Wszystko stało się tak dziwnie
Słowa wyleciały oknem
Chciałem je złapać
Ale ty powiedziałaś że mają przecież spadochron
No i jeszcze trawa jest miękka
A beton sprężysty
Księżyc śmiał się ze mnie
Morderca, a ja przecież nie chciałem
Tłumaczyłem że to tylko kolejne błahostki
Żadne piękne słowa, piękne myśli
Wyrzucone w błoto
I to nawet bez szczególnego okrucieństwa
Korektor wisiał spokojnie na swoim miejscu
Nad kominkiem
Ty też nie chciałaś mnie słuchać
Dzisiaj żarówka się przepaliła
I powietrze takie szare
Trochę ciężkie od westchnień
Pamiętam jak nasze oddechy też wyleciały przez okno
Z wiosna kulącą się ku zachodowi
Skazane na dożywotne spadanie