Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Damian Cz.

Użytkownicy
  • Postów

    85
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Damian Cz.

  1. Damian Cz.

    dreams revisited

    po niektórych komentarzach widzę, że rodzaj poezji jaką reprezentuje ten utwór nie cieszy się wielką popularnością, a wielka wielka szkoda...... Podoba mi się druga zwrotka, chociaż nie podobała by mi się bez pierwszej (w sumie logiczne), też bardzo często chcę uciec, trafia do mnie tekst w 100% czekam z niecierpliwością na następne z tego gatunku, gatunku w którym przyszłość :)
  2. Damian Cz.

    Nigdy

    dwa razy "D" czyli dlaczego? i dlaczego w początkujących? To nie przystoi... pozdrawiam :)
  3. przeczytałem.. dlaczego w początkującej? pozdrawiam
  4. Damian Cz.

    Gwiazdy

    czy to piękne czy smutne, że czeka? ale nawet jak sie nie doczeka to lepiej przeżyć i stracić niż nie przeżyć nigdy...
  5. Damian Cz.

    Nieprzynależni

    Jezus Maria! to jest sentymentalny wiersz! co ci się stało? ale: żyć i śmierci? może życia i śmierci, albo życie i śmierć, coś tu nie gra "jestesmy we dwoje"- jeżeli piszesz, że "jesteśmy" to wiadomo, ze we dwoje w tym kontekście, nie musisz tego dodawać pozdrawiam
  6. "ooo. zaskoczenie... poprawił Pan użycie, a raczej nadużycie metafor.. idzie w dobrym kierunku. Pozdrawiam :)" Pan Sławek musi popracować nad czytaniem tekstu ze zrozumieniem, napisałem, że POPRAWIŁ Pan nadużycie metafor
  7. ooo. zaskoczenie... poprawił Pan użycie, a raczej nadużycie metafor.. idzie w dobrym kierunku. Pozdrawiam :)
  8. czy któś mógłby jeszcze skomentować, czy ten zwyczaj tu już nie obowiązuje?
  9. a gdzie jakaś akcja? bohaterzy robią to, robią tamto- po pewnym czasie to poprostu nudne- z wielkim szacunkiem dla przesłania i języka
  10. rodzina. plastikowa zabawka dorosłych. na fakturę kościelną, bez gwarancji choć to nie znaczy, ze musi się zepsuć. to nie jest kilka lat życia i wypolerowane drewno przez dziadka, które zawsze służyło jako kolorowy wiatrak. jedne przeoczone urodziny, tydzień u znajomych kilka wyjść na piwo, a jutro pewnie wesele, to w sumie nic takiego, tylko szkoda, że ta nasza poczta taka niesolidna -nie dostałem zaproszenia. już prawie nie pamiętam zabaw w doktora i „DKLMN” (tylko my umieliśmy to przeczytać) -to przez pogodę i auta. to tutaj toczy się akcja. "muchy dalej siedzą na gównie i brzęczą", tramwaje suwają się po swoich jasno wytyczonych drogach i szynach. tyle razy mi mówili: nie wchodź miedzy jedną, a drugą.
  11. Damian Cz.

    Jej twarz

    no tak, a ja będę dalej swoje.. przesada z metaforami Panie Sławku ;)
  12. o tuż dwie sprawy 1. "wszystko przejedli" to określenie pochodzące z gwary wschodniej, coś podobnego do "wszystko przepili", ale w innym kontekście 2. zacząłęm zdychać, bo nie umierać, a jeszcze nie zdechłem (na szczęście zresztą) to tak jak zacząć żyć, tylko odwrotnie- przecież jasne
  13. Damian Cz.

    Pozorne czuwanie

    no panie Deli s badzo ładnie. Trafne metafory, niektóre bardzo oryginalne. Całość przemawia i jest wyrazista. Przeszkadza mi jedynie zbytni natłog metafor i przenośni w jednym miejscu. Nie daje mi to odetchnąć, a w konsekwencji porwadzi we fragmentach do wrażenia sztuczności. Całość ok.
  14. Zmiana. Istniało niegdyś coś takiego jak dążenie do ziemi obiecanej. Sam pamiętam jak po zmroku rzucaliśmy kamieniami w okno sąsiadki i podpaliliśmy stertę siana poniemieckimi opatrunkami. Pieczone ziemniaki z ogniska- dzisiaj dzielę się nimi z psami. Żółty rowerek zardzewiał i z siana nic nie zostało- wszystko przejedli. Widziałem jak zabijają dzieci, które nie potrafią nawet nic powiedzieć. Idą tą ścieżką, a reszta bije brawo. Live Show za cenę sumienia. Kobiety stały się nagimi aniołami i rządzą. Próbowałem się nie poddać, Ale kiedy mogłem mieć wszystko, nawet Ja zacząłem zdychać. Wracam czasami do mojej małej szkoły marzenia. Nie widzę nic oprócz cuchnącego internatu- szkoły zabijania. Nawet wieczność ma swój koniec.
  15. nie podoba mi się, niezrozumiała wersyfikacja i nie piszmy o tym jak piszemy wystarczy już tego
  16. Damian Cz.

    Rise, rise!

    nareszcie coś dobrego. Jakość w przykładowym wydaniu. Nie zagłebiam się w drobniutkie potknięcia, bo są nieważne przy efekcie całości dziękuję za chwilę ukulturalnienia
  17. Damian Cz.

    Rydzyk-fizyk

    no ja się nie śmieję, mogę się jedynie uśmiechnąć. Tytuł rzeczywiście z komedii a niepotrzebnie, bo ja tu widzę całą ideologię. Przedostatnia zwrotka nie pasuje napisana zbyt prosto, wcześniej takie łądne metafory a tu tak zjechany poziom, niepotrzebnie- szkoda poprostu, "rydzykowanie" to problem w naszym kraju!
  18. do poprawy i to ostro, dzięki
  19. Richard. był zbudowany z niefortunnie porozrzucanych kościołów różnej parafii i nikt nie mógł zidentyfikować substancji ich łączącej. W południe dnia, który spędziłem w supermarkecie, oznajmił nam bez żadnego wahania, że w gruncie rzeczy, to ma już dość bycia człowiekiem. Pozostawił po sobie zaledwie linie papilarne na zardzewiałych kratach i sznur, który jako jedyny tak czule go obejmował. Później nawet noc nie chciała więcej grać.
  20. "Czerwone cierpkie Jak łzy dziewicy Którą jestem." no, no gratuluje, dziewic już ponoć niewiele zostało :), ale tak na powaznie to wers "ktorą jestem" jest zbyt nachalnym dopowiedzeniem. Jeżeli jednak trzeba to zaznaczyć to nie w taki sposób. Niektórzy uważają to za dobre sformułowanie, aele dla mnie ono mimo swojego sensu jest taką kłodą pod nogi, o którą się potknąłem, reszta w porządku pozdrawiam
  21. czy rozwiązanie konkursu znowu zostało przeniesione?
  22. oj, oj chyba za dużo emocji przy pisaniu, bo utwór słodziutki, ładniutki i jednym słowem... kiepściutki. Niedość, że romansidło, to jeszcze nudne. Zupełnie nie w moim guście, ale znam osoby, którym by się spodobał :) pozdrawiam
  23. ..wszystkiego najlepszego... troszkę w innej formie podałbym zawód taty, ponieważ wcześniej buduje sie tajemniczy nastrój kim on może być. Może zacząc od opisu? Chodzi o to, żeby nie pisać nagle "jest kominiarzem" bo czuję się rozczarowany, że tak łatwo przyszło mi odgadnąć kim on jest.
  24. tak, jak poprzednik tylko niepotrzebna wzmianka o efekcie cieplarnianym, brak śniegu jest dla mnie bardziej spowodowany zmianą czasów i bardziej z czymś metafizycznym niż chemicznym procesem. Niepotrzebnie owy efekt cieplarniany sprowadził mnie na ziemię.
  25. Poddał się. To była najlepsza rzecz, którą zrobił. W przypływie ciepła, mogącym przecież równie dobrze oznaczać wstyd, był bardzo zadowolony z dzieła, na które patrzył i któremu przecież poświęcił znaczną część swojego życia. Gra ta przypominała poniekąd płyty porozrzucane po jego pokoju i zabójstwo zielonego ślimaka Tak dobrze znane mu elementy, zaczęły jakby gapić się na niego i wytykać go palcami. Wyczuwał w nich powiew sumienia. Spojrzał w lustro. - Niby nic dziwnego tylko taki jakiś, chłodny – mówił do siebie. Ta noc, której za chwilę miał stawić czoła napawała go dziwnym lękiem. Nie był pewny swojej roli, w którą miał się wcielić. - A może jestem zbawicielem? I ten dziwny pokój, dlaczego na mnie patrzy? Postanowił zrobić przemeblowanie i poustawiał wszystkie meble tyłem, mieszkanie stało się mniejsze i niebezpiecznie miłe. On sam nie odróżniał się od sąsiadów. Był tuż po czterdziestce, niezbyt przystojny, zawsze w siwym swetrze i dżinsach, które pamiętały upojne noce spędzone z poprzednim właścicielem. Mieszkał sam w starej kamienicy w wynajętej kawalerce. Nigdy nie zależało mu żeby mieć swoje własne mieszkanie. Uwielbiał stać przed lustrem i wpatrując się w nie rozmawiać ze sobą. Zajęcie to potrafiło zajmować mu całe dnie, a nawet tygodnie. - Hmm, może nakryje stół, zaproszę gości, przygotuje coś do jedzenia, i pokruszę opłatek? To mogłyby być całkiem miłe święta. Jeśli jestem zbawicielem, to chyba powinienem tak zrobić. Natychmiast zabrał się do roboty. Odnalazł w szafie biały obrus, świąteczne świece z przed kilku lat. Odkurzył opłatek, który niegdyś podarowała mu sąsiadka i ułożył go na talerzyku. Wszystkie czynności wykonywał z wielkim zapałem i entuzjazmem. - Tak, czuję to, to jest moja misja! Ja naprawdę jestem zbawicielem, przyszedłem pomagać i zbawiać.- Zasiadł za wigilijnym stołem, który rozjaśnił całe pomieszczenie i oczekiwał gości. Był bardzo cierpliwy, mijały godziny, a on dalej siedział bez ruchu z uśmiechem na twarzy i czekał. Był święcie przekonany, że odwiedzi go ktoś wyjątkowy, ważny, może nawet sam Bóg. Późną nocą ktoś zapukał do drzwi. Podbiegł do nich natychmiast, otwierając je gwałtownym szarpnięciem. Jego oczom ukazała się mała dziewczynka w czarnej materiałowej sukni. Miała nienaturalny wyraz twarzy jakby zniekształcony i przerysowany. Czuł jej ostry przeszywający wzrok. Wiedział, że jest do niego podobna. Była tak samo nienaturalnie chłodna jak on. Przez dłuższą chwilę stała w drzwiach bez ruchu, po czym wyjęła z kieszeni mały pakunek, ofiarowała go gospodarzowi i zdecydowanym krokiem weszła do pokoju zajmując miejsce przy stole. Nie wywołało to jego nazbyt gwałtownej reakcji czuł, bowiem, że tak powinno być. Zamknął drzwi, schował podarunek do kieszeni i w milczeniu czekał na następnych gości. Minęła kolejna godzina, znowu rozległo się pukanie. Tym razem w progu ukazał się chłopiec. Był niewielkiego wzrostu, elegancko ubrany o twarzy jakby anioła. - Tak, to na pewno anioły przyszły pomóc mi wypełnić misję, uratujemy ludzkość- pomyślał i wykonał gest ręką namawiając chłopca do wejścia do pokoju. Ten jednak stał jedynie i uporczywie wpatrywał się w niego, aż do bólu źrenic. Ogarnął go jeszcze większy chłód. Tajemniczy gość wyjął po chwili mały pakunek i podobnie jak jego poprzedniczka ofiarował go i wszedłszy usiadł przy stole. Gospodarz uczuł ulgę i zajął z powrotem swoje miejsce. Nie miał odwagi powiedzieć ani słowa. Wiedział, że to jeszcze nie koniec, że musi wydarzyć się coś jeszcze, że zapewne ktoś jeszcze przyjdzie. Pokój rozświetlony przed chwilą przez świąteczny stół, napełniał się stopniowo przejmującym chłodem i nienaturalnym cieniem niewiadomego pochodzenia. Pomieszczenie zaczęło przypominać bardziej zdewastowany cmentarz o zmroku niźli miejsce, gdzie miano spożyć za chwilę wigilijną wieczerzę.. Nie napawało go to jednak lękiem. Nie reagował nawet na zmianę wyglądu dzieci, które zaczęły blednąć i jakby się starzeć. Ich twarze stały się całe pomarszczone i zdawały się szyderczo śmiać. On jednak udawał, że tego nie widzi.. - Cieszę się, że przyszliście. Razem spędzimy cudowne święta, nareszcie mogę komuś pomóc. Zawsze chciałem spełnić dobry uczynek, poświęcać się dla innych, rozdawać ludziom miłość.- wyrwał nagle wesoło. Goście jednak zdawali się go nie słyszeć. -Otwórz drzwi- poważnym i nad wyraz grubym głosem powiedział chłopiec -Drzwi? A tak drzwi- odpowiedział gospodarz i szybko do nich podbiegł. Zobaczył terrorystkę ciszę. –Chcesz wejść?- spytał. Cisza nic nie odpowiedziała, usiadła tylko przy stole. Siedzieli tak przez kilkanaście minut - Już chyba czas odmówić modlitwę. – nieoczekiwanie zaczął gospodarz, nikt jednak nie zareagował, więc ciągnął dalej: Jest wigilia, jesteście aniołami, a ja zbawicielem, powinniśmy odmówić modlitwę, ja zacznę: Ojcze Nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo moje, bądź wola moja… - tu przerwał zdając sobie sprawę, że coś jest nie tak jak zawsze. Spojrzał na gości. Dzieci zdawały się śmiać z niego, a terrorystka cisza ignorować zakłócony spokój. Zaczął odczuwać strach i lęk. Czuł jakby coś się w nim zmieniało, wiedział, że to jest złe, ale sprawiało mu przyjemność, więc nie protestował. Podszedł do lustra -Niby taki sam, tylko jakiś taki, chłodny- powiedział pod nosem i w tym samym momencie przypomniał sobie o podarunkach, które dostał od dzieci. Gwałtownym ruchem sięgnął po nie do kieszeni. Wpatrywał się w nie chwilę, po czym otworzył jeden po drugim i cały zdrętwiał. W pierwszym ujrzał swoje serce starannie zapakowane w świąteczny papier. W drugim był drewniany krzyż. Z odrętwienia przebudził się dopiero po dłuższej chwili. Czuł ogromny żal, że jego marzenie o dawaniu dobra i miłości już nigdy się nie spełni. W krzyżu widział nadzieję na odkupienie, wierzył, że jeszcze nie jest za późno. Wyjął go pośpiesznie i położył na stół. Dzieci, które już zupełnie nie wyglądały jak dzieci, ale raczej jak karłowate demony, spaliły krzyż jednym spojrzeniem. - Witaj Panie – powiedziały jednym demonicznym głosem. Terrorystka cisza wstała i wyszła. praca konkursowa
×
×
  • Dodaj nową pozycję...