Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Robert X

Użytkownicy
  • Postów

    176
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Robert X

  1. Dzięki.Wiadome,całość rzadko jest dobra.Przebłyski jedynie(-:Pozdrawiam serdecznie.
  2. Nie,nie.To nie błąd.Dzięki za wnikliwe przeczytanie(-:Pozdrawiam.Mogłoby być i tak jak Ty napisałaś,ale nie o to mi chodziło.
  3. Miłosierną ręką pan wykreślił dwa miasta. Wyobraź sobie to ich razem umieranie. Ten krzyk pełznący ulicami i twarze deptających niebo w szaleństwie bólu. Przypływ krwi wznoszący się ponad dachy. Nie umiem myśleć o tych ludziach inaczej niż bracia. Nawet o Locie który ułożył się z najeźdźcą. Te popioły były płomieniem aż w dzień ugaszenia niebo otworzyło cierniste ramiona i luki bombowe. Anioły. Deszcz płaczących aniołów. Śmiech i łzy w prochy jak kiedyś wino z wody. Pan oczekując meldunków rozdał karty na trzech. Być może do tej chwili mógł ciskać kamienie z czystym sumieniem. Nie widać już podnoszącej się ręki pana. Jest bezpiecznie. Bulwarem zachodzących słońc podążasz od miasta do miasta.
  4. Dziękuję za zdanie nt. wierszyka. "Wyruszeni"-neologizm to za duże słowo chyba w stosunku do tego wyrazidła. To mi wygląda bardziej na celową niegramatyczność-pozostawiam to w spokoju, bo za tym stoi coś,co każe mi tak zostawić. Pozdrawiam serdecznie(-:
  5. Tajne komnaty nocy stoją otworem. Oczekujemy wieści obawiając się progu. W końcu przyłapani na oddechu opuszczamy wzrok schwytany w sidła powiek. Przedtem zasiadamy w bujanym obłoku sami przy stole ołówek w ruchu obrotowym po walce z podłożem wstrzymuje obieg wskazując tę samą odpowiedź. Na bagnach szczudłujemy się snami gdzie ścięgna nie pękają krew nie marznie koła nie łamią. Patrzymy wysoko na wieże które wznosi poranek. W luźnych niedbałych pozach idziemy pod wodą księżyca pozorując szyk zwarty. Posłańcy cierpienia szukają celu. A bogowie umierają na ciemność. Ty zauważaj niech uderza cię to co przybywa zewsząd i chociaż mijasz nie przechodź.
  6. Zaopatrzeni w powietrze wyruszeni z bezpiecznego obozu na nie spacerek drogą skręcającą się z bólu która rzuca w różne strony w białe plamy gdzie przerywna godzina wybija z rytmu napotykamy zbiegów okoliczności o skrytych zamiarach którzy sławią biegłość przypadku w każdej dziedzinie nad bagnami umysły błędne ognie w rękach palą się czyny przodków otwarte rany które opatrzyły się pokoleniom odwieczny głód i niespożyta przestrzeń wpadnięci tylko na widzialność między czasami nieobecności twarze w pełni wycieniowane potem
  7. Dzięki Iris_IK.Ja bym tam się nie przeceniał(-:Cieszę się,że jednak komuś to się podoba,bo tak czułbym się w tym podobaniu osamotniony(-:Przyznaję,że może jest przegadany.Być może to nawet słowa mnie prowadzą,a tylko czasem ja je.Pozdrawiam(-:
  8. Dzięki Julia.Następny chyba będzie mniej przegadany(-:A co najmniej krótszy(-: Pozdrawiam serdecznie.
  9. Być może jest tu styl podniosły,ale co w tym złego.Podniosły ma podnieść na duchu(-:Czasem jednak uda mi się obniżyć podniosły styl,co prawda nie w tym wierszu.
  10. Subiektywnie rzecz biorąc,to masz racje(-:Pozdrawiam serdeczenie(-:
  11. Zanurzam pędzel w oczach ale nie jestem pewny jak prowadzić linie zbudowałem zamki na obłokach gdzie nie sięga zniszczenie i uniosłem pięści w chmury płyńcie więc zamki niedosiężne płyńcie niezdobyte twierdze pędzone moim tchnieniem tylko szczypta magii i zaczynają się sztuczki powraca co zbaczało ku zapomnieniu ze mnie sterowane zmartwychwstania i wśród niemych rozpłaczeń podziw dla dzieł niezdarnej ręki przyprowadźcie mi tu horyzont niech no przyjrzę mu się z bliska chcę jego nieposkromionej wielkości niepokornego spojrzenia wlepionego w sylwetki na wzgórzach lecz schodzisz na ziemię typowany na bohatera w plagi podniesione do potęgi n ieszczęść gdzie w norach oczu zaszczute zwierzęta siedzą i głosy tryskają z niedomkniętych ran głodujący spragnieni o tym wiemy świat jest z proszku nie zaprzeczaj poprostu przelicz szereg lecz zanim wypadniesz z niego są pożądanie i rozkosz zakute w drzewo i zbędny jest podszept węża bo pragniemy miłości płomiennej chcąc wypalić swoją pierś na wylot serca
  12. Jak dla mnie ok.Pozdrawiam serdecznie(-:
  13. Dzięki Czarna.Bierz co zechcesz(-:Pozdrawiam(-:
  14. Dzięki Piotrze.Cieszę się,że tak to odbierasz.Pozdrawiam serdecznie(-:
  15. Tak zjebani przez różne sprawy że butelka sznur i pewna gałąź jak pustynne kuszenie pana gdy było się kawałkiem papieru na sznureczku w matczynej ręce nikt nie miał pojęcia o całym tym gównie przepływającym przez złote rury było tak prosto patykiem na ziemi kreślić niewinność a teraz nie bój się podążyć za tym co odchodzi w zapomnienie i o sufitnej godzinie wejdź do obozów piaskowej chwały gdzie żołnierze z ołowiu grzeją się przy ogniu i wymiękają sztywne kołnierzyki i skały powagi przejdź się po mózgu wykop tunel w oczach niech wyjadą błękitne samochody i krew wędruje gotowa na iskrę jak rzeka benzyny zawiosennij się i jeśli ktoś na drodze ustąpi ci pierwszeństwa przyjmuj to jako znaki nadziei i niech to szszlak trafia w dziesiątki byśmy szli jak się patrzy wyniośle przez wszystkie upadki
  16. Dzięki.Przyznaję rację,wymaga dopracowania.Pomyślę nad tym.Pozdrawiam(-:
  17. Mówisz ptasznie otwierasz dłonie i to wystarczy by tonął w wietrze na wysokim pułapie Mówisz błękitnie i błękit rozprzestrzenia się ogromny na wylot serc Mówisz drzewnie a w głębi zawiązują się korzenie i drzewo wychodzi z ciszy umarłych Mówisz ogiennie i przez powietrzne drogi ciągną wozy ognia niezliczonymi kolumnami Mówisz wodnie i strumienie zbierają siły w rzekę by napierać na pustynne twierdze Nazywasz i to czemu dajesz imię staje się od ręki Mówisz świetlnie i pióra ze skrzydeł słońca spadają na grzbiet ciemności sabotujesz porozumienie wodzów mroku Mówisz podniebnie i otwiera się niebo świeże jak pierwsze słowa poranków a kiedy milczysz nasłuchuje co ma do powiedzenia cisza drżąca między nami
  18. Zawsze to piętno odejścia na czołach i bezawaryjny mechanizm przemijania nakręcony wraz z powitalnym płaczem. Te ręce zaplątane w grzywę błękitnego konia gdy na posłaniach mózgów wylegują się demony a w oczach noc zapada bo zbliżające się odgłosy dział wiosny ośmielają oddziały powstańcze i suną pociągi wyładowane amunicją trawy. Ustrojeni w piórka przeglądamy się w kałużach ulic i chowamy głowy w chmurach. I podziwiamy ogień wtrącony w kamienne akty. W śladach stóp są linie przerywane i przerwane. Wiatr porywa nas w najskromniejszej z postaci. I nie unikną wstąpienia w jego ciało skały skruszone w swojej wyniosłości. Sylwetki roztrzaskane o posadzki czasu okupują miasta. Obdzieramy z kurzu umarłych co sięgnęli po najwyższą ciemność i przełamali się nią jak chlebem gdy ich serca zostały przyłapane na ostatnim uczynku. Sypią się karty z talii przypadku. I musimy zagrać tym co mamy. Miną zwycięscy pokrywa się słabe rozdanie. Gdzie w koronie ziemi szeleszczą rzeki milowe tam musimy w nie wkroczyć bo ani jeden prom brzegów nie łączy a nie przerzuci się ich cezarową kością. Niewinni jak promień słońca przybywamy w najdumniejszej postaci i patrzymy z pozycji niedokonanej w obszar zatajeń
  19. Do Bartosza Cybula: Przyznaję,że pierwszy raz słyszę od Pana ww. nazwisko. Nie znałem. Być może, że nie gustuje w literaturze polskiej. Zawsze marny był ze mnie patriota(-: Jeśli chodzi o zapis, to podejrzewam,że nie utrzyma się w tej postaci. Antytezy niech śpią w spokoju. "Krzyczoność" i "świtonośnych"-zastanawiałem się czy puścić, ale jak widać postanowiłem się pochylić na ich dziwacznością i pozwolić im przejść się po wybiegu.A co tam. Owszem,mogą razić.W swojej skromności nie podnosiłbym ich jednak do rangi neologizmów, ale jeśli już,to większość neologizmów jest dziwaczna. A "świtonośnych" to tylko kombinacja. Jeśli wrażenie nie jest nieprzyjemne,to już coś(-: Do Oyeya: Przedszkole?Być może.Na swoją obronę mam jednak, że dzieci z przedszkola mają nieraz celniejsze sądy niż dorośli. Nie bardzo pamiętam dopełnienia,ale to musi być coś nieprzyjemnego skoro się trzeba ich wystrzegać. Brak spójności?Tak,być może to tylko zlepek różnych części ciał, które siłują się na całość. Takie dzieło Franenstaina,więc zarzut o straszenie nie jest bezpodstawny. Poza tymi dopełnieniami masz być może wielką szansę na posiadanie racji. Proponujesz,żebym zabrał swoje zabawki i zmienił piaskownicę -jeśli już to nie sam. Samokrytycyzm to cenna cecha. Tracisz czas na pierdoły..(-: Do Marka Olesiewicza:Zestawienia zadziwiające? Nie mogę zaprzeczyć Twoim wrażeniom. Ten wiersz nie jest taki zły,musi mi Pan tylko uwierzyć na słowo(-: Jak się nie obroni,to polegnie. A teraz całkiem poważnie:Powyżsi-macie rację, jak będą ją mieli poniżsi,którzy odważą się Wam ewentualnie zaprzeczyć. Muszę dodać,że nie wykluczam tu zmian.Jednak będą one podyktowanie moim uznaniem. W końcu "potężna jest dłoń, która krętym biegiem świata przez nabazgrane imię włada".
  20. Dzięki za odezwę.Muszę się zastanowić nad komentarzem do komentarzy.Pozdrawiam(-:
  21. Bajecznie radzimy sobie w chmurach jedynie tryumfujące nad przepychem morza domy na skale gdzie przeciskamy się nadzy przez korytarze zapchane od miłości a wojny walają się po kątach tu w wieżach bólu oczekujemy włosów czesząc rany w których otwierają się usta na całą krzyczoność domy i ich ściany zamęczone pytaniami doliny które pragniemy przebyć na szczudłach srogooki strażnik obok którego przechodziemy na palcach przeznaczenie fałszuje wybory bo nie ma drogi dalej niż pod stopą głębie których nie wyrażą wody przybrzeżne słowa głębie w których dogmaty toną drążymy noc w poszukiwaniu pokładów świtonośnych wdychając cmentarze w końcu pojmujemy zagadkę sfinksa kwas przemijania starannie wypala inicjały pod pieczątkę sypkiego pożegnania lecz zanim prąd krwi zniesie na tajemne plaże włóżmy słomkę w słońce i do dna całą światłość na resztę ciemności
  22. Ciągle mi płynie pod sufitem.Już nie będę opisywał zmian,które wprowadziłem.Trochę go m.in. przyciąłem.
  23. Zaprowadziłem takie zmiany: dodałem "błądzimy w chmurach jako i pod nimi", "bo jesteśmy na tyle szaleni by zostać", "i choć nie pisze tam jak żyć" natomiast "wymowne znaki tęsknoty" zamieniłem na "niedbałe pozy kruchości" a "przez palce spoglądać na kałuże" zastąpiłem "przez palce spoglądać na dni demonów". Dzięki za komentarze.Pozdrawiam(-: Być może wyplenie tu jeszcze coś.
  24. Dzięki.Jest jeszcze w fazie płynnej.Mam wiele pomysłów co do niego.Pozdrawiam(-:
  25. Na początku jest płacz i pierwsze klepsydryczne spojrzenia w labirynt i w jego drogi beznitne i nie ma śladów jedynie zawodne mapy przodków i stocznie gdzie omylne holowniki czekają tak obładowani pytaniami że ledwie się poruszamy lub zamknięci w kropce turlamy się do kąta błądzimy w chmurach jako i pod nimi niektórzy ufają że grzechem można zdobyć uznanie w piekle a gdzie indziej to samo osiągnąć dobrocią jest ludzi o żelaznych zasadach rdzewienie wszystkich rozpadanie się na części przez okna w ziemi wyglądają resztki umarłych nieruchomy piasek w jednym oku chłodny osąd w drugim ich niedbałe pozy skruszenia założyliśmy tyle miast z dala od przerażenia i musimy zagrać w otwarte karty ze strachem czasem schronić się w cieniu kpiny przed nadętą chmurą powagi jak również dystans to niezła broń zapewne można z niej powalić niejedno zanim śmierć wyciągnie coś mocniejszego i przez palce spoglądać na dni demonów by w posępnych okolicach rozcieńczeń zapału pozostać stężonym do walki to czarny piorun rozjaśni niejasne sprawy lśniący mózg nie objaśni wszystkich rzeczy mroku nieźleśmy wdepnęli nie ma co jednak bądźmy może dumni życie to nie byle gówno i oparci o poręcz tysiąca i więcej nocy zaczytujmy się w gwiazdach na śmierć
×
×
  • Dodaj nową pozycję...