Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

asher

Użytkownicy
  • Postów

    2 273
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez asher

  1. gesty tekst, ale nie sprawia trudnosci. ot istota tej roboty :))
  2. dzieki Wam pikne za wsparcie w niedoli idoli :)))
  3. nastepny krociak, ale nic to. nastepny bedzie solidny :))
  4. * Matuś patrzy na mnie, jak na kosmitę. - Co mi tu bredzisz, bucu? Konkrety! Jak praca? - Czasem jest, częściej nie ma – mruczę z żałosną miną. Kręci głową, wypuszczając wielką chmurę dymu. Bez satysfakcji myślę, że znów będzie musiał przeżuć ze dwie gumy, zanim wróci do domu. Basia od dawna ciężko pracuje nad wyplenieniem jego nalogów – póki co z rezultatem takim sobie. - Och, nie marudź – Matuś dusi peta i pociąga łyk browca – Ja w Norwegii trzy miechy czekałem na robotę. - No wiem, ale Aneta. Mnie tu całkiem dobrze jest. Trochę jak w sanatorium. Dawno zapomniałem o polskim piekiełku, odsetkach, komornikach, wyciągach z banku, rachunkach do zapłacenia, bezrobociu. Źle sypiam, ale nie z powodu stresu. Stres jest mi obcy, jak nielubiana kołysanka z dzieciństwa, o której zapomniałem. - No to piknie, synku. A kasa przyjdzie. Nie chciej szybko. Ona nie lubi być poganiana. Może się obrazić. - Święte słowa.. - Aneta ma się dobrze. Czasami przechodzę obok sklepu. Siedzi i czyta albo z uśmiechem obsługuje klientki. Basia ją też odwiedza, żeby pogadać o byle czym. - To dobrze. Nie chciałbym, żeby musiała tu przyjeżdżać... Sam nie wiem, jak to się stało, że Aneta otworzyła sklep z naturalnymi kosmetykami. Parę dni chodziła struta, a potem w ciągu kilku godzin znalazła ciekawych kontrahentów, wynajęła lokal i zorganizowała wyposażenie. Zajęty swoim powolnym bankrutowaniem, nawet nie zauważyłem tej zmiany. Po prostu zastałem gotowy sklep i Anetę za stołem, który miał służyć za ladę. Półki uginały się pod ciężarem towarów, tylko klientów jakoś nie było. Co jej strzeliło do głowy, że poszła w moje ślady? – zachodziłem w głowę, ale bałem się zapytać. Później tak polubiłem ten sklepik, że poświęcałem mu więcej czasu i energii, niż mojej upadającej drętwiźnie. Per saldo radował mnie fakt, że stworzyła od zera coś swojego i ma się czym zająć. Widać, zmanierowała się przy mnie na tyle, że kompletnie obca była jej myśl o zatrudnieniu się gdziekolwiek i posiadaniu szefa. - Mógłbyś mi posłać karton fajek pocztą? Rozbawiony Matuś kiwa głową. Na pewno pamięta moje napady paniki w Norwegii, gdy zostawało nam kilka paczek, a ja już chciałem jechać na parking dla TIR-ów po następne. - Po ile tu stoją? 25? - Trafiłeś! Jakoś boli, gdy muszę tyle wydać. Matuś zapisuje adres, dopija piwo i wychodzi. Zostaję sam z burzą myśli. Mam jeszcze trzy paczki. Zanim przesyłka dotrze, i tak będę musiał dokupić. Zawsze ze zgrozą rozmyślam, ile kosztuje nas przedwczesne zejście. Opętańczo wykupujemy polisę na śmierć, a diabeł chichocze. Wydaję na używki więcej niż na jedzenie. Czy zna ktoś głupszego człowieka? Sączę resztkę piwa. Na wielkim telebimie gwiazdy popu i rocka gimnastykują się w ośmiu miastach, by zebrać kasę dla Afryki i wymusić na politykach większe ustępstwa. Pierwsze idzie łatwo, drugie raczej nie jest możliwe. Live 8 transmituje BBC, więc postanawiam obejrzeć do końca już u siebie. Ciapaty młokos w sklepie na rogu pozdrawia mnie czule. Jak oni kochają pieniądze! Entliczek pętliczek – biorę trzy najdroższe piwa – butelkowe Żywce i dumnie niosę do domu. I tak baśniowa dycha przepadła bez wieści. Wiem, że ze mnie skończony prymityw, ale właśnie piwo sprawia mi największą przyjemość. W domu czekały na mnie dwie wiadomości – dobra i zła. Którą wybrałem? Oczywiście, że złą, by złagodzić jej wpływ balsamicznym działaniem dobrej. Archie zwołał nas wszystkich do siebie. Na stole stało kilkanaście puszek z piwem. Jerry już siedział, nerwowo strzelając oczami na wszystkie strony. Nie mógł się doczekać wieści, ale Archie uparcie czekał, aż będzie komplet. W końcu zabrakło tylko Waldka, który jak się okazało, popołudniu poleciał do Polski. Każdy z nas otrzymał puszkę eksportowanego z Australii Fostersa i plik dokumentów. Życie we mnie stanęło, krew zatrzymała się, jak metro podczas awarii, oddech uwiądł gdzieś w podziemiach płuc. - Nie chciałem wam mówić, ale parę dni temu byli tu ludzie w VPS. Zbadali stan domu od zewnątrz i pojechali. Ten pozew jest skutkiem ich wizyty. Vacant Property Security. Goście od zabezpieczania drzwi i okien w opuszczonych budynkach. Montują wielkie metalowe blindy i co pewien czas sprawdzają, czy ktoś ich nie naruszył. - O kurwa! – stwierdza rzeczowo Jerry. Wszyscy bladzi i roztrzęsieni rozszyfrowujemy treść pozwu. Jest ich sześć, jak gdyby wiedzieli, ile osób przebywa na squacie. Nieznane osoby, które naruszyły zabezpieczenia i wdarły się nielegalnie do posesji należącej do przedsiębiorstwa Transport For London, zostaną osądzone zaocznie dnia tego a tego, o tej i o tej, skutkiem czego otrzymają sądowy nakaz opuszczenia zajętego budynku. Koszty sądowe zero funtów, straty wycenione przez TFL – sto pięćdziesiąt. Pstrykają puszki. Wszyscy wpatrujemy się z napięciem w Jerry’ego, który najlepiej zna angielski. Czekamy na wyrok. - Odradzam pójście na rozprawę. Możemy zostać oskarżeni o włamanie. Blady, jak ściana za jego plecami, Archie kręci szybko głową. - Powiemy, że było otwarte, że włamał się ktoś wcześniej. Przespał noc i poszedł w cholerę. Jerry dłubie językiem w dziurze w zębie. - Ryzykowne, ale do zrobienia. I co, będziemy walczyć, żeby uznali nasze prawa lokatorskie, czy jak? - Mamy tu zarejestrowane firmy, telefony, na ten adres mamy konta w banku. To chyba coś znaczy? Ja tu trzymam cały dobytek, osobisty i firmowy. Spierają się, zderzają argumenty, obdzierają prawdę z oplatających ją falsyfikatów, a ja w duchu rozmyślam, w czym tak bardzo podpadłem losowi, że znów mnie traktuje w ten sposób. Mogę się spakować w godzinę i z dwoma torbami oddalić w dowolnym kierunku, jednak jestem na pół sparaliżowany. Ruszam tylko oczami. Po chwili wstaję i bez słowa idę do siebie. Wiedzą o czym mówią i wiedzą do czego chcą zmierzać. Ja jestem przypadkowym statystą w tym przedstawieniu. Wolę poczekać na wnioski i wtedy podjąć decyzję. Włączam BBC. Akurat śpiewa Sting. Otwieram browca i bezsensownie drapię się po brodzie. Acha, była jeszcze dobra wiadomość. Jerry znalazł mi robotę. Poznał ludzi, którzy kupują flaty i remontują je pod wynajem. Trzeba drzeć tapety, malować, sprzątać. Zaczynam od jutra. Znam się na tym. Robiłem to samo w Norwegii. Tylko czy ta wieść jest w stanie równać się z tamtą?
  5. fajne je, ino kiedy nie jest chopem :)
  6. Raczej to byl sen. Gnebi mnie jednak w 1 zdaniu czy to byla reakcja czy erekcja? A tak w ogole, to poczytaj jeszcze raz i porzadnie popraw.
  7. no walnij jeszcze zwrotke i pogadamy :)))
  8. Stary, dales popis adekwatnosci komenta do tematu. pozdrawiam
  9. lec dzioucha marzenia senne klecic :) dzieki.
  10. szanuj tusz, masz jeszcze rzesy :)))
  11. Mam tylko nadzieje, ze to literfikcja.
  12. jeszcze nie drukuj. nie jestem nawet w 1/3 :))) pozdrawiam.
  13. wymyslone przed godzina. post czlekowi sluzy czasem :))
  14. chyba napisze utwor o mini...
  15. zaleta. niby pewne rzeczy sa wyswiechtane, a jednak da sie jeszcze raz :))
  16. i ciekawie wyszlo :) chybabym sie nie domyslil, gdyby nie komentarz pod spodem...
  17. i znow kawalek prozy poetyckiej zebem. tylko zakonczenie 1 zdania mi przeszkadza, nie lubie gdy sie konczy na jac...:))
  18. * Przyjęcie rozpoczęło się w akademiku, ale potem całą ekipą wyruszyli w miasto, krzyczeć, śpiewać i tańczyć. Pod pomnikiem Mickiewicza pijana ekipa podrzucała Młodego tyle razy, ile lat kończył, zaś samo miejsce po raz kolejny przysłużyło im się swoją magią. Wśród studentów Krystian czuł, że nabiera sił, znowu wierzy w siebie, ma pod stopami szorstką materię rzeczywistości. Anita od początku przyglądała mu się z zainteresowaniem, które bardzo szybko zmieniło się w fascynację. Znał takie spojrzenia i już wiedział, że tej nocy nie będzie sam. Nie przypuszczał jednak, że znajdzie w niej coś więcej. Nad ranem Anita zadzwoniła do rodziców, że impreza urodzinowa się przeciągnie, po czym bez namysłu pojechali na Słowację. Krystian odkrył ją całkiem niedawno, podczas jednej z szalonych wypraw, na jakie się wybierał się w weekendy z rodziną lub przyjaciółmi. Po prostu wsiadał w samochód i ruszał przed siebie, bez wyraźnego kierunku i celu. Słowacja okazała się rajem na ziemi, oazą spokoju, ciszy i bezpieczeństwa. Czekały tam wyludnione góry, bujne lasy, ciepłe źródła lecznicze i dobre jedzenie. Krystian postanowił wracać tam, ilekroć los ześle mu złą chwilę, ale teraz w końcu temu zaprzeczył. Jechał przecież z młodziutką kobietą, dla której stał się ideałem mężczyzny i obiektem wyjątkowo silnej namiętności. Odtąd byli razem. - Mam ochotę na łyczek wina - zamruczał, gdy na talerzu zostały żałosne resztki. Ujrzał w jej oczach błysk niepokoju, mimo to jednak wyciągnął z lodówki butelkę i przygotował szklanki. - Musisz? - szepnęła. - Nie - jęknął przeciągle, robiąc kilka nerwowych ruchów szyją - Po prostu pasuje do kolacji... Nie lubił się tłumaczyć. Nałóg zdawał się nie wracać. Nie było żadnego ryzyka. Feralnego dnia i przez następny tydzień chlał jak wariat, a potem nagle mu przeszło i tylko od czasu do czasu smakował jakiś dobry trunek. Przez blisko siedem lat nie było w jego domu alkoholu. Później stopniowo zapełniał barek i spiżarnię, by mieć czym częstować gości. A wszystko zaczęło się, gdy urządził dla swoich klientów wyjazd w góry. Upojony życiowym sukcesem wypił toast razem ze wszystkimi i przypomniał organizmowi cudowny smak alkoholu. Przez długie miesiące w ogóle o tym nie myślał, ale wkrótce przyszła kolejna podobna okazja, z tym że wypił, oprócz szampana, także aperitif. I nadszedł dzień, w którym pękło jego niebo, sypiąc mu na głowę odłamki umierającego błękitu. Od tego czasu zrobił się bardziej śmiały, ponieważ nawrót choroby nie nadchodził, a alkohol wyjątkowo pomagał na stres. Poczuł się wyleczony i oczyszczony, jak gdyby zaczynał życie od nowa. - Pozmywaj, dobrze? - poprosił, gdy skończyli butelkę - A ja przygotuję kąpiel. Zostawił ją w kuchni i poszedł do łazienki. Przygotowywanie kąpieli, tak jak gotowanie zawsze było dla niego przedmiotem najwyższej ceremonii. Najpierw starannie wyczyścił wannę, następnie wlał do niej olejki pachnące oraz płyn, a potem pozwolił wodzie wzbierać na jej dnie. Usiadł na muszli klozetowej i w jednej chwili przestawił tryby w głowie na myślenie o sprawach zawodowych. Miał w zasięgu ręki czasopismo AA “Arka” i myśli De Mello. Z żalem pomyślał, że tym razem nie będzie mógł sobie poczytać, choć było to jedyne miejsce, gdzie znajdywał na to czas. Zamiast tego, przyjrzał się nowemu folderowi reklamowemu jego firmy, który przygotował jeden z jego młodych pracowników. Rzecz była śmiała, dowcipna i zachęcająca - w sumie bardzo profesjonalna. Trzeba było tylko nieco złagodzić niektóre sformułowania, jak na przykład “ Upolujemy dla Ciebie każdego klienta”. Zdjęcie z zimowych łowów też mu nie odpowiadało. W tym momencie nic sensownego nie przychodziło mu do głowy, więc pozostawił sprawę na walne zebranie, jakie odbywało się co poniedziałek w jego gabinecie. Na forum ogólnym zawsze ktoś przedstawiał nowe pomysły albo postulował korekty w już realizowanych. Demokratycznie i jawnie. Ostatnimi czasy trochę się ten zwyczaj zagubił, ponieważ warszawska filia odbywała swoje sesje, a śląska swoje. Krystian brał w nich udział w zależności od tego, w którym oddziale akurat przebywał. W stolicy miał od tego młodego dyrektora, którego jeszcze niedawno zamierzał uczynić wspólnikiem. Jarek zdawał się być idealnym człowiekiem do tego celu. Prowadził biuro z taką samą werwą, jak wtedy, gdy był jeszcze szeregowym pracownikiem i musiał zdobywać klientów w ramach telemarketingu. Był przy tym szalenie ambitny. W weekendy studiował zarządzanie i filozofię na dwóch różnych uniwersytetach, w ciągu tygodnia tyrał na chwałę firmy i swoją własną. Spodobał mu się już podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Dobrze ubrany, pewny siebie, otwarty. Wkrótce pokazał się też jako doskonały pracownik. Nic nie stało na przeszkodzie, by Krystian uwzględnił go w planach na przyszłość. Dokumenty ratyfikujące status spółki leżały już u prawników, zaś więź między nimi przekroczyła zwykłą relację pracodawca-pracownik. Pozycja firmy, zyski brutto, perspektywy kolejnych sukcesów. Tak, po raz pierwszy od bardzo dawna czuł się szczęśliwym człowiekiem. A niedługo... własne multimedialne wydawnictwo, splendor akcji charytatywnych, małżeństwo... Westchnął ciężko i przeczesał rzednące z wiekiem włosy. Oddalał przykre myśli, jak długo mógł, lecz wracały wieczorem ze zdwojoną siłą. Oprócz finansowych skutków włamania, wyszły na jaw inne, sprytnie ukrywane przez Jarka kłopoty. Warszawska filia od jakiegoś czasu generowała długi. Prosperowała nie najgorzej, jednak koszty utrzymania biura, mieszkania firmowego i samochodów ciągnęły ją w dół. Dlaczego Jarek mu o tym nie mówił, dlaczego księgowa milczała? Krystian miał najgorsze przeczucia. Anita wsunęła się bezszelestnie do łazienki i widząc go zgarbionego na muszli klozetowej, uśmiechnęła się promiennie. Odpowiedział jej tym samym. Nie musieli nic mówić. Chwilę później pławili się w ogromnej wannie, przytuleni do siebie tak szczelnie, jakby byli jednym organizmem. - Chłopaki się wypalają – stwierdził ponuro i nagle opuściła go energia: postarzał się, stracił kolory – Jakieś bzdury wymyślają. Może za długo w tym siedzą... Są monotematyczni, nudni... Marzenia, fantazje, sny... Nie tylko na tym opiera się reklama... Spójrz, kuchenki i lodówki o futurystycznych kształtach.. No, to może przejdzie: REALNY KSZTAŁT TWOICH MARZEŃ albo PRZYSZŁOŚĆ W ZASIĘGU RĘKI. Te dwa wyślę w poniedziałek rano do akceptacji... Przetarł zroszone czoło. Kiedy pracował, był żywiołem – nie liczyło się nic innego. Skulona przy nim Anita obserwowała go, nie kryjąc fascynacji. Leżeli w wannie nago, lecz w tej chwili całkowicie abstrahowali od swojej cielesności. - Męczy mnie ta firma produkująca drążki do kabin prysznicowych - odezwał się zmęczonym głosem - Ta kampania wydaje mi się absurdalna. Zdawał sobie sprawę, że Anita w niczym mu nie może pomóc, ale traktował ją jako słuchacza, partnera do rozmowy, medium odbijające jego myśli. Tyle tylko od niej oczekiwał, ale ona poczuwała się do czegoś więcej. To ją gryzło, choć pewnego progu nie była w stanie przekroczyć. Tak się sprawy miały z większością jego bliskich. Łączyło go z nimi wiele rzeczy, lecz nie te, które bardzo często uważał za najistotniejsze. Mógłby z powodzeniem nawiązać nowe znajomości wśród ludzi interesu i z nimi konsultować zawodowe rozterki, ale nie czuł się wśród nich dobrze. Z reguły byli to ludzie puści w środku, bezwzględnie podporządkowani mocy pieniądza, irytująco pogardliwi dla reszty świata. Nie był w stanie przejść na ich stronę, więc cierpiał samotność człowieka zdanego wyłącznie na własne siły. Jarek był bardzo pomocny, lecz mimo to, nie był kimś, kto rozsądnie doradzi, czy zaproponuje odpowiednią strategię. Był za młody i zbyt niedoświadczony. Był dopiero kandydatem na menadżera. Stąd w większości przypadków Krystian musiał polegać jedynie na sobie, a wcale nie był przekonany, czy podejmuje właściwe decyzje. Wrodzony talent i suma przeczytanych podręczników nie dawały żadnej gwarancji. - Bo spójrz - zagaił do skupionej na ruchu jego warg Anity - Jaki można znaleźć kontekst dla drążków prysznicowych? - Nie wiem. Może kąpiel - zasugerowała. - No? I? - Wanny to już przeżytek. Są niehigieniczne, zajmują sporo miejsca, zużywają dużo wody... - Dobrze. Tylko że my nie chcemy wykazywać wyższości prysznica nad wanną. Mamy zachęcić społeczeństwo do używania określonego typu drążków.
  19. to ok, bo sie martwilem, ze wyjales z kontekstu, bo to juz ktoras czesc. Dzieki za zajrzenie.
  20. mozesz, chlopie prosic. zbedny wysilek, tu nikt nie zaglada :)
  21. szarpiesz ostatnio w nieznanym kierunku i fajnie wychodzi, ale ostatnie zdanie wywal, bo niechlujne, az babcia puenta posiwiala z oburzenia.
  22. To mi fajnie, bo ostatnio idzie jak krew z nochala, ale nie ustaje w boju :))
  23. a ja mam poczucie, ze czegos zabraklo, bo pomysl arcyswiezutki :)
  24. To sie ciesze. sa momenty lepsze i gorsze, grunt, ze opowiesc jakos plynie :)
  25. Warte przepisania, bo slabo bierze, a cos jednak w tym jest. Nie zmieniaj czasu w chwili, gdy opisujesz jedna i te sama scene. Bo to cholernie burzy odbior :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...