Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Vanaheim

Użytkownicy
  • Postów

    62
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Vanaheim

  1. na wyższych piętrach balkony zaczęły gasnąć ciemny zapach czekolady unosił się nad samochodami on mówił ona smakowała jak trawa pyłki tańczyły pod latarniami ławki sennie im potakiwały rozmarzonymi śrubami on krzyczał że wojna w Iraku że znowu firanki że ósme piętro mrówki śledziły ruchy nogawek ona patrzyła na pajęczyny w oknie pewnie powiedziałabyś że dziwnie wyglądają udając że mnie to śmieszy ja budziłbym się z piskiem ulic schowanych pod ławkami
  2. ludzie mówili że nucił coś na odchodnym miał długie białe liny i brzydką burtę z przeszklonego drewna woda była ciemno zielona koloru denaturatu wylanego na ulubioną bluzkę cioci z zachodzącą plamą w okolicy kołnierza kilka wędek cicho salutowało w drugą raz w trzecią stronę z przewiązanymi przez ramię żyłami ludzie mówili że chmury były zbyt szare niewyraźnie rysował się na nich spojrzenie zatopił po drodze miał wstręt do mokrej wody ktoś ponoć zrobił mu zdjęcie z serii tych ładnych z reklamą w tle i rozbawionymi świetlówkami
  3. w dzieciństwie tautologie stron i komarów zaczęły mnie bawić chciałem pisać o deszczu plamy na suficie budowały monotematyczność nie porównywałem sosny do sosen rok temu przypominały słupy za oknem zawsze były okna te ładniej i brzydziej ujmowane nie myślałem o ścianach ich definicji nie było w encyklopediach w wolnych kartkach myślałem jak ładnie Cię ująć w czterech wersach pomiędzy rozważeniami o promocjach brzoskwiń i o drzewie toaletowym
  4. „Zyskałem coś ze względu na kolor zboża...” pierwszego dnia wyrzuciłem za drzwi hipotezę o powstawaniu czarnych pociągów kropek i wykrzykników pomiędzy szynami meble też poleciały ich deski podniecane zapachem pająków rozpalały żarówki w nocy trzeciego dnia sufit zmartwychwstał a ja zacząłem tęsknić do okien i kominów zacząłem na poważnie myśleć o założeniu hodowli baobabów o plażach i muzeach z ładnymi nazwami na końcu zostały mi tylko trzy znerwicowane ściany i dwa sufity z wygórowanymi ambicjami o osobnych mieszkaniach
  5. kaloryfery strzegą naszych granic w gładkich kształtach ukrytych w cieniu jest tylko ściana okna nie są dla nas wyobraźnia jest półprzepuszczalna nie dopuszcza światła a przecież rośliny też umierają na autyzm od samego nasionka wrośniętego nie w ten beton który im obiecywano
  6. zbyt łatwo o tym milczeliśmy flanelowa koszula w kwiatki była lepszym powodem wyrzeczeń żaluzje w oknach nawet stogi siana rozłożone w proteście na reportaż o wypalaniu traw bledną teraz wolniej innym blaskiem ale ty znowu wolisz słuchać w cowieczornym prześmiewisku świetlików z nocą z rozszerzonymi źrenicami w dziwnie poszarzałej kurtce
  7. chwyćmy marzenia za włosy i poderżnijmy im gardła a potem spalmy usiądźmy i popatrzmy w dym zauroczeni innością i harmonią rozkładu a potem wstańmy i pobawmy się w ludzi na tle błękitniejącego sklepu spożywczego
  8. Chciałem chyba posłodzić herbatę Szklanka parowała naturalnie Nie było ciemno Cukier nie był w kostkach Rozsypałem go Tak słodko rysował się na szkle Chciałem zdrapać go nożem Nigdy nie sądziłem że umiem rzeźbić Myślałem że będzie dobrze Że rodzice tego nie zauważą Brak szyby nie wzmaga konwekcji Tylko zima jest wtedy bardziej biała O rzeźbie mówili że jest trochę podobna do Ciebie Słońce załamywało się nad nią Wtedy widać było nawet oczy W końcu wypadła przez balkon Dziś jest w stanie śmierci klinicznej A ja znowu słyszałem Że ze zdjęć piękniej się rzeźbi
  9. To smutne Ale dziś już nie pamiętam jak tańczysz Nawet nie wiem czy to wzbijałaś ten kurz Ktoś cicho nucił Był chyba czerwiec Firanki gdzieś poszły Krzesła miały te śmieszne serduszka na czołach Ktoś cicho nucił Lampy powoli dogasły Myślałem że do melodii Od tygodnia systematycznie zapominam marzyć Powieszenie linki nad sufitem było zbyt empirycznym pomysłem To smutne Ale tuż po Wielkanocy wiosna pachniała ładniej Kot znowu zaczyna nucić A ślady po palcach nie zawsze ścierają kurz
  10. Koło mojego bloku postawiono kartonowe pudło Był tu nowy I nawet się nie przywitał Mrówki już po chwili stały się nachalne Zaczęły przynosić te swoje liście na ubrania Zakrętki z ciepłą wodą I niedopałki papierosów - pewnie dlatego nie włączono mu ogrzewania Wpadł w złe towarzystwo kontenerów na śmieci I zaczął się nałogowo palić A przecież jemu też mówiono O kruchości schodów na trzynastych alejach O niżu demograficznym w okolicach skrzyżowań O tych mniej jak i bardziej wrednych dachówkach I nawet o różowych szkłach kontaktowych A może to trawa była dla niego za słona
  11. Wszystko stało się tak dziwnie Słowa wyleciały oknem Chciałem je złapać Ale ty powiedziałaś że mają przecież spadochron No i jeszcze trawa jest miękka A beton sprężysty Księżyc śmiał się ze mnie Morderca, a ja przecież nie chciałem Tłumaczyłem że to tylko kolejne błahostki Żadne piękne słowa, piękne myśli Wyrzucone w błoto I to nawet bez szczególnego okrucieństwa Korektor wisiał spokojnie na swoim miejscu Nad kominkiem Ty też nie chciałaś mnie słuchać Dzisiaj żarówka się przepaliła I powietrze takie szare Trochę ciężkie od westchnień Pamiętam jak nasze oddechy też wyleciały przez okno Z wiosna kulącą się ku zachodowi Skazane na dożywotne spadanie
  12. Sprzeczność Co teraz obrazku na ścianie Panie Jezu czemu już się nie uśmiechasz Skrzypce ci z rąk wypadły Struna pękła Spuchniętymi oczami lepiej widać prawdę Nawet jeśli to kłamstwo Przeszłość – ból żołądka Dzisiaj – ceglane opary Jutro winda zatonie w morzu Co dalej obrazku na ścianie Zostaniesz moim trzeźwym sępem Będziesz płakał przy stłuczonym kieliszku Atrament się wyleje Dwie ściany zostaną Na przestrzeni wieków Bo krew to miłość A nóż to spełnienie Więc chodźmy obrazku na ścianie Zamknijmy się płótnem w płótno Z kaloryferem pod pachą I lodówką na wiosnę
×
×
  • Dodaj nową pozycję...