie ma nic oprócz zwątpienia. Ona-Ktoś miała dwa zwierzęta w domu – psa w lodówce i kota w głowie (nie uznawała pająków, gdyż nie pachną i chodzą boso). Zwierzyniec w domu przypominał o życiu po życiu – zawsze to obecność innego ciała powoduje przyspieszoną akcje serca (nie wliczając wchodzenia po schodach na dziewiąte piętro) i pocenia palców wskazujących. Świeże futro daje poczucie bezpieczeństwa i przyjemności – przestrzegała zasady dobrego wychowania i szybkiego wychodzenia bez trzaskania drzwiami – dla normalnego człowieka nierealny zabieg oczyszczający – Ona-Ktoś ma dużo ukrytych talentów, które eksponuje dopiero w momencie wyciszenia telewizora i zejścia na ziemie. Z głową w chmurach i rękach w kieszeni nie robiła nic co mogłoby wpłynąć destrukcyjnie na jej osobowość. Zawsze świadoma swoich kart i min ustawiała myśli pokątnie na kocach. Wiedziała, że nie jest na zawsze, mimo to spała na gwoździach i z motylami w brzuchu – na wszelki wypadek. Inaczej niż inne perfumowane kobiety używała ciała dla zwabienia zacnych klientów sklepów o zasięgu globalnym. Ona-Ktoś z powagą kładła się na łóżko i czekała aż przyjdą godne sny jak godne czasy – czekała długo, ale cierpliwie – uznała, że woda nie może ciec jak krew z nosa i że nie można iść zawsze pod górę, dlatego postanowiła czekać ile dusza zapragnie. Kiedy dzień dobiegał końca Ona-Ktoś przykrywała stopy miękkim kocem i wkładała pod plecy rozrzucone ubrania - kręgosłup krzywy jak Zakopianka domagał się przywilejów. Głos sumienia na ramieniu i obok stojący włos byli ze sobą za pan brat – dwie przybłędy człowieczeństwa! Obok na ławie zawsze stała porcelanowa filiżanka – od dawna pusta – nie mogła spokojnie pić, kiedy obok komary przemokły do suchej nitki – paradoks tkactwa. Zamawiała na wieczór kilka udanych myśli i wczuwała się w sytuacje – dobrze jej w ślubnej bieli. Na talerzyku siedziało ciasto o zapachu dzieciństwa – działała wyobraźnia, bo prawdziwy zapach wywąchała w dzień niepodległości. Właściwie wyobraźni nie mogła pokonać ani złym słowem ani ciężką ręką – była zawsze na miejscu! Wyłączała lampki, które dawały więcej światłą niż powinny – czuła się jak na przesłuchaniu w sprawie zabójstwa Kennedyego. Czasami przykryła żarówkę czerwonym szalem, bo wtedy ciało ładniej wygląda – retusz tuszu! Nie wspominając o tym, że robakom trudno znaleźć drogę do domu. Miała doświadczenie w karmieniu siebie dotykiem – zawsze wiedziała gdzie i jak znaleźć złoty środek. Myliła się raz na milion i to dlatego, że ona też była jedną na milion – taką pokazywały ją lustra i prognozy pogody! Myśli miała zamknięte na świat i wydawała je tak, jak gdyby ślimaki sunęły na wojnę – spowolniony przepływ informacji jest tylko muchą w smole – zwierzyniec zwierzeń!
  2. nnnn

    wieści

    Nie ma takich swawoli, które mogłyby wzniecić wojnę jak harcerze na zbiórkach wzniecają ogień. Nie ma takich pomysłów, o których słychać wszędzie. Nie widać też takich oczu, które mogłyby stale patrzeć. Każdy zasadniczy punkt (nieważne czy to radykalne przedsięwzięcie czy tylko liberalne ścierwo) wyznacza początek, który ciężko znaleźć przez spadające gwiazdy. Coś się musi zacząć zanim skończy się świat. Ktoś schowa nową paczkę papierosów na znak niebieskiej drogówki – zwierzęta są w modzie a skargi w dobrej cenie. Inni podzielą się intymnością w miejscu dostrzeżonym przez parkingowe kamery – rozkosz jest taka sama bez względu na to czy patrzą małolaty i przedszkolaki. Odpoczynki wchodzą w grę jedynie w samotności, ponieważ druga twarz do macania powoduje skażenie powietrza i kwasu sercowego. Po co zaśmiecać sobie głowę niepotrzebnymi dłońmi, które i tak robią dobrze tylko na chwile. Inne chwile są niedowartościowane i targają za uszy wszystkich tych, którzy nie zdołali zapłacić OC/AC ani oddać krwi czy moczu. Zwierzchnik sił zbrojnych jest w każdym krzaku – podobnie jak gimnazjaliści. Wypatruje obiecanych celów a tu ani ich widać ani ich słuchać (uznajmy, że żołnierz ma hełm i wyostrzone zmysły jak scyzoryk w prawej nogawce – w lewej standardowo spuścizna). Obedrzeć kogoś ze skóry jest łatwo, kiedy solarium zdarła nie tylko pieniądze i czas, ale i ubranie. Mocne ściśnięcie dłoni informuje o ilości wrzucania wstecznego biegu i naciskania na spust – opuszki (jak śnieżne puszki) są najlepszym dowodem na zmianę nastroju. Ucieczka przed odpowiedzialnością opłaca się tylko w jednym przypadku – kiedy gwizd czajnika zbija lustra na siedem lat nieszczęść. Czujność wymaga perfekcji lotów i płynności odlotów ciała – zaskakujących rzeczy na świecie jest niemniej niż zmarszczek mimicznych i igieł w stogu siana (o muchach w smole nie wspomnę dla dobra polskich zoo). Rozczarowują rzeczy nie mające głębszej wartości – wierzch pomaga otoczyć oczy ciepłem, które po kilkunastu sekundach jest łzą o niskopodłogowym rozmachu. Uniwersalna wyobraźnia (z pozoru roztargniona) wytrzyma maksymalną temperaturę wrzenia i w termometrze jeśli zda się na kobiecą intuicję – panowie znacznie częściej popełniają samobójstwa na znak solidarności. Mimo wszystko kobieta stwarza ciepło, którego próżno szukać w barach (nawet jeśli mają klimatyzację i podgrzewane siedzenia). Zawartość duszy płci słabej (choć w rzeczywistości najsilniejszej) porównuje się do ściętych drzew z Biblii Tysiąclecia. Każdy decyduje o swoim losie, który jest otwarty na cztery spusty wraz z butelką czerwonego wina. Los zamknięty charakteryzuje się tym, że ciężko z nim porozmawiać oko w oko. Odwrócony plecami i zapatrzony w jeden punkt wypełnia się. Można rzec, że to dobra sytuacja na utrzymanie kierunku – nic i nikt nie przeszkadza - jest tylko wymysł i jego urzeczywistnienie. Los otwarty nie ma spokoju ze względu na doradców, którzy zawsze wiedzą lepiej. Głupota, bo przecież i tak ja mam najlepsze wieści – prosto z dziennika.
  3. nnnn

    gasnota

    Moment ukrywającego się dnia jest szczególnie ważny dla artystów spędzających tę chwilę w barze. Wtenczas wychodzą by podziwiać i dyskutować o artyzmie sekund. Ona-Ktoś też tak robiła! Dzieliła się świeżo spłodzonym wersem, pełnym lanego piwa. Inni kruszyli popiół palonego od kwadransa ustnika. W tle wrzask matek-polek wołających dzieci na kolację i kąpiel – uznaję ten dzień za ostateczne rozwiązanie! Każdy jak jeden mąż – choć wszyscy kawalerowie – chwytają się jednego punktu zaczepienia i swoimi zimnymi dłońmi obrysowują kształt nieba, na którym lada moment pojawi się księżyc (jeśli nie zdążyli wszystkiego przepić, zagrają „o rację” pełną sumy). Mówią więcej niż zwykle, są otwarci jak okna i coraz mniej schludni – geniusz przepływa w trakcie zmagań z rzeczywistością. Odkrycie własnej wartości jest prostsze niż strumień wydalonego moczu – tylko czyste intencje będą spisane i wyrecytowane przez przechodzące psy. Brud klasycznie zostanie sadzawką syfu – Ona-Ktoś ma nieczyste marzenia – przepity umysł – wyższa inteligencja! Na szczęście nie każdy uważa się za zjawisko godne podania na tacy i padania na kolana. Łatwo można przesadzić – szczególnie kiedy krew nie krąży sama – (nie)chciane wydmy frustracji, albo mimowolna przechadzka w to, co dobrze znane. Stopy wreszcie mogą strajkować – rzucić wszystko w cholerę i uciekać, gdzie nawet pieprz nie rośnie. Tam znajdą je tylko dłonie (o ile papilarne linie nie są żartem). Zamknięte w sobie oczy każą ciało, że stało się studnią bez DNA – sprzeciw sobie – rozłam! Zmiękczenie kości i mózgu jest dowcipem samozwańców. Dzień znikł! Nie wiadomo dokładnie kiedy i gdzie. Wszyscy patrzyli – nikt nie zauważył. Wielkie zdziwienie – umarł dzień na rękach zapaleńców. Nikt nie zapłakał, nie złożył rąk w gest modlitwy – ręce zajęte przez kufle i fajki – dzień uciekł prostą drogą. Ma z głowy cudacznych gapiów. Teraz pogrzeb – napijmy się! (Ona-Ktoś stawia).
  4. Na śnieżne poranki najlepszy był Gershwin ze swoimi kawałkami grubych nut. Śnieg opadał wkomponowany w treść dnia – wszystko miało swoje miejsce, Ona-Ktoś też! Rozsuwała powieki zimnymi dłońmi, które kradły resztki tuszu z rzęs – miała stale czarne poduszki od farby i myśli (pewnie dlatego źle sypiała). Później przeciągała swoje grube kości po całej długości jednoosobowego łóżka – skrzypiała zawsze w tej samej tonacji. Marzyła jak stoi na scenie i swoim ciągle nie odkrytym fascynantem głosowym sprawia, że kończą się w kasach bilety – ludzie niedorzecznie marzą (głównie po to, by mieć motywację wstać). Jej motywacja trwała do śniadania – rytmicznie obgryzała kromkę z żółtym serem i zieloną sałatą (albo odwrotnie) i stukała łyżeczką (raz o kubek, raz o talerz) dla rozróżnienia swojego muzycznego smaku. Później motywacja spadała wraz z poziomem cukru (podejrzewała, że to genetyczne) i już nie chciała być ani sławna ani w ogóle być. Ona-Ktoś wierzyła, że jeśli ma się zbyt wiele pasji to jest się nikim – aby się spełniać trzeba oddać się w całości jednemu – tak samo jest w przypadku małżeństwa – skok na bok (przez płot) to nie zaspokajanie tylko szukanie siebie w obcym świetle i ciele. Jej pasja była dość dziwna w swojej naturze. To bardziej zauroczenie pasją niż pasja sama w sobie. Miała talent, chęci i brak ambicji – ma sama pamiętać jaka jest dobra. Z czasem przestało jej zależeć. W swoich oczach też traciła na znaczeniu, dlatego pasja kurczyła się z niedozwoloną prędkością. Nie było sensu próbować, zabiegać, starać się o względy – odpuściła marzeniom, natchnieniom, sobie! Pogodziła się z utratą zamiłowania – nie szukała niczego na siłę, nie próbowała pokochać czegoś na nowo i od nowa – wolny czas ją nie ograniczał, wręcz przeciwnie (stąd jej odważne myśli by wybiec ze świata).
  5. Nic nie daje pewności, że sprawy nie zajdą za daleko. Czasami biegną, czasem spacerują, ale zawsze docierają do celu – niekoniecznie obranego. Sprawy i ich (nie)udomowione pokrewieństwo obserwują wybranków i ni z gruchy ni z pietruchy wymykają się spod kontroli na złość zamiarom. Nic nie jest pewne z żadnej strony, ani cieszące na zawołanie. Ona-Ktoś myślała, że trzyma rękę na pulsie (tętno nie wytrzymało nacisku ze strony otoczenia) a tak naprawdę macała je w słoiku, kiedy nikt nie patrzył. Punkty oparcia połączyły się tworząc bramę nie do przebicia – chóry anielskie miały grać czysto i fair play. Skrajne przypadki osadzone na kocu pod drzewem także nie są możliwe z punktu widzenia nauki i niedouków. Ona-Ktoś wnioskowała o braku wpływu na bieg rzeki i wydarzeń – nic co ludzkie nie jest obce a to co obce, coraz bliższe zezwierzęceniu, jest bliskie. Wczorajsze inne sny, różne myśli i zmieniona słowa dziś zostały przejechane przez walec i wrzucone w błoto – myliła się myśląc, że panuje nad sytuacją i sobą. Nie trzymała na wodzy aspiracji i przyjaciół – jedno i drugie uciekało, kiedy nadarzyła się okazja. Z grubsza (taka też była) sprawy, za które dawała głowę (na razie tylko tyle) zadziwiły ją w ogromnym stopniu (Celsjusza). Nie powinna być ani zła ani zawiedziona, jednak tak się czuła pomimo wizyt psychoterapeutycznych u księdza i kojącej, dopiero co ściągniętej muzyki. Przywykła do wysokiej pozycji wśród ludów pijących i kiedy wszystko się skończyło poczuła strach – czas (wz)bić się wniebogłosy. Kibicowała swojej intuicji, która zanikała wraz z patriotyzmem. Kiedy masz w kieszeni coś upragnionego akceptujesz zastany świat – kiedy tracisz na własnych oczach i z własnych oczu cel przybierasz formę winowajcy, choć jesteś ofiarą losu i patosu. Spektakularnie wyszła z siebie i stanęła na głowie, zamiast stać obok i wspierać ramieniem. Nie miała nic do powiedzenia, odkąd wypluła gorzkie słowa i oparzyła język cudzą śliną – podkładamy sobie świnie (cywilizowaną), choć nie przepadamy za cudami natury – skandal etyczny. Osobowość poszła w las, by starzeć się z innymi organami bez fizjologicznej wydolności. Ona-Ktoś w zasadzie nie wiedziała czy iść za nią czy siedzieć na czterech literach i czekać na błogosławieństwo. Coraz powszechniej zaglądała w stan umysłu i za nic się miała, kiedy odkryła świętą (świetną) prawdę. Inne prawdy nie wchodziły w grę i wysokość a pływały kanałami zakorzenionymi wartościowymi kromkami chleba. Była nienormalna, bo nie wiedziała jaki wybrać wzór zachowania. Z wiekiem nie mądrzała – zamiast być podporą społeczeństwa miała sprzeczność osobowości i wymykającą się sytuację. Kontrola zaginęła razem z psem sąsiada – na tablicy ogłoszeń nie podała numeru, bo bała się, że ktoś zwróci jej honor. Nie rozumiała dobrych intencji, ale chciała czuć ich obecność. Pojedyncze i podejrzane sytuacje zawsze mogą zawrócić i zamieszkać na krawędzi wspólnego łóżka.
  6. Wyjdź za mnie! Tylko tak, żebym poczuła. Bez zbędnych świateł, rachunków. Po prostu załóż mi na stopę but i zejdźmy do gości. Upijmy się szczyptą przytuleń i zacałujmy swoje szyje na śmierć – rozkosz dopadnie każdego, na nie każdym kroku. Zakaź mnie chorobą, która w tobie robi pranie. Oddam ci ślinę, którą noszę w tylniej kieszeni jeansów. Wypadki chodzą po ludziach jak wpadki w wspólny chlew. Zażyjmy po szklance kawy i nie mrużmy ust przez jakiś czas. Nastawiłam się na branie po tym jak wyniosłeś pierwszą górę śmieci – mogę się przemóc jeśli szybko myślisz. Założę się jak kolano na kolano, że będziesz mi przysługiwał jak urlop zdrowotny. Wyrwiemy zaręczoną parę drzew (zakorzenione uczucie – nie ma się co zmuszać do wydawania ciepła) i zasadzimy staw. Ty sprzedasz psa a ja zjem nasze rybki – później odkurzymy sumienia nowym odkurzaczem (czystość wewnątrz jest potrzebna odkąd stale się popychamy z kąta w kąt). Nie chcę znać sąsiadów jeśli mają nam kraść wazony, pomysły i pozycje. Będę dotykać cię po uszach, byś lepiej słyszał moje potrzeby, ja mogę przebrać naszą pościel gdy będziesz w delegacji, albo nosić pod pachą twoje karty kredytowe – bez ciebie jak bez ręki! Uszyję ci plan dni żebyś wiedział, w którym momencie masz pójść do sklepu a w którym na całość. Przewodnik po moim ciele znajdziesz w szafie pod swoją bielizną i butelką zostawioną na pamiątkę wspólnej nocy – jestem łatwa (do zapamiętania) i trudna (do zgryzienia). Liczę, ze masz siłę – pakować możesz tylko we mnie, o żadnej siłowni nie ma mowy. Grać w kostkę z pozycjami przestaniemy, kiedy uznasz, że to za wysokie progi – twój rozstaw jest ograniczony, natomiast ja mam głębię. Puentą naszej drogi będą potomkowie, których nie będziesz mógł bić mocniej niż mnie.
  7. Ona-Ktoś chciała kochać na zabój (niekoniecznie swój). Była stworzona do kochania – przynajmniej sama tak twierdziła – oprócz miłości nic jej w życiu nie wyjdzie na chwile. Każdą materie pustki dławiła w intencji zamążpójścia, by być psychicznie przygotowaną na niedzielne spacery z psem za rękę. Miała gdzieś co myślą inni, ważne by jej kochanie starczało do pierwszego. Świetnie się czuła jedząc posiłki z torebki dla dwóch (konających z uczucia nadkwasoty). Wypatrywała samoloty – miała nadzieje spotkać wyskakującego, najwyraźniej psychicznie chorego, który wpadnie wprost pod jej nie oplewiony ogródek. Trup do kochania też wchodzi w grę – nigdy nie zostawi i będzie chłodził ogniste całowanie w dostępne pasmo. Popłynęłaby za miłością w gnojnej kałuży przy ulicy Smakowitych Kąsków – desperacja stwarza nowe szanse rozwoju. Tęskniła za dłońmi, które wcierałyby jej olejek do prawowania karku i za udami, które rozbijałyby jej orzechy włoskie (po polsku), w czasie wyjmowania świeżo upranej bielizny. Mogła się kochać wszędzie – nawet w kolejce do kasy w jedynym supermarkecie w mieście, nawet pod amboną (wtedy musiała uważać – koniecznie po bożemu), w piaskownicy – wśród robiących w pieluchy mieszczuchów, na klatce schodowej blokowiska, w którym odwiedzała babcię, aż wreszcie w mieszkaniu kupionym na kredyt studencki – wszędzie, byleby był ktoś kto mógł zapakować prezent. Najbardziej smakowali jej blondyni, choć nie miała upatrzonej rasy na wywóz z normalności. Liczył się tylko rozmiar podgardla i zadbane paznokcie (nie lubiła obgryzionych, bo to znaczyło, ze i ją zagryzie). Wszystko zaczynało się od bez zobowiązującego spotkania na kawie, potem pocałunki jak dotyk ćmy, na koniec zachował się przelot – pierwszą klasą. W środku dwa krótkie oddechy o zabarwieniu spirytualnym i wyjdź – może zdążysz na ostatni pociąg namiętności.
  8. nnnn

    rozmowa

    - Dziękuję ci za śniadanie! Jak zwykle przesoliłeś kanapki, posłodziłeś moją kawę, choć wiesz, że tego nie robię i nie przyszedłeś… Tak bardzo się cieszę! - Wiem jak cię zadowolić! Lepiej ci beze mnie. - Racja, mniej płaczę. Nie krzyczysz! - Źle cię traktuję, wychodząc trzaskam drzwiami, zostawiam na tobie odciski palców! - O ile jesteś blisko… - Kocham cię! - Przestań, nie czas na wyznania, uderz mnie! Tylko tak jak lubię - jak zawsze… - Kiedyś cię zostawię. Co wtedy zrobisz? - Porządne śniadanie…
  9. nnnn

    coś

    Na parę sekund przed końcem świata złapię szybki oddech i skoczę w wierzenia. Runą mury i wszelkie ściany zaczną płakać nad swoim położeniem. Drzwi zamkną się w sobie a parapety odejdą w niepamięć. Nie ma po co biec pod prąd (on wiele kosztuje). Ja w dzień ostatni rzucę się komuś na szyję i zacałuję na śmierć. Wierzę, że szybko się zapłodnię i jeszcze zdążę urodzić syna. Dobrze mieć coś na własność! Kilka razy już kochałam bez sensacji i błogosławieństwa. Przez nieuwagę skończyłam w wannie – sama – bez szampana i dłoni w kroku… Lekka rozkosz i piana bez seksu – bywało lepiej, kiedy świat miał zamiar istnieć. Rozmyślamy się kilka razy dziennie, nawet nie wiem czy mam na ciebie ochotę… Już nie wiem, po co liżę szyby i kremuję twarz na Twoje przyjście – ciebie nie ma! Pretensje do siebie hoduję bez wierzycieli i żyrantów. Jeśli zechcę to obudzę się w cudzej pościeli zostawiając ślady dla przyszłych mężów stanu… Miłość jest ważniejsza niż karp na święta – tradycja góruje! Składanie życzeń to tylko bezproduktywny kabaret. Kto wierzy w to, co mówi? Na koniec życia przytulę sosnę (mężczyznę zostawię na później by las nie zazdrościł miłości wkładania i wykładania) – wstyd jest integralną częścią talentu…
  10. nnnn

    ****

    Czasami tak już jest, że budzę się wczesnym rankiem i próbuję przypomnieć sobie sny. Kiedy ich nie ma wymyślam. Biorę sen sprzed kilku nocy i ciągnę fabułę – tak żeby było cokolwiek… To dziwaczne, że nie pamiętam snu, który chwilę temu był. Przecież go czułam… Mam jeszcze ciepłą głowę od uniesienia i poduszkę przesiąkniętą obrazem. Biorąc wdech odczuwam, że coś we mnie mieszka… Takie nieujarzmione i przemrożone… To musi być sen! Przy wydechu jestem trup. Mam kilka powtarzających się jak pory roku marzeń sennych. Te same postacie w ubraniach, których nie mogę spamiętać i ich wiecznie chwalebne oblicza. Czerwone policzki – dobre i drobne sny – tylko takie pamiętam… Po przebudzeniu, kiedy okazuje się, że sen gdzieś się zawieruszył jestem zawiedziona… Nie po to mu się oddaje, żeby później nic nie pamiętać… Sen – brat mężczyzny – wychodzi niepostrzeżenie… Zostaje tylko podniecenie - noc na straty!? A gdy zapytają o mój sen? Wypada powiedzieć, ze nie przyszedł? Wtenczas złoże kilka snów w puzzle i opowiem jak dziecku bajkę. Najgorzej, kiedy żaden sen nie chce się tlić wewnątrz. Myślę wtedy czego chcę i czego pragnę i jak Stwórca tworzę… Dzień jest od tego by śnić na jawie, noc zaś by sen był jawą. Rzekomo śmiertelnik ma siedem snów, których nie jest w stanie zapisać na płatach mózgu ani w układzie nerwowym. Zapamiętał ten, który mu się najbardziej czy podobał? Czy ten, który zdołał najbardziej poruszyć? Kwesta nie do rozstrzygnięcia jeśli nie zakodowało się ani jednego. Nasze sny są jak guma do żucia (i nie tylko) – tyle zabawy i adrenaliny gdy jest, zaś kiedy pęka wszystko szlag trafił! Każdy poranek jest inny. Zaobserwowałam cztery pozycje przebudzeń: 1. Wznak, 2. Bok prawy, 3. Bok lewy, 4. Brzuch – jeszcze dochodzi kombinacja z dłońmi, której nie sposób wymienić! Wydaje się, ze codziennie budzimy się tak samo – otwieramy te same powieki, przecieramy je tymi samymi dłońmi (do śmierci przy nas czuwającymi) i ciągle jesteśmy w tym samym ciele. A nowy poranek to nowa tęsknota… Nie lubię momentów podrygiwania ciała na wyżyny, wtedy ubieram się w zbroję oczekiwań i idę walczyć z życiem…
  11. nnnn

    constans

    suche patyki wbite w podniebną zasłone gonią spacerowiczów za susze słów ptakom też ciężko ruszać powiekami przez druty telepatyczne bez napięcia mięśni właśnie komin wypala fajkę (s)pokoju dla anteny bez wizji na przyszłość cisza też ma akcent głośną wymowę i kształt echa
  12. nnnn

    Teatr

    uwięziony kurz wewnątrz pluszowych foteli sprawia że jestem Alicją bez Krainy Czarów wchodzę w poranki ciągle inną stopą spotykam wiosenne sprzeczności słowom się oddaję uzależniona bytem w tej godzinie biegnę za słońcem taka dzinna aktorka w nocy mi przechodzi nie ma łatwej rozrywki jak łatwej kobiety moja psychika - przypadek sztuką jest stary sens jutra
  13. mowa tylko o orzekaniu znajdowaniu się w przedmiocie, podmiocie czterech grup nie wiemy co znaczą zwroty o kształtach plus - minus na myśl nie przychodzą synonimy określenie siedzi na przystanku kryteriów mogących bądź niemogących sprecyzować sytuacji Arystotelesa struktura logiczna została bez formy głosu B określa A ciszą nazwy nie znajdują się w zdaniu spełnień jesteś orzecznikiem mego istnienia
  14. nnnn

    ... (nic z tego)

    nic z tego nie chcę wiedzie ile dziur ma słońce głębszy sens zamiera na przystanku jakiś czas - miedziany splot po co to liście dawno zasuszone oddechem nieodnalezione pocałunki miejsce wyryte – dom wychłostany sezam na wargach przymierza
  15. nnnn

    ... (brak)

    wychudłą godziną kreślę tęsknotę prywatnego życia szaleją drzewa na mokrej potańcówce słowa wsparte oddechem miętowej gumy lądują w twojej ślinie przybyli nieproszeni goście zmieniliśmy język na zrozumiałe wymiany spojrzeń księżyc zapity w pościeli
  16. nnnn

    04.06.05r.

    A może to tegoroczna LEDNICA??
  17. nnnn

    ... (nie oczekuję)

    dzięki Jay Jay :) Całuje
  18. nnnn

    ... (nie oczekuję)

    Zatem dziękuję :)
  19. nnnn

    ... (nie oczekuję)

    Masz słusznosc... Moze przeslodzone i nazbyt... ale dziękuję... Kolejny mix lepszy od oryginału :) Ściskam.
  20. nnnn

    ... (nie oczekuję)

    mix ładny, dzięki.
  21. nnnn

    ... (nie oczekuję)

    nie oczekuję bajek pisanych łaciną kościstym tchem losu ani wierzb klęczących wokół ołtarza myśli wiatr wsparty kolumną niemych słów strzeże przed krokiem w nic to ulica stęchłego mrowiska krzywd wyludnione pole wiary wysłodzoną mam pościel potem księżyca chama w drzwiach oczekuję gradu niepojętych westchnień przy szczycie bez dna
  22. nnnn

    Nówka

    DP! (skąd ta nazwa?) dzięki Ci za wejrzenie... zauważam że masz rację z kolorytem metafor - to dosc stary kawałek, ale chciałam by tu spróbował się :) Ściskam
  23. nnnn

    Nówka

    w błyszczącym szlafroku trzymał w martwej ręce uroki koniec skraj dawnej zadumy myśli ześlizgują się po klifie urojeń granicą stykam się ze wspomnieniami od jutra nowe życie bez zmierzchów wód patrzę na milczenie bez odegranych ról utopijni reżyserowie świat nieobecni w przerwanym oddechu czasu sukience w kropki w z nowych grzechów barwniejsza w melodię codzienność odczuwa powiew na ramionach tygodni zaczęło się nowe życie…
  24. nnnn

    deCrescendo

    bardzo dziękuję Ci Pansy :) zamiar był właśnie taki... uściski
  25. nnnn

    deCrescendo

    wyciszasz spojrzenia pod pościelą dzwonisz słowem szukania od tak nie-układ nerwowy usypia snem s-pokoju o ścianach z kociego futra bez miauczeń wtulona w kaloryfer bez czułości marznę w niewygodnej pozycji na opak coraz ciszej zamykasz powieki układając rzęsy w puzzle słabych ciał
×
×
  • Dodaj nową pozycję...